Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Previous Post   Next Post Next
stare 29.01.2005, 08:02   #1
Sesca
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie 'Anastazja' - Pożegnanie

Odcinek 1.

Kiedy blask księżyca rozświetlił moskiewski ulice, a pierwsze śniegi otuliły ziemię, w malutkim pokoiku rozbłysło światełko. Widoczne z zewnątrz cienie drzew zakrywały podmiejskie ławki i placyki. Uliczki opustoszały, a w domach po koleii zapalały się lampy. Ciężki dzień dał się mieszkańcom Rosji we znaki. Wszyscy, jak jeden mąż, świętowali 300 rocznicę objecia wladzy nad Rosja, przez Romanowów. Teraz pora na rodzinę królewską...


- Dzisiaj opowiem ci prawdziwą historię - powiedziała młoda kobieta sięgając po książkę - moją historię.
- Namarine, opowieści z twojego pamiętnika są takie ekscytujące! - elegancko ubrana dziewczynka poderwała się z łóżka i usiadła na miękkim dywanie. Poprawiła futro i wpatrywała się w ciemnoskórą piękność. Kobieta wziąwszy książkę, zasiadła obok dziewczynki. Przekartkowała zniszczony zeszycik i westchnęła głośno.
- Anastazjo, przeczytam ci o tym, jak znalazłam się w pałacu. - kobieta uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Namarine, to zapewne będzie najwspanialsza historia jaką w życiu słyszałam, wspanialsza od wszystkich poprzednich. - dziewczynka z radości zaklaskała głośno.
Była to Anastazja, wnuczka carycy Marii. Oczko w głowie ojca Mikołaja, ulubienica bajarki Namarine. Jako jedyna ze wszystkich wnucząt Marii była wdzięczna i skromna. Nie miłowała się w drogich kamieniach i ozłacanych wisiorkach. Największą przyjemność sprawialy jej opowieści jedynej i prawdziwej przyjaciółki, a prawej ręki babuni - hinduski Namarine.

"Mróz, głód i blask księżyca. Stałam nad zielono-błękitną sadzawką, pokrytą grubą warstwą lodu. Patrzyłam na bialusieńki śnieg pokrywający ziemię. Czułam zimne łzy na policzkach, które momentalnie zamieniały się w kryształki lodu. Myślałam, że umrę tutaj, nad stawem. Że moje ciało bezsilnie upadnie na zimny śnieg i nikt już mnie nie znajdzie. Traciłam siły z chwili na chwilę.
Moje bose nogi uginały się, a ja wybuchłam płaczem. Nie chciałam pogodzić się z tym, że za chwilę umrę, padnę trupem. Starałam się ogrzać ręce własnym oddechem, jednak sroga temperatura zamieniała ciepłe powietrze w zimy wicher.

Gdy czułam już, że mój krótki żywot dobiega końca, usłyszałam w oddali parsk koni i tupot kopyt. Mój wycieńczony głos ledwo skrzypiał. Nie miałam siły wołać o pomoc. Po chwili znowu zapanowała głucha cisza - do czasu. Nagle usłyszałam czyjeś kroki na śniegu. Ten ktoś zbliżał się do mnie. Nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Postać nabierała wyraźnych ksztatłtów, była to kobieta w długiej sukni, w skórzanych rękawiczkach. Gdy wreszcie spojrzałam na jej twarz, zamarłam. Była to caryca Maria, rządząca ówczesną Rosją. Podeszła bliżej, przytuliła mnie i powiedziała, żebym poszła za nią. Wahałam się, sama nie wiem czemu. Jednak resztką sił ukłoniłam się wdzięcznie i ruszyłam za nią do pałacu, który znajdował się dobry kawałek za nami... Tam opowiedziałam jej, że uciekłam z cyrku, że prawie zmarłam na mrozie..."


Kobieta westchnęła głośno. Jej oczy nabrały szklanego blasku.
- Tak oto znalazłam się u twojej babuni, Anastazjo. Nie życzę nikomu, żeby spotkał go mój los.
Anastazja dopiero teraz uwolniła się od naporu myśli. Ocknęła się jak ze snu i wyszeptała ledwo słyszalnym tonem:
- Musiało być strasznie. Współczuję ci, Namarine.
Kobieta przetarła oczy, wstała z podłogi i odłożyła książkę na biurko. Anastazja także podniosła się z ziemi i rzuciła na szyję Namarine.
- Kocham cię i cieszę się że jesteś z nami. Zastępujesz mi moją mamę.
- Ja też cię kocham Anastazjo.

Do pokoju dzieczynki nagle wpadł służący. Zdyszany wykrzyknął na cały głos:
- Caryca wróciła!
Anastazja uśmiechnęła się radośnie. Gdy służący wyszedł z pokoju, stanęła przed lustrem i zatarła ręce.
- Namarine - idziemy się przywitać z moją babcią! - wykrzyknęła dziewczynka do swojego odbicia. Chwilę pokręciłą się po pokoju, wdrapała na łóżko, obejrzała wszystkie obrazy po koleji, jakby była w tym pomieszczeniu pierwszy raz.
- Anastazjo, twoja babunia jest jeszcze w drodze do zamku. Słyszę końskie kopyta, jakieś 900 metrów od Wielkiej Wierzby.
Po tych słowach Namarine, Anastazja zamyśliła się. Bajarka wie wszystko, potrafi określić położenie... opowiada o rzeczach których nigdy nie widziała. To zawsze dziwiło dziewczynkę. Natomiast nigdy nie miała odwagi zapytać o to wprost. Czasami miała wrażenie, że to Namarine czyta jej myśli.
- Anastazja? - kobieta pomachała dłonią przed oczami dziewczynki - Zasnęłaś?
Faktycznie, była już późna pora. Obie były wycieńczone odwiedzianami szlachciców z całego kraju w pałacu. Jednak to był dopiero poczatek świętowania. Późnym wieczorem ma odbyć się bal.
Namarine usiadła na fotelu, oparła głowę o miękkie poduszki. Anastazja wygodnie usiadła jej na kolanach i zamknęła oczy.
- Nie wolno nam spać. - wyszeptała kobieta.
Chwilę później, obie zerwały się z fotela, słysząc głośny huk piętro niżej. Dobrze wiedziały, że to caryca i goście. Namarine otworzyła masywne drzwi i wyszły na korytarz. Bez słowa skierowały się w stronę schodów.

Napotykały na drodze służcych, kucharzy, zwiedzających zamek i różnych gości - od francuskiego markiza, po polskiego urzędnika. Po pokonaniu długiego, zawiłego korytarza, najgorszą przeszkodą były ogromne, strome schody. Anastazja miała złe wspomnienia. Dostawała drgawek na samą myśl o tych niebezpiecznych stopniach. Pamiętała, jak parę lat temu spadła z nich Ruslana, jedna z jej kuzynek. Potem zszywali jej rączkę, i chodziła z różowym bandażem na nodze. Anastazja mocno chwyciła rękę Namarine i powoli, ostrożnie stawiała stopy na kolejnych marmurowych płytach. Po pokonaniu schodów, rozluźniła uścisk w ręce. Wędrowały teraz po parterze, gdzie napotykały kucharki biegające po całym korytarzu, aby zdążyć na czas przyjazdu najważniejszych gości.
Anastazja poznała drzwi w holu. To drzwi wejściowe. Kojarzyła je sobie z przyjazdami babci, bo zawsze za nimi stała i czekała na ukochaną wnuczkę.
- Przygotuj się. - powiedziała Namarine poprawiając swoją długą suknię.
Kobieta pociągnęła za wielką klamkę w drzwiach. Ich oczom ukazała się Maria i Mikołaj, ojciec Anastazji.
- Tato, babcia! - wykrzyknęła radośnie dziewczynka, rzucając się w ramiona ojca, potem babki. Namarine ustawiła się obok cara i czekała na pierwsze słowa swojej wybawicielki.

- Anastazja! Tak dawno cię nie widziałam! Jak ty wyrosłaś! - zawołała radośnie caryca, wzruszona, bliska płaczu. Jeden ze służących podał jej duży karton, z wymalowanymi na nim kwiatami.
- To dla ciebie - Maria wręczyła wnuczce paczkę. Anastazja ukłoniła się i rozerwała wstążkę. Z pudła wyjęła ładnego misia-przytulankę, rzadkość w Rosji. Objęła go czule i podziękowała babci.
- Anastazjo, większość gości przebywa już w pałacu. Przebierz się w najlepszą suknię i przyjdź do sali balowej. - to mówiąc caryca machnęła ręką na trzech służacych, którzy nieśli obszerny bagaż.
Dziewczynka skierowała się ponownie do drzwi, przeszła korytarz i weszła do malutkiej garderoby.
Tam otworzyła wielką szafę i przebrała się w ulubioną, różową suknię. Zamykając drzwi szafy, zauważyła skrawek koszuli wystającej za lustra. Pociągnęła za niego, a w odpowiedzi usłyszała głośne "Au".
- Dymitr! Znowu chowasz się za lustro! - wyszeptała Anastazja - Wiesz, że tak nie można! Ono może w każdej chwili przerwrócić się. Chcesz, żeby cię przygniotło?!
- Anastazja, hej! Jak leci? - wesoło odpowiedział jej chłopiec - Przygotowywałem galaretę na stół.

- Dymitr, nie zmieniaj tematu! Źle zrobiłeś!
- Anastazja, przecież to tylko głupie lustro! Jesteś gotowa? Wszyscy już czekają.
- Myślę, że tak - Anastazja przygładziła włosy, przejechała ręką po sukni i spojrzała w lustro. Ruszyła do drzwi.
- Do zobaczenia na sali. - pożegnała się z Dymitrem i wyszła.
Znowu musiała wędrować korytarzami, zanim dotarła do właściwej sali. Denerwowało ją te chodzenie. Wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby mieszkała w małej, leśnej chatce. Jednak szybko powróciła myślami do rzeczywistości, nie miała czasu marzyć o innym życiu. Jeszcze raz przytuliła misia i weszła do sali. Od razu poczuła zapach najróżniejszych potraw i dźwięki muzyki. Oszołomina weszła do środka. Co chwila słyszała czyjeś wołania - 'Anastazja, Anastazja'. Czuła się, jakby to ona była najważniejsza. Doszła do fotelu babuni i stanęła obok niego.
- Wszyscy są w komplecie - caryca wstała i mówiła do zgromadzonych. - Możemy zaczynać!
Pianista zaczął grać na swoim instrumencie, a ludzie jedli, rozmawiali i tańczyli.

Poczuła się samotna, więc chwilę porozmawiała ze swoim misiem. Przed nią pojawił się wysoki mężczyzna - ojciec.
- Czy panna Anastazja pozwoli do tańca? - zapytał car z uśmiechem na twarzy.
Anastazja położyła misia na ziemi i podała ojcu rękę. Tańczyli na prawdę długo, aż dzieczyną poczuła, jak jej nogi puchną. Usiadła sobie na fotelu ojca i zdjęła pantofelki. Skrzywiła się żałośnie, patrząc na obolałe stopy. Nagle drzwi do sali huknęły, a oczom zgromadzonym ukazał się pożółkły człowiek. Jego płaszcz ociekał błotem, umazany był w jakimś świństwie i mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

Anastazja poczuła się dziwnie, tym bardziej, że muzyka ucichła, a wszyscy ludzie stanęli jak wryci, patrząc na przybysza.
- Nikt mnie nie zaprosił, taaaaak? - wysyczał człowiek swoim niskim głosem.
Maria wstała z fotela. Wzięła głęboki wdech i przemówiła.
- Czego tutaj chcesz, przegniły trupie? Wynoś się stąd, zanim wezwę straż.
- Straż? - mężczyzna spojrzał na carycę swoimi wyłupiastymi gałami - Nie masz już straży.
- Rasputin, wynoś się stąd! Dość uż wyrządziłeś krzywd naszej rodzinie! - wtrącił się Mikołaj.
- Nie dość, nie dość! Więcej, więcej!
Meżczyzna uniósł ręce w górę, zakołysał się rytmicznie i opuścił je w dół. W tej samej chwili sufit zadrżał. Zaczął pękać po równej linii, sypiąc tynkiem na obecnych na sali.
Rasputin zaśmiał się głośno, po czym rój błyskawic uderzył z całą mocą o ziemię.

Goście rozbiegli się po sali, krzecząc w przerażeniu.
- Może teraz zaczniecie się mnie bać, Romanowowie! - oczy mężczyzny rozbłysnęły się czerwonym światłem. - Twoja córka, Mikołaju, umrze w przeddzień swoich 19 urodzin. Nie zazna szczęścia, nie zazna miłości! - Rasputin wciąż wypowiadał formułkę swojego diabelskiego zaklęcia.
- Dosyć już tego! - Namarine poderwała się z miejsca, podbiegła naprzeciwko czarownika i skierowała palec w jego stronę. Wypowiedziała coś w niezrozumiałym języku, a z jej palca wyleciał jasny snop błękitnego światła, uderzając Rasputina. Rykoszet był tak potężny, że mężczyzna odbił się o drzwi. Podniósł się i machnął ręką:
- Nędzna czarodziejko! Nie ma już dla was ratunku! Cały marny ród Romanowów zdechnie, zanim ONA ukończy 19 lat! - mówiąc to, Rasputin skierował dłoń na podłogę, na której pojawiały się kolejne iskierki, zamieniające się w gigantyczne płomienie.

Wszyscy obecni rzucili się do ucieczki, a szalony czarownik po raz kolejny diabelsko się zaśmiał...

C.D.N...

Ostatnio edytowane przez Poison Paradise : 13.03.2005 - 15:00
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
 


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 16:25.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023