![]() |
#37 | ||
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Pozwolę sobie zacząć od pewnej dygresji. Sofokles pisał "Antygonę" jakieś 2,5 tysiąca lat temu (wiem, przybliżenie bardzo niedokładne, ale trudno), a jednak do dziś Wielcy Badacze Literatury (podobnie jak reżyserowie teatralni) zajmują się jego dziełem, wymyślając coraz to nowsze interpretacje i uznając wyższość racji Antygony nad racjami Kreona (tudzież na odwrót).
Przeto myślę, że nie będziesz miała mi za złe odświeżania starego tematu i komentowania pracy, którą skończyłaś pisać dwa miesiące temu. Jeśli chodzi o styl, to najbardziej rzuciły mi się w oczy błędy rozmaitego autoramentu, od których Twój tekst się wręcz roi. Drugą najważniejszą kwestią dla mnie są opisy - raz jest ich obfitość (z którą w parze idzie staranność, o czym już kiedyś wspomniałem - zwłaszcza jeśli chodzi o przedstawienia przyrody), kiedy indziej zaś nie ma ich w ogóle (choćby w scenie przeprosin łkającej Yovy podczas spotkania z Dronning). Tyle gwoli formy. Cytat:
Poza tym dobrze wiem, jak wstrętny Ci jest naturalizm. A w tak skrajnym przypadku patos jest chyba jedyną alternatywą. Cytat:
No i po drugiej stronie barykady znajduje się pewna postać całkowicie niepasująca do czarno-białych podziałów - Eldfjall. On to będzie jednym z głównych przedmiotów mojej analizy. Człowiek ten wydaje się być rozdarty pomiędzy racją stanu a uczuciami wobec rodziny. Przekładanie tej pierwszej ponad czynniki osobiste owocuje posuwanie się do zbrodni, która z kolei wywołuje kolejne grzechy. Mechanizm jak u Makbeta, z tą jednak różnicą, że nie prowadzi do aż tak tragicznego finału. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Eldfjall nie skorzystał z jedynej chyba szansy na pogodzenie spraw zawodowych z prywatnymi, a mianowicie nie ujawnił Yovie prawdy o swojej żonie. Mógłby przecież uporządkować w ten sposób swoje relacje z córką, a przy okazji uświadomić jej fałszywość dotychczasowych przekonań. Z drugiej jednak strony wątpię, żeby jego latorośl łatwo mu uwierzyła. Ale chyba jednak mimo wszystko warto byłoby spróbować. Z tą żoną jest jeszcze jedna rzecz. Dziwi mnie, że Eldfjall wybrał akurat cudzoziemkę, choć mogło to być dlań niebezpieczne ze względu na zajmowaną przezeń pozycję. Z milczenia źródła (takie ładne "naukowe" określenie) wnioskuję, że mariaż ten nie miał przecież charakteru politycznego, a więc ryzyko szpiegostwa z drugiej strony było bądź co bądź wysokie. To po pierwsze. Po drugie, ambicja (chciwość?) raczej nakazywałaby poślubić pannę z możnego rodu albo którąś z dwórek - ileż to by przyniosło pieniędzy i prestiżu! Cóż, decyzję hopeańskiego dostojnika można tłumaczyć chyba tylko tym, że ponoć za młodu nie był taki zimny i wyrachowany (coś tam jest przecież w Twoim dziele na ten temat napisane). Zatrzymam się także nad Yovą. Niemożliwe jest, by w Armamento uległa praniu mózgu. Idealizm i bezkompromisowość musiała mieć we krwi - tylko po kim? Skoro nie po ojcu, to może po matce, która tak dobrze grała wzorową małżonkę i rodzicielkę? A może Yova wyrosła rodzicom na złość - bo tak często bywa? Zresztą ta pryncypialność niekoniecznie wychodziła jej na zdrowie. Myślę, że nawet w grupie przyjaciół ona mimo wszystko w jakiś sposób stała obok, będąc dla nich odmieńcem zajmującym się tylko i wyłącznie sprawami wzniosłymi. Pozostawała głucha na wszelkie zachęty do choćby odrobiny beztroski. A z takim podejściem to - pomijając moralny syf świata, jakże nieprzystający do pragnienia zasad - zawał serca gwarantowany. Może i to brutalnie zabrzmi, ale Yova była skazana na zagładę. I dlatego nie wiem, czy jej związek z Chrisem miałby jakieś szanse przetrwania. Chyba że w końcu bohaterka przeszłaby na bardziej "życiowy" tok myślenia. Jeśli zaś chodzi o moje podejście do tekstu jako całości, to myślę, że dobrze się stało, iż zaczęłaś pisać w tym dziale. Geniuszem literackim nie jesteś, ale znajdujesz się na dobrej drodze do sukcesu. Pozdrawiam. |
||
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|