|
|
Zobacz wyniki ankiety: Czy jak na pierwszy raz, jest to dobre FS? | |||
Zdecydowanie |
![]() ![]() ![]() ![]() |
17 | 37.78% |
Nie! |
![]() ![]() ![]() ![]() |
9 | 20.00% |
TAkie se |
![]() ![]() ![]() ![]() |
8 | 17.78% |
Fajne, ale ja bym to zrobił inaczej. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
11 | 24.44% |
Głosujących: 45. Nie możesz głosować w tej sondzie |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#1 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
TO jest moje pierwsze FS więc proszę o wyrozumiałość. Ale również poroszę o mówienie co się podoba, a co nie to mi ułatwi pisanie następnych odcinków, których będzie około 7, 8.
![]() Odcinek I (na dole) Odcinek II Odcinek III Odcinek IV Odcinek V Odcinek VI Odcinek VII Odcinek VIII Zaczynam Odcinek I Znak ![]() Był pochmurny lipcowy dzień, lecz XIX wieczny New York tętnił życiem. W dzielnicy Broadway stała piękna willa, która Była cała z drewna. Zamieszkiwała ją zamożna, choć ekscentryczna rodzina - Moserowie. -Panienko Wiktorio! Panienko Wiktorio! - Wołała piskliwym głosem czarnoskóra kobieta.- Panienki obiad już gotowy!- ![]() Rodzina już zasiadła przy wielkim stole w jadalni, króra znajdowała się w samym środku domu. Kamienne ściany ozdabiały gdzieniegdzie obrazami. Familia jadła tam, rozmawiała. -Chwileczkę Betsi! Muszę się uczesać - Wiktoria miała długie czarne włosy oraz piękne zielone oczy. Nos miała prosty lekko zadartya na jej szerokich, umalowanych ustach często gościł uśmiech. -Córko!- Ojciec był już mocno zniecierpliwiony. Teodor był to wysoki starszy pan o orlim nosie i podejrzliwymi, małymi oczkami. Już taką miał naturę. Nie umiał okazywać miłości, lecz w głębi serca kochał jego córki i żonę Elżbietę. ![]() -Jestem.- Do pokoju weszła młoda szczupła kobieta około trzydziestki w długiej zielonej sukni. Usiadła przy stole. Pomodlili się nad jedzeniem i zaczęli pałaszować. -Edno!- Ojciec zwrócił się do młodszej córki o średnio długich, brązowych włosach. - Dlaczego nie wróciłaś na noc do domu? To jest wprost niewybaczalne. - Wiktoria doskonale wiedziała, że nocowała u Charlesa Jackle. Była to jej prawdziwa miłość. Przystojny i szarmancki blondyn o spojrzeniu prawdziwego dżentelmena. Mieszkał na przedmieściach New Yorku w biednym domku. -Edenko, kochanie. - Matka przytuliła córkę. Umiała inaczej rozwiązywać problem niż ojciec. Spokojną rozmową i nigdy krzykiem.- Ukrywasz coś przed nami? -Byłam u Charlesa- nieśmiało oznajmiła Edna. Przed rodzicami była zamknięta, lecz wśród znajomych wstępowała w nią prawdziwa energia. ![]() -CO???- Ojciec zrobił się czerwony ze złości - Nie życzę sobie, by panna z rodu Moserów spotykała się ze zwykłym człowiekiem! Prostakiem z ubogiej rodziny!! Jesteś zakałą rodziny! -Wy nie rozumiecie!!! Wam nic nie można powiedzieć, bo cokolwiek zrobiłam, cokolwiek robię i cokolwiek zrobię będzie złe! - ![]() Edna wybiegła z płaczem. Wiktoria zastała ją w jej pokoju, gdzie leżała wpatrując się w sufit. Pokoik zajmował całe przedostatnie i był naprawdę duży. Znajdowały się w nim dwa łóżka, cała biblioteczka z książkami, biurko, sztaluga do malowania i wiele różnych rzeczy przydatnych młodej kobiecie. -Ja go kocham. - powiedziała szatyntka.- Nie potrafię bez niego żyć! Jego uśmiech, spojrzenie, pocałunki? Edna się rozpłakała, a płakała tak rzewnie, że aż Wiktorii zrobiło się smutno Teodor cenił sobie strasznie "wyższe sfery". Charles niestety nie należał do "Elity". Uważała to za jawną niesprawiedliwość. -Nie martw się. - ![]() Przytuliła siostrę. Kochała ją jak nikogo innego. Nagle ich pokój zaczął się rozpływać. Wszystko dookoła zaczęło emanować pustką. Wiktorie przeszył dreszcz, zaś Edna wydała z siebie przeraźliwy krzyk. Ten wrzask zaczął się nasilać w głowie Wiktorii. Myślała, że umiera. To koniec. Już nigdy nie zobaczy domu, rodziców, przyjaciół. - pomyślała. Zapanowała ciemność. Wśród dziwnych wrzasków i jęków Wiktoria usłyszała głos. Zbliżał się do nich. Nagle pojawił się dziwny znak x()x -Co to jest?- Dziewczyna była przerażona. Symbol powiększał się, aż w końcu był 2 razy większy od Wiktorii. Ta zaś znów usłyszała ten przeraźliwy głos, lecz tym razem wyraźniej. "Utta raae wsopiuer". Krzyknął głos. -NIE!!!!!!!!! Ostatnio edytowane przez Orzech : 27.11.2005 - 19:14 |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Odzyskałem wszystko oprócz ciuchu Edny. Ale jest spox
![]() ![]() ![]() Odc. II XXI WIEK ![]() Szósta rano. Czarnowłosa kobieta siedziała na łóżku. Miała na sobie białą piżamę. Nie mogła spać. Miała straszny sen. ZabłysŁy jej podejrzliwe brązowe oczy. Nagle usłyszała krzyki, dobiegające z sąsiedniego pokoju. Zaraz tam pobiegła. *** ![]() Wiktoria i Edna upadły na niebieski dywan. Znajdowały się w dużym pokoju, z wielkimi oknami, które teraz były zasłonięte, więc w pokoju panowała ciemność. Tylko obszerne, dębowe drzwi odznaczały się w póŁmroku. -AAAA!!!!!!! – Edna wrzeszczała. Nie były w swoim domu. Wiktorię jednak nie to teraz interesowało. Oblał ją zimny pot. Co oznaczał ten głos? Czym był ten znak? Pytania kłębiły jej się w głowie. -Uspokój się! – Potrząsnęła Edną – Słuchaj, czy ty też widziałaś ten znak i słyszałaś ten... Głos? -Jaki głos???!!! Ja po prostu byłam w pokoju. Nagle pojawiłam się tutaj. Nic nie słyszałam. A CO???? -Nie nic.- Nie wiedziała, co o tym myśleć. ![]() -CO tu się dzieję? – właścicielka mieszkania weszła do pokoju. . Edna aż podskoczyła. Na twarzy kobiety mieszało się zdziwienie, strach i rozbawienie. W jej salonie stały dwie kobiety w dziwnych, niedzisiejszych sukniach. – Co wy robicie w moim domu? -My... My...- Zaczęła Wiktoria, ta spokojna dziewczyna ze spokojną osobowością, ambitna i zawsze opanowana, tym razem nie wytrzymała. -BYŁYŚMY W NASZYM POKOJU... TERAZ JESTEŚMY TUTAJ... I... BOŻE GDZIE MY JESTEŚMY?! No tak, znowu dziura- mruczała pod nosem gopodyni.- Chodźcie do kuchni. Spróbuję wam to wszystko wytłumaczyć. Jestem Jennifer Janet. -Wiktoria Moser. -Edna Moser. -No to skoro wiemy już jakie mamy imiona, to możemy sobie po nich mówić, dobrze? Zapraszam. ![]() Usiadły przy małym drewnianym stoliku w białej kuchni. Znajdowały się tam również czarne szafki, kuchenka oraz lodówka. Jennifer złożyła ręce na piersi i wzięła głęboki oddech. -Jest rok 2054. Jesteśmy po trzech wojnach światowych. Po trzeciej Stany Zjednoczone zajęły całą Europę i obydwie Ameryki. Mamy pewne problemy z naszą planetą, która została prawie całkowicie ogołocona z zasobów naturalnych. dwa lata temu setny wybuch bomby atomowej spowodował powstanie plam czasowych, dzięki którym można podróżować w czasie. To właśnie wam się zdarzyło. Wtedy ja, mój mąż Marc Janet, Michael Malicki, Marpha Aaron i Sebastian Orlindo Oraz Erynia Mith utworzyliśmy grupę „ PRZYSZŁOŚĆ PRZESZŁOŚCI ”, której zadanie to dokładniejsze obeznanie się z przeszłością. Niestety Eryni nie podobało się to, że my tylko stoimy i patrzymy. Chciała robić na ludziach z dawnych czasów badania genetyczne. Do dzisiaj jest na wolności. Wy jesteście na pewno z XIX wieku sądząc po stroju, czyli wyruszyłyście w przyszłość o 300 lat!- Twarze dziewczyn nie kryły zdziwienia. Wiktorii zakręciło się w głowie. 300 Lat! Zemdlała. ################################################## # „Utta raae wsopiuer” „Utta raae wsopiuer” „Utta raae wsopiuer” ![]() -Wiktoria! Halo! – Ktoś krzyczał. Dziewczyna nie chciała otworzyć oczu. To na pewno Betsi woła na śniadanie, zaraz muszę wstać z mojego wspaniałego łóżka i pójść z Sassy na spacer. Otworzyła jej zielone oczy, leżała na zimnej posadzce,otoczona dziwnymi przedmiotami. – Gdzie ja jestem??? - powiedziała -U mnie.- Jennifer uśmiechnęła się – Oki Laski. Trzeba zmienić wam ciuchy, bo wyglądacie trochę staromodnie. – Wiktoria i Edna weszły do przymierzalni. Przeraziły je te stroje. Odważne, nowoczesne. ![]() Usiadły wszystkie 3 na kanapie. Wiktoria wzięła długą niebieską sukienkę, zaś Edna różową spódniczkę i top na ramiączkach. Jennifer również przebrała się w ekscentryczny komplecik. Muszę was nauczyć wielu rzeczy, żebyście nie rzucały się w oczy. Zagrajmy w pytania i odpowiedzi. Wy pytacie, ja odpowiadam. Usiadły na niebieskiej kanapie. -Jesteśmy nadal w Stanach Zjednoczonych? -Tak. -Kto jest prezydentem i czy on wie, że podróżujecie w czasie? -Gregory McFerson nie wie nic o tym. Trzymamy to w tajemnicy przed całym rządem. -A co to jest? -Komputer. Dzięki niemu grasz, wysyłasz e-maila, czatujesz, piszesz, itp.- Edna zafascynowała się innym wynalazkiem. -A to? -Telewizor.- Jennifer włączyła TV. Wiktoria i Edna podskoczyły.- Oglądasz dzięki niemu filmy. Edna zapatrzona została w salonie, natomiast ![]() Wiktoria i Jenny poszły przygotować posiłek. • Gdzie pójdą Wiktoria, Edna i Jennifer? • Kogo pozna Edna? • Jakie przygody czekają nasze bohaterki? Tego dowiecie w następnym odcinku- III BŁAGAM KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!! Ostatnio edytowane przez Orzech : 28.08.2005 - 17:58 |
![]() |
![]() |
#3 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
No dobra daje 3 odcinek, ale błagam piszcie komentarze!!!
Dobra zaczynam. ![]() Odcinek III Oczarowanie ![]() -Zjadłyśmy najsmaczniejsze śniadanie jakie mogłyśmy sobie wymarzyć. – powiedziała Edna. Dziewczyny poczuły, że stają się przyjaciółkami. Tylko Wiktoria wydawała się zatopiona we własnych myślach. I rzeczywiście niepokoiły ją coraz bardziej dziwne głosy. Czuła, jakby rodziły się w jej umyśle. Słowa, które do niej docierały, nie przypominały żadnych znanych jej wyrazów. Dlatego postanowiła koniecznie sprawdzić ich znaczenie. Ponieważ nie umiała sobie sama z tym poradzić, zwróciła się do Jennifer. -Jennifer. Czy mogłabyś mi pomóc? -W czym problem, złotko? -Gdzie mogłabym znaleźć wytłumaczenie słów, których nie ma w żadnym ze znanych mi języków? ![]() -Hmmm...- Jennifer zaczęła intensywnie myśleć.- Może znajdziemy coś w zbiorze KL. -W czym??? -W Kosmicznych Legendach. -A gdzie je odszukamy? -Chodźcie, pokażę wam obu. ![]() Dziewczyny usiadły przed komputerem. Jennifer ku zdziwieniu Wiktorii i Edny zaczęła wystukiwać coś na dziwnej „maszynie do pisania”. -Jakich słów szukasz?- zapytała Jenn. - Utta... raae... wsopiuer... Na ekranie komputera po chwili wyświetliło się tłumaczenie. Wszystkie zbliżyły twarze do monitora. Na ekranie były napisane słowa: ![]() Jesteś... Naszą... Wybranką... -Skąd znasz te... Słowa?- zapytała Edna. Wiktoria lekko się zmieszała. Po chwili jednak odpowiedziała zacinając się. -Eee... Tak mi jakoś same przyszły do głowy.- Uśmiechnęła się. Chciała jak najszybciej skończyć ten temat.- Bzdura i tyle. Chodźmy lepiej na spacer. Do końca dnia nie wracały już do tego tematu. Wiele godzin spędziły na wspólnych zakupach. ![]() Wiktoria kupiła zieloną bluzkę oraz pomarańczową spódniczkę, natomiast Edna biały top i czerwoną spódnicę. Jennifer, nieopamiętana zakupocholiczka, wybrała sobie trzy pary spodni, w tym dżinsy oraz szałowe bluzki. Potem pojechały do fryzjera i kosmetyczki, gdzie Edna przedłużyła sobie włosy, Wiktoria zaś ścięła je. Jennifer przefarbowała swoje kłaki na złocisty brąz i wybrała uczesanie z grzywką. Wiktoria po wyczerpującym dniu od razu zasnęła. ![]() -Już wiesz, co oznaczają te słowa. Chodź do nas. Jesteś królową naszego świata! -Kim jesteś? Dlaczego ja jestem wybrana? -Chodź do nas! Nie jesteś zwykłą Tau’ri. Jennifer obudziła się oblana potem. To był sen. Nie rozumiała prawie nic. Co oznacza to wszystko? Nie jesteś zwykłą Tau’ri. ![]() Następnego dnia po śniadaniu Edna i Wiktoria oglądały łzawe romansidło. Wtedy podeszła do nich Jennifer niosąc szczęśliwą nowinę. -Dzisiaj muszę wyjechać do bazy i zabiorę Wiktorię ze sobą, a Edna zostanie z moim mężem. Ma na imię Marc, jest miły, na pewno was polubi. Wtem zabrzęczał DZWONEK. -To pewnie on- Jennifer pobiegła. Marc i Jennifer przytulili się. Mężczyzna był wysokim blondynem o tajemniczym uśmiechu. Ednę zatkało. Był tak podobny do Charlesa. Jenn i Marc podeszli do dziewczyn. Wiktoria wstała. -Jestem Wiktoria Moser – powiedziała. Edna również wstała. -Ja... Moser... Znaczy... Edna...- Edna zacięła się ![]() Spojrzeli sobie w oczy. To było niezwykłe. Jak gdyby niebo i ziemia zniknęły i zostali tylko oni sami. • Czego dowie się Wiktoria w bazie? • Co się stanie w domu? • Czy Wiktoria dowie się o swym przeznaczeniu? Tego i nie tylko dowiecie się w IV odcinku zatytułowanym „Tau’ri” Przepraszam za ewentualne błędy. Zapraszam do czytania następnych odcinków. Ostatnio edytowane przez Orzech : 28.07.2005 - 16:44 |
![]() |
![]() |
#4 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Oki paczkę dostałem dzisiaj z rańca i zrobiłem zdjęcia. Moja karta graficzna szwankuje więc za zdjęcia przepraszam. Zgodnie z prośbą fotografie powiększone. Zapraszam do czytania, głosowania w sondzie i komentowania. Plakacik (Plakacik też oceniajcie
![]() ![]() Odcinek IV Tau’ri Z głębokiego zamyślania Ednę wyrwał głos Jennifer. -No to my będziemy znikać. – powiedziała. Wiktoria i Jennifer wsiadły do czarnego samochodu marki Opel i wyjechały. Zapanowało kłopotliwe milczenie, które po chwili przerwał Marc. ![]() -A my będziemy tak siedzieć w domu czy może podskoczymy na jakąś kawkę? -Czemu nie.- powiedziała z nieśmiałym uśmiechem Edna. W drodze Marc usiłował podtrzymywać rozmowę, natomiast dziewczyna odpowiadała „Tak” lub „Nie”. Rozmowa co chwilę się rwała. „Co się ze mną dzieje?”- pomyślała – „Nigdy się tak głupio nie zachowywałam w obecności mężczyzny. Idiotka ze mnie!” – Edna znacząco popukała się w czoło. Marc coraz bardziej rozbawiony kątem oka obserwował dziewczynę, która teraz gwałtownie odwróciła się do okna. Tak gwałtownie, że stuknęła czołem o szybę. -Au – jęknęła Edna. -Wszystko w porządku? – zapytał Marc z troską w głosie, z trudem powstrzymując śmiech. Edna zaczerwieniła się jak burak. -Tak, ale zachowuję się jak nienormalna. -Nie martw się i tak jesteś ładna.- Zaczęli się śmiać. Dziewczyna poczuła, że Marc to ktoś sympatyczny, choć znała go bardzo krótko. `````````````````````````````````````````````````` ```` Tymczasem Wiktoria i Jennifer stanęły przed bazą, która okazała się zwykłym domkiem. Nie było tam żadnych drzwi. Wiktoria właśnie miała zapytać Jenny, jak tam wejdą, gdy nagle odezwał się kobiecy głos: -Podaj hasło. -My Przeszłościowcy, pragniemy dobra i pokoju, badania wspaniałej i niewiarygodnej przeszłości oraz przekonania, że nasze tajemnice nie wydostaną się poza dom ten. – wyrecytowała Jennifer. -Hasło prawidłowe. Witamy w siedzibie Przeszłość Przyszłości. Życzymy tobie miłego dnia. -To już znamy. Pani dziękujemy. – mruczała pod nosem. -Od lat ta sama gadka. Michael mógłby zmienić to powitanie. Idziemy. Szły długim tunelem w dół, aż znalazły się, w jak się Wiktorii wydawało, głównej siedzibie. Był to cały podziemny kompleks. Jennifer gnała do przodu. Stanęły przed szklanymi drzwiami. Weszły do środka. ![]() Znajdował się tam drewniany stół, przy którym siedziała trójka osób. -Cześć wam! – powiedziała Jennifer. Zgromadzeni uśmiechnęli się. -Witaj Jenn. – odezwał się siwy, czarnoskóry mężczyzna. A po chwili dodał: -Ty musisz być Wiktoria Woser, prawda? -Wiktoria Moser. – odpowiedziała cicho dziewczyna. Czuła się dosyć dziwnie. Nie lubiła gdy ktoś mylił jej imię. Ale ten starszy pan zdawał się być sympatyczny. -No, tak Moser. Przepraszam, ja mam sklerozę. – zaśmiał się – Jestem Michael Malicki. Po mojej lewej – wskazał na mężczyznę w okularach i kapeluszu – Sebastian Orlindo, a ta młoda kobieta to nasz mózg Marpha Aaron. -Miło mi. -Tak to może zaczniemy... ![]() Tymczasem Edna i Marc siedzieli przed kawiarnią i rozmawiali. Okazało się, że nadają na tych samych falach. Edna opowiadała o XIX wieku, a potem Marc o nowoczesności. Po kawie poszli na spacer. -Od ilu lat jesteście z Jennifer małżeństwem? – zapytała Edna -Od roku. A znamy się od 13 miesięcy. -Niemożliwe. Miesiąc po poznaniu wzięliście ślub? -Tak. – Marc nie lubił tego tematu więc zaproponował. – Pojedziemy nad morze?- Edna kochała morskie fale, szum i tę specyficzną atmosferę jaka panowała nad wielką wodą. -Czemu nie. Bardzo chętnie, kocham morze i od dawna tam nie byłam. -No tak. Od trzystu lat. – Zaśmiali się oboje. – Pójdziemy pieszo, to wcale nie jest tak daleko. Po dłuższym spacerze doszli do wspaniałego morza. Fale obmywały brzegi, mewy śpiewały swoją pieśń. Edna podbiegła do wody i uklękła, nie zważając na swoje nowe ciuchy. -Tu jest tak... pięknie – powiedziała Edna z szerokim uśmiechem. -Tak. – Marc przycupnął obok niej. Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa. Nieoczekiwanie nachylił się nad dziewczyną i delikatnie musnął ją w policzek. Edna czuła się coraz lepiej. Zarumieniła się lekko i pochyliła głowę. ![]() Marc uniósł jej głowę i pocałował w usta. Dziewczyna przymknęła oczy. Przez głowę przelatywały jej niespokojne myśli. Przecież Marc ma żonę! Jennifer! Co ja tu z nim robię? -Chwila! – Edna wyrwała się z namiętnego pocałunku. –Co ty robisz? - Marc popatrzył przez chwilę w oczy dziewczyny. -Tylko nie mów mi, że ten pocałunek nie był dla ciebie miły? -Ale ty masz żonę! – Edna usiłowała zachować surową powagę lecz w głębi duszy była zadowolona z tego co zaszło i jednocześnie czuła, że nie powinno się to zdarzyć. Marc milczał długo, a potem wyszeptał. –Taaak, no to wracajmy do domu. ![]() Michael wypytywał Wiktorię o jej pochodzenie. Zaczynały męczyć ją te ciągłe pytania. Wreszcie skończył. Zauważyła, że Marpha wszystko notowała na komputerze. Michael znowu przemówił: -No to skoro skończyliśmy sprawę z Wiolettą... -Wiktorią! -Tak, tak... Z Wiktorią, możemy przejść do bardzo pilnej sprawy. Ale o tym Marpha. -Dziękuję Michael.- Marpha z uśmiechem wyszła na środek. Włączyła telewizor. ![]() Pokazało się zdjęcie Azjatki. – To jest księżniczka Chińska Nui-Ho. Panowała nad Cesarstwem Chińskim w latach 267 n.e. do 290 n.e. Ona ustanowiła pokój z Mongołami w 278 r. n.e. Została porwana przez Erynię w 277 roku. Naszym zadaniem jest znalezienie Nui żywej i wykasowanie jej pamięci z okresu porwania. ![]() Wyruszamy już za 2 dni. Przygotujcie się na najgorsze. Na razie możemy się zbierać do domów i wszcząć przygotowania. – -Dobrze. Dziękuję wam za przybycie. – Powiedział ponuro Michael. – Szczególnie Tobie panno Weroniko... -Wiktorio! `````````````````````````````````````` W czasie jazdy Wiktoria nie była zbyt rozmowna. Przeraziło ją to porwanie. Jak można być tak okrutnym? Zmęczona natłokiem myśli zasnęła. ![]() Szła łąką pełną kwiatów. Nic nie było wokoło. Nagle przed nią pojawiła się tajemnicza kobieta. Miała na sobie białą suknię, a z pleców wyrastały jej postrzępione skrzydła. Długie, jasne, kręcone włosy opadały jej na ramiona. A jej oczy były tak zielone jak szmaragdy. Wiktoria bardzo się zdziwiła nagłym pojawieniem się tej niezwykłej postaci. -Kim jesteś? – zapytała. -Jestem Raunt’lak Searp’el. Wysłanniczka ze świata Ederem Nakey. Przybyłam po ciebie. -Dlaczego akurat po mnie?! – prawie krzyczała Wiktoria. Niesamowita postać zamyśliła się. -Nasza planeta Was’sdrah prowadziła wojnę z sąsiadem Je’ak. Przegrywaliśmy. By zapewnić córce naszego króla schronienie wysłaliśmy ją do innego świata. Na Tau’ri. -Gdzie jest Tau’ri? -Tutaj! Tau’ri to Ziemia! Znalazła ją tam Ziemska kobieta i przygarnęła. -Czy to oznacza... -Jesteś królową Was’sdrah! Twoje imię to Samea. Wróć do nas! ```````````````````````` Jennifer gwałtownie zahamowała przed domem. To wyrwało Wiktorię ze snu. Była w szoku. Leżała długo bez ruchu i przypominała sobie sen. To nie był jednak zwykły sen. Dziewczyna czuła się tak jakby przeżyła to wszystko na jawie. Wszystko w co wierzyła okazało się nieprawdą. Adoptowana? Ona? -No dobra.. idziemy do domu – powiedziała Jennifer. Dziewczyny poszły w stronę mieszkania. Jennifer usłyszała dźwięk suszarki do włosów. Weszły do domu. Edna stała na środku pokoju, a Marc suszył rzeczy, które niewiadomo dlaczego były mokre? -Co wy robicie? – śmiała się Jennifer. Marc wzruszył ramionami. Zaś Jennifer śmiała się do rozpuku. • Jak wyniknie akcja <Na ratunek Nui>? • Czy Wiktoria spotka się jeszcze z Raunt’lak? • Czy Edna i Marc powiedzą Jennifer o pocałunku? Tego dowiecie się w następnym odcinku – V <Reakcja Zwrotna> Dłuuuuuuuuuuuugi odcinek. Najdłuższy z dotychczasowych. Za wszystkie błędy przepraszam oczywiście ![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Następny odcinek.
![]() Odcinek V Reakcja Zwrotna 23 kwiecień. 11.00 rano. Jenny is me, Oh can’t you see, Can’t you see, Jenny is me! ![]() -Tak! Yeah! – Jennifer tańczyła energicznie przy głośnej muzyce. Do pokoju weszła Edna. Była spięta i smutna. Cały czas odtwarzała w myślach pocałunek z Marc’iem. Miała w głowie mętlik. Skrzywdziła Jennifer. Ona kiedyś się o tym dowie. Nie umiem ukrywać prawdy, oszukiwać. Jak mogłam być aż tak głupia? – pomyślała. Srebrna łza spłynęła jej po policzku, jednak natychmiast ją starła. Usiadła na kanapie wpatrując się w Jennifer. -Tańcz ze mną! – Jennifer zaciągnęła dziewczynę na środek pokoju. Edna uśmiechnęła się ironicznie. -Ja nie umiem tańczyć waszych... utworów. –powiedziała. Jenny zaczęła się śmiać. -To nic trudnego! – powiedziała, Edna poddała się rytmowi muzyki, zapominając na chwilę o własnych problemach. My heart is broken And i feel my life, Give it to me baby I’m your angel! ![]() Tymczasem Wiktoria, Marc i Marpha jedli śniadanie w sąsiednim pokoju. Marpha opowiadała o misjach, o podrózach w czasie, obserwowaniu jabłka spadającego na głowę Isaaca Newtona. Wiktoria miała dużo pytań. Ciekawiły ją opowieści Marphy. -A czy my pojedziemy z wami? – zapytała z ciekawością. -Tak, raczej tak. Nie będziecie się jednak zbytnio angażować. Nie możemy was zostawić samych w XXI wieku. – Marpha wywróciła oczami. – Nie rozmawiajmy o misji. Wszystko jak zwykle będzie dobrze. Nie ma się czym przejmować. – Wiktoria uśmiechnęła się. Oby było tak jak mówi. – pomyślała. Spojrzała na Marca, który ponuro wcinał swoje płatki. -Co się stało? – Wiktoria zapytała odgarniając z oczu złośliwe kosmyki włosów. Marc spojrzał na nie spode łba. Było widać, że coś go gnębi. Jednak nie chciał, by jego „wpadka” się wydała. -Nie, nic. Ja po prostu... – Myślał chwilę nad odpowiedzią- ...nie wyspałem się. Tak! Nie wyspałem. Nie zwracajcie na mnie uwagi. ![]() Wiktoria i Marpha spojrzały po sobie z uśmiechem. Do końca śniadania nic już do siebie nie mówili. Marpha wraz z Wiktorią umyły naczynia, zaś Marc wyszedł zasłaniając się ważnym spotkaniem w pracy. `````````````````````````````````````````````````` ```````````` ![]() Około południa doszli do nich Michael i Sebastian. Ten drugi nic nawet nie powiedział, tylko usiadł i zza czarnych okularów obserwował zgromadzonych. Wiktoria była trochę zdziwiona, gdy Sebastian nie zdjął w domu kapelusza i okularów. Choć na dworze było ciepło, miał na sobie garnitur. Ciekawiła ją jego postać. Prawie w ogóle się nie odzywał. Taki tajemniczy, zamknięty. Zgromadzeni długo rozmawiali, śmiali się. Jednak dało się czuć nerwową atmosferę, panującą z powodu zbliżającej się misji. 24 kwiecień. 6.00 rano ![]() Edna już nie spała. -Jennifer! – rzuciła smętnie. Po chwili ciszy wznowiła zawołanie, lecz trochę głośniej. -Jennifer! Jenny zerwała się patrząc nieprzytomnie na swoje ręce. –Co? Jak? Gdzie? – Opadła z powrotem na poduszkę z cichym westchnieniem. Edna rozglądnęła się po pokoju. Było to przestronne pomieszczenie z trzema łóżkami. W domu zostały tylko one. Michael, Sebastian i Marpha pojechali do swoich domów, zaś Marca wywiało z niewiadomych powodów. Edna nie chciała wiedzieć dlaczego. Chciałaby być w domu i żeby nic się nie wydarzyło. To ma być tylko sen![/I] Nie zdążyła jednak skończyć toku myślowego, gdyż usłyszała wołanie Wiktorii. Wołała kogoś w dziwnym, nieznanym Ednie języku. Pot spływał obficie Wiktorii z czoła. Zaczęła kaszleć tak gwałtownie, że Jennifer znowu wykonała swoje „przedstawienie”, po czym zapadła znowu w sen. Edna wstała energicznie i podbiegła do siostry. Przestraszyła się. Wiktoria nigdy tak się nie zachowywała. Wiktoria nagle otworzyła oczy i jak zahipnotyzowana wypowiedziała słowca chrypliwym głosem: - Utta... raae... wsopiuer... – Następnie jej oczy się zamgliły i opadła na poduszkę. Edna starała się zrobić cośi, cokolwiek. Jednak po chwili intensywnego myślenia stwierdziła, że nic ciekawego nie przyszło jej do głowy. Edna położyła się wygodnie i z szeroko otwartymi oczami patrzyła na swoją siostrę. ![]() Wiktoria rozmawiała z Raunt’lak we śnie. Opowiadała o Was’sdrah, była taka przekonywująca. Wiktoria wierzyła w każde jej słowo. Czuła w sobie wewnętrzną siłę. Raunt’lak patrzyła na nią swymi czerwonymi oczami. Rozmawiały długo siedząc między drzewami. Nasza główna bohaterka wiedziała, że jej ciało śpi w domu Jennifer, lecz jej dusza była na Was’sdrah. Wiktorię tylko irytowało ciągłe spojrzenie kobiety. Jak gdyby przeglądała jej wszystkie myśli, obawy, pragnienia. ![]() Raunt’lak nagle wstała i z przerażeniem w oczach rozglądnęła się wokoło. -Co się stało? – zapytała Wiktoria ze zdziwieniem. -Je’ak! Znowu nas zaatakowali! Tracimy kontrolę nad planetą! Wybacz mi królowo Sameo, ale muszę cię tam zabrać. Nie mamy dość energii, aby wysłać twoją duszę na Tau’ri. -A moje ciało? -Zostanie zdematerializowane. Utworzymy ci jego idealną kopię. -Dobrze Searp’el. ![]() Jennifer siedziała wraz z Edną nad Wiktorią, którą trawiła gorączka. Zastanawiały się, dlaczego nie mogą jej dobudzić, gdy nagle ciało Wiktorii zaczęło się rozpływać. Edna wrzasnęła. Gdzieś ze środka głowy dobiegł do dziewczyn głos Wiktorii. Nic mi nie jest. Wrócę za tydzień. To długa historia. Nie mogę dłużej rozmawiać. Nie martwcie się, jestem cała. • Czy Wiktoria wróci na Ziemię? • Co się stanie na misji? • Gdzie podziewa się Erynia? Tego dowiecie się w szóstym odcinku pt. „Strata Przyjaciela” Ostatnio edytowane przez Orzech : 26.08.2005 - 19:09 |
![]() |
![]() |
#6 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
A oto długo wyczekiwany Odcinek VI. Mam nowy komputer, więc ciuski są trochę pozmieniane, ale za to jest lepsza grafika. Zapraszam do czytania i komentowania!
Plakat ![]() Odcinek VI Strata Przyjaciela Słowa te, choć niewypowiedziane głośno, mocno zabrzmiały w ich umysłach. Jennifer i Edna osunęły się nieprzytomne na ziemię. Obudziły się około dwunastej w południe. Obie były dziwnie spokojne o Wiktorię. Długo o tym rozmawiały. Uspokajające sygnały wysłane przez czarnowłosą, działały. Edna ufała, że jej siostra wróci. Potem poszły na zakupy i do fryzjera. ![]() Dwie godziny później dołączył do nich Marc, który jak się okazało, dostał taką samą informację. Nie mieli ochoty rozmawiać o tym wydarzeniu. Zbliżał się termin misji. Jennifer po raz piąty czytała, na czym ona ma polegać. Można było rzec, że zna już ją na pamięć. Edna, cała spięta, czytała książkę. Marc siedział koło niej. Kiedy Jennifer wyszła z pokoju, szepnął: -Co my zrobimy? Ja nie mogę spać! Muszę zdecydować! Czy żyć dalej w kłamstwie, czy powiedzieć o naszym pocałunku. -Nie wiem... -Jak to nie wiesz? Uważasz mnie za durnia? -Oczywiście, że tak! – prawie krzyczała dziewczyna. Obydwoje nie zauważyli, że Jennifer weszła do pokoju i przygląda im się. Edna wrzasnęła: -Pocałowałeś mnie! W usta! Masz żonę! -Owszem, ja nią jestem. – powiedziała nagle Jennifer. Marc i Edna spojrzeli na nią. Edna dziewczyna myślała, że zaraz zwymiotuje, z oczu popłynęły jej łzy. Usłyszawszy dzwonek Jennifer bez słowa podeszła do drzwi. Zobaczyła za nimi przerażoną i zapłakaną Marphę. -Co się stało? *** Wiktoria obudziła się w łóżku z kolumnami. Była w wielkim pokoju o kamiennych ścianach i białej marmurowej posadzce. ![]() Usiadła na łożu. Była ubrana w suknię, a włosy, były dłuższe i inaczej zaczesane. Gdzie ja jestem? Pomyślała. Zaczęła sobie przypominać ostatnie wydarzenia. Raun’lak, wojna, teleportacja. A więc to musi być Was’sdrah Podeszła do kwadratowego okna. Była w jednej z najwyższych wież kamiennego zamku. Zobaczyła przed sobą wielkie miasto składające się z kilku tysięcy małych domków, wyglądem przypominających ziemskie domostwa. Ujrzała też mieszkańców, którzy biegali załatwiając swoje sprawy. To nie wygląda jak miasto pochłonięte wojną. Wiktoria spojrzała w górę. Zobaczyła wielką kopułę. -To kopuła, która chroni nas przed Je’ak, królowo. – Dziewczyna usłyszała za sobą głos. W drzwiach stała starsza kobieta o dobrotliwym uśmiechu. Była ubrana w suknię, a włosy miała upięte w kok. Po chwili dodała: -A to jest ostatnie miasto, które nie zostało zniszczone przez wroga. -Kim jesteś? – zapytała Wiktoria. Była coraz bardziej zdziwiona. Czuła się tu jednak jak gdyby wróciła do domu. -Jestem Grot’oia, królowo. Rada Starszych cię oczekuję. – Powiedziała z trwogą w głosie, a następnie zeszła z kamiennych schodów. Wiktoria poszła w ślad za nią. *** ![]() Schodziły piętnaście minut aż doszły do dużych drzwi wykonanych z materiału przypominającego drewno. Wiktoria dotknęła je, lecz jej palce zamiast poczuć twardą, zimną powierzchnię, przeniknęły przez wrota. Zauważywszy, że Grot’oia bez wahania weszła w nie, dziewczyna zrobiła krok do przodu. Poczuła się, jakby stała na wysokiej górze. Czuła jak zimno ogarnia jej ciało, każda komórka jaj ciała woła o pomoc. Zmarznięta i przestraszona znalazła się w dużej Sali bez okien. Wiktoria spodziewała się kamiennych ścian i świec zamiast żarówek. Zobaczyła jednak nowoczesne pomieszczenie wyłożone kafelkami. Znajdował się tam szklany stół oraz pięć krzeseł. ![]() Trzy był już zajęte. Siedzieli na nich, jak się dziewczyna domyśliła, członkowie rady starszych. Na środku siedział siwy mężczyzna. Jego oczy wpatrywały się w Wiktorię, przeszywając ją. Po jego lewej stronie siedziała kobieta o czarnych włosach, ubrana w czarną suknie. Spokojnie obserwowała portret jakiegoś brodacza. Po prawej stronie siedział mężczyzna o czerwonych oczach i blond włosach. Był ubrany w czarną bluzę i spodnie, na którą założył płaszcz. Środkowy odezwał się a jego głos potoczył się echem: -Witaj, Sameo! ![]() -Co się stało? – zapytała Jennifer patrząc na łkającą Marphę. Ta odpowiedziała rzewnym płaczem. Po chwili wykrztusiła trzy słowa: -Michael nie żyje! -Co? – Jennifer miała łzy w oczach. Marc patrzył na Marphę z niedowierzaniem, a Edna zemdlała. Obudziła się trzy godziny później. -Nie wierzę. – szepnęła cicho. Była związana, w dziwnym, białym pomieszczeniu. -Obudziłaś się. – ktoś wypowiedział ironicznie te słowa, a potem wszedł w jej pole widzenia. To był Sebastian, tyle że bez okularów i kapelusza. W jego oczach można było dostrzec szaleństwo, którego jednak Edna nie zauważyła. -Sebastian! – powiedziała ze spokojem. – Rozwiąż mnie! Michael nie żyje a ja nie mam pojęcia co się stało, zemdlałam. -Ha ha! Nic nie rozumiesz idiotko! Jestem Erynia! Ostatnia podróż w czasie zmieniła mój wygląd, a ja użyłam tego przeciwko wam! To ja zabiłam Michaela! *Co się stanie z Edną? *Czego dowie się Wiktoria? *Czy Wiktoria wróci na Ziemię? Tego dowiecie się w kolejnym, siódmym odcinku! |
![]() |
![]() |
#7 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Odcinek VII Wojna czy Śmierć?
Groto’ia i Wiktoria zajęły dwa pozostałe siedzenia. Przez chwilę panowała przenikliwa cisza. -Witaj Sameo! – powiedziała chórem Rada Starszych. – Te drzwi, a raczej portal był ostatnią próbą. Teraz jesteśmy pewni, że jesteś jedną z nas! Czy Raunt’lak przybliżyła Tobie sprawy ogólne? -Tak. Co się stało? Dlaczego Je’ak nas znów zaatakowało? – Wiktoria nie była zmieszana, czy zawstydzona. Ona już czuła się królową. Po chwili odezwała się kobieta o kruczoczarnych włosach: ![]() -Otóż, Sameo. Jestem Hayler i ja prowadziłam ostatnie negocjacje z Je’ak. Odkąd poczuli, że mają nad nami przewagę, było coraz trudniej utrzymać pokój. Minęły dwa wschody słońca od kiedy wybuchła wojna. Nie mieliśmy szans, żeby osłonić resztę miast. Zostało tylko to jedno najlepiej chronione miejsce w całej galaktyce. Nikt nie może przedostać się przez tę kopułę ani nikt nie może wyjść. Nasi wrogowie wiedzą o tym, że są nikłe szanse na przedostanie się przez kopułę. Wielki Sędzia – senator Koalicji, która prowadzi politykę całej galaktyki rzekł, że stanie po naszej stronie. Dlatego Je’ak wysłało ten list. – Hayler podała Wiktorii zwój. Wiktoria rozwinęła go i zaczęła czytać: Królowo Sameo IV! Wiktoria odłożyła list. Miała mętlik w głowie. To wszystko działo się za szybko. Była przerażona obarczającymi ją obowiązkami. Co ja mam robić? – pomyślała.Pragnę złożyć ukłony i cieszę się z Twojego powrotu. Zapewne wiadomo Tobie o zaistniałych niesprzyjających dla nas okolicznościach. Nasz rząd nie ma pojęcia co robić, Planetę ogarnęła panika. Dlatego mamy dla Waszej Wysokości propozycję. O dalszym porozumieniu zadecyduje ostateczna bitwa. Dziesięć tysięcy wojowników Je’ak przeciwko Dziesięciu Tysiącom Was’sdrachowskich piechurów. Warunkiem jest Twoje dowództwo. Jeśli wygracie, oddamy wam całą Waszą planetę oraz podpiszemy pakt o nieagresji. Jeśli zaś my wygramy, oficjalnie ogłosicie upadek imperium i przysięgniecie wierność i oddanie Je’ak. Masz czas do Wschodniego Zachodu. Z Wyrazami Szacunku Darius Konsul Federacji Je’ak -Kiedy będzie czas Wschodniego Zachodu i co to w ogóle jest? – zapytała. Tym razem odezwał się mężczyzna o blond włosach. -Czas Wschodniego Zachodu jest to czas, kiedy nasze słońce zasłaniają równocześnie dwa księżyce. Odbędzie się za dwa miesiące. W tym czasie nauczymy cię wszystkiego co potrzebujesz, dowiesz się wielu przydatnych rzeczy oraz zapoznasz z obywatelami. ![]() Wiktoria zamknęła oczy i długo myślała. -Gdzie jest Raunt’lak? Chciałabym zasięgnąć jej rady! – oświadczyła. Rada Starszych wymieniła spojrzenia. -Przykro nam – odpowiedzieli chórem – ale niestety Raunt’lak zaginęła podczas misji ratowniczej. Uznano ją za zmarłą. Za osiem wschodów słońca odbędzie się ceremonia spalenia ciała. *** Erynia podeszła do Edny i rozwiązała ją. Gdy dziewczyna została oswobodzona, podbiegła do jasnych drzwi i próbowała je otworzyć.-Nieładnie, nieładnie. – zaśmiała się staruszka. ![]() Edna zauważyła, że skóra, a raczej kamuflaż, zaczyna rozsypywać się. Gdy zszedł już do końca, dziewczyna zobaczyła starą, wyniszczoną twarz o niebieskich oczach, w których dostrzec można było szaleństwo. Włosy zaczesane były w maleńki, ciasny kok. Zadzwoniła kluczykami. – Biedna, mała, trzystuletnia dziewczynka chciała uciec? Przecież jeszcze nie skończyłam! -Zostaw mnie! Zostaw mnie! Ty łajzo głupia! – Krzyczała zapłakana Edna. – Pomocy! -Nikt cię tutaj nie usłyszy. Lepiej bądź cicho to skończę z tobą bezboleśnie. – Erynia wyjęła długi kuchenny nóż. Podeszła do wystraszonej Edny i uderzyła ją. Tamta upadła na podłogę z jękiem. Morderczyni stanęła nad nią i szybkim ruchem zatopiła broń w brzuch dziewczyny. Edna drgnęła i znieruchomiała... *** Was’sdrah, osiem wschodów słońca późniejPanował już półmrok, gdy całe miasto zebrało się na Wielkiej Uroczystości Spalenia Ciała. Na samym środku stała trumna. ![]() Najbliżej niej stanęła Wiktora, a raczej Samea ubrana w czarną suknię. Wiedziała, co ma zrobić i co powiedzieć. -Dzisiaj moi drodzy żegnamy Wysłanniczkę, Raunt’lak. Dusza jej powędrowała do Kak’Amey, gdzie zaczyna nowe życie! Lepsze życie! – Głos królowej potoczył się echem po dziedzińcu. Samea kontynuowała: -Hett as daq. Ira deres opium! – Po tych słowach podeszła czarownica. Wypowiedziała kilka rytualnych słów i trumn stanęła w płomieniach. Wszyscy zgromadzeni w ciszy obserwowali, jak ogień trawi swoją zdobycz. Długa przeciągła cisza i tylko dosłyszeć można było kapanie łez dwojga dzieci. Samea wiedziała, kim one są. Laura i Selfia, cała rodzina Raunt’lak, płakały bezdźwięcznie. Królowa podeszła do trzódki i położyła rękę na ramieniu Laury. Malutka łza spłynęła po policzku kobiety i spadła na zimną posadzkę. Przeddzień Wschodniego Zachodu ![]() Samea leżała na łóżku i kończyła książkę „Dziedzictwo Was’sdrah”, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. -Proszę wejść! – Zakrzyknęła. Zobaczyła przed sobą Hayler, jak zwykle w przepisowej czerni, lecz tym razem uśmiechniętą. -Witaj, wasza wysokość! Zapewne ucieszy Cię wiadomość o tym, że zostałam przewodniczącą Rady Starszych! Maop osiągnął wiek Fes, czyli nie jest już zdolny do prowadzenia tego typu spotkań. Trwają poszukiwania trzeciego towarzysza. -Gratuluję Hayler! – Powiedziała Samea. Hayler usiadła przy niej, w fotelu. -Cieszę się, że Wasza Wysokość weźmie udział w ostatecznej bitwie. Tego nie można ciągnąć bez końca. -Tak, masz rację Hayler! – odparła królowa. -Widzi Wasza Wysokość, jeszcze coś! Oonagh panią wzywa! -Oonagh? Kimże ona jest? • Kim jest Oonagh? • Jak powiedzie się ostateczna bitwa? Tego dowiecie się w ósmym , przedostatnim, odcinku "Ostateczna Bitwa" Komentujcie!!!!! PJOSIE! |
![]() |
![]() |
#8 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Daję oto odcinek VIII
![]() Odcinek VIII Ostateczna Bitwa ![]() Samea stanęła przed pagórkiem. Znajdowała się w lesie. Iglaki pochylały się pod wpływem wiatru a słońce przebijały się przez naturalną kopułę. Wysoko nad nimi Wiktoria słyszała statki szykujące ludzi do ewakuacji, w razie przegranej. Hayler kazała je przyjść bez nikogo, bez ochrony ani żadnych towarzyszy. Stanęła więc między purpurowymi drzewami, tak jak jej powiedziano. -Ja, królowa Samea IV przybywam dziś do ciebie! - krzyknęła, lecz nikt jej nie odpowiedział. Po chwili dodała: -Ed Fera Samea net turyhh Oonagh! - Na te słowa odpowiedział mocny wiatr. Purpurowe drzewa nachyliły się nad nią, prawie jej dotykając. Po chwili wycelowały w jej stronę wiązkę promieni, które rozpryskiwały się przy kontakcie z jej ciałem. Jej suknia zaczęła falować, zaś włosy leżały spokojnie. Nagle promień zwiększył się aż zakrył Samei cały las, łącznie z pagórkiem. Zamknęła oczy, lecz gdy je otworzyła nie widziała już drzew, tylko małe przytulne pomieszczenie. Światło rozproszyło się już całkowicie i Samea ujrzała dziecinny pokoik pełny skrzynek z zabawkami. Ściany zakryte były zabawną tapetą a małe łóżko, miało na pościeli samoloty. Wszystko to strasznie przypominało jej pokój z dzieciństwa na ziemi. ![]() Na środku siedziała dziewczynka, mniej więcej ośmioletnia, która śpiewała jakąś dziwną piosenkę. Była ubrana w długą, czerwoną suknię a włosy miała spięte w dwa kucyki -Oonagh caks het het caks! Oonagh, Oonagh! - nuciła. Samea uśmiechnęła się do niej i usiadła obok. -Malutka! - zaczęła przymilnie królowa.- Gdzie mogę znaleźć pewną kobietę... -Oonagh! - przerwała jej dziewczynka i zaczęła biec. Królowa podążyła za nią. ![]() Dziewczynka biegła krętymi kamiennymi korytarzami o marmurowej podłodze, jakby znała je na pamięć. Cały czas śpiewała swoją piosenkę pod nosem. Samea miała wrażenie, że biegły przez godzinę a mała zna labirynt, jak własną kieszeń. Ku zdziwieniu królowej dotarły do dużego ogrodu, pełnego purpurowych drzew. Na środku stało krzesło, które dziewczynka w podskokach zajęła. -Witaj Sameo, oczekiwałam się. - powiedziała mała, głosem dorosłej kobiety. -Ale jak to... - królowa nie wiedziała, co o tym myśleć. Ta mała, wielkim prorokiem Oonagh? -Tak to ja jestem wielkim prorokiem Oonagh. - odpowiedziała jej słowami, jakby na jej pytanie. - Prosiłam o przybycie. Zapewne wiesz o zaistniałym sporze. -Tak, tylko o tym się rozmawia w królestwie. Je'ak są silni, za silni, lecz my... -Nie o tym mówię. - przerwała mała. Samea była zaskoczona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zawsze umiała ukrywać swoje uczucia, wiedziała jednak, że przed Oonagh nic nie ukryje. - Mam na myśli konflikt w Twoim umyśle. Wciąż żyjesz Tau'ri, nie możesz przestać myśleć o swojej rodzinie. Zapewne jest to dla ciebie trudne. - królowa nie zauważyła jak łza spłynęła po jej policzku a następnie z cichym jękiem zleciała na naszyjnik Samei. Będę opanowana... ![]() -A jak mam się czuć? - powiedziała cichym głosem. - Całe moje dotychczasowe życie postawiono pod znakiem zapytania. Wszystko, w co wierzyłam zniszczyła ta beznadziejna, mam na myśli podróż w czasie. Jestem pewna, że gdyby nie ona nigdy bym się tutaj nie znalazła, prawda? - Oonagh milczała przez chwilę. Podeszła do jednego z purpurowych drzew i zerwała liść. Położyła go pomiędzy dwoma kamieniami i wyszeptała słowa Pradawnych. Nie minęła chwila, gdy nagle liść zaczął się rozjaśniać, aż w końcu stał się całkowicie, nieskazitelnie biały. Samea została tą bielą oślepiona, więc zasłoniła oczy ręką. To wszystko jest jakieś chore! - krzyknęła w duchu. Biel przestała się nasilać aż w końcu nie stanowiła już potencjalnego zagrożenia dla oczu. Gdy Samea otworzyła oczy, ku jej zdziwieni, zamiast delikatnego listka pojawił się śnieżnobiały kot, który spłoszony uciekł. -Masz racje. - powiedziała Oonagh i powróciła do królowej. - Tak jak teraz ten liść nie stałby się kotem gdyby nie moja interwencja, tak ciebie byśmy nie zobaczyli w wizjach, gdyby nie twoja niefortunna podróż w czasie. Nasi znawcy nie wzięli pod uwagę, że tak prymitywni Ziemianie mogą żyć więcej niż dziesięć lat. Myśleliśmy, że dostosujesz się do tego i umrzesz w spokoju a nie tutaj, na wojnie. ![]() -Czy to dlatego mnie wezwałaś, żeby to powiedzieć? - Samea stawała się coraz bardziej zniecierpliwiona. -Tak, ale nie tylko. Wiem, że twoje ziemskie przygotowanie nie jest wystarczające, jak na tak wielką bitwę. Mam zamiar obdarować cię cechami i umiejętnościami. Takimi, jakimi powinna dysponować królowa Was'sdrah! Podejdź bliżej - Oonagh wskazała miejsce, gdzie kobieta ma stanąć a następnie posypała jej głowę dziwnym proszkiem. Samea kichnęła, ponieważ nieprzyjemny pył nieznośnie dostał się do nosa. Nagle pojawiły się jeszcze dwie dziewczynki, ubrane w czarne suknie, z wyglądu bardzo przypominające tę, którą nosi Oonagh. Wszystkie trzy zaczęły tańczyć wokół królowej. Po chwili zatrzymały się. Najpierw przemówiła dziewczynka o kręconych, blond włosach: -Ja tobie Sameo ofiaruję szybkość i zręczność, ażebyś zawsze umiała obronić się przed wrogiem. - blondynka rzuciła złoty pył. Następnie przemówiła druga dziewczynka, o wielkich oczach: -Ja ciebie obdarzam umiejętnościami dowódczymi, ażebyś zaprowadziła naszą armię do wygranej. - Tak jak poprzedniczka, i ona rzuciła proszek. W końcu do ceremonii włączyła się Oonagh. Samea nie podejrzewała, czym wielki prorok może ją obdarzyć. Ku jej zdziwieniu ona, zamiast najpierw mówić, od razu rzuciła pył: -Ja tobie królowo, daję magię At-Sath, która pozwala komunikować się myślami z istotami, które znajdują się bardzo daleko. Ta umiejętność przyda ci się niezmiernie! - po tych słowach Oonagh nałożyła Samei srebrną koronę z diamentem na środku. Wszystkie trzy odeszły od niej i pokłoniły się. -Chwała dla Samei IV, królowej Was'sdrah! *** ![]() Darius otworzył oczy. Był w dużej ciemnej, ponurej sali, gdzie ostatkami sił delikatny płomień tlił się w kominku. Zerknął ukradkiem na swoją partnerkę, która spała mocnym snem. Ten oto mężczyzna był najważniejszą osobą na Je?ak. To właśnie on spowodował konflikt między nimi a Was?sdrah. Z wyglądu, Darius, podobnie jak inni z Je'ak bardzo różnił się od mieszkańców wrogiej planety. Jego skóra była szkaradna a włosy wraz z oczami ciemne, niczym pustka, jaka ogarniała serce mężczyzny. Jeszcze raz zerknął na kobietę, która pochłonięta snem rozłożyła się na miejscu Dariusa. Wstał z łóżka i poszedł się wykąpać w wannie ze złota. Nie minęło dwadzieścia minut a w łazience zastała go partnerkę. -Już nie śpisz? - zapytał ironicznie -Nie, nie śpię. Przyszłam porozmawiać. - Czarnowłosa usiadła na rogu wanny. Jej czarne oczy, które zapełniały całe oczodoły uważnie obserwowały Dariusa. -Tetha, nawet nie próbuj mnie odwieźć od tej bitwy. -No, ale powiedz, po co ci to? Po co chcesz pogrążać tych biednych ludzi? Przecież doskonale wiesz, że oni przegrają! -Nie rozumiesz? Nie rozumiesz tego?! - mężczyzna, coraz bardziej zdenerwowany, wydarł się na kobietę. - To przez nich cały wszechświat uważa nas za oszustów. Może nie pamiętasz, jak Samea II oskarżyła nas o kradzież trzech milionów ton trytonii? Tu chodzi o dumę, która ucierpiała z powodu tej głupiej królowej! -To się ciągnie już przez trzy pokolenia! -I będzie się ciągnąć do tego momentu aż Was?sdrah nie upadnie. -Ale senat... -Zrozum to! Senat nie istnieje! Dzięki naszym szpiegom i terrorystą ta instytucja zjada się nawzajem! Między krajami Paktu jest coraz więcej wojen i kłamstw. Wygrana nad tą podła rasą i nasz triumf, doprowadzą do całkowitego zniszczenia imperium Galaktycznego! ![]() -Wy wszyscy jesteście szaleni! Cała ta wasza federacja to idiotyzm! - podirytowana kobieta wybiegła w bieliźnie z łazienki. Darius uśmiechnął się. -Straże! - wrzasnął. Nie minęły dwie minuty a już słychać było damski krzyk i odgłos upadającego ciała na podłogę. -To tylko głupia dziewka, bez krzty wyobraźni. Wszyscy tacy jak oni zginą, jeśli nie pokłonią się przed potęgą Je'ak! *** Samea przechadzała się pomiędzy hałaśliwym tłumem mieszkańców twierdzy. Matki, córki i żony żegnały swoich mężczyzn, którzy szli na Bitwę. Nigdy nie widziała tylu łez. ![]() Zdziwiona podeszła do jednej kobiety, która żegnała swojego syna. Nie miał on może więcej niż trzynaście lat. Zwykłe kobiety na Was'sdrah nie chodziły w długich sukniach i ozdobach. Ich szaty, ku zdziwieniu Samei bardzo przypominały ziemskie. Ta osóbka nosiła czerwoną bluzę z kołnerzykiem i spodnie, z materiału przypominającego jeansy, obwiązane różową chustką. Chłopiec zaś nosił krótkie spodenki a brzuch miał owinięty bandażem. Stali przed małym domem, który wyglądał dość nowocześnie. -O co tutaj chodzi kobieto? - zapytała miło Samea, choć jej głos brzmiał trochę zbyt majestatycznie. - Czyżby wojsko powołała ciebie do służby? - kobieta upadła na kolana i zaczęła bić pokłony. -Chwała niech będzie Was'sdrah! - krzyknęła, lecz Samea już podnosiła ją z kolan. -Uspokój się! Jesteś tak samo zwykłą kobietą jak ja! -Wybacz mi królowo, nie chciałam cię urazić. To nie mnie wybrali do służby, ale mojego syna. -Ale przecież on jest rany! -Owszem, wasza wysokość, ale... -Królowo! Królowo! - prze'z miasto biegła zdyszana Hayler. Co chwile potykała się o wystające kamienie, a w dodatku wysokie, czarne szpilki, prawie całkowicie uniemożliwiały jej poruszanie. -Sameo! - wrzasnęła jeszcze raz. Widok pędzącej przewodniczącej Rady Starszych bardzo rozbawił królową. -Słucham? - odpowiedziała. - Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nasz kraj wystawia dzieci na wojnę? ![]() -No właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać! - irytowała się Hayler. - Nie uda nam się uzbierać dziesięciu tysięcy wojowników. Tak jak w umowie: Dziesięć tysięcy wojowników Jeak przeciwko Dziesięciu Tysiącom Was'sdrachowskich. -Ale jak to możliwe? -No właśnie to jest najgorsze. Statek, przewożący dwa tysiące żołnierzy został zestrzelony. -Co?! - Samea nie wierzyła własnym uszom, była tak zaskoczona, że aż korona spadła jej z głowy i z hukiem upadła na chodnik. Co dziwniejsze, choć była w dotyku tak delikatna, nawet się zarysowała. - Jak to możliwe, że nas zestrzelono i kto to zrobił? -Je'ak! - wycedziła przez zęby Hayler. - Dlatego musimy brać wszystkich, którzy potrafią utrzymać broń! -Nigdy! - wrzasnęła Samea. Zrobiła krok w stronę matki i nastolatka a potem szepnęła im coś, czego Hayler już nie dosłyszała. Po chwili wróciła do kobiety. - Nie mogę patrzeć na to! Chciałabyś żeby taki los spotkał twoje dzieci?! -Ale... -Żadnych ale! - po tych słowach przybliżyła się do Hayler i szepnęła: -Jeśli mamy zginąć to zginiemy, ale bez udziału dzieci i starszych. Taka jest moja wola. - Samea odwróciła się i udała do zamku, aby przygotować się do bitwy, która miała się obyć już za dwie godziny, pozostawiając łkającą Hayler z własnymi przemyśleniami. *** -Czy wszystko gotowe? - pytała podirytowana kobieta. Była ona dowódcą południowego garnizonu. Ponieważ bitwa międzyplanetarna nakazuję zasady fair play, wszystkie oddziały, zarówno z Was'sdrah jaki i Je'ak, nie mogły wykorzystywać żadnego typu bomb lub broń typu strzelba do bitew naziemnych. Kobieta nosiła wdzięczne imię Ramua i pytała swojego zastępcę.-Tak! Broń została wręczona każdemu wojownikowi. - odpowiedział niezdarny zastępca, na którego wszyscy mówili Ago. -Ago! A łuki? -Łuki? Jakie łuki? ![]() -Nie masz naszej jedynej broni dalekiego zasięgu? - Ramua wydarła się na cały głos, aż techniczny wynalazek zwany komputerem prawie podskoczył. Zaniepokojona krzykami Samea weszła do kamiennego bunkra. -Królowo! - wrzasnął Ago i pokłonił się! - Chwała niech będzie Was'sdrah! -Chwała niech będzie Was'sdrah! - powtórzyła reszta za nim. -O co tutaj chodzi? - zapytała Samea, nie wzruszona hołdem. -Mój głupi zastępca, nie ma łuków! - powiedziała zamroczona Ramua, która właśnie została delikatnie kopnięta prądem przez komputer. -Cholera - zaklęła Samea. Usiadła na krześle i ukryła dłonie w twarzy. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a w drzwiach stanęły dziwne istoty. Zaskoczony lud stanął w pozycjach bojowych. Dziwne istoty pokłoniły się. ![]() -Witamy! Ostatnio edytowane przez Orzech : 28.11.2005 - 18:35 |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|