View Single Post
stare 06.03.2011, 17:34   #28
Master of Disaster
 
Avatar Master of Disaster
 
Zarejestrowany: 08.01.2006
Skąd: Dziwnowo
Wiek: 18
Płeć: Kobieta
Postów: 1,218
Reputacja: 26
Domyślnie Odp: Cass - jak było naprawdę

Odcinek 3
Odnalezienie

Tamtej nocy Cassandra długo nie mogła zasnąć. Dręczyło ją jakieś dziwne przeczucie, którego nie potrafiła nazwać. Czy miała się zdarzyć jakaś katastrofa, czy może jakiś przełom w jej życiu? Czuła coś w rodzaju tremy, jak przed ważnym egzaminem. Na dodatek, było duszno, na niewiele się zdało otwieranie okien w całym domu. Jeszcze wieczorem, przy kolacji, ojciec powiedział:
- Chyba zbiera się na burzę.
Ale ta nie nadchodziła. Ciemne, grube chmury wisiały nad Pleasantview, z rzadka można było dostrzec bezgłośne błyskawice. Mógłby już ten deszcz lunąć, pomyślała dziewczyna. Pogrzmiałoby trochę, Frankie pewnie by się obudził i trzeba by go było uspokajać (malec bał się burzy), ale chociaż minąłby ten nieznośny zaduch. A tak... już nie ma czym oddychać.

Cassandra zasnęła około trzeciej nad ranem, trudno się zatem dziwić, że obudziła się późno i w złym humorze. Dobrze, że była sobota. Po obiedzie ojciec oświadczył, że wybiera się po zakupy i bierze ze sobą chłopców, bo Alecowi trzeba kupić nowe sandały, a Frankie'mu przydałyby się jakieś ubranka, bo część rzeczy jest już na niego za mała. Spytał córkę, czy chce z nimi jechać, ale odmówiła. Łażenie po sklepach było ostatnią rzeczą, na jaką akurat miała ochotę.
Kiedy Mortimer z chłopcami odjechali, Cass rozłożyła się na kanapie w salonie. Nadal było duszno, wyglądało na to, iż w nocy nie spadła ani kropelka deszczu, o porządnej ulewie już nie wspominając. A chmury wciąż wisiały nad biedną mieściną, nie racząc się chociaż przesunąć i przepuścić trochę słońca. Cass nastawiła płytę Beatlesów (którzy zawsze poprawiali jej nastrój) i nalała sobie lemoniady. Zaczęła trochę żałować, że nie pojechała z tamtymi – w sklepach byłaby przynajmniej klimatyzacja.
Kiwając stopą w takt Ticket To Ride, dziewczyna tak się zamyśliła, że prawie nie usłyszała telefonu. Ruszyła się dopiero po trzecim sygnale.
„Któż to może być?” - pomyślała, odbierając.

- Halo?
- A witam, Matthew Russel z tej strony - usłyszała męski głos. - Przepraszam, ale gdzieś zapodziałem numer na komórkę... pani ojca. Jest może w domu?
- Nie, pojechał po zakupy, a co się stało?
- Chodzi o panią Goth... chyba ją znalazłem - z jakiegoś powodu detektyw wydawał się być zakłopotany.
- Znalazł pan?! - zawołała ona. - Gdzie jest?!
- W Betaville*, to kilka mil na południowy wschód od Pleasantview, ale...
- Jadę tam - oświadczyła natychmiast Cass. - Jest tam jakiś przystanek?
- Ach... to chyba nie jest najlepszy pomysł - zaoponował pan Russel.
- Czemu? Czy coś się jej stało?
- Nie... niezupełnie. Wie pani, to nie jest rozmowa na telefon...
- W takim razie, jadę. Jest tam przystanek?
- Taak, ale...
- A zatem wkrótce będę.
- A-ale kto się zajmie chłopcami?
- Są z ojcem. Do zobaczenia.
Odłożyła słuchawkę i poszła na górę, sprawdzić w internecie, jakie byłoby najlepsze połączenie. Potem wzięła ze swego pokoju torbę i portfel, i zabrała się za zamykanie drzwi i okien – niektóre zostawiała lekko uchylone, bojąc się, że po powrocie zastanie łaźnię zamiast domu. Wzięła komórkę matki – nadal nie miała swojej – włączyła alarm, zamknęła drzwi wejściowe i wyszła. Niebo nadal było całkowicie zachmurzone, a powietrze – niemal nieruchome. Całe szczęście autobus przyjechał dosłownie po chwili i był klimatyzowany. Jechał szybko, a ponieważ przystanków po drodze było niewiele, nie minęło dwadzieścia minut, jak była na miejscu. Wysiadła i rozejrzała się. Przystanek w Betaville* znajdował się niedaleko niewielkiego, ale całkiem przyjemnego parku. Szybko też dostrzegła detektywa. Chodził wzdłuż stawu w tę i z powrotem, wyraźnie zdenerwowany.
- Witam - powiedziała do niego.
- A, jest pani. Witam.

- A zatem... Co z moją matką?
- Ech... Zaprowadzę panią - rzekł pan Russel jakoś niechętnie.
Dziewczyna skinęła głową. W milczeniu ruszyli w drogę. Idąc za detektywem, Cass rozglądała się po okolicy. Miasteczko wyglądało całkiem miło, właściwie niewiele różniło się od Pleasantview. Mimo takiej sobie pogody niektórzy z mieszkańców siedzieli w ogródkach i na tarasach, niektórzy urządzali grilla. Ciekawe, co jej matka tutaj robi. Rozmyślania przerwał jej głos towarzysza:
- To tutaj.
Zatrzymali się przed nowoczesnym domem otynkowanym na czerwony kolor, o dość klockowatej bryle – takie było przynajmniej pierwsze wrażenie Cassandry. Detektyw śmiało przeszedł przez furtkę i zadzwonił do drzwi. Otworzył im dość przystojny mężczyzna w średnim wieku.

- Tak? - spytał.
- My do pani... - zaczął pan Russel i zająknął się. - Do Belli.
- A kim państwo są?
- Eem... znajo... - zaczął, ale Cass przerwała mu:
- Jestem jej córką - oświadczyła stanowczo.
Człowiek, który otworzył drzwi wyglądał na lekko zszokowanego tą wiadomością.
- Córką... ja... eee... proszę wejść...
Zaprosił ich do salonu i zaproponował, żeby usiedli, ale dziewczyna odmówiła.
- Bello! Zejdź tu proszę na chwilę!
Rozległy się kroki na górze, a zaraz potem po schodach zeszła czarnowłosa kobieta.

- Cassie?!
Cdn.

_____
Uff, sporo trudności sprawił mi ten odcinek; coś ostatnio nie miałam weny do tego FS :/ Proszę o uwagi, czy coś poprawić i takie tam.
Aha, kolejny jest w przygotowaniu, ale nie wiem, kiedy będzie. Zdjęcia mogą się wydawać ciemne, ale w tym przypadku to celowy zabieg.

*nazwę miasta wzięłam z Simspedii; było chyba coś takiego w Simsach na konsolę, a ja pomyślałam, że brzmi nieźle.

Ostatnio edytowane przez Master of Disaster : 06.03.2011 - 20:53
Master of Disaster jest offline   Odpowiedź z Cytatem