|
|
Zobacz wyniki ankiety: Czy Sean się odezwie? | |||
Taak.. Pewnie w końcu tak. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
41 | 87.23% |
Nie, raczej nie. |
![]() ![]() ![]() ![]() |
6 | 12.77% |
Głosujących: 47. Nie możesz głosować w tej sondzie |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#1 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Witam. Postanowiłam przedstawić wam moje pierwsze fs. Od razu ostrzegam, nie będzie to horror, ani thriller więc wszyscy miłośnicy trzymających w napięciu opowiadań mogą być zawiedzeni. Proszę o to samo o co prosiłam przy ocenie domków, nie piszcie postów typu "nie podoba mi się", jeśli spotkacie podczas lektury jakiegoś paskudnego, szczerzącego się błędziora zaraz go mi przedstawcie. Wybaczcie, dysponuję jedynie ubraniami i fryzurami znajdującymi się w grze, bo coś mi się w downloads pochrzaniło.Nie będę więcej przynudzać
![]() --->Rozdział Pierwszy<--- Lucy siedziała przy biurku. Słońce oświetlało jej twarz i bawiło w rudych włosach. Ostatnio była bardzo zapracowana, prawie nie wychodziła ze szpitala. Potarła podkrążone oczy. Nagle do pokoju wszedł pacjent.- Witaj Sean, co się stało?- spytała kobieta miłym głosem. Mężczyzna bez słowa położył przed nią rysunek. Widniał na nim robot podpisany koślawym pismem „Lucy” ![]() - O, to miłe. Śliczny rysunek, ale wracaj do łóżka, bo się zaziębisz. Pacjent wyszedł, a Lekarka westchnęła i powiesiła na ścianie radosną twórczość Seana. Martwiła się o mężczyznę. Ostatnio jego stan się pogorszył, zaczął zupełnie tracić świadomość kim jest. Nie odzywał się, a jedyną osobą, której towarzystwo tolerował była właśnie Lucy. Spojrzała na zegarek – 00.57. Schowała papiery i wyszła ze szpitala psychiatrycznego św. Bernadety. Orzeźwiające powietrze ochłodziło jej twarz. Minął kolejny identyczny dzień w pracy. ![]() Odetchnęła i szybkim krokiem poszła do domu. Przyszło jej nagle do głowy, że jeszcze nigdy żaden mężczyzna, oprócz ojca Lucy nie przekroczył progu jej mieszkania. Nikt nigdy nie czekał na nią z kolacją i nie próbował usilnie wyciągnąć z niej informacji jak minął dzień w tej cholernej pracy! Rozczuliła się nad sobą. Jej użalanie się przerwał natarczywy sygnał telefonu. ![]() - Halo? - Lucy, wracaj szybko do szpitala, Josephine ma atak! - Dobrze, już lecę- odpowiedziała, poczym rzuciła słuchawką. Czy ona kiedykolwiek może mieć czas dla siebie?! Jak tak dalej pójdzie sama stanie się pacjentką w swoim szpitalu! Cholera! Tego już za wiele! Od czego są tam ci przeklęci pielęgniarze? Zawsze wszystko musi robić sama! ![]() - Och! Pieprzony chodnik!- krzyknęła przewracając się o wystającą płytę. Tak klnąc na wszystko przybyła do szpitala. Wpadła do sali numer 6. Tam paru Pielęgniarzy miotało się wokół rozwścieczonej kobiety. ![]() - BRUTALE! ZOSTAWCIE MNIE! CO ROBICIE?! CHCECIE MNIE ZABIĆ! NIE! POLICJA! POLICJA!- krzyki Josephine słychać było na pewno w całym szpitalu. Spanikowani uczniowie Hipokratesa próbowali ją uciszyć, co dawało jednak marne skutki. Wściekła Lucy rozepchnęła nieudaczników i wbiła schizofreniczce igłę. Skutek był natychmiastowy. Josephine bezwładnie opadła na poduszki i poczęła spokojnie oddychać. Tymczasem Lucy odwróciła się i spojrzała groźnie na zgromadzonych. ![]() - Czy wy nic sami nie potraficie zrobić?! Dlaczego ja was stale muszę za rączkę prowadzić?! Jeszcze jedna tak sytuacja, a wystąpię o całkowitą zmianę personelu! Poczym wyszła trzaskając drzwiami. Gdy kroczyła korytarzem zatrzymał ją Peter, lekarz z innego oddziału. - Ty to masz subtelny głosik. U nas cię słychać. Wydaje mi się, że o tej porze nie bywasz w pracy… ![]() - Josephine, schizofreniczka, miała atak, a biedne dzieci z mojego oddziału nie mogły sobie z nią poradzić. Wyobrażasz sobie? Jeden zastrzyk i wszystko wraca do normy, a te pierdoły biegały jak dzieci na podwórku. - Współczuję ci. Idziesz jeszcze do domu, czy już zostajesz? - Zostanę, prześpię się tutaj. - W takim razie chodź, przed snem napijesz się herbaty. - Dzięki. ![]() Usiedli w stołówce i ucięli sobie pogawędkę. Gdy Lucy spojrzała na zegarek, spostrzegła, że teraz zamiast herbaty przyda jej się mocna kawa, bo za piętnaście minut zaczyna pracę. - No cóż, dzięki za herbatę…- powiedziała Lucy uśmiechając się do Petera – Ulżyło mi… - Bardzo mnie to cieszy.- Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, poczym poszedł do swoich zajęć, a Lucy powróciła do biura i rzuciła się z płaczem na kanapę. ![]() Koniec pierwszego odcinka. Mam nadzieję, że się podobało ![]() Komentujcie! Ostatnio edytowane przez ignis : 22.08.2005 - 19:49 |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|