Zielone młode liście, kołysały się z gracją na wiosennym wietrze. Ciepłe promienie słoneczne zalewały mokrą jeszcze od nocnego deszczu, trawę. Kolorowe ptaki fruwały między wysokimi drzewami, radując wszystkich swoim pięknym śpiewem. Wreszcie mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Wszystko pomału zaczynało się układać, co wprowadzało uśmiech na moją twarz. Leżałam na kocu, nieopodal dwóch zielonych świerków i z zadowoleniem przyglądałam się poczynaniom, mojego młodego współlokatora. Odkąd przeniosłam się do domku w lesie, minął tydzień. Jeszcze tego samego wieczora Seth oznajmił, że zaczynamy intensywny trening, na wypadek ataku ze strony wampirów. Nie ukrywam, że obawiałam się jak moi przyjaciele przyjmą Morice, bo przecież był to wilkołak. Na szczęście nie było tak źle, jak sobie to wyobrażałam. Kiedy następnego dnia, z samego rana dotarliśmy na polanę, na terenie Coldów, bardzo się zdziwiłam.

Akira wraz z moim bratem, przyjęli młodego tak, jakby w ogóle nie wiedzieli kim jest. Wiedziałam, że Michael ma złote serce, ale jednak nie spodziewałam się tego po nim.
David starał się nie spędzać w towarzystwie Morice więcej czasu, niż było konieczne, a Wiki była trochę nieufna. W sumie to się nie dziwiłam. To dla nich zupełnie nowa sytuacja i musieli przywyknąć. O jego stosunkach z Sethem, wolę nawet nie wspominać. Odzywali się do siebie tylko wtedy, kiedy musieli, a gdy ich spojrzenia spotykały się...na ich twarzach witała irytacja i obrzydzenie. Domyślałam się, że Morice odczuwał żal o to, co stało się z jego rodziną. Miałam nadzieję, że jednak kiedyś się dogadają.

Położyłam się wygodnie na plecach, po czym zamknęłam oczy wsłuchując się w śpiew ptaków i odgłosy toczonej walki. Zastanawiałam się co planują wampiry i dlaczego wilkołaki tan nagle przypomniały sobie o istnieniu młodego. Myślami cofnęłam się dwa dni wstecz. To był wieczór. Wracałam z młodym do domu, zahaczając po drodze o sklep. Czasami zapominałam, że chłopak potrzebuje normalnego, ludzkiego pożywienia. Przechodziliśmy przez park, oświetloną żwirową alejką, kiedy nagle poczułam dość intensywny, nieprzyjemny zapach. Oglądnęłam się za siebie i wtedy zauważyłam trzech dobrze zbudowanych mężczyzn, idących w nasza stronę.
~
-Nareszcie!- odezwał się czarnowłosy, stając naprzeciwko mnie- zrobiłaś już małemu pranie mózgu?
-Dlaczego miałabym to obić?- zapytałam krzyżując ręce na piersiach.
-Z zemsty...- warknął mężczyzna- chcesz nabuntować go przeciw jego rodzinie!
-Mylisz się. Nie jestem taka jak wy... – prychnęłam gniewnie, spoglądając ma chłopaka.- z tego co wiem, nie jesteście już jego rodziną.
-Co ty możesz o tym wiedzieć, laluniu!- krzyknął wilkołak-nie mam zamiaru wdawać się tu z tobą w dyskusje. Ta sprawa ciebie nie dotyczy. Oddaj nam małego i uznamy, że tego spotkania nie było.
-Ależ ja go nie trzymam... niech sam zadecyduje, gdzie mu lepiej.
-Morice...
-Nie wrócę do was, Marc!- powiedział mały, zbliżając się do mnie.

-Co takiego?- zapytał zbity z tropu, wilkołak.- bratając się z wrogiem, zdradzasz całe stado! Jesteśmy rodziną!
-Haha! Najpierw zostałem wygnany, a teraz pieprzysz mi o rodzinie? Nie rozśmieszaj mnie...
-Dobra... popełniliśmy błąd, ale teraz chcemy abyś do nas wrócił. Nie możesz zostać z tą pijawą... wampiry to nasi wrogowie!- krzyknął Marc podchodząc bliżej.
-Teraz to ja nie chce wracać, a ta obecna tu pijawa, uratowała mi życie po tym, jak mnie „wydziedziczyliście”
-Co z twoimi rodzicami i siostrą... zapomniałeś już...
-Nie, nie zapomniałem...ale ta bezsensowna wojna z wampirami, nie przywróci im życia. Poza tym, za dużo jej zawdzięczam, żeby tak po postu odejść. Tak się składa, że mój niby wróg, okazał mi więcej serca niż moja rodzina..- po tych słowach spojrzał na mnie i uśmiechnął się.- mimo tego jak mnie potraktowaliście, nie chcę z wami walczyć, ale... jeśli któryś z was będzie próbował zrobić Sarah krzywdę, to...
-To?- przerwał mu Marc- Jesteś dzieckiem... co możesz wiedzieć o prawdziwej walce!
-A żebyś się nie zdziwił!- warknął młody
~
Pamiętam, że byłam pod wielkim wrażeniem. Nie sądziłam, że młody stanie w mojej obronie... to było takie miłe. Teraz, kiedy patrzyłam jak walczy z Michaelem, zastanawiałam się... dlaczego poddał się Kirze bez walki? Był dobry... nawet bardzo dobry.
Wieczorem opuściłyśmy teren polany i wróciliśmy do domu w lesie. Oczywiście Seth również się tam przeprowadził, żeby w razie potrzeby mógł pomóc.
-Musze jeszcze porozmawiać z Davidem. Idźcie sami... wrócę niedługo.- powiedział, całując mnie czoło.
...
Był naprawdę piękny wieczór. Gwiazdy świeciły wysoko na niebie, a ptaki śpiewały jeszcze, mimo późnej godziny. Przedarliśmy się przez gęsto rosnące krzaki, aż naszym oczom ukazała się drewniana chatka. Weszłam do środka zaraz po młodym i pośpiesznie udałam się pod prysznic. Czułam na sobie brud z całego dnia! Po odświeżającej kąpieli wyszłam na zewnątrz. Była tak piękna pogoda, że aż naszła mnie ochota na podziwianie przyrody. Oparłam się o balustradę i spojrzałam w niebo.
Watr zaczął wiać nieco mocniej. Odgarnęłam włosy za uszy, po czym weszłam na polanę, rozglądając się dookoła. Nagle zauważyłam duży, ciemny kształt wyłaniający się z głębi lasu. Gdyby nie to, że zapach nie ten... pomyślałabym, że to jakieś duże zwierzę. Zmrużyłam oczy, próbując dostrzec kto to, jednak nawet z wampirzym wzrokiem, nie mogłam rozpoznać owej postaci. Kimkolwiek ona była, musiałam zachować ostrożność.
Po niedługim czasie, kiedy księżyc oświetlił pobliski teren, zauważyłam, że to...
-Clover?- zapytałam z niedowierzaniem.- Jak tu dotarłaś?
Nie uzyskałam odpowiedzi. Zastanawiałam się, skąd ona się tam wzięła... przecież miejsce w którym byłam, znajdywało się daleko od centrum miasta, a poza tym... było ciemno.
-Witaj Sarah- powiedziała podchodząc bliżej. Jej głos się zmienił... właściwie to wygląd też. Kiedy widziałam ją ostatni raz, jej twarz miała takie łagodne rysy...oczy były nieco jaśniejsze i błyszczące.
Wybałuszyłam oczy. Czyżby była...
-Coś taka zdziwiona?- zapytała uśmiechając się sarkastycznie.- nie spodziewałaś się, że jeszcze mnie zobaczysz?

-Clover... czy to Roger?- zapytałam puszczając jej pytanie mimo uszu.
-To nie ma znaczenie.- powiedziała podnosząc nieco nogawkę od spodni. Kiedy zrobiłam krok w jej stronę, zauważyłam, że wyciągnęła jakiś świecący przedmiot. Srebrny nóż...
-Co zamierzasz zrobić z tym nożem?
-Naprawdę nie wiesz, czy jesteś taka głupia?- spojrzała na mnie z obrzydzeniem, przejeżdżając palcem po błyszczącym ostrzu.- byłaś moją najlepszą przyjaciółką... traktowałam cię wręcz jak siostrę, a ty tak po prostu mnie olałaś! Po tylu latach przyjaźni odeszłaś jakby nigdy nic.
-Nigdy cię nie olałam! Chciałam cię chronić- krzyknęłam wymachując nerwowo rękami.
-Nie wierzę ci!- warknęła Clover- Roger mi opowiedział jaka jesteś naprawdę...
-Co on może o mnie wiedzieć?!- teraz to byłam wściekła.- nawet mnie nie zna!
-Zniszczyłaś mu życie! Przez ciebie stał się wilkołakiem!
Nie odpowiedziałam. Tym razem miała racje... ale ja na to nie miałam wpływu.
-Najpierw on, a teraz ja... jakby tego było mało mordujesz niewinnych ludzi! Coś takiego jak ty nie powinno w ogóle istnieć!- podbiegła do mnie i zamachnęła się bronią, obcinając mi trochę włosów. Ten ruch był tak szybki, że cudem uniknęłam zranienia.- będziesz walczyć? Świetnie... będę miała lepszą zabawę.
Odskoczyłam do tyłu i przybrałam postawę obronną. Nie miałam zamiaru stracić życia, a widziałam, że Clover gra na poważnie. Co ten cholerny śmieć jej naopowiadał?!
Jej kolejny ruch zapędził mnie w głąb lasu. Wycelowała w brzuch, jednak zdążyłam uciec. Nie chciałam z nią walczyć, ale widziałam, że to jedyne wyjście na przeżycie. Stanęłam za nią, po czym kopnęłam ją w plecy. Uderzyła z hukiem w drzewo, powalając je na ziemię.

-Clover, ja nie wiem co naopowiadał ci ten idiota, ale to nie prawda...- zaczęłam w chwili spokoju.- wtedy po egzaminie... ja nie chciałam ci tego wszystkiego mówić. Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam... dlatego też chciałam cię chronić. Przed samą sobą. Nie wybaczyłabym sobie, jeśli zrobiłabym ci krzywdę.
-Nie wybaczyłabyś sobie... mogłaś mi powiedzieć prawdę!- krzyknęła, podnosząc się z trawy. Następnie rzuciła się biegiem wymachując nożem.
-A uwierzyłabyś? Szczerze w to wątpię...- powiedziałam, robiąc unik.- Clover...zawsze mogłam ci się zwierzyć... byłaś przy mnie, kiedy cię potrzebowałam. Kocham cię jak siostrę...
-Dość! Skończ tą żałosną wypowiedź!- dopiero teraz zauważyłam jak blisko mnie stoi. Poczułam, że coś wbija mi się w skórę, a zaraz później spływającą po brzuchu krew. Spojrzałam w dół. Z żołądka wystawał dość długi, srebrny nóż... właściwie to sztylet, na którym krople mojej krwi, mieniły się w świetle księżyca. Podniosłam głowę i odgarnęłam włosy. Clover nadal stała przede mną, jednak na jej twarzy nie było widać ani odrobiny radości. Właściwie to miałam wrażenie, że jest smutna. Wyciągnęła zakrwawiony sztylet i spuściła wzrok.
-Proszę cię uwierz mi... gdyby nie chodziło o twoje bezpieczeństwo, nigdy nie powiedziałabym ci tak okropnych rzeczy. Przemiana Rogera była poniekąd z mojej winy, ale ja nie miałam na to wpływu... człowieka zabiłam tylko jednego! I bardzo tego żałuję... nie kontrolowałam się w momencie, kiedy się na niego rzuciłam. Nie chciałam, abym straciła panowanie nad sobą, kiedy będę w twoim towarzystwie.- zrobiłam krok do przodu i zarzuciłam przyjaciółce ręce na szyję, po czym przytuliłam ją mocno.- Przepraszam cię!

Powoli zaczęłam opadać z sił. Oczy zamykały mi się mimowolnie, a ciało robiło się ciężkie. Z oddali usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Domyślałam się, że to Morice lub Seth wyszli aby mnie poszukać. Możliwe, że jeśli dotrą na miejsce, będzie za późno. Clover wiedziała z jaką bronią przyjść. Niestety... nikt nie jest niezniszczalny.
Odsunęła się ode mnie, następnie odwróciła i odeszła bez słowa, upuszczając broń na trawę. Przez chwilę stałam w bezruchu, patrzą na oddalającą się sylwetkę dziewczyny. Czułam, że drętwieją mi nogi, a rana na żołądku pali. Później straciłam kontakt z rzeczywistością.
...
-Sarah, słyszysz mnie?- domyślałam się, że był to głos Akiry. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na siedzącego obok mnie, wampira.
-Gdzie ja jestem?- zapytałam
-W domu.- powiedział uśmiechając się przyjaźnie.- aleś nam stracha narobiła. Co się stało?
Odwróciłam głowę i spojrzałam na drzwi, w których stanął Seth. Podszedł bliżej i pogłaskał mnie po głowie.
Cieszyłam się, że go widzę...że to nie jest ostatni raz.
-Kto to był?- zapytał po chwili.
-Clover
-Co takiego? Jak ona cię znalazła?- był wyraźnie zaskoczony moją wypowiedzią.
-Została zmieniona w wilkołaka... przez Rogera.- odpowiedziałam, dotykając sobie bandaż na brzuchu.- gdzie Morice?
-W salonie.- mruknął Seth.- dzięki niemu jeszcze żyjesz. Znalazł cię nieprzytomną w lesie i zabrał do domu. Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem... ale jestem mu naprawdę wdzięczyły. Mądry jest jak na wilkołaka.
-Seth!- warknęłam, uderzając go w ramie.
-żartowałem!
-A co ze mną?- zapytałam siedzącego dalej Akiry- będę żyć?
-Jasne! Zostanie ci tylko blizna i możliwe, że nie będziesz miała czucia w miejscu rozcięcia skóry. Na szczęście nie trafiła w serce!
Cieszyłam się, że tak to się wszystko skończyło. Prawdę mówiąc, nie interesowałam się za bardzo swoim stanem zdrowia. Nie to było najważniejsze. Jedyne czego teraz chciałam, to aby Clover mi wybaczyła i aby Morice był bezpieczny.