Od spotkania z Clover minął tydzień. Można by powiedzieć, że było dość spokojnie, pomijając wzrastającą liczbę zaginięć ludzi w okolicach Londynu, które zaczęły niepokoić Davida. W czwartek wieczorem, kiedy wróciliśmy wszyscy z polowania, zabrał niezbędne rzeczy i wraz z Sethem oraz Wiktorią, udał się na zwiady. Natomiast cała reszta zajmowała się treningiem. Wtedy, kiedy Akira uczył mnie jakiś dziwnych technik walki, Michael spędzał czas w towarzystwie Morice. Większość dnia poświęcał mu na naukę władania różnego rodzaju bronią, a wieczorami opowiadali sobie historie, i wymieniali się wspomnieniami.

Szłam miejskimi ulicami, omijając zwinnie przechodzących ludzi. Słońce już dawno zaszło za horyzont, a na jego miejscu pojawił się jasny księżyc w towarzystwie wielu gwiazd. Brat wraz z Morice, siedzieli już pewnie w domku w lesie i czekali na mój powrót. Odkąd opuściłam dom Coldów, nie spojrzałam na zegarek. Domyślałam się, że minęło już sporo czasu. Uwielbiałam spacerować w nocy po oświetlonym mieście, oglądając najróżniejsze wystawy, jednak zabierało to dużo czasu. Oderwałam wzrok od wystawy księgarni i ruszyłam przed siebie w stronę sklepu spożywczego. W lodówce można było znaleźć jedynie światło i druty, a przecież mój młody przyjaciel musi coś jeść. Przez całą drogę miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale nikogo nie wyczuwałam, a tym bardziej nie widziałam. Prócz przechodniów, których omijałam idąc, nie zauważyłam nic podejrzanego. Pomyślałam, że po tych ostatnich zdarzeniach, mam po prostu wyczulone zmysły i nie powinnam się tym przejmować. Weszłam do sklepu i skierowałam się między regały z żywnością.
Kiedy koszyk napełniony był już po brzegi, zapłaciłam za zakupy i opuściłam budynek. Na ulicach nieco się przerzedziło, a wszystkie latarnie zapłonęły jasnym światłem. Skręciłam w pobliska uliczkę i ruszyłam przed siebie. Do domu miałam dość daleko, więc aby jak najszybciej się tam znaleźć, postanowiłam rzucić się biegiem, kiedy tylko znajdę się w mniej zatłoczonym miejscu.

Biegłam ile sił w nogach poboczem lasu, delektując się pięknym zapachem sosen. Czułam zimny wiatr, który mierzwił mi włosy i biczował twarz. Niestety poczucie bycia obserwowaną, nie odstępowało mnie na krok. Można by powiedzieć, że jeszcze się nasiliło. Rozejrzałam się dookoła, jednak znowu nic. Momentami zastanawiałam się, czy nie popadam w jakąś paranoję!
W pewnym momencie usłyszałam dziwny szelest i dźwięk łamanej gałęzi. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam za siebie. Zauważyłam dość duży, ciemny kształt przemykający między drzewami, w głębi lasu. Czyżby ktoś chciał mnie zaatakować? Może to tylko jakieś duże zwierze...
Odgarnęłam włosy z czoła i jeszcze raz zbadałam teren. Kiedy byłam pewna, że jestem bezpieczna, chwyciłam mocno torbę z zakupami i odwróciłam się aby biec dalej. Wtedy poczułam, że moje ciało zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa. Miałam wrażenie, że gorzej widzę i słyszę. W jednym momencie uleciała ze mnie cała energia i zaczęłam odczuwać potworny głód. To było nie możliwe! Co się ze mną stało?!
Upuściłam zakupy na ziemię i obiema rękami, chwyciłam się za głowę. Nagle wszystko zaczęło wirować...
Usłyszałam ciche kroki. Było ich dużo. Chciałam zobaczyć kto to, ale nie mogłam podnieść głowy... była za ciężka! Nie mogłam nic zrobić. Już po mnie?

-Znowu się spotykamy, Sarah...- nad sobą usłyszałam znajomy, kobiecy głos. Nachyliła się nade mną i chwyciła mnie za koszulkę, podnosząc do pionu. Drugą ręką przechyliła mi głowę, abym spojrzała jej w oczy. Teraz poznałam kim jest owa kobieta. Doskonale ja pamiętałam...
-No, no... dzisiaj bez obstawy? Nie dobrze...- powiedziała, uśmiechając się sarkastycznie.
-Czego chcesz?- zapytałam, próbując uwolnić się z rąk wampirzycy.- jeśli Morice, to wiedz, że go nie dostaniesz!
-Oj nie kochana, ten kundel już mnie nie interesuje...- mruknęła, uśmiechając się sadystycznie- przyszłam po ciebie. Domyślam się, że jesteś zadowolona...
-Jak cholera- warknęłam posyłając jej mordercze spojrzenie.
-Ja też się cieszę, że cię widzę.- dodała, puszczając moja koszulkę.- a teraz... pójdziesz ze mną.
-Nigdzie nie pójdę!
-Jesteś tego pewna?- oparła jedną rękę na biodrach, a drugą zrobiła szybki ruch w powietrzu, jakby kogoś wołała. Nagle z głębi lasu wyłoniło się czterech, dobrze zbudowanych wampirów.- myślę, że jednak nie masz wyboru. Słyszałam, że lubisz uciekać... więc dla pewności...- zbliżyła się do nie i położyła dłoń na moim czole. Poczułam, że ponownie opadam z sił i nagle... ciemność.
...
Straszliwy ból głowy wybudził mnie ze snu. Przewróciłam się ostrożnie na plecy i powoli otworzyłam oczy. Miałam ważenie, jakby ktoś wbijał mi metalowe igły w czaszkę i czułam ogromny głód. Bardzo nie chciałabym znaleźć się teraz między ludźmi... z pewnością rzuciłabym się na kogoś, a później czułabym do siebie wstręt.
Przetarłam dłonią powieki, po czym rozejrzałam się dookoła. Leżałam na łóżku zasłanym, czerwoną satynową pościelą. Całe pomieszczenie było dość duże, w ciemnych barwach od czerni po bordo, a jedynym źródłem światła, był kominek.

Podniosłam się na rękach z posłania i usiadłam wygodnie, poprawiając fryzurę. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że miałam na sobie tylko bluzkę i majtki. Co to miało znaczyć?
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Kira, niosąc w ręku jakiś czarny materiał. Rzuciła przyniesione rzeczy na łóżko i spojrzała na mnie z odrazą.
-Ubierz się w to.- powiedziała wracając w stronę wyjścia- czekam przed drzwiami.
Spojrzałam na ubranie leżące obok mnie, po czym wzięłam je do ręki. Przez chwilę zastanawiałam się po co to wszystko... dlaczego jestem w tym budynku i czego oni ode mnie chcą, aż w końcu przebrałam się i wyszłam na zewnątrz. Na mój widok, wampirzyca ruszyła bez słowa przed siebie, ciemnym korytarzem. Ja również szłam posłusznie, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiejś drogi ucieczki, chociaż wiedziałam, że to mi się nigdy nie uda. Zatrzymałyśmy się przed dużymi, czarnymi drzwiami na końcu korytarza. Kira zapukała trzy razy, a potem nie czekając na odpowiedz, weszła do środka.
-Przyprowadziłam ją, jak prosiłeś- powiedziała, pochylając lekko głowę.
-Świetnie Kiro... wprowadź ją- z wnętrza pomieszczenia wydobył się gruby męski głos. Pomimo tego, że był nieco zachrypnięty, był naprawdę cudowny.
Wampirzyca spojrzała na mnie rozkazująco, poczym odsunęła się od drzwi, robiąc mi przejście.

Wciągnęłam głęboko powietrze i weszłam do pomieszczenia. Wszędzie panowały ciemności egipskie, ale mimo tego zdążyłam zauważyć, że nikogo tam nie ma. Po środku na ciemnych panelach, w odcieniu czekolady stał duży, czarny fortepian. Właściwie to była jedyna rzecz, jaka się tam znajdywała. Więc kogo głos słyszałam wcześniej?
-Dalej!- warknęła wampirzyca, przechodząc obok mnie. Podeszła do drzwi na końcu pokoju i spojrzała na mnie wyczekująco.- ruszaj się!
-Bądź milsza dla naszego gościa.- ponownie usłyszałam męski głos. Tym razem wiedziałam już skąd dochodzi.- podejdź Sarah.
Niewiadomo dlaczego, poczułam strach. Mężczyzna nie wydawał się być groźny, chociaż słyszałam tylko jego głos... jak na razie. Przeszłam przez próg i ruszyłam w głąb pokoju. W rogu na pięknie zdobionej, czerwonej kanapie, siedział białowłosy wampir.

Spojrzał na mnie z zadowoleniem, odkładając kieliszek pełny jakiegoś czerwonego płynu, na stolik. Nagle przez moje ciało przeszedł dreszcz. Domyślałam się, a raczej byłam pewna, że ową cieczą była krew. Przesunęłam się kilka kroków i chwyciłam mocno łóżka stojącego przy ścianie. Czułam ogromny głód, który z każdą sekundą nasilał się.
-Zostaw nas.- po tych słowach drzwi zamknęły się i zostałam, sam na sam z białowłosym mężczyzną.- tak... więc to ty sprawiasz mi ostatnio tyle problemów?
Nie odpowiedziałam. Stałam przyczepiona mocno kolumny łóżka, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w kieliszek. Mężczyzna najwidoczniej zauważył, że coś jest nie tak. Spojrzał na swoje naczynie, poczym wstał i podszedł do komody.
-Usiądź- powiedział wskazując dłonią łóżko.- wypij to...
Obeszłam mebel dookoła i usiadłam na jego skraju, nie spuszczając wzroku z kieliszka, którego trzymał wampir.

-Nie...- mruknęłam, odwracając niechętnie głowę. Nie miałam najmniejszego zamiaru brać od niego czegokolwiek. Wolałam cierpieć.
-Chcesz zginąć z własnej głupoty?
-Już wolę śmierć...
-Jesteś pewna, że nie chcesz więcej zobaczyć Setha?
Wybałuszyłam oczy. Seth... pewnie nawet nie wie, że zostałam porwana. Co z Michaelem? Na pewno zaczął się już martwić, że nie wracam do domu. Wzięłam kieliszek od mężczyzny i wypiłam zawartość do dna.
Poczułam jak wraca mi energia i siła. Jak krew znowu przepływa w moich żyłach i wyostrzają się zmysły. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą.
-Czego ode mnie chcesz?- zapytałam po chwili, ocierając kroplę krwi spływająca po brodzie.
-Jesteś ciekawą osobą.- odpowiedział siadając obok mnie.- Pokrzyżowałaś moje plany, dwa razy udało ci się uciec przed moimi ludźmi... i co najważniejsze, interesuje mnie twój dar.
-Kolejny świr...- mruknęłam, podnosząc się z łóżka.

-Odważna jesteś- powiedział, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na posłanie.- chyba nie wiesz kim jestem.- nachylił się nade mą, przejeżdżając mi dłonią po włosach, a następnie po twarzy.
-Masz rację...nie wiem. Mógłbyś mnie oświecić, albo chociaż przedstawić się.
Uśmiechnął się sarkastycznie, po czym odgarnął mi włosy z czoła. Teraz mogłam mu się dokładnie przyjrzeć.
Miał piękne oczy w kolorze rubinu, a przez lewe przechodziła jasna blizna. Jak większość wampirów, był nieziemsko przystojny i dobrze zbudowany.
-Vincent, miło mi.