![]() |
#8 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Bardzo Was wszystkich przepraszam, że tak długo nie dawałam kolejnego, ósmego już
![]() ![]() Odcinek VIII Marysia leżała sama w sali, ponieważ jej współlokatorki wyszły na dwór. Promienie słońca delikatnie oświetlały bladą twarz Marii. Czuła w sobie pustkę, mimo, że była w ciąży. Wpatrywała się w okno, nie zważając na to, że słońce ją razi. Myślała tylko o tym, co powiedziała jej Monika. Czuła się tak dziwnie… „Dobra, wstaję” – pomyślała Marysia, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Nadal leżała w bezruchu. ![]() - Pani Marysiu, proszę wyjść na dwór, taka ładna pogoda – do sali weszła Monika. Próbowała się uśmiechnąć, jednak na jej twarzy pojawił się tylko dziwny grymas. Marysia po chwili odpowiedziała grobowym, lekko zachrypniętym głosem: - Nie, zostanę. Monika spojrzała na nią ze współczuciem i wyszła. Następne kilka godzin Marysia spędziła tak jak poprzednie. Do sali weszła Marysia i oznajmiła: - Pani Mario, telefon do pani. „O boże, tylko tego mi jeszcze brakowało” – pomyślała ze złością i powlokła się za pielęgniarką. Weszły do dosyć małej sali, gdzie oprócz stołu, krzeseł i ekspresu do kawy w rogu stał stolik, a na nim telefon. Ściany były pomalowane na jasny zieleń, co dodawało optymizmu. Jednak Marysi nie przybyło go ani odrobinę. ![]() - Halo? – powiedziała Marysia niechętnie podnosząc słuchawkę. - Cześć, Marysiu – odezwał się znany głos Pawła Brajana. – Słyszałam, że trafiłaś do szpitala i natychmiast wróciłem z Włoch. Marysia przez chwilę wahała się, czy nie odłożyć słuchawki. Miała do Pawła wielki żal. Żal o to, że ma HIV i tak po prostu sobie wyjechał. Zostawił ją w morzu niepewności, strachu. „Nawet nie wie, że jestem w ciąży” – pomyślała Marysia ze złością. Kobieta zupełnie nie wiedziała, co ma teraz zrobić. „Marcelemu już powiedziałam, że to nie jego dziecko, a Paweł przecież nie może być ojcem. Po prostu nie może” – pomyślała Marysia i z płaczem odłożyła słuchawkę. Monika, która cały czas była obecna przy tej rozmowie, nieco speszona wręczyła Marysi karteczkę, na której był podany jakiś numer telefonu, z podpisem „ Paweł ”. ![]() - On tu był? – zapytała ze strachem w głosie Marysia. - Nie, nie. Tylko jak odebrałam, to podał mi ten numer. Chyba się domyślał, że pani odłoży słuchawkę… Marysia wpatrywała się w podłogę, aż w pewnej chwili, przerywając ciszę: - Zadzwonię do niego, a panią proszę o wyjście. Marysia czuła, że źle ujęła uwagę o zostawieniu ją samą, ale w obecnej chwili niezbyt się tym martwiła. Drżącą ręką wykręciła numer Pawła. - Paweł Brajan, słucham. - P…paweł? Tu Marysia… - Wiem, poznaję, jednak zadzwoniłaś. - Tak, bo… - wzięła oddech – przyszły już wyniki badań. - Tak? I czy… - Przyjedź natychmiast do szpitala, to ci wszystko opowiem. Aha i jeszcze jedno. Gdzie jesteś obecnie zakwaterowany? - Znalazłem małe mieszkanie, w centrum miasta. - Aha… czekam. Jestem w tym szpitalu koło parku… I odłożyła słuchawkę zdecydowanym gestem i powlokła się do swojego łóżka. Mimo sytuacji, w jakiej się teraz znajdowała, myślała już nad imieniem dla dziecka. Gdy była przy literze „ P ”, do pokoju wszedł, a właściwie wbiegł Paweł. - Marysiu! – zawołał już w progu i chciał ją przytulić, jednak ta odepchnęła go. - Nie dotykaj mnie – wycedziła przez zęby. – Mam tobie do powiedzenia tylko kilka słów i zniknij z mojego życia, rozumiesz? Zrobiłam badania… jak mogłeś, nienawidzę cię! - Ale… masz HIV czy nie? – zapytał wstrząśnięty Paweł. Przez chwilę w sali panowała cisza, którą przerwała Marysia, zrywając się z łóżka i krzycząc, zaczęła walić pięściami w Pawła: - Tak!!! Mam HIV! Zaraziłeś mnie! Mnie i moje dziecko! ![]() - Co?! Chcesz powiedzieć, że Damian albo Amelia są zarażeni?! - Nie! Jestem w ciąży! - Marysia zaczęła płakać, a po wyjściu Pawła rzuciła się na łóżko. ![]() To powiedziawszy, wtuliła się w poduszkę i… zasnęła. A właściwie nie wiadomo, czy zasnęła, czy zemdlała, czy umarła. Wszystko wokół niej wirowało. Czuła, że to koniec… - Marysiu!!! – odezwał się głos Marcelego. – Marysiu, obudź się! - C…co się stało? Która godzina? - Nie wiem, chyba znowu zemdlałaś. Ale „spałaś” nie dłużej niż kwadrans. To chyba było zasłabnięcie. - Lekarz o tym wie? - Oczywiście! – powiedział Marceli z lekkim oburzeniem. – Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, korzystając z nieobecności twoich współlokatorek. - Słucham, o czym? ![]() - Rozmawiałem z lekarzem i dowiedziałem się, że jesteś w czwartym miesiącu. Więc już wtedy mnie zdradzałaś? Powiedz mi prawdę, zrozumiem. W końcu sam nie jestem święty… - spuścił wzrok. - A kiedy zaczął się romans z Moniką? – zapytała złośliwie Marysia. - Naprawdę chcesz wiedzieć? Dwa miesiące temu. Ale to nie była miłość. Przynajmniej nie z mojej strony. Wtedy czułem, że coś się między nami psuje. To była ucieczka od naszych codziennych konfliktów. - Spałeś z nią? – zapytała niespodziewanie Marysia. – Spójrz mi w oczy. Marceli zrobił to i powiedział krótko: - Nie. Naprawdę. Monika nie toleruje seksu przed ślubem. Mimo, że Marysia i Marceli byli małżeństwem tylko formalnie, to umiała wyczuć, kiedy Marceli mówi prawdę. Teraz to czuła. - Wierzę ci – Marysia lekko się uśmiechnęła. - Ja już muszę lecieć. Trzymaj się! I wyszedł. Marysia rozmyślała o swoim małżeństwie. Mimo zdrady Marcelego, chciała do niego wrócić. Teraz już wiedziała, że kocha swojego męża nadal, a do Pawła nie czuje nic. A właściwie to czuje. Nienawiść. ![]() „Teraz to już chyba wszystko stracone” – myślała zrozpaczona Marysia. „Ale ja go nadal kocham”. Zaczęła płakać w poduszkę. W tym momencie w drzwiach stanął Marceli. - Przepraszam cię, Marysiu, ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie. - Usiądź. Wszystko ci powiem, prosto w oczy. Wpatrzyła się w jego błękitne oczy i zobaczyła w nich… siebie. - Słucham – Marceli „wyrwał” ją z transu. - Tak – powiedziała Marysia, otrząsając się. – Więc mój romans z Pawłem zaczął się wtedy, kiedy złapałam cię z Moniką. Zaraz po tym… przespałam się z nim. Noszę twoje dziecko. Marceli, mimo wiadomości o tym, że jego żona kochała się z innym mężczyzną, był wniebowzięty myślą o dziecku. - Bardzo się cieszę… - powiedział Marceli szczerze. – Wiesz, wziąłem urlop. Dużo myślałem o tym, co się stało. Zaakceptowałem już to, że Damian nie jest moim synem, ale chciałbym, żebyś tym razem powiedziała mi prawdę. - Marceli, to jest twoje… - Dobrze, wierzę ci. - Już pójdę – powiedział Marceli, patrząc na zegarek. - Marceli, kocham cię… - powiedziała Marysia, prawie szeptem. Nie wiedziała, czy Marceli usłyszał te słowa, ale gdy je wypowiedziała, Marceli na chwilę zatrzymał się. Marysia była szczęśliwa, lecz zaczęła myśleć o swojej chorobie. Wiedziała, że jej nie da się wyleczyć, ale chciała, by ona sama żyła jak najdłużej. ![]() Zaczęła kontynuować czytanie trylogii „Władcy Pierścieni”, aż w pewnym momencie do sali wbiegła Monika i wykrztusiła: ![]() - On nie żyje… |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|