View Single Post
stare 11.02.2009, 21:21   #39
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

khem khem.
ten tego, odświeżam
Zdjęcia autorstwa Veripmy - za co serdecznie jej dziękuję
i dedykuję jej za to odcinek

Odcinek 5
„Odwiedziny”

Joshowi wydawało się, jakby śnił na jawie. Wciąż do niego nie docierało, że to tylko zły sen. Z drugiej strony bał się tej rozmowy z Sam. Co jej powie, jeżeli zapyta go o rzeczy, na które nie może odpowiedzieć? Do jakich kłamstw będzie się musiał posunąć, by chronić siebie i Jacka?
*

Sam chciała się w końcu czegoś dowiedzieć, jednocześnie bała się odpowiedzi. Skierowali się ku wyjściu. Mimo nienajlepszego początku ich znajomości i różnic jakie ich dzielą przywiązała się do człowieka, z którym przyszło jej dzielić mieszkanie. Była mu również wdzięczna za wyprawienie świąt jakich nie miała od lat i chciała mu pomóc, bo nie mogła znieść myśli, że cierpi ktoś na kim jej zależy...
- Na dwór?! – osłupiały mężczyzna nie zamierzał wychodzić z ciepłego domu.
Uśmiechnęła się promiennie i skręciła do jadalni. Zażenowany, poszedł za nią. Obydwoje usiedli naprzeciw siebie.
- Zacznę od tego, że krzyczysz przez sen… - stwierdziła ponuro. – ale nie o to mi chodzi. Wydaje mi się, że masz przede mną jakieś sekrety. – powiedziała i położyła swoją dłoń na jego.
[img]http://s5.************/zurswm.jpg[/img]
Nie przywykła do takich rozmów o szóstej nad ranem. Nigdy też nie położyła swojej ręki na czyjejś ot tak, bo po prostu nie potrafiła. Ten człowiek ją zmienił.
- Ja? No skądże. – głos ciągle mu zadrżał. Pod wpływem tych wielkich, nie znoszących kłamstwa oczu, sprostował swoją wypowiedź. – No dobra, może mam jakieś, ale nic ci do tego. Nie jesteś moją matką i nie muszę się tobie spowiadać – cofnął swoją dłoń.
Po chwili kobieta również to zrobiła.
- Nie chcę ciebie naciskać, ale powiedz mi chociaż jedno – wstała. – czemu krzyczałeś przez sen, że nie chcesz nikogo zabijać? Josh, proszę, otwórz się przede mną do jasnej cholery. – teraz to jej głos drżał.
Mężczyzna był wewnętrznie rozdarty. Tak bardzo chciał jej to wszystko teraz wykrzyczeć w twarz, powiedzieć, że jest satanistą, że ma ją zabić. Ale nie mógł. Dzięki niej zaczął nie tylko dostrzegać wewnętrzne piękno, ale chciał się zmienić. By zyskać na czasie, zerknął za okno. Był zimny, śnieżny grudzień, śnieg na parapecie zasłaniał ponad połowę okna. Za nic w świecie nie ruszy się teraz z domu.
- Kiedy miałem siedem lat, dokładnie w Halloween, zginęła moja mama i ojczym. – zaczął. – Tego samego dnia mnie uprowadzili, ale nie dla okupu, tylko dla własnej satysfakcji. Do dziś nie znam porywaczy. Ojciec odszedł, jak miałem trzy latka. Może to i dobrze, że znałem go tylko z opowieści mamy – słowa cisnęły mu się na usta, zanim zdążył przemyśleć ich treść. – Nigdy więcej nie zobaczyłem już swojej rodziny, ponieważ oni ją zamordowali. Zabili nawet półroczne, niczemu niewinne dziecko, rozumiesz? – zacisnął szczęki.
Bez słowa do niego podeszła. Z jej szarych oczu leciały łzy. Przytuliła go i powiedziała:
- Tak mi przykro… nie wiedziałam.
Co ona wyprawiała? Czy naprawdę parę słów wystarczy, by się kompletnie rozkleiła? Nie chciała, by sprawy przybrały taki obrót. Nie chciała, by ktoś płakał.
- Wiesz, czemu wstąpiłem do policji? – spytał się, gdy usiadła z powrotem. – Chciałem go znaleźć. Chciałem dojść do tego, co zabił moją rodzinę i patrzeć jak on umiera w mękach. Ale wiesz, kto mi stanął na drodze? Ty! – krzyknął, a jego czy pociemniały.
Smutek w jej oczach przerodził się w złość.
- Jak śmiesz? Dobrze wiesz, że wcale nie musisz tu być! – Jej cichy głos zmienił się na krzyk.
Wstała i wyszła z pokoju, zostawiając Josha samego ze swoimi problemami.
*

Doskonale wiedział, że nie powinien był tego mówić. Zaklął cicho. Wiedział, że Sam już mu nigdy nie zaufa. Zadzwonił do Jacka z pytaniem, co ma teraz zrobić.
- Zabij ją. – padła krótka odpowiedź.
*

Cholera… - pomyślał szef. – spaprał robotę.
Zły, że wysłał Josha, a nie kogoś innego, wpadł na pewien pomysł.
*

W międzyczasie Sam siedziała w pokoju. Gdy wchodziła, trzasnęła drzwiami tak mocno, że otworzyła się szafa. Ze złością podeszła by ją zamknąć, jednak jej wzrok przykuła rzecz leżąca na samym dnie. To była bluzka, w której ją postrzelono. Sam podniosła ją do góry i jeszcze raz uważnie się przyjrzała. Dziura w tkaninie wyraźnie wskazywała, że była to broń kalibru, którą wydawał się znajomy, tylko nie wiedziała, skąd ten, kto do niej strzelał miał podobną broń. Rzuciła ją na łóżko i wyszła na korytarz. Nie wiedziała czemu zaczęła odczuwać dziwną tęsknotę. Oczy ją piekły od płaczu, ale uparcie szła do jego pokoju, by wyjaśnić sobie parę rzeczy.
*

Siedział na łóżku, kiwając się w rytm bicia serca. Jego szef właśnie kazał mu kogoś zastrzelić, lecz on sam nie spodziewał się, że to przyniesie to tak dużo rozterek. Wyciągnął ze stojącej nieopodal walizki pistolet. Zimna rękojeść, zamiast przynosić mu ukojenie, przynosiła cierpienie. Pomimo tego, że został wyszkolony na zabójcę, nigdy nim nie był i nie będzie. Nigdy. Ale jeżeli on jej nie zabije, zrobi to Jack. Już raz próbował ją zabić, jednak bezskutecznie. Był pełen podziwu dla tej kobiety, że pomimo tylu upadków, potrafiła się podnieść i dalej uparcie dążyć do celu. Wiatr nieraz sypał jej piaskiem w oczy, a ona jeszcze miała siłę walczyć. Rozdarty, siedział w ciemnościach. Gdy już wstawał z bronią, do głowy przyszła mu jeszcze jedna myśl. Odwrócił się i podszedł do szafki nocnej. Wyjął z niej pojedynczą kartkę i długopis. Napisał krótki list, w którego treści wyjaśniał wszystko, czego nie mógł jej powiedzieć. Wiedząc, że ma coraz mniej czasu, pozostawił go na łóżku i podszedł do okna z bronią w ręku.
*

Wiedział, że mu się nie uda już pierwszego dnia. Jack miał sentyment do tego człowieka, choć wiedział, że słono za to zapłaci. Zdecydowany, by ostatecznie zakończyć sprawę, wsiadł do samochodu i pojechał pod dom Sam. Jak on spapra robotę – trudno, jego też zabije.
Powrócił pamięcią do dnia, w którym odszedł od jego matki. Mały chłopczyk nie wiedział, że tatuś wychodzi na zawsze. Klęknął przy nim i złożył obietnicę, że kiedyś po niego wróci. I owszem, wrócił. Cztery lata później, w Halloween, zabił matkę swojego dziecka i jej faceta, Josha zaś zabrał ze sobą. Dzisiaj miał się dowiedzieć, że to on jest jego ojcem…
*

Miała złe przeczucia co do tego pokoju. Nie podobało jej się, że było tak cicho. Nasłuchując najlżejszych dźwięków, podkradła się cichutko. Uchyliła drzwi i wsunęła głowę do pokoju. Zobaczywszy Josha z bronią w ręku, zrozumiała. To ją miał zabić. Bezszelestnie weszła do pokoju i zamknęła drzwi.
- Josh, proszę… - zaczęła.
Czuła, jak napinają jej się mięśnie, gdy ten się obrócił. Podszedł do niej i rzekł:
- To wszystko jest jednym wielkim kłamstwem. Miałem cię zabić, ale nie potrafię tego zrobić, rozumiesz?
-To nie rób tego – powiedziała.
Nie mógł tego więcej słuchać. Zanim się zastrzeli, musi powiedzieć jej parę rzeczy, nieświadomy następstw swego czynu. Opuścił broń i podszedł do okna.
- W Halloween ktoś cię próbował zabić, tak? To był Jack. On i ja jesteśmy satanistami. A teraz odejdź, bo cię zastrzelę – powiedział, mierząc w nią bronią.
Podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że tego nie zrobi, ponieważ drżała mu ręka. Myliła się.
Wykorzystując chwilę zawahania, Josh odepchnął ją.
- Miałem nadzieję, ze tego nie zobaczysz... – powiedział i przytknął sobie broń do skroni.
Jednak nie nacisnął spustu, ponieważ drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Gdy tylko to się stało, natychmiast opuścił broń, chowając ją za sobą, by zachować pozory. Sam natomiast się poderwała i stanęła koło mężczyzny. Kroki wyraźnie zmierzały w ich kierunku.
- Masz drugi pistolet? – zapytała.
Dyskretnie się schylił i podał jej broń, znajdującą się w walizce.
- Niezły jesteś – mruknęła.
Instynktownie schowała się za niego, gdy drzwi się otworzyły. Stanął w nich nikt inny jak Jack, który miał dokończyć robotę. Nic sobie nie robił z wymierzonych do niego pistoletów.
- Z jakiej okazji zawdzięczam to spotkanie? – zapytała, nie opuszczając broni.
Starszy satanista podszedł do Josha i badawczo mu się przyjrzał. Gdy ten odwrócił zażenowany głowę, westchnął i powiedział:
- Ile to już lat minęło? Dziewiętnaście lat jak z bicza strzelił… Ale przejdźmy do sedna sprawy. Pamiętasz 1988 rok? Pamiętasz tą swoją głupią matkę, która poszła z innym?
- Odpieprz się od niej! Jak śmiesz tak mówić, skoro nawet jej nie znałeś! – ręka mu drżała.
- Ja? Nie znałem? Spójrz mi w oczy i powiedz, kogo widzisz – zdjął okulary.
Przerażony Josh cofnął się, wpadając na biurko. To niemożliwe. Taki ktoś jak on nie mógł być jego ojcem!
*

W międzyczasie kobieta usiłowała dodzwonić się na policję, jednak zrozumiała, że ktoś odciął jej kabel. Wymierzyła pistoletem w jego plecy, jednak nie strzeliła, ponieważ nie mogła. Wykorzystując chwilę jej nieuwagi, szybko odwrócił się z bronią, którą jej zabrał, i uderzył ją w twarz, rozcinając jej policzek.
- Jak ja dawno na to czekałem… - wręcz z uwielbieniem powiedział Jack. – Tak długo czekałem na ten moment, kiedy padniesz martwa u mych stóp – powiedział.
Właśnie miał nacisnąć spust, kiedy rozległ się strzał. Poczuła na twarzy krew, jednak nie była ranna. Otworzyła oczy, które zamknęła, oczekując na śmierć i spojrzała przed siebie. Przed nią stał odmieniony Jack. Z jego ust kapała krew, a czerwona plama na jego koszuli rozprzestrzeniała się gwałtownie. Pistolet wypadł z bezwładnej ręki, a on sam osunął się na kolana.
[img]http://i44.************/330hele.jpg[/img]
Oddychanie sprawiało mu ogromny ból. Łzy na jego twarzy mieszały się z krwią. Cały czas patrzył na Sam. Po chwili upadł na podłogę, martwy.
*

Broń wypadła z dłoni Josha, a on stał i patrzył. Patrzył na mordercę swojej rodziny, który był jednocześnie jego ojcem. Spojrzał na ręce. Ręce mordercy. Z zadumy wyrwał go cichy szloch Sam. Kiedy spojrzał w jej stronę, ta szybko się odwróciła. Podszedł do niej, ale ona odsuwała się jak najdalej. Gdy nie mogła się bardziej cofnąć, uderzyła go w twarz, po czym wybiegła do łazienki, zamykając się w niej.
Josh stał w miejscu, czując piekący ból na policzku. Wyjął komórkę z kieszeni i zadzwonił na policję, w międzyczasie idąc do łazienki. Zapukał delikatnie do drzwi, chociaż wiedział, że są otwarte, ponieważ kiedyś zepsuł w nich zamek dla żartu. Jako, że nikt nie odpowiadał, wszedł. Zobaczył kobietę siedzącą na podłodze, z śladami krwi na twarzy.
- Wstań, zaraz coś zaradzimy – pomógł jej się podnieść.
[img]http://s5.************/bg5xcg.jpg[/img]
Posadził ją na wannie i zmoczył delikatnie ręcznik. Zaczął wycierać jej twarz z krwi i łez, mówiąc:
- Sam, to nie jest tak, jak myślisz. Nie jestem satanistą i nie trzymałem z nim. Chciał mi płacić za szpiegowanie, ale ja nie brałem tych pieniędzy. Ja… ja nie wiem, czemu to robiłem.
A teraz leży tam martwy… mój ojciec – prawdopodobnie jeszcze nie dotarło do niego, co przed chwilą zrobił.
Dotknął rany na policzku, a kobieta syknęła z bólu. Przeprosił ją, a ta dalej uparcie milczała, chociaż słowa cisnęły jej się na usta.
- Zabiłeś kiedyś… kogoś jeszcze? – spytała.
Pokręcił przecząco głową i poszedł po apteczkę. Zdezynfekował delikatnie ranę i kontynuował:
- Jeżeli mam stąd odejść, to powiedz, już nie mam tu czego szukać. Można powiedzieć, że misję wykonałem… A z tym powinnaś jechać do szpitala, bo nie jest ciekawie.
Za oknami rozbrzmiewał sygnał syrena policyjnej, więc Josh poszedł do nich. Sam słyszała jakąś rozmowę, potem kroki ucichły. Pewnie poszli do pokoju gościnnego, pomyślała. Po chwili usłyszała delikatne pukanie do drzwi, w których pojawiła się Kate. Gdy zobaczyła swoją przyjaciółkę, nic nie powiedziała, tylko podeszła i ją przytuliła.
[img]http://i43.************/nl7i9y.jpg[/img]
- Co oni mu zrobią? – zapytała łamiącym się głosem czarnowłosa.
- Nie wiem. Pewnie go uniewinnią… - Kate była księgową. Nie miała pojęcia o prawie.
Sam miała i wiedziała, że to nie była samoobrona. Strzał w plecy równał się z morderstwu z premedytacją. Nie pozwoli go tak po prostu zamknąć. Chociażby miała stanąć na uszach i odnowić stare kontakty, wyciągnie go z tego bałaganu, bo facet jest tego wart. Wstała i ominęła zdziwioną Kate. Rana nadal paskudnie wyglądała, ale nie to się teraz liczyło, przede wszystkim pragnęła pomóc Joshowi. Na korytarzu spotkała dwóch funkcjonariuszy, niosących zwłoki zapakowane w worek. Natychmiast odwróciła głowę, by już na niego więcej nie patrzeć. Weszła do pokoju, gdzie zobaczyła Dericka rozmawiającego z Joshem. Miała szczęście, ze akurat na niego trafiła, ponieważ wiedziała, że inny nawet by jej nie posłuchał.
*

Sytuacja nie wyglądała zbyt ciekawie, ponieważ, tak jak podejrzewała Sam, jego strzał nie mógł zostać uznany jako samoobronę. Miała tylko jedno wyjście, by go uratować.
- Funkcjonariuszu Black, to ja kazałam strzelić – powiedziała.

od razu mówię, że nie wiem, kiedy bd odcinek -.-
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem