|
|
Zobacz wyniki ankiety: Czy Ci się to podoba (ewentualnie: Jak się zapowiada) ? | |||
Tak...podoba mi się/zapowiada się ciekawie... |
![]() ![]() ![]() ![]() |
66 | 75.86% |
Beznadziejne/ zapowada się kolejne denne foto story |
![]() ![]() ![]() ![]() |
21 | 24.14% |
Głosujących: 87. Nie możesz głosować w tej sondzie |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
![]() |
#1 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
۞Semita Ad Achet-Ankh۞ - Odcinek I - Sacerda (Kapłanka)
Brzask. Niebo czerwone... rozpalone... Promienie słońca powoli przesuwały się po piasku... Zbliżały się.... Święty Re znów został narodzony... I płynął teraz łodzią bogów... Wszystko budziło się do życia... Po mrocznej nocy.... Zimnej... Niebezpiecznej... ![]() Pustynia. Niezmierzone połacie piasku... Gorące za dnia, lecz zimne nocą... Jakież zwodnicze... Bez życia.... Bez ukojenia.... Świat to bowiem Seta-Tyfona... Wygnanego.. Tego, który brata swego, Świętego Ozyrysa zamordował... Tak... tnąc na kawałki... Okrutny to był Bóg... Ten, który mądre Oko Horusowe wydrapał... Ten który pozbawił Izis małżonka... Ten, który wędrowcom życie ukraca.... Set ów żył z dala od innych Bogów... Samotnie... Ze swymi podopiecznymi.... Hienami... Lecz nawet On miał kapłanów, którzy go czcili... co dzień o posąg jego dbali... Myli...ubierali...karmili....ofiary składali... i Święte obrządki odprawiali... ~*~ ![]() Wstała z łoża. Jej sylwetkę oblały promienie słoneczne... Poczuła ich ciepło... Wspaniałe i przyjemne.... Obudziły ją delikatne pieszczoty światła... Niczym czuła dłoń głaszczące jej policzek... Tak... to będzie udany dzień... Przeszła parę kroków. Niepewnie... jeszcze ze snu nie wybudzona... Udała się do jakiejś komnaty... Stał tam jakiś posąg. Nawet nie wysoki... bo wzrostu średniego... ![]() Zapaliła przed nim kadzidło. I usiadła naprzeciw. Zamknęła oczy... delikatna woń palonych ziół rozniosła się po pokojach.... Cieszyła ją... ![]() Miała świadomość, iż jeden z codziennych obowiązków wypełniła... Mogła udać się na posiłek. Powolnym, lecz nie ociężałym krokiem skierowała się ku schodom... Kroki stawiała duże i pewne. Pewne, gdyż nie bała się niczego. Była to osoba przebiegła...inteligentna.. Potrafiąca wykorzystać swe umiejętności w każdej, wymagającej tego sytuacji... Posiadała dużą wiedzę... Przecież była kapłanką... Kapłanką najprzebieglejszego z przebiegłych... Kapłanką Seta. Dotarła. Po ominięciu całych długich szeregów kolumn... Po przejściu kilkudziesięciu korytarzy... Dotarła. -Witaj, moje dziecko- rzekł do niej mężczyzna. Miał na sobie długą, białą, lnianą szatę. Tak... to Arcykapłan Seta Tut-Ay-Ey- . Zarządzał tym kompleksem świątynnym. Miał długą, czarną brodę i bujne, również czarne włosy. Nie był łysy, jak to przystoi kapłanom... Nie kapłan Seta. On Ma być przeciw. Tyfon kapłanom swym nakazuje się nie golić. -Witaj, o dostojny.- odpowiedziała mu. Zasiedli do stołu. Dwóch niewolników przyniosło na talerzach: Placki pszenne, daktyle, figi i wino. Bez pośpiechu, zjedli owe produkty. ![]() Kapłan patrzył na dziewczynę z dumą. Był on bowiem jej mentorem... uczył ją od podstaw kapłaństwa... Sam nauczył ją Świętych obrządków... sam ukazał jej oblicze prawdziwych bogów... Nauczył wielu sztuczek, które pomagają zwieść żądny cudów lud... Nauczył orientować się w gwiazdach... Nauczył zachowań przystojących młodej kobiecie... Ale i walki... wieloma rodzajami broni... ![]() W jego oczach była gotową... Gotową otrzymać wyższe święcenia Arcykapłanki... On tak uważał... lecz nie Rada Najwyższa... Nie... oni uważali, iż musi wypełnić ważne zadanie... coś, czym zdoła udowodnić swe umiejętności... Lecz jakież to zadanie miała wypełnić? W czasach spokoju i dobrobytu... chyba tylko sprowadzić z powrotem siostrę swą... zaginioną gdzieś... na dolnym świecie... Musiała jednak czekać na znak... znak, który wskaże jej „kiedy”. Gdy oboje skończyli, do stołu dosiedli się inni, niżsi hierarchią kapłani... Więc wstali i odeszli. Szli razem salami...korytarzami.... Budynki świątynne były monumentalne... Niczym Wiszące Ogrody Sumerów... Lecz stały puste... niewielu odważyło się służyć Setowi... Nie byli zbyt szanowaniu przez innych kapłanów... uznawani jako ci, którzy wielbią mordercę... różne mity krążyły na temat ich obrządków... tak krwawych, niczym obrzędy Fenicjan... Ponoć mordowali niemowlęta, by ich krew potem pić i oddawać się szaleńczym tańcom ku czci Tyfona. Ponoć polowali na Święte Ptaki Horusa, by ich oczy wydrapywać... -Ach, głupi lud...zamiast pracować tylko bajki opowiadają...- zaczęła Kapłanka. -Jeszcze wielu rzeczy nie rozumiesz, Ankh-Nu-Nefer... nie należy się przejmować opinią, choćby całej ludności Egipskiej...gdyż to nie jest ich opinia... te plotki układają kapłani Ozirisa. Czyż prosty chłop umiałby wpaść na pomysł, by rozgłaszać, iż Set(bądź pozdrowiony, o Wielki!) jest Bogiem, który wśród Bogów najgorszym jest.- odpowiedział spokojnym głosem Tut-Ay-Ey. -Nie rozumiem dalej... -Set jest tak samo potrzebny jak Re-Aton czy któż inny... wielu Egipcjan przeklina pustynie... lecz gdyby nie ona... kto wie... może wielu naszych wrogów nie miałoby żadnej granicy dzielącej ich od nas...nie byłoby terenu, na którym tylu zbrodniarzy ginie, nie dotarłszy do Egiptu...i dalej... czy Egipt nie nazywałby się teraz Libią... lub.... Atlantydą. -Wasza dostojność... nie bluźnij! -Nie bluźnię, córo Seta...ja tylko stwierdzam fakty. -Nie są faktami te, które tak naprawdę nie wydarzyły się. -Wyobraźnia. Ona jest tą, co tworzy... i niechaj w twym umyśle utworzy obraz Egiptu...bez pustyni... co widzisz?- przymknął dłonią jej powieki. Milczała przez chwilę. -Zniszczenie i... i... Chaos- ostatnie słowo dziwnie na Nią wpłynęło... gwałtownie otworzyła złote, niczym Orle oczy...niezwykłe, czarne światło wydobywało się z jej twardówek... . Kapłan machnął parokrotnie ręką przed jej obliczem. Przez chwilę nie reagowała. Miała dziwną minę. Taką nieobecną... tajemniczą...wydawała się jakby... wpatrzona gdzieś daleko... . Kapłan wreszcie potrząsnął nią. Przebudziła się. -Znów miałaś ten dziwny stan? -Byłam na dolnym świecie... widziałam tam... widziałam takie dziwne miejsca... dziwnych ludzi...- powiedziała szeptem. Cała drżała. Ów Dolny Świat wydawał się być o wiele bardziej rozwinięty... tylu dziwnie odzianych ludzi, biegających po szarych pustyniach... Tyle machin , nieznanego gatunku i zastosowania... pożerały tych zabieganych ludzi... Jedne większe... drugie mniejsze... zawsze z przezroczystymi brzuchami... -Uważam iż to jest znak, jakiego kapłani Ozirisa chcą. -to nic...- uspokoiła się kapłanka. Uznała, iż to tylko jej chora ‘wyobraźnia’. -a jednak... to, co widziałaś jest wizją rzeczywistości. -nie prawda! To wszystko tam... na to nawet nie mam miejsca tutaj! To jest za wielkie! Tamte wysokie budowle... chyba świątynie... o tysiącach szklanych ozdób.... nie, całe szklane! Geometryczne... niczym budowle Greków.... ale... gigantyczne... nie, ja już bym to dostrzegła, gdyby to istniało... wiesz, Wasza Dostojność, o moich zdolnościach... i wyjątkowo dalekim wzroku...- jak zwykle. Ankh-Nu-Nefer zawsze łatwo dawała się ponieść emocjom... łatwo traciła kontrolę nad myślami, słowami i czynami. Jej imię przecież znaczyło... ‘’Życie Piękne Chaosu” ... tak... ona nie tylko czciła Seta... lecz wśród ludu wielu szeptało, iż jest Boginką Chaosu. Miała świadomość, iż Kapłance nie przystoi poddawać się emocjom... z drugiej jednak strony... była kobietą... z krwi i kości... o wiele bardziej uczuciową i porywczą... i stąd pewnie ów ‘’Chaos”... Wymagał on czci... gdyż przecież ON był początkiem... To z NU wynurzył się pra pagórek BENBEN.... dalej.... Nu kojarzone często było z Nilem... rzeką życia... tą, która nawadnia pola chłopskie w miesiącu Paofi... Następnie... Benben... jest to Heliopolis... miasto czcicieli Bennu-Feniksa... czcicieli Re... słońca.... ONA była początkiem... lecz któż końcem... któż Pagórkiem... któż ptakiem wyklutym z jaja złożonego przez Re... jak powiada przepowiednia... jej siostra. Jej zaginiona, utęskniona siostra. -Dolny Świat jest właśnie taki. Tam musiałabyś obszukać siostrę swą. Więc, czy tego chcesz, czy nie, kiedyś to miejsce odwiedzisz.- powiedział Tut-Ay-Ey. -Odechciewa mi się, Wasza Dostojność. Lecz dla siostry... -Przywiązana byłaś do niej, wiem. Lecz i my musimy czekać na decyzję Rady Najwyższej. Oni nie są jej przychylni. Uważają ją za zdrajczynię. Sądzę, iż jeszcze długo poczekamy...- na to Ankh-Nu-Nefer spuściła wzrok. Jak pamięcią sięga, kochała swą siostrę, Nefertirę z całego serca. Odkąd ta wymknęła się z terenów podlegających Seeb-Ma-At, nie widziała jej. W chwili ucieczki, wiedziała, iż może jej już nigdy nie ujrzeć. Lecz jednak pozwoliła. Uznała, iż szczęście jej otoczenia jest ważniejsze, od jej własnego szczęścia. Egipcjanie wreszcie stanęli. Ich drogi właśnie miały się rozejść. Mężczyzna w stronę jedną, kobieta w stronę drugą. -Pamiętaj, Ankh-Nu-Nefer... nie pozwól, by nadzieja opuściła Twój Cień. -Dziękuję. Kapłanka przeszła do jakiejś sali. Była to sala dość spora i wysoka. Siedzieli w niej kapłani niższego święcenia. Dzierżyli w rękach instrumenty. W pomieszczeniu było dość ciemno. I zimno. Z jednej strony, Egipcjanin przyzwyczajony to klimatu gorącego, cierpiałby tutaj... a jednak... chłód przyniósłby takie ukojenie.. „wszystko jest takie dwuznaczne”- Pomyślała Ankh-Nu-Nefer. Spojrzała niechętnie na swą dłoń. Przeszła się to tu, to tam... kapłani patrzyli na nią zdziwieni. -O, Boska, może byśmy tak rozpoczęli Święty Obrzęd?- spytał jeden z nich, trzymający długi ni to flet... ni to trąbę.. -A, tak... prawda- Kobieta wyszła z zamyślenia. Znudzona szukała po sali świec. Każdej z nich dotykała iskrzącym się palcem, co wywoływało zapłon knotów. Była to postać przedziwna... Z jednej strony spokojna... Z drugiej porywcza... Inteligentna... A jednak tak wielu nie rozumie... Oprócz umiejętności nabytych w Szkole Kapłańskiej, posiadała własne moce. Trudno to było zdefiniować... Ogień... Woda... Ziemia... Powietrze... Nie reprezentowała sobą żadnego z tych żywiołów.... nie można było też określić, czy ma umiejętności telekinetyczne... czy siłowe... czy ‘’rażące”... Tak jakby wszystkiego po trochu.... ![]() Gdy już wszystkie świece zapłonęły, jej oczom ukazał się zarys postaci. Wysoki, postawny mężczyzna o głowie hieny... tak... był to posąg Boga Seta...spoglądającego groźnie na każdego, kto odważył się doń zbliżyć. Zmierzyła go wzrokiem. Nic ciekawego. Jak co dzień. Nic również się nie zmieniło. A może gdyby stał się cud... uznałaby go Rada... i mogłaby wtedy wyruszyć w podróż? Ale jak zwykle... posąg stał nieruchomo. Był taki oschły... milczący... kogoś, kto wpatrywałby się w niego dłużej mógłby doprowadzić do szału... amoku... Zapaliła jakieś kadzidło. Nie było to to samo, które zapaliła po przebudzeniu... nie... to składało się z innych ziół... ziół wprowadzających w stan Delerium...w stan transu... Nie lubiła tego. Codzienny, przykry obowiązek. Nudny. Wszystko z resztą było nudne. Rutynowe. Przesiedziała chwilę przed posągiem. Aż w końcu odurzona dymem wstała. -,,O wielki Secie, bądź pozdrowiony w codziennej swej wędrówce. Niech piaski pustynne nigdy zielenią nie zarosną, Niech żar Re nigdy nie przestanie ogrzewać twego oblicza, Niech nikt nigdy nie przeszkadza Ci, o Wielki, w życiu spokojnym” – wyrecytowała. Kapłani zaczęli grać na instrumentach. Muzyka była piękna... półtonowa... Niczym tancerka delikatnie kołysząca się w powiewnej sukni. I Właśnie... tancerka.... Ankh-Nu-Nefer powoli uniosła ręce do góry, zaplatając dłonie nad głową, trzymając łokcie lekko ugięte. ![]() Powoli zaczęła kołysać biodrami do rytmu... powoli...powoli... wnet pochwyciła szybsze tempo... wreszcie zaczynało pasować to do muzyki... ![]() Stała w miejscu. Kołysać się zaczęły również ramiona. Postać Kapłanki , w ciemnościach zaczęła sprawiać wrażenie pochwyconego w dłoń węża, tańczącego na wszystkie strony. Ręce zaczęła układać w różne dziwne sposoby... w coś, co sprawiało wrażenie lotu ptasiego... lecz jedno skrzydło szło ‘’do góry” ... drugie ‘’do dołu’’... Poczęła obracać się wokół własnej osi... przebierać z nogi, na nogę... Aż to wszystko przerodziło się w niezwykły, zmysłowy taniec... Każdy ruch, każde nawet drgnięcie uwydatniało kształty jej ciała... Niby jeszcze nie dorosłe... lecz już dość kobiece.... ![]() -,,Miii i ankh othen ma-aaar, mi sun tarkh meto-or, uuunk ahen tehir baaan, mun eset tefer den ooom..“ - zaczęła pieśń. Pieśń była w języku przedziwnym... niby przypominał staroEgipski.. lecz... to nie to... był dialekt zarezerwowany dla Ehn-Seeb-Ma-At. Tylko oni umieli się nim posługiwać... nikt inny... nikt niepowołany... Ów wręcz Bahantyczny taniec trwał pół godziny... Gdy już wreszcie skończyła, w geście pokory upadła na twarz przed posągiem. -,,Bądź pozdrowiony, o Wieczny!” – i wstała. Była zmęczona. Ale cóż... po pracy czekał ją odpoczynek... przyjemny pobyt w łaźni... to coś, czego jej było trzeba. Po przebraniu się w strój do kąpieli, udała się do sali, w której wykopane było wgłębienie na wannę. Woda była letnia... idealna... usiadła najpierw na brzegu, potem na dnie. Ogarnęła ją przyjemna, pieszczotliwa woda. Siedziała, wpatrzona w jeden punkt... rozmyślała... Głównie o tych przedziwnych stanach, jakie ją co chwila ogarniały... Czy to cuda, zesłane przez bogów? Czy kolejna umiejętność, której jeszcze w sobie nie odkryła? Czy po prostu wpływ wonności z sali z Posągiem... I nagle ze znużenia przysnęła. Powieki ciężko opadły... mięśnie rozluźniły się... trochę mocniej zanurzyła się , jak pod kołdrą. Trwałoby to może dłużej, jednak usłyszała kroki, obijające się echem po salach. Kroki zbliżały się. Były miarowe, ale szybkie. Tak jakby pośpiech jakiejś zawsze opanowanej osoby. Znała tek kroki. Domyślała się kto to. Otworzyła natychmiast oczy. Była trochę zdenerwowana, że ktoś wybił ją z jakże błogiego stanu... W sali ukazała się postać. Młody mężczyzna o średniej długości, białych włosach. Miał wręcz piorunujące , niebieskie oczy. Taki niezwykle głęboki, fascynujący kolor... ![]() -Mirai?- spytała postaci. -Tak.- odpowiedział. Mirai, był to osobnik, na którego Ankh-Nu-Nefer była skazana przez przeznaczenie. Jeden z najlepszych adeptów Seeb-Ma-At... często wysyłany na misje na Świat Dolny. Ankh-Nu-Nefer zazdrościła mu wiedzy na temat Dolnego Świata. Za każdym razem, gdy wracał wypytywała się go o jakieś ciekawostki... Był on również pół Atlantem... Egipt na Świecie Wyższym prowadzi wojnę z Atlantydą... Jednak Mirai jest synem kapłanki Atlantyckiej wziętej pod niewolę i Egipskiego dostojnika. Więc warunki ślubu jego z kapłanką Ankh-Nu-Nefer były spełnione. Jednak sama Kapłanka nie była z tego powodu zbyt szczęśliwa. Nie pociągał jej. Nie sprawiało jej przyjemności patrzenie na niego... rozmowa... fizycznie... mimo dobrego zbudowania... dobrych proporcji mięśni... ogólnie proporcjonalnej sylwetki nie miał dla niej w sobie nic. -byłeś na misji?- spytała wskazując na czarny długi płaszcz, w którym prawdopodobnie Mirai było gorąco. -No tak.- odpowiedział. -to zdejmij to. Kąpiel przyda Ci się. Mam olejek różany.- jak kazała tak zrobił . zrzucił z siebie czarne, pochłaniające ciepło odzienie. Wszedł do wanny i odetchną z ulgą. Woda rozluźniła spięte mięśnie. ![]() Ankh-Nu-Nefer pomasowała go po plecach. Co już głęboko go zrelaksowało. Nakropiła swe ręce pachnącym olejkiem różanym, po czym wtarła go w Jego kark. -o jak dobrze!- mruknął z ulgą. Tego mu trzeba było. Odwrócił się w kierunku. Pocałował ją. ![]() Niechętnie, ale przyjęła jego pocałunek. Nie miała wyboru. To jej przyszły mąż. Lecz ten chciał dalej i dalej... zachłannie ją przytrzymywał, mimo iż próbowała zasugerować, by ją puścił. Przycisnął ją do siebie, po czym ułożył w pozycji leżącej. W końcu jednak Ta go odepchnęła. -Jestem Kapłanką!- sprzeciwiła się. ![]() -Lecz czyż nie jestem twym przyszłym mężem? -przyszłym, lecz nie teraźniejszym. -jaka to różnica? Przecież i tak prędzej.. czy później... -Później. Do spisania dokumentu o małżeństwie, mam zamiar dochować wierność bogom. -Kapłanki! -Czy chcesz, by spadła na mnie klątwa?! -Nie. -więc, jeśli nie chcesz tego, to czemu nakłaniasz mnie do sprowadzenia na siebie klątwy? -wydawało mi się... jeśli głosi przeznaczenie... -przeznaczenie przeznaczeniem. Przepowiednia przepowiednią. Lecz jeszcze nie wypełniła się.- powiedziała i przymrużyła wściekle oczy. -a właściwie przyszedłem tu bo... -No oczywiście. Cały ty. Zanim przejdziesz do rzeczy zrobiłbyś tysiąc innych rzeczy.- przerwała mu oschłym tonem. ![]() -Faraon wzywa Cię do siebie. -Co?! Świątobliwość?! A cóż Wcielenie Horusowe mógłby ode mnie chcieć?! -mówił coś o misji. -Znak! Dokonał się cud! Nareszcie!- wyskoczyła z wanny. Pognała korytarzami do swej komnaty. Kilkakrotnie przejechała się mokrymi stopami po śliskiej podłodze... a ile razy zaplątała się w tiulowe zasłony... trudno powiedzieć. Gdy jednak dotarła już do swego celu zrzuciła z siebie szybko ubranie kąpielowe narzuciła na siebie swoje codzienne ubranie. Wezwała natychmiast skrybę, by ten obudził lektykarzy. Czekała niecierpliwie. Chodząc zdążyła wdepnąć w każdy kafelek swojej komnaty. Aż wreszcie skryba pojawił się z powrotem i oznajmił, iż lektyka jest gotowa. Ankh-Nu-Nefer z prędkością niemalże Sokoła spadającego na swą ofiarę rzuciła się w kierunku wyjścia. ![]() Wsiadła do lektyki i coraz to poganiała niewolników, by się nie spóźnić na spotkanie, które i tak nie miało określonej pory. U schyłku dnia dotarła do Memfis. Lektykę ustawiono u wrót gigantycznego budynku... Kapłanka na chwilę zapomniała o szklanych świątyniach z jej snu...teraz była przepełniona podziwem dla architektów jej własnego narodu.... ![]() ~*~ -Wasza Świątobliwość, przybyła Kapłanka Ankh-Nu-Nefer.- jeden z wartowników padł na twarz. ![]() -wprowadzić. – przed Egipcjanką otworzyły się drzwi do wielkiej sali. Na jej końcu wielki tron. Na tronie zaś siedział sam Faraon Ekhmes II. Koło niego jego Czcigodna Małżonka Tia. Dziewczyna natychmiast podbiegła w jego kierunku. ![]() -Czemu nie padasz przede mną na twarz, kobieto?! -Przepraszam, o Świątobliwy... lecz to dla mnie tak ważne, że zapomniałam... ![]() -Już dosyć. Ad rem. Kapłani Nut widzieli dzisiaj spadającą gwiazdę... -i? I?- dopytywała się Ankh-Nu-Nefer. -I Rzekli do mnie, iż jest to znak dla Strażniczki Elemento- Kapłanka odruchowo spojrzała na amulet zwisający z jej szyi. Był bardzo podobny do amuletu jej siostry... tylko że... był ażurowy. Misterna konstrukcja z lekkich złotych drucików... lecz tym, co głównie zwracało na siebie uwagę, było 16 kolorowych kamieni, formy idealnie kulistej. Każdy z nich miał inny kolor. Inne właściwości... każdy co innego symbolizował. -Więc, jako główny przewodniczący Seeb-Ma-At, Kapłanko Seta, wysyłam cię na pierwszą misję na Świat Niższy (Znany również jako Dolny). ![]() -naprawdę?! Odnajdę wreszcie siostrę! -Na twą siostrę przyjdzie czas. Lecz nie teraz. -Co?! -Masz odszukać mego syna. -Twojego syna , Panie?! Przecież on zaginął jako niemowlę. -dlatego sądzę, że akurat Ty się nadajesz, by go odnaleźć- z trudem powstrzymywał gniew. Ta oto kapłanka była tak pyskata... ale nie wolno jej było urazić... bo kto wie... -wiemy nawet jak wygląda, i gdzie mieszka. Masz bardzo ułatwione zadanie. Jak na pierwszy raz... -ale... ja muszę odnaleźć... -musisz odlaleźć Cael-Ra. Może pocieszy Cię fakt, iż jest on przeznaczonym twej siostrze. -nie wielkie pocieszenie.- stwordziła z nieukrywanym rozczarowaniem i zniechęceniem w głosie. -Wyruszysz natychmiast. Ze wszelkimi szczegółami zapoznasz się w trakcie podróży. -Ale mój mentor... Arcykapłan Tut-Ay-Ey... -nie potrzebny Ci on. Czeka Cię długa droga, zanim dotrzesz do domu. Będzie to dla was próbą- powiedział i zakończył. -ale.... -idź już. Kapłani Cię przygotują.- i została wyprowadzona przez dwóch strażników. Przygotowano ją i pouczono. ~*~ Następnego dnia, o poranku, Miała odbyć podróż. ![]() Przygotowana, stała nad trójnogiem. Miała odmówić tę jedną formułkę. Bała się. Trzęsła.... To w końcu miała być jej pierwsza podróż no Dolny Świat... Lecz... czy się powiedzie? Czy wróci z tym, kim miała wrócić? Czy w ogóle wróci? Stała i wpatrywała się. Przełknęła ślinę. ![]() -Seretmun!- zniknęła. Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 10.05.2005 - 01:00 Powód: Zdjęcia ;) |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Wiem, iż może nie jest to do konca udany odcinek.... ponieważ inspiracją mi, jak już wyżej mówiłam, były lata '80 (Limahl - "Never Ending Story"... Depeche Mode - "Enjoy The Silence" Talk Talk "Such A Shame"... i te klimaty [może mi to ktoś wytłumaczyć?! bo a na prawdę siebie nie rozumiem! skad mi się wziął napad na New Romantic ?!]) zamiast Amethystium (jest jeden taki utwór, Gates of Morpheus, który proponuję słuchac czytając to opowiadanie
![]() ![]() Prosze Państwa! 7 stron a4, Times New Roman 10 pkt. nie licząc oczywiście zdjęć ![]() ![]() Sed Ad Rem: Semita Ad Achet-Ankh odcinek 4 - Saltatio Divorum (Taniec Bogów) Kolejny wschód Kolejny początek wędrówki. Lecz wędrówki nie tylko Ra... nie.. wędrówki również dwóch nie-bogów... Na wydmie stało dwoje ludzi. Przedziwnych... Mężczyzna o skórze niebieskiej... włosach srebrnych... długich... Zaś kobieta cery morskiej... oczy niezwykłe... elektryzująco zielone. Wpatrywali się w dal... oboje w jeden punkt.... tym punktem była kępa drzew... wysokich...zielonych... Nie do końca pasującego do ‘’kraju piasków”... tak im się wydawało. Rozmawiali.... lecz język, którym się posługiwali... niepodobnym jest do żadnego języka znanego mieszkańcom Świata Dolnego...nie... to mowa tak dziwna... że nawet mieszkaniec Azji- znany z języka ,,wydziwionego” nie powtórzyłby najkrótszego słowa... Trudno go do czegokolwiek porównać... Do Greki starożytnej... Do Polskiego Wczesnośredniowiecznego... Do gulgotu indyka. ![]() Jednak mimo niezrozumiałego innym języka, nie przejmowali się tym, ba! Prowadzili dość żywą konwersację. Wtem umilkli. -Gjuijamhaihijhie? – dziwaczne dźwięki ,wydobyły się z gardła kobiety. Ton wskazywałby na zapytanie. -Idźcie! Już nadszedł czas! – wypowiedział jakiś głos... znajomy...niczym wiatr przemykający między palmowymi liśćmi... . Z niewiadomych przyczyn, każdy mógł zrozumieć, co wyrzekł. Również oni zrozumieli. I niczym wicher porywisty ruszyli w kierunku, który tak bacznie obserwowali. ~*~ Otworzył nagle oczy. Gwałtownie usiadł. ![]() Nie było jej. Powinna być koło niego. Spać... u jego boku... – tutaj dreszcz przeszedł po jego plecach- gdzie ona jest?! Czy zostawiła go, ot tak, na pastwę losu?! Kobiety to żmije! Najpierw uwiodła aż tutaj... a teraz tak po prostu- zostawiła! – myślał. Zaczął nerwowo chodzić w kółko. - Ank-Un-fer! Ank-Un-Fer! –zaczął nawoływać. Postanowił się przejść i jej poszukać. Szurał (bo tak najtrafniej można określić sposób, jakim ten osobnik się poruszał... nie wiadomo dlaczego... chyba pod wpływem wysokiej temperatury...) wzdłuż ścieżki... cofał się... - Ank-Un-Fer! Gdzie Ty jesteś! – w głosie można już było dostrzec nutkę przerażenia... - Ank....- i stanął. Poczuł, że ktoś go śledzi. Coś zaszumiało w krzakach. Niby swym krzykiem mógł spłoszyć Żako żerujące wśród liści palmowych... a one, jako że Papugami są rozmiarów słusznych, przestraszone mogły narobić niezłego hałasu. Brakuje jeszcze tylko charakterystycznego, warczącego bueeee i byłby pewien. Lecz chwileczkę... Żako przecież występują w południowej i środkowej Afryce (o ile to można nazwać Afryką.. właśnie uświadomił sobie, że nie ma najmniejszego pojęcia o geografii ,,Świata Górnego” czy jakiegoś-tam... tyle lekcji... tyle nauki... i po co to było...ale mniejsza o to...). A Egipt, jak sądził znajduje się raczej na północy. Ale na północy przecież żyją inne Zwierzęta... – próbował się pocieszyć. Ale na próżno. Drobne włoski wyrastające z jego nóg... rąk... poczęły subtelnie stawać dęba... gładka dotąd skóra stała się ‘’gęsią”.... a to wszystko tak ‘’pięknie” pasowało do atmosfery ,,gorącego poranka w tropikach”. ![]() Znów krzaki- tym razem coś przezeń przemknęło. Jakaś szara sylwetka. Zaczął się trząść, co jeszcze dopełniło efektu ‘’dziwaczności”. Usłyszał za sobą, coś jakby... gałązkę łamiącą się pod stopą... zaraz po tym wściekłe syknięcie. Powoli odwrócił głowę. Nie mógł szybko, gdyż cały zesztywniał. Zobaczył jakieś oczy. ![]() - Ajaj! – krzyknął i odskoczył do tyłu. Potknął się i zaliczył efektowny upadek. Na prawym łokciu pojawiło się nie-za-pięknie wyglądające zadrapanie. Jego oczom wreszcie ukazała się postać w pełnej okazałości. Nie kto inny , jak Ankh-Nu-Nefer. Z dość dziwną, trochę niezadowoloną miną. ![]() - To Ty! - A kogo się spodziewałeś, o Panie- mruknęła. - Nie dobrym pomysłem jest, zaskakiwać mnie o poranku! - Ciebie chyba nie można zaskakiwać w ogóle, gdyż w końcu dostaniesz zawału serca, na-mie-stni-ku- mruknęła jeszcze ciszej. Niekoniecznie chciała, by jej towarzysz to usłyszał. Jednak, jako że Terry cechował się niebywale dobrym słuchem... - Coś Ty powiedziała?! - Nic – powiedziała. – sądziłam, że usiedzisz w spokoju i poczekasz, zanim nie wrócę. – dodała. - Nie było Cię. Pierwszym odruchem jest wyruszenie na poszukiwania. Martwiłem się, że coś Ci się mogło stać – skłamał. Ta wyczuła kłamstwo i zaczęła się śmiać. - jesteś okropną ignorantką, wiesz? - a czegoś się spodziewał? Że budząc się ujrzysz moją twarz, zatopioną w śnie, oświetlaną przez promienie porannego słońca... ach ci ludzie ze Świata Niższego.... – powiedziała z trudem powstrzymując śmiech. - ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. - chodź. Zapewne po tym spacerze jesteś głodny – jak gdyby nigdy nic zaproponowała. Cael-Ra czuł się już całkowicie zbity z tropu. ,, czy może mi ktoś to wreszcie wytłumaczyć?!” usłyszał swój własny krzyk. Spojrzał na Ankh-Nu-Nefer. Dalej spokojnie szła, wpatrzona przed siebie. Co raz to spoglądała, czy jej towarzysz nie wymyślił znowu czegoś niemądrego. To znaczy nic nie słyszała. Czyliż to jakieś rozdwojenie jaźni? Nie, to po prostu jego umysł protestuje przed takimi warunkami. Doszli do ‘’obozu”. Zjedli posiłek w milczeniu. Terry’emu coraz bardziej nie podobała się jego nowa dola... ale również Towarzyszka podróży... też nic przyjemnego... i po co to był się z domu ruszać? Nie wiedział. Po śniadaniu Ankh-Nu-Nefer (Cael-Ra nie raczył pomóc) zwinęła co trzeba, przygotowała do podróży. Skinęła na Terry’ego, który tępo wpatrzył się w piaski pustyni. - No chodź już! - ponagliła go. Odwrócił twarz w jej kierunku. Spojrzał błagalnym wzrokiem. - Co znowu? - Czy my koniecznie musimy tam iść? – jęknął. - a masz jakieś wątpliwości, Namiestniku? - tak. - a umiesz poprzeć je jakimiś argumentami. - na pustyni jest gorąco. - mnie to odpowiada. - a mnie nie. - trudno. - nie ‘’trudno’’ tylko nigdzie się nie ruszam. - a więc zostań tutaj, sam. Ja idę. - To idź. – ta więc skierowała się ku pustyni. Minęła pierwszą wydmę, po czym drugą... - trzy, dwa, jeden... - Zaczekaj! Nie zostawiaj mnie! – usłyszała wołanie, przerywane ciężkim dyszeniem (jak jej się wydawało) . Obróciwszy się , ujrzała pół przygarbionego towarzysza, co chwila potykającego się na piasku , rozpaczliwie wymachującego rękoma. - parę minut temu mówiłeś coś zupełnie innego. - zmieniłem zdanie. Pustynia jest taka wspaniała... .a ciepło... już dość mam zim ze swojego świata.... - z Dolnego. To jest Twój Świat. - nie ważne. W każdym razie idę z Tobą. – Ta już nie odpowiedziała. Szli przed siebie... nie wiadomo dokąd... wokół otaczały ich piaskowe wydmy... świat drżał z bólu, jaki Re sprawiał ziemi – tak myślała Ankh-Nu-Nefer... ,,zapewne przez gorąco cząsteczki powietrza zaczęły szybciej się poruszać”- to zaś chodziło po głowie Terry’ego. Jakże różnymi były ich Światy... niby podobne... a tak inne... a dziwne... przecież często widujemy jeszcze dziwniejsze miejsca... w literaturze Science Fiction...przeróżne stwory... niesamowite krainy.... a to... ot po prostu... Świat Starożytny... o którym uczymy się w szkole.. czytamy w książkach.... Jednak i tak, człowiek nowoczesny, znalazłszy się tam, nie czuł by się najlepiej.... Po kolejnej godzinie marszu , Cael-Ra chciał wreszcie przełamać dość –jak dla niego – niezręczną ciszę. - Wiesz... muszę się Ciebie o coś zapytać... - Chętnie rozwieję dręczącą Cię niepewność. - wczoraj tańczyłaś... i... ładnie tańczysz. - przejdź do pytania. - no... to było pytanie. - Wiesz... chyba nie do końca rozumiem. Możesz sformułować je jaśniej? - mówiłaś, że jesteś kapłanką. A kapłanki powinny rozumieć... - przy tak enigmatycznej wypowiedzi, nawet Ja nie rozumiem. Pytaj wprost. – i to było następne potknięcie. Właściwie nie chciał się jej o nic pytać... chciał po prostu powiedzieć komplement. Ale coś mu nie wyszło.... - pewnie chodzi Ci o to, po co tak tańczyłam? - eee... - nawet, jeśli nie wiesz, powiem. Otóż oddawałam w ten sposób cześć Świętemu Setowi. Prosiłam go o opiekę w podróży... może nie wiesz, lecz w przypływie gniewu mógłby nas zasypać piaskami. Bogom należy się cześć. - masz na myśli burze piaskowe? To tylko mit. Sprawa zawirowań ciśnienia... - jak śmiesz! Obrażasz Świętego Tyfona! Ani mi się waż więcej coś takiego mówić! - bo co? - po pierwsze: Jestem kapłanką Seta, a więc mym obowiązkiem jest dbać o interesy Wielkiego! Po wtóre: Czy Ty chcesz ściągnąć na nas klątwę?! Chcesz zginąć?! - myślę, iż Ci twoi ‘’bogowie” w ogóle nie istnieją. Zapytaj się mnie o cokolwiek , a znajdę racjonalne wytłumaczenie. A nie jakieś pogańskie głupstwa i głupstewka. - wyznajesz widzę Boga Żydów! - A myślałaś że jest inaczej? – Ankh-Nu-Nefer szeroko otworzyła oczy. Ni to przerażenie... ni po prostu zdziwienie....lecz gest ten mówił sam za siebie ,,Co?!”... - Musisz wyrzec się swego boga. – po chwili milczenia wydusiła. - nie ma szans. - tutaj twój bóg nie istnieje. Chyba że chcesz podzielić los Amenhotepa IV... przez większość zapomnianego... tego, który chciał wprowadzić Aton... - mów dalej... – Cael-Ra zaciekawiła opowieść... słyszał coś o nim... przy okazji lekcji historii i pełnego pasji opowiadania nauczycielki o ‘’Głowie Nefertiti” – małżonki Faraona. - Powiadają, iż nie z tego Świata... ani nie z Tego, ani z Dolnego....Z trzeciego... ale mniejsza o to... nie dość, że wygląd miał dziwaczny, to jeszcze ten Aton! Zastąpił nim wspaniały Panteon naszych Bogów! To On był wzorem dla Żydów! Wiem , co Żydowska Religia zrobiła z Waszym Światem. - naszym światem.. zaprzeczasz sama sobie. A co do mojej Religii... tym samym obraziłaś moje uczucia religijne, powinnaś mieć tego świadomość. Ja się tych całych Twoich Bogów nie czepiam. Nie obrażam. Nie obrażam również Twojego Narodu, co Ty uczyniłaś z Narodem Żydowskim. – Ankh-Nu-Nefer wreszcie zamilkła. Nie miała pojęcia co odpowiedzieć. Pierwszy raz... pierwszy raz od tak dawna miała to uczucie... - teraz milczysz? – nie odpowiedziała. Szli dalej. Nikt się nie odzywał. Jednak w pewnym momencie Ankh-Nu-Nefer przymknęła oczy. Rozchyliła usta. Z jej gardła zaczął wydobywać się jakiś niezwykle melodyjny dźwięk... powoli rosnący w siłę ... coraz głośniejszy.... Cael-Ra przystaną na chwilę i popatrzył się na nią zdziwiony. ,,o co znowu w tym chodzi! ŻĄDAM ODPOWIEDZI!” po raz kolejny usłyszał swój głos. ,,ja chyba zwariowałem... słyszę swój własny umysł... nie... to chyba ta przeklęta pustynia...” Ta nie zwróciła uwagi na lekko osłupiałego Terry’ego. Szła dalej... krok tylko trochę spowolniła... Trafiła na kawałek w miarę prostej drogi... nie było problemu z podążaniem ku jej końcu.... można więc było pozwolić nogom na odpoczynek.... i głos z wysiłku się nie załamywał.. - ,, Byłam kiedyś na pustyni, byłam kiedyś na pustyni, Piasek złotem się tam szczycił, Widziałam piękną, widziałam piękną, Lśniącą szatę Tyfona.... Zatańczyłam tam, zatańczyłam, Po wydmach poczęłam biegać, Bawiłam, się bawiłam, Sypkimi drobinkami, Byłam i nocą, i nocą, Srebro gwiazd... Granat nieba, granat nieba, Ukazał mi drogę... Rozglądam się dziś, rozglądam się dziś, Widzę ten sam błękit, Podróżuję znów, podróżuję znów, Niezmierzonym królestwem Seta... „ – Głos miała przedziwny... operowała nim jak Arabka... dzisiaj... półtonami... Brzmiało to niebywale pięknie.... zaskoczyła tym Terry’ego.... wsłuchiwał się w to z zachwytem... Nie dość, że cieszyła jego wzrok... to teraz słuch....,, Jest taka dziwna... z jednej strony zewsząd ukazuję piękno... z drugiej jednak... tak wiele jej cech jest dla mnie dziwnych i niepojętych... kim ona jest?!” myślał. - wiesz... – zaczął. - słucham? – szykowała się już, by kontynuować pieśń. Ale odpowiedzieła. - Pięknie śpiewasz... – powiedział z NIE udawanym zachwytem... - To nie ja pięknie śpiewam... to pieśń jest piękna... owa z ust każdego, nawet niemowy brzmi pięknie.- przekręciła głową, jakby chciała ogłosić to całej pustyni. - czyliż ja bym też tak potrafił? - jeśli śpiewał byś to całym sercem, z przekonaniem. Tak. - naucz mnie... - ależ to przecież pieśń ‘’pogańska” - moja kultura nie zabrania mi nauki pieśni innych religii. Ba! Uważa, iż należy dążyć do oświecenia czyli po prostu nauczyć się – i nagle jakby go zatkało. Zastanowił się nad swoją dziwaczną personifikacją ‘’kultury”. ,,zaprawdę... coraz ze mną gorzej...” – pomyślał. - nie jest trudnym zapamiętanie. Wystarczy kilka razy powtórzyć. Dążyć do perfekcji... – Ankh-Nu-Nefer ożywiła się. Odprawianie obrzędów Religijnych, a zwłaszcza pieśniarstwo było jej pasją. ![]() - Tylko mi powiedz, jak brzmi... gdyż teraz nie pamiętam... - na początku lepiej nauczyć się czegoś prostszego... czy umiałbyś tak zagrać głosem, jak ja przed chwilą? - chyba nie. - a więc. Posłuchaj – Ankh-Nu-Nefer zwróciła oczy ku niebu. Przymknęła lekko powieki, gdyż promienie słoneczne raziły ją. - ,,O Święty Ra, o Wielki, Oświetlasz Świat, Już wieki, Co dzień się rodzisz, I giniesz pożarty, Ataki wężowe znosisz, Tothowi pozostawiasz warty...” - Zaśpiewała. Melodia była dość prosta... jednak i tak brzmiała pięknie... Terry powtórzył dwa pierwsze wersy.... po czym Ankh-Nu-Nefer znów zaśpiewała... on powtórzył 4.... I tak trwało to dobre pół godziny.... jednak po tym czasie słychać już było obojga czyście grających głosem, niczym duet wielkich artystów.... Zabawę mieli z tego pyszną... Kapłanka wreszcie miała z kim śpiewać, zaś Cael-Ra.... Cael-Ra po prostu się nie nudził. I nie męczył myśleniem... rozterkami.. Za nimi podążała jeszcze jedna para.... Para ludzi dziwnych.... O łuskowatej, śliskiej skórze.... koloru zimnego... O groźnych wyrazach twarzy.... ostrych rysach.... Dwójka stworzeń pochodzących z kultury zbuntowanej... na Świecie Dolnym już ukaranych... przez wielką powódź, która ukryła ich miasta..... Szli krok w krok... po śladach.... ukrywali się tuż za wzniesieniem...wydmą...kamieniem.... ![]() - Teraz!- szepnęła kobieta. - Nie... później... jeszcze nie jesteśmy gotowi! – odpowiedział jej mężczyzna. Nagle zauważyli, iż jedna z obserwowanych osób ogląda się za siebie. Padli natychmiast na piasek. ~*~ Robiło się już ciemno. Oboje byli zmęczeni. Jednak Ankh-Nu-Nefer chciała gdzieś jeszcze dojść. Tak jakby miała poukładany cały plan podróży. Istotnie... odkąd dowiedziała się, gdzie wylądowała... wiedziała, w jakim kierunku iść. - możemy już się zatrzymać? – mruknął Terry. Mimo iż noc na pustyni nie wydawała mu się większą przyjemnością, chciał już na spokojnie się położyć spać. ![]() - jeszcze trochę.... o! Spójrz! – wskazała ręką jakieś miejsce... tam były światła... jakieś pochodnie... to musiała być osada! - i co... warto był wytrzymać? – powiedziała, gdy już dotarli na miejsce. Owe nie okazało się osadą, ale świątynią Geba- Boga ziemi. Kapłanie już mieli przygotowane dla nich miejsca spoczynku... dwie dość bogate komnaty.... sąsiadujące ze sobą. Zostali ugoszczeni dobrym i pożywnym posiłkiem. Oboje mogli zażyć kąpieli.... Tak.... kąpiel była marzeniem Terry’ego... Po tej czynności wreszcie mógł udać się na spoczynek.... Stanął u progu.... przejechał ręką po ścianach... poczuł na nich całą masę dziwnych, wyżłobionych kreseczek i im podobnych.... to były hieroglify.... patrzył na nie... ale widział tylko niezrozumiałe rysuneczki. Irytowało go to. Tamta zgraja wszystko rozumie... a On... jako Teoretycznie Syn Faraona...on nic nie widzi, prócz jakiś znaczków. Dopiero dotarło do niego, że jakoś porozumiewa się z tamtą zgrają... ,,czyżbym mówił po Egipsku?! A to Ci dopiero! Ale skąd to się wzięło?!” – myślał –również po Egipsku- Wreszcie przyszło mu do głowy, że nie ma po co się tym udręczać. Umie, to umie- rozumie to rozumie- tylko z korzyścią dla niego... bo przecież katastrofą byłoby nie rozumieć ich! Przeszedł kawałek. Zobaczył łoże, który wyglądało na miękkie. Wziął rozpęd i z donośnym ,,yahoooo!” rzucił się nań. Okazało się jednak nie-do-końca-wygodnym i coś trachnęło w kręgosłupie Namiestnika. Ale to mu specjalnie nie przeszkadzało. Był w dobrym humorze.. humorze do wygłupów...do radości. Splótł ręce pod karkiem i wygodnie rozłożył się na miejscu. Wtem zobaczył Ankh-Nu-Nefer. Swoim sposobem stała w progu. Aż podskoczył (co wglądało dość śmiesznie, biorąc pod uwagę pozycję jego rąk) . - co Ty tu robisz? - stoję. – bezczelnie odpowiedziała. - A dlaczego? - bo przestałam iść. - a dlaczego przestałaś iść? - bo nie miałam powodu by iść dalej. - wygrałaś. - Zbyt szybko się poddajesz, Namiestniku. Faraon powinien... - nie mów mi teraz nic o tych wszystkich faraonach-nie-faraonach , jestem w zbyt dobrym humorze. O, porozmawiajmy o Tobie. - cóż chcesz o mnie wiedzieć? - nie wiem... rodzina... przyjaciele.. chłopak... jak Ci się w życiu układa... - mój ojciec jest Arcykapłanem w Świątyni Tefnut... Matka... Matka była Kapłanką Ozyrysa, ale dla ojca zrezygnowała. - a ja myślałem, że ten, kto zrezygnuje z kapłaństwa jest przeklętym... - zależy dla kogo. – i umilkła. - no, mów dalej. - Pytaj. - Partner? Słyszałam, że w Egipcie za mąż wychodzą już czternastolatki. - Przepowiednia... - Hę? - Według niej każdy z nas ma sobie przypisanego. Ty, Ja. - A kto jest Tobie przypisany? – zauważając nieśmiałość na obliczu Ankh-Nu-Nefer aż mu pojawił się ‘’błysk” w oczach. - Jego imieniem jest Mirai. Jest synem Atlantki i Egipcjanina. Żenujące... Ja- rodowita Egipcjanka i Atlant... - hmmm – zamyślił się przez chwilę. Skoro jej kogoś przeznaczono, to jemu pewnie też. Jednak teraz wolał się skupić na pocieszaniu Towarzyszki Podróży. - wiesz... u nas, na –jak to nazywacie- Świecie Dolnym nazywa się to nacjonalizmem – nie było to jego najlepsze pocieszenie. - nie jest nawet najgorszym fakt, iż ma w rodzinie Atlantów. Ale on sam... - coś z nim nie tak? - nieświadomie dąży do nałożenia na mnie klątwy. - nie rozumiem... - wciąż chce mi odebrać dziewictwo – odpowiedziała lekko poirytowana. Nie przepadała za osobami ‘’niedomyślnymi” . - hmm... z jednej strony na Dolnym Świecie coraz częściej zdarzają się przypadki, że dziewictwo tracą 14 letnie dziewczyny... ale z drugiej strony obyczaj mówi, iż dopiero po ślubie... ja osobiście jestem po stronie tej drugiej wersji... chociaż... może nawet nie dokońca... ale... ale w każdym razie to trochę młodo.... - nie wiek jest tu najważniejszy. Ale on jest... okropny. Narzuca się ciągle... mimo iż okazuję mu, że nie mam ochoty na jego pieszczoty. Niczym kleszcz... przyczepia się... i puszcza dopiero po wypiciu krwi. Rozumiesz mam nadzieję, o co mi chodzi. - tak... ale... nie każdy mężczyzna taki jest. - Ty nie rozumiesz... wokół mnie jest wielu od niego lepszych... choćby nawet Ty... a ten... ja jestem na niego skazana! ![]() - a nie można tej całej przepowiedni jakoś... wyminąć? - uwierz mi, chciałam. Lecz jestem pod presją Świętego Stanu Kapłańskiego. Oni uważają, iż Przepowiednia jest planem Bogów. Jednak jak dla mnie jest to po prostu sposób, by wszelkie pieniądze zostały w ich skarbcach. – powiedziała ze skwaszoną miną. - czemu im się nie przeciwstawisz? - próbowałam. - chcesz, to wstawię się za Tobą... ponoć jestem przyszłym Faraonem... - musiałbyś mnie pojąć za żonę. A Tobie inna jest przeznaczona. – przy jej pierwszym zdaniu lekko się zarumienił. - Siostra ma, Echn-Bennu-Titi, zwana również Nefertirą, za niezwykłą urodę. – powiedziała z jeszcze kwaśniejszą miną. - Opowiedz mi o niej... - zawsze żyłam w jej cieniu. Ona była ‘’Tą dobrą” a ja ‘’Tą złą” ... tylko za to, że czczę Seta. A ona Bennu. Jej powierzono Irianx, a mnie Ka’Nunun – Elemento. - jaki to ma związek? - taki, że Irianx jest o wiele ważniejszy. Nefertira miała nawet kilkakrotnie spotykała się potajemnie z Mirai... nic się nie przejmowała.... a dowiedziawszy się, że szykuje się misja sprowadzenia Ciebie uciekła na Świat dolny. – westchnęła ciężko. - A teraz chciałabym ją odnaleźć. - to może by tak poprzestawiać nieco w tej przepowiedni... powiem więcej... odwrócić wszystko... i będzie optymalnie – i uśmiechnął się wymownie... trochę zadziornie. - Wiesz... wolałabym w ogóle tam nie figurować i cieszyć się wolnością – odpowiedziała niewzruszona. - czekaj, czekaj... jeszcze coś wymyślimy... tak im tam nagmatwamy, że się nie połapią. Zaufaj mi.. ja mam głowę do dokumentów – i położył rękę na jej ramieniu. Próbował za wszelka cenę ją pocieszyć. - no już, nie rób min – potrząsnął lekko jej ramieniem. Ta się odwróciła. - trzeba już spać. Jutro znowu czeka nas droga. – pocałowała go i jak gdyby nigdy nic wyszła. Nie dając po sobie znać mijanym kapłanom, że cokolwiek działo się z jej emocjami. - no znów mnie pocałowała! - złapał się za czoło i padł na tapczan. Tym razem jednak nie o tym myślał... próbował sobie wyobrazić ową ‘Nefertirę’... potem jednak myśl skupił na problemie Ankh-Nu-Nefer i sposobie na jego rozwiązania. Nic mu nie przyszło do głowy, tylko po prostu razem sprzeciwić się przepowiedni... on... jako Faraon... ponoć w Egipcie Faraona utożsamia się z Re... więc... on w oczach tych wszystkich ‘’łysoli” jest albo będzie Bogiem...a Boga powinni się słuchać.... i z tą myślą zasnął. ~*~ Nazajutrz schemat powtórzył się... pakowanie... wyruszenie w drogę.... nic, o czym warto by wspominać... Idąc jednak przez pustynię, Cael-Ra miał dziwne uczucie... jakby ktoś ich obserwował.... - Nefer.. (mogę tak do Ciebie mówić?) .. - Możesz. Słucham? – uśmiechnęła się... w końcu ‘’Nefer” znaczy piękna... - mam takie dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje.. - nic dziwnego... jesteśmy w królestwie Seta... on obserwuje każdy nasz ruch... - nie... to coś innego.. - wydawało Ci się...- i szli dalej milcząc. Wtem coś przemknęło przed nimi. ![]() - teraz mi chyba nie powiesz, że też tego nie widziałaś! - Nic nie widziałam. - jak nie?! Jak byk przeleciało przed nami! - widziałeś to w pobliżu horyzontu? - można tak powiedzieć. - to złudzenie. Najwyraźniej Szu za Tobą nie przepada. - Szu? - Bóg powietrza. Twój patron. - mój? Nie ważne. Jestem pewien! Owszem, zamazane były, jednak widziałem! - a umiałbyć opisać? - otóż tak! Mężczyzna o bladoniebieskiej skórze i srebrnych włosach, i Kobieta o zielonej, nie, morskiej skórze... błękitnych włosach... fryzurę miała podobną do Ciebie... - To zapuścili się aż tutaj! – krzyknęła. Złapała go za dłoń, przyciągnęła do siebie. Stanęli do siebie tyłem i spletli ręce w przedramionach. - yyy... po co to wszystko? – spytał Kapłankę Cael-Ra. Był nieco zdziwiony jej nagłą reakcją. - To Atlanci... podstępni... musimy się trzymać blisko... - wiesz... czy to nie jest za blisko? – jęknął. Mimo jako-takiej sympatii, jaką ją darzył (a raczej wygląd jej ciało.. jej głos..) czuł się dziwnie.... - nie wiesz co planują... potrafią niczym wielka fala wody odrywać skały... uwierz mi.... mieć Atlantów na ogonie, to ostatnia rzecz, o jakiej moglibyśmy marzyć. - czy w związku z tym będziemy tu tak sterczeć, aż ‘’Ra” nas usmaży? - masz rację... – puściła go. - idźmy dalej... nie wiele nam da stanie tutaj... – dalej szli w sumie bez problemów... aczkolwiek droga wydawała im się tak długa i taka nudna... Jednak przyszedł następny wieczór... tym razem Ankh-Nu-Nefer nie miała zaplanowanego żadnego miejsca wypoczynku, co nie uszczęśliwiło zbyt Terry’ego. Nie podobała mu się perspektywa spędzenia nocy na ZIMNEJ pustyni w tak skąpym ubraniu... i właśnie.. - zimno mi. – stwierdził. - chcesz się rozgrzać? – odpowiedziała pytaniem Ankh-Nu-Nefer... - zależy w jakim sensie... - no chodź... wstań! ![]() – ten nie pewnie zrobił, to co mu kazała... ta zaś zbliżył się do niego i uśmiechnęła... poczęła coś nucić i poruszać się do rytmu. ![]() Obserwował to lekko zaskoczony. Poruszała się delikatnie, ale zmysłowo... wygląd jej wręcz wężowatego ciała potrafił wprowadzić w swoisty trans... po chwili wpatrywał się w nią dość tępym wzrokiem... oczy mu się zeszkliły... również to co widział, widział jak przez szybę... tylko zarys jakiegoś pięknego kształtu...zapomniał już o tym, że mu zimno... na jego obliczu zagościł uśmiech... jego nozdrza rozchyliły się...w końcu taki widok nie należał według niego do najgorszych.... nawet, z przytępionym wzrokiem..... - hej... śpisz? – nagle zapytała się go. Machnęła mu parokrotnie ręką przed twarzą. - ja? Yy... nie! – odpowiedział wyrwany ze ‘’snu” - no to teraz ty. - ja? - chcesz się rozgrzać, prawda? Ruch rozgrzewa. - nie rozumiem. - pokazałam Ci, spróbuj. - co?! - zatańcz. - ale tak tańczą kobiety! - nadam Ci melodię. Spróbuj. – i zaczęła nucić. Znów ta sama melodia. Znów wprawiła w ruch własne ciało, przyciągając jednak Jego do siebie. - ale ja nie umiem! - umiesz! Każdy umie! Daj się porwać muzyce i emocjom z nią związanym! ![]() – ten zaczął się powoli ruszać.... nie do końca mu to jednak wychodziło... na szkolnych dyskotekach zawsze podpierał ściany... a teraz miał tańczyć jeszcze z „kimś”... jednak po pewnym czasie...razem im się tańczyło coraz lepiej... aż w końcu stali się jednym, wspaniałym tańczącym wirem.... ![]() ----------------------------------------- A tak po za tym: Autorka upodobniła się ostatnio do Bohaterki: Autorka ma włosy pofarbowane na czarno. Autorka zrobiła sobie makijaż: czerwona szminka + Oczy Udżet i Autorka wyglądała prawie identycznie jak Bohaterka (z tym że Bohaterka na prawą stonę włosów rudą... a Autorka ma od rudości strasznie cerwone policzki... nad czym Autorka ubolewa, bo autorce tak podobają się rude włosy.... ) ![]() Ja się zastanawiam, czy ja nie mam jakiegoś Araba w rodzinie... bo jakna razie podejrzenia padają na Tatara ![]() i cóz Wam mogę jeszcze powiedzieć.... Never Ending Stooory, aaa, aaa ,aaa.. Never eending stooooryyy... aaa, aaa, aaa ![]() ![]() Zwróćcie uwagę na godzinę dodania posta ;p Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 10.05.2005 - 01:13 |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|