|
|
|||||||
| Zobacz wyniki ankiety: Czy podoba ci się moje fotostory? | |||
| Jest beznadziejne. Lepiej daj sobie spokój. |
|
5 | 7.35% |
| Nie podoba mi się. |
|
2 | 2.94% |
| Takie sobie. |
|
18 | 26.47% |
| Bardzo mi się podoba. |
|
35 | 51.47% |
| To najlepsze fotostory na forum. |
|
8 | 11.76% |
| Głosujących: 68. Nie możesz głosować w tej sondzie | |||
![]() |
|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
|
|
|
#1 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Bardzo was wszytkich przepraszam za ten ciągły brak odcinka, ale wiecie szkoła i tak dalej. Nie miałam po prostu za dużo czasu. Powiększyłam zdjecia tak jak chcieliście. No ale w końcu się udało i naspisałam 7odcinek jest jak na mnie bardzo długi wiec chyba wynagradzam wam czekanie
, a w 8odcinku wyjaśni się gdzie jest Jenny- ale tylko tyle wam powiem. A oto i on:Odcinek 7 Robins trzymał właśnie w ręku najprawdopodobniej przeważający dowód w śledztwie. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Ręce dygotały z niezwykłego podekscytowania. Pierwszy raz w życiu zdołał znaleźć tak ważną wskazówkę. Oczywiście nie był on kiepskim detektywem, skądże znowu. Po prostu nigdy nie zajmował się tak skomplikowaną sprawą pełną zawiłych historii, kłamstw i niedomówień. Teraz już był niemal pewny ze rodzice dziewczyny coś ukrywają i zamierzał wyciągnąć z nich, choćby siłą całą prawdę. Nie miał zamiaru znów znaleźć się w martwym punkcie jak w sprawie zaginionego chłopaka. Teraz już wiedział ze należy działać i to szybko. Tutaj nie można było zwlekać, sprawa była zbyt ważna by odkładać ją na później, toteż detektyw z niewiarygodną szybkością zerwał się z krzesła przy okazji przewracając kubek z kawą, który potoczył się bezgłośnie po biurku i spadł z wielkim hukiem na ziemię zalewając ją potokiem gorącego, brązowego napoju. Ale mężczyzna już nic nie słyszał ani dźwięku tłuczonego gipsu z którego był kubek ani charakterystycznego plusku rozpryskującej się cieczy. Bez zbędnej korekty swego wyglądu pognał tak jak stał do samochodu. ![]() Rzucił plik papierów na sąsiednie siedzenie i z trzaskiem zamknął drzwiczki pokaźnego auta. Mimo że praca jako detektyw nie była łatwa to z cała pewnością nie można było powiedzieć ze była mało płatna. Przy odjeździe z pod garażu dał się słyszeć głośny pisk opon, który człowieka o słabym zdrowiu mógł przyprawić o zawał serca. Po dość krótkiej lecz szybkiej przejażdżce detektyw dotarł przed komisariat. Zaparkował wóź i popędził do budynku. ![]() Komisarz nawet nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji wparowania do gabinetu przełożonej w takim a nie innym stroju. Ale ta sprawa była o wiele ważniejsza od smętnych narzekań srogiej kobiety trzymającej ostry rygor w miejscu pracy. W końcu po męczącej wspinaczce w górę schodów detektyw dopadł drzwi pokoju w którym urzędowała osoba która za chwilę miała wygłosić swój nudny wykład na temat poszanowania dla swoich pracodawców. I przypuszczenia na temat owej kobiety okazały się bardzo słuszne, ponieważ zaraz po wejściu Robinsa oderwała wzrok od papierów i zmierzyła go krytycznym wzrokiem. - Robins! Na miłość boską, co ty wyrabiasz! – krzyknęła poirytowana- Jak ty w ogóle śmiesz… ![]() - Proszę mnie chwilkę posłuchać. To o wiele ważniejsza sprawa!- komisarz był już nieco zmęczony tą sprawą a to przez jego szefową, która bardzo świadomi uprzykrza życie wszystkim wokoło. - A więc, racz mi wyjaśnić czemu wpadasz do mojego gabinetu w ubraniu…- tu urwała i jeszcze raz kwasząc się niezwykle spojrzała na ubiór detektywa.- niezbyt odpowiednim do pracy. Ba, powiedziałabym w ubiorze wyrażającym brak szacunku dla… - Oh matko! Madlene, czy mogłabyś wreszcie przestać!- wykrzyknął całkiem wyprowadzony z równowagi mężczyzna. - Jak ty się do mnie wyrażasz! Proszę o szacunek. Czy pozwoliłam ci mówić do mnie po imieniu? Bo mnie się właśnie zdaje ze nie.- prychnęła z pogardą, niczym rozjuszona kotka. - A więc, czy mogłabyś mnie wysłuchać? - Mów! Tylko pamiętaj! Nie życzę sobie żebyś zwracał się do mnie jak do swojej koleżanki.- odrzekła łaskawie przełożona robiąc obrażona minę. Jej zachowanie było co najmniej śmieszne. Była co najmniej dwa lata młodsza od detektywa i życzyła sobie by zwracał się do niej używając słowa „pani”, tak jakby była siedemdziesięcioletnią staruszką do której trzeba się zwracać z niezwykłym szacunkiem. - Dziękuję bardzo że dałaś mi dojść do głosu. A teraz mnie posłuchać.- podjął komisarz stwierdzając z niezwykłą ulgą że jego pracodawczyni skończyła zrzędzenie.- Znalazłem! Naprawdę! Znalazłem dowód, który może być bardzo ważny! - Tak? A cóż to takiego.- spytała ironicznie. Madlene Taylor była niezwykła ignorantką i z przyjemnością obrażała i wyżywała się na wszystkich dookoła. Nienawidziła mężczyzn, ponieważ jeden z nich bardzo ja zranił. Po tym przykrym incydencie skreśliła wszystkich facetów, pomimo ze była bardzo atrakcyjną kobietą. Jednak jej trudny charakter odrzucał ludzi. Lecz w głębi duszy była wrażliwą i niezwykle miłą kobietą. Po prostu nie chciała pokazywać tych jakże pięknych zalet, stwierdzając iż są one wadami i trzeba się za nie wstydzić. Tym razem także nie widziała sympatii jaką darzył ją Robins, co prawda denerwowała go niezmiernie, lecz wiedział o jej prawdziwym charakterze i całym sercem wierzył że odwary się go pokazać. - Popatrz sama! Czyż to nie cudowne!- zaoponował mężczyzna wręczając szefowej kartkę papieru, która byłą tym jakże cennym dowodem. Madlene wzięła powód zachwytu pracownika i obrzuciła go swym ostrym wzrokiem. ![]() Szybko przeczytała zawartość papierka i odparła: - No muszę przyznać Robins, że tym razem się spisałeś. Dobra robota. Tylko co teraz zamierzasz z tym zrobić, bo jak najbardziej rozumiem i widzę że to świetna wskazówka, lecz co dalej chcesz robić? - Myślałem o rozmowie z Newdember’ami i przeszukaniu ich domu. Może odnajdę jeszcze coś. - Dobry pomysł. Poczekaj napiszę ci nakaz.- po tych słowach kobieta chwyciła za zielony długopis i kształtnym pismem wydała nakaz rewizji. Podała Robinowi obie kartki i skinęła ręką ze może odejść. Komisarz niezwłocznie wykonał polecenie i udał się do domu rodziców zaginionej. Po drodze wziął ze sobą dwóch policjantów, gdyż potrzebni mu byli do dokładnego przeszukania mieszkania, w którym mogło się kryć coś bardzo ważnego. Wraz z radiowozem z tyłu jego wóź gładko sunął po nowej, niedawno postawionej drodze. Już po chwili znalazł się przed niezbyt dużym, lecz sprawiającym wrażenie przytulnego domku. Zatrzymał wóź na poboczu i wszedł na drewniany ganek, zadzwonił na dzwonku i cierpliwie czekał. ![]() Już po chwili otworzyła mu pani domu witając go słowami: - Znaleźliście ją? O Boże! Czy ona żyje? Czy jest ranna? - Nie, nie znaleźliśmy pani córki. Mamy natomiast bardzo przydatny ślad, który może nam w tym pomóc.- głos zabrał detektyw. - To chyba dobrze. A więc proszę wejść. Panowie również.- zwróciła się do stojących za Robinsem funkcjonariuszy, którzy nie zwlekając weszli do środka. Domek rzeczywiście był bardzo miły. W korytarzu wisiały obrazy o ciepłej barwie nadające uroku temu pomieszczeniu. Do ozdób zaliczały się także różnorodne roślinki i ozdobna lampa. Wchodząc do salonu oczom gości ukazał się pan Newdember siedzący na kanapie, który miał już coś powiedzieć lecz przerwała mu żona: - Panowie mają trop, dzięki któremu być może odnajdą Jenny. - Oh to wspaniale. Proszę usiąść.- zaprosił mężczyzna gestem rąk. - Może napiją się panowie czegoś? Kawa? Herbata?- zapytała bardzo uprzejmie stojąca kobieta. ![]() - Nie dziękujemy niech pani do nas dołączy. Chciałbym aby oboje państwo coś zobaczyli.- podziękował komisarz, a pani Newdember posłusznie usiadła obok męża. - Proszę to zobaczyć. Myślę że teraz już nic przede mną nie będą mieli państwo do ukrycia.- po tych słowach Robins podał małżeństwu tę niezwykła informację. Jak się okazało był to list następującej treści: Drodzy pani i panie Newdember! Chciałabym niezmiernie prosić was o pomoc. W tym zawiniątku znajduje się dziecko, które jest w bardzo wielkim niebezpieczeństwie. Wiem że są państwo bardzo dobrymi ludźmi i dlatego powierzam państwu małą Melly, dla jej bezpieczeństwa nazywajcie ją Jenny. Wiem że od dawna marzycie o dziecku i wiem także że obronicie to dziecię. Proszę was zaopiekujcie się nią i nie mówcie nikomu że nie jest waszym dzieckiem, a już w szczególności jej. Nie oddawajcie jej nikomu, niech będzie zawsze z wami. Dołączam także fałszywe dokumenty Melly, w którym jest podane imię Jenny i państwa nazwisko. Mam nadzieję że zaopiekujecie się dobrze tą dziewczynką i pokochacie ją jak własne dziecko. Bardzo wam dziękuję! Po przeczytaniu tejże treści twarz pani Newdember strasznie zbladła i przypominała kartkę, którą właśnie oglądała, a w oczach jej męża pojawił się niepokój i zakłopotanie. ![]() Detektyw widząc bezradność rodziny postanowił zadziałać. - Jenny nie jest waszym dzieckiem.- skwitował- Powiedźcie kot chciał ją skrzywdzić, dlaczego ktoś dał ja państwu na wychowanie. - Skąd mamy wiedzieć?! Co mieliśmy zrobić? Wyrzucić dziecko na bruk? Dostaliśmy tylko ten list, który jest najprawdopodobniej od jej prawdziwej matki i dokumenty. Od tamtej pory nie dała o sobie znaku życia. Pokochaliśmy Jenny i myśleliśmy że zostanie z nami na zawsze że zostanie naszym dzieckiem! Ale nie! Myliliśmy się i to bardzo. Najpierw pojawiły się listy z pogróżkami, a następnie zaczęła przychodzić jakaś obca nam kobieta, która żądała byśmy powiedzieli Jenny o tym ze nie jesteśmy jej rodzicami. Chciała nam ja zabrać, ale nie potraktowaliśmy tego poważnie. A teraz to penie ona ja porwała! O Boże! A co jak ona jej coś zrobi? Przecież w tym liście matka pisała ze grozi jej niebezpieczeństwo. Oby nic jej się nie stało. Boże! Boże! Gdzie ona jest!- wyrzuciła z siebie kobieta, po czym wpadła w niepohamowany płacz. Potok szczerych słów sprawił iż po jej sinych zapłakanych policzkach znów spływały łzy, jej mąż objął ją i począł uspokajać i całować po głowie, jednak żona wpadła w rozpacz, bojąc się o los przybranej, ale jakże przez nią ukochanej córki. Komisarz znów znalazł się w punkcie wyjścia. Spodziewał się wykrętów i kłamstw ze strony rodziny, jednak zamiast tego pojawiły się słowa prawdy i żalu, a także przykre łzy. Pojawiły się kolejne pytania i zagadki do rozwikłania. Śledztwo stało się jeszcze bardziej tajemnicze niż przed znalezieniem listu. W głowie detektywa wprost pulsowało. Jego mózg pracował na największych obrotach. Jednak rozmyślania i próby nic nie dawały. Wciąż był w jednym i tym samym miejscu, wciąż nic nie wiedział, wciąż nie była ani o krok dalej. Raczej coraz bardziej oddalał się od rozwiązania, które być może nigdy się nie pojawi. Bo kto wie co może przynieść jutro. Co wymyśli detektyw Robins? Czy znajdzie coś w domu Jenny? Czy rodzice coś jeszcze wiedzą? Gdzie jest Jenny? Co się z nią dzieje? Jak potoczą się jej dalsze losy? To i więcej w następnym odcinku. |
|
|
|
|
|
#2 |
|
Guest
Postów: n/a
|
A wiec oto 8odcinek. Miałam dużo wolnego czasu, wiec go napisałam. mam nadzieję że wam sie spodoba. I bardzo, bardzo proszę o dużo komentów!
Odcinek 8 Powieki młodej dziewczyny z wielkim wysiłkiem uniosły się i jej oczom ukazał się dziwny widok. Znalazła się w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu o nieokreślonym położeniu. Pierwszym doznaniem które odczuła był przerażający chłód. Opanował całe jej ciało, paraliżując je bezlitośnie. ![]() Orzechowe iskry z przerażeniem wpatrywały się w ciemne, ponure ściany, które otaczały ją z każdej strony. Szczelniej okryła się wilgotną kotarą, lecz mimo tego niezwykły chłód nie zmniejszył się ani odrobinę. W powietrzu można było wyczuć okropny odór piwniczny. Znajdowała się najprawdopodobniej gdzieś głęboko pod ziemią, czego dowodem był oprócz panującej atmosfery także brak jakichkolwiek okien. Przez ciemność nie można było dojrzeć żadnego przedmiotu, drzwi, czegokolwiek. Jedynym pewnym meblem znajdującym się w tym ponurym miejscu było łóżko na którym spoczywało przemarznięte ciało. Wszystkie jego członki zdawały się jakby obumarłe, jedynie wciąż żywe serce biło wściekle wydając miarowe uderzenia. Zmrożone usta lekko dygotały, a każdemu wypuszczeniu powietrza towarzyszył biały obłoczek. Umysł nastolatki był całkiem zamroczony, jakby po spożyciu silnego środka usypiającego, czego nie można było wykluczyć gdyż dziewczyna niczego nie pamiętała. Strach przeplatał się ze zdziwieniem tworząc niepowtarzalną mozaikę myśli i odczuć. W jej głowie wciąż brzmiały słowa, słowa które pamiętała jeszcze przed przebudzeniem się w tym jakże dziwnym miejscu: : Pokarzę ci wszystko. Choć ze mną. Poznasz całą prawdę”- jedynie te kilka słów pamiętała sprzed swej wędrówki, nawet nie wyobrażała sobie jak długiej wędrówki. Wytężyła wszystkie siły by przypomnieć sobie choć troszkę, lecz nie dało to pożądanego skutku. Wszystkie zmysły współpracowały, pomagały sobie nawzajem, ale żaden z nich nie otworzył przed dziewczyną drzwi prowadzących do wspomnień. Stały one jakby za trwałą, niezniszczalną ścianą, która nie ustępowała ani odrobinę. Nagle bez jakiegokolwiek powodu, bądź odczucia nastolatka miękko opadła na poduszki zapadając w głęboki sen. To na pewno zmęczony umysł poddał się pod naciskiem wycieńczenia spowodowanego głębokimi rozmyślaniami. Teraz zstąpiły je senne koszmary, bezlitośnie dręczące niewinny umysł nastolatki. Senne poczwary, zmory i wszelakiego rodzaju monstra zalewały swą obecnością sny dziewczyny. W końcu przebudziła się cała zalana zimnym potem, jeszcze bardziej potęgującym chłód. Tym razem nie zważała na otaczającą ciemność oraz mróz, z impetem odrzuciła cienką kołdrę i stanęła boso na zimnym podłożu i już po chwili przemierzała całe pomieszczenie w poszukiwaniu wyjścia, jednak jakowego nie znalazła. Zamiast tego odszukała ku ogromnej radości lampę. Czym prędzej zaświeciła ją i jej oczom ukazał się okropny widok. ![]() Znajdowała się w obskurnej piwnicy, w której prócz łóżka oraz lampy nie znajdowało się nic więcej. Jenny ogarnęła fala przerażenia gdy odkryła że nie ma tu żadnych drzwi. Wraz z tym odkryciem przyszły rozpaczliwe myśli: „ O Boże! Gdzie ja jestem! Nigdy się nie wydostanę! Zostanę tu na zawsze! Umrę z głodu lub z zimna.”- lecz nastolatce nie pisany był los pozostania na wieczność w ciasnych podziemiach, gdyż stało się coś niezwykłego. Nagle ostre światło oślepiło Jenny swym blaskiem. ![]() Zasłoniła oczy rękami by nie stracić tego jakże cennego zmysłu jakim był wzrok. Lecz niewiarygodny blask zanikł. Nastolatka powoli odkryła bladą twarz. Zrobiła to bardzo powoli jakby jeszcze nie była pewna czy zagrożenia całkowicie minęło. Gdy kończyny nie przesłaniały już widoku oczy jej ujrzały sprawcę nieracjonalnego zdarzenia. W niewidocznych, wcześniej nie istniejących drzwiach stała młoda dziewczyna. Jenny już wcześniej ją widziała. Tak, teraz już przypominała sobie całe zdarzenie z chatką, w której zamierzała odebrać sobie cenny dar boży. Widniała przed nią ta sama osoba w czarnej wieczorowej sukni. Jenny nieco ośmieliła się widokiem znanej już postaci i powiedziała: - Kim ty u licha jesteś? Gdzie mnie zabrałaś? Masz mnie natychmiast odesłać do domu! Wypuść mnie stąd!- przerażenie zamieniło się w niepohamowaną wściekłość i z ust Jenny popłynęły ostre skargi i oskarżenia. ![]() Czarnowłosa bardzo oburzyła się tym wyznaniem. Nienawidziła gdy ktoś obwiniał ją za coś czego nie zrobiła. Przecież to nie ona kazała Jenny iść tutaj. To nie ona zmusiła ją do przebywania w tym okropnym miejscu, ba ona jak najbardziej chciała oszczędzić jej tego. Lecz zamiast słów podzięki usłyszała coś zupełnie odwrotnego. - Ja? Ja cię tu zabrałam? – rozpoczęła kontratak nastolatka. – Przecież sama próbowałam cię odciągnąć od wejścia tu! Ale nie, ty nie słuchałaś. Poszłaś tu z własnej nie przymuszonej woli i możesz obwiniać o to tylko i wyłącznie siebie! Słowa Ammy, wywarły bardzo duży wpływ na ich odbiorcy. Dopiero teraz Jenny przypomniała sobie o próbach nakłonienia jej do pozostania w chatce i zrobiło jej się ogromnie wstyd. Całe ciało płonęło, na policzkach pojawiły się czerwone wypieki towarzyszące poczuciu winy. Dziewczyna tak bardzo chciałby cofnąć czas. Jak najbardziej zdawała sobie sprawę że bardzo uraziła dziewczynę, chcącą jedynie obdarować ją swą pomocą. Skruszona spuściła głowę i pełna pokory odparła: - Przepraszam. Ale nic nie pamiętam, to tylko przez zdenerwowanie.- powiedziała to z tak ogromną nutą żalu, że złość jej rówieśniczki niemal całkowicie minęła. - Nic nie szkodzi. Rozumiem cię doskonale.- nie kryjąc zdumienia postawą Jenny powiedziała dziewczyna. - Ale jak ja się tu znalazłam. Dlaczego tu jestem? Po co tu jestem?- tym razem zamiast skarg padły pytania niemal żądające odpowiedzi. Twarz Ammy pojaśniała i pojawił się na niej szeroki uśmiech. Najwyraźniej chciała już udzielić tych jakże ważnych wiadomości, lecz wyjaśnienie tej sprawy nie było przeznaczone dla uszu nastolatki. Obie dziewczyny usłyszały kroki za ścianą, ktoś bardzo szybko zbliżał się w ich stronę. Nagły przestrach zamigotał w oczach Ammy, a na jej twarzy zawidniał brzydki grymas. Pochwyciła Jenny za ramię, tak iż ta podskoczyła z zaskoczenia i zbliżyła swe drobne, szkarłatne usteczka do jej ucha. Cicho lecz wyraźnie wypowiedziała bardzo ważne dla niej słowa: - Jenny, strzeż się purpurowego diamentu. Nigdy go nie dotykaj, rozumiesz? Nigdy!- to krótkie ostrzeżenia przebrzmiewało trwogą i grozą. ![]() Gdy skończyła mówić jakby oparzona oderwała się od dziewczyny i stanęła sztywno na środku komnaty. W tym samym momencie wszedł do niej rosły młodzieniec o przenikliwym spojrzeniu, a dziewczyna nadal trwała zupełnie nie poruszona jego wtargnięciem. ![]() - A więc tutaj jesteś Amando. Wszędzie cię szukam! Czy nie wiesz że nie wolno ci tu przebywać?- zapytał z pogardą.- A więc bądź tak łaskawa i wyjdź stąd!- tym razem padł rozkaz, który nie znosił sprzeciwu. Wezwana jednak dalej stała jak gdyby zaczarowana. Nie poruszyła żadną częścią ciała, nie wydała żadnego odgłosu. Całe jej ciało jakby w transie czuwało nad pomieszczeniem. Nieco poirytowany chłopak wyrzucił z siebie: - Pójdziesz, czy mam ci pomóc.- słowa te nie były wypowiedziane ani przyjaźnie, ani miło, były raczej słowami pełnymi rozdrażnienia i wściekłości. Amanda lekko bez pośpiechu przeniosła swój wzrok z podłogi na rozkazującego jej młodzieńca. Wzrok jej był pełen nienawiści. Darzył osobnika głęboką wzgardą. - Obejdzie się!- syknęła przeciągle niczym rozjuszona żmija chcąca za chwilę rzucić się na ofiarę i pożreć ją bez najmniejszych skrupułów. Następnie pewnym, dumnym krokiem opuściła komnatę, zostawiając Jenny samą. Za nią podążył chłopak, który sprowadził tu nastolatkę, która w tej chwili wpatrywała się w znikające drzwi, jakby nieświadoma tego że zachwalę znów zostanie sama, otoczona mrokiem i chłodem. Lecz za chwilę ta wizja doszła do niej i czym prędzej rzuciła się na świecący punkt w ścianie, lecz niestety było za późno. ![]() Przejście zamknęło się za gośćmi pokoju zostawiając za sobą jedynie wilgotną, obskurną ścianę. Jenny usłyszała za nią głosy: - Co jej powiedziałaś! Gadaj!- te słowa wypowiadał najwyraźniej młodzieniec, bardzo zdenerwowany tymi odwiedzinami. - Tylko prawdę. Jedynie prawdę. To co powinna usłyszeć!- zawołała wyprowadzona z równowagi Ammy. Po jej słowach dał się słyszeć odgłos uderzenia i dźwięk padającego na ziemię ciała. Jenny bardzo się przestraszyła. Mimo tak krótkiego czasu spędzonego z tą dziewczyną zdążyła ją polubić. Narodziła się w niej głęboka sympatia do tej osoby. Teraz już martwiła się o nią tak samo jak ona o Jenny. - Co jej zrobiliście! Zostawcie ją!- komnata przepełniła się głośnym wrzaskiem rozpaczy wydawanym przez przebywającą w niej dziewczynę. Drobne piąstki wycięczonego ciałka poczęły uderzać o twardy mur. Trwało to dość długo zanim zrozpaczona nastolatka przyjęła do wiadomości że nie zdoła wydostać się z piwnicy i pomóc przyjaciółce. Z cichym szlochem zsunęła się po ścianie siadając na zimnej podłodze. Zakryła twarz dłońmi i płakała. Może ze strachu bądź wycieńczenia, a może z troski o Amandę, którą czekały przykre konsekwencje za ostrzeżenie rówieśniczki. Czy Jenny wydostanie się z podziemi? Co się z nią stanie? Co się stanie z Amandą? Czy Jenny ją odnajdzie? Jak potoczą się dalsze losy bohaterki? To i więcej w następnym odcinku. |
|
|
|
#3 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Udało się, skończyłam 9odcinek. Oto on i bardzo proszę o pełno komencików, choć juz przewiduje że bedzie ich mało
Odcinek 9 Cienkie, przejrzyste krople bezgłośnie padały na kamienną posadzkę. Przedtem odbywały krótką, przyjemną drogę po zziębniętych policzkach, pozostawiając za sobą mokre strugi. Zlepione, brudne włosy wiły się wokół zaciśniętych pięści, mierzwiąc się okrutnie, ale dziewczyny nie obchodził już wygląd, teraz dopiero zrozumiała jak była głupia i bezmyślna podczas swego przeszłego życia. Interesowały ją tylko liczne ubrania i kosmetyki, którymi niemiłosiernie męczyła swą gładką skórę, znoszącą z niezwykła wytrwałością te tortury. Myśli nastolatki były zaprzątnięte teraz czymś innym. Przez cały czas mózg pracował nad jedną jedyną sprawą. Jak wydostać się z pułapki. Lecz ta zagadka zdawała się nie do rozwiązania. Kamienne, wilgotne mury były niemal nieustępliwe, a jakże nikłe ręce żadnym sposobem nie zdołałyby ich zburzyć, choćby strasznie się starały. Prawda dochodziła do Jenny bardzo powoli, burząc wszelkie nadzieje, nie pozostawiając żadnej świetlistej iskierki, która mogłaby podtrzymać ją na duchu. Płomienne plany ucieczki nikły pod naporem złośliwej prawdy, która niczym wzburzone fale morskie gasiła je jak ogień. Jakże trudny i niezrozumiały dla dziewczyny był ten okrutny los. Uderzył na nią bez najmniejszego powodu, zniszczył wszystko. „ To tylko i wyłącznie przez tę diabelską dziewczynę”- myślała wzburzona nastolatka, lecz od razu skarciła się w duchu i odrzuciła wszelkie winy. Nie mogła bez powodu obarczać swej rówieśniczki winą za te czyny. Znajdowała się teraz najprawdopodobniej w wielkim niebezpieczeństwie i to właśnie przez nią, przez Jenny. W końcu dziewczyna przestała zamęczać biedne ciało. Skóra była trupioblada, przypominała raczej kredę niż tę jasno czekoladową barwę sprzed paru tygodni. Jeśli ktoś inny zobaczyłby ją w takim stanie z całą pewnością pomyślałby że nie żyje. Więcej nie katując organizmu położyła się na łóżku i niemal natychmiast pogrążyła się w błogim śnie. ![]() Tym razem nie był on przerywany ciągłymi koszmarami towarzyszącym nagłym przebudzeniom. Sny ubarwione były w piękne wspomnienia. Powróciły one wspaniałe jak nigdy dotąd, wcześniej niedoceniane stały się tak podnoszące. Dziewczyna obudziła się niezwykle wypoczęta i zadowolona. Już dawno nie czuła takiej radości jak w tym momencie. W pierwszej chwili myślała że znów jest w domu, w ciepłym łóżku, bezpieczna. Wyobrażała sobie tę chwilę w której mama zawoła ją na ciepłe naleśniki z czekoladą. Ale nastolatka oprzytomniała i powróciła do szarej rzeczywistości, a także natychmiast pożałowała że pomyślała o jedzeniu. Ależ była głodna. Dopiero teraz dało jej się we znaki przykre uczucie głodu, którego nigdy nie czuła i teraz było ono niewyobrażalnie silne. Żołądek wprost żądał pokarmu, okazując to silnym bólem. Dodatkowo przez brak żywności znacznie osłabił się umysł dziewczyny, jeszcze bardziej oddalając marzenie wolności. Nagle w nikłym blasku lampy na ścianie zamajaczył znajomy kształt wprawiając Jenny w osłupienie a zarazem radość. Przymrużyła oczy chroniąc je przed szkodliwym blaskiem magicznego zjawiska. Kiedy wszystkie rytuały otwierające tajemnicze przejście ustały czarnowłosa zobaczyła w drzwiach nie Ammy, lecz jakże znienawidzoną postać którą był owy młodzieniec o przenikliwym spojrzeniu. I tym razem obdarzył ją tym wściekłym, podejrzliwym wzrokiem. W nastolatce niemal zawrzało. Całe ciało płonęło z goryczy i nienawiści. Jej mina wcale nie była przyjazna, co najwyraźniej sprowadziło chłopaka na odpowiedni trop. Wykrył złe zamiary więźnia i powiedział spokojnym, lecz jakże nieprzyjemnym głosem: - Czyżbyś miała do mnie jakąś urazę. Twoja przyjaciółka otrzymała to co chciała…- nie dokończył, gdyż wyprowadzona z równowagi dziewczyna rzuciła się na niego z pięściami: - Ty draniu! Jak śmiesz!- krzyczała próbując ugodzić przeciwnika. Jednak atakowany okazał się silniejszy. ![]() Z łatwością pochwycił Jenny za drobne, wycieńczone ręce uniemożliwiając atak. Cała komnata wypełniła się wstrętnym śmiechem młodzieńca. - Chcesz mnie bić? Oh, Jenny nie rozśmieszaj mnie.- zarechotał, z trudem powstrzymać się od kolejnego ataku śmiechu.- Nie przyszedłem tu po to, by staczać z tobą pojedynki. Chciałem zaprosić cię na obiad.- odparł nieco poważniejszym tonem. Obiad? Żołądek dziewczyny aż podskoczył na dźwięk tego słowa, a jego właścicielka rozpromieniła się nieco. Lecz od razu do głowy przyszły jej dziwne myśli. Nie mogła przyjąć od tego nikczemnika żadnego jedzenia, przecież to uwłaczało wszelkiej godności. Jak mogła stawiać pragnienie ponad rozsądek. W głowie nastolatki aż kotłowało, co przyprawiło ją o okropny ból głowy. Musiała wybierać, nie mogła zdecydować się na obie rzeczy. Lecz instynkt wziął górę nad godnością, obalając ją i opanowując nieszczęsną nastolatkę, która już po chwili kroczyła za swym zniewolicielem. Wychodząc z zamknięcia poczuła przyjemny smak wolności. Te nazbyt piękne uczucie rozpłynęło się po całym jej ciele, paraliżując je radością. Powoli podążała ciemnymi, obskurnymi korytarzami rozkoszując się tym wyśmienitym odczuciem. ![]() Długie, zawiłe tunele zdawały się nie mieć końca. Nie przyzwyczajone do długich wędrówek nogi dziewczyny dokuczały jej niezwykle. Siły dodawała jej myśl że za chwilę poczuje na podniebieniu już zapomniany smak jedzenia. Tu i ówdzie na ścianach widoczne były małe pająki, które szybko i sprytnie na widok nieproszonych gości czmychały do swych kryjówek, by za chwilę znów wrócić na żer. Ich długie, kudłate nóżki przyprawiały nastolatkę o mdłości. Odraza do małych, jakże pożytecznych stworzonek była nieograniczona w wykonaniu Jenny. Gdzieniegdzie bose nogi natrafiały na błotniste kałuże, rozpryskując je na wszystkie strony. Z kamiennego sufitu cicho i bezgłośnie kapała niezidentyfikowana maź, brudząc czarne włosy. Nagle w końcu korytarza coś zamigotało. Bystre oczy szybko odszyfrowały źródło blasku, którym była żywo płonąca pochodnia, wisząca na ścianie. Nareszcie coś odsłoniło czarne zasłony mroku, likwidując je bezpowrotnie. Orzechowe punkty szybko przebrnęły po sklepieniu, zauważając na nich drewniany właz. Szybko okazało się że było to wyjście z diabelskich podziemi. Do tej pory pogrążona w egipskich ciemnościach dziewczyna miała ujrzeć wreszcie światło dzienne. Młodzieniec, prowadzący Jenny schwycił drabinę i podstawił ją pod wyjściem. Oderwał się od kamienistego podłoża i stanął na szczeblu, który niepewnie zaskrzypiał, jakby bał się wydobyć z siebie ten zwykły trzask starego drewna. Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na Jenny, mówiąc: - Chodź za mną. Za chwilę poznasz to co już dawno powinnaś poznać. Jenny opanował dreszczyk podniecenia, na dźwięk jego słów. Były wymawiane tak dziwnie tajemniczo, dziewczynie wydawało się że przedmiot jej nienawiści wyjawia właśnie jakąś niezwykła tajemnicę. Ale nawet nie wyobrażała sobie, jakie niespodzianki czekają ją za tą bramą dzielącą świat podziemi ze zwykłym światem. Posłusznie wykonała polecenia młodzieńca powoli wspinając się po starej, spróchniałej drabinie wydającej nadal jakby z przestrachem swój typowy odgłos. Gdy jej bosa stopa oderwała się wreszcie od ostatniego stopnia i spoczęła na pięknej kamiennej posadzce, Jenny była zdumiona. ![]() Znalazła się w jasnym pokoju jakby z magicznej krainy. Od razu przypomniała sobie fenomenalną powieść Jonatana Carrol’a, która stała się ulubioną opowieścią małej dziewczynki, która jeszcze niedawno leżała w różowej pościeli, wsłuchując się w głos matki opowiadającej magiczne przygody Alicji. I czekając aż Morfeusz weźmie ją w swe objęcia otulając snem. Pamiętała doskonale przygody dzielnej dziewczynki, którą zawsze chciała się stać. I w tej chwili czuła się właśnie jak mała Alicja zagubiona w świecie magii. Z zachwytem otaczała wzrokiem piękne, świetliste obrazy. Najbardziej zaintrygował ją obraz który przedstawiał kolorowe plamy, splątane między sobą w niezwykłą rozmazaną mozaikę barw. Przeniosła wzrok na piękny wzorzysty kominek, z którego dziarsko buchały płomienie. Ogniste języki, jakby celowo lekko wychodziły z swego miejsca chcąc pochłonąć całe domostwo. ![]() Jenny zdawało się że jest w zamku królowej kart i że za chwilę zjawią się nikczemne asy i porwą ją bezpowrotnie. Jednak nic takiego się nie stało. - Czy coś nie tak?- spytał podejrzliwie chłopak, nieco zniecierpliwiony postawą nastolatki, która słysząc jego słowa odparła przecząco: - Nie, nie, możemy iść dalej.- lecz skłamała z chęcią pozostałaby jeszcze przez chwilę w tym niezwykłym pomieszczeniu zachwycając się jego pięknem. Lecz towarzysz nie podzielał najwyraźniej jej zdania, gdyż nieporuszony zupełnie tym że opuszcza pokój, podszedł do dębowych drzwi. - Z zaszczytem, proszę na obiad.- powiedział śmiertelnie poważnie popychając wrota ręką, które lekko i bezgłośnie otworzyły się przed zdumioną dziewczyną obrazując jadalnię. Owe pomieszczenie było jeszcze wspanialsze niż kominkowy pokój. Jasne, drewniane ściany pokryte setkami obrazów ślicznie odbijały słoneczne światło, wpadające przez ogromne okna. Komnata była niezwykle wysoka, a na jej suficie widniała godnie głowa lwa z puszystą grzywą. Na środku jadalni naturalnie spoczywał stół, ale jakże był wielki i niezwykły, a uroku dodawały mu szczerozłote świeczniki i naturalnie góry jedzenia. W całym pomieszczeniu znajdowały się niezliczone ilości ozdób: rosłe rośliny, wspaniałe rzeźby i kredensy. Krzesła o odcieniu jasnego drewna obite były żółtawą, bajeczną tkaniną. Za oknami roztaczał cudny widok wielkich ogrodów, porośniętych wiekowymi drzewami oraz barwnym kwieciem. Oczy dziewczyny nigdy nie widziały czegoś piękniejszego. ![]() Wprost rozpływała się z zachwytu dla piękna tego pałacu. Nie mogła uwierzyć że to właśnie ona ma zaszczyt oglądać te niebiańskie widoki, a tym bardziej nie rozumiała dlaczego tak się stało. Dopiero po chwili nieco się opanowała i zauważyła dotąd niewidzianych przez nią ludzi. Przy stole siedziała piękna dama o czarnych, świetlistych włosach, lecz jej spojrzenie było tak wyniosłe i oziębłe, a to nieco raziło jej urodę. ![]() Natomiast mężczyzna spoczywający naprzeciwko niej był jej przeciwieństwem. Jasne włosy i brązowe oczy o ciepłym, przyjemnym spojrzeniu z dumą patrzyły przed siebie. Ich oczy zwróciły się ku Jenny i patrzyły na nią nie odrywając ani na chwilę wzroku gromiły ją spojrzeniem. Dziewczyna przypomniała sobie o swym stroju. Stała w cienkiej, skąpej bieliźnie. Była brudna, jej włosy niczym krucze pióra splamione błotem zakrywały spłakaną twarz. Natomiast stroje małżeństwa były bardzo okazałe. Kobieta miała na sobie piękną suknię idealnie podkreślającą jej znakomitą figurę, a jaj małżonek odziany był w niemal hrabiański ubiór, wykonany z drogich tkanin. Nastolatka oblała się rumieńcem. Jej skóra z bladej przeszła w ognistą czerwień. Policzki piekły, jakby spacerowały po nich płomyczki z wcześniejszego kominka. Czuła się jak marna koniczynka pośród pięknych nasturcji powalających swym pięknem i godnością. - Ja, ja naprawdę przepraszam. Nie miałam pojęcia że ktoś tu jeszcze będzie i dlatego tak wyglądam- zaczęła bardzo nieśmiało, jeszcze bardziej się czerwieniąc i całkowicie zapominając że choćby bardzo chciała nie mogła się ubrać gdyż zabrano jej ubranie- Państwo jesteście tak pięknie ubrani a ja… Nie zdążyła dokończyć gdyż cudna dama odezwała się niezwykle rozbawionym głosem: - Ależ jacy państwo! Jenny, jesteśmy twoimi rodzicami… Czy władcy pałacu są naprawdę rodzicami Jenny? Czy kobieta kłamała? Co się dzieje z Amandą? Co zrobi Jenny? Co się z nią stanie? Jak potoczą się jej dalsze losy? To i więcej w następnym odcinku. Ostatnio edytowane przez Tiffany : 06.11.2005 - 16:09 |
|
![]() |
| Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
| Narzędzia wątku | |
| Wygląd | |
|
|