|
![]() |
#1 |
Zarejestrowany: 27.07.2006
Skąd: ąbruje
Płeć: Kobieta
Postów: 1,151
Reputacja: 11
|
![]()
Dzięki za mega-ilość komentów ;> Ale teraz przed wami:
Odcinek 5 ![]() Ania jeszcze przez pół godziny pocieszała przyjaciółkę, w końcu sama się rozkleiła i pozwoliła sobie na kilka łez. Niedługo później powiedziała, że musi już iść. Wyszła z wielkiej willi, ale nie zamierzała iść do domu. Szła chodnikiem, było już ciemno. Wiatr delikatnie muskał jej twarz, robiło się coraz chłodniej. Nie wiedziała gdzie ma się podziać, w domu nie mogła znieść łez jej matki. Może pójdzie do babci? Przecież staruszka pojutrze wylatuje do Stanów Zjednoczonych, więc wypadałoby się pożegnać. Szła w kierunku miasta. Babcia mieszkała w starym, przedwojennym bloku, ale jej mieszkanie było jakieś takie... przyjemne. Tak! To było to słowo, u babci można było siedzieć całą noc przy kubku herbaty w jej wąskiej kuchni. Ania stała właśnie przed blokiem swojej babci. Na starych drzwiach od klatki wisiał na pół zdarty nekrolog, głosił że zmarła 79-letnia kobieta, ale imienia i nazwiska nie było widać, bo był zdarty. Dziewczyna nacisnęła guzik od domofonu, przy którym widniało nazwisko Nowicka. Nikt nie odpowiadał. Ania nacisnęła po raz drugi, nic. "Może babcia już dzisiaj wyjechała? Ona miała wyjechać 7 lipca, czy 9? Hmm... Pewnie 7!" - pomyślała. Usiadła na huśtawce przed blokiem. Gdzie ma teraz pójść? Gdzie się podziać? Nie chce przecież wracać do domu. Robiło się coraz chłodniej, Dziewczyna odziana tylko w dres siedziała na zimnej huśtawce. W dali słychać było śmiechy jakieś młodzieży, a w okna były niebieskie od telewizorów. Panna Jaśmieniowska stwierdziła, że pójdzie jednak do domu, póki jeszcze go ma! No właśnie... Póki jeszcze... Szła znowu tym samym chodnikiem, widziała te same domy, bloki, ulice, zaparkowane samochody. ![]() I w końcu zobaczyła ten sam dom z cegły, który pamiętała najbardziej - był to jej skromny domek. Weszła do środka, na kanapie siedziała jej matka, szlochała - jak zwykle, ostatnio. Weszła po schodach bez słowa. - Aniu - usłyszała cichy głosik - Aniu... Odwróciła się. - Tak? - zapytała niezbyt grzecznie. - Chodź... na chwilę - Mamo... Proszę... Dość już tego wszystkiego! Mam już dosyć złych wiadomości na dzisiaj, nie chcę dalej płakać, idę spać, pozwolisz? Jej matka wydmuchała nos w chusteczkę, którą trzymała w ręce. Ania poszła na górę, do swojego pokoiku. Weszła jeszcze na chwilę do małej Kasi, żeby zobaczyć, czy śpi. Spała słodko. Bliźniaczki też już zasypiały. Była 22.30, nic dziwnego. Dziewczynę też zaczynała ogarniać senność. Przebrała się więc w pidżamę i szybciutko wskoczyła do łóżka. Było zimne, nic dziwnego - jej pokój wietrzył się pół dnia, a okno zostało zamknięte przed piętnastoma minutami. Okryła się swoją kołdrą, zamknęła oczy i próbowała zasnąć. Przekręcała się z boku na bok, na brzuch, na plecy, nie, niewygodnie. Kręciła się i wierciła przez jakiś czas, po czym zasnęła błogim snem. Śniło jej się, że zabierają po kolei: Kasię, Asię i Martę do jakiegoś strasznego domu, był to chyba Dom Dziecka, ale Ania nie była pewna. Później zabrali jej rodziców, meble. Została sama, w pustym domu, leżała na środku i... śpiewała! Była to Leona Lewis - "Bleeding love", czyli jej ulubiona piosenka. Później zaczęła płakać, chciała iść do Nel, ale zobaczyła, że ją i jej rodziców niosą w klatkach, a jej rzeczy również wyworzą, dziewczyna chciała krzyknąć, ale z jej krtani wydobyło się tylko obrzydliwe beknięcie. Ania się obudziła, cała spocona, zziajana. - Co... - ucięła. Zorientowała się, że był to tylko sen, okropny koszmar. Poszła spać dalej. Spała aż do rana. Dokładnie do godziny dziewiątej. ![]() Zeszła na dół w pidżamie. Zobaczyła mamę, w tej samej "okazałości" co wczoraj wieczorem, zapłakaną, smutną, przybitą. - Mamo... Przep - Nic się nie stało, nie powinnam cię zamęczać wszystkimi problemami - ucięła jej - ale chcę żebyś wiedziała, że babcia nieżyję... Ania nie wiedziała co powiedzieć. Czuła jak napływają jej łzy do oczu. Podeszła do matki i przytuliła ją. - Ja... niewiedziałam - wymamrotała tylko. Matka objęła ją mocno. ![]() - Powiedziałam tej babce co do nas wczoraj dzwoniła, że niezdołam zapłacić takiej sumy i że rezygnuje z zakładu. Sprzedamy wszystkie rzeczy, będziemy mieć z czego żyć. - powiedziała jej pani Maria Ania uśmiechnęła się przez łzy. - To dobrze - jedyne co zdołała z siebie wydusić. Heh... i co? Wiem, że robię tragedię, ale taki jest poprostu styl mój w tej opowieści... Kilkanaście tragedii naraz spada na bohaterkę, a potem... hehe! To zobaczycie ;d Ocieniajcie! Nie dam następnego odc. póki nie będzie przynajmniej 7 komentów ;p koniec i kropka! ;ppp Aha i sorry za ostatnie zdjęcie, że jest ciemne, ale tak wyszło ;c
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|