View Single Post
stare 06.04.2009, 14:56   #48
Pani_Snejp
 
Avatar Pani_Snejp
 
Zarejestrowany: 08.03.2008
Skąd: lochy
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 746
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Kiedy Anioły Zapłaczą

Rozdział drugi
„Między młotem a kowadłem”

[img]http://i44.************/2qce0y1.jpg[/img]
Nadine siedziała samotnie w kuchni, czekając na przybycie opieki społecznej.
Potwornie się denerwowała, obgryzała paznokcie i stukała nerwowo obcasami o podłogę. Patrzyła, jak świeca stojąca samotnie na stole powoli się wypala. Najgorsza była ta niewiedza i dziwne uczucie, że straciła coś, co bardzo kochała. Miała niejasne przeczucie, że ten dzień zmieni całe jej przyszłe życie w piekło. Podejrzewała, że jej rodzice popełnili jakiś błąd, że być może coś im się stało. Momentami wahała się, żeby nie pomyśleć, że nie żyją, chociaż podświadomie była tego niemalże pewna. W końcu opieka społeczna to opieka społeczna – na pewno ich przybycie nie wróżyło dla niej niczego dobrego.
Wreszcie po jakichś trzech godzinach oczekiwania, poczuła, że powieki jej ciążą i powoli zaczynają opadać. Nim spostrzegła, drzemała już cicho na złożonych bezradnie ramionach, opierając twarz o zimny blat stołu.

*

Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu. Siedziała przywiązana do krzesła, a jedynym źródłem światła była zwisająca z sufitu, pojedyncza żarówka, chybocząca się niebezpiecznie na cienkim przewodzie. Podłoga była usłana smarem, z którego gdzieniegdzie wyłaniały się nieliczne, stare, zniszczone resztki po sprzętach gospodarstwa domowego – krzesła z powyłamywanymi nogami, dziurawe stoły, a nawet klawiatura od komputera.
Nadine próbowała coś powiedzieć, ale dopiero zauważyła, że jej usta są zakneblowane. Chciała wstać, lecz była przywiązana do krzesła. Szarpała się i wyrywała, jednakże liny jedynie coraz bardziej wpijały jej się w nadgarstki oraz kostki. W końcu, gdy aż zawyła z bólu, a w jej oczach pojawiły się łzy, przestała.

[img]http://i39.************/35kmmog.jpg[/img]

Chciała jeszcze raz rozejrzeć się po całym pomieszczeniu, lecz ktoś założył jej opaskę na oczy.
Nadine wrzeszczała, płakała, wyrywała się, szlochała, piszczała, błagała, ale nic z tych rzeczy jej nie pomogło. Wreszcie poczuła czyjś oddech na karku, a po chwili także dłoń na ramieniu. Uścisk na jej ręce zacieśniał się, a ona wyła coraz głośniej i głośniej.

*

- Panno Roberts?
Coś trącało Nadine w bok, bezlitośnie ją budząc. Po trochu była szczęśliwa, że ten koszmar już się skończył, lecz z drugiej strony widok wysokiej kobiety, o wysoko, ciasno upiętym koku siwych włosów, zmarszczonym czole i błyskającym oczom oraz plastikowej plakietce przyczepionej na piersi przerażał ją chyba bardziej niż sen.
Dziewczyna przetarła oczy pięściami i rozejrzała się nieprzytomnie po kuchni. Jak każda osoba, która zasypia w dzień i budzi się w nocy była roztargniona, zdziwiona i trochę zdezorientowana. Po chwili jednak doszła do siebie i spojrzała znów na kobietę.
- Tak, to ja jestem Nadine – powiedziała do niej szesnastolatka, mierząc ją wzrokiem – A pani to…?

[img]http://i44.************/hvcrdd.jpg[/img]

- Anne Greywater – przedstawiła się przybyszka i kątem oka zerknęła na zegar wiszący wysoko na ścianie, po czym zmarszczyła brwi – Muszę panience coś opowiedzieć zanim się… „przeniesiemy”.
- Prze… co? – powtórzyła za nią powoli dziewczyna.
- Pani rodzice zginęli – oświadczyła niespodziewanie kobieta.
Nadine milczała.
- Zginęli – powtórzyła tym razem pani Greywater – to znaczy, że nie żyją.
- Wiem, co to znaczy – odburknęła Roberts, chociaż w tym momencie sama w to nie wierzyła.
- Pani ojciec – kontynuowała po chwili milczenia kobieta - miał dzisiaj rano wypadek w wyniku tragicznego karambolu na krajowej szóstce. Był w poważnym stanie, ale niestety karetka nie zdążyła dojechać na czas do szpitala. Umarł w drodze.
Matka natomiast, gdy tylko do niej zadzwoniliśmy, od razu popędziła na miejsce wypadku. Niestety, niezauważenie przedarła się przez barierę policyjną, a kiedy przechodziła obok cystern, jedna z nich wybuchła…
Znowu zapadła cisza.
- Ponieważ nie jesteś jeszcze pełnoletnia – przerwała milczenie pani Greywater – Trafisz do sierocińca. Tę noc spędzisz jeszcze tutaj, a jutro z samego rana weźmiesz jedynie najpotrzebniejsze rzeczy i wyjedziemy.
Nadine słuchała tego z niedowierzaniem, ale nie dała sobie tego po sobie poznać. Pokiwała jedynie smętnie głową.
- Możesz odejść – dodała kobieta, a Roberts powstała jak najszybciej z krzesła i skierowała się ku schodom.
Nadine doskonale wiedziała, że nie da sobą pomiatać. W głowie miała już ułożony pewien plan.
Plan ucieczki.

*

[img]http://i44.************/n3xhn7.jpg[/img]

Zanim się obejrzała już pakowała wszystko co tylko miała pod ręką do torby. Klucze, pieniądze, komórka, grube swetry i kurtki oraz kilka innych drobiazgów od razu wylądowały na jej dnie.
Zarzuciła ją na próbę na ramię. Uznała, że waga jest idealna.
Na paluszkach otworzyła drzwi od swojego pokoju, uważając przy tym, by nie zaskrzypiały zbytnio. Miała szczęście, gdyż jej mama zawsze uważnie oliwiła zawiasy, a więc nie wydały z siebie nawet cichego skrzeku.
Ostrożnie wychyliła głowę zza progu i rozejrzała się po korytarzu. Gdy w końcu upewniła się, że jest zupełnie pusty, poprawiła torbę spoczywająca na jej ramieniu i cicho jak mysz pod miotłą wymknęła się z pomieszczenia.
Słyszała, jak serce łomocze mi w piersi, a uszy robią się gorące z przejęcia. Mimo, iż wszystko wydawało jej się błagać, by tego nie robiła, uciekała z tego piekła. Wydawało jej się, że to wszystko przychodzi jej zbyt łatwo i gdzieś tu musi być jakiś haczyk.
Nie myliła się.
Na palcach przemierzała kolejne centymetry korytarza, mijając kolejno łazienkę, pokój jej rodziców oraz składzik po brzegi wypełniony różnorodnymi śmieciami. W końcu dotarła do schodów i przycupnęła, spłoszona dziwnymi odgłosami pochodzącymi z dołu.

[img]http://i39.************/2h7qtqt.jpg[/img]

Przez chwilę oddychała głęboko, próbując opanować nerwy i wolno wyjrzała zza rogu prosto do holu.
Haczykiem był mężczyzna, bardzo dobrze zbudowany, ubrany w ciemnoniebieski mundur. Nadine nie widziała jego twarzy, lecz jedynie starannie ułożoną fryzurę na jego głowie. Był potwornie wysoki i w ogóle wydawał jej się być ogromny. Przypominał bardziej olbrzyma, niż człowieka. Najwyraźniej Greywater miała wcześniej przypadki, że dzieci uciekały jej, kiedy oznajmiała im prawdę o ich rodzicach i dlatego postawiła obok jedynej drogi ucieczki ochroniarza.
Roberts cofnęła głowę i przeklęła go cicho pod nosem. Zacisnęła dłoń na torbie i zerknęła tam jeszcze raz. Jednak tym razem spojrzenia jej i mężczyzny spotkały się.
Serce Nadine zaczęło walić tak mocno, że myślała, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Była między młotem a kowadłem. Nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła, szukając jakiejś pomocy, ucieczki, lub miejsca, w którym mogłaby się ukryć. Kroki na schodach były coraz głośniejsze i bliższe, więc niewiele się zastanawiając, zerwała się na równe nogi i sprintem podbiegła do schowka. Zrzuciła torbę z ramienia i czym prędzej wcisnęła ją pomiędzy niedziałający już odkurzacz, a karton po telewizorze. Po chwili domknęła jakimś cudem drzwiczki i poczuła dłoń na swoim ramieniu.
Powoli odwróciła się, czując, że zaraz zemdleje ze zdenerwowania i spojrzała prosto na ochroniarza, a raczej na jego klatę. Z wolna uniosła wzrok do góry i wreszcie dojrzała jego twarz. Nie był wcale brzydki, ale w tym momencie wściekły grymas na twarzy sprawił, że czoło mężczyzny zmarszczyło się paskudnie, a usta wykrzywiły się, tworząc coś na wzór odwróconej litery „v”.
Nic nie mówiąc, odepchnął ją od drzwi, których tak kurczowo się trzymała, otworzył je, wyciągnął stamtąd torbę, nie zważając na to, że w międzyczasie ze skrytki posypało się mnóstwo innych rzeczy, po czym zacisnął dłoń na ramieniu szesnastolatki i doprowadził ją do jej pokoju. Bez żadnych ceregieli bezceremonialnie wepchnął ją do środka i mruknął jedynie:
- Myślę, że pani Greywater nie będzie z tego zadowolona. A to – tutaj wskazał na jej pakunek – konfiskuję.
Po chwili drzwi się za nim zatrzasnęły, a Nadine usłyszała szczęk klucza w zamku. Zamknął ją. Straciła gotówkę, kontakt ze światem i odzienie. Nie będzie miała nawet jak zdobyć jedzenia…
Czarne myśli od razu zawładnęły jej głową, lecz ona wiedziała, że ma niewiele czasu, aby działać. Nerwowo rozejrzała się po pokoju, próbując wymyślić jakiś plan awaryjny. Wtedy dostrzegła prześcieradła, które walały się w otwartej szafie i wpadła na pewien pomysł.
Prędko podbiegła do okna i zerknęła na zewnątrz. Pierwsze piętro. Powinno wystarczyć.
Zmieniła kurs na zbawienne jej teraz kawały materiału i pieczołowicie podarła je na grube pasy. Następnie poczęła je sklecać w jedną, spójną całość i po niecałej godzinie pracy stworzyła coś na wzór prowizorycznej liny.
Wstała i otrzepała się. Nie miała już zbyt wiele czasu, bo słońce niedługo wschodziło. Przywiązała jeden koniec swojej pseudo-liny do nóżki łóżka, otworzyła okno i spuściła przez nie drugi. Szarpnęła mocno, upewniając się chociaż trochę bardziej, czy wytrzyma. Wszystko wydawało się sprawnie działać, a więc wzięła głęboki oddech, weszła na parapet, złapała mocno za linę i zaczęła schodzić w dół.

*

Nie wiedziała, ile to trwało, lecz warunki jej podróży były paskudne. Poobcierała sobie całe dłonie, ale nie mogła ich oderwać od prowizorycznego sznura. Wiał porywisty wiatr i co jakiś czas musiała się zatrzymywać, bo okropnie nią huśtało. Poza tym miała lęk wysokości i cały czas bała się, że spadnie. Jednak kiedy ogarniały ją takie myśli, przypominała sobie, co będzie, jeżeli nie ucieknie i tym samym dodawała sobie trochę odwagi.
Gdzieś w połowie trasy usłyszała trzask i dźwięk do złudzenia przypominający darcie się materiału. Z walącym jej głośno w piersi serce spojrzała ku górze i dostrzegła, że lina trzyma się już tylko na kilkunastu włóknach. Nie wiedziała, co zrobić. Nie była pewna, czy ma wracać ku górze, czy wręcz przeciwnie, szybko pędzić na dół. Zanim jednak zdążyła zareagować rozległ się kolejny trzask, potem krzyk i zaledwie ułamek sekundy później leżała w krzakach z otwartymi ustami. Miała szczęście, że upadła właśnie na żywopłot – zamortyzował jej upadek.
Zeszła z niego o drżących nogach i zerknęła do góry. Była niżej, niż jej się wydawało. Pasy prześcieradła szybowały na wietrze, a ona pierwszy raz od kilkunastu godzin zaśmiała się, dumna z siebie. Chwilę potem jednak zamilkła, spłoszona, czy aby nie zwróci tym na siebie zbyt wielkiej uwagi. Rozejrzała się dookoła i kiedy upewniła się, że nikogo tam nie ma, ruszyła przed siebie.

[img]http://i41.************/f2v7zm.jpg[/img]

- Gdzie pójdę? – zapytała samą siebie, spoglądając jeszcze raz przez ramię prosto na jej stary dom.
Nadine Roberts nie wiedziała gdzie pójdzie, jednak ktoś, kto obserwował ją od dawien dawna był tego doskonale świadomy.
__________________
Już niedługo... szykujcie się na coś zupełnie nowego...
Pani_Snejp jest offline   Odpowiedź z Cytatem