Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Previous Post   Next Post Next
stare 11.09.2010, 16:03   #6
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Lilith uważana była za 1-szą żonę Adama, przed Ewą A potem została żoną Szatana. Wg Biblii ofc. A Seth był w mitologii egipskiej, bóstwo chaosu i taki demon ogólnie ^^ w dobrym kierunku idziesz, bubelku ;]

Nie spodziewałam się, że tak szybko dam następny O.o noale.

ROZDZIAŁ II
Rodzą się pytania

- Zacznijmy od początku – zaproponowała, wychodząc z łazienki z ręcznikiem w dłoni. Owinęła go wokół włosów, robiąc prowizoryczny turban i usiadła na łóżku. Patrzyła na chłopaka wyczekująco, a on, oparty o staromodną drewnianą komodę, wbijał zamyślone spojrzenie w podłogę.
- Heej – zamachała ręką i schyliła się, usiłując znaleźć się w kręgu, który obejmuje jego wzrok. Otrząsnął się gwałtownie i spojrzał na nią z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- Pewnie chcesz wiedzieć, po co tu jestem – postąpił krok w jej stronę, ale zatrzymała go gestem.
- Zostań tam, gdzie jesteś. Będzie lepiej dla nas obojga.
- Jak chcesz. W każdym razie, bywam tu czasami, kiedy cię nie ma, albo śpisz.
- Zaraz… Obserwujesz mnie, jak śpię? – zmarszczyła ciemne brwi, a wyraz degustacji odmalował się na jej twarzy – Zboczeniec.
- Nic z tych rzeczy. Pilnuję cię – chociaż nadal się uśmiechał, w jego minie zaszła zmiana. Tak jakby… spoważniał.
- Pilnujesz?
- Czy nic złego się z tobą nie dzieje – wyjaśnił, pocierając czoło. Nie minęły dwie sekundy, a Lilith wybuchła śmiechem. Chłopak patrzył na nią sceptycznie, ale z cierpliwością. Spodziewał się takiej reakcji, więc po prostu postanowił przeczekać to w całkowitym milczeniu i nie komentować. Minie.
I minęło.
- To, że cała moja rodzina zeszła na niezidentyfikowaną chorobę, nie znaczy, że ja też umrę – wykrztusiła w końcu, doprowadzając się do porządku. Seth stał i wpatrywał się w nią czujnie, jakby wyłapując reakcje Lilith na każde zdanie, które wypowie.
- Żeby to było takie proste – westchnął w końcu, odpychając się ramieniem od komody i podszedł do niej powoli. Tym razem nie protestowała, gdy usiadł obok. Nabrał powietrza i poprosił:
- Postaraj się mi uwierzyć, okej? – kiwnęła głową. Jej wyobrażenia o tym, co za chwilę usłyszy mocno mijały się z prawdą – Niezidentyfikowaną chorobą jesteś ty.
- Wiem.
Cisza.
Ich ciężkie oddechy były jedynym dźwiękiem, który zakłócał olimpijski spokój. Nie, to nie spokój. Wręcz przeciwnie. Oboje byli zdenerwowani i spięci, patrzyli sobie w oczy: ona w jego zimne, stalowe tęczówki, a on w jej czarne, pozbawione źrenic, tajemnicze ślepia. Nie, nie pocałują się. To nie ta bajka. Szukali w swoich wyrazach twarzy odpowiedzi, odpowiedzi na niezadane pytanie, które sprawiało, że wnętrzności wiązały im się w supeł. Pytanie to nie miało paść w najbliższym czasie.
- Wiesz? – po dłuższej chwili, z trudem Seth w końcu wydobył z siebie głos. Ona pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła. Był to uśmiech pozbawiony krzty wesołości.
- Trudno się nie zorientować. Ile takich przypadków spotkałeś? – było to pytanie retoryczne, więc mówiła dalej – Nie wiem, co ze mną jest nie tak. Ale jestem pewna, że każda osoba, która się do mnie przywiąże lub odwrotnie, ja do niej, umiera. Wystarczy kilka dni, żeby to cholerstwo spowodowało zgon. Już to ogarnęłam. Najpierw pojawia się gorączka, potem ślepota, kaszel i krwioplucie, paraliż, aż w końcu śmierć. Nie ma choroby, która opisywałaby te wszystkie objawy, więc jasne jest, że to ja je powoduję.
Seth nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Toczył ze sobą wewnętrzną wojnę. Z jednej strony znał odpowiedź na jej pytanie, z drugiej – po prostu nie mógł jej udzielić. Coś blokowało w nim umiejętność przekazywania wyroków. Coś, być może jej głębokie i zagadkowe, a jednocześnie zimne spojrzenie. Albo delikatne rysy twarzy, uśmiech, który tak rzadko pojawia się na malinowych wargach. Nie wiedział.
- Skąd to wiesz? – jego rozważania przerwało pytanie Lilith. Wpatrywała się w niego badawczo. Żeby ukryć prawdę, przywdział cwany uśmieszek – jedyne, co było wstanie ją zatuszować.
- Lata praktyki w rozwiązywaniu problemów – puścił jej oczko i wstał. Zaprotestowała dziwnym dźwiękiem, podobnym do miauknięcia.
- Dokąd to?
- Śpieszę się. Mam dziś zajęte popołudnie – odparł krótko i podszedł do okna. Lil obserwowała ze zgrozą, jak je otwiera i wspina się na framugę. Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się jeszcze raz, a potem skoczył.
Zerwała się z łóżka i dopadła parapetu. Chłopak właśnie zeskakiwał z gałęzi drzewa, które rosło naprzeciw jej okna. Odetchnęła z ulgą i zabrała się do zakończenia porannej toalety.

*

[IMG]http://i51.************/xd5xf4.png[/IMG]

Pora lunchu zbliżała się wielkimi krokami. Stary zegar w drewnianej oprawie wskazywał siedemnastą dwadzieścia. Lilith siedziała przy toaletce z kwaśną miną, poddając się zabiegom mającym na celu zrobić coś z jej włosami. Odkąd pamięta, ma piękne, gęste, lekko falowane kosmyki. Z powodzeniem mogłaby startować w castingu do reklamy szamponów. Obecna sytuacja jednak jej to uniemożliwiała.
- Au! – jęknęła i skrzywiła się, kiedy Rose mocniej szarpnęła szczotką. Właściwie jej to nie bolało, ale musiała podkreślić, jaka to jest nieszczęśliwa.
- Niech panienka nie przesadza – mruknęła kobieta i upięła kolejny kosmyk. Fryzura była już prawie gotowa, kiedy zadźwięczał gong, w postaci dzwonku do drzwi. Rosalie dopięła kilka ostatnich włosów niedbale i po chwili zniknęła za drzwiami. Lilith westchnęła i spojrzała na swoje odbicie. Rzadko widywała siebie bez grzywki, bo twierdziła po prostu, że ma za duże czoło. Teraz jednak nie wyglądała najgorzej. No, pomijając niezadowoloną minę. Na próbę zrobiła sztuczny uśmiech, który wyglądał bardzo prawdziwie w jej wykonaniu i tak, fałszywie szczęśliwa, zeszła powoli na dół.
Weszła do przedpokoju by powitać gości, jednocześnie kalkulując, ile może potrwać ta wizyta. Powoli zaczęło już zmierzchać, bo okazało się, że Westwaterowie niestety nie wyrobią się na czwartą, toteż lunch został przełożony na godzinę siedemnastą trzydzieści. Więc chyba nie posiedzą za długo?
Gdy tylko weszła do holu stanęła jak wryta i zaparło jej dech w piersi.
To był on.
Był tam i uśmiechał się czarująco i uprzejmie, składając delikatny pocałunek na dłoni Rose. Kiedy wyprostował się i spojrzał na nią, nie wydawał się zaskoczony – wręcz przeciwnie, dał jej do zrozumienia, że jest złośliwie usatysfakcjonowany faktem, że jest tak zaskoczona.

[IMG]http://i51.************/29ejhw6.png[/IMG]

Ledwo dojrzała kobietę stojącą za nim. Mimo iż wyglądała młodo dzięki kupie tapety nałożonej na jej twarz, nie dało zatuszować się obwisłych kącików ust, zmarszczek w kącikach oczu i zmęczonego spojrzenia.
- Pani Westwater, to jest moja podopieczna, Lilith Wayland – przedstawiła ją. Lil nabrała powietrza i ignorując upierdliwe spojrzenie Setha, podeszła do szatynki i uścisnęła jej wyciągniętą dłoń.
- To mój syn, Caine – wskazała na chłopaka. Przez chwilę Lily nie wiedziała, o kogo jej chodzi. Przecież to był Seth, Seth, kobieto! – krzyczała na nią w myślach, chociaż na twarzy miała uprzejmy uśmiech. Ciągle udając, wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, a on ledwie musnął ją ustami. Tyle wystarczyło, żeby przeszedł ją przyjemny dreszcz, za który zresztą nieźle się opierniczyła.
- Miło cię poznać, Lilith – powiedział ciepłym i przyjaznym głosem. Zagotowało się w niej. Jak mógł tak perfidnie udawać, że nie był tu zaledwie kilka godzin temu, sprawiając jej ogromną przykrość. Ale zamiast robić sceny, postanowiła kontynuować grę i zobaczyć, co się z tego wykluje.
- Mi również.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której Caine aka Seth i Lilith toczyli walkę na zagadkowe spojrzenia.
- Przejdźmy do salonu – zaproponowała Rose, chcąc uwolnić się od milczenia. Reszta pokiwała głowami i udała się za gospodynią.

*

[IMG]http://i51.************/r6wciq.png[/IMG]

- Więc uczysz się w domu? – spytała po raz setny pani Westwater, która, jak się okazało, ma na imię Felice. Lilith sennie pokiwała głową. Dochodziła dziewiąta, a oni nadal siedzieli i pili herbatę, przy okazji pałaszując szarlotkę. W dodatku ten palant, Seth, który nadal udawał, że Sethem nie jest, irytował ją bardziej, niż przy niespodziewanej i niechcianej wizycie w jej pokoju.
W pewnym momencie wpadła na genialny pomysł.
- Et vous? Vous apprendrez à la maison? A ty? Uczysz się w domu ?
- Niestety nie rozumiem francuskiego – pokręcił zmieszany głową. Dobry z ciebie aktor, kochanie, ale nic z tego – przemknęło jej przez myśl, a w jej uśmiechu pojawiła się złośliwa nuta.
- To piękny język – wtrąciła Felice i uśmiechnęła się. Lil skinęła głową.
- Tak, pewnie. Może… Może przyniosę trochę herbatników? – zaproponowała, ale Rose natychmiast zaoponowała, twierdząc, że sama powinna to zrobić, a herbatniki są zbyt wysoko, żeby mogła je zdjąć z półki.
- Myślę, że Se… Caine mógłby mi pomóc – oznajmiła, a Rosalie zmarszczyła brwi w minie pod tytułem: „Tak nie przystoi! Gości nie wolno wykorzystywać!”
- Owszem, chętnie pomogę.
To nie pozostawiało pola do dyskusji, więc chłopak wstał, zaraz za nim Lilith i razem udali się do kuchni. Gdy tylko zamknęła za nimi drzwi, odwróciła się do niego z rękami zawiązanymi na piersi i wojowniczą miną.

[IMG]http://i52.************/5pn59u.png[/IMG]

- Co ty odstawiasz? – warknęła przyciszonym głosem, bo drzwi w końcu dźwiękoszczelne nie były. Seth aka Caine odpowiedział jej nienagannym uśmiechem, który powoli zaczął nabierać kształtu tego, którym obdarowywał ją kilka godzin wcześniej.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł rozbawiony. Podeszła do niego na tyle blisko, że bez problemu mogła dźgnąć go w pierś, co zresztą zrobiła.
- Seth – zwróciła się do niego po imieniu, PRAWDZIWYM imieniu.
- Jestem Caine – poprawił ją.
- Nie, idioto. Myślisz, że jestem na tyle tępa, żeby dać sobie wmówić, że wszystko to sobie wymyśliłam? Byłeś dziś u mnie w pokoju. Nie mam omamów.
- Spokojnie, Lil. Jak niby wszedłem i wyszedłem?
Dziewczyna nieco zmieszana odparła:
- No… Przez okno. Wskoczyłeś na drzewo, a potem…
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto łazi po drzewach?
- Nie, ale…
- Więc widzisz.
- Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz.
- Nie masz dowodu.
- Nie jesteś Caine, na litość boską.
- Jestem.
- Nie, nie jesteś.
- Owszem, tak.
- Nie.
- Tak.
- Vous êtes Seth [Jesteś Seth].
- Non.
- Aha! – krzyknęła z tryumfem – Nie znasz francuskiego, co?
- Nie trudno się domyślić, co powiedziałaś.
- Odpowiedziałeś „Non” nie „Nie” – wysunęła jeden z argumentów, które teraz gromadziła, obserwując go czujnie. Przełknął nerwowo ślinę, a uśmieszek, na ułamek, dosłownie ułamek sekundy, zniknął z jego twarzy. Tyle wystarczyło dziewczynie, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ma rację.
- Naprawdę coś ci się pomieszało – odparł z fałszywym rozbawieniem. Lilith tylko pokręciła głową z dezaprobatą.
- Więc może spytamy mamuśkę?
- Lilith, nie! – zaprzeczył ostro, lecz to ona stała bliżej drzwi. Szarpnęła za klamkę i wpadła do salonu mierząc wrogim spojrzeniem szatynkę, która zamarła z filiżanką w połowie drogi do ust. Uśmiechnęła się słabo i przybrała pytający wyraz twarzy.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Natychmiast masz mi to wyjaśnić, Felice – nawet Rose nie zaprotestowała, kiedy usłyszała, że zwraca się do starszej i do tego obcej osoby po imieniu. Po prostu zmartwiała. A sama pani Westwater przygryzła wargę i jakby posmutniała. Odstawiła filiżankę na stół i otworzyła usta, ale to nie z nich wypłynęło dwa słowa:
- Przepraszam, Lil – słowa Setha były ostatnimi, które słyszała. Później ukłucie na ramieniu.

[IMG]http://i55.************/2r4rfrn.png[/IMG]

Podniosła rękę do góry, ale zanim zdążyła spojrzeć, co je spowodowało, powieki stały się ciężkie i opadły. Zakręciło jej się w głowie i poczuła, jak osuwa się na podłogę. Wszystkie głosy zlały się ze sobą, a dziewczyna poczuła, że czyjeś ramiona ratują ją przed upadkiem. A potem zapadła ciemność.

*

Było ciemno. Ale jakimś cudem w tej ciemności rysował się jeszcze czarniejszy kształt. Kształt ludzkiej sylwetki. Powoli się zbliżała, a Lilith była wstanie określić, że jest to kobieta o długich włosach – kiedy szła, rozwiewały się na boki. Nie wiedziała dlaczego, ale kobieta wzbudzała w niej jednocześnie przerażenie i coś na kształt… Nie potrafiła tego określić. Bezpieczeństwa, tak. Bez niej byłoby tutaj tak pusto.
Teraz stała zaledwie metr od niej. Dziewczyna nadal nie widziała twarzy nieznajomej, ale kolor jej włosów był tak ogniście rudy, że nawet mimo panujących egipskich ciemności, była wstanie go określić.
- Pozwól przeznaczeniu – poprosiła, a jej cichy głos rozległ się w głowie brunetki. Nie rozumiała tych słów, a jednocześnie wiedziała, że powinna. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale wtedy kobieta zniknęła za rozmywającą się powoli kotarą ognistych włosów.
Lilith poczuła, jak wracają jej zmysły.

*

- Nie może się dowiedzieć!
- Nie może? Musi!
- To idiotyczne… - odgłosy kłótni dochodziły zza przymkniętych drzwi, kiedy dziewczyna odzyskała przytomność. Słyszała Setha i jego matkę, a co jakiś czas wtrącenie Rose. Widać było, że konflikt właściwie trwał pomiędzy Westwaterami, ale Rosalie stała po stronie Felice.
- Nie możemy jej powiedzieć. Jest taka… - chłopak umilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
- O nie – zaoponowała z przerażeniem jego matka – Nie pozwolę ci się w niej zakochać. Nie możesz, rozumiesz?!
Lilith postanowiła się odrobinkę przesunąć, żeby wszystko lepiej słyszeć. Zapomniała, że łóżko zawiera jedną sprężynę, która zawodzi z każdym razem, kiedy choćby się jej dotknie. Więc kiedy ruszyła nogą, łóżko zaskrzypiało, a głosy w przedpokoju umilkły. Dziewczyna nawyzywała się w myślach od najgorszych, kiedy skrzypnięcie zawiasów w drzwiach oznajmiło wizytę gości.
- Nie ciebie chciałam zobaczyć po obudzeniu się – mruknęła, kiedy naszło ją dziwne uczucie. Co się stało? Jakim cudem leży tu, zamiast siedzieć na nudnym lunchu z Westwaterami. Dlaczego Felice patrzyła na nią z troską równą trosce Rose? Dlaczego tak strasznie kręciło jej się w głowie? Dlaczego nic nie mogła sobie przypomnieć? Jadła lunch, pani Westwater spytała o szkołę, a potem… Dlaczego? I dlaczego… A, jednak nie. Cwany i jednocześnie irytujący uśmiech Setha pozostał na swoim miejscu.
- Jak się czujesz? – zapytała Rosalie, siadając na skraju łóżka. Lil chciała podeprzeć się na łokciach, ale kiedy tylko uniosła głowę, zabolała ją tak bardzo, że opadła z powrotem na poduszki.

[IMG]http://i54.************/rk956p.png[/IMG]

- Nie wstawaj – poradziła Felice. Kiedy próbowała sięgnąć do ostatnich chwil przytomności, jej czaszkę obejmował tak silny ból, że miała ochotę krzyczeć. Porzuciła więc próby dokopania się do owych wspomnień.
- Co się stało?
- Szłaś do kuchni po herbatniki i nagle zasłabłaś. Caine uchronił cię przed upadkiem – Rose odwróciła się do chłopaka z dziękczynną miną. Lilith zastanawiała się, czy tylko ona widzi jak sztuczne jest to całe przedstawienie.
- Dziękuję – mimo to zwróciła się słabym głosem do szatyna. On przez chwilę wydał się zdezorientowany, ale chwila ta była tak krótka, że równie dobrze mogło jej się to przewidzieć. Odpowiedział jej skinieniem głowy.
- Odpocznij, panienko – Rose odgarnęła jej włosy z twarzy i uśmiechnęła się.
W jej spojrzeniu było coś straszliwie smutnego.
Kiedy cała trójka opuściła pokój, zostawiając Lilith samą, przekręciła się na bok, by wygodniej się ułożyć. Coś zabolało ją na przedramieniu, więc spojrzała w tym kierunku. Widniał tam wielki siniak, po środku którego znajdowała się mała, czerwona kropka. Od dziecka w ten sposób reagowała.
Ślad po igle.

[IMG]http://i56.************/2a4w9ip.png[/IMG]
  Odpowiedź z Cytatem
 


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 12:19.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023