![]() |
#1 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
![]() ![]() Tytuł mojego nowego FS jest w języku francuskim. Od razu informuję was, że to tylko tytuł i język nie ma żadnego wpływu na opowiadanie. Miałam problem bo poprzedni tytuł został już wcześniej wykorzystany. Interdit amour oznacza "Zakazana miłość" a czcionka, która była wykorzystywana w plakacie nie akceptowała liter "ł", "ś" itd. Podziękowania dla sk8erboy'a za przekazanie informacji o doskonałym programie dzięki, któremu postanowiłam zrobić plakat reklamujacy FS. Zapraszam do czytania. ![]() ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ![]() Zza niedomkniętych drzwi salonu państwa McRilley słychać było trzy głosy próbujące nawzajem przekrzyczeć się. Ognistorudy kot perski i długowłosy pies rasy Chihuahua* wpatrywały się z zainteresowaniem w drewniane drzwi. Nie próbowały dostać się do pomieszczenia tak jakby bały się, że przekroczenie jego progu oznacza natychmiastową śmierć. Pokojówka przecierająca kurz osiadły na drewnianej komodzie przysłuchiwała się tej intrygującej wymianie zdań. Zza rogu korytarza wybiegła zdenerwowana młoda kobieta trzymająca w prawej ręce butelkę z mlekiem. Skierowała się ku drzwiom salonu równocześnie odpędzając od nich dwa siedzące tam wcześniej stworzenia. ![]() - Na Twoim miejscu bym tam nie wchodziła.- Odrzekła pokojówka odwracając się do koleżanki.- Coś mi się wydaje, że właśnie w tym momencie jakaś szklana figurka z kolekcji pani MCRilley rozbiła się o ścianę…to tylko przeczucie, bo w takim chałasie ledwo, co słyszę siebie. - Oh, no muszę tam wejść- odrzekła kobieta z butelką kładąc wolną rękę na klamce. Jak dalej będą tak krzyczeć to mały Johny prędzej odśpiewa hymn Ameryki niż zaśnie. - Jak chcesz. ![]() Kimberly pchnęła drzwi i stanęła w progu. Utkwiła wzrok w mężczyźnie niezwykle przystojnym, który właśnie kłócił się z rodzicami o swoje plany ślubne. Nie trudno było jej się domyślić. Ich krzyki były na tyle głośne, że kobieta nie zdziwiłaby się gdyby jutro w gazecie ukazał się barwny artykuł opisujący relacje między członkami tej rodziny. Bowiem przez korytarzowe okna, które ze względu na upał, jaki panował latem w Seattle musiały być otwarte na oścież, słychać było każdy strzęp tej rozmowy, a to oznaczało, że przed domem pod parapetem chowa się jakiś uparty odporny na wysoką temperaturę dziennikarz zapisujący każde słowo w swoim nieodłącznym notatniku. Niełatwo było ukrywać sprawy tej rodziny przed społeczeństwem, gdy jej głowa rodziny była wybitnym politykiem a najstarszy syn przyszłym mężem sławnej modelki. Kimberly stała przez chwilę wpatrując się maślanym spojrzeniem w Davida, po czym przypomniała sobie w jakim celu tutaj przyszła. - Ekhm.- Chrząknęła nieznacznie jednak to wcale nie zwróciło uwagi awanturników. Zastanawiała się jakby im powiedzieć, ze właśnie przeszkadzają jej w uśpieniu najmłodszego przedstawiciela ich rodziny. I gdy pogrążona była w wybieraniu pomiędzy krzkiem a trzaśnięciem drzwiami pani McRilley zauważyła ją. Bez jej udziału kłótnia nie miała najmniejszego sensu, więc parę sekund później wpatrywały się w nią trzy pary niebieskich oczu. ![]() - Stało się coś Kimberly?- Zapytał pan MCRilley, ciemnowłosy podstarzały już trochę mężczyzna Zupełnie nie podobny do swojego, blondwłosego syna, który na widok Kimberly uśmiechnął się lekko w nadziei, że dziewczyna odwzajemni uśmiech. Nie zrobiła jednak tego w obawie przed kolejną awanturą Davida z rodzicami, którzy nie chcieli widzieć Davida z żadną inną kobietą poza jego przyszłą żoną Mellissą. Nie, nie. David wcale nie miał romansu z Kimberly. Po prostu uważał dziewczynę za dobrą koleżankę, z którą spędzał dużo czasu mając przy tym oko na swojego synka Johny’ego. W życiu mu do głowy nie przyszło, że Kimberly może z większym zaangażowaniem podejść do tej sprawy. Ale wróćmy do rozmowy. - Przepraszam, że musiałam przeszkodzić w…emm…no, że musiałam państwu przeszkodzić, ale przez te donośne głosy Johny nie może zasnąć. - Mówiłam wam, że porozmawiamy, gdy Kimberly pójdzie z chłopcem na spacer, ale wy musieliście robić swoje.- Odezwał się David i popatrzył dezaprobującym spojrzeniem na rodziców. - Tak w zasadzie to już omówiliśmy całą sprawę.- Dopowiedział pan McRilley zwracając się do syna.- Victoria chce jak najszybciej wziąć ślub z Tobą i my trzymamy się jej wersji. Nie pomyśleliśmy, ze zechcecie zrobić nam „niespodziankę” przed ślubem. Czekaliśmy już ponad półtora roku na wesele i dłużej nie mamy zamiaru zwlekać. Dzisiaj… - To ja już pójdę do malca.- Powiedziała po cichu Kimberly czując się trochę głupio po przerwaniu zdania panu McRilley’owi. Ze spuszczoną głową wyszła z pokoju. ![]() Starała się przejść niezauważona obok kobiety myjącej teraz podłogę w holu, ale Jenifer nie wiadomo, w jaki sposób widziała wszystko nawet, gdy była odwrócona tyłem. - Kim!- Zawołała za koleżanką.- Coś Ty taka zmarkotniała? Podeszła do Kimberly, która chcąc nie chcąc musiała się zatrzymać bo przed Jenifer jak i zarówno przed rozmową z nią nie dało się uciec. ![]() - Dostałaś porcelanowym słoniem czy jak?- Zapytała Jenifer i położyła ścierkę do podłogi na okrągłym stoliku. - Nie…nic się nie stało.- Odpowiedziała Kimberly i ruszyła po schodach niezadowolona, bo wiedziała, że przyjaciółka zaraz zapowie jej rozmowę. - Kiepska aktorka z Ciebie kochana- Pokojówka zaśmiała się i powrotem wzięła do ręki ścierkę.- Porozmawiamy sobie później. - Czy Ty mogłabyś, chociaż raz oszczędzić mi tej półgodzinnej męki? - Nie tym razem. - To naprawdę nic ważnego…- Kimberly próbowała się uśmiechnąć, ale doskonale wiedziała, że jej niby uśmiech bardziej przypomina minę dziecka, które zaraz miałoby się rozpłakać, bo Święty Mikołaj zamiast laki Barbie przyniósł jej tylko zestaw kredek , na dodatek wyjątkowo łamliwych. - Wbiłaś sobie drzazgę, ze masz taka minę? Ta rozmowa będzie dla Ciebie karą za to, że porozlewałaś to mleko z butelki po całej podłodze przez co ja znów muszę nadwerężać ręce. Kimberly potrząsnęła butelką i czując, że jest ona pusta poszła do kuchni chcąc napełnić ją nową porcją mleka. Bo nie dość, że Johny nie może zasnąć to znając jej szczęście pójdzie na górę i okaże się, że ma on ochotę na małe co nieco. ![]() Jakże wielce się przestraszyła, gdy wchodząc do kuchni zobaczyła Davida siedzącego na stołku popijającego colę. Pisnęła i wypuściła z ręki butelkę. ![]() - Coś Ty taka strachliwa?- Zapytał David podchodząc do Kimberly i schylając się chcąc podać jej butelkę. Kobietę przeszedł lekki dreszcz pod wpływem dotyku mężczyzny.- Jeszcze nigdy nie widziałem Cię takiej rozkojarzonej jak dziś. Johny nie dawał Ci spać w nocy? ![]() - Nie, nic z tych rzeczy.- Kimberly ochłonewłszy trochę podeszła do lodówki i z kartonu z konkursem „Wypij i wygraj”, (którego nagrodą, jak już nasza bohaterka zdążyła przeczytać był dwutygodniowy wyjazd na Karaiby) nalała do butelki mleka.- To takie grzeczne dziecko. Po prostu mam od czasu do czasu takie dni. Wieczorem kolacja. Ja bym już się dawno wykończyła gdybym pięć razy w tygodniu musiała przez dwie godziny siedzieć przy stole w otoczeniu tych wszystkich dziennikarzy i reporterów, ale Ty chyba lubisz takie życie. Na szczęście moja rola ogranicza się tylko do podawania posiłków. ![]() - I tu się mylisz.- Odpowiedział David uśmiechając się. – Czasami mam ochotę uciec gdzieś gdzie nikt by mnie nie znalazł, ale to nie możliwe, bo jedynym miejscem gdzie nikt mnie nie zna jest chyba Antarktyda a ja jakoś nie mam ochoty siedzieć nad morzem, w którym nawet nie da się wykąpać i czekać aż jakaś z ryb będzie łaskawa złapać haczyk. - Ja już pójdę- Kimberly zamknęła lodówkę i podeszła do Davida.- Muszę jeszcze położyć spać Johny’ego na jakąś godzinę, nakarmić go, wykąpać no i wziąść na spacer. Do wieczora. - Wiesz, co Kimberly? Pojdę z wami na ten spacer. Pobędę trochę z małym i przy okazji porozmawiamy spokojnie. Chyba nie będę Ci przeszkadzał? ![]() - Nie.- Powiedziała Kimberly starając się nadać temu jednemu słowu obojętny ton, lecz w głębi duszy jej serce skakało z radości. Cieszyła się na myśl o tym spacerze, był to w końcu jeden z ostatnich dni, w których David może wyjść sobie z opiekunką dziecka na przechadzkę nie przejmując się tym, ze wróciwszy do domu powita go żona z wałkiem w ręce. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ *mam zamiłowanie do tej rasy. Sama mam chihuahue i ponieważ bardzo go kocham będzie miał on swoję rolę w tym FS. I nie będzie się ona kończyć na siedzeniu pod drzwiami ![]() ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ No to koniec pierwszego odcinka. Jest więcej tekstu niż w "Córce szatana". To moim zdaniem plus. Dużo pracowałam aby dzisiaj to opublikować. Mam nadzieję, że docenicie to. Następny odcinek w sobotę. Miłego czytania.
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ Ostatnio edytowane przez Raija : 23.03.2005 - 18:02 |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Zarejestrowany: 18.02.2005
Skąd: Miasto Grodu Króla Kraka =p
Płeć: Kobieta
Postów: 49
Reputacja: 10
|
![]() ![]() ![]() - Cholera!- Krzyknęła głośno Kimberly, gdy tusz do rzęs po raz trzeci wypadł z jej ręki.- Jenifer chodź tu! ![]() Z drzwi do łazienki wyszła jej koleżanka z pokoju w samej bieliźnie, bo właśnie miała się wykąpać. Czasem miała dość Kimberly i jej ciągłych marudzeń, wrzasków i humorów, ale przez ostatnie parę miesięcy zżyły się ze sobą do tego stopnia, że Jenifer była jedyną osobą, która wiedziała o ukrytej miłości koleżanki do młodego pana Mc Rilleya. Lubiła długie rozmowy z nią i wspólne wypady na zakupy. Przykro było jej tylko z tego powodu, że Kimberly musiała bardzo dużo czasu spędzać z dzieckiem a to oznaczało, że miała coraz mniej czasu dla ich przyjaźni. Pozostawał im tylko czas, w którym malec spał lub rodzice zabierali go gdzieś ze sobą a takich chwil było zdecydowanie za mało. Przyglądała się z rozbawieniem kłótni tuszu do rzęs z Kimberly a uśmiech na jej twarzy robił się coraz szerszy. - Pomóc Ci?- Zapytała starając się nie wydobywać z siebie śmiechu.- Widzę, że coś nie możecie się dogadać. Umalować Cię? - Nie.- Odpowiedziała Kimberly ze złością odstawiając tusz na półkę.- Dam sobie spokój, szkoda czasu. Za chwilę muszę być na dole.. David…to znaczy się Johny czeka. - I dla Johny’ego się malujesz, tak? Ty chyba naprawdę ogłupiałaś przez tą miłość, bo myślisz, że Ci uwierzę. Ładnie wyglądasz, powodzenia. ![]() Kimberly usiadła na łóżku koło Jenifer.- Żałuję, że się zgodziłam, aby z nami poszedł.- Powiedziała spuszczając głowę.- Powinnam próbować zapomnieć o nim, a robię zupełnie na odwrót. On ma dziecko, niedługo się ożeni a ja nadal o nim marzę i śnię. - Od początku Ci mówiłam, że David nie jest odpowiednim kandydatem na miłość…nie dla Ciebie. On ma narzeczoną od 3 lat. Wiem, ze jest przystojny, miły i tak dalej, ale…nigdy nie będzie z Tobą. - Jesteśmy przyjaciółmi. To chyba dobrze. - Tak, jesteście przyjaciółmi i już nic się nie zmieni a w każdym razie nie na lepsze. Gdy pani Braddock tu zamieszka będziesz musiała raz na zawsze pożegnać się z rozmowami i spacerami z Davidem. - Dobrze, że chociaż Johny mi zostanie. Naprawdę polubiłam tego malca. - W takim razie już teraz zacznij się oddalać od Davida. Bo jeśli jego żona zauważy, że macie wyjątkowo dobry kontakt jak na opiekunkę i pana domu to zapewne nie będzie chciała Cię tu zatrzymać. - Wiem, ale… ![]() Dziewczyny usłyszały pukanie do drzwi. Jenifer zerwała się z łóżka, pomachała przyjaciółce i zniknęła za drzwiami łazienki. - Proszę!- Powiedziała Kimberly głośno. W drzwiach pojawił się David. Serce dziewczyny podskoczyło. - Kim, idziesz? Johny się już niecierpliwi. - Tak, tak. Pa, Jenifer! ![]() Kimberly wyszła z pokoju zamykając drzwi. Szła krok w krok za Davidem zapominając o tym, że jeśli nadal będzie tak namiętnie się w niego wpatrywać może spaść ze schodów, co niezbyt przyjemnie się dla niej skończy. Lepiej nie myśleć, co by się stało gdyby David nie odwrócił się przodem do Kimberly. Ona, jak to ona, bardzo rozkojarzona tego dnia wpadła na niego. - Myślałam, że już Ci lepiej. A Ty nadal jesteś roztrzepana.- David zaśmiał się - Emm,…po co to ja się odwróciłem? Aha…mam pomysł. Zabiorę Ciebie i Johny’ego do centrum. Otworzyli tam nowy park. Jest naprawdę piękny i miło się spaceruje. Później damy małego pod opiekę mojego najlepszego przyjaciela a sami pójdziemy do miejscowej dyskoteki. Co Ty na to? I przynajmniej ominie mnie ta nudna kolacja. ![]() Oczy Kimberly zalśniły. Czuła się jak w niebie po usłyszeniu propozycji Davida, lecz chwile później przypomniały się jej słowa Jenifer, która niestety miała rację. A poza tym bała się reakcji państwa MC Rilley i reszty rodziny jak się dowiedzą, że zamiast zająć się kolacją poszła sobie na dyskotekę w dodatku z ich synem, który wkrótce ma się ożenić. - Myślę, że Twoja rodzina nie będzie zadowolona. Jeszcze mnie pewnie z pracy wyrzucą. - Nie martw się.- David zbliżył się do Kimberly i położył jej rękę na ramieniu.- Jakoś nas wytłumaczę. Ty się już nie martw. - Nie…ja się na to nie zgadzam. Weź narzeczoną na dyskotekę, nie mnie. A jak nas ktoś zobaczy? Będziesz miał problemy… - Słuchaj Kimberly…lubię Cię…i to bardzo. Chcę w te ostatnie parę tygodni spędzić z Tobą dużo czasu. Coś mi się wydaje, że Victoria będzie mnie bardzo krótko trzymać. Kimberly wahała się. Z jednej strony tak bardzo chciała spędzić z Davidem czas z dala od domu, ale z drugiej bała się konsekwencji. „A trudno, raz się żyje” pomyślała. ![]() - No dobra.- Kimberly uśmiechnęła się do Davida, po czym omijając go zeszła po schodach. Nie mogła doczekać się wieczoru. Czuła, że będzie on jednym z najlepszych, jakie przeżyła. Podeszła do wózka z dzieckiem i wzięła na ręce czarnowłosego, śmiejącego się do niej chłopczyka. ~~~~~~~~~~~~~~~~ * Przepraszam za niskie ściany! ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Koniec odcinka drugiego. Wiem, że jest on krótki i nadal nie ma w nim żadnej akcji, ale chcę aby to FS było dopracowane w każdym szczególe. Przewiduję dużo odcinków nawet sama nie wiem ile. ![]() By *Roxi*
__________________
Pewnego dnia uwierz we mnie... W górach...^^ |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|