Temat: Concern
View Single Post
stare 09.04.2009, 18:40   #209
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Concern

Ogólnie to można bić.
I druga cześć honorów dla Call…


XV

Lena gwałtownie podeszła w kąt celi, odsłaniając świeżo ścięty pień drzewa. Dziwnym mogło się wydawać, czemu kawałek drewna miałby budzić taki wielki postrach u Antonia, którego oczy aż pałały nienawiścią. Zapewne za sprawą majestatycznego, nic a nic nie pordzewiałego metalowego klina, tkwiącego w boku pnia.


Kobieta sięgnęła po siekierę leżącą na drewnianym klocu i podeszła do więźnia. Z triumfalną miną wpatrywała się w kolegę, z którym jeszcze tak niedawno walczyła o dyrektorski stołek. Teraz siedział tuż przed nią, znienawidzony i zdany na jej łaskę…
Znów się roześmiała. Gdy wreszcie się uspokoiła, zaczęła swój improwizowany wykład.
- Posłuchaj mnie uważnie, ty sukinsynu! Niestety moja metoda nie jest tak subtelna jakbym tego chciała, ale za to zabójczo skuteczna. Czy ty naprawdę myślałeś, że ci się uda? Że nikt się nie dowie, przez kogo zginęli nasi przyjaciele? Ten gówniarz, którego wysłali, żeby zabić Norę chciał zabić mnie! Jakaś pomylona starucha chciała zabić Johna i Henry’ego! Wysłali zabójcę do Juliette! A teraz ty chciałeś ją zabić! Czy ty myślisz, ze w takich okolicznościach zasłużyłeś na litość?
Antonio uśmiechnął się pokornie.
-Musisz mieć jej chociaż trochę.
Nie z Leną takie numery. Nie działają na nią przymilne uśmieszki zdrajców.
-Co za pech, właśnie mi się skończyła.
W kobiecie było w tej chwili coś przerażającego. Antonio czuł, że zestaw-odpowiedzi-mających-uratować-mu-dupę zaczyna zbliżać się ku końcowi. Szczerze mówiąc, od początku wątpił, aby cokolwiek zadziałało. Musiał grać na czas… Minęło już kilka dobrych godzin odkąd miał wrócić. Przecież to oczywiste, że skoro tam go nie ma, musiało coś się stać! Nie tylko to było problemem. Kobieta wyglądająca jak opętana przez Belzebuba i jej siekiera nie wróżyły zbyt dobrze…
- Czemu ma to właściwie służyć? – zapytał nieco znudzony Brian, skubiąc ścianę.
Lena posłała mu uradowane spojrzenie.
- Właśnie chciałam do tego dojść. To stara metoda przesłuchań stosowana przez radziecki Specnaz. Niezawodna i niezwykle bolesna – zerknęła z okrutnym uśmiechem na Antonia – I w dodatku uderzy w najbardziej czuły punkt… Ale dość już tej gadki! Dowiecie się wszystkiego empirycznie.
Kobieta spojrzała prosto w ciemne oczy Antonia. Przestała już się uśmiechać, jednak demoniczny błysk w jej oczach wcale nie zelżał.
-Posłuchaj mnie ty draniu i zapamiętaj! Na początku będzie tylko raz. Potem zadamy ci pytania. Jeżeli dalej nie będziesz chciał na nie odpowiedzieć powtórzymy cały cyrk od początku. I będziemy powtarzać do skutku, aż zdechniesz! Możesz też wreszcie wszystko wyśpiewać, wtedy pogadamy sobie przy kawie i herbacie… To jak? Umowa stoi?
Inteligentne i dowcipne uwagi na dobre się wyczerpały.
- Wal się ty ruska ****o!
- Spodziewałam się, ze powiesz coś w tym stylu – odpowiedziała spokojnie i zwróciła się do kolegi - Brian! Rozepnij mu spodnie i zdejmij bieliznę.
Mężczyzna popatrzył z niedowierzaniem i lekkim obrzydzeniem na swoją towarzyszkę, ale posłusznie wykonał polecenie, podprowadzając opierającego się Antonia do kąta, w którym stał pień.


Tam czekała już uradowana Lena. Nieczęsto zdarzała się okazja, aby mogła kogoś potorturować i ukazać swoją drugą, przepełnioną złem naturę.
-Co wy robicie?! – wrzasnął Antonio, pozbawiony niższych części garderoby – I tak nic wam nie powiem! Nigdy! Niemożliwe, ja nic nie wiem!
Kobieta założyła jednorazowe rękawiczki, z pewnym wahaniem złapała za genitalia więźnia i wsadziła je w szczelinę, którą w drewnie utworzył klin.
- Co… Co… Ty… - mamrotał przerażony Antonio.
-Niemożliwe zawsze zabiera nieco więcej czasu – uśmiechnęła się i nie zważając na jąkania więźnia uderzyła mocno obuchem siekiery w klin, niemal zupełnie go wytrącając. Drewniana pułapka boleśnie zacisnęła się wokół najwrażliwszego u mężczyzny miejsca.
- Arrrrrghhhhhhh!!!
Nieludzki wrzask wyrwał się z gardła torturowanego.
Lena krzywiąc się na ten dźwięk z powrotem wbiła klin w drewno poszerzając tym samym szczelinę.
- Brian, odsuń go – poleciła.
Więzień bezwładnie upadł na ziemię. Lena pochyliła się nad pokrytą potem i poszarzałą z bólu twarzą.
- Jaka jest teraz twoja wersja, mądralo? Przemyślałeś sprawę czy musimy wszystko powtórzyć?
Antonio spojrzał na kobietę obłąkanym wzrokiem.
-A...yc ye wim…
-Że co? Możesz powtórzyć? Chyba nie zrozumiałam…


-Mówi…mówiłe… Nic nie wim!
-Brian, wybacz mój drogi, ale musisz przyprowadzić go do naszej małej dziupli jeszcze raz.
Antonio zaczął szarpać się niewiarygodnie żwawo, jak na kogoś, kto przed momentem ledwo mógł wydusić z siebie słowo. Nawet zdolność mowy mu powróciła.
-Wy *********! Zobaczycie! Popamiętacie mnie, *********! Puszczaj mnie, ty ******!
-Całkiem ładna ta twoja wydmuszka – zaśmiała się Lena, sięgając urękawiczoną dłonią po genitalia mężczyzny.
Wtem rozległo się ciche pukanie.
Brian, potwornie się nudził. Nie lubił takich dynamicznych przedsięwzięć, a wszystko wskazywało na to, że potrwa ono jeszcze długo… W dodatku Antonio strasznie wierzgał przez co ciężko było go utrzymać i upilnować, aby siekiera oby na pewno dosięgła tylko klina…
-Kto tam? – spytał.
Nikt nie odpowiadał.
-Kto ta…


Eva Brown skryła się za ścianą, mając nadzieję, że pozostanie niezauważona dla przechodzącej obok grupki ludzi. Gdy tylko się oddalili, odetchnęła z ulgą i truchcikiem podbiegła do przeciwległej ściany. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będzie musiała się tak zachowywać. Jak jakiś złodziej! Włamywać się do własnego miejsca pracy… ona… Ale musiała przyznać, że szło jej całkiem nieźle. Podsłuchała wcześniej, co właściwie się dzieje. Przez chwilę poczuła przypływ współczucia dla Juliette, którą bądź co bądź znała już kawałek czasu, ale szybko przypomniała sobie, że to właśnie przez nią ich plany zostały zaprzepaszczone! Kobieta musiała jak najszybciej dostać się w umówione miejsce.


Tam powinna już czekać Emma…


John całkowicie bezcelowo snuł się po korytarzach Firmy. Nie dostrzegał nawet zdziwionych spojrzeń przechodniów na jego niezbyt czystą koszulkę. Nadal nie pojmował, dlaczego został wyrzucony za zbity pysk. Chciał być miły i ją pocieszyć, a oto co spotyka go w zamian. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było rozładowanie negatywnych emocji, kumulujących się w Johnie. Akurat złożyło się tak, że doskonale wiedział, co mu pomoże – zabić Antonia. Na pewno nikt nie będzie miał mu tego za złe, to naturalna kolej rzeczy. John nie spocznie, dopóki nie zobaczy jego zmarnowanych zwłok! Może dzięki temu gestowi Juliette wreszcie zacznie się do niego odzywać? Uzyskawszy nowe siły John podążył w stronę swojej ofiary. Był tak zaaferowany swoim błyskotliwym planem, że dopiero po kilku minutach przypomniał sobie, że nie miał pojęcia gdzie w tej chwili był Antonio. Gwałtownie zawrócił, nie miał przecież ani chwili do stracenia. Spyta kogoś i wtedy go zabije. Szef musiał wiedzieć takie rzeczy, najpewniej będzie więc udać się właśnie do Thomasa.

John, układając w głowie plan okrutnych tortur, jakim podda przed śmiercią Antonia, skręcił w kolejny korytarz. Czemu to musiało być takie wielkie? Zanim dotrze do szefa miną całe wieki. Co gorsza, skończył już obmyślać plan i na powrót zaczęły dręczyć go echa tej nieszczęsnej rozmowy. To naprawdę była jego wina? I weź człowieku chciej dobrze, z babami nie pogadasz.
John stanął przed dwoma wejściami nie wiedząc, których próg powinien przestąpić.
Zaraz… Co to ja miałem ważnego do zrobienia? A tak, zabić Antonia.
Wybrał drzwi po prawej, ale nie zdążył nawet ich otworzyć. Zamiast tego wpadł na nie, niechybnie łamiąc sobie nos, a coś dziwnego uwiesiło się na jego plecach. Odwrócił się gwałtownie, aby zidentyfikować przyczynę zderzenia z drzwiami.


Młoda blondynka uśmiechnęła się, wpatrując się w Johna zielonymi oczami.
-Cześć, braciszku.
-Emma?!
-Jak miło, że jeszcze mnie pamiętasz.
-Co ty tu robisz?
-Tak się wita siostrę po dwóch latach? Wybacz, że nie zdążyłam się wtedy z tobą pożegnać. Antonio uznał, że lepiej będzie, jeśli sam wam przekaże, że mam dość siedzenia w tej zatęchłej piwnicy.
Czyli Antonio już od co najmniej dwóch lat był ich wrogiem! Thomas dostanie zawału, jeśli się dowie, że przez tyle czasu hodował na swoim łonie zdrajcę!
-Myślisz, że zdołasz mu pomóc? W dodatku sama?
-Nie jestem sama – położyła głowę na ramieniu Johna – Mam przecież przy sobie brata.
Blondyn odsunął ją od siebie i przypomniawszy sobie o złamanym nosie, pomacał twarz. Jednak był cały.
-Odwal się, nie mam zamiaru ci pomagać. Wydawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy.
-Ja cię przynajmniej doceniam… A nie jak ci tutaj. Pomiatają tobą na wszystkie strony, nie widzisz tego?
-Skąd wiesz? To znaczy, wcale nie! Oni po prostu mają… trudne charaktery.
-I jeszcze ich bronisz! Co za pipa z ciebie. Ale ja już zrobię z tobą porządek.
-Myślisz, że po tym wszystkim po prostu pójdę z tobą i zapomnę o tym wszystkim, co zrobiliście?
-Mam taką nadzieję.
-To sama jesteś popieprzona. W dupie to mam, czy jesteś moją siostrą czy nie, wpadłaś i więcej już nic nie zrobisz.
Dziewczyna zaśmiała się, udając przerażenie.
-No proszę, co za odważny mężczyzna kryje się pod tą powłoką ofiary losu…
-Tak mi się wydaje, że twoja zagrzybiała piwniczka wciąż jest wolna.
-Chciałam dobrze – westchnęła – Ale z ciebie chyba już nic nie będzie, a na mnie już pora. Na razie, braciszku…
Odwróciła się, ale John szarpnął ją za rękę.
-Powiedziałem, że nigdzie nie pójdziesz.
Przyszpilona do ściany dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
-Nic wam to nie da. Możecie mnie złapać, proszę bardzo. Jeśli myślisz, że to wszystko ogranicza się do mnie to powodzenia. Mimo, że jestem córką Alberta, dla niego jestem nikim. Całe życie robię to, co mi każę, a nadal jestem nikim! – zaśmiała się gorzko, osuwając się po ścianie na podłogę - To chyba u nas rodzinne.


-Powinieneś być z siebie dumny, udało ci się pochwycić bezbronną dziewczynę, gratulacje.
-Ty taka niewinna jak zdzira przy autostradzie.
Emmie wyraźnie spodobało się to porównanie.
-Jak nikt nie patrzy to ględzić jednak umiesz.
Za drzwiami rozległy się zbliżające się odgłosy kroków. John musiał szybciej się uwijać i skończyć tą bezsensowną gadkę. Nie chciał natrafić na nikogo w towarzystwie Emmy. Postawił ją na nogi, jakby faktycznie była zwyczajną dziewczyną, a nie od dwóch lat zaginioną córką wampira. Niestety, nie zdążył na czas.
-A to co za zamieszanie? – spytał jakiś kobiecy głos, dochodzący zza pleców Johna.
Emma obróciła się i z triumfem powitała stojące naprzeciwko Anais i Aidę.
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem