![]() |
#11 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Z cyklu w oczekiwaniu na wenę…
![]() Pewnego słonecznego dnia Henry obudził się rześki i świeży niczym pupcia niemowlęcia w trakcie przewijania. Z uśmiechem na twarzy zerwał się ze swojej różowej pościeli, wykonał codzienne poranne czynności i z krzywą miną stanął przed szafą. Nie miał co na siebie włożyć! Z większości ubrań już wyrósł, kilka par spodni dziwnie poprzecierało się w kroku, inne miały rozerwane kolano. W zeszłym miesiącu nie dostał premii i nie kupił Perwoolu Black Magic i większość ubrań, które jeszcze do czegoś się nadawały było w tej chwili po prostu wstrętnych! -No nie! – westchnął rozdrażniony – To nie do pomyślenia, cholera jasna! Nie mam w co się ubrać! Wcisnął się w przymałe spodnie i nienoszoną od kilku lat koszulkę, krzywiąc się przed lustrem. Mimo wszystko wyglądał doskonale. Oglądając się raz po raz na boki, przeszedł do następnego pokoju. Stanął obok dużego kwiata, chwycił jego liść i jeszcze raz obejrzał się na wszystkie strony. W pobliżu nie było nikogo. -Doskonale – rzekł, wyjmując kwiat wraz z ziemią z doniczki – Chodźcie do tatusia… Zadowolony wyjął zawinięty w woreczek foliowy plik pieniędzy, odłożonych na czarną godzinę. A owa godzina właśnie nadeszła. ∞ Henry zapukał do drzwi mieszkania swojego kolegi. ![]() Miał tylko nadzieję, że John nie obrazi się za tak wczesne najście. Niestety, po drugiej stronie drzwi nie panowały zbyt przyjazne nastroje. Przybrany w elegancką piżamkę blondyn nie wyglądał na zachwyconego. Sterczące na wszystkie strony włosy mówiły, że ich właściciel dopiero co wstał z wygodnego łóżeczka i najchętniej w ogóle by z niego nie wychodził. ![]() Przełamał swoją niechęć do porannych gości dopiero, gdy przypomniał sobie o zamówionym w zeszłym tygodniu stroju do baletu. To musiał być kurier z jego przesyłką! Ożywiony tą perspektywą czym prędzej otworzył drzwi. -Henry….? – zawył zawiedziony – Co ty tu robisz? -John! – Henry rzucił się w ramiona Johna, przytulając go na powitanie. Lubił nachodzić kolegów z samego rana – wtedy jeszcze nie wiedzieli za bardzo co się działo i pozwolili się do siebie zbliżać – Ubieraj się, porywam cię na cały dzień! -Ale ja… - zaczął John, wyrywając się z uścisku Henryka – Nie ma mowy! Nie mam pojęcia o czym mówisz. -Pójdziemy na zakupy! Chodź, będzie dobra zabawa! John spojrzał na towarzysza w nieco inny sposób niż dotychczas. ![]() -Zakupy, mówisz…. -Znam doskonały butik, zawsze się tam ubieram. Zapewniam, że ci się spodoba. Teraz jest dużo promocji, zobaczysz, znajdziemy coś dla siebie! Nawet z naszymi marnymi pensjami… ![]() John wyglądał, jakby przeżywał wewnętrzną walkę. Miotał się pomiędzy wieloma możliwościami, wśród których wizja zakupów wypływała na powierzchnię niczym zgubione w basenie majtki. Wreszcie zebrał się w sobie i oznajmił: -Idę! ![]() Szybciutko wrócił do mieszkania, błyskawicznie doprowadził się do względnego porządku i jak starzy, dobrzy przyjaciele John i Henry ruszyli na zakupy. ![]() ∞ -To tu – oznajmił uradowany Henry, wskazując okazałą sklepową witrynę – Mój ulubiony butik! ![]() Jak dziecko, które zobaczyło na wystawie nową zabawkę, Henryk przykleił się do szyby. John chciał udawać kogoś bardziej poważnego i stanął nieco z tyłu, próbując powstrzymać niechybnie zbliżający się ślinotok. Ten sklep był fantastyczny! ![]() Nie wahając się ani sekundy w ukropie przestąpili próg sklepu. W środku był jeszcze bardziej olśniewający. Wspaniałe manekiny, eleganckie wieszaki, piękny wystrój, gustowne ubrania i wytworni klienci. -Henry! – krzyknął John, przykładając do siebie koszulkę – Ten sklep jest znakomity! Od dziś zawsze będę chodził na zakupy tylko z tobą! -Mówiłem, że ci się spodoba – Henry rozpromienił się jeszcze bardziej, buszując między wieszakami. -Gdybym wiedział, że niedaleko mojego domu jest taki butik, nie musiałbym sprowadzać ubrań aż z Paryża! Wydam tu wszystkie pieniądze i będę musiał odwołać zamówiony strój do baletu… -Nie martw się – Henry poklepał blondyna po ramieniu – Tu znajdziesz o wiele fajniejsze rzeczy. Spójrz, jakie atrakcyjne przeceny! ![]() Henry, jako doświadczony bywalec, już po chwili upolował kilkanaście wieszaków. Wyciągnął zafascynowanego Johna z działu z kostiumami karnawałowymi i zaciągnął go do przymierzalni. -Przymierzę to, a ty powiesz mi, w czym wyglądam najlepiej. Niestety za nasza pensję, nie mogę pozwolić sobie na zbyt wiele… Po chwili znikł za kotarą. -Już? – dopytywał się John, którego aż korciło, aby samemu rzucić się w wir zakupów. -Jeszcze chwila! -No już? -Momencik… -Juuż? W tej samej chwili Henry dumnie wyszedł i zaprezentował się w całej okazałości. ![]() -Za eleganckie na co dzień - podsumował John - Ale bardzo ładne. ![]() -Bardzo ładnie komponuje się z twoim tatuażem. ![]() -Takie drapieżne... Doskonałe! Zanim Henry wyszedł z przymierzalni tym razem minęło nieco więcej czasu. Musiał bowiem zdjąc z siebie kompletnie wszystko, aby przymierzyć obcisłą bieliznę z najnowszej kolekcji. W końcu zerknął za kotarę i... -John, gdzie ty jesteś? Juz wyszedłem! ![]() ∞ Mężczyzna w średnim wieku wypinał się przed lustrem we wszystkie strony. Skłon, przysiad, skłon, wyskok, szpagat… Garnitur leżał doskonale. Nie mógł sobie pozwolić na źle dopasowany strój. W swojej pracy mężczyzna był reprezentatywną osobą i musiał wyglądać nieskazitelnie i idealnie. A za tak niską cenę nigdzie indziej nie dostanie tak wspaniałego ubioru! ![]() John, buszując wśród niegdyś równiutko poukładanych na półeczkach koszulek, zauważył kątem oka coś dziwnego. Niezwykle rozbawił go widok starszego faceta wyginającego się przed lustrem. Miał teraz jednak ważniejsze sprawy na głowie – zrobić zakupy zanim Henry zorientuje się, że nie ma go pod przymierzalnią. Szybko jednak okazało się, że sam potrzebuje lustra, aby wybrać odpowiedni odcień szaliczka, aby najlepiej pasował do koloru jego oczu. Jako, że właśnie to lustro było najbliżej, nie miał wyjścia. Z kilkoma szalami pod pachą John ruszył w stronę dziwnego faceta. Grubo się zdziwił, kiedy ujrzał twarz mężczyzny. -To pan?! – krzyknął, upuszczając zakupy – Co pan tu robi? -Och, to ty, John! – ucieszył się Alan Thomas, poważany szef największej tajnej organizacji świata – Też na zakupach? -Tak, Henry też tu jest, to on pokazał mi ten sklep. -Niemożliwe! – oburzył się Thomas – Jesteś tu pierwszy raz?! John poczuł się malutki jak pyłek kurzu. W chwilach takich jak ta chciałby zniknąć. -Co w tym dziwnego? – bronił się. -Widać, że jesteś w Firmie od niedawna! Wszyscy moi podwładni się tu ubierają! Wspaniała jakość, oryginalne wzornictwo, atrakcyjne ceny oraz częste promocje! ![]() -Myślisz, że ja, skoro jestem szefem, zarabiam krocie? Nie! Z czegoś trzeba zapłacić podatki, odszkodowania, opłacić remonty, pokryć koszty rehabilitacji no i te wasze nieszczęsne pensje! Są tak absurdalnie wysokie, że Firmie grozi wielka fala zwolnień, albo będziecie musili zgodzić się na pracę za połowę dotychczasowych pieniędzy. Ja tak zrobiłem, a skoro jestem szefem, powinienem być wzorem do naśladowania! -To chyba nie jest najlepszy pomysł... ∞ Henry zapewne byłby wściekły na Johna gdyby nie fakt, że radość płynąca z zakupów była o wiele większa niż złość. Niestety, spodnie, które bardzo mu się spodobały, miały naprawdę dziwaczny rozporek, jakiego Henry jeszcze nigdy nie widział. Chciał poprosić Johna o pomoc w jego zapięciu, ale ten cholerny idiota gdzieś się ulotnił. Nie miał więc wyjścia, musiał poprosić jakiegoś pracownika butiku. Podszedł do kasy aby znaleźć jakiegoś wolnego ekspedienta i stanął jak wryty. Co za szczęśliwy dzień… ![]() Za kasą stał nie kto inny, jak Max we własnej osobie! -Co ty tu robisz? – ucieszył się Henry, rzucając w kolegę dżinsami. -Jak to co, *****? Ocipiałeś czy ***** oślepłeś? Pracuję. -Zrezygnowałeś z pracy w Firmie? -Teraz to już całkiem cię powaliło. Chyba wiesz, jaką ****** kasę tam dostajemy. Grosze! Więcej w miejskich wodociągach dostanę! Przez to wszystko musze sterczeć tu jak ostatni **** w tym ****** sklepie. -Czyli dorabiasz… - ucieszył się Henry. Wewnątrz czuł niewielkie ukłucie zazdrości – też chciałby pracować w takim ładnym miejscu. ![]() -Czego chcesz?! Nie mam czasu na pogawędki. Henry uśmiechnął się z triumfem. Nie było lepszej osoby na ziemi do wykonania tego zadania. -Potrzebuję pomocy. -Ja miałbym ci pomóc? Zapomnij. -Pracujesz tu czy nie? Max spiorunował go wzrokiem. -Więc to twój obowiązek, jestem twoim klientem… Nie mogę poradzić sobie z czymś. Chodź, pokażę ci. Max zagryzł swoje ponętne, pełne wargi ze złości, ale posłusznie podążył za klientem. Nie mógł stracić pracy już pierwszego dnia. Henry wślizgnął się do przymierzalni i pociągnął za sobą Maksa. Pospiesznie zdjął spodnie i koszulkę i z uśmiechem wpatrywał się w ekspedienta. -No co? – warknął Max – Nie mam całego dnia. -Już, już – Henry wciągnął na tyłek spodnie, nie potrafił jednak ich zapiąć - Właśnie o to mi chodziło. Te spodnie maja jakiś dziwaczny rozporek, a ja nie umiem go zapiąć. Pokaż mi jak to się robi. -Najpierw zdejmij je z dupy. -O nie, nie, to bezcelowe. Muszę wiedzieć, jak prawidłowo je zapiąc, mając je na sobie. Henry gotował się ze szczęścia. Tylko on, Max i rozporek... -Zapomnij! - warknął Max, wychodząc z przymierzalni. W ostatniech chwili henryk chwycił go za łokieć. -Powiem twojemu szefowi... Wyjdzie na to, że sterczałeś tu tyle za darmo, bo wywali cię na zbity pysk za złe traktowanie klienta. -Jakiego klienta? Chciałeś powiedzieć, ******** pedała! *******! Nie dotknę cię! Co prawda właśnie po to przyjąłem tą pracę, ale chcę pomagać klientkom, nie klientom! -Możeż udawać, że jestem kobietą - Henry zatrzepotał rzęsami - A teraz zrób, proszę, porządek z tym rozporkiem. Powinieneś czuć się niekomfortowo, kiedy stoję tak przed tobą w rozpiętych spodniach... Max zaczął psioczyć pod nosem ale wreszcie wykonał polecenie. Jak tylko stąd wyjdzie, będzie musiał zabić Henry'ego. ![]() Paląc się ze wstydu i wściekłości wybiegł z przymierzalni od razu po zapięciu rozporka. Nie dbał nawet o to, czy coś przyciął czy nie, byle tylko jak najszybciej się stamtąd wydostać... ∞ Godzina zamknięcia sklepu zbliżała się wielkimi krokami. Ostatni klienci ustawiali się w kolejce do kasy, aby zapłacić za swoje zakupy. Wśród nich byli również Henry i John. Zapłacili za nowe ubrania i cali w skowronkach wyszli ze sklepu. Koniecznie będzie trzeba to jeszcze kiedyś powtórzyć. ![]() ![]() ![]() Alan Thomas również nie wyszedł z butiku z pustymi rękoma. ![]() |
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 3 (0 użytkownik(ów) i 3 gości) | |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|