![]() |
#4 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Pisałam na szybko
![]() Odcinek 4 Istota po drugiej stronie drzwi delikatnie chwyciła za klamkę. To, czego tak bardzo pragnęła jest już tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Lata udręki, cierpienia miały odejść w nicość za jednym ruchem dłoni. Z trudem opanowała emocje, oparła się o chłodną ścianę. *Spokojnie, tylko to może mnie uratować. Nie mogę niczego po sobie okazać… Nie wiem ile ona pamięta!* westchnęła ciężko. Niepewność mroziła jej serce, odbierała odwagę. Puls coraz bardziej przyspieszał. Próbowała uspokoić kołaczące serce, wyciszyć umysł. Jej dłoń machinalnie powędrowała do wspaniałego, złotego pierścienia z emblematem słońca i księżyca. Intensywnie myślała… Te wszystkie chwile… Nie mogły pójść na marne! Nerwowym gestem odgarnęła kosmyk kruczoczarnych włosów z czoła, srebrne oczy przeszywały mrok. Czas zwalniał swoje tempo, wszystko było takie… dziwne. Dotknęła klamkę i otworzyła ciężkie, drewniane drzwi. ![]() Przeszywające zimno, powietrze w pokoju zgęstniało. Świece przygasły, mrok i cień napełniły pomieszczenie. Po plecach Eithel przeszły ciarki. Zobaczyła jak ponura postać wchodzi do komnaty, z każdym krokiem była coraz bliżej. Czarna suknia sunęła po podłodze. Kobieta, która wkroczyła do komnaty wydawała się Eithel znajoma. Nie mogła sobie przypomnieć kim ona jest, pamiętała tylko imię: Lothrien. Nie miała wielu wspomnień, jednak tym, które pozostały towarzyszył ból i strach. Mocno trzymała mithrilowy sztylet, który zmaterializował się przed kilkoma minutami. Mroczna elfka spojrzała prosto na Eithel, jej wzrok przeszywał. *Czy ona czyta w moich myślach? Nie, to niemożliwe! Kim jesteś Lothrien, kim!?* pomyślała z przerażeniem. Nagle coś zrozumiała… coś, co zabolało ją tak bardzo. Wszystko stało się tak jasne i oczywiste, lecz wiedza nie przyniosła jej ukojenia. Parzyła prosto w srebrne oczy rywalki, krwawe usta były wykrzywione w ironicznym uśmiechu. Ta twarz… Tak znajoma. ![]() Wspomnienia napłynęły falą do jej mózgu. Srebrne oczy nadal intensywnie się w nią wpatrywały. *Tak kochanie, to wszystko jest prawdą! Wszystko! Nie uciekniesz! Nigdy nie zaznacz spokoju!* krzyk w jej duszy. Świat wirował, barwy tęczy. Ktoś coś mówił, gniewny syk Lothrien. Thonear, on przecież nie wie, nic nie rozumie! Będzie próbował… Z jej ust wydobył się cichutki, słaby szept: - Nie zabijaj. Błagam, nie zabijaj jej. Eithel zamknęła oczy. Powoli odchodziła w świat duchowy, nierealny. Lecz tym razem nie było już żadnych wspomnień. Wszystko, wszystko jest już wyjaśnione! Fragmenty układanki znalazły się na swoich miejscach. Sztylet z cichym brzdękiem upadł na podłogę… Lothrien uklęknęła przy zemdlonej postaci. Spojrzała na mały przedmiot leżący na jej dłoni. Słońce i księżyc. Tak, jak przez wieki. *I na wieki.* przemknęło jej przez myśl. Delikatnie ujęła jej dłoń, wsunęła na palec pierścień. Spojrzała na jej piękną twarz. *Już niedługo…* ![]() Gwałtownie wstała, podeszła do obitej perkalem sofy. Kątem oka widziała Thoneara, który w panice próbował ocucić Eithel. - Nie wiesz z kim masz do czynienia, mój drogi. Ta z pozoru delikatna istota może Cię zabić z zimną krwią. – uśmiechnęła się ponuro. - Co Ty możesz o niej wiedzieć!? Kim właściwie jesteś?! Pojawiłaś się jak duch… - był wściekły i jednocześnie przerażony. Nie sądziła, że musi odpowiedzieć na to pytanie. Tak wiele spraw pozostawało ciągle bez odpowiedzi. Podeszła do okna. *Księżyc świeci dziś tak jasno… Czy to ma się stać już dziś?* na myśl o klątwie zadrżała. Odkryła swoje przeznaczenie dawno temu, teraz czas je wypełnić. Ten skrytobójca, który wszystko jej wyznał… Ona nie znała wdzięczności, zresztą i tak musiała go zabić. Odwróciła się, Thonear nadal stał nad jasną elfką. ![]() Eithel widziała światło, tunel. Usłyszała czyjś jasny, tak ciepły głos: - Wstań i zmierz się ze swoim przeznaczeniem. To jeszcze nie Twój czas. Eithel musisz być silna, musisz stawić jej czoła… Przebudziła się, gwałtownie wstała. Usta mrocznej elfki wykrzywił ironiczny uśmiech, podeszła do drzwi. Rzuciła jej władcze spojrzenie: - Czekam na Ciebie na zewnątrz. Wyszła trzasnąwszy drzwiami. Thonear przytulił Eithel do siebie, był przerażony. *Każdy z nas ma jakąś tajemnicę, Ty też mój drogi, Ty też…* Próbowała się uspokoić, zebrać myśli. Księżyc tak mocno świeci. Czy to na pewno ta noc? Czy ona się nie myli? Czemu teraz? Dlaczego, dlaczego… Wszystko było tak dziwne, nieznane. Nie mogła tego zrozumieć, nawet się nie starała. Tej mocy nie sposób ogarnąć umysłem. ![]() Rzuciła mu ostatnie, smutne spojrzenie. Schyliła się po sztylet, poczuła zimno jego rękojeści. - Thonear, nie chcę mówić: Żegnaj, bo wierzę, że jeszcze się spotkamy. Nie odezwał się. Jej oczy wyrażały ból wielu lat. To co się działo, było z innego świata. Eithel zamknęła drzwi, oddychała zbyt szybko. Oszalałe serce nie chciało się uspokoić. Wyszła na krużganek, Lothrien już na nią czekała. Mroczna elfka jednym szybkim ruchem wyciągnęła katanę. Poruszała się płynnie, była niezwykle zwinna. Kochała sztukę walki, zabijania. Opanowała ją przecież do perfekcji tak wielkim kosztem. To był jej sposób życia i … przetrwania. Przyjęła pozycję bojową, czekała na ruch Eithel. ![]() Mithrilowy sztylet błysnął w jasnej dłoni, elfka ruszyła do ataku. Kilka uników, zwodów. Ostrza jeszcze się nie spotkały. Piękno tej sceny graniczyło z rozpaczą. Gwiazdy płakały, księżyc śpiewał smutną pieśń. Odwieczna bitwa światłości z mrokiem. Jeszcze nie teraz, wszystkie światła rozbłysły. Ktoś w gospodzie krzyczał pijanym głosem, wybiła północ. Na kominku trzaskały drwa. Arcykapłan z chciwością wpatrywał się w kryształy, ich płomień był niespokojny. Deadel pędzi co sił na wschód by znaleźć mrok. Ciągle uniki, zręczność i zwinność, brak kontaktu. Lothrien skoczyła naprzód. ![]() Coś błysnęło… Jakieś wspomnienie krystalizowało się w głowie mrocznej elfki. Zimna komnata o ubogim wystroju. Mała dziewczynka w ciemnym ubranku i błękitny elf. - Dobrze! Tak, teraz pchnięcie! Unik! UNIK! Lothrien zrób unik! - Nie Falko, nie boję się Ciebie! – natarła z całą swą pasją. - Jesteś jeszcze zbyt młoda i niedoświadczona, cofnij się! - Falko nie! Chcę walczyć! Wspomnienie powoli rozwiewało się w mgle. Lothrien z zaskoczeniem spojrzała na swą przeciwniczkę. *Ona też to widziała* ![]() Kolejne wspomnienie. Lecz… to nie należało do niej. Mała ślicznotka przed lustrem, obok niej wysoka, chłodna elfka – jej mentorka. Inna komnata, lecz też zimna i ponura – jak cały klasztor. - Jesteś piękna moje dziecko, bardzo… Zrób z tego użytek. Pamiętaj: uroda może dać Ci więcej niż siła i zręczność. Tylko spróbuj ją należycie wykorzystać! Zauważaj swe walory i wykorzystuj je. - Restario, czemu nie mogę walczyć jak Lothrien? - Walka kataną niesie ze sobą tylko krew i zniszczenie, Ty możesz osiągnąć znacznie więcej. Władza zdobyta mieczem nie daje tyle satysfakcji co zwycięstwo podstępem. Spryt… To powinnaś ćwiczyć! ![]() Kolejna mara przepadła. Coś się działo! Eithel była tak zdekoncentrowana, że z trudnością uniknęła ciosu. Momentalnie zablokowała jej katanę. Bronie się złączyły. Jasność, mrok, ból, cierpienie, nicość. Słowa… Wypowiedziane przez wiatr. Dokonało się… Ostatnie szepty nocy: „....światło z cieniem w nic się zejdzie czas jej zguby wnet nadejdzie...” ![]() Kilka mil dalej ciemna postać zawróciła w kierunku gospody. Spojrzała z wdzięcznością na księżyc. *Dokonało się!* |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|