|
|
Zobacz wyniki ankiety: Czy Ci się to podoba (ewentualnie: Jak się zapowiada) ? | |||
Tak...podoba mi się/zapowiada się ciekawie... |
![]() ![]() ![]() ![]() |
66 | 75.86% |
Beznadziejne/ zapowada się kolejne denne foto story |
![]() ![]() ![]() ![]() |
21 | 24.14% |
Głosujących: 87. Nie możesz głosować w tej sondzie |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#11 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
No kochani... niespodzianka... taki prezent Świąteczny od Orlicy
![]() cóż... zrobiłam sobie ostatnio rachunak sumienia z twórczości... przypomniałam sobie stare, "dobre" Pueri Fulgori (czyli literacki koszmarek :p ) ... na Bogów! to ma już rok ![]() no i koncepcja na Sagę. jak już wyżej pokazałam, mam DUŻO pomysłów. aczkolwiek jeden z nich, mianowicie Victor Umbrae, może nie dojść do skutku (mam problem z pisownią tego wyrazu... pomóżcie!!!) , ze względu na to, że "Kwiecień" w dużej mierze opierał się na moich wyobrażeniach dotyczących tegoż projektu. ale mniejsza... pitolę, pitolę... a wy tu chcecie pewnie owoców pracy ![]() ostrzegam tylko, że to będzie kolejny rozdział a la brazylijski serial... ale gdzieś musiałam umieścić te momenty, bo są one wbrew pozorom dość kluczowe. ale wytłomaczenie znajdziecie w następnym rozdziale. aha... i jeszcze sprawa zdjęć od wcześniejszego rozdziału... były, ale się zmyły ==' nie mam ich jakimś cuden na serwerze... więc muszę zrobić nowe. cierpliwości... wszystko, co związane z Semitą zamierzam ukończyć jeszcze w te ferie Świąteczne. Będą. muszę tylko odnaleźć tę dwójkę atlantów ==' . a! zapomniałabym! Cael-Ra sprzystojniał :p dodałam mu taką fajną grzywkę... nie mogłam się powstrzymać ![]() Rozdział VIII - "Amare?" ( "Kochać?" ) - Er Parte! Er Parte! Ocknij się! Namiestniku! – Ankh-Nu-Nefer szturchnęła towarzysza, który stracił przytomność na jej ramieniu. – Er Parte! - Nefer... - ledwo jęknął. Uniósł głowę i stanął na piasku o własnych siłach, jednak po chwili stracił równowagę i przewrócił się. – Nefer... czy to już tutaj? – spytał zmęczonym głosem. Kapłanka pomogła mu wstać. ![]() - to tutaj... świątynia Seta... moja świątynia... jeszcze tylko parę kroków... – powiedziała, po czym puściła jego ręce. - tutaj? Tutaj?! – pytał z niedowierzaniem, niczym obłąkany. Stanął i znów padł na kolana. Ankh-Nu-Nefer klepnęła się demonstracyjnie w czoło, po czym nachyliła nad towarzyszem. - chodź... jeszcze tylko kawałek...wytrzymasz... – powiedziała, sama przełamując zmęczenie. Szarpnęła go znowu za rękę i zaczęła ciągnąć. Wreszcie po jakiś piętnastu minutach dotarli do świątyni. Ankh-Nu-Nefer zbliżyła się do wielkich wrót budowli i uderzyła w nie kilkakrotnie pięścią. - otwierać! Otwierać natychmiast! – krzyczała. Wreszcie osunęła się, pozostawiając na drzwiach szkarłatną ścieżkę. Po chwili poczuła na sobie czyjś cień. Otworzyła oczy, przez co dojrzała nachylonego nad nią strażnika. - coś ty za jedna?- spytał ostrym tonem, przykładając jej do gardła zdobiony sierp. - Ankh-Nu-Nefer! Kapłanka Seta, córka Arcykapłana Amona Tebańskiego! Zabierz marny sługusie tę stal ode mnie i otwierej! Jest tu ze mną odzyskany namiestnik! Jesteśmy ranni! – warknęła władczym tonem. - jak zamierzasz to udowodnić, kobieto? – zapytał zuchwale strażnik, po czym dotknął ostrzem skóry jej szyi. - chcesz dowodów?! – zdenerwowała się – albo mi przyprowadzisz zaraz Jego Świątobliwość Tut-Ay-Ey , albo będę to musiała zrobić własnoręcznie! – Kapłanka wcale nie bała się rosłego stróża. Wręcz przeciwnie...traktowała go jak niegroźnego robaka... robaka, którego trzeba strzepnąć... - a więc udowodnij! – dalej nalegał mężczyzna. Uśmiechnął się pogardliwie. ![]() - więc miej co chcesz, mały człowieczku! – i wyciągnęła doń rękę... już wokół dłoni pokazał się blask... już oczy zaszły czarną mgłą... już zaczęło bić od niej przedziwne ciepło... - stop! – usłyszeli nagle młody, męski głos. Ankh-Nu-Nefer czuła, iż jest on znajomy... i oto wrota zaskrzypiały... przez nie wyjrzał młodzieniec o niezbyt długich, śnieżnobiałych włosach i przeszywających, turkusowych oczach. ![]() - Mirai! – wrzasnęła nagle Kapłanka – powiedz temu żałosnemu idiocie, że jestem stąd, ba, że potrzebuję opieki medycznej! – powiedziała z wyraźnym wyrzutem. Strażnik spojrzał na młodzieńca, ten zaś ruszył ręką. Strażnik się cofnął. ![]() - wybacz, o wielka moją skandaliczną zuchwałość... – i się pokłonił. Otworzył wrota. Ankh-Nu-Nefer spojrzała na niego iście nienawistnym wzrokiem. Wreszcie gdy brama stała przed nią otworem, odwróciła się raz jeszcze i resztką siły kopnęła nędznika w łydkę, aż syknął z bólu. - dlaczego to zrobiłaś? – spytał Cael-Ra, patrząc na strażnika, który rozcierał bolące miejsce. - za karę. Troszeczkę za daleko się posunął. – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Mirai... dobrze że jesteś. Przyprowadziłam Namiestnika! – powiedziała z pełnią entuzjazmu, po czym złapała się za ramię, z którego wciąż wypływała szkarłatna krew. - jak minęła wam droga? – spytał, patrząc z niechęcią na przyszłego faraona. - muszę się koniecznie widzieć z arcykapłanem! Mieliśmy „drobny” zatarg z atlantami... – zmieniła ton. Przeszli przez bramy, aż dotarli na dziedziniec świątyni. Wszyscy oglądali się za nimi pełni zdziwienia, ale i pokory... znali Ankh-Nu-Nefer... i to dobrze... wiedzieli, co potrafi, gdy ją ktoś zdenerwuje... dlatego woleli okazywać jej szacunek... najbardziej dziwił wszystkich jej tajemniczy towarzysz, o niezwykłej urodzie... czyżby to był obiecany przez przepowiednię Cael-Ra? Ten który zaprowadzić ma pokój? Majestatyczny syn Horusowy, potomek wielkiego Sefresa... Latorośl Ekhmesa Trzeciego... ten, który zawładnie wszystkim... wreszcie dotarli do sporego pomieszczenia, na którego środku klęczał Tut-Ay-Ey. Ten podniósł powoli głowę, po czym ją odwrócił. Na widok Kapłanki natychmiast poderwał się do góry. ![]() - Ankh-Nu-Nefer! Bądź pozdrowiona, o córko Nut! Jakie szczęście znów cię widzieć! Lecz... co ci się stało?! – podszedł do niej i dłonią starł krew z jej czoła. Spojrzał na Namiestnika. – przyprowadziłaś... dokonałaś cudu! Sprowadziłaś władcę ze świata niższego! – powiedział z podziwem. Cael-Ra wpatrywał się w niego mocno zbity z tropu... jednak po chwili opadł na kolana. - wasza świątobliwość! – zawołał Mirai, widząc jak chłopak upada. Złapał go za ramiona i z trudem podniósł. - potrzebujemy odpoczynku! I opatrzenia ran! – jęknęła z boleścią – Atlanci... napadli nas Atlanci... gdy byliśmy na pustyni... – dodała, łapiąc się znów za ramię. - Atlanci?! Straże! Poślijcie po skrybów! Niech spiszą zeznania! – rozkazał – więc niech się stanie... Szepset! Przynieś maści! – spojrzał na jednego z kapłanów obserwujących zajście. Ten natychmiast skierował się do jakiegoś pomieszczenia. – połóżcie się na razie tutaj. – wskazał matę papirusową. Ankh-Nu-Nefer i Cael-Ra posłusznie położyli się na niej. Po niedługiej chwili Szepset wrócił, po czym gestem ręki pokazał im, aby szli za nim. Razem udali się do jakiegoś pomieszczenia. - ty zostań tutaj. Zostawmy ich samych. – powiedział Tut-Ay-Ey, łapiąc Mirai za rękę, gdy ten chciał pójść za nimi. Kapłan wskazał rannym dwa wysokie, kamienne stoły. Kapłanki, które przyszły do pomocy zdjęły z nich szaty, po czym, gdy tamci położyli się na stołach, zaczęły obmywać ich rany z piasku. Robiły to z niezwykłą precyzją... niemalże bezboleśnie... Potem natarły ich ciała boskimi olejkami... w pomieszczeniu rozniosła się delikatna woń aromatycznych ziół... Wreszcie zabandażowały rany lnianym płótnem. Po tych zabiegach natychmiast udali się na spoczynek... ۞ Wieczorem następnego dnia, wciąż spali...oddani rozkoszy kojącego snu zapomnieli rzeczywistości... Mirai wszedł do pomieszczenia, w którym spała Ankh-Nu-Nefer... wyglądała tak... inaczej...tak obco... tak, jak nigdy dotąd... Stanął u progu i obserwował. Był ciekaw jej podróży... wrażeń ze Świata Dolnego...chciał zapytać... lecz z drugiej strony pragnął patrzeć na tę niezwykłą, pogrążoną w jakimś transie istotę... Wreszcie zbliżył się i przysiadł przy niej. Wyciągnął powoli dłoń i dotknął jej policzka. Otworzyła oczy. - Kto... Mirai... – szepnęła zaspana. Podniosła się i spojrzała na młodzieńca. ![]() - leż... nie chciałem cię zbudzić... – powiedział, popychając ją subtelnie z powrotem na łoże. - jest już późno... długo spałam... – powiedziała, przecierając ręką oczy. – ile wędrówek Ra? – spytała. - jakieś... półtora. – odpowiedział, drapiąc się po głowie. Przeczesał ręką śnieżnobiałe włosy i pomógł jej wstać. Dopiero teraz poczuła ból, jaki sprawiła jej ta, poniekąd ekstremalna, przygoda. Kolana się pod nią ugięły. Padła w jego ramiona. - może lepiej by się stało, gdybyś jednak jeszcze poleżała... – powiedział z troską w głosie. Kapłanka go odepchnęła. - dam sobie radę! – warknęła, przezwyciężając ból. Mruknęła coś jeszcze pod nosem i skierowała się do stołu. Pożywiwszy się udała na przechadzkę po świątyni. Spotkała po drodze Namiestnika, który akurat szedł do łaźni. Pozdrowiła go, i nie mając nic lepszego do roboty wróciła do pomieszczenia, w którym wcześniej spała. Usiadła na miękkim tapczanie i zaczęła się zastanawiać, co dalej robić. Czy zostać kilka dni tutaj, czy od razu iść do Achet-Ankh. Jej rozmyślaniom przerwał młody Atlant. - Mirai... ty znowu tutaj? – spytała, podnosząc na niego wzrok. – nie dasz’li mi chwili spokoju? – dodała. ![]() - dawno nie widziałem twego oblicza... – zaczął, zasłaniając za sobą lnianą kotarę. – chcę się nacieszyć, nim znowu cię utracę... – i zbliżył się do niej. Przyciągnął za rękę do siebie i zaczął całować. Kapłanka do reszty zirytowana wpadła na pomysł. Odepchnęła go delikatnie od siebie i przyłożyła palec do jego ust. Zaczęła rozwiązywać troczki od czegoś, co można by w języku współczesnym nazwać „staniko-bluzką”. Mirai był ciężko zaskoczony, że wreszcie pozwoli mu zajść tak daleko... ![]() - rad jestem, że wreszcie przekonałaś się do mnie... – powiedział, przyciągając ją z powrotem do siebie i całując po ramionach. Jednak Ankh-Nu-Nefer znów mu się wyrwała. Zbliżyła się do łoża i podniosła kawałek płótno. Spojrzała zalotnie na Atlanta. - skończ już z tymi gierkami... – powiedział, po czym podszedł do niej i znów zaczął ją całować. Opadli oboje na łoże. Mirai zdarł już z niej szaty do reszty. Był pogrążony w pocałunkach... odurzony widokiem jej ciała... zafascynowany gładką skórą... zaś ona tylko na to czekała... nagle wyślizgnęła się z jego ramion i związała mu płótnem ręce, po czym nogi, tak, by nie mógł się poruszać. - prosiłem, skończ już z tymi gierkami! – zaczął nalegać, próbując się wyplątać. - to dopiero początek! – powiedziała zmysłowym tonem. Oderwała kolejny kawałek materiału i zakneblowała go. Rozejrzała się, po czym gdy dostrzegła duży, wiklinowy kosz przyciągnęła go i z impetem władowała do środka Atlanta. ![]() Spojrzała nań raz jeszcze. Ten wiercił się i wyrywał. Mówił coś...lecz len nie pozwalał przejść ni jednemu słowu. Jego oczy błyszczały ze złości... a brwi były zmarszczone... - może to cię nauczy, że nie należy działać wbrew kobiecie. Ach... ta zemsta jest taka słodka... po trzykroć słodsza od twych pocałunków, mój miły – i zadziornie się uśmiechnęła. Nakryła kosza i postawiła tak, by w miarę uniemożliwić mu przewrócenie się. Podeszła do ściany, na której wisiały jakieś kawałki materiałów. ![]() Wzięła jeden z nich i narzuciła na siebie. Był to biały, lniany płaszcz, tak cienki, że aż przezroczysty. Wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się, czy nikt nie idzie i ruszyła w kierunku swoistej łaźni. Wreszcie przekroczyła próg tegoż miejsca. Utkwiła wzrok w jednym obiekcie... - Nefer! – usłyszała nagle z ust owego obiektu. – co ty tu robisz?! – głos dopytywał się. ![]() - przyszłam zażyć kąpieli. – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. Zbliżyła się. - zajęte. – powiedział, mrużąc jednocześnie oczy. – ona nie jest nago... ona nie jest nago... – zaczął sobie wmawiać na głos. Kapłanka usiadła na brzegu i zanurzyła nogi w wodzie. - przecież mówię, że zajęte! – Cael-Ra... bo on właśnie kąpał się w łaźni zacisnął powieki. Ankh-Nu-Nefer weszła cała do wody i usiadła koło niego. Płótno okleiło się wokół jej ciała, przez co więcej odkrywało, niż zakrywało. - albo się jakoś zasłonisz, albo zdrętwieją mi powieki! – jęknął, po czym nie wytrzymał i otworzył oczy. - tutaj... - wiem, wiem, wiem... „tutaj jest inaczej”...ale ja nie mogę się przyzwyczaić! – powiedział, po czym odwrócił od niej wzrok. Kapłanka jednak odwróciła jego twarz w swoim kierunku i spojrzała mu głęboko w oczy. Ten uniósł brwi i jakby odruchowo położył dłoń na jej gładkim ramieniu. - zaiste, jesteś dziwna... – powiedział. Ona uśmiechnęła się i wstała. Wyszła z wody i zaczęła powoli kroczyć po pomieszczeniu. Po chwili kołysała już rękoma... biodrami...całym ciałem... - „ jestem tam, jestem tam, znów, znów śpiewam tak, tak że nikt, nikt nie znienawidzi mnie...mnie....mnie... (bo ja) ... śpiewam wam, śpiewam wam, nów, nów na niebie, świat świat w mroku znikł, znikł, bo już noc jest...jest...jest... (bo ja) pieśń tą dam, pieśń tą dam, słów, słów mi nie brak, brak mi tylko ich, ich uznania, pięknych ich...ich...ich...(bo ja).. o-o-o-o-a-o-o, jestem-jestem-jestem-jestem tutaj tylko, tylko dla-a was, dla-a was, dla-a was mili, śpiewam pieśń, tylko, tylko, tylko dla ciebie, mój ty miły...” - śpiewała delikatnie, coraz mocniej poruszając rękoma...coraz zamszyściej biodrami...jej ruchy były intrygujące... tajemnicze...wiła się niczym wąż... a jej głos otulał pomieszczenie jedwabistym szalem rozkoszy delikatności... jej słodka pieśń koiła wszelakie rany... ![]() - „ Stoję tu, Boję się, Widzę, duch... Omamia mnie... Szepcze głos, Kochasz to, Idź w przepaść, Wyśnij go...”- jej głos wydawał się być coraz głębszy... zmieniła melodię... lecz wszystko pasowało do siebie jak ulał... wszystko było takie harmonijne... -„ Widzę cię, Podejdź tu, Pocałuj mnie, Tak każe duch... Pocałuj mnie, Tak każe duch, Znajdę wiem, Twój pierwszy ruch...”- wreszcie zatrzymała się i delikatnie opadła na podłogę. Spojrzała triumfalnie na Namiestnika. Ten zaś wpatrywał się w nią, jak zahipnotyzowany. Była dla niego niezwykłym, wręcz unikalnym zjawiskiem, które można badać wiekami...była niczym rzadki, wysoki kwiat wśród krótkiej trawy... nie! Czerwona róża wśród pustynnego piasku... - jeszcze... – powiedział Cael-Ra, jakby był jakimś niezwykłym transie... taki był wpływ hipnotycznego tańca Ankh-Nu-Nefer. Owa zaś znów wstała i wróciła do wody. Usiadła koło niego. Położyła mu głowę na ramieniu. Cael-Ra jednak odwrócił się i zbliżył twarz do jej twarzy...przechylił lekko głowę...ale ona nagle podniosła głowę ![]() - słyszałam coś... – zaniepokoiła się. Poderwała się i rozejrzała. Wzrok utkwiła na chwilę w przejściu do drugiego pomieszczenia. Nagle poczuła szarpnięcie. ![]() Znów siedziała na miejscu. Poczuła ciepło na całym swoim ciele...zaś na ustach... jego usta... Zatopili się w pocałunku...z każdą chwilą coraz namiętniejszym... gorętszym...przyjemniejszym... Wreszcie oderwali usta od siebie. Ankh-Nu-Nefer przymknęła oczy i się w niego wtuliła... ![]() ۞ Kobieta w średnim wieku o błękitnej skórze i długich, białych włosach nakrytych błękitną chustą spacerowała nerwowo po świątynnych korytarzach...wreszcie dostrzegła za rogiem młodą Kapłankę zmierzającą gdzieś w lnianym płaszczu... była to dobrze znana młoda kobieta...schowała się więc za ścianą. Postanowiła ją śledzić. Doszła za nią do łaźni...wolała zostać i obserwować... Po tym, co tam zobaczyła, natychmiast udała się na poszukiwania swego syna. ![]() - Mirai! Mirai! Mirai gdzie jesteś, o potomku mój! – w korytarzach rozległ się jej głos. Wreszcie wszedłszy do pomieszczenia, w którym wcześniej spała Ankh-Nu-Nefer usłyszała coś dziwnego... ![]() zaczęła szukać. Rozrzuciła wszystko, co się dało, aż dotarła do wiklinowego kosza. Otworzyła go i dojrzała...własnego syna. Natychmiast go oswobodziła. - Mirai! Co ty tam robiłeś?! – spytała się zaniepokojona. - zostałem przez „kogoś” związany. – mruknął wściekle. – dlaczego mnie szukasz, o matko? – zmienił temat. - chcę cię powiadomić, iż twoja nałożnica, Kapłanka Seta, ta, która przywołuje i imieniem jest zła uwiodła innego mężczyznę... ![]() - co?! – jedyne, co zdołał z siebie wydusić. Widząc po minie syna, iż nie jest z tego powodu specjalnie zadowolony, matka nabrała śmiałości. - ta żmija śpiewała dla niego i tańczyła. W cienkich płótnach lnianych... - wiem w czym. To ona mnie związała. – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – który to ośmielił się?! - ten, którego uważa się za Syna Horusowego... pan wiatru i nieba, oraz przyszły władca zjednoczonej korony... Cael-Ra. - to...to... ten mały robak, który nawet sierpa by nie uniósł! Ten...ten... och... to... taka hańba! – krzyknął. Wstał, demonstracyjnie otrzepał się i skierował się do łaźni. – kimkolwiek jest... za zniewagę moich uczuć życiem zapłaci. – rzucił za siebie. Zniknął za progiem. Mężczyznom wolno było mieć wiele nałożnic... ba! Oznaczało to, iż ów bogatym jest i stać go na harem kobiet... jednak gdy to samka właśnie łoża nieprawego zażyje... jest to wielką zniewagą... a ta, która dokonała czynu niecnego nieczystą i godną pogardy jest... - nie jestem pewien, czy dobrze postępujemy. – powiedział Cael-Ra dość poważnym tonem, obserwując jednocześnie, jak Ankh-Nu-Nefer wsuwa się subtelnie w lnianą, przemoczoną szatę. - to wbrew tej całej „przepowiedni”. Winnaś się wdzięczyć do tego atlanta... – powiedział, albowiem dręczyły go wyrzuty sumienia... - dość już mam życia według ścisłych reguł. Nie dość że to męczące... to jeszcze nudne. Nie chciałam być uwzględniona w Przepowiedni. Nie moja wina, że jestem. – powiedziała zmienionym, poważnym tonem. Nagle usłyszeli czyjeś głośne kroki. Oboje obejrzeli się w kierunku przejścia... ![]() Po chwili pojawił się nerwowo stąpający Mirai. Szedł szybko...i pewnie. W ręku trzymał jakiś błyszczący przedmiot. - Mirai! – wrzasnęła zdziwiona Ankh-Nu-Nefer i odruchowo cofnęła się, chowając za Namiestnikiem. – czego chcesz?! – uspokoiła się i warknęła zimnym tonem. - zdrajczyni! Zdradziłaś Seeb-Ma’At ! Swych przełożonych...swych przodków...swych Bogów! – powiedział z patosem, wymachując jednocześnie srebrnym przedmiotem. - co masz na myśli? – syknęła przez zaciśnięte zęby. - oddałaś się nie temu, co trzeba! – wskazał na Przyszłego Faraona. – nie wiesz, co narobiłaś! Może nawet zmienisz bieg wydarzeń świata! Zniszczysz Harmonię! Zadajesz ból Ma’At ! dobrze dobrano ci imię, Życie Piękne Chaosu! – mówił dalej. – a ty... ty zapłacisz krwią za swe uciechy! Za zakazane uciechy! Z mego sierpa zginiesz! – Atlant wpadł w szał. Rzucił się z ostrzem na Namiestnika, zaś ten odruchowo zrobił unik. Mirai ryknął coś, po czym znowu ruszył na Caela-Ra. Nagle Ankh-Nu-Nefer skoczyła i go odepchnęła. - to niehonorowe! – warknęła, wyrywając mu z ręki sierp. Ten zaś złapał ją za nadgarstek aż jęknęła i zbliżył do niej twarz. Spojrzał głęboko w oczy. W jego tęczówkach widać było błysk złości... ale i zazdrości... wreszcie Kapłanka chwyciła za ostrze, aż strużka krwi popłynęła z jej dłoni. - to niehonorowe! – powtórzyła syknięciem. - a czy to, że oddałaś mu się było honorowe?! – warknął na nią, próbując wyrwać z jej ręki sierp. ![]() - to nie ma nic do rzeczy! Po za tym nie oddałam mu się! Czym innym pocałunek, czym innym czczenie MINA! – zmarszczyła brwi, po czym puściła demonstracyjnie ostrze. Spojrzała na zakrwawioną dłoń, po czym wyciągnęła ją milcząc w kierunku Atlanta. - widzisz, co mi zrobiłeś? – mruknęła wściekle, dotykając szkarłatem policzka młodzieńca. - sama sobie to zrobiłaś. – odpowiedział, ścierając jej krew z policzka. –jesteś niczym wąż...jadowita.... otruć mnie krwią własną próbujesz! – powiedział, uspokoiwszy się trochę. Odepchnął ją od siebie, po czym spojrzał głęboko w oczy... jego mina wyrażała zdenerwowanie, ale i zawód. Wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym zbliżył się do Namiestnika. - widzę, iż nie bronisz SWEJ nałożnicy... – powiedział, kierując ku niemu ostrze. – nie chodzi tu o moją przyjemność. Lecz o bezpieczeństwo świata Niższego, jak i Wyższego. I być może tego legendarnego. – dodał, spoglądając z powagą na Kapłankę. – dorośnij wreszcie. Życie to nie zabawa. Zadeklarowałaś niegdyś coś...Ma’At... pamiętasz to? Byliśmy wtedy razem... inicjacja. Tam nas połączono... na mocy Świętej Przepowiedni. Uważasz, iż to nie ważne? Otóż jest ważne... - a czy Przepowiednia mówi coś o tym, co się stanie, gdy nie dopełni się jej? Z tego co wiem, mówi tylko o tym, co stanie się po Zjednoczeniu. Nie jest wspomniane nic o czymś przeciwnym. – wtrąciła nagle cynicznie Egipcjanka. - Ignoro...- spojrzał na nią z lekkim politowaniem. – gdybyś była Arcykapłanką, znałabyś prawdziwą Treść. Ty tylko wiesz o dwóch siostrach i Zjednoczeniu amuletu... - a ty niby wiesz więcej, tak? Wszechwiedzący jesteś? - ironia w twym głosie boli mnie... zali uczyniłem ci kiedy krzywdę? Ja jestem specjalnym wojownikiem... mam dostęp do wiedzy, o której ty, Kapłanko, nie masz pojęcia... - jakiej niby wiedzy? O czym ty mówisz? - o czterech siostrach...o Phareaquira Iriandinx... – zaczął wymieniać. Ta spojrzała na niego zdziwiona. - jest nas więcej?! – spytała zaskoczona. Oblał ją dziwny, zimny pot. Miała wrażenie, że zaraz znów opadnie na kolana... - już nic więcej nie wolno ci wiedzieć. – odpowiedział, po czym cofnął się i wyszedł z pomieszczenia. Ankh-Nu-Nefer stała zdziwiona, wpatrując się w odchodzącą postać Atlanta. Z jej mokrych włosów spływały jeszcze kropelki wody, zaś wilgotna szata przylgnęła do jej smukłego ciała... makijaż pod oczami był nieznacznie roztarty, czego nie można było powiedzieć o szmince, która w większości znajdowała się na wargach Namiestnika. W oczach widać było zaskoczenie... usta były lekko rozchylone...brwi wygięte w dwa majestatyczne łuki. Ręce jej opadły bezwładnie wzdłuż tułowia...kolana trochę się ugięły... wreszcie obróciła się do Er Parta i spojrzała nań pytająco. Ten odpowiedział podobnym wzrokiem... --------------------------- to teraz kto mi powie, kim był Min w mitologii Egipskiej? bo wyglądał dość zabawnie ![]() pozdrawiam, Solituda Aquila Ardens (Haliaeeta Leucocephala) Ex Exploratione Lupina Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 25.12.2005 - 10:15 |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|