![]() |
#1 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Kolejna próba na nowej maszynie. Mam nadzieję, że tym razem dokończę bez problemów. Jeśli czytaliście "Razem do celu" mojego autorstwa - tutaj poznacie dalsze losy kilku bohaterów. Zapraszam do czytania ^^
Czas zmian Part I ![]() Ocknęłam się, gdy światło sączące się przez okno zaczęło drażnić moje powieki. Gdzieś w pobliżu toczyła się przyciszona rozmowa dwóch kobiet, a inne dźwięki dochodziły do mnie stłumione jakąś barierą, prawdopodobnie ścianą. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po brzydkim pokoju urządzonym po spartańsku, a woń, która zaatakowała nagle moje nozdrza podpowiedziała mi, gdzie dokładnie się znajdowałam. Szpital. - Kia, nareszcie się obudziłaś – usłyszałam znajomy głos z tyłu. – Całe szczęście. Martwiłem się. ![]() Przekręciłam się na drugi bok i uśmiechnęłam, gdy ujrzałam siedzącego nieopodal mężczyznę. Właściwie Zack wyglądał bardziej jak chłopak, niż mężczyzna, ale zawsze potrafił tak się ubrać i uczesać, że im był starszy tym wyglądał młodziej. - Co ty tu robisz? – zapytałam, próbując przypomnieć sobie, co robiłam przez ostatnie kilka godzin. Do szkoły dotarłam rano, a teraz słońce było już bardzo wysoko. Umknęło mi sporo czasu. - Przyjechałem najszybciej jak mogłem – zaczął się tłumaczyć. – Byłem akurat w pracy, gdy zadzwoniła do mnie Sonya i powiedziała, że zasłabłaś na lekcji. Zmarszczyłam brwi w konsternacji. - Jaka Sonya? – zdziwiłam się. - No, twoja nauczycielka, ta co przyszła w tym roku na zastępstwo. Sonya Varela. To moja znajoma jeszcze za czasów studiów. Jaki ten świat mały, nie sądzisz? Ach, więc pani profesor Varela była jego znajomą! Nie miałam pojęcia, że Zack znał takie osobistości. Kobitka była młoda, zabawna i nie było możliwości, aby jej przygadać. Nie sypała dwójami jak z rękawa, ale uczniowie bali się jej podskakiwać. Tylko ci najbardziej krnąbrni próbowali zachowywać się wobec niej nieodpowiednio, ale nauczycielka nie pozwalała wejść sobie na głowę. Absolutnie nikomu. ![]() Odrzuciłam na bok kołdrę i stanęłam na zimnej posadzce. Miałam na sobie paskudną, szpitalną piżamę przesiąkniętą zapachem różnych, farmaceutycznych świństw, którymi było wypełnione najbliższe otoczenie. Zack zerwał się z miejsca i podbiegł, aby podtrzymać mnie w razie kolejnych zawrotów głowy. Zaśmiałam się tylko i spojrzałam na niego z rozczuleniem. Wspaniały był z niego przyjaciel i świetnie się ze sobą dogadywaliśmy pomimo „teoretycznej”, dziesięcioletniej różnicy wieku. - Jak właściwie się tutaj znalazłam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi. – Prawdę mówiąc nie pamiętam zbyt wiele. Tylko tyle, że na lekcji było mi duszno i wyszłam na korytarz. Zack pokiwał powoli głową. - Tak było – przyznał. – Sonya martwiła się, że długo nie wracasz i wysłała po ciebie jakąś dziewczynę. Leżałaś nieprzytomna na podłodze i wezwano do ciebie karetkę. Sonya zadzwoniła do mnie chwilę później. - A skąd miała twój numer? - To proste. – Zack uśmiechnął się szeroko. – W twoich kontaktach był folder „W razie wypadku dzwonić do:”, a ja znajdowałem się na pierwszej pozycji. To znaczy… - Spojrzał na mnie, unosząc brwi. – Nie tyle ja, co „Azbest jest trujący, ale smaczny”. Czy możesz mi to wytłumaczyć? Zdusiłam śmiech i wzruszyłam ramionami. - Lista moich numerów jest uporządkowana alfabetycznie, więc „Zack” znalazłby się na końcu. Poza tym, to o azbeście przeczytałam kiedyś na ścianie apteki, w której pracujesz i tak mi się skojarzyło. ![]() Zack otwierał usta, aby coś odpowiedzieć, lecz właśnie wtedy drzwi sali otworzyły się i do środka wszedł lekarz wraz z pielęgniarką. Poczułam, jak coś zakotłowało mi się w brzuchu, a w ustach całkiem wyschło. Prawdopodobnie znali już przyczynę moich dolegliwości i przedłużanie tej chwili tylko podsycało moje zdenerwowanie. - Pani Heinonen? – zapytał lekarz. Skinęłam głową. - To ja – odparłam. - Proszę usiąść, chciałbym omówić z panią badania. A pana proszę o tymczasowe opuszczenie sali – zwrócił się do Zacka. - Niedługo wrócę… - szepnął blondyn i wymaszerował z pokoju, oglądając się w progu przez ramię. Machnęłam na niego ręką i podeszłam do krzesła stojącego przy łóżku. Było mi znacznie lepiej, niż rano. Właściwie to trochę się zmartwiłam, że karetka została wezwana niepotrzebnie skoro nie cierpiałam na żadne poważne dolegliwości. ![]() Pielęgniarka poszła do łóżek pozostałych dwóch pacjentek, a lekarz zajął miejsce na krześle obok mnie. Wyglądał bardzo poważnie. Jak na mój gust zbyt poważnie, aby stwierdzić, że byłam zdrowa i że najwyższa pora iść do domu. Mężczyzna milczał jeszcze przez chwilę, nim skupił wzrok na mnie. Wstrzymałam odruchowo powietrze, spodziewając się najgorszego. - Zrobiliśmy pani kilka rutynowych badań, gdy sanitariusze panią przywieźli – zaczął spokojnie. – Pamięta pani? – Pokręciłam głową. – Tego się spodziewałem. Odzyskiwała pani świadomość tylko na krótki czas. Proszę mi powiedzieć, uczy się pani w liceum, tak? - W drugiej klasie – odparłam. - Czyli nie ma pani jeszcze osiemnastu lat? - Skończę je w czerwcu. - Yhm. – Mężczyzna zamyślił się, składając dłonie na kolanach. – Jak mówiłem, przebadaliśmy panią i prócz lekkiego osłabienia i podwyższonej temperatury niczego nie wykryliśmy. Jednak, żeby wykluczyć pewne podejrzenia chciałbym, aby zrobiła pani test. ![]() Popatrzyłam na mężczyznę jak na wariata. - Test? – powtórzyłam. Lekarz pokiwał głową. – Mam rozumieć, że trzeba to zrobić we własnym zakresie, bo szpital nie jest w stanie mi zapewnić takich badań? - Ależ jesteśmy, naturalnie! – powiedział szybko medyk. – Jednak sądziłem, że w tym wypadku zechce się pani skonsultować z własnym lekarzem. Ale jeśli nie ma takiej potrzeby to proszę, ginekolog jeszcze powinien być. Na to ostatnie prawie zakrztusiłam się powietrzem. Patrzyłam na mężczyznę w szoku, zapadając się głębiej w fotelu. - Jaki… ginekolog?... – wykrztusiłam. - Ojej, chyba się nie zrozumieliśmy. – Lekarz uśmiechnął się dobrotliwie. – Miałem na myśli, że powinna pani wykonać test ciążowy. Podejrzewamy, że właśnie dlatego zasłabła pani w szkole. Nasz specjalista pytał panią o ostatnią miesiączkę, a pani stwierdziła, że nie pamięta. Może teraz sobie pani przypomni? - Jakoś tak niedawno… - wymamrotałam, czując jakby w żołądku zagnieździła mi się wielka bryła lodu. – Spóźnia się prawie miesiąc, ale to przecież się zdarza… - Mimo wszystko radziłbym zaopatrzyć się w test, nie są drogie. Prócz tego jest pani wolna. Ale jeśli chodzi o pani chłopaka… - Mężczyzna pochylił się i przyciszył głos do konspiracyjnego szeptu. – Jeśli dziecko nie jest planowane, to proszę oszczędzić mu tej nowiny, dopóki nie nabierze pani pewności. Lepiej będzie go na to powoli przygotowywać. Mężczyźni często zachowują się nierozważnie, gdy spadnie to na nich jak grom z jasnego nieba! ![]() Lekarz poszedł porozmawiać z pozostałymi pacjentkami, a ja dalej siedziałam na miejscu, wgapiając się w przestrzeń przed sobą. Ciąża. Coś takiego podejrzewałam, kiedy jeszcze chodziłam z Angelo, ale pomysł szybko wyparował, kiedy zerwaliśmy przed dwoma tygodniami. Teraz perspektywa noszenia dziecka tego łajdaka wydawała mi się potworna. Serce tłukło mi się w piersi tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz stamtąd wyskoczy. Stopniowo ogarniał mnie strach, aż musiałam mocniej zacisnąć dłonie na kolanach, aby powstrzymać drżenie rąk. Jeśli test wyjdzie pozytywny – nie będzie dla mnie ratunku. Chwilę po tym jak wizytacja dobiegła końca, rozległo się ciche pukanie i do pokoju wszedł Zack. Prawie parsknęłam śmiechem na jego widok. Doktor musiał pomyśleć, że to on był moim chłopakiem i stąd te rady od serca. - Co ci powiedzieli? – zapytał z progu, lustrując mnie uważnym spojrzeniem. - Mogę iść do domu – powiedziałam. A w przypływie nagłej odwagi dodałam: - Pracujesz w aptece, więc może mógłbyś… - Czołem, Azbest! – rozległo się od strony drzwi. Spojrzałam ponad ramieniem Zacka i ujrzałam wchodzącą do pomieszczenia nauczycielkę. Przygryzłam dolną wargę, aby się nie roześmiać. - Twoje poczucie humoru nigdy szczególnie mnie nie bawiło – odparł mężczyzna, uśmiechając się krzywo. – Nawet nie przejmujesz się stanem uczennicy! - Oczywiście, że się przejmuję. – Sonya uniosła dłonie w obronnym geście. – Jestem w tej szkole na zastępstwie, nie mogłam tak po prostu sobie wyjść. ![]() Uśmiechnęłam się niepewnie do nauczycielki, nie potrafiąc pozbyć się zdenerwowania. Była młoda, ale co z tego? Belfer to belfer. Chociaż w szkole zyskała dużą sympatię uciśnionych, cały czas miała nad uczniami władzę. Głupio było tak się spoufalać. - Co tam, mała? – zagadnęła wesoło. – Widzę, że już z tobą lepiej, co nie jest do końca normalne w towarzystwie tego faceta. – Skinęła głową w kierunku Zacka. - Bardzo śmieszne – burknął. - Jest w porządku – odpowiedziałam. – Dziękuję, że pani po niego zadzwoniła. - Za ten azbest powinnaś dostać wyróżnienie! – zawołała nauczycielka, zaczynając się śmiać. – Już dawno tak się nie ubawiłam! Wprawdzie nie załapałam, jaki związek ma Zack z azbestem, ale to pewnie jakaś mądrość w stylu: co ma piernik do wiatraka! – Pokręciła głową. – W porządku, dość tego dobrego. Wypisują cię? - Tak, mam już iść do domu. - Świetnie, więc nie zwlekajmy. Odwiozę was. - Naprawdę nie ma potrzeby, aby nadkładała pani drogi… - wymamrotałam. - Bzdury! – Machnęła ręką. – Przyjaciele Zacka są moimi przyjaciółmi. Możesz już skończyć z tym tytułowaniem mnie skoro mamy wspólnych znajomych. ![]() Poczułam ogarniającą mnie ekscytację, która zepchnęła na bok wszystkie problemy. Sonya miała w sobie mnóstwo energii i nie była tak „zwyczajna” jak większość ludzi, których dotąd spotkałam. Po szkole krążyły plotki, jakoby pani Varela miała męża i jeszcze związała się z jakimś licealistą. Ten ostatni temat był bardzo popularny, zwłaszcza wśród Angelo i jego kolegów, którzy bardzo interesowali się młodą nauczycielką. Mając ją po swojej stronie czułam, że mogłabym góry przenosić. Niewątpliwie była kobietą o silnym charakterze. Sonya i Zack towarzyszyli mi, gdy odbierałam swoje ubrania oraz wyniki badań, a później razem udaliśmy się do zaparkowanego wozu nauczycielki. Nadal odczuwałam lekki dyskomfort z powodu tak luźnych stosunków z belfrem, ale musiało to wynikać z szacunku, jakim darzyłam ludzi o tym właśnie zawodzie. - Gdzie was podrzucić? – zapytała Sonya, wycofując samochód. - Do apteki na Głównej – powiedział Zack. – Tej przed wiaduktem. Mam jeszcze parę godzin do odpracowania. - Właśnie, skoro tam będziesz to mógłbyś… - wypaliłam, ale zacięłam się w połowie. Próbowałam jeszcze dwa razy, ale żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło. A przynajmniej nie „te” dwa słowa. - Mógłbym, co? – dopytywał się mężczyzna. - Wapno… - wykrztusiłam w końcu. Zack pokiwał głową. – Potrzebuję wapna… - Podrzucę ci jak będę wracał z roboty – obiecał. - Gdzie mieszkasz? – zapytała nauczycielka. - Na Eden’s Garden – odpowiedziałam. - Burżujska dzielnica – stwierdziła Sonya. – Więc najpierw wyrzucę Zacka, później skoczymy do mojego szwagra po dzieciaki, a dopiero potem do ciebie. Może być? Przytaknęłam i oparłam czoło o chłodną szybę. Na wspomnienie o aptece znów poczułam jak strach ścisnął mi żołądek. Jak miałam się do wszystkiego przyznać skoro sama nie potrafiłam poradzić sobie z tą nowiną? Oby ta cała ciąża okazała się pomyłką. ![]() Zack wrócił do swojej apteki, a my z Sonyą pojechałyśmy dalej. Okazja, aby poprosić kolegę o kupienie testu nadarzyła mi się jeszcze, co najmniej kilka razy w trakcie jazdy, ale ostatecznie stchórzyłam. Nie byłam wystarczająco przygotowana, aby zdecydować się na taki krok, chociaż doskonale wiedziałam, że odkładanie go tylko pogorszy sprawę. Nasze miasto nie było zbyt duże, plotki szybko się rozchodziły, a u Zacka mogłam liczyć na dyskrecję. Niechciana ciąża wydała mi się nagle jedną z najbardziej upokarzających rzeczy na świecie. Ciekawe, czy tak czuły się wszystkie kobiety… - Oto jesteśmy! – zawołała Sonya, parkując na podjeździe ładnego, kremowego domku. – Zaraz poznasz moją pomyloną rodzinkę. - Dlaczego pomyloną? – zdziwiłam się, mimo wszystko nie potrafiąc nie cieszyć się lekką bryzą, która muskała moją twarz. Posesja znajdowała się blisko wybrzeża, a szum fal i okrzyki mew były bardzo wyraźnie słyszalne. - Wszyscy są pokręceni – stwierdziła, zatrzaskując drzwi samochodu. – Szwagier goth-gej, kuzynek candy-gej, mężuś o słusznym pseudonimie Fantom i… I właściwie tyle. – Wyszczerzyła się. – Tylko moje dzieci są normalne. Chociaż młodszy przejawia ostatnio zainteresowanie ciemnymi kredkami – dodała z zadumą. – Mam nadzieję, że nie pójdzie w ślady wujka. - Ma pani dzieci? – Sonya spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, więc natychmiast się poprawiłam. – To znaczy, jesteś młoda, nie wiedziałam, że masz… - Mam! – zaśmiała się. – Dwóch synów, wspaniałe dzieciaki. Za chwilę ich zresztą poznasz. - Myślałam, że… Cóż… - wymamrotałam. – W szkole mówią, że jesteś z jakimś licealistą… - Licealistą? – powtórzyła z rozbawieniem, po czym pokręciła głową. – Fantom rzeczywiście był jeszcze w liceum, kiedy zaczynaliśmy ze sobą chodzić, ale kiedy urodziły się nasze dzieci, to kończył już pierwszy semestr na studiach. Swoją drogą ciekawe, kto jest tak nędznie poinformowany, że rozpuszcza plotki na mój temat… - mruknęła do siebie. ![]() Wzruszyłam ramionami i podążyłam za nauczycielką jak cień, gdy ta skierowała się w stronę domu. Czułam rosnące zdenerwowanie przekraczając próg. Pożałowałam, że nie zdecydowałam się zostać przy samochodzie. To miejsce należało do rodziny mojej nauczycielki, na pewno wszyscy byli starsi, mieli poważne zawody i nie prezentowali się tak cudacznie, jak mi przedstawiła Sonya. Jeśli dobrze zrozumiałam był to dom szwagra nauczycielki, który pilnował jej dzieci. Był gejem i przebywał w tym miejscu z innym gejem, który z kolei był kuzynem Sonyi. W takim razie Fantom-mąż musiał być bratem gotha-geja, a ten prawdopodobnie był w związku z candy-gejem. Ta ostatnia nowina rozbudziła moją ciekawość, która bardzo szybko została zaspokojona. W kuchni, pomiędzy wejściem do ganku i łukiem prowadzącym do salonu, zauważyłam obraz. Przedstawiał dwóch mężczyzn, którzy właściwie pasowali do ubogiego opisu, jakim uraczyła mnie Sonya. Była to pierwsza para homo, którą miałam okazję zobaczyć. Widząc ich uśmiechnięte twarze poczułam nagłe ciepło w sercu. Wyglądali na takich szczęśliwych… - Kia! – Usłyszałam z salonu głos nauczycielki. Porzuciłam kontemplowanie obrazu, kierując się w stronę dźwięku. ![]() Stanęłam w progu, a mój wzrok od razu zatrzymał się na wysokim, bladym mężczyźnie, który w ogóle nie pasował do tego przytulnego pomieszczenia. Odruchowo otaksowałam nieznajomego wzrokiem, czując wstępujące na policzki rumieńce. Nie chciałam, aby pomyślał, że coś do niego mam, więc szybko spojrzałam w inną stronę. Zarejestrowałam obecność młodego blondyna w różowych łaszkach, który oglądał jakąś stację muzyczną, lecz moją uwagę szybko przykuły obrazy wiszące nad kominkiem. Zdecydowanie były tworzone tą samą ręką, co ten w kuchni. Na pierwszym była przedstawiona Sonya razem z mrocznym przystojniakiem, a na drugim prawdopodobnie jej mąż i kuzyn. Rzeczywiście prezentowali się oryginalnie! - Poznaj moją rodzinkę! – zawołała kobieta, podnosząc z podłogi małego, jasnowłosego chłopca. – Gdzie Fantom? – zwróciła się do gotha. - W łazience – odparł niskim, głębokim głosem. Z trudem udało mi się opanować wzdrygnięcie, gdy zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Ton mężczyzny sprawił, że w salonie zrobiło się jakby trochę za chłodno. – Yuda przed chwilą go zarzygał. - Uch… - Kobieta odstawiła ostrożnie chłopca na podłogę. Domyśliłam się, że to właśnie on miał tendencje do niekontrolowanych przewrotów żołądka. – Tak, w każdym razie przedstawiam wam moją uczennicę. To Kia, przyjaciółka pewnej ciotuni, z którą miałam przyjemność studiować na jednej uczelni… - Zack nie jest ciotą! – zawołałam. Młody chłopak siedzący na kanapie zainteresował się rozmową i spojrzał na mnie przeciągle. Zrobiło mi się strasznie głupio, gdyż najwyraźniej obraziłam gospodarzy domu, którzy byli gejami. – Znaczy… To nie tak miało zabrzmieć… - Wiem, że Zack nie jest pedałem – oświadczyła z rozbawieniem Sonya, nie przejmując się, że właśnie wyraziła się wulgarnie o orientacji własnego szwagra. – Ale nie mogę mu tego wybaczyć. - Czego? – zdziwiłam się. - Tego, że przez cały czas myślałam, że nim jest! – zawołała. – Cholera, byłam wtedy przekonana, że mnie nie zechce i nawet nie próbowałam go zarywać! Ech, głupia ja, głupia… - Lepiej, żeby mój brat tego nie słyszał – wymruczał goth, mrugając porozumiewawczo do chłopaka siedzącego na sofie. – Czyń honory żony, cukiereczku – zwrócił się do niego. ![]() Blondyn spojrzał na gotha rozkochanym wzrokiem, po czym wstał z kanapy i podszedł do mnie sprężystym, lekko rozkołysanym krokiem. Jego dłonie były uniesione i poruszał nimi w bardzo zniewieściałym geście. - Jestem Yuya – przedstawił się, obdarowując mnie przepięknym uśmiechem. Zagryzłam policzki od wewnątrz, aby nie zamruczeć z rozczuleniem. Wyglądał słodko w tym dziwnym, różowym stroju, który tak bardzo kontrastował z czernią gotha. – A to mój przyszły mąż, Hayden! – zawołał radośnie, machnąwszy ręką. Dostrzegłam kątem oka błysk złota i wtedy zauważyłam na palcu blondyna pierścionek. Poczułam bolesne ukłucie zazdrości. Był przepiękny! - Miło mi – wymruczał mężczyzna tym swoim seksownym głosem. – Czuj się jak u siebie. - Uhm, dziękuję, naprawdę… - wymamrotałam, ściskając dłoń jednego, a później drugiego. – Jestem Kia. Hayden skinął mi głową z leciutkim uśmiechem. Odwróciłam wzrok od jego ciemnych oczu, gdyż nagle zrobiło mi się potwornie duszno. - Chcesz się czegoś napić? – zagadnął wesoło Yuya, nieświadomy targających mną emocji. – Kawy? Herbaty? - Kawy, dziękuję… - udało mi się wydusić. - Chodźmy do kuchni. ![]() Odetchnęłam z ulgą, gdy pojawiła się możliwość wyjścia z salonu. To było niesamowite, że głęboki głos Haydena potrafił w jednej chwili sprawić, że na rękach pojawia się gęsia skórka, a w następnej prawie spalić człowieka żywcem! Uspokoiłam się dopiero, gdy znalazłam się z Yuyą w kuchni i zajęłam miejsce przy stole. Chłopak mógł mieć nie więcej, jak dwadzieścia parę lat. Teraz nucił pod nosem jakąś melodię, poruszając się w tylko sobie znanym rytmie, aby jakoś uprzyjemnić zaparzanie kawy. Skorzystałam z chwili i rozejrzałam się z zainteresowaniem po kuchni. Kolejne dwa obrazy wisiały na ścianie nieopodal i znów przedstawiały młodą parę w towarzystwie gospodarzy domu. Tym razem tematem dzieła były buziaki, co zauważyłam z lekkim rozbawieniem. - Wspaniałe obrazy – powiedziałam, przerywając ciszę. – Kto je malował? - Sonya i Fantom. – Yuya spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym popatrzył na obrazy. – A wygląda, jakby tworzył je jeden malarz, co? Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc wyjść z szoku. Moja nauczycielka była artystką? Co w takim razie robiła w szkole skoro z takim talentem mogła osiągnąć wszystko?! - Są fantastyczne… - Udało mi się wykrztusić. – Malowali je na swoim ślubie? - Przed. Najpierw Fantom namalował Sonyę i Haydena, a później Sonya mnie i Fantomcia. Większość obrazów w naszym domu wyszła spod ich pędzla. Uwielbiają uwieczniać chwile – westchnął chłopak z rozmarzeniem. – To takie romantyczne. Po stracie rodziców Sonya porzuciła malarstwo, ale zaczęła do niego wracać, kiedy zapoznałem ją z Fantomem. - To twoja sprawka? – roześmiałam się. - A jakże! – powiedział z dumą. – Fantom potrzebował rywala, a na naszej wsi nie było nikogo, kto dorównałby mu poziomowi. No, ale wtedy przyjechała Sonya, aby odpocząć od miejskiego zgiełku. Pamiętam to jak dziś. Używała wyłącznie węgla i ciemnych farb, jej prace były ponure i przedstawiały przeważnie ludzi. Fantom szybko zbliżył się poziomem do mojej kuzynki, zaczęli razem tworzyć i tak już zostało. Ich romans rozkwitał, trzymali go w tajemnicy, aby powstrzymać ludzi od plotek. Nie wiem, czy wiesz, ale Fantom jest cztery lata młodszy od mojej siostry i wtedy był jeszcze w liceum. Ludziom mogło się nie spodobać, że dorosła kobieta uwiodła niedoświadczonego dzieciaka. Jego rodzice też nie byli tą wizją zachwyceni. - Wydało się? – zapytałam, oczami wyobraźni widząc ten zakazany romans ze sztuką w tle. - Tak, kiedy okazało się, że Sonya jest w ciąży. Nie planowali tego. Fantom był przerażony, jego rodzice wściekli, ale Sonya to twarda babka, która nie miała zamiaru ulegać presji otoczenia. Rodzice Fantoma szybko zorientowali się, że ich syn będzie z nią bezpieczny. No i jest! – zakończył ze śmiechem. – Chociaż trzeba przyznać, że początki ich wspólnego życia nie były łatwe! ![]() Rozmarzyłam się, opierając się w zadumie o blat. Ta historia była niesamowita i taka romantyczna… Związek z chłopakiem młodszym od siebie na pewno nie był łatwy, ale przecież łączyła ich wspólna pasja. Fantom był jeszcze w szkole średniej, gdy zawisł nad nim cień ojcostwa. Mógł stchórzyć, zostawić kobietę z dzieckiem, tak się przecież ciągle zdarzało. To godne podziwu, że świadomie zrezygnował z życia towarzyskiego, aby zająć się wychowywaniem dzieci. Sonya, nieobliczalna nauczycielka, której rzut kredą zawsze sięgał celu, również mi zaimponowała. Taka silna, niezależna, która podjęła wyzwanie, chociaż zakończenie niekoniecznie mogło udać się po jej myśli, w jednej chwili stała się moim wielkim autorytetem. Yuya zabawiał mnie rozmową jeszcze przez długi czas. Później dołączył do nas Hayden, którego obecność wciąż wprawiała mnie w zakłopotanie, teraz jednak już nieco mniejsze, gdy poznałam również część jego historii. Był starszym bratem Fantoma, harował prawie dwa lata za granicą, aby postawić swojemu chłopakowi wymarzony dom. Teraz odkładali na wesele i podróż poślubną. Byli ze sobą już prawie sześć lat. - A co z tobą? – zapytał Hayden, popijając swoją kawę. – Jesteś sama? Masz chłopaka? - Z ostatnim rozeszłam się dwa tygodnie temu – przyznałam niechętnie, znów czując zimno w okolicy żołądka, gdy przypomniałam sobie o konieczności odwiedzenia apteki. - Och… Jest kogo żałować? - Nie sądzę! – odparłam szczerze. – To nieodpowiedzialny kobieciarz, rozpieszczony synalek z bogatego domu. W dodatku drań. Ale z drugiej strony… - zawiesiłam głos, udając rozmarzenie. – Przystojny drań… Mężczyźni zaczęli się śmiać, a mi od razu zrobiło się lepiej. Nic tak nie poprawia nastroju, jak obgadywanie byłego. Im częściej się go poniżało, tym łatwiej przychodziło uwierzenie, że tak naprawdę nic się do niego nie czuło. ![]() Wkrótce po tym dołączyła do nas Sonya tłumacząc, że pomagała mężowi umyć plecy. Hayden i Yuya wymienili porozumiewawcze spojrzenia, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia jak ta „pomoc” musiała wyglądać. Ustąpiłam nauczycielce miejsca przy stole i poszłam pobawić się z małym Yudą, który od pewnego czasu kręcił się po kuchni. Maluch był uroczy, zupełnie jak małe zwierzątko. Nie płakał, nie wstydził się i nie chował za mamę, jak jego brat-bliźniak. Wtem w głębi domu trzasnęły drzwi, a następnie rozległo się ciche szuranie po wykładzinie. Podniosłam głowę spodziewając się ujrzeć ostatnią osobę z obrazów i nie myliłam się. Fantom wkroczył dziarsko do kuchni, ubrany tylko w szlafrok. Jego czerwone włosy były mokre, oklapnięte, a grzywka prawie całkiem wchodziła mu do oczu. Już na portretach udało mi się dojrzeć, że tęczówki mężczyzny były dwukolorowe, ale przez te cholerne kłaki nie mogłam tego sprawdzić. - Mój szlafrok – stwierdził chłodno Hayden. - I kapcie – dodał pomocnie Fantom, przyglądając się sobie. – Leżą jak ulał. Chociaż wydaje mi się, że nieco przytyłeś – droczył się, obwiązując się ciaśniej paskiem. - To ty ciągle chudniesz – warknął goth. – Chociaż może to i lepiej. Zawsze uważałem, że masz wielką… - Przestańcie! – żachnęła się Sonya, wywracając oczami. – Kłócą się od lat – wytłumaczyła mi. – To ich osobisty rodzaj okazywania miłości. - Rozumiem! – zaśmiałam się. ![]() Ostatni raz zmierzwiłam dziecku włosy i wstałam. Fantom wyszczerzył żeby w szerokim uśmiechu i podał mi rękę. - Valentine – przedstawił się. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Kia, ale… Wszyscy tutaj mówili na ciebie Fantom… - Fantom, Val, Valentine, co za różnica! – Machnął ręką. – Różnie na mnie mówią, ale ograniczają się do tych trzech. - Ej, a pamiętasz, jak byłeś mały to koledzy wołali na ciebie… - zaczął Hayden, ale brat zgromił go wzrokiem. - Zamknij się! – warknął. – Żebym ja nie przypomniał jak mówili na ciebie, geju! - Masz na myśli Brzytwa? Lepsze to, niż Stonka! Zażenowany Fantom uderzył się dłonią w czoło, ale szybko doszedł do siebie. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce, ale najwyraźniej próbował robić dobrą minę do złej gry. Wykonał jakiś chaotyczny ruch rękami, uśmiechając się krzywo. - Nie słuchaj go – powiedział. – Zawsze gada głupoty, jak się nawącha sproszkowanego mleka… Pokiwałam głową z udawanym zrozumieniem, krztusząc się ze śmiechu. Mężczyźni zaczęli się ze sobą sprzeczać, ku wielkiej uciesze Sonyi i jej kuzyna, którzy przyglądali im się, jakby byli na meczu tenisa: raz na jednego, a raz na drugiego. ![]() Yuya przygotował przekąski i wszyscy udaliśmy się do salonu. Fantom potrzebował trochę czasu, aby się przebrać i doprowadzić włosy do ładu, a gdy już skończył zarządził, że najwyższa pora przekonać się, ile jestem warta. Jak się później okazało miał na myśli mały turniej na konsoli. - Nie graj z nim – ostrzegła mnie Sonya, gdy jej mąż wręczał mi pada. – To krętacz. Tak cię wyroluje, że nawet nie zauważysz kiedy! Postanowiłam jednak przyjąć wyzwanie i rozsiadłam się na sofie, pojadając chipsy z półmiska, podczas gdy Val włączał odpowiednią grę. Nie wyobrażałam sobie, jak można było oszukiwać w zwykłej zręcznościówce. To nie były karty czy szachy, żeby coś zabrać lub podłożyć. Jak się później okazało – oszustwa Fantoma wcale nie były tak subtelne, jak się spodziewałam. - Oj, słabo ci idzie, słabo! – komentował, zerkając na ekran tylko od czasu do czasu. Musiał być już obcykany w tej grze, skoro nawet nie musiał patrzeć. – A to co? Przewrócił się? No podnieś go! Nie tak, ten zielony! Nie, nie niebieski! Masz obok, taki jasny, też niebieski, a teraz weź w bok, no w bok, tam, w lewo, a teraz góra, żółty, nie, nie zielony, słuchaj bo nigdy mnie nie dogonisz! Marszczyłam brwi w skupieniu, próbując ogłuchnąć na doradzającego mi mężczyznę. W rezultacie ciągle popełniałam pomyłki, nie mogąc się skoncentrować. - Skończ już! – zawołałam, mocniej ściskając pada. – Zajmij się swoim graczem! ![]() - Po co? – roześmiał się. – Już jestem na mecie! - Co… Spojrzałam z niedowierzaniem na jego część ekranu. Postać z gry dotarła do końca trasy ku wielkiej radości Fantoma, który cieszył się zwycięstwem jak dziecko. - Ty oszuście! – zawołałam. – Specjalnie mnie zagadywałeś! - Wygrałem! Wygrałem! – Wymachiwał pięścią w geście zwycięstwa. – Jestem najlepszy! - Oszukiwałeś! - Woohoo! Nie mogłam poddać się bez walki, więc stoczyliśmy jeszcze kilka rundek. Scenariusz przebiegał zawsze bardzo podobnie. On mnie zagadywał, rozpraszał, a później udawał, że nie miał z tym nic wspólnego. Hayden kręcił głową z politowaniem, a Yuya i Sonya bawili się tak dobrze jak Val. Gdzieś zniknęło wcześniejsze zakłopotanie, atmosfera rozluźniła się. Przestałam zauważać, iż byłam w tym towarzystwie najmłodsza, nie licząc dzieci. Wszyscy wydawali mi się równi, wyluzowani, wspaniali. Czułam się zaakceptowana i chciałam, aby ta znajomość przerodziła się w wielką, prawdziwą przyjaźń. ![]() Zbliżał się zmierzch, gdy w końcu otrząsnęłam się z tego otępienia. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się tak późno. Czas przepływał między moimi palcami jak woda, nie byłam w stanie go zatrzymać. Zrobiło mi się strasznie smutno, gdy zrozumiałam, że koniec tego pięknego dnia wreszcie nadszedł. Jutro znowu wrócę do szkoły, będę patrzeć na te same twarze i prowadzić te nudne rozmowy. Nie wyobrażałam sobie, iż teraz mogłabym się dobrze czuć w towarzystwie rówieśników. Ci ludzie, Sonya i jej rodzina mieli za sobą wiele doświadczeń, wiedzieli czym było życie i stawiali mu czoła. Co innego znajomi w liceum. Nadal mieli rodziców, którzy na nich zarobią, nadal zawierali nędzne przyjaźnie, które rozsypią się po zakończeniu szkoły. Och, ile bym dała, by przyłączyć się do tej paczki tutaj… - Przepraszam, ja też się zasiedziałam! – mówiła Sonya, gdy wszyscy odprowadzali mnie pod furtkę. – Na pewno sama pójdziesz? Może jednak cię podrzucić? - Nie, poradzę sobie – odparłam z uśmiechem. – Muszę skoczyć w jeszcze jedno miejsce, a to nie po drodze. Zdecydowałam. Po tym, co dzisiaj usłyszałam nadszedł czas, abym zatroszczyła się o własne interesy. Jak Sonya. Silna kobieta, którą szczerze podziwiałam. - Miło, że wpadłaś – powiedział Hayden. – Zapraszamy ponownie. - Mam nadzieję, że nie mówisz tego z grzeczności. – Uśmiechnęłam się lekko. O tak, zdecydowanie chciałam ich jeszcze odwiedzić. - Gdybym mówił z grzeczności, pominąłbym twoją ostatnią kwestię milczeniem, a tak… - On chyba znowu będzie rzygał – odezwał się nagle Yuya, patrząc na dziecko na rękach Fantoma. – Lepiej go odstaw. - Daj spokój! – obruszył się Val. – Nie ma po czym wymiotować! - W każdym razie… - Głos nauczycielki znów zwrócił moją uwagę. – Super z ciebie dziewczyna. Sądzę, że od tej pory będziemy… - CHOLERA, NIE! ![]() Wrzask Fantoma sprawił, że odskoczyłam do tyłu jak oparzona. Kiedy więc na niego spojrzałam dostrzegłam wielką, białawą plamę, pokrywającą jego bluzkę. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią. - No nie! – jęknął, odsuwając od siebie dziecko. – Znowu to zrobił! Drugi raz mnie zarzygał! - Mówiłem! – zawołał melodyjnie Yuya na chwilę przed tym, jak zaczęliśmy się śmiać. Jedynie biednemu tatuśkowi nie było zbyt wesoło, ale nie wydawał się również jakoś specjalnie urażony naszą radością. W tym momencie bardziej przejmował się swoim ubraniem i twarzą, niż nami. To jednak nie miało dla mnie znaczenia. Zdałam sobie sprawę, że ci ludzie powoli zaczęli stawać się przykładem idealnej rodziny, do której ja również kiedyś chciałabym należeć. Ostatnio edytowane przez Ruder : 07.05.2010 - 16:00 |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|