![]() |
#11 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
Moje lenistwo nie pozwala mi na zrobienie większej ilości zdjęć, poprawię się
![]() Odcinek III „Wrangle” - Wy się obie źle czujecie, prawda? – Wyszeptał Josh, ale wiedział, że nie ma najmniejszego wpływu na przebieg zdarzeń. - Gotowa skarbie? – Tym razem to Patricia zaczęła. - Oczywiście Patysiu. - Dwie tarcze? - Jedna – Odpowiedziała Sam, poprawiając okulary. Ręce lekko się spociły, pewnie z podniecenia wyeliminowania tej blond osóbki z gry. - Przestańcie, to nie ma sensu – Zaczął, lecz Patricia go uciszyła. - Cukiereczku, cicho bądź. Niech wygra lepsza. Seria strzałów w małej odległości czasowej. Patricia chybiła raz, co spowodowało salwę śmiechu u drugiej i chybienie. Skupiona, z większą starannością zabrała się do unieszkodliwiania tarczy. [IMG]http://i44.************/28wovq0.jpg[/IMG] - Na kogo stawiasz? – Szeptem spytała Josha Jessica.- Na Sam – Burknął w odpowiedzi – Ona dobrze strzela. Przygryzła wargę, spoglądając na podłogę. - Josh, proszę cię, zrób coś z tym. Wbrew pozorom obie są dobre. - A gdybyś miała wybierać między nimi? Którą byś wybrała? Zastanowiła się przez chwilę. - Sam. * Parę minut było już po wszystkim. Obie wcisnęły przyciski, mające przywołać tarcze do nich. Sam stała rozluźniona, pogwizdując pod nosem, a Patricia była jej przeciwieństwem. Spięta i nerwowa, poganiała wzrokiem swoją tarczę.- Proszę o obiektywną ocenę – Mruknęła blondynka do zebranych. Po chwili zdjęto obie tarcze i je dla pewności podpisano, a po chwili zaczęli porównywać, a obie panie stanęły z boku. - Zdenerwowana? – Zapytała Sam, zdejmując okulary i słuchawki. - Nie – Jej postawa jednak wyrażała coś innego. - Ekhm… Obie jak na komendę się obróciły. Miny zebranych nie wiele mówiły, a sam Josh stał odwrócony. - Naprawdę starannie ocenialiśmy. Lepiej strzela… Patricia. Otworzyła z niedowierzaniem usta. Co? Ta blond lala ją ograła? Zacisnęła zęby i się sztucznie uśmiechnęła. - Ups… - Zaczęła blondynka – Wygląda na to, że – Wskazała na drzwi. - Wiem, gdzie mam iść. Josh, mogę cię na chwilę porwać? Szli oświetlonym korytarzem, a Sam poczerwieniała ze złości. - Odchodzę. - Oj przestań, to tylko… - Mój honor nie pozwala mi zostać – Wycedziła przez zaciśnięte zęby – Muszę jechać po swoje rzeczy, możesz mi pożyczyć wóz? [IMG]http://i39.************/2ezs8bb.jpg[/IMG] - Pojadę z tobą. I tak nie mogę strzelać – Podniósł dłoń w gipsie.Przez całą podróż Sam nerwowo wystukiwała jakąś melodyjkę palcami, aż w końcu mężczyzna nie wytrzymał. - Możesz przestać? – I przestała. Tyle lat studiów. Tyle ciężkiej roboty, potu, krwi, by je skończyć z wyróżnieniem. A teraz to wszystko zostało zniszczone przez jeden, głupi zakład. Dojechali do nieczynnego już biura, a Sam wyskoczyła z samochodu i pobiegła schodami do biura. Jak ma stąd odejść, odejdzie z klasą. Bez łez i scen. - Boże Sam, masz motorek w spodniach, że tak gnasz? – Spytał zasapany Josh, kuśtykając po schodach. Nie odpowiedziała, tylko zamknęła się od środka w biurze kluczami, które ukradła Joshowi. Podbiegła do swojego biurka, zgarniając wszystkie drobiazgi do torebki. Zajrzała pod biurko, a podnosząc się walnęła z całej siły głową o spód. [IMG]http://i42.************/2r39s7b.jpg[/IMG] - Sam, otwieraj! – łomot w szybę i przytłumiony głos Josha ją rozbawił. Pokazała mu język i wróciła do plądrowania swojego zagraconego biurka. Gdy grzebała w szufladzie, zrezygnowany Josh prawdopodobnie doszedł do wniosku, że skończył jako szofer i przysiadł pod drzwiami. W międzyczasie Sam znalazła zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało ją i Nicka, zaraz po karnawale, jeszcze w maskach i pijanym uśmiechem. Ogólnie zdjęcie nie należało do najlepszych, ale wspomnienia… były niezatarte. - Co to? – Nie wiadomo skąd tuż nad jej uchem odezwał się aksamitny głos jej przełożonego. Wystraszona, upuściła zdjęcie wraz z ramką i się potłukło. - Ups. - To i tak nie było warte. Stare czasy. Skąd się tu wziąłeś? To ja mam… - Pokazał jej drugi, dorobiony komplet kluczy. - Przypomniałem sobie o nich po chwili. Co ty robisz? – Spytał, widząc jak Sam drze zdjęcie. Gdy mu je pokazała, zamilkł. - Jestem gotowa – sztucznie uśmiechnęła się ciemnowłosa. - Sam… czy pamiętasz… co ci mówiłem, kiedy… byłaś postrzelona? - Nie – skłamała. Doskonale pamiętała wszystko. Jego twarz, łzy, każdy ruch i… to wyznanie. Wyznanie w obliczu śmierci, którego nigdy nie zapomni – Tak. Zesztywniał. - Jesteś… jesteś kimś dla mnie ważnym. Zawsze stawałeś w mojej obronie, uratowałeś mnie już dwa razy… ale ja nie wiem. Nie wiem, czego nie wiem, ale tego nie wiem. Cicho się zaśmiał. - Ciągle się z niego nie wyleczyłaś… - Walczę z tym, Josh – chwyciła go za rękę – Ja mam już tego wszystkiego dość, zmieniłam się, nienawidzę siebie za to – Wyrzuciła – kiedyś byłam inna. - Niech zgadnę. Byłaś radosną, śmiejącą się kobietą, która lubiła się bawić – Zaśmiał się – A teraz, przez tego … typka stałaś się zgorzkniałą, ponurą i smutną, ale ciągle piękną kobietą. Walcz z tym. Możesz go pokonać. Pierwsza łza spłynęła po jej policzku. - I błagam cię, nie płacz, bo mi się smutno robi. I wróć do pracy, nie przejmuj się nią. - Łatwo ci mówić – burknęła, szukając chusteczek. - Przeniosę ją do wydziału narkotyków. - Josh – otarła łzy, rozmazując cały makijaż – To ciągle nie będzie to samo. Ja zawaliłam. - To ja zawaliłem – podszedł do niej i ostrożnie ją przytulił. Dziesięć minut później poszli do samochodu, w odrobinę lepszych nastrojach.. Ta rozmowa wiele wyjaśniła, więc wracając, Sam zaczęła żartować i się śmiać. Po raz pierwszy od kiedy ją poznał, usłyszał jej śmiech, tak prawdziwy, jak kierownica, którą trzymał. - Masz ładny śmiech – zauważył, podjeżdżając pod dom. Zarumieniła się, a na jej usta wstąpił szczery uśmiech. - Pomożesz mi z tym walczyć? - Jak mam okazję widzieć ciebie taką radosną na co dzień, to jak najbardziej. * Gdy leżała w swoim łóżku, myślała. O tym, co było, jest i będzie. Uporczywie odrzucała od siebie perspektywę przyszłości z Joshem, ale ona zawsze wracała. * Leżał w swoim łóżku, nie mogąc zasnąć. Wstydził się sam przed sobą, ale najwyraźniej był zakochany bez wzajemności w Sam. Zaśmiał się cicho, gdy przypomniał sobie ich wszystkie najfajniejsze chwile, do których zaliczał się ich jedyny pocałunek. Może coś robię źle, pomyślał, przewracając się na bok, a po chwili oddając się w ramiona Morfeusza. * - Ej, ty – Mruknęło coś nad jego uchem – Wstawaj.- Ale o so chozii? - Śniadanie czeka. - Nie chcesz się jeszcze trochę polenić? Jest niedziela, żadnej pracy, a jest – Zerknął na zegarek – Boże, kobieto, jest ósma rano! Położyła się koło niego, z taką różnicą, że ona leżała na kocu, a on pod nim. - Nie mogę spać – faktycznie, wyglądała na zmęczoną. - A ja wyspać – Ziewnął. Leżeli w milczeniu jeszcze dziesięć minut, gdy wreszcie wstała, stwierdziwszy, że musi coś zrobić. Chwycił ją za ramię. - Zostań jeszcze – I ją pociągnął. [IMG]http://i41.************/rlcbpj.jpg[/IMG] Gdy lądowała na miękkiej pościeli, znalazła się tuż nad Joshem, a ich twarze dzieliły milimetry. Sam była szybsza i się szybko odsunęła, prostując powstałe gniecenia na koszulce.- To, że mam być milsza, to nie znaczy, że od razu się muszę z tobą całować. - A w ogóle pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? Tak. Wtedy, oboje poharatani po przejściu huraganu, ona właśnie wybudzona z koszmaru. Wzdrygnęła się i usiadła na skraju łóżka. - Tak. Byłeś zaspany – Uśmiechnęła się. Jego palce przebiegły po jej smukłych plecach. - Ile to czasu minęło? - Półtora miesiąca. Zmarszczył czoło, zupełnie jakby coś obliczał. - Faktycznie. Czując, że rozmowa schodzi na bardziej prywatne tematy, wstała i wyszła, przypominając o śniadaniu. Idąc w kierunku łazienki, potknęła się dwa razy. - Głupia, dałaś się podejść – Mruknęła zła na siebie – to tylko przyjaciel. Kierując się w stronę jadalni, potknęła się kolejne dwa razy i zwerbowała gazetę poranną. Weszła do pomieszczenia, przeglądając rubrykę z pracą i pijąc poranną kawę. Wszyscy szukali młodych, pięknych kobiet. Zniesmaczona, rzuciła gazetą o ścianę, ściągając mężczyznę do pomieszczenia. - Robię się stara – Wyszeptała – Niedługo będę miała 27 lat, nie mam faceta, już nie mówiąc o dziecku. Straciłam pracę przez własną głupotę… Jej chaotyczny monolog przerwał Josh, zatykając jej usta dłonią. - Po pierwsze, 27 lat to nie starość. Ja mam 28 i jakoś żyję. To, że nie masz faceta, to twoja własna wina. Czy ty tego naprawdę nie widzisz? Masz moje serce jak na dłoni, a ty to olewasz. A pracy nie straciłaś – wziął rękę. Wbiła tępo wzrok w przeciwległą ścianę. - Ja nie wiem, co by z tego było. To znaczy, z naszego związku. - Nie każę ci podpisywać żadnych papierów – Odpowiedział – Jak nam nie wyjdzie, to trudno, nic się nie stanie. To, co miała zamiar mu powiedzieć, złamie mu serce. To dla twojego dobra Josh, pomyślała. - A czy będziesz zadowolony z jednostronnej miłości? Czy związek to nie jest zrozumienie i obustronne uczucie? Ja… ja ciebie nie kocham – I wyszła z kuchni, zostawiając go tam, przygarbionego i smutnego. * Przekonując siebie, że zrobiła dobrze, wyszła z domu, zostawiając telefon w pokoju. Musiała się jeszcze uporać sama ze sobą. Ze swoimi strachami, myślami i sumieniem. Cztery miesiące. I żąda wręcz związku. Albo ma nierówno pod sufitem, albo mocno się wczuł w swoją rolę. Boże, człowieku, przejrzyj na oczy, pomyślała. Wróciła godzinę później, obciążona zakupami i myślami. Przy niej nagle znalazł się Josh, którego nie widziała tak smutnego od … no właśnie, od kiedy? - Daj, pomogę – Powiedział, biorąc od niej najcięższe siatki. - Dzięki. Zdjęła i odwiesiła płaszcz, po chwili przechodząc do kuchni, by zacząć wypakowywać zawartość siatek. - Coś jesteś nie w sosie – zauważyła, otwierając lodówkę – Tak bardzo chcesz mnie mieć? Mnie, zgorzkniałą, wredną babę? Czy tylko chcesz mnie przelecieć i ze mną skończyć? - Nie szukam przygód na jedną noc – Odpowiedział, zatrzaskując drzwiczki od lodówki przed jej nosem. [IMG]http://i41.************/2hykiyo.jpg[/IMG] - To czego chcesz?- Odrobiny szczęścia w moim popapranym życiu. - A nie wziąłeś pod uwagę, czego JA chcę? Czy tylko ty się liczysz? – Krzyknęła, tupiąc nogą – Jesteś egoistą. Psem ogrodnika. - Jak w ten sposób się dowartościowujesz, to proszę bardzo, obrażaj mnie ile wlezie. Żegnam panią. Po chwili usłyszała tylko trzask drzwi wejściowych i została sama w kuchni, z dziwną miną na twarzy i marchewką w ręku, którą po chwili wrzuciła do zlewu i z ogromną zaciętością zaczęła obierać, aż o mało co nie straciła palca. Szybko porzuciła to zajęcie i poszła do swojego pokoju, ściągając buty i rzucając nimi o ścianę. Mruknęła z dezaprobatą, gdy zostawiły one odciski podeszw na białej ścianie. Klnąc na cały głos, weszła do pokoju, włączając laptopa. Gdy ten się uruchamiał, poszła do szafy, przerzucając pospiesznie jej zawartość. Jeansy, bluzka, sztruksy, spódniczka… nie tego szukała. W końcu znalazła. Jej ulubiony strój do ćwiczeń, za czasów, gdy trenowała jeszcze taniec. A gdyby wróciła do tego? W Googlach wpisała hasło „studio taneczne Smooth Moves Chicago” i znalazła odpowiedni grafik. Kto wie, może nawet pozna jakiegoś faceta… * Z ciężkim sercem podniosła się sprzed laptopa po szklankę szkockiej. Gdy schylała się do zamrażarki po lód (jak już, to pić porządnie), drzwi wejściowe się otworzyły. Głośne kroki buciorów kierowały się w jej stronę. Wyprostowała się i ostentacyjnie zajęła się kruszeniem kostki lodu na mniejsze części, używając do tego noża i własnej siły. Tak, jak się spodziewała, łomot, który produkowała, sprowadził Josha do kuchni. Zerknął zaniepokojony i prychnął, mówiąc coś stylu „ i po co ja tu szedłem” gdy, ta powiedziała:- Josh. - Tak się nazywam – Burknął w odpowiedzi. - Musisz się wyprowadzić. - Ok. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Żadnego ale? Bez awantury? Bo prostu odejdziesz? - Tak będzie najlepiej. Mieszkanie mam. - To pakuj się – Odpowiedziała i odwróciła się w stronę lodówki, by ukryć smutek. Chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił i wyszedł. Wygrzebał walizkę spod łóżka i otworzył na oścież szafę, czując falę niewyobrażalnego żalu. Jak mógł być taki powierzchowny i egoistyczny w stosunku do kobiety? Z cichym westchnieniem wrzucił to wszystko bez ładu i składu do walizki i zapiął ją, skończywszy tym samym pakowanie. - Skończyłeś? – Jej cichy głos go przeraził. - Ta. Nie musisz mnie kontrolować, będzie lepiej, gdy sobie stąd pójdę, tylko mieszam ci w życiu. Podeszła do niego, a jej ciemne oczy niczego nie wyrażały. - Dziękuję za te cztery miesiące. - Luz. Pozwól, że już sobie pójdę. Aha, Patricia przejęła stołek, który czekał na ciebie. Stołek zastępcy szefa. Odwróciła się, a wychodząc z pokoju, rzuciła „Gówno mnie to obchodzi”. * Dziwiąc się, czemu nie zażądała kluczy, wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając niezatarte wspomnienia. Zarówno jak u siebie jak i u niej.* Zrezygnowana, opadła na kanapę w salonie, popijając z szklanki. Jutro ma pierwszy trening, musi się do tego psychicznie przygotować… wstała po dolewkę. Obudziła się rano, czując, że dzisiaj będzie tragicznie, nie tylko pod względem psychicznym, ale również fizycznym. Weszło jej w krew codzienne sprawdzanie maila, czy aby nie przyszły żadne odpowiedzi na jej CV. Jak zwykle nic. Zła, wyłączyła laptopa z ręki, zbierając do torby swoje ubrania na trening.- O cholera… - Wyszeptała, patrząc na wyświetlacz komórki. Nie chodziło o to, że była ósma rano. Chodziło o to, że był 16 luty. Jej urodziny.
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] |
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|