The Sims 2: Podróże - Wrażenia z gry

Na początku trochę się napaliłem - nowy dodatek do the sims 2, łał!
Gdy odpaliłem dodatek pierwszy raz urzekło mnie już same logo.
Jak zawsze wszedłem do Miłowa i tu wiadomość! Abym przyporządkowała jakąś okolicę wakacyjną do mojego otoczenia, co prawda było ich trochę mało i bardzo brakowało mi zimowych pejzaży ale nie zrażony tym faktem dodałem trzy okolicę do Miłowa.
Odpaliłem swoją rodzinę i wywaliłem z niej matkę z dwójką niemowlaków (^^) i dzięki czemu miałem w końcu męskiego singla. Ucieszony podszedłem do telefonu i zamówiłem wakacje na wyspie - ciągle napalony na dodatek poleciałem na swoje pierwsze wakacje.
Oczywiście zameldowałem się w hotelu, który do złudzenia przypominał mi akademik ale nic. W pewnym momencie zauważyłem, iż klikając na trawię pojawiła się nowa opcja "kop w poszukiwaniu skarbów" (jadę z pamięci) - po paru minutach wykopałem 3 mapy prowadzące do tajemniczych lokacji i parę kamyków i kości. Z minuty na minutę i z wyspy na wyspę wakacje robiły się coraz nudniejsze - "misję" z tajemniczych lokacji co prawda fajne jednak nagrody już nie - jeszcze lalka voodoo to fajny pomysł lecz bardzo psujący grę (parę jej użyć i mam 30 bara-bara), historia starca była ... jak to powiedzieć ... przewidywalna - szkoda tylko, że nie można odczytać zwoju z legendą. Jednak przeraziła mnie ostatnie zadanie - przyjaźń z yeti, który był płci męskiej (wolał bym kobietę yeti). Inaczej mówiąc gra się szybko nudzi i myślę, że autorzy wyczuli to już na początku dlatego też pododawali takie coś jak 45 przeżyć z wakacji czy kombinacje różnych przedmiotów z wakacji na półkach (jeszcze tego nie oblukałem).

Podsumowując dodatek ten starcza na 1-2 dni zabawy, po tym czasie staje się nudnym rozszerzeniem nie wartym uwagi a za cenę prawię 80 zł to niezbyt zachęca, choć dodatek studia nadal jest po ok. 90 zł starcza na dłużej.