![]() |
#11 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() XII ![]() Okno jednego z wielu pomieszczeń w wielkim biurowcu było dokładnie zasłonięte. Patrząc z zewnątrz za nic w świecie nie dałoby się zajrzeć do środka. Zwłaszcza, że owo pomieszczenie znajdowało się na czternastym piętrze. Niewielki gabinet, będący zapuszczonym biurem pewnej firmy produkującej sprężyny, zadrżał w posadach od nagłego ataku kaszlu. Henry, wciąż opatulony w grubą kurtkę, siedział na dużych rozmiarów głośniku i przypalał papierosa. Raz po raz pociągał nosem. Około metra od niego czarnowłosa dziewczynka, drażniona tytoniowym dymem, pokasływała mrużąc oczy. Porozwalane po wszystkich kątach pomieszczenia wszelakiego rodzaju klamoty i papiery przywodziły Johnowi na myśl lokum Thomasa. Chłopak nie mógł też powstrzymać się od zerkania w stronę Tae (tak nazywała się córka Alberta). Drobna dziewczynka była chyba ostatnią osobą, jaką można było podejrzewać o bycie jego dzieckiem. ![]() Następnym, co niezmiernie ich zdziwiło, było to, że mała Japonka nie stawiała żadnego oporu. Posłusznie niczym pies dała prowadzić się aż do tego miejsca. Na początku była wystraszona, jak każde dziecko w takiej sytuacji, jednak strach szybko ustąpił miejsca zaciekawieniu. Widocznie dziecko było wyjątkowo ufne i nieprzywiązane do swojego miejsca pobytu. Ku irytacji Johna Egzorcyści odmówili odpowiedzi na jakiekolwiek zadane pytanie. Tłumaczyli się tym, że sami wszystkiego nie wiedzą. -Powiecie w końcu po co tu przyszliśmy? – spytał po raz kolejny półwampir, marszcząc z irytacji brwi. † Kilkadziesiąt metrów nad ziemią wiatr był niewiarygodnie silny. Thomas musiał przysłonić oczy rękoma, aby śnieg wirujący we wszystkie strony go nie oślepiał. Rozciągnął obolałe kości i spojrzał w stronę drzwi czarnego helikoptera. Śmigła obracały się coraz wolniej, donośny hałas ucichł, pozostawiając tylko szum późnozimowych podmuchów wiatru. Mężczyzna spojrzał w stronę wyjścia z helikoptera, z którego wyłoniła się Victoria. Za każdym razem nie mógł się nadziwić, że tak drobna kobieta była w stanie pilotować tak wielką maszynę. -Już idę, idę – krzyknęła Brazylijka, widząc obserwującego ją szefa. ![]() -Mam nadzieję, że Carol i Henry już są, nie wziąłem klucza. Thomas szybkim krokiem przedzierał się przez śniegowe zaspy, usypane na chodniczku. -To ja zawsze noszę klucze, szefie – wtrąciła Victoria. Żeby utrzymać kroku przełożonemu, musiała co jakiś czas podbiegać. -Szefie? – spytała cicho. -Hm? -Tak właściwie, co chce pan zrobić z tym dzieckiem? -Ta dziewczynka będzie niezwykle przydatna dla Firmy. W tej chwili musimy zrobić wszystko, aby ją ochronić i zatrzymać przy sobie. Jest jeszcze mała, ojciec albo nie zdążył wpoić jej swoich chorych pomysłów, albo łatwo jej je wyperswadujemy. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby u wampira pojawił się Znak… Musimy wykorzystać umiejętności tej małej. -Kazać jej zabijać swoich? -Nagle jesteś po ich stronie?! – rozzłościł się. Kobieta zdziwiła się, szef zawsze wydawał się być osobą spokojną i opanowaną, niezależnie od sytuacji. -A jeśli się okaże, że nic z tego nie wyjdzie? -To wtedy będziemy się martwić. -Na wieki optymista… Ci egzorcyści…czasem wydaje mi się, że nie traktuje pan ich jak ludzi. Jakby byli zwykłymi narzędziami do zabijania, które można wymieniać i zarządzać nimi wedle uznania – stwierdziła z goryczą. Kiedy dotarło do niej, co właśnie powiedziała, modliła się w duchu, aby okazało się, że szef nie dosłyszał. Jednak wszystko wskazywało na to, że Thomas rozumiał jej słowa aż nadto wyraźnie. Wyraźnie zmieszany długo zastanawiał się nad odpowiedzią. -Ja…nie chciałem, żeby to tak wyglądało… Po prostu wydawało mi się, że tak będzie najlepiej... † Drewniane drzwi otwarły się i do środka pomieszczenia weszli Thomas wraz z Victorią. Wszyscy w pomieszczeniu wpatrywali się w siebie nawzajem. Szef tak skupił się na postaci małej Japonki, że w pierwszym momencie nie zauważył Johna i jego siostry. -Preston? – rzekł oszołomiony – Co ty tu robisz? -A… długa historia – odparł wymijająco – To jest moja siostra, Kate – wskazał siedzącą obok blondynkę, która obecnie stanowiła obiekt zainteresowania szefa. -Co ona tu robi? -To też długa historia. Ale ona wszystko wie. Thomas zmarszczył brwi. -No… o wampirach i tak dalej. -Gdzie Juliette i Max? -Nie wiem… Odetchnął głośno i odwrócił się w stronę dziewczynki. Przez kilka chwil mężczyzna i dziecko patrzyli sobie prosto w oczy. W końcu Thomas nie wytrzymał i odwrócił wzrok. Te oczy tak nie pasowały do kilkuletniego dziecka – Thomasowi wydało się, że widzi w nich cały smutek i ból, jaki kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. -Odejdźcie na chwilę – rzekł, nie odwracając się. Wszyscy zamarli w swoich pozach, niepewni, czy powinni protestować, czy po prostu wypełnić polecenie szefa. Pierwsza z miejsca podniosła się Carol i wyszła na korytarz. Po chwili wahania wszyscy pozostali z oznakami niezadowolenia opuścili pomieszczenie. Mężczyzna zbliżył się do dziecka, które wciąż, bez żadnego skrępowania, wpatrywało się w jego twarz. ![]() -Jak masz na imię? – spytał powoli, nie mając pewności, czy dziewczynka zna angielski. -Tae – odparła automatycznie. Jej głos był chłodny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Thomasowi natychmiast skojarzył się z tonem Evy Brown, kiedy ta odrzuciła jego oświadczyny. -Boisz się mnie? Japonka pokręciła przecząco głową. Thomas usiadł obok niej, wpatrując się w małe dłonie mocno zaciśnięte na kimonie. -Gdzie jest twoja mama? -Nie wiem. Tata powiedział, że została w Japonii i cały czas tam na mnie czeka. Powiedział, że jeśli nauczę się pisać i czytać po japońsku, kiedyś ją odwiedzimy. -Cały czas mieszkasz ze swoim ojcem? Skinęła głową. -Czemu zamknął cię samą w pokoju? -Żebym była bezpieczna. Mówił, że jestem wyjątkowa i ważna dla niego i Andy’ego i Emmy. Mężczyzna zaskoczony był jej szczerymi odpowiedziami bez chwili zawahania. -Nie tęsknisz za tatą? -Już nie. Dawno go nie widziałam i znudziło mi się siedzenie w pokoju. Tata mówił, że mogą po mnie przyjść jacyś źli ludzie. Pan jest zły? -Oczywiście, że nie! Nie pozwolę, żeby ci się cokolwiek stało. Dziewczynka uśmiechnęła się z ulgą. -Zabierze mnie pan na plac zabaw? Tata zawsze mówił, że to fajne miejsce i że kiedyś razem tam pójdziemy. -Oczywiście… Powiedz mi, Tae, tak?, zastanawia mnie ten dziwny znak na twoim policzku… Ręka Japonki instynktownie powędrowała do twarzy. Dziewczynka zasłoniła dłonią lewą część twarzy i spuściła wzrok. -Myślałam, że nikt nie zauważy… Nie wiem, skąd to mam. Andy mówił, że to nic dobrego i powinnam się tego wstydzić. -Andy to twój brat? -Yhm. Thomas zmusił się do uśmiechu. Miał nadzieję, że dziecko uzna go za wiarygodnego. -Tylko się z tobą droczył, wiesz, tacy starsi bracia już są – uśmiech jeszcze bardziej się powiększył – Pewnie był zazdrosny, bo... Specyficzną rozmowę przerwał sygnał dochodzący z telefonu Thomasa. Mężczyzna wstał i ze zdziwieniem spojrzał na ekran komórki – dzwonił Max. ![]() -O co chodzi? – spytał zirytowany, że przerwano mu w takim momencie. -Gdzie pan teraz jest? – w słuchawce odezwał się zniekształcony przez połączenie telefoniczne głos Berry’ego. -Po co pytasz? Poza tym, miałeś mieć na oku Prestona, a ja znajduje go tutaj ze swoją siostrą… -Co? Ten idiota się znalazł? -Nie rozumiem… Przez chwilę zapanowała cisza, po czym Max odezwał się rozzłoszczonym głosem. -Niech pan nie zmienia tematu, wyjaśnię wszystko na miejscu. Chce tylko wiedzieć, gdzie pan jest. Thomas zacisnął zęby. Max wkurzył go tą swoją tajemniczością, tym samym zwiększając ciekawość. -Jakiś czas będę w biurze przy Dwudziestej. Jeśli się pospieszysz może jeszcze się spotkamy. Mężczyzna odjął telefon od ucha i zakończył rozmowę. Tae przez cały ten czas przyglądała mu się z zainteresowaniem. Wyglądała, jakby chciała o coś zapytać, ale wciąż brakowało jej odwagi. -Poczekaj chwilę, zaraz wrócę – rzekł Thomas, chwytając klamkę drzwi. Wyszedł na korytarz ze ścianami pomalowanymi na dziwny odcień szarości, który pojawiał się we wnętrzach większości biurowców w tej okolicy. Kilka metrów dalej stała biała kanapa, na której rozsiedli się wyproszeni wcześniej egzorcyści, John i Kate. Gdy zobaczyli, że nadchodzi szef, natychmiast przerwali wszelkie rozmowy. -Co to za nagła cisza? – spytał Thomas, podchodząc bliżej. -I co? – niecierpliwiła się Carol, ignorując zadane pytanie – Jak poszło z tą dziewczynką? -Chyba dobrze… Nie jest zbyt przywiązana do ojca, chociaż go szanuje. -Zabierze ją pan do głównego biura Firmy? – wtrącił Henry. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało mu donośne kichnięcie. -Nie ja - ty. Zabierzesz małą i Victorię, weźmiecie helikopter i tam polecicie. Już zaraz. -A co pan będzie robił? -Ja… Muszę zając się tamtą dwójką – Thomas wskazał Johna i Kate. -A co ze mną? – spytała Carol, obgryzając paznokcie. -Na razie zostaniesz z nami. Przyda ci się odpoczynek od Henry’ego i jego ciągłego kasłania i smarkania. Kobieta zaśmiała się cicho, ściągając na siebie mordercze spojrzenie kolegi. Thomas wrócił do gabinetu po Tae. Oddelegował ją tak jak mówił, a sam rozciągnął się na niezbyt wygodnym krześle. Spojrzał na siedzących naprzeciwko półwampira i jego siostrę. Teraz, kiedy chłopak wiedział, kim jest jego ojciec, Thomas nie był pewien, jak powinien zacząć rozmowę. Na szczęście, lub nie, w momencie, w którym krępująca cisza nie osiągnęła jeszcze krytycznego poziomu, rozległo się pukanie do drzwi. Thomas podszedł do drzwi, aby je otworzyć. Przekręcał klucz w zamku, kiedy ktoś położył dłoń na jego prawym ramieniu. Odwrócił się i zobaczył tuż przy sobie Johna. -Niech pan zaczeka… -Co się stało? – spytał, nie puszczając klucza. John zamrugał kilka razy oczami i wziął głęboki wdech. -Nic… zdawało mi się – rzekł w końcu i puścił ramię szefa. Thomas otworzył drzwi i zastygł w bezruchu i rozwarł usta w niemym okrzyku. Na korytarzu ze ścianami pomalowanymi według standardów stały trzy osoby – zmaltretowani i poturbowani Juliette i Max, oraz… ![]() -Witam – rzekł Albert, szeroko się uśmiechając. Prawą dłonią gładził powoli policzek Juliette, która uparcie wbijała wzrok w ziemię. Thomas spojrzał z zaskoczeniem na Maxa. Nie spodziewał się, aby on, który spędził w Firmie całe swoje życie, mógł go zdradzić. Egzorcysta, jakby odczytując myśli szefa, wypowiedział na swoje usprawiedliwienie bezgłośne „musiałem”. Wampir na widok przerażonej miny zarówno Thomasa, jak i Johna, poszerzył swój uśmiech. Jednak pod maską radości kryła się niepohamowana wściekłość. --------------------------------------------------------------------------- ![]() Imię: Carol Nazwisko: Wright Wiek: 27 Wzrost: 170 Znaki szczególne: Tatuaż na piersi i biodrze Pochodzenie: Anglia Ostatnio edytowane przez scarlett : 04.10.2008 - 19:42 |
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|