![]() |
#5 |
Zarejestrowany: 06.12.2014
Płeć: Kobieta
Postów: 69
Reputacja: 15
|
![]() ODCINEK II ![]() ![]() - Nawet nie zaczynaj – odparła wiedząc, że czeka ją niemiła konwersacja. - Muszę! To mnie zżera od środka. Ten chłopak, Bastian… - Słyszałam o tym cały tydzień. Becca wiem, że się martwisz i to całkiem normalne, jako że jesteś starszą siostrą, ale Rachell już nie jest małym dzieckiem. Ile razy mam ci to tłumaczyć. - Nie rozumiesz. Nie chodzi mi o to, że ona spotyka się z jakimś tam chłopakiem. Chodzi mi o to, że spotyka się właśnie z nim. Opowiem ci sytuację z wczoraj. Siedziałyśmy w salonie, gdy do niej zadzwonił. Odebrała telefon i rozmawiała siedząc obok mnie. Później zrobiła poważną minę i udała się na górę by zamknąć się w pokoju, tam dokończyła resztę rozmowy. Kto wie, jakie rzeczy jej tam nagadał. Po co ta cała dyskrecja? – Amy niedowierzała w to co słyszy. Mogłaby przysiąc, że jej współlokatorka oszalała. - Nie widzę w tym czegoś nadzwyczajnego. Może chcieli porozmawiać o jakiś zbereźnych rzeczach, a ty już węszysz spisek. - Albo wczoraj, co mówiła, że idzie z nim do baru. Sprawdziłam na intrnecie i nie jest to zwykły bar, a miejsce gdzie kręcą się same podejrzane typki. A co najlepsze wyskoczyło mi kilka stron, na których ludzie opisywali dziwne incydenty. Zaginęły tam dwie dziewczyny i to wszystko w przeciągu roku! – Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłoby się to przytrafić Rachell. - Zawsze widzisz ciemną stronę. - Była raz, wróciła cała i zdrowa. Rozumiem o co ci chodzi, ale ona jutro też ma zamiar tam się wybrać. Skąd mam mieć pewność, że nic jej się nie stanie? Nie ufam mu. – Zacięła się na chwilę zdając sobie sprawę, ze powtarza w kółko to samo. - Amy boję się o nią, czy to tak ciężko zrozumieć? Wiem, że myślisz, że przeżywam niepotrzebnie, ale pomóż mi do jasnej cholery. – Blondynka spojrzała na nią pozostawiając ją bez chwilowej odpowiedzi. Jak niby mogła jej pomóc skoro każda próba przemówienia jej do rozsądku nic nie dawała. Bała się, że strach Rebecci o młodszą siostrę powoli przeradza się w obsesję. Nie pozostało nic innego jak udowodnić jej, że nie ma się o co martwić. - Pojedziemy jutro do tego baru. Przekonasz się na własne oczy, że wszystko jest w porządku. Pogadamy z Bastianem, pokręcimy się wokół jego znajomych. Jak uznam, że masz rację i coś jest nie tak, wtedy zaczniemy interwencję. – Brunetka uśmiechnęła się szeroko. Była wdzięczna, że Amy zdała się przynajmniej na tyle. - Tak! W końcu mówisz z sensem. I obiecuję ci, że jeśli wszystko będzie w stu procentowym porządku zostawię ten temat w spokoju. Zakończyły tą dyskusję i już więcej do niej nie wróciły. Dopiły zamówione napoje i jeszcze przez chwilę rozkoszowały się miłym popołudniem. Gdyby tylko miały więcej pieniędzy wybrałyby się na jakąś wycieczkę, by tam zakosztować pełnego relaksu po ciężkim tygodniu pracy i nauki. Może gdyby zaczęły oszczędzać w końcu wybrałyby się na jakiś biwak. Niestety chęć nabycia ciuchów, czy też kosmetyków z wyprzedaży była od nich silniejsza. ![]() ![]() *** ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() - Czy potrzebujesz pomocy? – Nie wiedząc z kim ma do czynienia ponownie spytała. - Nazywam się Kamael – odparł spoglądając na dziewczynę. - Czy nic ci nie jest? - Sądzę, że nie – wpatrywał się w nią jasnoniebieskimi oczyma. - W takim wypadku, co robisz w moim ogrodzie? – Chciał zrobić krok w jej stronę, gdy ona odparła z uniesionym głosem – Nie podchodź, ostrzegam cię. - Nie jestem tu po to by cię skrzywdzić. Właśnie przybyłem na ziemię. - Co? – Jego odpowiedź wybiła ją z rytmu. – Co rozumiesz przez „przybyłem na ziemię”? - Jestem aniołem. – Roześmiała się. Powiedział to z takim przekonaniem i powagą. Mogłaby przysiąc, że jest jakimś wariatem biegającym nago po jej ogrodzie. Jej reakcja zaskoczyła go. Nie tego się spodziewał. - Nie wiem, co powiedzieć. Oszalałeś. Czego jesteś bez ubrań? - Nie mamy ubrań tam skąd pochodzę. W sensie, że w niebie. Bo tak mówicie na miejsce pobytu aniołów, prawda? - Wydaje mi się, że chyba jednak potrzebujesz pomocy. Może miałeś jakiś wypadek? Może doznałeś uszkodzenia mózgu i dlatego gadasz takie rzeczy. Chyba powinnam zadzwonić po pogotowie czy coś w tym stylu. – Pomimo dziwnych, a zarazem śmiesznych rzeczy, które wygadywał, zaczęła się martwić. Na pewno musiało się coś przytrafić temu biednemu człowiekowi. – Poczekaj tutaj, przyniosę ci szlafrok. Tylko się stąd nie ruszaj! Nadal nie mam pewności, że nie jesteś jakimś psychopatą. ![]() Czym prędzej pobiegła do swojego pokoju z myślą, że przy okazji obudzi Rachell. Wypadałoby jej powiedzieć o tym, co właśnie ma miejsce w tym domu. Zdziwiła się, gdy zastała puste łóżko. Podniosła kartkę zostawioną na stoliku nocnym. „Wyszłam z Bastianem. Nie martw się o mnie” przeczytała cicho. Nie dość, że miała na głowie jakiegoś szaleńca to teraz jeszcze wymykająca się Rachell. Jak mogła się nie martwić skoro wyszła właśnie z nim? ![]() ![]() - Wybacz, poczułem chłód i pomyślałem żeby się rozgrzać. - Masz załóż to. Nie mam męskich ubrań, więc musisz zadowolić się szlafrokiem. - Szybko go zarzucił na siebie. Rebecca trochę się rozluźniła. Nie peszyło już ją jego nagie ciało. – Czy na pewno czujesz się dobrze? - Tak. Nie rozumiem, czemu ciągle zadajesz mi to pytanie. - Mówisz mi, że jesteś aniołem i dopiero co przybyłeś na ziemię. Nie brzmisz jak człowiek, z którym wszystko w porządku. - Bo nie jestem człowiekiem. - W ogóle nie rozumiem czemu prowadzę z tobą tą dyskusję. Z szaleńcami się nie dyskutuje. Gdybyś naprawdę był aniołem czy kimkolwiek udowodniłbyś to. Co, nie umiesz żadnego hokus-pokus? - Nie wiem co to hokus-pokus – złapała się za głowę. Naprawdę sprawiał wrażenie jakby był z innego świata. - MMam na myśli moce. Skoro jesteś aniołem powinieneś coś umieć. Latać, uleczać, teleportować się czy cokolwiek, co tam aniołowie umieją. - Nie mogę używać moich mocy bez powodu. - No tak, to było takie oczywiste. Więc może powiesz mi, co cię sprowadza na ziemię? – Nie miała pojęcia czemu zadaje mu te pytania. Przecież wiedziała, że nic to nie wniesie. - Mam misję. Nie mogę ci o tym opowiedzieć. Jeszcze nie teraz. - Mówisz to tak jakbym miała z tym coś wspólnego. ![]() - Jak to? Nie mogę cię tak puścić na dwór. Nie w tym stanie. Możesz mieć jakiś uraz mózgu. Zabiorę cię na pogotowie, tam zbada cię lekarz. - Nic mi nie jest. Muszę się z kimś spotkać, nie mam na to czasu – odparł ruszając w kierunku drzwi. Starała się zablokować mu drogę, lecz on tylko ją przesunął nie wkładając w to większej siły. W takiej sytuacji była bez radna. Była tylko wątłą kobietą. – A i jeszcze jedno. Wiesz, że można się do nas modlić, prawda? Wy ludzie często to robić. - Tak i co w związku z tym? - Do mnie też możesz się modlić. Zawsze cię wysłucham. - Nie wierzę w to, co ty właśnie do mnie mówisz. Jak załatwisz swoją ”misję” proszę cię udaj się do lekarza – odpowiedziała na odchodne. Kamael nic już nie odparł. Odziany tylko w szlafrok ruszył przed siebie. Odprowadziła go wzrokiem, a po chwili zniknął za budynkami. Mam nadzieję, że tym razem zrobiłam mniej błędów ![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|