|
|
#35 |
|
Zarejestrowany: 07.01.2012
Skąd: Kotlina rozpusty
Wiek: 27
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 15
|
Oto kolejna część losów Alice Yovovic Część 25 Alice wbiegła do płonącego budynku. Gorąc panujący w środku był piekielny. języki ognia atakowały z każdej strony. ![]() ![]() Wykonywała przeróżne akrobacje, by dostać się do magazynka z bronią oraz po...ubrania, której ilości mogłaby pozazdrościć niejedna znana osobistość. ![]() ![]() ![]() ![]() Dotarłszy do garderoby, pędem wyrzucała ubrania i dodatki przez okno. Ogień rozprzestrzeniał się. Przedostała się do magazynu z bronią i zrobiła z nią to samo co z ciuchami. Pobiegła na balkon i bez chwili wahania wyskoczyła. ![]() ![]() ![]() ![]() Jej komórka, może droga i nowoczesna, nie przeżyła upadku z kilku metrów. Alice nie miała jak skontaktowała się ze strażą pożarną. Szybko dostała się do samochodu Roberta i pojechała do niego. Wydawało się, że winda zjeżdżała jeszcze wolniej niż zwykle. Nerwowo zapukała w drzwi mieszkania. Zaspany mężczyzna powoli otworzył je, lecz zobaczywszy zaniepokojoną Alice, ożywił się. - Hej, mamy problem. - szepnęła. ![]() Dowiedziawszy się o pożarze, Robert złapał za komórkę i skontaktował się ze służbami. Strażacy gasili pożar całą noc. Nad ranem, Moore i Yovovic pojechali na miejsce zdarzenia. W oczach kobiety stanęły łzy. Jeszcze niedawno piękny, nowoczesny dom, teraz rudera nadająca się tylko do wyburzenia. ![]() ![]() Rob zerknął na nią i złapał ją za rękę. ![]() Podeszli do podstarzałego strażaka, opierającego się o wóz strażacki. Mężczyzna w żółtym kombinezonie ujrzawszy idącą w jego stronę, zapytał: - To państwo są właścicielami tej posiadłości? - Nie, tzn. ja jestem właścicielką. - odparła wpatrując się w pytającego. Spojrzał na nią z podziwem, ale i z nutą podejrzenia - tak młoda kobieta dorobiła się tak wspaniałej willi? ![]() ![]() - Cz-czy mogę wejść do środka? - zapytała niepewnie, próbując zatrzymać łzy. - Absolutnie nie! Budynkowi grozi zawalenie! - oburzył się mundurowy. - Dam sobie radę. - odparła ignorując zakazy. ![]() Robert przymknął oczy i pokiwał głową, co znaczyło, że Alice i tak zrobi swoje. Westchnął i chciał iść za nią, lecz nie spodziewał się odmowy. - Nie. - odepchnęła go lekko. - Chcę być przez chwilę sama. Uszanował jej wolę i udał się do auta. ![]() Powoli przechodziła do kolejnych pomieszczeń i rozglądała się po doszczętnie zniszczonym domu. ![]() ![]() Najmniej zniszczony był hall - ogień został ugaszony, zanim zdążył dopaść wysokie ściany. Jedynie w nim ucierpiały książki, ozdoby i rzeczy ze szkła. ![]() ![]() Gdy emocje nieco opadły, Alice odwiedziła Caroline Downtown w szpitalu. Blondynka obudziła się, lecz wciąż była oszołomiona przez leki. Przyjaciółka przyniosła jej kwiaty. - Cześć - przywitała się cichym, łamiącym głosikiem. - Hej blondi - Alice lekko uśmiechnęła się. ![]() Caroline próbowała go odwzajemnić. - Podobał ci się wieczór panieński? - zapytała, przymykając co chwila oczy. - Na pewno był niezapomniany. ![]() Szatynka zauważyła, że dziewczę naprawdę wysila się, rozmawiając z nią. Car zauważywszy, że Alice zmierza w stronę drzwi ochryple zawołała: - Kiedy mnie znów odwiedzisz? Odwróciła głowę i całując dziewczynę w czoło szepnęła. - W każdej chwili. ![]() Wychodząc z salki, do Alice podeszła pielęgniarka z prośbą, by ta udała się do lekarki, która między innymi zajmowała się sprawą Caroline. - Dzień dobry, pani Yovovic. - przywitała się, widząc otwierane drzwi do swojego gabinetu. - Jestem doktor Felicia Nelson.Już tłumaczę, co panią tu sprowadza. ![]() - Opiekuję się panną Downtown i powiedziała mi, że jest pani jedną z najbliższych jej osób. - W jej rękach znalazła się karta pacjenta. - Chyba wiadomo pani, w jakim miejscu znalazła się kula i wynik jest oczywisty. - rozpoczęła swój wstęp. - Co pani chce? - zmrużyła oczy. - MUSI pani jakoś ją przygotować. O ile mi wiadomo, pani Caroline wkrótce planowała założyć rodzinę. Pracuję od wielu lat w tym zawodzie i doskonale wiem, jak ciężko uporać się kobietom z wiadomością o tym, że nie mogą mieć potomstwa. - Nic nie muszę. - warknęła. - Ależ owszem. - nie odpuszczała. ![]() Kłótnia ta trwała jeszcze kilka sekund, do czasu, gdy lekarka przewróciła oczami i obróciła się w stronę teczki z jakimiś tam dokumentami. Te dwie sekundy wystarczyły, by Alice zdążyła wyciągnąć broń. Nienawidziła odmowy. - Słuchaj: nikomu z jej środowiska masz nic nie mówić. Sprawa jej bezpłodności ma być tajemnicą, jasne? ![]() Kobieta trzęsła się ze strachu. Chciała krzyczeć, ale bała się, że byłby to ostatni dźwięk z jej ust. - No, to teraz wytłumaczę ci kilka zasad dotyczących twojego milczenia. - Alice zrobiła zadowoloną minę. ![]() + BONUS Straszna i piękna zarazem *.* ![]() Dotarliście do końca tej pokręconej historyjki?
__________________
![]() Ostatnio edytowane przez Myrtek : 06.06.2012 - 16:58 |
|
|
|
| Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
| Narzędzia wątku | |
| Wygląd | |
|
|