![]() |
#28 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Zong interejszyns!!
Bebe Twins odc. 22 Sala Salema była pusta. Dostałam szału. - Gdzie on jest? Gdzie on jest!! - krzyczałam biegnąc po szpitalnym korytarzyu. - Nie ma go. Proszę się uspokoić. Proszę. - opowiadał lekarz - Dobrze już. Porozmawiajmy tu. - odparłam twardo i usiadłam na szpitalnym krześle z białego plastiku. - On nie żyje. - usłyszałam. - Czemu? - jęknęłam. - Zmarło mu się nad ranem, glównie z powodu....no wie pani zbyt głębokie podcięcia. - Nie umiecie leczyć ludzi. Umiecie ich zabijać.- oskarżyłam go i odeszłam do sali. Sięgnęłam po komórkę, i wystukałam znajomy mi numer Brandona. - Salem umarł. - Kim był Salem? - Mój były chłopak. Brandon ja si.ę chcę z tobą ożenić . ja już nie chcę... - Zaraz będę. - przerwał mi mój przyszły mąż i odłożył słuchawkę. Siadłam w kącie sali na podłodze, zwinęłam się w kłębek i rozmyślałam patrząc w jasne turkusowe niebo. W nocy też było pogodnie. Kiedy Salem umierał było pogodnie. Dobrze że nie padało, nic mu nie zakłóci wiecznego spokoju - myślałam. - Cześć kochanie. - uslyszałam obok siebie. Brandon siedział przy mnie i głaskał mnie po głowie. - On zmarł przez mnie. - powiedziałam obojętnie nie odrywając wzroku od błękitu. - Czemu> Sam wybrał śmierć... - Ale ja mu powiedziałam że ty jesteś lepszy od niego i on stwierdziłże jest do niczego. I wybrał śmierć. - wytłumaczyłam w skrócie. - Więc to po części słońce twoja wina. - powiedział. - Dobrze. Chodźmy...chodźmy do Mary. - powiedziałam i założyłam szlafrok. - Nie jest ci zimno? - zapytał mnie. - Nie, nie. - powiedziałam mocując się na ślepo z frottowym rękawem. - O, pani ashley, jak miło panią widzieć. Ma pani wypis!! - entuzjastycznie powutała mnie pielęgniarka. Szybko poszłam do sali, spakowałam się do ulubionej torby, z prawdziwym nabożeństwem władowałam do reklamówki mojego lapotoczka, kiedy z kieszeni szlafroka wyleciała ta ukrwiawiona chusteczka. Spakowałam ją do kosmetyczki i ubrałam się. - MOżemy iść.-powiedziałam i pożegnałam się z oddziałem ginekologicznym. Lekarki pożyczyły mi zdrowia, ja poszłam powoli do domu. Niosłam ten brzuch z dumą i z uwagą. W piątym miesiącu wykształca się to co najważniejsze więc muszę uważać. Ale postanowiłam pójść do szkoły. Od razu po powrocie do domu poszłam do siebie i odpisałam lekcje od Brandona. Wytłumaczył mi fizykę i chemię, a potem usiadł na dole. Zaczęłam robić zapiekanki kiedy usłyszałam dziwne dźwięki z pokoju mamy. - Brandon ona chyba rodzi!! - Nie to niemożliwe. Przecież to dopiero... - Koniec ósmego miesiąca!! - wykrzyknęłam i pobiegłam do sypialni mamy. Nie myliłam się. Siedziała skulona w bujanym fotelu i płakała. Pochwili odeszły jej wody. - oO mój boże, mamo zdążymy do szpitala? - zapytałam głupio - Nie, nie, leć do sąsiadki ona jest lekarką leć, leć.!! - nakazała mi mama. Sprowadziłam na dół Mary - Kate a sama pobiegłam po sąsiadkę, panią Ninę. - Nino, mama rodzi!! - pani nina porawała tylko plecak z czerwonym krzyżykiem i wbiegła do nas do domu. - To już połowa drogi! - wrzasnęła rozczarowana. - Kiedy to się zaczęło? - zapytałam mamy łagodnie - Mleka mleka...jakies 2 godziny temu....- z głowy mamy spływały strużki potu. WIdziałam zmęczenie na jej twarzy, - Nie zązymy do szpitala, ale dziecko jest dobrze ułożone. Jeśli nie straci pani zbyt dużo krwi to poród odbędzie się jak najbardziej poprawnie. - pocieszała nie wiem czy mamę czy mnie Nina. - Boże, boże czy to będzie dobrze? - drżała Mary-Kate. - Będzie, Będzie malutka..-szeptałam przytulając ją do siebie. Nie było teraz nic gorszego jak choroba malutkiego dziecka. Jak na zawołanie wybiegła lekarka. - Dziecko ma białaczkę. Jestem przykra. Źle odebrałam poród ale dziecko było chore już w okresie ciążowym. Do widzenia. - I poszła. I co ja mam teraz zrobic??" Gosh jakie glupie zakonczenei!!!! |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości) | |
|
|