Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 15.05.2009, 17:05   #261
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

dziekuje, bardzo sie ciesze (:

Kończę odcinek!


<aplauz>

Ostatnio edytowane przez Tiunivell : 31.05.2009 - 17:22
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 26.05.2009, 19:38   #262
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

A ja już wchodzę w temat z nadzieją- odcinek!
Dobrze, że przynajmniej kończysz (a tak na marginesie to ja powinnam zacząć )
Przynajmniej wiem, co czułaś czytając te ostanie komentarze z oczekiwaniami i zapewnieniami czytelników ;]
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 27.05.2009, 12:49   #263
Słodka Ślicznotka
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

no cóż ja też miałam nadzieję że odcinek ale pomyliłam sie tylko o jedną setną bo mówisz że skończyłaś więc zasługujesz na ten aplauz brawa wielkie brawa!!
tylko teraz pojawia się pytanie kiedy wstawisz ten odcinek?
  Odpowiedź z Cytatem
stare 27.05.2009, 18:56   #264
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

odcinek dam 1 czerwca :D
  Odpowiedź z Cytatem
stare 28.05.2009, 03:49   #265
Mizia
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

Napewno?? Wciągnęła mnie ta historia i nie mogę się doczekać zakończenia Jak faktycznie się wyrobisz na pierwszego czerwca to będę miała podwójnie szczęśliwy dzień
  Odpowiedź z Cytatem
stare 28.05.2009, 18:05   #266
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

haa : D
dzieki

mysle, ze jesli nie bedzie przeszkod w stylu zepsuty net/wazny wyjazd/brak pradu to dokoncze na dzien dziecka
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.05.2009, 13:10   #267
Sonia123SIMS
Guest
 
Postów: n/a
Grin Odp: Więzienne melodie

Wiesz Ellie, jak dasz 1 czerwca to będe ci dziękować bo to tak jakbyś mi dała prezent na dzień dziecka
  Odpowiedź z Cytatem
stare 29.05.2009, 17:09   #268
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

wiem, o to chodziło =P

wszystko już gotowe, musicie zaczekać jeszcze około 25 godzin (;

@Tiunivell: Nie pisz posta pod postem. Używaj opcji edytuj.
@Ellie: to bylo specjalnie, zeby ludzie zauwazyli nowego posta. co to za sens edytować posta, kiedy ma sie nowa informacje?

Ostatnio edytowane przez Ellie : 01.06.2009 - 18:18
  Odpowiedź z Cytatem
stare 01.06.2009, 17:49   #269
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

Post pod postem, bo wklejam odcinek. I niech modzi nie edytują, b. o to proszę.
Ponieważ to już koniec naszej przygody, chciałabym napisac kilka słow. Przede wszystkim bardzo dziękuję Bjork - pomysłodawczyni tego porjektu, dzięki której przełamałam się i myślę, że takze dzięki niej mogłam ulepszać swój styl pisania - nie twierdzę oczywiście, ze osiągnęlam szczyt, o nie - ale porównajcie tylko 1 odcinek z ostatnim. Chyba widać różnicę :) Była także bardzo wyrozumiała i cierpliwa, nie wkurzała się kiedy miałam 2 miesieczny zastój w pisaniu. Nie ponaglała, nie narzekała.
Dziękuję także cassant, która przez 4 odcinki robiła świetne zdjęcia do naszej historii ;)
No i wielkie dzięki wam, czytelnikom - za to, ze czytaliście każdy odcinek, komentowaliście, krytykowaliście i wychwalaliście pod niebiosa :P Bez was na pewno byłoby mi trudniej. To bardzo miłe uczucie, widzieć, że FS się podoba.

To oczywiście nie koniec!
Bjork ma już pomysł na nowe, zupelnie inne FS, i prawdopodobnie to ja znów zajmę się tekstem. Myśle jednak, ze będziecie musieli zaczekać - chcę na razie popracować nad moim własnym, tajnym projektem :)
To chyba tyle. Jeśli jakiś mod będzie chciał zamknąć temat, niech to zrobi, tylko proszę o nieusuwanie komentarzy.

Pozdrawiam i miłego czytania -



Odcinek 8.

I wylądowałam tutaj.
Wielki, smutny, szary budynek z równie zasępionymi osobami w środku. Milczący strażnicy, spacerujący po długich korytarzach i przygnębione więźniarki w bylejakich, spranych koszulach i wytartych jeansach. Wysoki, łysy strażnik zaprowadził mnie do celi, a gdy tylko przekroczyłam próg, zatrzasnął drzwi. Rozejrzałam się.
Stałam w małym, obskurnym pomieszczeniu. Ściany pokryto byle jak łuszczącą się, brzydką, burą farbą, a na podłodze ktoś ułożył okropne linoleum. Naprzeciwko drzwi ujrzałam małe okno. Odetchnęłam z ulgą widząc, że nie ma w nim krat. Jeszcze tego by brakowało ... Zerknęłam na łóżko stojące najbliżej mnie i zauważyłam, że leży na nim wysoka kobieta z burzą rudych włosów. Odchrząknęłam, ściągając tym na siebie jej uwagę i usiadłam na drugim łóżku.
Oczy rudowłosej były pełne goryczy, co nieco mnie speszyło.
-Wolne? – zagaiłam, mając na myśli pryczę. Była niedbale przykryta podartą kapą. Moja towarzyszka wypluła z ust gumę do żucia, jednym szybkim ruchem rzuciła ją na podłogę i burknęła w moją stronę:
-Tak.
Poprawiłam poduszkę i położyłam się na posłaniu, po czym zagaiłam:
-Jestem Rose.
-Wiem. Każdy wie. Pożal się Boże gwiazda! – dodała, patrząc na mnie kątem oka – I co, teraz będziesz sobie siedzieć za kratkami, co? Może nagrasz nową płytę? Jak ją nazwiesz? „Więzienne melodie”? – zakpiła.
Poczułam się dotknięta, ale postanowiłam tego nie okazywać. Przecież ta kobieta pewnie siedzi w tym pokoiku już kilka tygodni, miesięcy, a może lat? Ma prawo być rozgoryczona.
-A ty, jak masz na imię? – spytałam siląc się na zdawkowy ton, lecz moja towarzyszka zignorowała pytanie.

*

Trzy tygodnie później już poznałam „zasady” panujące w tym miejscu. Od innych dziewczyn, przyjaźnie nastawionych, dowiedziałam się, że ta złośliwa kobieta z mojej celi to Maleen. Trafiła do więzienia za wielokrotne kradzieże i rozboje. Moją uwagę zwróciła też wysoka, postawna kobieta z krótkimi, kruczoczarnymi włosami i nieco groźnym wyglądzie. Zawsze towarzyszył jej strażnik, siedział tuż obok nawet w świetlicy, w której spędzałyśmy kilka godzin dziennie.
Miałam szansę ją poznać dopiero po miesiącu przebywania w więzieniu. Zagadałam do niej gdy w świetlicy byłyśmy tylko my, dwie inne dziewczyny i kilku strażników. Kobieta miała na imię Doriss i powiedziała, że właściwie nie powinna ze mną rozmawiać. Zdziwiłam się, ale kobieta nie rozwinęła tematu, więc nie pytałam Miałam dziką chęć dowiedzieć się za co została skazana, ale wiedziałam, że byłoby to nietaktowne.
Poza tym bałam się, że okaże się, że moja nowa znajoma, a potem przyjaciółka, okaże się kimś złym.
Złodziejką? Mordercą?
Wiem, że moje myślenie było bardzo płytkie, ale nic nie mogłam poradzić. Doriss była świetną rozmówczynią. Po kilkutygodniowej znajomości moja nowa znajoma wyjaśniła mi, dlaczego zawsze towarzyszy jej strażnik i opowiedziała mi swoją historię. Byłam bardzo zaskoczona.
-Pięć lat temu stało się coś strasznego. To właśnie dlatego tutaj trafiłam... Ale zacznę do początku. Mój mąż nazywał się Steve. Zakochałam się w nim na zabój, wszystko było pięknie. Moi rodzice go zaakceptowali, bo był taki dobry i zaradny, Ślub, huczne wesele. Potem wynajęliśmy mieszkanie. Zrezygnowałam ze studiów matematycznych, bo zaszłam w ciążę. Byłam jednak zadowolona. Steve pracował w dużej firmie budowlanej, a ja zatrudniłam się w sklepie. Steve nie przynosił zbyt wiele pieniędzy, wracał coraz później i coraz bardziej pijany. Mi jednak to nie przeszkadzało, wydawało mi się, że tak po prostu musi być i już – Doriss westchnęła. – Potem urodziła się Ellie. Steve oczywiście miał pretensje, mówił, że wolałby syna i tak dalej... Gdy nasza córeczka miała trzy miesiące, okazało się, że firma budowlana to tylko przykrywka do brudnych interesów. Steve i cała jego banda, niby koledzy z firmy, trafili do aresztu, a ja byłam zrozpaczona. Dziecko wysłałam do mojej mamy, żeby nie ucierpiało na skromnym życiu, jakie musiałam rozpocząć by trochę zaoszczędzić. Żyłam praktycznie bez prądu i zużywałam minimalną ilość wody. Mijały tygodnie, a ja wciąż nie miałam nawet jednej czwartej! Postanowiłam więc sprzedać samochód i za zarobione pieniądze zapłaciłam kaucję. Byłam szczęśliwa, że pomogłam ukochanemu, ale on wpadł w furię, był wściekły, bo sprzedałam samochód. Tego samego wieczora pierwszy raz... – tu głos Doriss nieco się załamał – mnie uderzył. Oczywiście nie obyło się bez wyprowadzki do mamy, potem kwiaty, przeprosiny... jak zawsze. Wróciłam do niego razem z Ellie. Przez rok był spokój. W międzyczasie zaszłam w kolejną ciążę. Gdy urodziłam dwójkę dzieci – bliźnięta – Lily i Johna. Od czasu ich narodzin Steve uderzył mnie kilka razy, ale ja bałam się komukolwiek powiedzieć. Na szczęście dzieciom nic się nie stało. Z czasem Steve zaczął znajdować coraz głupsze preteksty żeby się nade mną poznęcać, w końcu stało się to elementem naszego życia – Doriss zamilkła na chwilę. Ja też milczałam, bo wiedziałam, jak trudno jest mówić o takich sprawach – Aż ... aż pewnego dnia Steven wpadł w szał, przewracał meble, zaczął we mnie rzucać, czym popadnie i naprawdę się wystraszyłam, nie wspominając o dzieciach... Wtedy on podszedł do mnie, a ja miałam w ręce ostry nóż... – wydałam zduszony okrzyk, a Doriss ściszyła głos do szeptu. – i on wpadł prosto na ostrze. Zabiłam go, Rose. To była obrona konieczna, a właściwie wypadek, ale nikt mi nie wierzył. To dlatego ten facet wszędzie za mną łazi... ale w gruncie rzeczy i tak traktują mnie z dużym luzem. Inni ...mordercy prawie w ogóle nie wychodzą z celi.
-Dori, nie mów tak, nie jesteś mordercą! – zamilkłam na chwilę i dodałam – Bardzo cię boli, że niesłusznie tu trafiłaś?
-Nie, to nie to. Po prostu... chodzi o moje dzieci. Odebrali mi prawa rodzicielskie. Nie widziałam ich pięć lat. Oni... są teraz u rodziny Steve’a, a ta jego rodzina jest nie lepsza niż on sam – skrzywiła się Doriss – I wszystko wskazuje na to, że nie mam szans na ich odzyskanie.
-Wiesz co... pomogę ci. Jak kiedyś udowodnię im, że to nie była moja firma i mnie wypuszczą, to potem wyciągnę ciebie.
Właściwie sama nie wierzyłam w te słowa, ale chciałam jakoś podnieść na duchu moją przyjaciółkę. Doriss uśmiechnęła się blado, jakby sama nie wierzyła moim słowom, po czym uściskała mnie.
-Dziękuję. Dziękuję, że chociaż sama jesteś w dołku, udajesz dzielną żeby mnie podnieść na duchu.

*
Rose Hampton z westchnieniem zamknęła niebieski notes i pogładziła ręką okładkę z małym, teraz brudnym już, a kiedyś beżowym serduszkiem w lewym górnym rogu.
Spoglądała na wytarte nieco kartki, wygięte rogi i trochę pobrudzoną czarnym długopisem tylną okładkę. Potem powoli otworzyła zeszyt i zaczęła przeglądać go szybko. Przebiegała wzrokiem po literach, a w oczy wpadały jej pojedyncze zdania.

[IMG]http://i40.************/1zekw8.jpg[/IMG]

„Nicolas wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie.”
„Zamiast tego zobaczyłam mamę leżącą nieruchomo na podłodze. Uklękłam przy niej i sprawdziłam puls...”
„Załatwiłem ci kontrakt płytowy! - krzyknął Nick i przytulił mnie.”
„Nie dokończyłam, bo Nicolas uderzył mnie w twarz.”
„Otrzymała pani cios w brzuch, przez co... przykro mi, naprawdę... utraciła pani ciążę”
„-Od Nicka? – spytał Mark. Zamknęłam oczy i rzuciłam list na stół.
-Nie – odparłam – Z sądu.”
„-Sąd okręgowy w Atlancie na mocy Kodeksu Prawnego uznaje Rose Hampton za winną zarzucanego jej czynu i skazuje na trzy lata pozbawienia wolności.”


-Tak, jest zdecydowanie lepiej, ten rozdział mam już za sobą – mruknęła do siebie i wyjęła z zeszytu plik kartek. Przejrzała je z widocznym zadowoleniem, po czym zanuciła smutną, śpiewną melodię. Przez chwilę spoglądała z wahaniem to na notes, to na kartki, po czym gwałtownie wstała i wrzuciła zeszyt do szuflady i ponownie powiedziała sama do siebie:
-Całą prawdę zawartą w słowach znam tylko ja. I tylko ja będę ją znała. A prawdę zawartą w muzyce niech poznają wszyscy.
To powiedziawszy, chwyciła za ołówek i zaczęła wprowadzać poprawki w nutach i słowach.

*

Mark Evans podążał szybko wypolerowanym korytarzem studia muzycznego, dzierżąc w ręku czarną teczkę z pismem z napisem WYMÓWIENIE widniejącym w prawym górnym rogu. Gdy doszedł do gabinetu z wytłoczonym, złotym napisem „Nicolas McCullers”, rozejrzał się, i widząc, że jest prawie sam na korytarzu, nie licząc czarnoskórego Bena Plummera, karmiącego rybki z akwarium w kącie korytarz, wślizgnął się do pokoju.
„Gdzieś tutaj musi coś być” – pomyślał, po czym jednym, szybkim ruchem wyjął wymówienie z teczki i położył na biurku. Potem zaczął przeszukiwać szuflady i szafki, gorączkowo przerzucając stosy papierów, teczek, aktówek, długopisów i kolorowych spinaczy. W zielonym pudle, stojącym na szafce regału, znalazł też skórzany portfel i elegancki komplet – ołówek automatyczny i wieczne pióro.
Zerknął na zegar i zauważył, że czas ucieka. Do końca przerwy na lunch był jeszcze niecały kwadrans. Mark wyprostował się i omiótł spojrzeniem pomieszczenie. Ze zdziwieniem stwierdził, że większość pism i papierów, a także kilka teczek, zostały rozrzucone na podłogę. Na obrotowym krześle chwiał się stosik umów z gwiazdami pop, które Nick spisał w ciągu ostatniego roku. Westchnąwszy, doszedł do wniosku, iż nie musi się przejmować bałaganem – tak czy siak, McCullers zauważy brak dokumentu poświadczającego niewinność Rose. Zerknął ponownie na zegar i powrócił do szukania. Przekopywał właśnie najniższą szufladę biurka Nicka, i zaklął z wrażenia pod nosem, bo oto, wśród stosu notatek, płyt i przeróżnych dokumentów, a także nielicznych banknotów i drobnych monet, jego oczy ujrzały upragniony wydruk – dokument poświadczający przekazanie firmy Rose. Przejrzał szybko tekst, który tylko utwierdził go w przekonaniu, że Rose jest stuprocentowo niewinna. Usiadł na fotelu Nicka i machinalnie spojrzał na zegar – wybiła 14.00, a zatem przerwa właśnie się skończyła. Szybko zabrał dokument, ale gdy sięgał po teczkę, pokój wypełnił donośny głos:
-HA!
Mark podskoczył, zdenerwowany, i podniósł wzrok. Jego oczy spotkały się ze spojrzeniem Nicka. Mężczyzna wyciągnął rękę.
-Dawaj to.
Evans postanowił udawać głupiego.
-E, co? – spytał, szybko wsuwając dokument do teczki.
-To, co właśnie wkładasz do teczki! – burknął Nick. Mark szybko zamknął aktówkę.
-Ale ja nic nie wkładam. Przeciwnie, wyjmowałem – stwierdził, akcentując z lubością ostatnie słowo. Nicolas zjeżył się, gdy do jego dłoni trafiło wypowiedzenie.
-Cudownie, już dawno chciałem cię wypieprzyć. A teraz dawaj mi te papiery, bo dobrze wiem, że tu szpiegowałeś i nie próbuj się bronić. Mam świadka, który widział, jak przeczesujesz pokój – powiedział triumfalnie, a Mark wysilił pamięć. Nie ma mowy, był sam.
Nie.
Nie był sam.

[IMG]http://i42.************/2wfs86d.jpg[/IMG]


Ogarnęła go złość, tak wielka, że miał ochotę natychmiast odnaleźć Bena i ręcznie przemówić mu do rozsądku.
-Zawsze masz szpiegów w firmie, czy dzisiaj zrobiłeś wyjątek? – spytał Mark, grając na zwłokę – Kto by pomyślał... Benny, nasz miły, kochany i przygłupi kolega, kablujący szefowi. A dla twojej informacji; nie brałem niczego z tego cholernego gabinetu.
-To otwórz teczkę.
-Nie.
-No otwórz.
-Nie!
-Przecież jest pusta. Co ci szkodzi?
-Odwal się, dobra?
-No dawaj!
Mark nie zdążył nic zrobić, bo wielka pięść nagle uderzyła z wielką siłą w jego szczękę. Krzyknął, nie z bólu, lecz z zaskoczenia. Zamachnął się, aby oddać cios, lecz Nick wykorzystał okazję i wyrwał mu teczkę z dowodem z ręki.
-Nie! – wrzasnął Evans w przypływie paniki i rzucił się do biurka, o które opierał się Nicolas. Ten zaśmiał się cicho i wyjął pismo.
-Oj... to podbiega pod kradzież, wiesz? – zacmokał z udawanym niesmakiem, zapoznawszy się z treścią.
-Oddaj to!
-Nie.
-Dawaj! – powtórzył Mark, wiedząc, że nic nie wskóra.
-Role się odwróciły, co? – zadrwił Nick i demonstracyjnie powachlował się pismem – Hm... właściwie... ja tego nie potrzebuję, ty też nie, więc... – chwycił dokument i wykonał ruch poprzedzający rozrywanie.
-Ty... – zaczął Mark, nie mógł jednak znaleźć odpowiedniego wyrażenia, więc pobiegł ku
Nickowi i z całej siły uderzył w twarz, potrącając przy tym jego nos, z którego popłynęła krew. Nicolas natychmiast mu oddał, podbijając oko. Mark skrzywił się niemiłosiernie, ale ból nie przeszkodził mu w popchnięciu wroga na szafę pełną książek i dokumentów. Nicolas błyskawicznie się podniósł i, dysząc ciężko, ruszył w kierunku Marka, zacierając ręce. Mężczyźni wymieniali ciosy i pchnięcia, prowadzili też słowną utarczkę, w której dominowały wyzwiska i groźby. Po kilku minutach Nick, wciąż dzierżąc ważne pismo w dłoni, zamachnął się na Marka, a ten wytrącił mu teczkę łokciem, skoczył do przodu i złapał ją w powietrzu, po czym z triumfalnym uśmiechem wybiegł z gabinetu, nie dbając o to, że korytarz jest pełny ludzi.
Zatrzymał się na sekundę przy wielkim lustrze i zauważył, że ma wielkiego siniaka pod lewym okiem, spuchniętą i rozciętą wargę, a także jest rozczochrany, a w jego koszuli brakuje kilku guzików. Czuł też pulsujący ból w nadgarstku i piekło go kolano. Nie zwracając uwagi ani na swój wygląd, ani na zdziwienie ludzi, którzy go mijali, wybiegł z budynku i wskoczył do najbliższej taksówki.
Kierowca wytrzeszczył oczy i spytał:
-Na pogotowie czy do przychodni?
-Do Zakładu Karnego przy Debt Road – odparł Mark, mocniej ściskając teczkę i zamykając oczy z zadowoleniem.

*

Rose, oniemiała, wchodziła na salę sądową, nie wierząc, że to się dzieje naprawdę. Wydarzenia ostatnich trzech tygodni wydawały się jej szalonym snem. Tak, wszystko zaczęło się kiedy Mark pojawił się na widzeniu okropnie poturbowany, ale niesamowicie szczęśliwy. Wyrzucał z siebie słowa jednym tchem i wymachiwał czarną teczką. Opowiedział jej szybko, że znalazł dowody, to pobicie to sprawka Nicka, który wiedział od Bena, ale i tak się domyślał, że za niedługo Rose będzie wolna, że on jej pomoże i że wszystko się wyjaśniło. Rose niewiele zrozumiała z tego monologu, wygłoszonego w zawrotnym tempie, ale gdy zaczęła dopytywać o szczegóły, strażnik zwrócił uwagę, że nie wolno rozmawiać o sprawie.
Mark nie zwrócił na niego uwagi i dalej kontynuował, złorzecząc Nickowi i opowiadając o znalezionym dowodzie. Po kolejnym upomnieniu strażnik kazał im zakończyć spotkanie i wyprowadził ciągle uśmiechniętego Marka z sali.
Tego dnia Evans zupełnie nie przypominał jej przyjaciela – zawsze spokojnego i opanowanego. Zachowywał się jak wariat i mówił równie dziwne rzeczy., Nawet w wyobraźni Rose Mark uczestniczący w bójce wyglądał idiotycznie.
„Pewnie coś pił” – mruknęła do siebie Rose z nikłym uśmiechem i postanowiła jak najszybciej opowiedzieć wszystko Doriss. Niestety nie miała okazji. Przez kolejne tygodnie owy miły strażnik towarzyszący Doriss był zastąpiony przez ponurego mruka z siwym wąsem, przestrzegającego bardzo surowo więziennych zasad. Rose nawet nie zbliżała się do przyjaciółki po tym, jak wąsacz zrugał ją za próbę rozmowy.
Od strażnika pilnującego porządku na jadalni dowiedziała się, że Jacob (tak właśnie brzmiało jego imię) złamał nogę i nie będzie go jeszcze długo.
Przez ten przykry zbieg okoliczności Doriss o niczym nie wiedziała i była bardzo zaskoczona gdy dowiedziała się od koleżanek, że Rose ma kolejną rozprawę.
Dziewczyna poprzedniego wieczoru dowiedziała się, że dostarczono nowe dowody i ma prawo zażądać kolejnej rozprawy, w której być może otrzyma wyrok pozytywny. Skorzystała z tej okazji i teraz wchodziła na salę sądową.
Dobrnęła do ławki oskarżonego i usiadła obok młodziana z blond bródką, który miał ją bronić.

[IMG]http://i42.************/25kju2x.jpg[/IMG]

Szczerze mówiąc, na pierwszy rzut oka nie budził on zaufania Rose. Do pomieszczenia wszedł mężczyzna w niebieskim mundurze. Stanął na środku i oznajmił:
-Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi sędzia Hans Neumann – dokładnie tak samo jak wtedy, gdy skazano Rose na więzienie.
Na salę rozpraw wszedł wysoki mężczyzna z orlim nosem i groźnym spojrzeniem spod krzaczastych brwi. Omiótł wzrokiem salę, poprawił togę i usiadł, a po nim wszyscy obecni.
Zdenerwowana oskarżona rozejrzała się po sali – w kącie ujrzała Marka, który zacisnął kciuki i uśmiechnął się. Naprzeciwko Rose i jej prokuratora, Jamesa Sitcoma, tym razem siedziała przysadzista kobieta w prostokątnych okularach, czyli przedstawicielka urzędu, który oskarżył rzekomo moją firmę o niepłacenie podatków. Jej miejsce zajął Nick, który przyglądał się Rose spod zmarszczonych brwi. Towarzysząca mu kobieta w todze spoglądała takim samym wrogim spojrzeniem spod kruczoczarnej grzywki i poklepała Nicka uspokajająco po ramieniu.
-Otwieram rozprawę sądową, udzielam głosu prokuratorowi – odezwał się Neumann ze swoim charakterystycznym akcentem. Sitcom wstał.
-Dziękuję. Wysoki sądzie, zebraliśmy się tutaj ponownie, aby włączyć do rozprawy nowe dowody, które, jak mniemam, mogą zmienić wyrok rozprawy. Proszę sąd o zapoznanie się z dowodem.
-Sąd zapoznał się z dowodem, który jasno poświadcza niewinność Rose Hampton. Zanim jednak zapadnie wyrok, przesłuchamy świadków. Proszę teraz Nicolasa McCullersa o podejście do barierki.

*

-Sąd okręgowy w Atlancie na mocy Kodeksu Prawnego uznaje Rose Hampton za niewinną zarzucanego jej wcześniej czynu i zwalnia z obowiązku odbycia kary. W ramach zadośćuczynienia Rose Hampton otrzyma odszkodowanie w wysokości 60000 simoleonów. Nicolas McCullers został uznany za winnego czynu zarzucanego wcześniej Rose Hampton oraz dodatkowo za oszustwo, składanie fałszywych zeznań, a także znęcanie się fizyczne i psychiczne nad Rose Hampton. Sąd okręgowy w Atlancie skazuje go na piętnaście lat pozbawienia wolności. Proszę usiąść.


Epilog. 10 lat później.


Uśmiechnięta kobieta stała w kuchni przy oknie i kroiła warzywa na obiad, przytupując nogą w takt piosenki płynącej z radia. Miała już taką wprawę w gotowaniu, że mogła spokojnie patrzyć na dzieci, bawiące się na podwórku, bez obawy, że za chwilę straci palce. Była taka szczęśliwa! Ciepły dom, dwójka dzieci, w dodatku chłopczyk i dziewczynka, kochający mąż – to coś, o czym marzy każda kobieta.
-I pomyśleć, że dziesięć lat temu tylko sława była mi w głowie! – mruknęła pod nosem, śmiejąc się cicho, po czym jej wzrok mimowolnie powędrował w górę, na szafkę nad stołem. Fotografia stojąca na półce przedstawiała ładną, na oko dwudziestokilkuletnią dziewczynę, z mikrofonem w ręce.
Kobieta odwróciła wzrok od zdjęcia i zajęła się ponownie przyrządzaniem obiadu. Pokroiła warzywa, więc wrzuciła je do plastikowej miski, wymieszała i przyprawiła.
-Pyszne. Mark na pewno się ucieszy – powiedziała do siebie i wytarła ręce w kraciastą ścierkę, po czym zerknęła do piekarnika, by przypilnować, aby mięso się nie spaliło. Gdy zobaczyła, że wszystko w porządku, oparła się o ścianę i ponownie popatrzyła przez okno.
Dwójka uroczych dzieci z roześmianymi twarzami i wesołym śmiechem na ustach biegała po ogrodzie. Widać było, że są szczęśliwe i zadbane. W pewnym momencie chłopiec, biegnąc, zbliżył się do wystającego korzenia
-Josh, uważaj, bo się przewrócisz! – odezwała się kobieta, wychylając głowę przez okno. Krzyknęła za późno, bo dziecko potknęło się o korzeń i z hukiem upadło na trawę. Nie zraziło się jednak tym drobnym incydentem i natychmiast powróciło do zabawy. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie i spojrzała na zegar; dochodziła piętnasta. Szybko przełożyła sałatkę do szklanej misy, po czym zajęła się indykiem wyjętym z piekarnika. Gdy jej smukłe dłonie kroiły mięso i kładły na talerze, krzyknęła przez okno:
-Emily, Josh, obiad!
Dzieci szybko przerwały zabawę i ruszyły biegiem w stronę domu. Równocześnie przekroczyli próg kuchni i zaczęli się przekomarzać.

[IMG]http://i39.************/21myjvs.jpg[/IMG]

-Wygrałem! – powiedział Josh, szturchając siostrę.
-Wcale nie, był remis! – zaprotestowała Emily i oddała bratu nieco mocniej.
-No dobra, ale gdyby nie było remisu, to ja bym wygrał, bo dziewczyny nie umieją biegać – mruknął Josh z właściwą sobie logiką 9-latka.
Dziewczynka zarumieniła się.
-A właśnie, że umieją!
-Jakbyś umiała biegać, to byś przybiegła pierwsza – odpalił Josh
Siedmioletniej Emily zabrakło odpowiedzi i zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Głupi jesteś! – odparła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.
Wówczas kobieta stojąca dotychczas przy kuchence postanowiła wkroczyć w akcję.
-Emily, nie wolno tak mówić, to nie wypada damie. Josh, nie dokuczaj jej, bądź dżentelmenem – pouczyła dzieci – A teraz idźcie umyć ręce, bo zaraz będzie obiad.
Chłopiec i dziewczynka posłusznie oddalili się w kierunku łazienki, a po chwili matka usłyszała ich radosne śmiechy, co oznaczało, że się pogodzili. Kobieta uśmiechnęła się, a do jej uszu doszedł trzask zamykanych drzwi i zbliżające się kroki.
-To ty, Mark? – krzyknęła w stronę przedpokoju, ale nie usłyszała odpowiedzi, bo jej głos zagłuszyły piski i okrzyki „Tata!” „Tata przyszedł!” oraz radosny śmiech męża. Po chwili cała trójka weszła do słonecznej kuchni. Mężczyzna zbliżył się do żony.
-Witaj, Rose – przywitał się, po czym pocałował ją w policzek i dodał – Co dziś na obiad? Indyk? Pachnie wspaniale. A o której będzie Doriss?
Rose nie zdążyła odpowiedzieć, bo przerwał jej dzwonek do drzwi. Mark pospieszył do przedpokoju, aby otworzyć, a w tym czasie jego żona uśmiechnęła się i podała do stołu. Gdy kazała Emily nalać kompotu do szklanek, próg kuchni przekroczyła Doriss – uśmiechnięta i zadbana, w ogóle nie wyglądała na kogoś, kto został skazany na dożywocie.
-Cześć.
-Dzień dobry, Rose, jak zdrówko? – spytała wesoło Doriss.
-A świetnie, dziękuję. Siadaj, siadaj, bo indyk stygnie.
W trakcie obiadu dzieci dokazywały i opowiadały rodzicom oraz „cioci Doriss” o zabawie w Indian. Nie brakowało też zachwytów nad indykiem, co bardzo schlebiało matce. Po posiłku Emily i Josh powrócili do zabawy w ogrodzie, a dorośli rozsiedli się w salonie.
-No, Doriss, opowiadaj! Do którego liceum dostała się Ellie? – zagaił Mark.

[IMG]http://i40.************/4ki36e.jpg[/IMG]

Doriss łyknęła kawy i odparła:
-Przyjęli ją do Spencera. Będzie miała dodatkowe lekcje biologii i geografii, strasznie się tym pasjonuje. Josh jest bramkarzem w szkolnej drużynie. – zamilkła na chwilę i dodała – Steve też był dobrym piłkarzem.
Po chwili ciszy Rose powiedziała łagodnie:
-Doriss, nie rozmawiajmy teraz o tym...
-Nie, dlaczego? Z czasem pogodziłam się z tym, co mi zrobił. I co ja mu zrobiłam.
-Doriss...
-Nie, naprawdę! Ja czasem... czasem myślę, że gdybym wtedy nie dźgnęła go tym nożem to nie trafiłabym do więzienia, nie spotkałabym ciebie, potem wy, razem, nie wyciągnęlibyście mnie z tego bagna... tak bardzo wam dziękuję... – szepnęła.
Rose westchnęła i uśmiechnęła się blado.
-Doriss, to już przeszłość. Zapomnij o niej. Dziękowałaś nam już milion razy– rzekł stanowczo Mark - Teraz są nowe, lepsze czasy. A skoro wróciliśmy do tych przykrych spraw, to może przypomnimy sobie jeszcze raz całą tą historię, dzięki której możemy się tu dziś spotkać? – to powiedziawszy, wyjął z półki płytę z napisem „Więzienne melodie” widniejącym na okładce i włożył ją do odtwarzacza CD. Po chwili z głośników popłynęła muzyka.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 01.06.2009, 18:22   #270
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Więzienne melodie

<czuje, że odpływa>
No i tak oto znalazłam się w siódmym niebie ZAKOŃCZENIE IDEALNE! Happy end i wgl
Z tego zachwytu nawet nie mam specjalnie pomysłu na to, jakby sensownie sklecić moją wypowiedź...
W czasie czytania wyłapałam 3 ciekawsze fragmenty:
"Jak ją nazwiesz? „Więzienne melodie”? – zakpiła."
I to było to!
"Potem urodziła się Ellie."
Ty się urodziłaś? ;>
"Gdy urodziłam dwójkę dzieci – bliźnięta – Lily i Johna."
Lily? LILY?! <próbuje się uspokoić>

I ogółem cód, miód i orzeszki Z pewnością jedno z moich ulubionych FS tutaj Bjork, Ellie- wielkie brawa dla Was! (chyba zgodzicie się ze mną, zakończenia zawsze wychodzą najlepiej?
za odcinek- 10/10
za całe FS- 10/10
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 13:13.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023