Odp: Love versus destination
Rozdział II
- Panienko Ann. Pora już wstać. Suknię ślubną czas już szukać. – budziła mnie Mary.
-Już wstaję. – odpowiedziałam zaspana.
Po dziesięciu minutach doprowadziłam się do porządku. Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół na śniadanie. Zjadłam je nic nie mówiąc. Rodzice, podekscytowani rozmawiali o ślubie. Jak ja mogę za niego wyjść, przecież ja go w ogóle nie znam. Tymczasem ojciec rzekł:
- We wtorek odbędą się zrękowiny* przygotuj się córeczko, to ważne wydarzenie.
- Oczywiście ojcze. – odpowiedziałam, kończąc śniadanie.
[IMG]http://i41.************/2415kc9.jpg[/IMG]
Po chwili wstałam i wyszłam. Lokaj i pokojówka już czekali. Pojechaliśmy do mojej cioci, która uszyje mi suknię ślubną. Po mimo tego, że niebawem będzie najważniejszy dzień w moim życiu, ja nie cieszyłam się. Wciąż w głowie był tylko on… Anthony… To imię nie mogło mi wyjść z pamięci. Ale niestety muszę o nim zapomnieć. Teraz czeka mnie życie przy boku bogatego mężczyzny, którego nawet nie znam.
-Ał! – krzyknęłam.
- Przepraszam Ann. – odpowiedziała ciocia.
Ukłucie szpilką wybiło mnie z marzeń. Nie mogłam się skupić. Po chwili mogłam zobaczyć się w lustrze. Suknia była naprawdę piękna. Co prawda naszpikowana, ale przecudowna. Przebrałam się i wróciłam do domu. Poszłam do swojego pokoju. Położyłam się i rozmyślałam o tym wszystkim co mi się przytrafiło. Tak bardzo byłam na siebie zła, że jestem tak posłuszna rodzicom, ale ja inaczej nie potrafię. Tak zostałam wychowana. Ojciec myśli, że jestem małą dziewczynką, która sobie w życiu nie poradzi. Jest jednak inaczej. Jestem silną, dojrzałą kobietą i świetnie poradziłabym sobie bez ich opieki oraz bez męża. Ale z ojcem lepiej nie dyskutować. Z tego wszystkiego nawet nie wiem kiedy usnęłam. Mary przyszła mnie zbudzić na wieczerzę. Była już 18. Zeszłam na dół. Zjadłam kolację i bez słowa wyszłam kierując się nie do pokoju lecz na dwór. Liczyłam, że spotkam Anthonego. Miałam rację. Stał z innymi najemnikami, ale kiedy tylko mnie zobaczył pożegnał się z nimi ruszył w moją stronę. Oni popatrzeli jeszcze przez chwilę i poszli w przeciwnym kierunku. Anthony spontanicznie chciał mnie pocałować ja jednak odsunęłam się i rzekłam:
-Może lepiej będzie jeśli o sobie zapomnimy.
-Słucham? Jak to przecież my to znaczy ja…
-Nic nie mów… Nie możemy być ze sobą choćby dlatego, że ja jestem bogata a ty…
-Jestem biedny… Wiem.
-Nie chodzi o to. Ja niebawem zostanę mężatką i…
-Jak to mężatką? Z kim? Dlaczego?
- Wychodzę za Josha Harrisona. Ojciec tak postanowił.
-To nie możliwe. Jak tak można? Panienka przecież go nie kocha…
-Oczywiście, że nie. Z wolą ojca muszę się zgodzić. Dlatego żegnaj. Ale wiedz, że będę o tobie myśleć.
-Ja zawsze będę panienkę kochać. Nigdy nie zapomnę tego uśmiechu, który dodawał mi chęci do życia.
- Do widzenia Anthony.
- Do widzenia panienko Ann.
[IMG]http://i42.************/sbsnjt.jpg[/IMG]
Nie mogłam powstrzymać łez. Szybko weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Dlaczego ten los jest tak okropny? Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i nigdy się nie narodzić. Z tego zdenerwowania nie mogłam usnąć. Leżałam wpatrując się w sufit. Rzewnie zalewając się łzami. Kiedy pomyślałam, że Josh przyjdzie tu w południe przechodziły mnie dreszcze. Jak mogę spędzić resztę życia z osobą, która budzi we mnie wewnętrzny wstręt. To jest niemożliwe. Nie zamieniłam z nim ani jednego słowa a stanę na ślubnym kobiercu. Ja nie chcę… nie chcę… nie chcę. Jedyną osobą, którą kocham jest Anthony. On i tylko on. Spojrzałam na zegarek była już 6. Przez całą noc nie spałam. Wstałam z łóżka. Ubrałam się i zeszłam na dół. Spotkałam tam matkę, która również nie mogła spać. Usiadłyśmy w jadalni i opowiedziała mi jak została zmuszona do ślubu z moim ojcem. Kiedyś też bardzo żałowała, a teraz twierdzi, że to jej najlepsza decyzja. Ja chyba nigdy tak nie powiem.
[IMG]http://i41.************/28kor2g.jpg[/IMG]
Wizja pożycia małżeńskiego tak mnie przeraża, że nawet nie chcę o tym myśleć. Ale ta data zbliża się nieustannie. Jeszcze tylko pięć dni i zmienię swój stan cywilny. Mama widząc moje zamyślenie i smutek chciała się czegoś dowiedzieć. Oczywiście nie powiedziałam jej. Nie mogłabym. Zawiodłabym i ją i ojca, a tego bardzo nie lubię. Muszę pogodzić się ze swoim życiem i tyle. Może przyda mi się większa radość z otaczających mnie ludzi? Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 11. Za godzinę miał zjawić się Josh. Czy to wytrzymam? Czy jestem na tyle silna? Nie wiem. Teraz już nic nie wiem…
Zrękowiny*- zaręczyny
***
Czytajcie, komentujcie. Aha i thx za komentarze...
|