![]() |
#312 |
Zarejestrowany: 29.11.2005
Skąd: Chełm
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,140
Reputacja: 10
|
![]()
Kicuś.. Ty wiesz, że będę tęsknić za Twoją rodziną, uwielbiam ją. Zaskoczyłaś mnie bardzo tym prologiem, również przez jakiś czas myślałam, że to Alba i Lemon. Szkoda, że taki króciutki
![]()
__________________
Looks like a girl, but she's a flame.
So bright, she can burn your eyes... Better look the other way. |
![]() |
![]() |
![]() |
#313 |
Zarejestrowany: 02.07.2012
Skąd: woj. zachodniopomorskie
Płeć: Kobieta
Postów: 101
Reputacja: 10
|
![]()
Ja też myślałam, że to Alba i Lemon, tylko się dziwiłam kto jest tym tatusiem , czyżby ten facet wrócił? A tu mała Alba.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#314 |
Zarejestrowany: 07.01.2012
Skąd: Kotlina rozpusty
Wiek: 27
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 15
|
![]()
Ludzie, nie potraficie zrozumieć, że Kicaj jest już dorosłą kobietą i musi zrobić następny krok w swoim życiu? Ona chce spędzać wolny czas ze znajomymi, niekoniecznie na simach
![]() No trochę wyrozumiałości! Co do odcinka. R.E.W.E.L.A.C.J.A. Jestem zachwycona prologiem. Świetnie napisany - idealny wstęp do książki, naprawdę ![]() W całym tekście znajduje się TYLKO jeden błąd, więc kolejne brawa. Ilość tekstu wcale nie powoduje u czytelnika rezygnacji, a wręcz przeciwnie - trudno się od niego oderwać. Napisany pięknym językiem z literackimi określeniami czy opisami. Dwa zdjęcia - świetnie wyważone co do długości tekstu. Ukazują najważniejszą sytuację - pierwszy mylący, drugi zaś wyjaśnia. Dobrze, że nie zrobiłaś tekstów odpowiadających poszczególnej minie bohatera (sama tak robię, hihi ![]() Ja również dałam się złapać w pułapkę! Z początku tak jak poprzednicy myślałam, że chodzi o Albę i Lemon, a tu ZONK! Zapewne głównie dlatego, iż jak wcześniej wspominałaś, Cytrynka, jej matka i babcia są do siebie bardzo podobne. Szczerze mówiąc nie zdziwiło mnie nawet to, że wspomniałaś o ojcu, ale po sekundzie zorientowałam się o zawartości części, którą mi wysłałaś. No nic - pozostaje mi tylko czekać i z wielkim żalem pożegnać się z Landerami, którzy bądź co bądź ze zwykłego OJSG zamienili się w profesjonalne FS. ![]() Fajnie sobie przypomnieć, jak to jako nowy użytkownik dodałaś pierwszy odcinek losów Twych simów. Ale przecież nic wiecznie trwać nie może, bo nawet najlepsza historia w końcu stałaby się naciąganą operą mydlaną, a tego chyba zamierzasz uniknąć. Bo jak odejść, to z godnością i tak, by zostało się zapamiętanym. I plusik leci oczywiście za tajemniczość, idealnie utrzymaną do końca. BRAWA! Och, ciepło Ci się robi na serduszku, co? ![]() Do użytkowników - są to ostatnie odcinki. Nie serii, nie w jakimś czasie. W ogóle. Dobrze, że odcinki dodajesz w krótkich odstępach czasu. Majstersztyk. ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#315 |
Zarejestrowany: 30.08.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 314
Reputacja: 10
|
![]()
Prolog jest niesamowity! Poważnie zastanów się nad napisaniem książki
![]() Jak moje poprzedniczki również byłam pewna, że to Lemon i Alba... no cóż, intuicja zawodzi. Będzie mi brakować twojej historii, bo jest, rewelacyjna, uwielbiam ją czytać. Poza tym, jesteś też jedną z osób, które zainspirowały mnie do zrobienia własnego OJSG. Z niecierpliwością czekam na kolejny prolog ![]()
__________________
Im więcej wiesz, tym więcej pozostaje do poznania i wciąż tego przybywa.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#316 |
Zarejestrowany: 07.01.2012
Skąd: Kotlina rozpusty
Wiek: 27
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 15
|
![]()
@up Prolog jest tylko jeden - z reguły na początku pisanego tekstu.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#317 |
Zarejestrowany: 17.10.2009
Skąd: Poznań
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 970
Reputacja: 10
|
![]()
Szkoda, że się zdecydowałaś, bo Twoje OJSG było jednym z tych niewielu, które po przypadkowym wejściu w jeden z odcinków przeczytałam od początku do końca, nie robiąc w tym przerwy. Wiem jednak, że "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym", i Ty właśnie to robisz. Nie przeciągasz na siłę, nie sprawiasz, że sami się znudzimy i przestaniemy zaglądać.
Chętnie poczytałabym jeszcze, ale trudno ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#318 |
Zarejestrowany: 16.05.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 465
Reputacja: 12
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#319 |
Zarejestrowany: 22.07.2008
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 960
Reputacja: 10
|
![]()
płacze,płacze, płacze, tak nie można:<
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#320 |
Zarejestrowany: 09.01.2012
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 657
Reputacja: 10
|
![]()
Nie jestem zadowolona z tego partu, ale ciągłe poprawki doprowadziły mnie do szaleństwa. Jutro edytuję i poprawię wszelkie błędy, które najprawdopodobniej się pojawiły - no wiecie, późno jest
![]() Special for ill Meg, myrtka, mej ex żony, oraz wszystkich komentujących ![]() Część I Alba zerwała się na równe nogi i spojrzała na zegarek. Była druga w nocy i ktoś dobijał się do drzwi. W pierwszym odruchy chciała chwycić za słuchawkę i zadzwonić po policję, ale zganiła się za tą tchórzliwą myśli i na palcach zeszła do salonu. Na zewnątrz ujrzała dwóch mężczyzn w garniturach. ![]() Jeden z nich, który wydał jej się znajomy, wynurzył się z ciemności i rzekł: - Alba wiem, że tam jesteś, więc wpuść nas, błagam. Nie wiedziała co wprawiło ją w większe zdziwienie - fakt, iż Everdean pojawił się na jej ganku w środku nocy, czy to, że o cokolwiek prosił. Nie należał do osób, które potrzebują czegokolwiek od... w sumie od kogokolwiek. Przekręciła klucz w zamku i chłodne, wieczorne powietrze przedarło się do środka. Zadrżała z zimna, odruchowo skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i włożyła dłonie pod pachy. Czekała. Ever jednak nie wszedł do środka, tak samo jak i jego znajomy. Odwrócili się za to obaj i ruszyli w stronę samochodu. ![]() Już miała poirytowana wrócić do środka i przeklinać w duchu, że szwagier sobie z niej zakpił, ale spostrzegła, iż nie wsiadł do samochodu, a wręcz przeciwnie, coś z niego wyciąga. Boso ruszyła w kierunku Vana, aby się przyjrzeć, lecz po chwili zatrzymała się gwałtownie. ![]() - Ever, kto to do cholery jest?! - zapytała nieco histerycznie, głosem oktawę wyższym niż zwykle. Szwagier niósł w rękach nieprzytomną dziewczynkę, której potargane, kasztanowe włosy związane w luźny warkocz opatulały pulchną twarz. Clark natomiast trzymał około roczne niemowlę, które również nie dawało znaku życia. ![]() ![]() - Ciszej - zasyczał czarnowłosy. - Powiem ci wszystko, ale w środku. - I nie zważając na wszelakie konwenanse minął ją w przejściu. Zdezorientowana i jednocześnie oburzona jego grubiaństwem, podążyła za nim. Położył na sofie około dziewięcioletnią osóbkę ubraną w różową koszulę nocną i ułożył jej ręce wzdłuż ciała. ![]() - Ona nie żyje? - zapytała zszokowana. - Co ty bredzisz - odparł oburzony i zniesmaczony jej ewidentną głupotą. - Żyje, ale jest pod wpływem silnych leków – dodał. Jego towarzysz stał i niecierpliwie spoglądał w kąt z miną sugerującą, że najchętniej pozbyłby się niechcianego bagażu. ![]() - Czekam na wyjaśnienia – ponagliła blondynka. Everdean nie zważając na jej słowa, rzekł do kompana: - Wezwij czyściciela, niech załatwi sprawę. Zajmij się domem i resztą. Standardowa procedura. Weź tylko jakieś dokumenty i spotkamy się za godzinę w biurze. ![]() Jego rozmówca odłożył śpiące dziecko na pobliski fotel i zniknął. Pomijając dwie nieprzytomne istoty, byli w pokoju sami. Nie patrzył na nią i pierwszy raz w życiu widziała go tak wyprowadzonego z równowagi. Zazwyczaj silny, o groźnym usposobieniu mężczyzna, teraz zdawał się kurczyć w sobie. Cała jego pewność siebie uleciała i pozostał słaby wrak z podkrążonymi oczyma. Westchnęła ciężko, kiwnęła na szwagra i oboje przeszli do części kuchennej. Po chwili zapytała przyciszonym głosem: - O co chodzi? - Nie musisz szeptać, nic je nie obudzi przez następne pięć godzin - odpowiedział siląc się na zdecydowany ton, jednak drżenie w jego głosie zdradzało zdenerwowanie. - Plus-minus - dodał. Wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro i zapalił papierosa. Zaciągną się głęboko przymykając powieki i wypuścił dym z ust. ![]() - Nie wiedziałam, że palisz. - Wielu rzeczy o mnie nie wiesz, a o większości nawet nie powinnaś - uciął. - Czyżbyś mówił o tym? -Wskazała na wersalkę pośrodku salonu, na której majaczyła niewyraźna postać. - Na przykład. - Wzruszył ramionami. Wiedziała, że szwagier nie jest niewiniątkiem. Już dawno podejrzewała, że prowadzi jakiś szemrany interes. Słyszała tu i tam niejedną plotkę, ale w głębi serca nie chciała w to wierzyć. Tak po prostu było łatwiej. Czuła, że powinna zadać mu wiele pytań, jednak po głębszym namyśle uświadomiła sobie, że nie chce wiedzieć co tak naprawdę zaszło, oprócz koniecznego minimum. Dlatego poddając się, zapytała: - Co muszę wiedzieć? - To są dzieci. - Żartujesz! Myślałam, że przygarnąłeś kolejne dwa koty – ucięła sarkastycznie i spojrzała na niego spode łba. ![]() - Alba... tkwię po uszy w gównie, więc proszę, odpuść sobie. Nie mam nastroju na żarty. Dziewczyna głośno westchnęła, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. - Nigdy nie miałeś. Przytaknął powoli przyznając jej rację, wyrzucił niedopałek do zlewu, po czym odpalił kolejnego papierosa. - Mogą u Ciebie zostać parę dni? - Dni? - wykrztusiła. - Zwariowałeś, prawda? W poniedziałek idę do pracy. Poza tym, co z ich rodzicami? Czego mam się spodziewać, gdy się obudzą? ![]() Pochylił się nad nią, wyraźnie akcentując każde słowo. - Ich ojciec nie żyje. Ta starsza widziała jego ciało, wpadła w histerie, podaliśmy im środek uspokajający... - Dużo, jak mniemam. - Przerwała mu i spojrzała z kwaśną miną na sieroty. - Wystarczająco. - Co mam jej powiedzieć? - powtórzyła wskazując na starszą z sióstr. - Wymyśl coś. Powiedz, że policjanci przywieźli je tutaj i zostawili pod twoją opieką. Powinno wystarczyć. - Wiedzą, że za tym stoisz? - szepnęła. - Za czym? - Nie udawaj niewiniątka. Słyszałam to i owo o twojej działalności gospodarczej. ![]() - Mówiłaś, że nie chcesz znać szczegółów, prawda? - prychnął. Skulił się po chwili i nie mogąc spojrzeć jej w oczy kontynuował: - Na szczęście nie, nie wiedzą, że za tym stoję, a przynajmniej tak mi się wydaje. Alba kiwnęła głową, a jej twarz wyrażała politowanie. Ever westchnął ciężko i rzekł: - Przyjadę po nie rano. - I co zrobisz? Czemu przywiozłeś je akurat tutaj? - zapytała. - Alba, nie wiem. Nic już nie wiem, do jasnej cholery - odparł wyraźnie pragnąc zakończyć rozmowę. Dodał też zniecierpliwiony: - Nie miałem innego wyboru. Do siebie nie mogłem, bo Gibon... znasz Gibona. Pytałby co, jak gdzie i dlaczego, tak jak ty teraz, a ja nie jestem w stanie wyznać mu prawdy. - I założyłeś, że podrzucisz mi obce dzieci, w środku nocy i to załatwi wszelkie problemy? - Wywnioskowała rozzłoszczona. - Tak - potwierdził bez wahania. - Tak? - Tak. - Przytaknął raz jeszcze. - Muszę już iść. Mam wiele spraw na głowie -rzekł i skierował się w stronę wyjścia. Odwrócił się jednak w połowie drogi, jakby o czymś zapomniał i tocząc walkę ze sobą, wkładając w swoje słowa tyle skruchy na ile było go stać, poprosił: - Alba... - Czego chcesz jeszcze? - wypaliła nie kryjąc już dłużej swej irytacji. - Nie mów nic Gibonowi. - Co? ![]() - Proszę, zrób to dla mnie - powiedział błagalnym tonem. - Wiem, że nie należę do grona najbardziej lubianych przez ciebie osób, ale zaklinam cię, zachowaj to na razie w tajemnicy. To moja ostatnia prośba. Nie mogła uwierzyć, że poprosił właśnie o to. Niezdolna było do kłamstwa w stosunku do brata, za bardzo go kochała. Jednak miała w stosunku do Ever'a dług wdzięczności – to dzięki niemu udało jej się wydostać z depresji poporodowej. Rozpatrywała wszelkie za i przeciw i wreszcie wydała werdykt: - Wymagasz zbyt wiele. Dam ci jednak czas do południa, abyś powiedział mu osobiście. To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić. - K****, wiesz czego ode mnie wymagasz? - ryknął rozwścieczony. - Wiem. - W jej głosie nie było ani cienia współczucia. - Dobra - żachnął się i wyszedł. - Do zobaczenia - rzuciła za nim kiedy wychodził. ![]() On tylko odburknął coś niewyraźnie i pobiegł przed siebie wściekły na nią, na siebie i na cały otaczający go świat. Nie wiedział nawet kiedy, a znalazł się w budynku rzekomego biura nieruchomości. Bieg orzeźwił jego ciało, ale umysł nadal oporny na wydarzenia nie był w stanie pracować na pełnych obrotach. Szybko wspiął się po schodach na trzecie piętro i tak jak podejrzewał, zastał tam krążącego po pokoju Clark'a. Kiedy ten go ujrzał, jak zwykle opanowanym tonem głosu, maskując zdenerwowanie, zapytał: - Co robimy? Po chwili, nie usłyszawszy odpowiedzi dodał: - Dom wyczyszczony. Sąsiedzi nie są zbyt bystrzy i nie bardzo interesuję się okolicą, więc nie będzie problemu. Jeszcze dziś nasz informatyk załatwi wszystko w systemie, także policja będzie myślała, że uciekli za granicę. Nie uda się ich namierzyć. - Co z dziećmi. - To było raczej twierdzenie niż pytanie. - Nie można ich oddać do adopcji, bo ta mała wszystko wyśpiewa. Nie można ich sprzedać, bo... tak nie można. - Co z matką? - zapytał Ever, udając, że nie słyszał wahania w głosie partnera. - Matka zmarła trzy miesiące temu. Ten skurczybyk przejął nad nimi władzę rodzicielską, mimo że wcześniej był oskarżony o znęcanie się nad rodziną - powiedział dając do zrozumienia, iż mimo tego całego zamieszania, jest zadowolony ze śmierci donosiciela. Na tym rozmowa ustała. Po dłuższej chwili panującego w pomieszczeniu milczenia, Ever zapytał: - Może je weźmiesz? - Zwariowałeś? Mam już dzieci i wątpię, aby żona zgodziła się na kolejną dwójkę. Poza tym, po prostu nie chcę - odfuknął i kontynuował coraz bardziej zły: - Ja zająłem się wszystkim innym, więc teraz ty się wykaż. Ostentacyjnie włożył ręce do kieszeni i wściekły powiedział: - Pod względem formalnym wszystko jest załatwione. Do jutra. ![]() I wyszedł zostawiając go samego w wielkim gabinecie. Ever sięgnął po szklankę stojącą na stoliku obok, nalał po brzegi mocnego trunku i jednym łykiem wypił ciecz. Zegar pokazywał trzecią nad ranem. Sutton zacisnęła powieki, jednak nic to nie dało. Nadal przez głowę przelatywały jej setki obrazów i nie mogła zasnąć. Ciągle w głowie miała te dziewięć liter, przez które zawalił się jej świat. Zaskoczył ją. Stała przy dystrybutorze wody, a on pochylił się i szepnął jej do ucha te dwa słowa - kocham cię. Potem oddalił się do swojego biura i zamknął ciężkie drzwi. Współpracownicy patrzyli na nią z niesmakiem, jakby słyszeli to, co przed chwilą powiedział, choć było to niemożliwe. Widocznie sam gest był na tyle intymny, że się zorientowali. Zdawało jej się, że słyszy ich myśli: On ma żonę. On ma dzieci. On jest od niej dwadzieścia lat starszy. On jest jej szefem. A może to było jej własne sumienie? Najszybciej jak tylko mogła, wybiegła stamtąd i zaszyła się w swoim małym gabinecie. Z początku starała się zbagatelizować całe wydarzenie i jakby nigdy nic pracować. ![]() Po godzinie nieudolnych prób koncentracji wstała gwałtownie z krzesła i wściekła zdarła ze ścian projekty swoich badań. Zmięła je w wielką kulę papieru i rozzłoszczona cisnęła przed siebie. Na linii lotu znalazła się filiżanka z poranną, teraz już zimną kawą i roztrzaskała się z impetem na podłodze. Płyn rozlał się tworząc ciemną plamę, z której Rorschach zapewne wiele by wywnioskował. Wszystko wirowało i miała wrażenie, że nawet lampa patrzy na nią z pogardą. Po rozgrzanych policzkach zaczęły ściekać pierwsze łzy bezsilności. ![]() Płakała jak jeszcze nigdy w życiu - intensywnie i histerycznie. W pozycji embrionalnej, skulona na szorstkiej wykładzinie, modliła się o to, aby świat pochłonął ją razem z jej wstydem i wyrzutami sumienia. Po godzinie kiedy zabrakło jej łez a spazmy ustały, podniosła się z podłogi. Postanowiła, że nigdy tu nie wróci. Do torebki wrzuciła notes i ramkę ze zdjęciem rodziców. Już miała wyjść, jednak zatrzymała się. Chwyciła kartkę i długopis, i najszybciej jak mogła napisała: Odchodzę. Przekroczyłeś ustalone przez nas granice i teraz nie ma powrotu. Też Cię kocham, ale to niczego nie zmienia. - Sutton. Po czym wsadziła kartkę do szarej koperty, podpisała i zostawiła na biurku. Szybko opuściła biuro, bojąc się, że jeśli wróci tam, stchórzy i potarga wiadomość. Kilka minut później była na zewnątrz. Wiatr targał jej modnie obcięte włosy i chłodził spuchnięte oczy. Nic jednak nie mogło zmazać jej poczucia porażki, które coraz głośniej dawało o sobie znać. Tyle pracy i wysiłku. Jej genialne projekty, które doczekały się akceptacji zarządu, a ona wreszcie zapracowała na szacunek współpracowników, poszły na marne. Genialne dziecko, które nocami siedziało nad projektami. Okazało się, że nie tylko. Jeden wspólny lunch, następnie niezobowiązujący drink i wszystko potoczyło się jak w kiepskim romansie. On ją skomplementował, ona zawstydziła. Dotyk męskiej dłoni na jej ramieniu, zarumienione policzki, pokój hotelowy, namiętna noc i jego przekonanie, że mogą być razem. Ale nie, ona wiedziała, że to nie takie proste. Chciała o tym zapomnieć, pogrążyć się w pracy, jednak plan legł w gruzach tydzień później, kiedy przyszedł i oznajmił, że złożył pozew o rozwód. Twierdził, że jego małżeństwo od lat było czystą kpiną i nawet jego żona przyjęła z ulgą wiadomość o rozstaniu. Dzieci były prawie dorosłe i nic nie stawało na przeszkodzie, aby byli razem. Jadnak Sutton nie chciała tego. Co prawda była singielką, bo Tony i jego namiętne, acz ulotne uczucie, zgasło nim tak naprawdę zdołało zapłonąć. Oscar podobał jej się, owszem. Był inteligentny, namiętny i męski. Miał już dzieci, więc nie byłby kolejnym facetem, który wymagałby od niej siedzenia w domu i rodzenia kolejnych potomków, w przekonaniu, że akt prokreacji stanowi o jego męskości. Jedyny problem to ten, że był jej szefem. Nie mogłaby znieść posądzeń, że załatwiła sobie posadę, podwyżkę czy wszelkie przywileje przez łóżko. Przestraszona po prostu odeszła. Tak oto leżąc na ogromnym łóżku łkała cicho, wiedząc, że jednym poczynaniem przekreśliła całą swoją karierę. Najgorsze było to, że od czasu do czasu pojawiała się myśl, iż było warto. ![]() Dwie sypialnie dalej, zwijając satynową pościel, wierciła się Pamela. Miała niepokojące przeczucie, że coś się wydarzy. Było ono tak silne, że nie dawało jej spać. Wyswobodziła się więc z objęć Dexter'a i zeszła do salonu. ![]() Tam zasiadła do stolika i spojrzała w kryształową kulę. Przez dziesięć minut siedziała w bezruchu. Pusty wyraz twarzy wskazywał na to, że kula wyjawia jej tajniki przyszłych dni. ![]() Trwało to kilkadziesiąt minut, aż wreszcie krzycząc głośno zerwała się z krzesła, które z impetem uderzyło o ścianę. Wybiegła z pomieszczenia, przebrała się w pierwszą z brzegu suknie i wybiegła z domu. Jej mąż pogrążony w głębokim śnie nie podejrzewał, że jego żona łamiąc wszelkie przepisy ruchu drogowego, Pamela Lander wyruszyła w długą drogę do Appaloosa Plains. Ostatnio edytowane przez Kicaj : 09.10.2012 - 19:21 |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości) | |
|
|