View Single Post
stare 14.03.2015, 16:37   #5
Sovillian
 
Avatar Sovillian
 
Zarejestrowany: 06.12.2014
Płeć: Kobieta
Postów: 69
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Tiamaranta (+18)

ODCINEK II




Promienie słońca przyjemnie oświetlały jej jasną twarz. Amy siedziała obok niej popijając ledwo co zamówioną kawę. Sobota była dniem, który dziewczyny uwielbiały. Był to ich czas na chwilę relaksu i błahych pogawędek. Jeśli większość tygodnia była nieprzyjemna wówczas starały się o nim nie wspominać. Jednak tym razem było trochę inaczej. Pomimo dobrego humoru Rebecca nie mogła się powstrzymać by nie napomknąć Amy o kilku sprawach, które zawracały jej głowę ostatnimi czasy. Spojrzała na blondynkę z ponurą miną.
- Nawet nie zaczynaj – odparła wiedząc, że czeka ją niemiła konwersacja.
- Muszę! To mnie zżera od środka. Ten chłopak, Bastian…
- Słyszałam o tym cały tydzień. Becca wiem, że się martwisz i to całkiem normalne, jako że jesteś starszą siostrą, ale Rachell już nie jest małym dzieckiem. Ile razy mam ci to tłumaczyć.
- Nie rozumiesz. Nie chodzi mi o to, że ona spotyka się z jakimś tam chłopakiem. Chodzi mi o to, że spotyka się właśnie z nim. Opowiem ci sytuację z wczoraj. Siedziałyśmy w salonie, gdy do niej zadzwonił. Odebrała telefon i rozmawiała siedząc obok mnie. Później zrobiła poważną minę i udała się na górę by zamknąć się w pokoju, tam dokończyła resztę rozmowy. Kto wie, jakie rzeczy jej tam nagadał. Po co ta cała dyskrecja? – Amy niedowierzała w to co słyszy. Mogłaby przysiąc, że jej współlokatorka oszalała.
- Nie widzę w tym czegoś nadzwyczajnego. Może chcieli porozmawiać o jakiś zbereźnych rzeczach, a ty już węszysz spisek.
- Albo wczoraj, co mówiła, że idzie z nim do baru. Sprawdziłam na intrnecie i nie jest to zwykły bar, a miejsce gdzie kręcą się same podejrzane typki. A co najlepsze wyskoczyło mi kilka stron, na których ludzie opisywali dziwne incydenty. Zaginęły tam dwie dziewczyny i to wszystko w przeciągu roku! – Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłoby się to przytrafić Rachell.
- Zawsze widzisz ciemną stronę.
- Była raz, wróciła cała i zdrowa. Rozumiem o co ci chodzi, ale ona jutro też ma zamiar tam się wybrać. Skąd mam mieć pewność, że nic jej się nie stanie? Nie ufam mu. – Zacięła się na chwilę zdając sobie sprawę, ze powtarza w kółko to samo. - Amy boję się o nią, czy to tak ciężko zrozumieć? Wiem, że myślisz, że przeżywam niepotrzebnie, ale pomóż mi do jasnej cholery. – Blondynka spojrzała na nią pozostawiając ją bez chwilowej odpowiedzi. Jak niby mogła jej pomóc skoro każda próba przemówienia jej do rozsądku nic nie dawała. Bała się, że strach Rebecci o młodszą siostrę powoli przeradza się w obsesję. Nie pozostało nic innego jak udowodnić jej, że nie ma się o co martwić.
- Pojedziemy jutro do tego baru. Przekonasz się na własne oczy, że wszystko jest w porządku. Pogadamy z Bastianem, pokręcimy się wokół jego znajomych. Jak uznam, że masz rację i coś jest nie tak, wtedy zaczniemy interwencję. – Brunetka uśmiechnęła się szeroko. Była wdzięczna, że Amy zdała się przynajmniej na tyle.
- Tak! W końcu mówisz z sensem. I obiecuję ci, że jeśli wszystko będzie w stu procentowym porządku zostawię ten temat w spokoju.
Zakończyły tą dyskusję i już więcej do niej nie wróciły. Dopiły zamówione napoje i jeszcze przez chwilę rozkoszowały się miłym popołudniem. Gdyby tylko miały więcej pieniędzy wybrałyby się na jakąś wycieczkę, by tam zakosztować pełnego relaksu po ciężkim tygodniu pracy i nauki. Może gdyby zaczęły oszczędzać w końcu wybrałyby się na jakiś biwak. Niestety chęć nabycia ciuchów, czy też kosmetyków z wyprzedaży była od nich silniejsza.
Poznały się przez Internet tuż przed rozpoczęciem studiów. Amy poszukiwała współlokatorki, a Rebecca mieszkania. Babcia Amy ze względu na swój wiek często chorowała i ostatecznie przeniosła się do domu starców, gdzie miała dwudziestocztero godzinną opiekę. Pozostawiła swój piętrowy dom wnuczce by się nim opiekowała i miała gdzie zamieszkać idąc na studia. Niestety koszty utrzymania budynku były duże, a pieniądze otrzymywane od rodziców blondynki nie wystarczały. Na szczęście pojawiła się Rebecca, której rodzice woleliby zamieszkała gdziekolwiek indziej niż w akademiku. Przez dwa lata trafiła im się jeszcze jedna współlokatorka, która po kilku miesiącach przeniosła się do swojego chłopaka. Od tamtej pory nie szukały już nikogo innego do zasiedlenia tego wielkiego i starego domu. Czuły się wystarczająco dobrze w swoim towarzystwie. Gdy tylko się dowiedziały o przyjeździe Rachell ucieszyły się. Oznaczało to, że koszty utrzymania zmaleją. Poza tym była ona siostrą Rebecci, a nie obcą osobą. Ich lokum niestety nie należało do najpiękniejszych. Babcia lubiła przynosić do domu meble, które zupełnie do siebie nie pasowały. Wystarczające było dla niej, że są funkcjonalne. Ogródek, który niegdyś był miejscem gdzie spędzało się miło czas stał się zarośnięty i zaniedbany. Żadna z dziewczyn nie miała czasu i chęci, aby pielęgnować go i utrzymać w swojej świetności.


***
Co rusz przekładała kartki papieru uciekając w fikcyjny świat. Dzięki Amy odzyskała chwilowo spokój i mogła się zająć czymś, co sprawia jej przyjemność. Wieczór był idealną porą na chwilę dla siebie. Myślała, że wraz z podjęciem pracy w bibliotece znienawidzi książki. Na szczęście tak się nie stało i mogła poświęcić odrobinę czasu na czytanie opowieści. Dzień dobiegał końca, a ona nie mogła się już doczekać jutra. Amy i Rachell spały już w swoich pokojach ona natomiast nie mogła przerwać swojej lektury. Kończyła kolejną stronę książki, gdy nagle oślepił ją blask z ogródka. Momentalnie w każdym pomieszczeniu, którego okna wychodziły na ogród, zrobiło się biało. Wystraszyła się, a pierwsze wyjaśnienie, jakie przyszło jej do głowy to uderzenie pioruna. Jednak była stuprocentowo pewna, że nie słyszała nadchodzącej burzy. Poza tym nie usłyszała żadnego dźwięku. Lampa stojąca na stoliku zgasła. Nie wiedziała, co ma w takiej sytuacji zrobić. Czy pobiec na górę i obudzić dziewczyny, czy też sprawdzić, co się stało w ogrodzie.
Niepewnym krokiem ruszyła do kuchni, w której znajdowało się wyjście na zewnątrz. „Może spaliły się bezpieczniki?” Pomyślała starając się znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie. Na palcach podeszła do drzwi i złapała za klamkę. Wyjrzała delikatnie przez okno w gotowości by rzucić się do ucieczki. Wytężyła wzrok by dostrzec, co się dzieję na zewnątrz. Cieszyła się, że choć trochę świeci księżyc, bo w przeciwnym razie nie odważyłaby się wyjść. To, co zobaczyła zszokowało ją i wystraszyło jednocześnie. Na środku ogródka stał odwrócony tyłem nagi mężczyzna. Trawa w miejscu w którym stał była wypalona. Już miała odbiec od drzwi, złapać za telefon i zadzwonić na policję, gdy wpadła jej do głowy myśl, że owy mężczyzna może potrzebować pomocy. Dla przezorności włożyła do kieszeni telefon z wybranym numerem alarmowym. Otworzyła cicho drzwi stawiając jedną nogę na zewnątrz. W tym momencie mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Chciała zakryć ręką oczy by nie ujrzeć jego strefy intymnej, ale opanowała się wiedząc, że musisz go bacznie obserwować. On nadal stał przyglądając się jej, a po chwili przyglądając się sobie.




- Kim… kim jesteś? – zapytała niepewnie. – Czego chcesz? Ostrzegam cię, że mam broń – próbowała się jakoś zabezpieczyć. Zdała sobie sprawę, że przed wyjściem na zewnątrz mogła chociaż wziąć ze sobą nóż do obrony. Powolnym krokiem ruszył w jej kierunku zatrzymując się przy schodach. Cofnęła się lekko do tyłu gotowa by zamknąć przed nim drzwi.
- Czy potrzebujesz pomocy? – Nie wiedząc z kim ma do czynienia ponownie spytała.
- Nazywam się Kamael – odparł spoglądając na dziewczynę.
- Czy nic ci nie jest?
- Sądzę, że nie – wpatrywał się w nią jasnoniebieskimi oczyma.
- W takim wypadku, co robisz w moim ogrodzie? – Chciał zrobić krok w jej stronę, gdy ona odparła z uniesionym głosem – Nie podchodź, ostrzegam cię.
- Nie jestem tu po to by cię skrzywdzić. Właśnie przybyłem na ziemię.
- Co? – Jego odpowiedź wybiła ją z rytmu. – Co rozumiesz przez „przybyłem na ziemię”?
- Jestem aniołem. – Roześmiała się. Powiedział to z takim przekonaniem i powagą. Mogłaby przysiąc, że jest jakimś wariatem biegającym nago po jej ogrodzie. Jej reakcja zaskoczyła go. Nie tego się spodziewał.
- Nie wiem, co powiedzieć. Oszalałeś. Czego jesteś bez ubrań?
- Nie mamy ubrań tam skąd pochodzę. W sensie, że w niebie. Bo tak mówicie na miejsce pobytu aniołów, prawda?
- Wydaje mi się, że chyba jednak potrzebujesz pomocy. Może miałeś jakiś wypadek? Może doznałeś uszkodzenia mózgu i dlatego gadasz takie rzeczy. Chyba powinnam zadzwonić po pogotowie czy coś w tym stylu. – Pomimo dziwnych, a zarazem śmiesznych rzeczy, które wygadywał, zaczęła się martwić. Na pewno musiało się coś przytrafić temu biednemu człowiekowi. – Poczekaj tutaj, przyniosę ci szlafrok. Tylko się stąd nie ruszaj! Nadal nie mam pewności, że nie jesteś jakimś psychopatą.

Czym prędzej pobiegła do swojego pokoju z myślą, że przy okazji obudzi Rachell. Wypadałoby jej powiedzieć o tym, co właśnie ma miejsce w tym domu. Zdziwiła się, gdy zastała puste łóżko. Podniosła kartkę zostawioną na stoliku nocnym. „Wyszłam z Bastianem. Nie martw się o mnie” przeczytała cicho. Nie dość, że miała na głowie jakiegoś szaleńca to teraz jeszcze wymykająca się Rachell. Jak mogła się nie martwić skoro wyszła właśnie z nim?
Pomimo tego złapała za szlafrok i ruszyła do Kamaela. Schodząc po schodach usłyszała trzask drewna dochodzący z salonu. Mężczyzna siedział przed rozpalonym kominkiem ogrzewając swoje ciało. Zrobiło jej się go szkoda, gdy pomyślała, że zapewne spędził trochę czasu na dworze zupełnie bez ubrania. Była już jesień, co prawda nadal ciepła, ale nocami pojawiał się przymrozek.
- Miałeś się nie ruszać – odparła. Chciała mu pokazać, że jest stanowczą osobą.
- Wybacz, poczułem chłód i pomyślałem żeby się rozgrzać.
- Masz załóż to. Nie mam męskich ubrań, więc musisz zadowolić się szlafrokiem. - Szybko go zarzucił na siebie. Rebecca trochę się rozluźniła. Nie peszyło już ją jego nagie ciało. – Czy na pewno czujesz się dobrze?
- Tak. Nie rozumiem, czemu ciągle zadajesz mi to pytanie.
- Mówisz mi, że jesteś aniołem i dopiero co przybyłeś na ziemię. Nie brzmisz jak człowiek, z którym wszystko w porządku.
- Bo nie jestem człowiekiem.
- W ogóle nie rozumiem czemu prowadzę z tobą tą dyskusję. Z szaleńcami się nie dyskutuje. Gdybyś naprawdę był aniołem czy kimkolwiek udowodniłbyś to. Co, nie umiesz żadnego hokus-pokus?
- Nie wiem co to hokus-pokus – złapała się za głowę. Naprawdę sprawiał wrażenie jakby był z innego świata.
- MMam na myśli moce. Skoro jesteś aniołem powinieneś coś umieć. Latać, uleczać, teleportować się czy cokolwiek, co tam aniołowie umieją.
- Nie mogę używać moich mocy bez powodu.
- No tak, to było takie oczywiste. Więc może powiesz mi, co cię sprowadza na ziemię? – Nie miała pojęcia czemu zadaje mu te pytania. Przecież wiedziała, że nic to nie wniesie.
- Mam misję. Nie mogę ci o tym opowiedzieć. Jeszcze nie teraz.
- Mówisz to tak jakbym miała z tym coś wspólnego.
- Muszę iść – zerwał się na nogi.
- Jak to? Nie mogę cię tak puścić na dwór. Nie w tym stanie. Możesz mieć jakiś uraz mózgu. Zabiorę cię na pogotowie, tam zbada cię lekarz.
- Nic mi nie jest. Muszę się z kimś spotkać, nie mam na to czasu – odparł ruszając w kierunku drzwi. Starała się zablokować mu drogę, lecz on tylko ją przesunął nie wkładając w to większej siły. W takiej sytuacji była bez radna. Była tylko wątłą kobietą. – A i jeszcze jedno. Wiesz, że można się do nas modlić, prawda? Wy ludzie często to robić.
- Tak i co w związku z tym?
- Do mnie też możesz się modlić. Zawsze cię wysłucham.
- Nie wierzę w to, co ty właśnie do mnie mówisz. Jak załatwisz swoją ”misję” proszę cię udaj się do lekarza – odpowiedziała na odchodne. Kamael nic już nie odparł. Odziany tylko w szlafrok ruszył przed siebie. Odprowadziła go wzrokiem, a po chwili zniknął za budynkami.


Mam nadzieję, że tym razem zrobiłam mniej błędów
Sovillian jest offline   Odpowiedź z Cytatem