View Single Post
stare 25.03.2009, 21:09   #108
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Traktat Przymierza

Stałam w oknie, wpatrując się na kołysające się na wietrze, sosny i wsłuchując się w dźwięk kropli deszczu, opadających na parapet. Czułam smutek i żal, ściskający moje serce. Skrzyżowałam ręce na brzuchu, dłońmi ściskając na szwach jedwabną koszulę nocną, którą miałam na sobie. Było mi źle. Wiedziałam, że prędko stąd nie ucieknę... jeśli w ogóle kiedykolwiek mi się to uda. W tej „twierdzy” było zbyt dużo wampirów, abym mogła wymknąć się niezauważona. Najgorsze było jednak to, że nie wiedziałam, dlaczego tak naprawdę jestem potrzebna Vincentowi.
Przejechałam palcem po zimnej szybie, jakbym chciała dotknąć spływającej kropli wody, po drugiej stronie okna. Odgarnęłam opadające na czoło włosy, następnie przywarłam plecami do ściany i zsunęłam się po niej, siadając na podłodze. Myślałam o moich bliskich, którzy z pewnością zamartwiali się o mnie... może nawet obmyślali, jak mnie stąd wyciągnąć. Prawdę mówiąc, nie chciałam aby cokolwiek robili. Jeśli coś miałoby się stać, to wyłącznie mnie. Nie chciałam ich w to wciągać...nie mogłabym.
Vincent był szefem. Osobą odpowiedzialną za te wszystkie straszne rzeczy... porwanie siostry Morice, śmierć jego rodziców, zaginięcia w mieście, morderstwa no i co najważniejsze... wojna z wilkołakami. Przestałam już wierzyć w to, że kiedyś zapanuje spokój. Póki ten wampir stąpa po ziemi, nic się nie zmieni... a może będzie jeszcze gorzej! Kiedy myślałam o nim, czułam się jakoś dziwnie. Nie umiałam tego wytłumaczyć...

A kiedy byłam z nim... miałam wrażenie, że może zrobić ze mną co chce! Jak on to robił?
Podniosłam się z podłogi i powoli podeszłam do drzwi. Uchyliłam je ostrożnie, rozglądając się czy nikt nie idzie, wyszłam na korytarz. Zastanawiałam się, dlaczego nikt mnie nie pilnuje. Czyżby wiedzieli, że nawet z moim darem, nie uda mi się uciec?
Przez jakiś czas chodziłam pustymi korytarzami, bez celu. Właściwie to nie wiedziałam, dlaczego w ogóle wyszłam i czego szukałam. Jakiś głos w mojej głowie kazał mi iść... ale dokąd, po co?
Skręciłam w prawo i ruszyłam przed siebie. Wszędzie panowała głucha cisza i ciemność. Jednak tak naprawdę, nie zwracałam na to uwagi. Zatrzymałam się przy kolejnym „skrzyżowaniu”. Przez lekko uchylone drzwi do jednego z pomieszczeń, wydostawało się przyciemnione światło i czyjeś głosy. Przysunęłam się do ściany i wyostrzyłam słuch.
-Oczywiście. Wyruszę jeszcze dzisiaj...
-Świetnie. Liczę na to, że dostarczysz wiadomość w ekspresowym tempie... wiesz, że nie lubię czekać.- to był ten sam piękny głos, który słyszałam kilka godzin wcześniej. Domyślałam się, że należał do Vincenta.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy.- odpowiedział drugi mężczyzna.
-Cieszę się... możesz iść.
-Ehm... jeśli pozwolisz, chciałbym jeszcze o coś zapytać.
-Słucham.
-Dlaczego posłałeś po dziewczynę, skoro to nie ona jest ci potrzebna?
-Chciałem zobaczyć osobę, która krzyżuje moje plany.- powiedział Vincent, wręcz znudzonym głosem.
-Naprawdę tylko tyle?- zapytał zaskoczony mężczyzna.
-Owszem.
-Więc mógłbyś ją już wypuścić, skoro nie jest...
-Mógłbym, ale nie mam zamiaru tego robić. Ta dziewczyna podoba mi się... jest niezwykle interesująca, piękna i jako jedyna, ośmieliła się powiedzieć mi w twarz, że jestem świrem. Jak mógłbym wypuścić z rąk taki klejnot?
-Ona naprawdę ci się podoba, czy robisz to żeby...
-Lucius... zapomniałeś, że masz coś do zrobienia?- przerwał mu białowłosy.- Jak będziesz wychodził to zaproś Sarah do środka...
-Oczywiście.- po tych słowach usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, a zaraz potem na korytarzu pojawił się wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Spojrzał na mnie ze zirytowaną miną, następnie ukłonił się i ruchem ręki zaprosił do środka.
Weszłam niepewnie do środka. Ponownie znajdywałam się w pokoju z fortepianem, jednak tym razem zapalone były wszystkie lampy. Vincent siedział oparty o instrument i wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem.

Zamknęłam drzwi, po czym oparłam się o nie i spojrzałam wyczekująco na wampira.
-Cieszę się, że zjawiłaś się tak szybko.- powiedział po chwili, wstając.- boisz się mnie?
-Nie.- odpowiedziałam szybko, wpatrując się w białowłosego jak w niezwykle cudowny obrazek.
-Dlaczego więc stoisz tak daleko? Podejdź do mnie...- wyciągnął rękę w moją stronę, jakby prosił mnie do tańca.
-Skoro nie jestem ci potrzebna... pozwól mi odejść- powiedziałam podchodząc bliżej.
Zbliżył się do mnie powoli, jedną ręką chwycił moją dłoń, a drugą pogłaskał mnie po policzku. Przez cały czas patrzył na mnie, tymi swoimi rubinowymi oczami. Wydawał się być mną wręcz oczarowany... ale za to ja, czułam się bardzo nieswojo. Był tak delikatny i piękny, jego głos taki ciepły i melodyjny... momentami miałam ochotę go pocałować.

Z całych sił starałam się odrzucić od siebie tą myśl. Nie mogłam zrobić tego Sethowi... nie mogłam i nie chciałam go zdradzić. Odwróciłam głowę i spuściłam wzrok, uwalniając rękę z uścisku.
-Wolisz wracać do tych, nic nie wartych wampirów polujących na zwierzaki, niż zostać ze mną?- zapytał przesuwając się tak, abym widziała jego twarz.- ze mną możesz mieć wszystko. Władzę, siłę, pieniądze... cały ten budynek, łącznie ze wszystkimi wampirami, które znajdują się na jego terenie.
-Przykro mi, ale nie uda ci się mnie przekupić.- powiedziałam stanowczo, marszcząc brwi.- władza, siła, pieniądze... kiedyś to zniknie. Nie zależy mi na tym.
-Podobasz mi się coraz bardziej.- powiedział, odchodząc w stronę drzwi na końcu pokoju.- pozwól ze mną. Nie będziemy przecież rozmawiać na stojąco...
Wszedł do pomieszczenia, tego samego, w którym rozmawialiśmy po raz pierwszy. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, wskazując mi ręką miejsce, obok niego. Przez chwilę stałam w drzwiach, jednak w końcu usiadłam na fotelu.

-Nie wyglądasz najlepiej.- powiedział z powagą.- powinienem zabrać cię na... kolację.
Kiedy wymawiał słowo kolacja... poczułam, jakby przeszył mnie zimny dreszcz.
-Obędzie się...- powiedziałam, spuszczając wzrok.
Spojrzał na mnie rozbawiony. Naprawdę nie wiedziałam, co było zabawnego w mojej wypowiedzi.
-Strajk głodowy?- zapytał po chwili, opierając łokcie na kolanach.
-Nie będę zabijać niewinnych ludzi!- krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie z fotela.
-Nikt nie będzie cię do tego zmuszać.- powiedział spokojnie, jakby w ogóle nie ruszyła go moja reakcja.- żadnego zwierzaczka nie dostaniesz, więc masz wybór. Albo przestaniesz kręcić nosem i weźmiesz co ci dają... albo jeszcze kilka dni i pożegnasz się z życiem.
Posłałam mu mordercze spojrzenie, po czym podeszłam do okna i skrzyżowałam ręce na piersiach. Byłam bezradna. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli zrezygnuję z ludzkiej krwi... niebawem umrę. To, co dostałam wcześniej... to stanowczo za mało, abym odzyskała wszystkie siły. Oparłam się ręką o ścianę i westchnęłam głośno. Po chwili poczułam ręce Vincenta na moim brzuchu, a następnie jego usta na mojej szyi. Pocałował mnie kilka razy, po czym założył mi włosy za ucho i powiedział szeptem.
-Zostań moją Panią...
Odwróciłam się powoli, chcąc odejść, jednak nie byłam w stanie.

Był tak blisko. Nadal czułam jego dłonie, na moim ciele, jego oddech na mojej szyi. Położyłam mu ręce na plecach i przysunęłam go bliżej. Miałam wrażenie, że straciłam nad sobą panowanie. Zamknęłam oczy, pozwalając na to, co ze mną robił. Wiedziałam, że nie powinnam, że robię źle...ale nie umiałam powiedzieć mu dość.
...
Ponownie wędrowałam wzdłuż korytarzy. Na zewnątrz było już jasno, a na błękitne niebo, zawitało słońce. Przystanęłam przy otwartym oknie i wyjrzałam na zewnątrz. Była naprawdę piękna pogoda. Miałam ogromną ochotę wyjść na zewnątrz, delektować się zapachem sosen i mokrej trawy, oraz wsłuchiwać się w wesoły śpiew ptaków. Niestety. Byłam zamknięta w tym okropnym miejscu, dręczona poczuciem winy.
W pewnym momencie zauważyłam, że z głębi lasu wyłania się jakaś zakapturzona postać. Oparłam się o parapet i zmrużyłam oczy, próbując rozpoznać biegnącą osobę. Po chwili z budynku wyszła Kira. Poznałam ją po długich, tańczących na wietrze, czarnych włosach. Podeszła do bramy i wpuściła nieznajomego. Jak się później okazało, był to Lucius, który wrócił z powierzonej przez Vincenta, misji. Przez chwilę dyskutował z wampirzycą, szybko gestykulując rękami. W końcu oboje zniknęli z pola widzenia. W drodze do pokoju, zastanawiałam się, co takiego ważnego, miał zrobić Lucius. Wnioskując po rozmowie, którą odbył z Vincentem przed wyjściem... było to coś wspólnego ze mną. Jeśli to nie ja jestem im potrzebna, to kto?
Zamknęłam drzwi i podeszłam do fotela, aby zabrać z niego swoje ubrania. Później położyłam się na łóżku i zasnęłam.
...
Ze snu wyrwały mnie czyjeś krzyki. Usiadłam na łóżku, spięłam włosy i przetarłam oczy. Głosy ucichły, ale byłam pewna, że słyszałam rozpaczliwy krzyk kobiety. Wstałam z posłania i podbiegłam do drzwi. Kiedy nacisnęłam na klamkę, ponownie usłyszałam kobietę... tym razem płakała. Wyszłam z pokoju i pobiegłam korytarzem w stronę kamiennych schodów, prowadzących na piętro niżej. Przyczaiłam się za ścianą i rozejrzałam, sprawdzając czy jestem sama. Im byłam niżej, tym płacz był coraz głośniejszy. Nagle zza rogu wyszła ruda wampirzyca, ubrana w biały, lekarski płaszcz w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Przykucnęłam, a kiedy wampiry zniknęły za drzwiami, rozejrzałam się jeszcze raz i szybko pobiegłam za nimi. Zatrzymałam się prze ogromnymi, ciężkimi drzwiami. Przełknęłam głośno ślinę, po czym położyłam rękę na klamce.
__________________
Melodia Strachu v2
Wattpad
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem