Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory

Komunikaty

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Previous Post   Next Post Next
stare 14.05.2011, 15:23   #3
pensivelane
 
Avatar pensivelane
 
Zarejestrowany: 22.07.2009
Skąd: mazowieckie
Płeć: Kobieta
Postów: 1,070
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Saint Ange

PROLOG




Dzień był wyjątkowo słoneczny i ciepły, a krajobrazy paryskiej prowincji uświetniały wirujące, złote liście. Gdzieś w oddali słychać było ujadanie myśliwskiego psa pana Annable, który wybrał się na popołudniowy spacer ze swoim starszym synem. Szli aleją, biegnącą wokół posiadłości, wielkiej na kilkanaście hektarów. W obrębie działki znajdował się przepiękny, wielki staw, po którym w lecie pływały lilie wodne, pielęgnowane przez ogrodników, zatrudnionych przez właściciela. Dom był wielki, podzielony na skrzydła. Charakteryzował go zamkowy styl, sprawiający wrażenie chłodnej elegancji. Betonowe rzeźby ponuro stały na dziedzińcu, jakby w oczekiwaniu na zapadnięcie zmierzchu, który przykryje mrokiem ten cały, olśniewający widok. Dzisiejszy dzień był bardzo niespokojny, pomimo pięknej pogody, która była wręcz niemożliwą do spotkania w połowie października. Pani Mariette – opiekunka i gosposia, krzątała się po pokoju, co chwilę wyjmując z szafy eleganckie, małe sukieneczki i układając je w wielkiej walizce ze skórzanym obiciem. Wszystkiemu przyglądała się Pearl, stojąca w progu własnej, niemalże książęcej sypialni. Jej dziecięca twarzyczka wyrażała smutek i przygnębienie. Działo się tak dlatego, ponieważ już za chwilę miała opuścić rodzinny dom i wyjechać, nie będąc jeszcze świadomą dokąd. Matka Pearl mówiła o tym miejscu „Pasjonujące, napewno ci się spodoba, kochanie.”, ale sama dziewczynka obawiała się tego, co ją tam spotka, kiedy nie będzie przy niej matki, ojca, ani nawet Mariette, żeby jej pomóc. Bezszelestnie przeszła przez pokój, wdrapała się na wielkie łóżko i usiadła na nim po turecku. W dalszym ciągu obserowała gosposię, gorączkowo układającą coraz to nowe rzeczy w wielkim kufrze.
- Dlaczego muszę tam jechać? Czy nie mogłabym zostać w domu? Clarie, wiesz która, ma prywatnego nauczyciela, a ja? Muszę wyjeżdżać? – spytała ze łzami w oczach. Dopiero teraz do niej dotarło, że swój pokój zobaczy dopiero w święta, a później dopiero w wakacje. Ta myśl przygnębiała ją o wiele bardziej, niż rozstanie z koleżankami.
- Moja złociutka, stajesz się wielką damą. Kogo dziś stać na coś takiego? Niewiele osób, to szansa, panienko Pearl, proszę się tym nie zadręczać. – odrzekła Mariette, obdarzając dziewczynkę serdecznym uśmiechem, który mimowolnie odzwajemniła. Gosposia była jedną z czterech osób zatrudnionych w posiadłości. Poza nią pracowali tu jeszcze kucharka, ogrodnik i kierowca. Sama Mariette nie była najmłodsza. Miała na oko czterdzieści dwa lata, a jej pogodna twarz borykała się ze zmarszczkami wokół oczu i ust. Pomimo wieku była radosną kobietą, chociaż bezdzietną. Podobno kiedyś miała męża, ale z niewiadomoego powodu ją zostawił i zniknął. W domu nie mówiło się o sprawach służby, więc bez sensu byłoby wypytywać o to biedną Mariette. Dziewczynka pokiwała głową i rozejrzała się po pokoju. Białe, drewniane meble wyglądały jak zawsze. Kolekcja porcelanowych lalek na półce także. Wszystko było takie samo, ale nigdy już takie nie będzie. Za każdym razem będzie czymś nowym, czymś utęsknionym i wyczekanym, a kiedy Pearl znów je zobaczy uzna, że warto było spędzić te kilka miesięcy osobno, abny docenić wartość TYCH zwykłych rzeczy. Rozmyślania przerwało jej pukanie matki we framugę drzwi. Stała w szarej sukience przed kolano, ze starannie ułożonymi, prostymi włosami. Na jej twarzy malował się wymuszony uśmiech, czego Pearl jako dziecko nie zauważyła, w tym momencie wydał jej się szczery.
- Chodź kochanie, na nas już czas. Harold zaraz przyjdzie po bagaże, możesz odejść, Mariette – wydała instrukcje, co wychodziło jej bardzo dobrze, biorac pod uwagę lata praktyki. Rodzina Annable wzbogaciła się na produkcji karoserii samochodowej. Firma założona była przez dziadka Pearl, który przekazał ją jej ojcu, kiedy się ożenił. Rodzina Annable była rodziną z tradycjami, dlatego pomimo roku 2002 nie żyli jak typowi, bogaci ludzie. Charakteryzowało ich umiłowanie do sztuki i stylu zamkowego. Pearl nie miała koleżanek „w mieście”. Rodzice zadbali o to, aby obracała się w kręgach dzieci podobnych do niej samej.
- Pearl? Idziemy, samochód czeka – ponagliła ją matka, wyciągając dłoń w jej kierunku. Dziewczynka ostatni raz spojrzała na swój stary pokój i wyszła.
Przed domem stało auto, które miało ją zawieść do Paryża. Harold właśnie skończył układać walizki w bagażniku i po chwili grzecznie otworzył drzwi na tylne siedzenie pani Annable, żeby mogła usiąść. Na schodach stała uśmiechnięta jak zwykle Mariette, machająca do dziewczynki. Ojciec i starszy brat pożegnali się z nią już przy śniadaniu, poniewaz uznali za bezsens takie ceremonialne przedstawienia na dziedzińcu. Pearl nie odmachała, bez słowa wsiadła do samochodu. Usłyszała warczenie silnika, pojazd ruszył. Obraz domu, miejsca w którym spędziła całe życie zniknął jej z oczu, pozostawiony w tyle. Przejechali piaszczystą drogą, prowadzącą do głównej ulicy. Jeszcze chwilę dało się zobaczyć w dali ogród i smutne, betonowe rzeźby...




Minęła niecała godzina, jak dojechali na miejsce. Harold opuścił miejsce kierowcy i ponownie otworzył drzwi od strony pani Annable, która wysiadła pierwsza. Pearl przesunęła się po skórzanym siedzeniu i wyszła z samochodu. Zadarła głowę do góry i ku jej zdziwieniu... właśnie tak wyobrażała sobie to miejsce. Było podobne do jej domu, utrzymane w podobnym stylu. Może nie będzie tak źle, pomyślała i złapała matkę za rękę. Przeszły po chodniku wyłożonym kostką brukową, wspięły się po schodkach... Matka Pearl nacisnęła przycisk dzwonka. Te kilka sekund czekania zdawały się być wiecznością dla obydwu z nich. Matka dziewczynki starała się nie okazywać zdenerwowania, co chwilę obdarzając córkę nieszczerym uśmiechem. Drzwi otworzył starszy mężczyzna, ubrany w grafitowy garnitur. Był człowiekiem siwym, lekko przygarbionym, z surowym wyrazem twarzy. Zaprosił je gestem ręki do środka i powiedział:
- Pani Fierrie zaraz zejdzie, proszę na nią poczekać. – zamknął za nimi drzwi i przepadł. Wnętrze było surowe, utrzymane w szarościach. Nie było tu zbyt wiele mebli, a jeśli już to bardzo proste, a jednocześnie eleganckie. Nagle na schodach pojawiła się szczupła sylwetka panie Fierrie. Siwe włosy otulały jej twarz, nadając wyraz królowej zimy. Na tę myśl Pearl automatycznie się uśmiechnęła, co pani Fierrie odebrała jako gest skierowany do niej.




- Jak miło was widzieć. Denise – uścisnęła matkę Pearl i ucałowała ją w oba policzki – a to na pewno mała Pearl. Kochanie, witam w Saint Ange – przeszyła wzrokiem dziewczynkę, wyglądając przy tym niczym głodny wąż, szykujący się do ataku na swą ofiarę. – Chodź, pokażę ci twój pokój.
Pani Fierrie ruszyła na górę krętymi schodami. W domu słychać było muzykę. Pearl nie do końca umiała zinterpretowac skąd ona pochodzi, ani co to za muzyka. Była po prostu piękna, tak miła dla uszu, że dziewczynka nagle poczuła, że chce tu zostać. Kobieta uchyliła przed nimi drewniane drzwi, z mosiężną gałką. Oczom matki i córki ukazał się smutny pokój, w którym znajdowało się wyłącznie lustro, łóżko i etażerka, na której stała lampka nocna. Nad łóżkiem wisiał także obraz baletnicy. W pierwszej chwili wydał się znajomy, jednak Pearl nie miała czasu się nad tym zastanawiać.



- Rozgość się, muszę porozmawiać z twoją mamą – panie Fierrie objęła kościstym ramieniem Denise Annable i zniknęły za drzwiami, pozostawiając je lekko uchylone. Pearl bez problemu słyszała całą rozmowę, siedząc na swoim nowym łóżku.
- Jesteś pewna, że dobrze robię? Może jest zbyt młoda, ale... chyba nie mam wyjścia. Nie chcę żeby patrzyła na to, co lada moment uderzy w naszą rodzinę. Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. – matka Pearl pokiwała głową, powstrzymując się od płaczu.
- Denise, kochana, to najlepsza decyzja w twoim życiu. Pearl wyrośnie na zdolną dziewczynę. Nasza szkoła jest najlepsza w tym, co robi. Za kilka lat zobaczysz swoją córkę w Operze Paryskiej, obiecuję – pocieszyła ją Fierrie.
- Dziękuję Josephine. Gdyby nie ty... nie miałabym pojęcia co z nią zrobić. Na mnie już czas. Powiedz Pearl, że musiałam jechać, nie dam rady się z nią pożegnać – zakryła dłonią usta i udała się do wyjścia. W tej samej chwili Pearl zerwała się z łóżka, chcąc biec za matką, która przecież nie mogła jej tak zostawić, ale pani Fierrie zastąpiła jej drogę w korytarzu.
- Widzę, że zdążyłaś się już zaklimatyzować. Za 20 minut kolacja. Przebierz się, nie lubimy spóźnialskich – rzuciła chłodno i oddaliła się korytarzem do swojego gabinetu, mieszczącego się na tym samym piętrze. Pearl stała w osłupieniu. Już nie ma przyniej matki, ojca, Mariette... jest sama w tym miejscu, które przestało jej się podobać.


__________________
pensivelane here

I can feel your heartbeat under your black, black leather
In your gateway call, boy take me away forever

Ostatnio edytowane przez pensivelane : 14.05.2011 - 15:44
pensivelane jest offline   Odpowiedź z Cytatem
 


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 
Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 17:04.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023