Temat: Concern
View Single Post
stare 25.03.2009, 23:24   #192
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Concern

Część druga!


Henry postał chwilę w pustej celi w całkowitym bezruchu. Wszystkie członki ciała odmówiły mu posłuszeństwa. Wreszcie, popychany przez smutek i burczenie żołądka (jednak jedna kanapka to za mało dla zdrowego, silnego mężczyzny), wyszedł na zewnątrz. Powrócił tym samym do szarej rzeczywistości. Śmiechy, chichy, wrzaski, szepty. Jakże ten świat był odmienny od niego, jakiż on był samotny.

Wtem, ni z tego ni z owego, Henryk stanął jak wryty. Przetarł oczy ze zdziwienia. Nie, to była prawda! Na wszelki wypadek uszczypnął się w policzek. Obraz nie znikał. Dla pewności uszczypnął się również w pośladek, a kiedy i ta próba powiodła się, mężczyzna nie miał już żadnych wątpliwości.

On istniał!


Henryk nigdy wczesniej nie widział tego chłopca.
To musi być jakiś nowy – pomyślał, śledząc nieznajomego – Może trzeba mu pokazać Firmę. Nie chciałbym być na jego miejscu i się zgubić w nowej pracy…

-Halo, halo! – krzyknął Henry – machając rękoma – Poczekaj chwilę, piękny nieznajomy!
Młodzieniec odwrócił się, ukrywając w ostatnim momencie dziwaczny uśmiech triumfu.
-Oh, pan Henry! – zawołał – tyle o panu słyszałem, cieszę się, że teraz mogę być… tak blisko!


Henry zauważył, że chłopiec musiał być na prawdę młody. Wydawało się, że właśnie przechodził mutację głosu. Mimo wszystko bardzo mu się spodobał.
-O nie, jakiś pan smutny… - westchnął nieznajomy, zbliżając się do Henryka – Co się stało? Mogę jakoś pomóc?
Nasz bohater spojrzał swymi werterowskimi oczętami na chłopca.
Ideał.
Czy może pomóc!? Już pomógł!
-Tak mi… smutno.
Samotna łezka spłynęła po perfekcyjnym policzku Henryka.
Po nieznajomym było widać, że serce mu się kraje, rwie się do walki o utracone wartości!
O gdzież jest ta miłość, o której tak pisali wielcy romantycy?!
Gdzie te wzniosłe uczucia, uniesienia, euforia?!
Stała tuż przed nim. Tak blisko, a tak daleko!
Ale dziś, dziś, zrobił pierwszy krok! Duży krok dla człowieka, a jaki wielki dla ludzkości!
Nie panując nad szargającymi trzewia uczuciami, mężczyźni rzucili się sobie w ramiona.


Wreszcie odnaleźli to, czego tak długo szukali!
Tkwiąc w mocnym uścisku, tworzyli idealną parę sprzeczności. Nieskazitelna harmonia splecionych ze sobą ciał. Oddechy, szybkie i urywane jak targające nimi namiętności łączyły się w przewyborną całość.
Jednak coś postało niezmienne.
Jak księżyc i słońce są wieczne na niebie, tak podkówka na twarzy Henryka stała się jego nieodłączną częścią. Wciąż nie umiał się uśmiechać. To też był kontrast…


Nieznajomy był w siódmym niebie. Tuląc się do Henryka, zapomniał o całym bożym świecie. Tyle lat, tyle planów, nie poszło na marne! Warto było znieść te upokorzenia, obelgi, wyzwiska od upartych osłów!
Dla tej chwili, powiadam, warto było!
Niejeden, niejedna, skoczyłaby i w ogień, aby znaleźć się na miejscu człowieka w czarnej czapce z daszkiem.
-Henryku… - zaczął nieśmiało. Trzeba iść za ciosem!
-Słucham? – wyszeptał cichutko Henry, a jego słone łzy wsiąkały jedna za drugą w bluzę nieznajomego.
-Jesteś głodny?
Odpowiedział marsz, grany przez kiszki Henryka.
-Co ty na to: nieopodal jest niewielka restauracja. Może spotkamy się tam wieczorem?
Henry spojrzał na nieznajomego pod nowym kątem.
-Czy to… randka?
-Tak! – rozpromienił się nieznajomy – Tak, Henryku, randka!
Po raz pierwszy tego dnia piękne oblicze Henry’ego zabłysło promiennym uśmiechem.


Henry był już w rzeczonym lokalu godzinę przed czasem. Nie mógł ryzykować, że się spóźni, a jego towarzysz zniknie mu z oczu tak szybko, jak się pojawił. Henryk nie umiał tego zrozumieć, ale czuł coś… coś niewiarygodnego, gdy tylko myślał o tym człowieku. Wcale nie mówił o tym dziwnym mrowieniu w pachwinach, tylko o tym wewnętrznym upajającym błogostanie!
Ach, to było w dechę!


Jednak nie mógł już dłużej wytrzymać. Zostało jeszcze dwadzieścia minut, a on czuł, że jeszcze momencik, a on eksploduje z tego napięcia!
Nie, nie!
Ileż można czekać?! Ileż można znosić męki, aby wreszcie móc doznać tego cudownego uczucia, spojrzeć na to niemal boskie oblicze!?
Świat był doprawdy okrutny.
Dziesiąty raz w tej minucie Henry spojrzał na zegarek. Jeszcze 15 minut 43 sekundy i 42 setne do godziny zero.
Ach!
Po pięciu minutach nastąpił punkt kulminacyjny, Henryk niemal oszalał ze szczęścia!
Tak, to właśnie on! Jest, zjawił się!


W pięknej, niebieskiej koszuli, luźnych spodniach i czerwonej czapce z daszkiem wyglądał oszałamiająco.
-Witaj, Henryku – rzekł rozpromieniony nieznajomy – Widzę, że i ty nie mogłeś doczekać się naszego spotkania i jesteś przed czasem.
Henry czuł, jak mięśnie twarzy odmawiają mu posłuszeństwa. Cała jego podkowo obróciła się o 180 stopni i n twarzy Henryka widniał teraz wielki kształt banana.
-Siadaj, mój drogi, siadaj!
Młodzieniec przysiadł się, a Henry nie posiadał się ze szczęścia.


Oboje nie posiadali się ze szczęścia. Życiowe pragnienia obu spełniły się.
Dorwać Henry’ego.
Dorwać ideał.
Wszystko się spełniło!
Było perfekcyjnie!
Randka rozwijała się w najlepsze. Czas leciał jak szalony, zakochani nie mogli nacieszyć się swoją obecnością.


Błyskotliwe żarty Henryka, wieloznaczne uwagi nieznajomego... Wszystko to tylko zbliżało ich do siebie. Henry zapomniał nawet o swej niebezpiecznej pracy, o której zawsze w głębi serca myślał.
Po jakimś czasie nieznajomy przypomniał sobie, że miał iść na całość. Raz kozie śmierć. Z resztą, co by się mogła stać, wszystko szło idealnie. Usidlił Henryka!
Pochylił się ukradkiem w stronę mężczyzny i skradł mu malutkiego całuska.
Henry zawstydził się.


-Och, szybki jesteś! – mruknął, zamykając oczy z rozkoszy.
Z tego wszystkiego zapomnieli nawet zamówić posiłków. Ale kto by myślał o jedzeniu w takiej chwili.
-Też mam coś dla ciebie – oznajmił Henry.
Teraz to młodzieniec nie posiadał się z radości.
-Co takiego? No mów, mów, nie trzymaj mnie w niepewności, Henryczku! Mogę tak do ciebie mówić, prawda…?
-Oczywiście, eee…
Jak on właściwie miał na imię?
-To co dla mnie masz? No co? Co? Móóów… - dopominał się bezimienny.
Henry zastanawiał się przez chwilę, jak to wszystko rozegrać. Wreszcie podjął typową dla siebie męską decyzję i wykonał szybki, mocny i zdecydowany ruch. Jego trasa biegła następująco: stół, spodnie, nieznajomy.

Człowiek w czerwonej czapce z daszkiem aż podskoczył. Co jak co, ale tego się nie spodziewał. W jego dłoni znajdowało się pudełko z…


…pięknym pierścionkiem zaręczynowym! Jeszcze nigdy w życiu nie widział takiego pięknego, błękitnego kamienia! Nie znał się na jubilerstwie, ale to było prawdziwe cudo,
godne mężczyzny, który właśnie mu je podarował.

Henry zagryzł wargi ze zdenerwowania.

Przyjmie, czy nie przyjmie?


Wreszcie nadeszła chwila prawdy!


I obustornnej euforii.


Wszystko było takie perfekcyjne, takie idealne!
Radość emanowała od stolika numer osiem.
Gdyby mogli świecić, robiliby to!
Co za wspaniały dzień, co za niewiarygodny dzień!
Henry rzucił się radośnie w objęcia nieznajomego, aby wyciskać go i ucałować serdecznie. Po serii namiętnych pocałunków wrócili na woje miejsca, a oczy Henryka stanęły w słup!


To było..

To było...

To nie mogło być!

To nie miało prawa istnieć!

To nie mogła być rzeczywistość!


Czerwona czapka spadła na ziemię, odkrywając prawdziwe oblicze nieznajomego.

Nie, nieznajomej.

Nieznajomej!

Znajomej!

-Lena! – zawył Henry, zalewając się łzami – Lena!

Zerwał się z miejsca i zapłakał jeszcze bardziej gorzko.


Lamentom nie było końca.


Dał się oszukać.

Dał się tak podstępnie oszukać!

Dał się tak parszywie oszukać!


Otarł łzy i wybiegł z restauracji. Nie mógł wytrzymać tu już dłużej. Za dużo emocji, za dużo wspomnień…


Lena próbowała zatrzymać Henry’ego, jednak skamieniała. Nie była w stanie nic zrobić.

Nic.

Już nic.


Lena przyszła do domu i zrzuciła z siebie ciuchy pożyczone od ojca i młodszego brata. Odwiązała także bandaż, owinięty ściśle wokół jej obfitych piersi. Uf, wreszcie mogła oddychać. Cały wieczór w takiej zbroi był wystarczająco wyczerpujący, a jeśli doda się do tego wszystkie wydarzenia, mające miejsce w dniu dzisiejszym…

Ach, czy ona musiała mieć aż takiego pecha?

Dlaczego?

Dlaczego?


Zerknęła na zaręczynowy pierścionek on Henryka. Przecież powinna się cieszyć! Zaręczyła się z mężczyzną swoich marzeń, długoletnim obiektem jej fantazji nie tylko erotycznych! Dlaczego, dlaczego była smutna?!

Nie tak miało to wyglądać!

Nie tak miała zdradzić Henrykowi swoją prawdziwą tożsamość!

Wybuchła niepohamowanym płaczem. Lamentom i biadoleniu nie było końca.


Nie umiała jednak nie uśmiechnąć się na myśl przepięknego pierścionka.

Od Henry’ego.

Kobieto, od Henry’ego!

Zaręczyłaś się z Henrykiem!

To był fakt, miałaś dowody, tak!


Gej czy nie… nie sprzeciwi się swoim czynom.

Nie zerwie świętego obrzędu proszenia panny (czy kawalera, nieważne) o rękę.

W dodatku z takim ciałem, Lena musiała go do siebie przekonać…


Nie, to wszystko nie miało sensu!

Nie, nie!

Henryk się nie zmieni!

Nie dla niej!


Henry…


Następny poranek był najsmutniejszym w życiu dwóch najnieszczęśliwszych ludzi na świecie.


Henry, mimo nieprzespanej nocy spędzonej na zalewaniu się łzami, postanowił przyjść do pracy. Nie mógł bezczynnie siedzieć w domu i zadręczać się tymi apokaliptycznymi myślami, mającymi destrukcyjny wpływ na jego światopogląd i delikatny umysł. Dlatego przyszedł do Firmy i snuł się bezsensownie po roześmianych korytarzach.

To właśnie była samotność w tłumie…




Lena jak co dzień wstała rano i wyszła do pracy. Nie miała niestety sił zając się kompletnie niczym. Snuła się więc korytarzami Firmy niczym Prawie Bezgłowy Nick przejściami Hogwartu.


Mimo, iż włożyła na siebie pierwszą bluzkę, nie zrobiła makijażu, ani nawet się nie uczesała i nie umyła zębów, wyglądała oszałamiająco.
Nie bez przyczyny nadano jej przydomek OS (Oszałamiająca Szatynka).
Snując się tak, nie zauważała zbliżających się przeszkód. Oczywistym było, że wreszcie będzie musiała się z kimś zderzyć.

Tak też się stało.

Wpadła na postać z naprzeciwka.


-O, Lena, witaj – Victoria uśmiechnęła się promiennie – Co się stało? Niewyraźnie dziś wyglądasz...
-Nic, nic – westchnęła OS.
-A to co! – krzyknęła rozentuzjazmowana sekretarka, chwytając dłoń Leny – Od kogo to masz?!

Szatynka spojrzała na nią obojętnie

-Co takiego?
-TO! PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY!

Lena spojrzał na niego obojętnie.

-Ach, to. Całkiem zapomniałam, że go mam na palcu.
-Zapomniałaś?! O pierścionku?! Zażyj Rutinoskorbin, faktycznie coś z tobą nie tak… Lecę powiedzieć wszystkim, że wychodzisz za mąż!

Lena spojrzała na nią obojętnie.

Odwróciła się posępnie i znów wpadła na kogoś.

Henryk?!


-Henry?
-Lena?
-Co tu robisz? – spytała, udając, że nic się nie stało – Myślałam, że masz urlop.
-Mam.

Zachmurzył się jeszcze bardziej niczym lipcowe niebo przed niespodziewaną burzą i zaczął odchodzić.

Wtem, coś chwyciło go za dłoń.

To nie mogła być meduza, nie pływał w morzu…


-Poczekaj... – wychrypiała Lena.
Henry odwrócił się, ukazując zwyczajową już opadniętą podkówkę.
-Ja… - zaczęła – Nie chciałam, żeby to wszystko wyszło w ten sposób. Po prostu… Przez te wszystkie lata… Zawsze patrzyłeś na mnie jak na koleżankę z pracy. Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze byłam tylko twoją koleżanką. Chciałam chociaż raz poczuć się jak ktoś, kto znaczy dla ciebie więcej…
Henry milczał. Kontynuowała.
-Zrobiłam coś… naprawdę głupiego. Ale nie żałuję tego. Dzięki temu przeżyłam wspaniałe chwile z tak wspaniałym mężczyzną, jakim jesteś. Wreszcie zrozumiałam, że nie mogę cię zmienić, jednocześnie cię nie raniąc. Każdy jest jaki jest. Ty jesteś gejem. Trudno, będę musiała się z tym pogodzić. Ale zapamiętam ten dzień. Ten jedyny dzień, w którym patrzyłeś na mnie z zachwytem i oddaniem, nawet, jeśli miałam na sobie ciuchy mojego ojca, w których chodził na randki z moją matką. Tylko ty potrafiłeś docenić mnie taką, jaka jestem.


-Dziękuję ci więc za ten wspaniały wieczór, który przez swoją głupotę zepsułam. Jesteś wspaniałym mężczyzną, zasługujesz na wspaniałego partnera i życzę wam, żebyście byli na zawsze szczęśliwi i założyli zgraną rodzinę. Teraz już wiem, że w twoim życiu jestem tylko koleżanką z pracy. A raczej byłam. Teraz jestem już tylko nikim. Wszystko zepsułam. Wszystko. Wiem, że nigdy mi tego nie wybaczysz… Ale pozwól mi zachować ten pierścionek na pamiątkę. Na pamiątkę tego wspaniałego dnia, najwspanialszego dnia w moim życiu…


Henry spojrzał na nią swoimi pięknymi oczami, które miały jeszcze większą rozbrajającą moc niż oczy kota ze Shreka.
-Ja… Wczoraj, jak cię zobaczyłem, na tym korytarzu, byłem bardzo szczęśliwy. W restauracji… Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Każda minuta spędzona z tobą była rajem na ziemi. Mieliśmy tyle wspólnych tematów, tyle różnic i tyle podobieństw. To było takie… wspaniałe. Pragnąłem być z tobą na zawsze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów moja (piękna) twarz rozpromieniała nowym blaskiem radości.A wtedy… - głos mu się załamał – A wtedy okazało się, że jesteś kobietą. Kobietą…

Lena zasępiła się. Ile w tej chwili by dała, aby być mężczyzną i należycie pocieszyć Henryka!

-To chyba tyle. Tylko tyle się od wczoraj zmieniło. Osoba, którą uważam za ideał, jest kobietą…

Krokodyle łzy spłynęły po policzkach Henryka. Był to tak smutny widok, że Lena chcąc nie chcąc również zapłakała. Zamroczona żalem, raz jeszcze, ten ostatni raz, postanowiła pocałować Henryka.


W tej samej chwili wstrząsnął nim spazm lamentu i niestety chybiła.


-Henryczku! – zawołała – Nic ci nie jest?! Przepraszam, ja nie chciałam… Jestem do niczego, wszystko psuję…
-Jak myślisz… - odezwał się cicho – Czy ja mógłbym… To znaczy… Nie myślisz, że ja z kobietą to coś… coś nienormalnego? Przecież to jest…
Lena miała ochotę wrzeszczeć na całe gardło, aby brał ją w aucie lub gdziekolwiek! Nawet tu i teraz! Ale pohamowała się. Musiała zachować resztki przyzwoitości.

W tym czasie Henry postanowił zrobić niewielki test.


Miękkie.

Ale trochę dziwne.

Ale bardzo miłe w dotyku…

Kolejne łezki spłynęły im po policzkach.

Lena nawet nie zdążyła się zdziwić, czemu Henry maca ją po cyckach.

-Ja… - jęknął – Nie wiem, nie wiem, sam nie wiem…
-To wszystko zależy od ciebie – odparł dyplomatycznie.
-Ode mnie?

Raz kozie śmierć.

Najwyżej potem będzie tego żałował.

A może nie….?


THE END

Ostatnio edytowane przez scarlett : 25.03.2009 - 23:36
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem