Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 02.12.2008, 19:27   #1
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 32
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Concern

Ty lepiej daj odcinek
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 02.12.2008, 19:39   #2
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Concern

Tak, uroda Johna jest bezdyskusyjna...
To do kogo on należy również nie podlega dyskusji... W każdym razie nie radzę!
Można za to brać Maksia - ucieszy się chłopak... Chociaż urodą odstaje zarówno od Johna jak i od Henryczka

A wy dwie na górze nie straszcie ludzi...

Ostatnio edytowane przez Callineck : 02.12.2008 - 19:41
  Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 01:32   #3
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Concern

Libby wiesz doskonale że w Maksia to ja nie wnikam

Scarlett ty się lepiej pośpiesz z nowym odcinkiem, bo zbanują za offtopowanie twoje najwierniejsze czytelniczki...
Poza tym znowu jestem na głodzie!!!

Ostatnio edytowane przez Callineck : 03.12.2008 - 02:04
  Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 09:34   #4
Odessa
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Concern

Właśnie to do kogo należy John nie podlega dyskusji ^^

Daj odcineeek <prosi>
  Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 13:18   #5
Castaway
 
Avatar Castaway
 
Zarejestrowany: 02.05.2007
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 594
Reputacja: 18
Smile Odp: Concern

Dziewczyny nie kłócić się! Ale przyznam że jestem wielką fanką Johna ;>
__________________

Sakebi.~
Castaway jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 15:32   #6
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Concern

Eej, 3 strony offtopa? Przesaaada
Może dziś/jutro jeśli nie umrę wcześniej coś napiszę, bo chora jestem :/

Hyhy, John wysunął się na prowadzenie... Koniec offtopa
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 16:32   #7
Castaway
 
Avatar Castaway
 
Zarejestrowany: 02.05.2007
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 594
Reputacja: 18
Smile Odp: Concern

Ok xD Nie umieraj tu nam :[ czekamy na następny odcinek ja też jestem chora =,="
P.S. John należy do Julliette dziewczyny
__________________

Sakebi.~

Ostatnio edytowane przez Castaway : 03.12.2008 - 16:35
Castaway jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 19:22   #8
ptasie mleczko
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Concern

Hy hy jak to dobrze wybierać sobie na idoli tych zuuych hy hy <szatański śmiech> i dzięki temu Albert jest tylko mój ONLY MINE muahaha <demoniczny śmiech>
  Odpowiedź z Cytatem
stare 03.12.2008, 19:55   #9
Castaway
 
Avatar Castaway
 
Zarejestrowany: 02.05.2007
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta
Postów: 594
Reputacja: 18
Smile Odp: Concern

Cytat:
Napisał ptasie mleczko Zobacz post
Hy hy jak to dobrze wybierać sobie na idoli tych zuuych hy hy <szatański śmiech> i dzięki temu Albert jest tylko mój ONLY MINE muahaha <demoniczny śmiech>
o nie :< *podkochuje się w Alberciku * odpuszczam sobie znowu się zakochałam *źle*
***
Kiedy new odcinek :>???
__________________

Sakebi.~

Ostatnio edytowane przez Castaway : 03.12.2008 - 20:07
Castaway jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 06.12.2008, 16:04   #10
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Concern


Henry truchcikiem przemieścił się przez kolejny korytarz. Teraz spóźniał się jeszcze częściej niż zwykle. Podczas niemal tygodniowej nieobecności Thomasa wszystko stanęło na głowie, a stos papierów na jego biurku niebezpiecznie rósł z godziny na godzinę. Mężczyzna otworzył jedną ręką szklane drzwi, a drugą odgarnął włosy wpadające mu do oczu. Zdawało się, że coś się tu działo i to w dodatku bez niego. Co gorsza, nikt nawet nie zauważył, że się pojawił.
-To jest nie do wytrzymania! – krzyczała Victoria, żywo gestykulując – Wy nie musicie robić tego wszystkiego, co ja!
-A czego? – spytał Henry, przeciskając się pomiędzy Johnem a Meą.
-Gdzie Thomas, co się stało z szefem, kiedy będzie… Oszaleć można – wciął lamentowała.
-Po prostu brakuje nam szefa… - westchnęła Juliette – Kto by pomyślał, że bez tego rozwlekłego faceta zrobi się taki cyrk.
Obecna w pomieszczeniu Eva Thomas znacząco chrząknęła, jednak została zignorowana przez ogól zebranych.
-Czyli to wszystko przez pusty stołek – wymamrotał Antonio, gryząc kawałek koszulki.
Zapadła chwilowa cisza, a on sam błyskawicznie znalazł się przy biurku.
-Problem z głowy – oznajmił i opadł na fotel – Sam będę szefem.
Chór protestujących głosów wypełnił całe pomieszczenie.
-Co?!
-No... Dopóki nie wróci Thomas – tłumaczył się wcale niezakłopotany. Położył nogi na stół i wygodnie oparł ręce na karku. Zamknął na chwilę oczy i spadł na podłogę. Skołowany zerwał się na nogi. Tuż obok niego stała Lena, z dziwnym wyrazem twarzy. Antonio podszedł bliżej, jednak kobieta gwałtownie go odepchnęła.


Uśmiechnęła się szeroko i sama usiadła na tak pożądanym skórzanym meblu.
-Prędzej zginę, niż to będziesz ty, pięknisiu – rzekła, zerkając na niego spod firanki czarnych rzęs.
Walka o stanowisko rozgorzała na dobre. Płynąca w mężczyźnie gorąca niczym rozżarzone żelazo hiszpańska krew dodawała mu temperamentu, który dorównywał zaciętości i pewności siebie pięknej Rosjanki. Wszyscy pozostali zgodnie uznali, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie odnalezienie Thomasa. Przymusowymi ochotnikami na odwiedzenie jego domu zostali Henry i John. Po kilku minutach narzekań niechętnie ruszyli do wyjścia.


Henry postawił swój nowiusieńki samochód na parkingu w podziemiach niewielkiego apartamentowca. Kto by pomyślał, że Thomas mieszka w takim miejscu. Zgasił silnik i wysiadł z auta, delikatnie zamykając drzwi, jakby obchodził się ze zgniłym jajkiem. Niemal podskoczył, gdy rozległ się huk niesiony przez echo odbijające się od pustych ścian.
-Oszalałeś? – krzyknął, celując palcem w Johna – Mówiłem, delikatnie! Jeśli coś mu się stanie, będziesz sam to naprawiał.
-Jasne… Ciekawe po co tu w ogóle przyjechaliśmy.
Henry niestety nie usłyszał tych słów, gdyż za bardzo zajęty był ścieraniem małej ryski na karoserii.

Wreszcie oderwał się od samochodu. Weszli do mieszkania szefa, nie mając pojęcia czego właściwie tu szukają.
-Co mieliśmy robić…? Poszukać wskazówek? – Henry zacytował słowa Antonia – Sam mógł sobie tu przyjść, tu jest jeszcze większy pierdzielnik niż w Firmie. Nawet, jeśli coś tu jest, to i tak tego nie znajdziemy.
John zniknął w następnym pomieszczeniu. W stanie głębokiego znużenia przerzucił kilka kartek leżących na stole. Znudzony powrócił do salonu, gdzie Henry wylegiwał się na kanapie z książką w rękach.


-Co to za książka? – spytał John i usiadł obok Henry’ego.
-Nic ciekawego, leżała tu obok.
Po chwili w kieszeni egzorcysty zawibrowała komórka.
-Słucham? – rzucił – Co…? Czemu ja…? Helikopter umiesz, a nawet nie masz prawa jazdy….? Kiedy…? No dobra…
-Kto to? – dopytywał się John, udając, że nie podsłuchiwał.
-Victoria. Wymyśliła sobie, że mam ją odwieźć do domu.
-A co ja mam robić?
-Pojedziesz ze mną.
-Niby czemu? Zmarnuję dobrą godzinę!
-No już… Wiesz, jaka ona jest, nie wytrzymam z nią sam na sam…
John do tej pory nie posiadł dwóch jakże przydatnych w życiu umiejętności – wiarygodnego kłamania i asertywności.


Jak można było się tego spodziewać, Victoria najpierw się spóźniła, żeby potem robić wszystko, aby nie wypuścić Henry’ego z domu za wcześnie. Wynajdywała tysiące powodów, zaczynając od chaosu spowodowanego nieobecnością Thomasa, na strachu przed ciemnością kończąc. Raz po raz próbowała wygnać z mieszkania Johna, jednak na próżno, gdyż Henry skutecznie trzymał się jego boku.

Wreszcie udało im się opuścić kobietę, która została sama, mając za jedynego towarzysza złamane serce. W ramach dziękczynienia Henry zgodził się odwieźć Johna pod sam dom, zwłaszcza, że zrobiło się już ciemno i zaczął padać deszcz. Wjechali w niewielką uliczkę, biegnącą przez środek lasu. Liście drzew aż uginały się od ciężkich kropel spadających z nieba. Pozostałe z donośnym dźwiękiem rozpluskiwały się na przedniej szybie samochodu. Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych Henry coraz bardziej przyspieszał.
-Ciąży ci noga, czy po prostu chcesz nas zabić? – prychnął John, zapobiegawczo zapinając pas, o którym zawsze zapominał.
-Ciebie chyba bym nie zabił w ten sposób – odparł spokojnie Henry i zerknął w boczne lusterko. Cały czas za nimi jechał.
Blondyn widocznie zrozumiał, o co chodzi, gdyż odwrócił się i wyjrzał przez tylną szybę. Tak się dziwnie składało, że w ciemnościach widział równie dobrze jak za dnia. Niestety siedzący im na ogonie samochód miał włączone zbyt mocne światła, aby mógł rozpoznać kierowcę.


-Długo za nami jedzie?
-Od samego początku. Widzisz kto to?
-Nie, ale to na pewno człowiek.
-Jesteś pewie... – Pasażerami gwałtownie szarpnęło do przodu, gdy zielony jeep wjechał w ich tylny zderzak. Cudem uniknęli zderzenia z wielkim drzewem.
-Co do cholery?! – warknął Henry. Zerknął na prędkościomierz, na którym wartości rosły coraz bardziej, a jemu coraz trudniej było utrzymać się na drodze. Walić ich życia, to było nowe auto! – Zrób coś!
-Co? Nie zabiję go, przecież to zwykły człowiek…
-Nie musisz go…
Tym razem zderzenie było o wiele mocniejsze i poważniejsze w skutkach. Henry walnął głową w kierownicę, tym samym ją puszczając. Pojazd niczym puszczony wolno pies zjechał z ulicy i zniknął między drzewami. Ostre gałęzie bezlitośnie smagały dotąd lśniącą srebrną karoserię. Zatrzymali się dopiero na pniu wielkiej sosny. Las w końcu mógł odpocząć od huku, jaki wytwarzał pędzący samochód, powracając do swoich naturalnych odgłosów.
Wydawało się, że wszystko wróciło do normy. John zburzył tą harmonię, próbując wysiąść z auta. Jako, że nogi miał jak z waty, nie było to zbyt proste. Narobił więc sporo hałasu. Po chwili z drugiej strony z auta wygramolił się przerażony Henry.


Oszołomiony wpatrywał się w to szkaradztwo, które niegdyś było jego pięknym samochodem. Nerwowo potarł najbliższą plamę brudu, jednak rysy okazały się być nieusuwalne. Zbite szyby dopełniały obrazu, jaki śnił mu się jedynie w najgorszych koszmarach. Drżącymi rękoma sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów.
-Ach, chyba mieliśmy szczęście – westchnął John – Mogło być o wiele gorzej.
-Gorzej?! Chyba żartujesz, nie mogło być gorzej.
-Ważniejsze teraz, kim był ten człowiek i czego od nas chciał…
-Musimy go znaleźć, zabiję go własnymi rękami! – krzyknął stanowczo Henry – Za to, co zrobił mojemu samochodzikowi, będzie znosił męki godzinami…
-Dziwne… - John wyjrzał zza potężnego drzewa – Wydawało mi się, że ktoś tam był.
-Mówiłeś coś? – głos mężczyzny coraz bardziej przypominał szept pacjenta szpitala psychiatrycznego.
-Nie… - blondyn przysiadł na masce samochodu, próbując się skupić na czymkolwiek. Henry w ogóle nie był do tego w tej chwili zdolny. No i niby co powinni teraz zrobić? Przetarł oczy, które zrobiły się całe mokre od deszczu, nie wspominając o włosach klejących się do całej twarzy. W tym samym momencie zauważył plamę benzyny, wylewającą się z uszkodzonego zbiornika. Już miał powiedzieć o tym towarzyszowi, kiedy ten zrobił coś zatrważającego – wyrzucił wypalonego papierosa tuż za siebie. A podobno gorzej być nie mogło. John spróbował go ostrzec, jednak było już za późno.

Siła wybuchu wyrzuciła ich kilka metrów do przodu. Mając szczęście w nieszczęściu, wylądowali w jakiś mokrych krzakach. John wygrzebał się spod wilgotnych liści i niepewnie stanął na nogach. Musiał rozejrzeć się za Henrym i miał nadzieję zastać go w jednym kawałku. Przetrząsnął krzewy w okolicy kilku metrów i nigdzie go nie było. Gwałtownie się odwrócił, kiedy na dach samochodu runęła wielka drewniana kłoda. Zza płomieni wyłaniała się ludzka sylwetka.


John podszedł do cienia, którym był nie kto inny jak Henry. Osmalony dymem wpatrywał się w płonący samochód. Blondyn chwycił go za ramię i zaciągnął w miejsce znajdujące się w miarę bezpiecznej odległości.
-Chciałeś nas znów zabić? – potrząsnął nieobecnym duchem kolegą.
-Mój samochód… - wymamrotał cicho – Moje piękne auto…
-Trzeba było czytać, co piszą na tych twoich fajkach. Na każdym opakowaniu jak wół widać, że palenie zabija. Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Zaraz pewnie przyjedzie tu straż, czy coś takiego… Może będzie lepiej, jak stąd pójdziemy?
-I zostawimy mój wóz?
John nie odpowiedział. Marszczył brwi i rozejrzał się dookoła.
-Nie jesteśmy tu sami – oznajmił – Musimy stąd spadać.
-Już przyjechali?
-Nie oni, wampiry.

Ostatnio edytowane przez scarlett : 06.01.2009 - 20:43
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 
Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 22:38.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023