Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 11.12.2007, 18:39   #11
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

Proszę bardzo xDD Jest to pewnego rodzaju zapychacz... To znaczy nie dzieje się nic konkretnego, emocjonującego etc. ale to, co się wydarzy będzie miało duży wpływ na dalsze losy głównej bohaterki ^^

RAZEM DO CELU
PART XI




Czułam się trochę winna zostawiając Roana pod opieką kuzyna. Skoro postanowiłam się nim, chociaż odrobinę zająć proponując obiady i miejsce do nauki, to chyba nie powinnam go opuszczać, żeby iść na randkę. Ale gdy wychodziłam i tłumaczyłam mu, kiedy wrócę, tylko pomachał mi na dowidzenia, po czym powrócił do zabawy z Yuyą. To mnie nieco uspokoiło.
Kiedy weszliśmy do domu Fantoma, jego rodzice akurat czytali książki. Było późne popołudnie, a oni mieli na sobie ubrania, które mogły wskazywać, że gdzieś się wybierają.



- Jestem!- zawołał Valentine, idąc w stronę swoich rodziców.
Zatrzymał się na moment, a następnie odwrócił głowę w moją stronę dając mi znak, abym podeszła. Wywróciłam tylko oczami i ruszyłam za nim. Dawno nie odwiedzałam jego domu i dlatego w tej chwili czułam się dosyć niepewnie…
- Dziadek już pewnie na was czeka… - mówił dalej Fantom.



Jego mama odłożyła książkę na półkę, podeszła do nas i uśmiechnęła się sympatycznie.
- Myślałam, że już się nie zjawisz! – powiedziała. – Obiad jest w lodówce, wystarczy, że wrzucisz na patelnię i odgrzejesz, to sobie coś zjecie…
- Mamo… - wymamrotał Val. – Wiem! Idźcie już na te imieniny, bo później was nie wpuszczą!
Spojrzałam na Fantoma, uśmiechając się delikatnie. Był tak rozkosznie zakłopotany tą sytuacją, że miałam ochotę po prostu go przytulić! Ale jego rodzice raczej nie byliby tym zadowoleni…



Usiedliśmy na kanapie, kiedy państwo Varela zbierali się do odejścia. Valentine objął mnie ramieniem, co jego rodzice potraktowali chyba jako przejaw koleżeństwa, gdyż jego ojciec powiedział tylko coś o „poznawaniu taktyki wroga”.
- Jesteśmy rywalami, a nie wrogami! – powiedziałam ze śmiechem, zanim jeszcze wyszedł na zewnątrz. – Chociaż zawsze wszystko może ulec zmianie!
- Niech lepiej zostanie, jak jest! – odpowiedział. – Szkoda by było, gdybyście się pokłócili, a jeśli chodzi o związek, to jesteś dla niego za stara! – zarechotał.
- Miły jesteś, tato! – zawołał Fantom w chwili, gdy jego rodzice opuścili dom.



A więc nasz związek miał być utrzymywany w tajemnicy przed rodzicami Vala… Ekstra! Ostatnim razem ukrywałam się z chłopakiem, gdy byłam w gimnazjum i nie sądziłam, że kiedykolwiek do tego powrócę!
Tymczasem Fantom zsunął dłoń na moją talię, a gdy na niego spojrzałam, tylko uśmiechnął się niewinnie.
- Te twoje hormony! – zaśmiałam się i pocałowałam go mocno.
Nie pozostawał bierny, chociaż specjalnie nachalny też nie był. W bardzo subtelny sposób sprawdzał, do czego może się posunąć, a kiedy nie wiedział jak odczytać moją reakcję po prostu brał na wstrzymanie. Oczywiście szybko znudziła mi się ta zabawa w podchody, dlatego po pewnym czasie pozwoliłam się nawet położyć na kanapie.



Byliśmy tak zaabsorbowani sobą, że nawet nie usłyszeliśmy skrzypnięcia otwieranych drzwi. Otworzyłam oczy dopiero podczas krótkiej przerwy na zaczerpnięcie oddechu i zobaczyłam nad sobą Haydena. Fantom nie był świadomy, że przygląda nam się jego brat, więc mocnym kopniakiem zrzuciłam czerwonowłosego na podłogę.
- A wy, co, dzieciaki? – zagadnął goth, uśmiechając się delikatnie. – Tak mało macie w domu pokojów, że musicie obściskiwać się na kanapie?
- Hayden! – zawołał z goryczą Val, chociaż jego ton głosu był pewnie spowodowany tym, w jaki brutalny sposób został zrzucony na podłogę. – Co ty tu robisz?
- Mieszkam. – odpowiedział spokojnie jego brat.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi…



Podniosłam się i usiadłam, zakładając nogę na nogę. A było tak fajnie…
- Przyszedłem na obiad, chyba mam prawo, co?
- Nikt ci go nie odbierze… - wymruczał zasmucony Fantom.
- Sieroto… - westchnął Hayden, wywracając oczami. – Róbcie sobie, co chcecie, ale przez jakiś czas będę łaził po domu, więc chyba możecie przenieść się do mojego pokoju, nie? Zresztą… ta kanapa jest zarezerwowana dla mnie i mojego chłopaka. – dodał po chwili.
Valentine uśmiechnął się szerzej, a i ja nie kryłam zadowolenia. W końcu prywatność!



Hayden poszedł do kuchni, a ja wstałam, przeciągając się z cichym pomrukiem. Można przenieść naszą zabawę do innego miejsca, czemu nie. Żadne z nas chyba nic na tym nie straci.
W drodze do pokoju gotha Valentine złapał mnie za rękę, uśmiechając się czule.
- Miło z jego strony. – wymruczał. – Na łóżku będzie wygodniej.
- A od kiedy bierzesz pod uwagę wygodę? – uniosłam w rozbawieniu brwi.
- Czasem się przydaje… - wymruczał, uśmiechając się tajemniczo.



I znów zaczęła się „gra”. To, co robił Fantom niesamowicie mi się podobało, dlatego też postanowiłam oddać wszystko w jego ręce. Również w dosłownym tego słowa znaczeniu…
Valentine był młodszy, niedoświadczony, ale miał w sobie tyle sprytu i zaradności, że swobodnie radził sobie z wyzwaniami. Zastanawiało mnie, jak daleko jest w stanie się posunąć, czy jest gotowy by zacząć to wszystko naprawdę na poważnie.
Okazało się, że jest.



Kiedy położyliśmy się na łóżku dokończył zdejmować ze mnie ubranie. Na początku patrzył mi w oczy, nie będąc pewnym, czy powinien się dalej posunąć, czy nie. Dopiero później spojrzał na moje nagie ciało, lecz nie był to wzrok napalonego dzieciaka. Fantom jako artysta oceniał wszystko względem budowy, proporcji… Jak koneser podziwiający działo sztuki.
- Będę czuła straszne wyrzuty sumienia, jeśli pójdziesz w ślady brata… - powiedziałam cicho, przerywając tą napiętą ciszę. – Być może nie jestem dla ciebie „tą jedyną” i zmarnujesz szansę z niewłaściwą osobą.
- Sonya. Ale ja nie jestem gejem! – powiedział, uśmiechając się przekornie i gładząc mnie delikatnie po brzuchu. – I nie sądzę, abym żałował.



Cóż… Ja też nie żałowałam. Ani wcześniej, gdy wiązałam się z Fantomem, ani teraz, gdy po ostatnich słowach chłopaka zaczęliśmy się kochać. Właściwie, to na tle innych, bardziej doświadczonych mężczyzn spisał się całkiem nieźle. Pewnie, dlatego, że był bardziej żywotny i robił coś, czego jeszcze nigdy nie próbował. Myślałam o tym cały czas, gdy leżeliśmy przytuleni do siebie. Już dawno nie byłam tak zadowolona.
- Mmm… - usłyszałam nad uchem pomruk Fantoma. – To lepsze niż surfing…
- Surfujesz? – zapytałam.
- Yhm…
Coś mi się wydawało, że był zbyt rozleniwiony, aby rozmawiać.



Zanim odpoczęliśmy i zwlekliśmy się z łóżka zastała nas dziesiąta wieczorem. O tej porze żaden autobus nie kursował już pod mój dom, więc nie zdziwiłam się, kiedy Val zaproponował nocleg. Mogłam zostać, czemu nie, właściwie to byłoby jak najbardziej wskazane, bo gdybym sobie poszła, to chłopak gotów pomyśleć, że tylko się z nim zabawiłam i koniec!
- Hayden nigdzie nie wybywa, mam w domu Roana, a Yuya ma dużo innych zajęć i nie może się nim wiecznie zajmować… - westchnęłam. – Poza tym nie chcę nadużywać gościnności twoich rodziców.
- Ale o tak późnej porze też nie możesz wracać… - nie ustępował.
- Wezwę taksówkę. Jestem dużą dziewczynką i na pewno nic mi nie będzie! – zaśmiałam się.
- Pojadę z tobą. – powiedział natychmiast.
- Wykluczone. Masz jutro szkołę, więc zaraz po moim wyjściu idziesz do łóżka, dzieciaku.



Zaczęliśmy się ubierać. Okazało się, że znalezienie wszystkich ciuchów jest trudniejsze, niż przypuszczałam. Przynajmniej w miarę szybko odnalazłam bieliznę i nie musiałam paradować zupełnie nago.
- A ty, co tak w tej szafce grzebiesz? – zwróciłam się do Fantoma, rozglądając się za spodniami.
- Szukam ubrań… - przyznał. – Hayden ma taki sam rozmiar, więc nie powinien się pogniewać… Poza tym wymieniamy się rzeczami.
- A twoje ciuszki? – uniosłam brwi.
- Jak wróci, to sprzątnie. – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.



Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy za stołem. Valentine zrobił nam kanapki i zaczęliśmy rozmawiać na bardzo swobodne tematy. Jednym z nich było niedawne nadanie praw miejskich naszej wsi, do czego w dużej mierze przyczynił się dom publiczny. Pewnie wkrótce do dyspozycji będą również kobiety, a wtedy nadejdzie czas na bary, lokale, być może nawet supermarkety… Jeśli oczywiście burmistrz będzie chciał zainwestować w oczyszczenie miejscowości z tych wszystkich ruin i zepsutych wiatraków.
Dochodziła jedenasta wieczorem i do domu wrócili państwo Varela. Już nieco podcięci, jak to po imieninach.
- O, jesteś jeszcze! – zawołała mama Fantoma, gdy tylko mnie ujrzała. – Czy ten mój młodszy ugościł cię jak należy? Nie ma zbyt wielu przyjaciół i nie umie zajmować się gośćmi, ale…
- Kochanie, chodź już. – przerwał jej mąż. – Na pewno mają dużo do obgadania… W końcu niedługo wystawa!



- Rzeczywiście! – pani Varela jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. – Musimy kupić naszemu synowi nowe farby, bo te są już takie nieestetyczne….
Kątem oka zauważyłam, jak Fantom wywraca oczami. Miałam ogromną ochotę zareagować tak samo, jednak jakoś się powstrzymałam…
- Mamo… Przecież to normalne, że takie rzeczy się brudzą… - wymamrotał Valentine, wyraźnie zażenowany.
- Ale nie zaszkodzi, gdy kupimy ci dodatkowy komplet! Jesteście tu tyle czasu, na pewno rozmawialiście, co jest najlepsze!
A tak właściwie, to dzisiejszego dnia nie zamieniliśmy słowa na temat sztuki…



Drzwi do pokoju rodziców jeszcze się nie zamknęły, lecz ja po prostu nie mogłam czekać z tym pytaniem!
- Oni nie widzą, co jest między nami, czy po prostu nie chcą tego widzieć?
- A jak ci się wydaje? – zapytał. – Gdyby coś podejrzewali, to nie daliby mi wyjść z domu! Są bardzo tolerancyjni, owszem, ale nigdy by nie zaakceptowali faktu, że jesteśmy razem!
A sądziłam, że już poważniejszych problemów mieć nie mogę… Ukrywanie związku było zabawne, ale na dłuższą metę mogło stać się wyłącznie utrapieniem.


Tak, tak, a co do ich wspólnej nocy... Testowane na własnym przykładzie xD Owszem, wystarczy jeden wolny pokój, nawet jeśli w domu krzątają się inne osoby xD
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 23.12.2007, 23:43   #12
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

No i jest XD proszę bardzo XD Wymęczone w trudach od dzisiejszego popołudnia xD A właściwie wczorajszego... __^__ I wyrobiłam się przed świętami! xD Ha! xD Bo te zaczynają się dopiero podczas kolacji i wesołego wcinania karpia xD
Ehem... Zatem skoro jestem już po śledziku, to zapowiadam, że odcinek mógł nie wyjść za dobrze xD W ogóle to ostatnio robię je niedokładnie i na szybko.... Ale historia właśnie zaczęła mnie wciągać XD Toteż zapraszam do czytania i komentowania i przy okazji życzę WESOŁYCH ŚWIĄT! ^__^

RAZEM DO CELU
PART XII




Był piątek, niedawno wróciłam z domu Fantoma, odprowadzając go jeszcze kawałek do szkoły. Yuya czekał na mnie w mojej skromnej kuchni. Okazało się, że Roan wyszedł niedługo po moim odejściu, tłumacząc, że ma dużo zajęć w domu. Nie byłam za bardzo zadowolona z tego powodu, lecz co miałam zrobić? Zabrać sobie obce dziecko i nie pozwalać nikomu się do niego zbliżyć? Kuzyn uspokoił mnie tylko tym, że przynajmniej zrobił mu jakiś obiad…
Później rozmawialiśmy o planowanym remoncie. Yuya zdradził mi, iż babcia już o tym wie, gdyż słyszała to od sprzedawczyni z piekarni, która z kolei podsłuchała rozmowę Haydena i Fantoma, gdy ci byli na zakupach. Ta cholerna mieścina naprawdę zaczyna mnie dobijać!
- No i babcia powiedziała, że może pożyczyć ci część pieniędzy. – rzekł Yuya. – Ale nie mów jej, że wiesz to ode mnie, dobra?
- Jasne, jasne…
Wtem usłyszałam dźwięk telefonu. Jeśli to znowu pomyłka, to chyba wyrzucę aparat przez okno…



- Słucham?
- Siostra? – rozległ się głos po drugiej stronie. – Nareszcie! Przed chwilą dodzwoniłem się do jakiegoś sklepu spożywczego!
- Yashamaru? – ucieszyłam się. – Wspaniale, że dzwonisz! Skąd właściwie masz mój numer?
- Yuya się wygadał.
Spojrzał na kuzyna kątem oka, a ten w odpowiedzi zaczął kołysać się na tylnych nogach krzesła. Co za papla…
- Stało się coś? – zapytałam.
- I to ile! Przyjeżdżaj natychmiast! Żenię się!
- Co?...



Powiedział, że jego wybranką jest młodsza siostra mojej byłej kierowniczki, lecz zaprzeczył, gdy dopytywałam się, czy chodzi o Susan. Widocznie Linda miała jeszcze jakieś rodzeństwo, o którym nie wiem… W każdym razie nie była to jedyna zaskakująca wiadomość, o której się dowiedziałam.
Narzeczona Yashamaru była w trzecim miesiącu ciąży. Nic bardziej zadziwiającego nie mogło podziałać na mnie w podobny sposób, toteż jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem postanowiłam odwiedzić jej dom, w którym mieszkała razem z moim bratem.



Wkrótce chyba zbankrutuję, jeżdżąc w tę i z powrotem… Ale to było znacznie lepsze, niż zapraszanie gości do mojego mieszkania. Oczywiście, dopóki nie uzbieram funduszy na remont…
- Sonya!
Byłam w połowie drogi na ganek, gdy z domu wybiegł Yashamaru. Zmienił się przez ten czas i jakby trochę bardziej zmężniał… Może decyzja o ślubie i perspektywa założenia rodziny tak na niego podziałały?
- Wspaniale, że jesteś! – ucieszył się. – Trafiłaś tu bez problemów?
- No pewnie! – odpowiedziałam. – Przecież to raptem cztery przecznice od naszego domu! A właśnie… Dlaczego nie widać stąd jego dachu?
Yashamaru uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem
- Wiesz, opowiem ci w środku… - wymamrotał. – Chodź, poznasz moją kochaną Eden.



Słysząc imię przyszłej szwagierki, odwróciłam się w stronę brata z delikatnym uśmiechem.
- Jak oryginalnie… - wymruczałam. – Eden i Yashamaru… Jak ją poznałeś?
- Wiesz, że kiedyś kręciłem z Susan… - wymruczał. – Na jej urodzinach poznałem Eden i jakoś tak się zgadaliśmy. Jej charakter odpowiada mi znacznie bardziej… Rozmawiając z Susan mam wrażenie, że gadam z młodszą wersją Lindy! – wzdrygnął się.
- Ciągle tam pracujesz?
- No jasne! – uśmiechnął się szeroko. – Samanta w końcu polazła na tą emeryturę i z czystym sumieniem zająłem jej stołeczek!
- A kto jest na naszych?
- Brayden zatrudnił jakąś blondynę, z tego, co wiem, to jego pomoc domowa, czy jakoś tak.
I wszystko jasne…



Weszliśmy do przestronnego, ładnie urządzonego holu. Rozglądałam się z wyraźnym zainteresowaniem, próbując sobie wyobrazić jak tu będzie za parę lat, gdy razem z Eden i Yashamaru, po domu będzie biegała gromadka ich dzieci.
Mój brat zawołał swoją narzeczoną, która po chwili wyszła z kuchni. Zmierzyłam ją uważnym spojrzeniem, co jednak wcale nie było pogardliwym gestem. Dziewczyna była bardzo ładna i wyglądała na sympatyczną.
- Cześć, jestem Eden. – przedstawiła się. – To ty musisz być tą sławną artystką, tak?
- Eee… Sławną? – powtórzyłam z lekkim zakłopotaniem. – Jestem po prostu Sonya…



- Och, ale Yashamaru tyle o tobie mówił! –odwróciła się w jego stronę. – Prawda, kochanie? Pokazywałeś mi nawet jej obrazy!
Uśmiechnęłam się delikatnie. Eden nie musiała znać się na sztuce, ale to przecież nie był jedyny temat do rozmowy. Tak w ogóle to trzymała się całkiem nieźle… Zupełnie odruchowo zaczęłam przyglądać się jej brzuchowi, szukając jakiś nienaturalnych dla jej figury krągłości. Trzeci miesiąc. Jeszcze pół roku i Yashamaru będzie ojcem. Szczęściarz…
- Chodźmy do kuchni. – zaproponował mój brat. – Eden już od kilku godzin przygotowuje ten obiad! – zaśmiał się.
- Sam lepszego nie zrobisz! – zaczęła się droczyć. – Chodź, Sonya! Zobaczysz, że będzie ci smakowało!



Usiedliśmy za stołem, nakrytym błękitnym obrusem. W ogóle to cały wystrój kuchni utrzymywał się w podobnej kolorystyce. Z tego, co wywnioskowałam w trakcie rozmowy wynikało, że Eden dostała to wszystko od najstarszej siostry w „nagrodę” za pomyślne przyjęcie jej na studia prawnicze. Ich rodzina szastała forsą, czego ja z Yashamaru nigdy nie byliśmy w stanie doświadczyć.
- Pytałam cię o nasz dom. – wtrąciłam. – Miałeś mi powiedzieć, co w związku z nim.
- A, tak. – mój brat jakby dopiero co się otrząsnął. – Nie widziałaś dachu, ponieważ już go nie ma. Sprzedałem działkę, a dom został zburzony.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Słucham?



Yashamaru podrapał się z zakłopotaniem po głowie i spuścił wzrok.
- Nie mogłem przecież wprowadzić się do Eden bez niczego… - wymamrotał. – Potrzebowałem większej ilości kasy… Ale twoją część nadal mam! – zaznaczył. – Podasz mi swój numer konta, a natychmiast ją przeleję! – skinęłam głową. – Nie złościsz się na mnie, że podjąłem taką decyzję bez twojej zgody, co? – wymruczał, zerkając na mnie niepewnie.
- Jasne, że nie. – odparłam. – Ja też potrzebuję kasy na remont, więc bardzo dobrze się składa.
- A babcia? – dopytywał się. – Wspomoże cię coś? Bo to i materiały i robocizna…
- Dam sobie radę. Podejrzewam, że znajomi pomogą mi w remoncie… Wiesz, Yuya, jego chłopak, mój chłopak…
- A jednak znalazłaś sobie kogoś na tej wsi… - uśmiechnął się wymownie.
- Żadna wieś. – naburmuszyłam się. – Niedawno otrzymała prawa miejskie.



Po skończonym obiedzie zostałam jeszcze chwilę w kuchni, by pomóc Eden pozmywać naczynia. Yashamaru poczuł się chyba jak prawdziwy pan domu, gdyż oznajmił tylko, że idzie oglądać telewizję i zasiadł w swoim fotelu. Niesamowicie rozbawiło mnie to zachowanie! Przecież mój braciszek skakał wokół swoich poprzednich sympatii jak służąca, a tutaj postanowił zgrywać twardziela! Widocznie miała to być jakaś parodia, gdyż na ustach jego narzeczonej błąkał się delikatny uśmiech.
Gdy skończyłyśmy zajmować się garami, weszłyśmy do salonu, rozmawiając cicho, by Yashamaru nie miał pretensji, że mu przeszkadzamy.



- Yashamaru pewnie bardzo się przestraszył, kiedy powiedziałaś mu, że jesteś w ciąży, co? – zapytałam, nie mogąc się powstrzymać. Bardzo interesowała mnie odpowiedź na to pytanie.
- Żebyś wiedziała! – zaśmiała się. – Chociaż ja też się denerwowałam… Znamy się tylko trzy miesiące, a tu taka nowina… Myślałam, że mnie rzuci, czy coś w tym rodzaju… Jednak zachował się bardzo odpowiedzialnie. – westchnęła, zerkając na niego kątem oka.
Odwróciłam głowę, rzucając mu przelotne spojrzenie. Siedział tyłem, więc nie mógł widzieć, jak na niego patrzymy.
- On jest bardzo uczuciowy, na pewno będzie wspaniałym mężem i ojcem. – stwierdziłam. – Ale… Nie boisz się?
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Wiesz, porodu i tego, co będzie dalej… Dopiero zaczęłaś studia, więc…



- Dziewczyny, ciszej tam! – usłyszałam głos brata i odwróciłam się przodem do niego. – Jak baby się zejdą, to tylko plotkować potrafią!
- Jak zazdrościsz, to możesz się przyłączyć! – zawołałam. – Chętnie posłucham o wyczytanych w Internecie nowinkach, dotyczących zmieniania pieluch! – zaśmiałam się.
Yashamaru nawet na mnie nie spojrzał.
- Sądzisz, że nie potrafię tego robić? – wymamrotał cicho.



Posprzeczaliśmy się jeszcze trochę. Bardzo mi tego brakowało, w końcu nie widzieliśmy się tyle czasu i na pewno mój brat był bardzo zadowolony, gdy postanowiłam się z nim dla żartów pokłócić. Niesamowicie bawiło to Eden, jednak nie mogła z nami posiedzieć do końca, gdyż ciążowe dolegliwości dały się jej we znaki i musiała na jakiś czas zniknąć w toalecie. Gdybym była na jej miejscu, to chyba bym oszalała!
Przeszliśmy z Yashamaru do holu i zajęliśmy miejsca na fotelach. Coś mi mówiło, że brat chciał porozmawiać o czymś niezwykle poważnym…
- Co jest? – zapytałam bez ogródek.
- Brayden o ciebie pytał, ale nie bardzo wiedziałem, co mu powiedzieć… - przyznał.
- Czyżby tamta niunia już mu się znudziła? – warknęłam. – Byłam u niego, jak chciał, więc teraz może dać mi spokój.
- Ale zdaje mi się, że jeszcze o tobie nie zapomniał…
- Jego problem.



Po jakimś czasie postanowiłam go wysłuchać. Prawda, pogadanka na temat Braydena nie należała do najprzyjemniejszych, ale widziałam, że Yashamaru bardzo na tym zależało. Martwił się, chociaż ja nie chciałam go niepotrzebnie niepokoić.
Powiedział, że przez kilka ostatnich dni Bray bez przerwy o mnie wypytywał. O mój adres, numer telefonu, czy jestem z kimś na stałe… Właściwie to nawet proponował mu podwyżkę w zamian za jakąś informację. Ciekawe, dlaczego tak bardzo mu zależało?...
- Chyba wpadł… - wymruczał mój brat, gdy przechadzaliśmy się po domu. – Wygląda na zamyślonego, nic do niego nie dociera i robi takie błędy, że mam jeszcze więcej roboty. Myślę, że wciąż o tobie pamięta… Zresztą dałaś mu kosza. To chyba normalne, że tak szybko nie da ci spokoju.



- Yashamaru! – z sypialni mojego brata rozległo się wołanie Eden. – Chodź do łóżka!
Słysząc jej słowa z trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Doprawdy, cudownie to brzmiało! Narzeczona mojego brata była naprawdę wspaniałą dziewczyną, lepszej już nie mógł sobie znaleźć!
- Już idę, skarbie! – zawołał, lecz zaraz zwrócił się do mnie. – Chodź, pokój już ci przygotowaliśmy.
- Jaki pokój? – zdziwiłam się.
- Posiedź trochę ze mną! – jęknął. – Tyle się nie widzieliśmy, nie chcę cię nigdzie wypuszczać!
Wywróciłam oczami.
- Yashamaru… Ale ja już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam w swoim łóżku!
- To nie mój problem! Nikt ci nie kazał szlajać się po cudzych domach! Tutaj zawsze jesteś mile wyczekiwanym gościem i dzisiaj śpisz w pokoju, który ci przygotowaliśmy!



Weszliśmy do sypialni bardzo cicho, nie chcąc rozbudzać Eden. Mruczała coś przez sen, co raz kuląc się na pościeli. Mój brat patrzył na nią bezradnie, wiedząc, że nie jest w stanie jej pomóc. Przez te mdłości musiał ją strasznie boleć brzuch i dlatego z trudem przychodziło jej zasypianie. Poklepałam Yashamaru po ramieniu i uśmiechnęłam się do niego.
- Zostań z nią, na pewno poczuje się lepiej. – powiedziałam.
- To już trwa od kilku dni… - westchnął. – Mówi, że to nic takiego, ale ja naprawdę się martwię.



Pokiwałam ze zrozumieniem głową i ruszyłam w stronę drzwi, za którymi znajdował się pokój gościnny. Zapewne wkrótce zostanie zastąpiony przez pokoik dziecka, ale tymczasowo stanowił jako takie miejsce do spania.
- Za bardzo się przejmujesz, tatuśku. – powiedziałam. – Uważaj, bo będziesz miał zmarszczki!
- To nie jest śmieszne… - wymamrotał. – A jeśli…
- Gdybyś rzygał po kilka razy dziennie, też bolałby cię żołądek! – westchnęłam. – Dobranoc!
- Dobranoc.



Położyłam się, jednak przez bardzo długi czas nie byłam w stanie zasnąć, a przynajmniej nie na tak długo, jakbym chciała. Jeśli już udało mi się odpłynąć, to śniły mi się jakieś głupoty, albo osoby, których nie chciałam widzieć. Czy to Aiba, czy Brayden i jego panna… Po pewnym czasie utrzymanie się w błogiej nieświadomości stało się wręcz uciążliwe i nie mogłam już uleżeć w łóżku.



Nie pamiętałam ostatniego snu, lecz był on tak przerażający, że aż poderwałam się z pościeli. Już dawno nigdzie tak źle mi się nie spało! Co takiego miało w sobie to miejsce, iż nie mogłam na dłużej zmrużyć oka? A może to ten natłok myśli? Perspektywa, że mój brat zostanie ojcem, wspomnienie nocy z Fantomem, a zaraz później Brayden… Ja chyba naprawdę chciałam się już ustatkować, ale nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać.
Przetarłam oczy i wstałam, zaczynając się powoli ubierać. Zbliżała się piąta rano, więc wkrótce zacznie kursować autobus, który będzie mógł podwieźć mnie do miasteczka. Obym tylko nie obudziła żadnego domownika…



Powoli przekręciłam gałkę w drzwiach, nie chcąc obudzić Eden i Yashamaru, lecz otwierając drzwi stanęłam jak wryta widząc, że i oni już nie śpią.
- Eee… ciężka noc? – zapytałam, czując się jak przyłapane na rozrabianiu dziecko.
- Powiedzmy. – odpowiedziała narzeczona mojego brata. – Byliśmy w łazience i pewne, dlatego się obudziłaś, co?
- Nie, nawet was nie słyszałam… - powiedziałam, co było prawdą. A zawsze wydawało mi się, że śpię w miarę czujnie.
- Dlaczego się ubrałaś? – zapytał niespodziewanie Yashamaru.



Nie wiedziałam, co właściwie mam mu powiedzieć. Nie chciałam, by poczuł się urażony moimi słowami, więc postanowiłam nieco zełgać.
- Trochę sobie dorabiam i na południe muszę być w pracy. – powiedziałam. – Miło było was odwiedzić i pewnie jeszcze kiedyś wstąpię…
- Jasne, że wstąpisz! – zaśmiała się Eden. – Jesteś świadkiem na naszym ślubie, więc szybko znajdź sobie partnera i po problemie!
No tak, drużba… Ciekawe jak Fantom będzie wyglądał w garniturze? Oby tylko krawat pasował jakoś do jego czerwonego łba!
- O to się nie martw! – uśmiechnęłam się. – Mój partner jest tak niesamowity, że na pewno zrobi furorę na waszym weselu!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 09.01.2008, 17:39   #13
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

Koniec następnego rozdziału xD Od soboty zaczynają mi się ferie,więc w przyszłym tygodniu postaram się dać kolejny odcinek, jeśli oczywiście nigdzie nie wyjadę ^^ Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania ^^ Mam nadzieję, że niema zbyt wielu błędów...XD

RAZEM DO CELU
PART XIII




Zbliżało się lato. Pieniądze, które Yashamaru przelał na moje konto szybko dołączyły do tych podarowanych przez babcię i nareszcie mogłam zacząć remont. To znaczy nie ja, a kochani mężczyźni i nie remont, lecz budowę. Uznałam, że mam odpowiednią ilość funduszy, zresztą posprzedawałam część starych gratów, za które moja tania siła robocza mogła postawić małą przybudówkę, gdzie spędzali przerwę od pracy.
Czułam jakiś dziwny żal, gdy rozbierali moje mieszkanko. Z noclegiem nie było problemu, bo znów przeniosłam się do babci, lecz mimo wszystko przyzwyczaiłam się do tych obdrapanych ścian. Zresztą w tych czterech kątach zawsze zastawałam uśmiechniętego Roana, który już chyba nie będzie mnie zbyt często odwiedzał. Aiba postanowił się nim poważnie zaopiekować, co oznaczało, że zabroni bratu spotkań ze mną. Chociaż to było do przewidzenia…
- Sonya!
Do pomieszczenia wszedł Yuya, który jakiś czas temu zmienił kolor włosów. Teraz wyglądał jeszcze lepiej!
- Wyjdź na zewnątrz i nadzoruj pracę, bo zaraz rzucę tą cholerną łopatę i wrócę do domu!



- Dobra, nie wściekaj się! – uśmiechnęłam się przekornie. – Już idę.
Mój kuzyn widocznie nie mógł znieść, że ja wypoczywam, podczas, gdy on bardzo ciężko pracuje. Z drugiej strony miło było popatrzeć, jak sąsiedzi udzielają się, by pomóc mi się rozbudować. Yuya, pan Varela i jego synowie… Mama Fantoma często tu zaglądała, aby przynieść coś do jedzenia swoim mężczyznom. Nie była za bardzo zadowolona, gdy po raz pierwszy zobaczyła swojego młodszego z łopatą. Valentine miał mieć wkrótce egzaminy, jednak chyba bardziej zależało mu na pomocy mnie, niż na nauce. Był bardzo inteligentnym chłopakiem, poza tym chciał składać papiery na Akademię Sztuk Pięknych, więc i tak ma przed sobą egzamin wewnętrzny.



- Nie rozumiem tylko jednej rzeczy…- zagadnęłam do Fantoma, gdy ten w końcu odłożył łopatę. – Jest ponad dwadzieścia stopni ciepła, więc na cholerę ci ta czapka?!
Valentine popatrzył na mnie, unosząc wysoko brwi.
- Specjalnie zerwałem się po siódmej, żeby tutaj przyjść, a tobie znowu coś nie pasuje… - wymamrotał.
- Nie chodzi o to, że coś mi nie pasuje. – wywróciłam oczami. – Jestem po prostu ciekawa, dlaczego tak ciepło się ubrałeś.
- Przecież to oczywiste. – wzruszył ramionami. – Nie zdążyłem zrobić sobie włosów. Ledwo z makijażem się wyrobiłem!
Pokiwałam głową z udawanym zrozumieniem i odwróciłam się w stronę sterczących w dole mężczyzn. To już nawet Hayden pozbył się koszuli, aby się nieco ochłodzić! Swoją drogą miał bardzo apetyczne ciałko…



Postanowiłam im trochę pomóc, w końcu to w moim interesie leżało, aby jak najszybciej postawić dom i wyprowadzić się od babci. Ledwo zdołałam zrzucić trzy kilo, a tu mi przychodzi jeść obiad złożony z kilku dań, nie mówiąc już o bardzo obfitej kolacji i takim samym śniadaniu. Oszaleć można. W dodatku na okrągło jestem karmiona babcinymi przetworami, chociaż z tych najłatwiej wchodzą mi pikle. Ogórki są niesamowicie kwaśnie, ale smakują jakoś lepiej, niż dotychczas.
- Gorąco! – jęknął Fantom, po kilku godzinach. – Zróbmy przerwę!
- Wystarczy, że się rozbierzesz, łamago. – skomentował Hayden. – Mnie tam słońce w ogóle nie przeszkadza.
- Jesteś zimnym i gruboskórym draniem! – warknął Valentine. – Nie trzeba być uczonym, aby to widzieć!
- Chłopcy! – odezwał się srogo ich ojciec. – Nie róbcie cyrków! Już dawno powinniście wyrosnąć z tych kłótni!
Uśmiechnęłam się do siebie, obserwując ich kątem oka. Między nimi było osiem lat różnicy i doskonale zdawali sobie sprawę, że jeden na zawsze pozostanie dzieciakiem, a drugi dorosłym. To, dlatego tak sprzeczali się o głupoty, jak to mały chłopiec z mężczyzną.



Do pracy przyłączyli się też inni sąsiedzi. Widocznie jeden chciał być lepszy od drugiego i w gruncie rzeczy powstała mała rywalizacja. Osobiście nie miałam się, na co skarżyć. Dom postawili szybko, częściej kopali doły niż się kłócili i przede wszystkim – nie wzięli dużo pieniędzy. Dobrze, że ktoś wymyślił coś takiego, jak tania siła robocza. Sama przecież bym sobie nie poradziła! Część materiałów budowlanych załatwił mąż właścicielki piekarni, a sprzęt przytargali pracownicy pobliskiego sklepu z blachą. Mamy w miasteczku kilku elektryków, więc pewnie i oni ofiarują swoją pomoc.
- Poszło szybciej niż sądziłem. – powiedział Fantom, gdy weszliśmy obejrzeć dom od wewnątrz. – Byłem pewny, że nie wyrobimy się przed jesienią, a tu jeszcze nie ma połowy lata…
- Tym lepiej, może nawet uda mi się tu zamieszkać, nim nadejdą chłodne dni. – odparłam, rozglądając się. – Przestronnie, będzie można gdzieś urządzić pracownię… A właśnie! Przypomniało mi się! Złożyłeś już papiery na ASP? – zapytałam.
- Tak, jakiś czas temu. Do końca miesiąca muszę oddać kilka szkiców i obrazów, a jak im się spodoba, to mam egzamin z teorii i praktyki. – westchnął. – Żebym tylko trafił na jakiś łatwy temat.



- Łatwy? – powtórzyłam. – Nie ma takiej możliwości! Akademia Sztuk Pięknych to mordownia, nie będziesz miał czasu na nic, po za rysowaniem!
Och tak, kiedyś nawet ja tam chodziłam! Przez kilkanaście godzin w tygodniu trzeba było stać przy sztaludze i malować, co tylko pan wykładowca sobie zażyczy, lecz najgorsze były prace domowe. Namalować dwadzieścia dłoni pod różnym kątem, albo portrety pięciu osób o innej porze dnia… Dobrze, że zrezygnowałam z tych studiów!
- Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze będę miał czas! –zawołał. – Jeśli oczywiście wcześniej ze mnie nie zrezygnujesz… - wymruczał.
- Co masz na myśli?
- Bo wiesz, wczoraj kupiłem garnitur na ślub twojego brata i nie wiem, czy ci się spodoba…
Wywróciłam oczami.
- Grunt, żebyś nie narobił mi wstydu! – zaśmiałam się. – Resztą się nie przejmuj!



Po kilku dniach stawiliśmy się przed domem Eden i Yashamaru. Przyjęcie miało odbyć się w ogrodzie, gdzie wszystko już było przygotowane i brakowało tylko pary młodej oraz gości. Valentine wyglądał na lekko zdenerwowanego, bo w końcu nie znał żadnego z nowożeńców, a poza tym to jego pierwszy ślub. Przynajmniej próbował sprawiać wrażenie, że czuje się dosyć swobodnie.
- Jak robimy? – zapytał. – Jesteśmy przyjaciółmi, czy parą?
- Parą. – stwierdziłam. – Mój brat wpadł, chociaż nawet dobrze nie znał Eden, więc nasz związek nie jest większym problemem!
- Uważasz… że to problem?...
Pokręciłam głową.
- Źle mnie rozumiesz. Jeśli w miasteczku się wyda, to może wybuchnąć skandal, a wtedy „żegnaj, dobra reputacjo”. Dopiero wtedy zaczną się komplikacje, a wcześniej – nie ma szans, więc możesz się już rozchmurzyć!



Zapukałam do drzwi, a kiedy odpowiedział mi krzyk brata, przekręciłam gałkę i weszliśmy do środka.
Yashamaru czekał w holu, a na nasz widok uśmiechnął się sympatycznie. Przez chwilę uważnie taksował wzrokiem Fantoma, jednak po chwili uścisnął mu dłoń, przedstawiając się.
- Kolejny artysta, huh? – zagadnął, mrugając do niego porozumiewawczo.
- Jakiś problem? – zapytałam, unosząc brwi.
- Skąd! Po prostu byłem ciekaw. – przeczesał włosy palcami. – Dobrze, że już jesteście. Impreza będzie kameralna, zaprosiliśmy tylko najbliższych… - spojrzał na mnie, a ja dostrzegłam w jego oczach niepokój. – Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale to jakaś krewna Eden, piąta woda po kisielu, zresztą wiesz, o co mi chodzi…
Popatrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc.
- Czemu tak mi się tłumaczysz?...
- Bo to naprawdę nie ode mnie zależało… - jęknął. – Gdyby nie był jej partnerem, to na pewno by się wprosił, sam tak powiedział, gdy usłyszał, że ty będziesz!
- Ale kto?! – zirytowałam się.
- To ty?! – usłyszałam czyjś głos.



Odwróciłam głowę w stronę dźwięku i aż otworzyłam szerzej oczy z wrażenia.
Jak jej tam było? Nina? Lina? Ach tak, to drugie… Jakoś skojarzyło mi się z wyjątkowo długim sznurem…
- Że też miałaś tupet, aby tu przyjść po tym wszystkim, co zrobiłaś! – warknęła. – Miałaś go malować, a nie… włazić mu do lóżka!
- Byłam ciekawa, kiedy się zorientujesz. – zadrwiłam. – Widocznie utlenianie włosów źle wpływa na twoje procesy myślowe…
- Wyjdź stąd, natychmiast! – prychnęła.
- Możesz mi potowarzyszyć, bardzo chętnie wyjdę z tobą przed dom!...
- Panie, spokojnie! – rozległ się głos Yashamaru. – Żadna stąd nie wyjdzie!



Lina popatrzyła na niego wyniośle, po czym obróciła się na pięcia i przeszła do sąsiedniego pokoju. Miałam ogromną ochotę pobiec za nią i obić jej tą wytapetowaną twarzyczkę!...
- To było coś! – zawołał Fantom. – Myślałem, że się pobiją!
- Sonya już z tego wyrosła! – powiedział Yashamaru. – Ale w podstawówce i gimnazjum biła wszystkich moich kolegów!
-Tylko, gdy im się należało… - mruknęłam.
Chłopcy zaczęli się śmiać, ale mnie nie było zbyt wesoło. Zrozumiałam, co miał na myśli mój brat i gdyby to nie był jego ślub, w tej chwili na pewno bym wyszła, mocno trzaskając drzwiami.
Bo kto mógł być partnerem Liny, jak „Niech Go Szlag Trafi Najlepiej Zaraz, Brayden”?! Może przyjęcie weselne jakoś mi to zrekompensuje…



Na szczęście mój były pracodawca siedział dosyć daleko i wcale się do mnie nie odzywał. Denerwowałam się trochę, nie wiedziałam jak Brayden zareaguje na Fantoma, w końcu skoro przyjechał z mojego powodu, to może żywi jakieś nadzieje? Jakoś specjalnie mnie to nie obchodziło, byleby tylko trzymał się od mojego chłopaka z daleka.
Ceremonia przebiegła szybko, ksiądz nieco się spóźnił, ale młoda para była bardziej zajęta sobą, niż mężczyzną udzielającym im ślubu. Patrząc na Yashamaru i Eden poczułam lekkie ukłucie zazdrości, że to nie ja stoję pod altanką i nie wiążę się na stałe z mężczyzną mojego życia.



Bukiet kwiatów, które wyrzuciła panna młoda dostał się w ręce Liny, a ta była niezmiernie zadowolona z tego powodu. Pewnie uznała to za dobrą wróżbę dla swojego związku z Braydenem i aż żal było jej powiedzieć o niezadowolonym spojrzeniu mojego byłego pracodawcy, gdy blondynka zaczęła się cieszyć i planować swój przyszły ślub. Ale najważniejsze, że nowożeńcy byli szczęśliwi. Babcia szybko domyśliła się przyczyny tak nagłego zawarcia małżeństwa, lecz mimo wszystko była bardzo zadowolona. Nie kłamałam, opowiadając jej o Yashamaru i Eden, tylko pominęłam kilka szczegółów ich historii. Chyba by na zawał zeszła, gdyby się dowiedziała, że jej wnuk zna swoją żonę tylko kilka miesięcy, a ich przyszłe dziecko jest z nimi tyle samo czasu!



Po pierwszym wzniesionym na cześć nowożeńców toaście, Fantom złapał mnie za rękę i odciągnął od tłumu. Bardzo chętnie za nim podążyłam, lepsze to niż stać ramię w ramię z Brayem i jego panną!
- Co jest? – zapytałam. – Zatęskniłeś?
- Nastrój mi się udzielił… - wymruczał i rozejrzał się, a kiedy był już pewny, że babcia nas nie widzi, pocałował mnie delikatnie. – Ciekawe, kiedy ja się ochajtam.
- Tak szybko chcesz dać się zaobrączkować? – zaśmiałam się.
- A co w tym złego? Chciałbym mieć własną rodzinę! Tylko szkoda, że nie namaluję własnego weselnego portretu…



Wtem poczułam silny uścisk na łokciu i zostałam gwałtownie pociągnięta w tył. Udało mi się załapać równowagę, aby nie upaść, lecz gdy podniosłam głowę chcąc zobaczyć awanturnika, dostrzegłam kłócącego się z Fantomem Braydena.
- Odbij ode mnie, koleś! – warknął Valentine.
- Jeszcze raz jej dotkniesz, szczeniaku, a pożałujesz, że matka wydalacie na świat! – syknął brązowowłosy, szturchając mocno mojego chłopaka.
Dostrzegłam, jak oczy Fantoma iskrzą, a sam próbuje nie trząść się z gniewu. To w końcu ślub, przecież nie będzie awanturował się z gościem. A przynajmniej nie przy wszystkich…
- Powiedz mi coś, czego mógłbym się przestraszyć, a może posłucham!...
- Ty cholerny!...
Brayden nie dokończył, gdyż weszłam między nich i popchnęłam go, aby nie miał możliwości uderzyć Fantoma. Val mógł czuć się nieswojo, ale to w końcu było wesele MOJEGO brata, musiałam trochę zapanować nad awanturującym się gościem. Nawet, jeśli ten był szefem Yashamaru…



- Zdaje się, że bardzo chcesz wrócić do domu, więc albo się uspokój, albo spływaj! – syknęłam, odzywając się do Braydena po raz pierwszy od tamtej, razem spędzonej nocy.
- No proszę, jaka pyskata! – zadrwił. – Kto by pomyślał, że po tym wszystkim jesteś w stanie tak się do mnie odnosić!
Nie potrafiłam już panować nad emocjami, więc najzwyczajniej w świecie zaczęłam się śmiać. Nie szkodzi, że zwróciłam na siebie uwagę reszty gości, nie specjalnie mnie to interesowało. Czyżby on NAPRAWDĘ myślał, że mam względem niego jakieś wyrzuty sumienia? Litości!
- Śmieszny jesteś. – prychnęłam. – Naprawdę sądzisz, że coś dla mnie znaczysz? Byłeś tylko towarem stojącym na półce. Takim, który można wziąć, wypróbować, zobaczyć, że jest wadliwy i odnieść go z powrotem. Za dużo kobiet cię miało, żebyś był interesujący na dłużej, niż kilka chwil.
Patrzył na mniej, jakbym, co najmniej go spoliczkowała. Właściwie, to zastanawiałam się nad tym już wcześniej, ale teraz wiem, że słowa podziałają znacznie bardziej.
- Jeszcze zobaczymy!... – warknął i odszedł.



- Nieźle. – pochwalił mnie Fantom. – Myślałem, że jakaś mała bójka go uspokoi, ale widzę, że poradziłaś sobie lepiej!
Nie da się ukryć! Pierwszy raz od niepamiętnych czasów pokonałam kogoś, tylko go poniżając i nawet nie podnosząc na niego ręki! Byłam niesamowicie zadowolona z siebie. Z tej okazji można było coś wypić na moją cześć…
- Sonya! – usłyszałam glos Yashamaru. – Pijemy twoje zdrowie! Chodź tu do nas!
Dwa razy nie musiał powtarzać.



Przyjęcie weselne trwało dalej, nie było już żadnych zgrzytów pomiędzy gośćmi. Lina nie mogła przeboleć, w jaki sposób potraktowałam jej faceta, jednak nie zrobiła nic, co mogło mi w jakiś sposób zaszkodzić. Co innego babcia. Fukała na mnie, mówiła, że nie wypada w ten sposób zachowywać się przy ludziach i tak dalej. Na szczęście Yuya miał wprawę w odwracaniu jej uwagi, toteż babcia szybko o mnie zapomniała i zajęła się umoralnianiem kuzyna i krytykowaniem jego tlenionych włosów. Dziwne, że nie przyczepiła się, gdy miał różowe…
Zupełnie niedawno zauważyłam wady ogrodowej imprezy, a mianowicie: zmywanie. Łażenie w tę i z powrotem z talerzami po pewnym czasie zaczęło mnie męczyć, ale skoro zaoferowałam się pomóc, to nie mogłam przecież nagle zmienić zdania…
- Wreszcie sami. – usłyszałam nieopodal czyjś głos. – Może w końcu porozmawiamy na spokojnie?
- Nie mamy, o czym rozmawiać, już ci wszystko wyjaśniłam.



Czułam, jak podnosi mi się ciśnienie, jednak za wszelką cenę próbowałam się opanować. Czy ten drań niczego nie rozumiał? Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że został skrzywdzony w taki sam sposób, w jaki krzywdził inne kobiety? Nie przypuszczałam, iż może okazać się jeszcze większym frajerem…
- Nie mam ochoty się z tobą kłócić, więc po prostu zapomnij. – powiedziałam, siląc się na spokojny ton. – To nie ma sensu.
- Tak źle ci było, że chcesz o tym zapomnieć? – niedowierzał.
- Patrz mi na usta, Brayden! NIC nie było! Niech to wreszcie do ciebie dotrze!
Nie zdołałam się opanować, ten facet działał mi na nerwy! Jak można być tak ograniczonym? Czy nie zdawał sobie prawy, że jego towarzystwo mi nie odpowiada?



- Czemu się denerwujesz? – zapytał. – To źle, że interesuję się tobą po tym wszystkim?
Pokręciłam głową ze zrezygnowaniem. Właściwie to lepiej by było, gdyby zerwał ze mną kontakt. Wtedy poszlibyśmy w swoje strony i już nigdy się nie spotkali, a tak? Mówi szczerze, czy chce mnie wypróbować, upewnić się, że nic do niego nie czuję? Jeśli tak, to mu się nie uda!
- Dla mnie tak. – westchnęłam. – Mam nowego chłopaka i jest mi z nim dobrze, a od ciebie niczego nie chcę.
- Ale to szczeniak! – prychnął. – Pewnie nawet nie był jeszcze z kobietą!
- Dla mnie związek to coś więcej, niż seks. – odparłam. – Dlatego w moich oczach jesteś zwykłym śmieciem.



Wieczorem, kiedy wszystkie naczynia były już pomyte, a goście się rozeszli, zaczęliśmy się żegnać z młodą parą. Eden wyglądała na wyczerpaną, ale nawet mnie to nie zdziwiło. Ciąża wyciągała z niej wystarczająco dużo sił.
- Tak się cieszę, że nam pomogliście! – zawołała. – Yashamaru sam by sobie nie poradził, a przecież ostatnio nawet gotować mi nie pozwala!
- Powinnaś się cieszyć! – zawołałam. – Facet, który wszystko robi, to przecież skarb!
Objęła na pożegnanie mojego kuzyna, a ja przytuliłam brata, który szepnął mi tylko kilka pikantnych epitetów odnoszących się do Braydena. Widocznie kochany szef również działał mu na nerwy, a w pracy nie wypadało się z nim kłócić.
- Wpadnijcie jeszcze. – powiedział. – A ty Sonya zabierzesz ze sobą Vala, bo fajny z niego chłopak…
- Mój jest lepszy! – obruszył się Yuya.
Parsknęliśmy śmiechem, a mój kuzyn tylko wzruszył ramionami. O tak, bracia Hayden i Fantom mogli ze sobą rywalizować, ale i tak wybrałabym Valentine’a.



- Trzeba się przespać, a jutro do roboty… - jęknął Val, gdy szliśmy na dworzec. Było to miejsce, do którego najłatwiej trafić, zresztą umówiliśmy się tam z tatą czerwonowłosego, który miał odwieźć nas do domu. Nareszcie zainwestował w samochód! – To najcięższe wakacje w moim życiu!
- Przecież nikt nie każe ci malować mojego domu. – powiedziałam. – Możesz pojechać ze mną wybrać meble, jeśli chcesz.
- Te do sypialni? – wyszczerzył się.
- Wszystkie, mały zboczeńcu! – zaśmiałam się.
- Młody. – poprawił.
- Jakkolwiek…
  Odpowiedź z Cytatem
stare 20.01.2008, 18:19   #14
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

RAZEM DO CELU
PART XIV




Stosunkowo szybko wprowadziłam się do mojego nowego domu. Mężczyźni migiem uwinęli się z malowaniem i elektryką, zostawiając mi jedynie wniesienie sprzętów. Od razu zaznaczam, że nie wszystkie należały do mnie. To wspaniałe urządzenie do ćwiczeń pożyczył mi Hayden po długich godzinach nieustannego biadolenia mu, że on nie potrzebuje więcej pakować i że mógłby użyczyć mi tej maszyny przynajmniej na tydzień. Dzięki dobrej opatrzności losu, mojemu kuzynkowi zebrało się na podróżowanie i razem ze swoim chłopakiem wyjechali w góry, toteż oddanie sprzętu troszkę się przeciągnie.



A ja i Valentine, cóż… Kontynuowaliśmy nasz związek, przenosząc praktyki do mojej sypialni. Rodzice Fantoma w ogóle tu nie zaglądali, a dla babci było to z kolei za daleko, więc nie musieliśmy się obawiać, że ktoś najdzie i nas nakryje. W końcu mogliśmy dostatecznie długo nacieszyć się swoim towarzystwem, widując się po południu i żegnając nad ranem.



Fantom codziennie mnie odwiedzał, właściwie to przebywał tutaj częściej, niż we własnym domu. Jego rodzice nie mieli pojęcia, gdzie też chodzi ich młodszy syn. Miał przecież wakacje, to normalne dla nastolatka, że będzie się włóczył i w drodze wyjątku wracał na noc do własnego mieszkania.
- A ty znowu pakujesz? – zapytał, kręcąc zabawnie głową. – Coraz bardziej przypominasz Haydena!
- Nie śmiej się!- zawołałam. – To chyba dobrze, że dbam o sylwetkę, nie?
- Bardzo dobrze… - wymruczał, podchodząc i obejmując mnie czule. – Jestem głodny. Zrób mi jeść… - poprosił.
- Głodomór… - westchnęłam.



- Więc mówisz, że jaki masz temat? – zapytałam, grzebiąc widelcem w talerzu.
- Życie i rodzina. – odparł. – Myślałem, żeby namalować dzieci bawiące się z rodzicami w parku, ale na razie to tylko projekt.
- Brzmi ciekawie… A nie myślałeś, żeby przenieść na płótno jakieś twoje wspomnienie? Jak siedziałeś w piaskownicy z Haydenem, czy coś…
- On by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że go namalowałem! Poza tym… - urwał i popatrzył na mnie, marszcząc brwi. – Ej… Dobrze się czujesz?
Pokiwałam głową, przykładając dłoń do ust. Okropnie gram, ale jak tu udawać, że wszystko jest w porządku, skoro w moim żołądku trwa rewolucja?!
- Skończyły mi się leki… - powiedziałam cicho. – Napiję się herbaty i mi przejdzie.- uśmiechnęłam się leciutko.



Nie wyglądał, jakby go to uspokoiło i jeszcze przez jakiś czas przyglądał mi się podejrzliwie. Na szczęście polepszyło mi się niedługo po wypiciu herbaty, lecz nie wierzyłam, że była to jej zasługa.
Po kolacji poszliśmy do sypialni, aby się trochę nacieszyć sobą w łóżku. To znaczy ja chciałam potrwać trochę w objęciach Vala, podczas gdy on aż rwał się do całowania. Nigdy nie wiedziałam, jak się z nim zgrać, zawsze się mijaliśmy w upodobaniach… Kiedy ja miałam na niego ochotę, ten tylko mruczał jakąś wymówkę, przytulał się do moich pleców i zasypiał! Dopiero w środku nocy przypominał sobie, że nie leży w łóżku sam…



Ale nie miałam żadnych wyrzutów, czy coś w tym stylu. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów czułam się naprawdę szczęśliwa, że trafiłam na tak wspaniałego chłopaka, jak Fantom. Co z tego, że nie był tak doświadczony, jak inni? Całym sercem angażował się w nasz związek i to mi w zupełności starczyło. Miło było przytulić się do jego ciepłego ciała, gdy za oknem szalała jedna z letnich burz. Deszcz dudnił w okna, w kominie huczał wiatr, a ja wtulałam się w jego plecy, uważając, by go nie zbudzić. Coraz częściej odnosiłam wrażenie, że to właśnie ten jedyny mężczyzna, z którym chciałabym się związać naprawdę na stałe.



Jednak w którymś momencie musi nastąpić przełom…
Obudziliśmy się jeszcze przed wschodem słońca. Wakacje wakacjami, ale Fantom musiał pokazać się rodzicom, chociaż raz na dobę, żeby mieli pewność, iż jeszcze o nich pamięta.
- Idę się zameldować. – powiedział. – Zjesz śniadanie i idziesz do lekarza, tak?
Skinęłam głową.
- Muszę iść po prochy, może przy okazji coś wyjdzie. – westchnęłam. – Kiedy przyjdziesz?
- Zaraz po obiedzie. – obiecał, chwytając mnie za rękę. – Pójdziemy do parku, nie?
- Jeśli zechcesz.
Pocałował mnie czule i wyszedł, machając mi jeszcze ręką na pożegnanie.



W ogóle, to jakoś nie miałam ochoty iść na przystanek i jechać do tego durnego szpitala, ale czy miałam jakieś wyjście? Spóźniał mi się okres, byłam rozdrażniona, w dodatku, co rano w ogóle nie nadawałam się do życia. Raz dopuściłam do siebie myśl o rzekomej ciąży, jednak to było absurdalne! Nie zapominam o tak ważnych rzeczach, jak zabezpieczenie!
Tak czy inaczej, ktoś musi powiedzieć, jaka jest przyczyna tych strasznych dolegliwości… Co rano czule obejmuję muszlę klozetową i nie chcę, by trwało to wiecznie!



Więc poszłam tam, nawet się nie przebierając. Na parkingu nie było żadnego samochodu, czy to służbowego, czy prywatnego. Wielu lekarzy na pewno wzięło sobie urlop i w tej chwili szpital był opustoszały.
Strasznie się denerwowałam, nie tyle samej wizyty, co wyniku badań. Oby tylko przyczyna leżała po stronie letniego przesilenia, a nie czegoś innego!



Weszłam do holu i zbliżyłam się do kręcącej się przy biurku recepcjonistki.
- Dzień dobry. – zaczęłam. – Sonya Reeve, byłam umówiona z doktorem Maxwellem.
- Ach, tak… - wymruczała pod nosem. – Ma teraz pacjentkę, proszę posiedzieć trochę w poczekalni, niedługo pewnie skończą.
- Dziękuję…
Zmierzyłam kobietę spojrzeniem i udałam się we wskazanym kierunku. Widocznie nie była w nastroju na jakąkolwiek pogawędkę…



W poczekalni czekała jedna dziewczyna. Szczupła blondynka, która nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia lat. Rozmawiała o czymś z lekarzem, a kiedy tylko mnie dostrzegli, natychmiast zniżyli głosy do szeptu. Kiedy byłam już wystarczająco blisko usłyszałam tylko:
- Pójdę po narzędzia i możemy zaczynać… Niech się pani jeszcze raz zastanowi, czy naprawdę, warto tak postąpić.
Spojrzałam kątem oka na dziewczynę. Narzędzia? Jakaś decyzja?
Lekarz po chwili odszedł, a ja skierowałam się do ostatnich drzwi, kiedy nagle usłyszałam czyjś szloch. Zawróciłam, zatrzymując się nieopodal blondynki.



- W porządku? – zapytałam ostrożnie, nie bardzo wiedząc, czy powinnam się wtrącać.
- N-nie… - wyjąkała. – Nic nie jest w porządku!
Spojrzałam z utęsknieniem w stronę odpowiedniego gabinetu i westchnęłam. Skoro już to zaczęłam, nie wypadało ot tak sobie iść…
- W czym problem? – kontynuowałam, siląc się na spokojny ton.
- W zabiegu! – jęknęła i aż się wzdrygnęła. – Chłopak zmusił mnie do usunięcia ciąży!
Otworzyłam szerzej oczy. Po prostu mnie zatkało! I ona… zgodziła się?



To było dla mnie tak niepojęte, że przez pierwsze kilkanaście sekund patrzyłam się tępo w kwilącą dziewczynę. Nie rozumiałam jej, coś takiego jak aborcja „bo chłopak mi kazał” było najgłupszą rzeczą pod słońcem! Blondynka wstała i wtedy zauważyłam sporego siniaka pod jej lewym okiem. Skrzywiłam się nieco; skoro TAKICH argumentów używał ojciec dziecka, to sprawa była naprawdę poważna…
- Ale ty… - zaczęła dziewczyna. – Ty nie masz takich problemów, prawda?...
Odwróciłam głowę nie mogąc znieść jej umęczonego, błagalnego spojrzenia.
- Nie. – powiedziałam. – Mój chłopak jest w porządku.



Wyminęłam ją, cicho zgrzytając zębami.
Po prostu wspaniale! Ten pełen żałości widok chyba będzie mnie prześladował do końca życia! Bo jeśli jestem w ciąży, jeśli naprawdę zawiodły zabezpieczenia… Komu o tym powiedzieć?
- Pani Reeve? – z gabinetu wyszedł lekarz. Powitałam jego pojawienie się z ogromną ulgą.
- To ja. – powiedziałam, podchodząc.
- Proszę do gabinetu.



No i zaczęło się. Całe badanie było jeszcze znośne, gorzej z natłokiem myśli spowodowanym krótką rozmową z blondynką. To musiało być dla niej straszne… Zdecydować się na zabieg, żeby uszczęśliwić faceta? Kto o tym słyszał? Jakby się tak głębiej zastanowić, to Eden i Yashamaru groziła podobna sytuacja, ale na szczęście ani jedno, ani drugie nie pozwalało sobą manipulować. Co innego ta dziewczyna - za słaba i zbyt nie zaznajomiona z życiem, pozwalając sobą kierować w tak ważnych kwestiach.
Osunęłam się trochę niżej na krześle, odganiając od siebie natrętne myśli. Przynajmniej w jakiś sposób zabiłam czas, czekając na wyniki!
Wtem drzwi obok otworzyły się i wyszła z nich rudowłosa pielęgniarka.
- Pani doktor już czeka. – oznajmiła. – Proszę.
- Jaka „pani”? – zdziwiłam się. – Testy zawsze dawał Maxwell…
- Ale tym razem, to nie są zwyczajne wyniki. – uśmiechnęła się leciutko.



Wcale nie spodobały mi się jej słowa, ale przecież nie mogłam się z nią kłócić i mówić, że nie gadam z innym lekarzem, niż Maxwell!
- Eee… Dzień dobry? – zaczęłam, wchodząc do gabinetu.
Przy biurku siedziała młoda pani doktor o lśniących, brązowych włosach, która natychmiast oderwała wzrok od monitora, gdy tylko przekroczyłam próg. Wskazała krzesło naprzeciw siebie, uśmiechając się zachęcająco.
- Proszę, usiądź. – powiedziała. – Doktor Maxwell przekazał mi twoje wyniki.
- Dlaczego? – wypaliłam, a widząc niezrozumienie na twarzy kobiety, sprostowałam. – Dlaczego nie mogę się skonsultować z moim lekarzem?



Zajęłam wskazane miejsce widząc, że szykuje się dłuższa rozmowa. Opadłam na krzesło z cichym westchnieniem, czekając aż pani doktor skończy przeglądać swoje papiery.
- Właściwie to mogłabyś porozmawiać z panem Maxwellem… - powiedziała po kilku chwilach ciszy. – Jednak przez ostatnie kilka miesięcy tutejsi lekarze wykonali już kilka aborcji, więc ordynator zarządził, że po właściwym badaniu musi nastąpić konsultacja z psychologiem.
- Jest pani psychologiem?! – zawołałam. – Ale ja nie potrzebuję żadnej specjalnej opieki! Przyszłam tylko po wyniki i zaraz idę do domu!
- Ależ nikt nie zamierza cię tu zatrzymywać. – odparła łagodnie. – Przedstawiłam ci tylko nowy przepis. Doktor Maxwell bada, a ja przejmuję kobiety z pozytywnym wynikiem…
- Ja wiem, ale mimo wszystko… - urwałam nagle. – Że, co proszę?



Pani doktor uśmiechnęła się delikatnie, a ja poczułam jak moja dłoń mimowolnie zbliża się do twarzy i ją nakrywa.
Ciąża… ale, w jaki sposób?! Kiedy i gdzie?! Przecież zawsze się zabezpieczaliśmy, zawsze! Fantom potrafił zerwać się z łóżka i w środku nocy polecieć do jakiegoś marketu, więc czemu… Z kolei Brayden miał pokaźny zapas gumek w szufladzie, ale co on miał właściwie do rzeczy? Poszliśmy do łóżka przeszło trzy miesiące temu, a prawie dwa tygodnie po tym zdarzeniu związałam się z Valem na poważnie, więc to nie może być mój były pracodawca!
- Jestem… w ciąży? – wykrztusiłam.
- Tak. – odpowiedziała uprzejmie. – To wygląda na dwunasty tydzień, może nieco więcej.
Ręce mi opadły.
O bogowie, no to się wpakowałam!



Dwunasty tydzień, może trochę więcej… To może być dziecko Fantoma, owoc naszej pierwszej, wspólnie spędzonej nocy, ale przecież nie mogę wykluczyć, że nie wpadłam z Braydenem! Co robić? Jak z tego wybrnąć? Jeśli Valentine wspaniałomyślnie ze mną nie zerwie, gdy przedstawię mu tą radosną nowinę, to na pewno to zrobi, jeśli okaże się, że to nie jest jego dziecko!
- Czy wszystko w porządku? – zapytała kobieta, przyglądając mi się podejrzliwie.
- Tak, jasne… - wymamrotałam. – Jestem trochę zaskoczona…
- Och, to naturalne. Więc może pozwolisz, że przedstawię ci teraz kilka broszur, tak dla formalności…



Po pierwszej byłam już w domu. Wprawdzie minęło już kilka godzin od usłyszenia tej wiadomości, jednak wciąż jestem w szoku. Zawsze myślałam, że nie ma niczego lepszego, niż zakładanie rodziny, lecz teraz perspektywa posiadania potomstwa była wręcz przerażająca! Jeżeli to Fantom okaże się ojcem, to przecież tragedia! Jest za młody! W dodatku jego rodzice się wściekną, a mieszkańcy miasteczka zaczną plotkować! Jeśli to jednak Bray, to pół biedy, dziecko jakoś wychowam, lecz tym samym złamię serce Valentine’owi.
Jakby tego było mało, nieustannie tłukły mi się po głowie słowa tamtej blondynki, która przyszła na zabieg. Co, jeśli Fantom zapragnie dowodu miłości w formie aborcji nie jego syna lub córki?
- O czym ja myślę!... – syknęłam, dopijając kawę. – To artysta, takie coś jak nowe życie powinno dawać mu natchnienie! Zresztą przecież chyba nie jest aż tak okrutny…



Zmęczenie dawało mi się porządnie we znaki i nawet po zaabsorbowaniu dziennej dawki kofeiny, nie potrafiłam wystarczająco otrzeźwić umysłu, toteż ucięłam sobie krótką drzemkę. Nie było sensu przebierać się i kłaść się do łóżka, skoro Val zapowiedział się z wizytą. Ciekawe, czy gdy prześpię się z moim „problemem”, to będę bardziej trzeźwo patrzeć na to wszystko…
- Sonya?
Zdawało mi się, że zamknęłam oczy tylko na moment, ale kiedy już je otworzyłam zobaczyłam przed sobą Fantoma i natychmiast poczułam bolesny ucisk w żołądku.
Przyznać się, czy zełgać?
- Obudziłem cię, przepraszam… - wymruczał. – Źle się czujesz?



Wstałam i przeciągnęłam się z cichym pomrukiem.
- Coś w tym stylu. – odparłam. – Dopóki nie zjem obiadu będzie całkiem znośnie…
Zastanawiałam się, jak nakierować temat na właściwy tor. Lepiej zrobić to teraz, bo później może zabraknąć mi odwagi… Na szczęście Valentine zupełnie nieświadomie poruszył ten temat, tuż po tym, gdy podszedł i zaczął malować mi plecy.
- A co ci powiedział lekarz? Miałaś dobre wyniki?
- Taak… Hm… Pozytywne… - wymruczałam. – Słuchaj, spotkałam taką jedną dziewczynę… Jej chłopak zmusił ją do aborcji, gdy się dowiedział, że będą mieli dziecko… A co ty byś…
- Jesteś w ciąży?! – przerwał mi.



Ze stoickim spokojem odwróciłam się przodem do niego.
- Pytałam, co byś zrobił? – powtórzyłam spokojnie.
- A, no tego… - mruczał. – Sam nie wiem… Albo, czemu on nie chciał tego dziecka? Przecież też wziął odpowiedzialność, gdy szli do łóżka…
Czyli Val to typ, który przystosuje się do każdej sytuacji, którą dostanie od losu… Z jednej strony to bardzo wygodne, lecz skąd mam mieć pewność, że zachowa się tak samo, jeśli sytuacja będzie go dotyczyła bezpośrednio?
  Odpowiedź z Cytatem
stare 19.02.2008, 17:56   #15
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

Tak, więc muszę zaznaczyć, że jest to przedostatni rozdział "Razem do celu", co wcale nie znaczy, że raz na zawsze zakończę przygody ich bohaterów. Mam nadzieję,że jakoś przeżyjecie fakt, iż w kolejnym FS zmieni się główny bohater ^__~ Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania x3

RAZEM DO CELU
PART XV




Nie mogłam dać sobie z tym rady… Moja sytuacja może nie należała do tak strasznie opłakanej, lecz świadomość, że Fantom się wszystkiego zorientuje zanim zdecyduję się mu to powiedzieć, była koszmarna! Nie należał do idiotów, a jego ukradkowe spojrzenia z pewnością nie oznaczały niczego dobrego…
Postanowiłam na jakiś czas przenieść się do Yashamaru, by przynajmniej na chwilę zaznać spokoju. Mój kochany braciszek był bardziej doświadczony, miał za sobą humory i narzekania Eden i co najważniejsze – wiedział, co czuje mężczyzna, gdy dziewczyna zakomunikuje, iż jest z nim w ciąży!
- Przeszkadza ci moje towarzystwo? – zapytał Valentine, gdy schodziłam ze schodków. – Wystarczy powiedzieć, żebym nie przychodził…
- Co też opowiadasz! – zaśmiał się. – Mam pewną sprawę do brata i ona może trochę potrwać… Nie myśl sobie, że się na ciebie obraziłam, czy coś! – zaznaczyłam.
Jednak zdawałam sobie sprawę, że za parę tygodni nie będę w stanie ukryć tego cholernego brzucha…
Popatrzył na mnie z niezadowoleniem, po czym spojrzał w stronę okien.
- Będę wpadał, żeby podlać ci kwiatki. – stwierdził, a następnie zwrócił umęczone i nieco błagalne spojrzenie w moją stronę. – Ale wróć szybko, co?
Przecież nie potrafiłam mu odmówić!



Autobus przyjechał punktualnie i po kilku godzinach dotarłam do domu Eden i Yashamaru. To oczywiste, że nie będę im na okrągło zawracać głowę, jednak mój brat niesamowicie ucieszył się z perspektywy, że ktoś zostanie z jego żoną, gdy sam będzie w pracy. Że też miał jeszcze siłę użerać się z Braydenem! Przez tego durnego faceta straciłam ochotę na przyjeżdżanie do rodzinnego miasta!
Zatrzymałam się na ganku i nacisnęłam dzwonek, czekając aż ktoś otworzy. Wprosiłam się w porze obiadowej, ale mam nadzieję, że mi to wybaczą…



- Sonya!
Z domu wyszła Eden i od razu uściskała mnie na przywitanie. Zmieniła się, od kiedy widziałyśmy się po raz ostatni. Przede wszystkim jej włosy… Tak słodko wyglądała w tych długich, a teraz tak po prostu je przycięła! Że też Yashamaru wyraził na to zgodę… Nawet, jeżeli jego żona zapuszczała tylko do ślubu, to przecież powinna wiedzieć, że mojego brata interesują dziewczyny z włosami, co najmniej do pasa!
- Eden! – oddałam uścisk. – Zmieniłaś się… Trochę… - wymruczałam.
- Tak, wszyscy zauważyli, że przytyłam! – poskarżyła się. – A Yashamaru to już najbardziej mi docina! Twierdzi, że mój brzuch zajmuje całe łóżko!
Parsknęłam śmiechem, lecz zaraz spoważniałam, widząc poważną minę blondynki.
- To znaczy się… Tak, chyba będę musiała z nim porozmawiać… - wymamrotałam, usilnie starając się nie zaśmiać.



Weszłam do środka, zaproszona gestem Eden. W sumie to nawet dobrze, że puściła mnie przodem… Naprawdę mogłaby się zdziwić, gdyby zauważyła jak bardzo przyglądam się jej ciału! Niedługo nastąpi rozwiązanie, lecz teraz… Bogowie, czy mnie czeka to samo?!
- Yashamaru, zgadnij, komu jeszcze musisz podać obiad! – zawołałam, wchodząc do kuchni.
Mój brat stał przy blacie, prawdopodobnie z zamiarem odłożenia miski i zabranie się za jedzenie, lecz gdy mnie dostrzegł przyszykował jeszcze jedną porcję ostrego chilli con carne.
- Nie martw się, gotuję tak jak dla całego pułku… Eden ostatnio…
- Yashamaru! – zawołała groźnie jego żona.



- O co chodzi? – zdziwił się mój brat. – Przecież to prawda! Lepiej, żeby Sonya już teraz wiedziała, co ją czeka, gdy zajdzie w ciążę!
Zakasłałam, gdy pikantny kawałek papryczki utkwił mi w gardle, lecz szybko popiłam wodą i odetchnęłam z ulgą. Chyba lepiej trochę zwolnić, bo jeszcze się zadławię, nim wyjawię małżeństwu prawdziwy cel mojej wizyty!
- A tak w ogóle, Sonya, to dawno się nie odzywałaś… - wtrąciła Eden, przypatrując mi się uważnie. – Jakoś inaczej wyglądasz…
Yashamaru podniósł wzrok znad swojej miski.
- Poważnie? – zainteresował się. – Ja tam nie widzę nic szczególnego…



- Właściwie, to dosyć delikatna sprawa… - powiedziałam.
Blondynka pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym spojrzała wymownie na swojego męża. W pierwszej chwili mężczyzna nie wiedział, o co chodzi, lecz w porę się zorientował i wstał twierdząc, że musi pozmywać naczynia. Nieźle go sobie Eden wytresowała, naprawdę nieźle…
- Skąd właściwie wiesz, że mam jakiś problem?... – zapytałam, ściszając głos.
- Tak mi się wydaje… - odparła równie cicho. – Nie przychodziłabyś do niewłaściwych osób ze swoją sprawą, dlatego sądzę, że to coś poważnego… Chodzi o ciebie i twojego chłopaka?
Skinęłam głową na potwierdzenie.
- To prawda, że nie wiem, do kogo się z tym zwrócić… - wymruczałam. – Wszystko zależy ode mnie, ale potrzebuję waszej rady.



Eden wstała i skinęła głową na krzątającego się przy kuchni Yashamaru. W ich towarzystwie, czułam się znacznie bardziej pewnie, niż przy Fantomie.
- To już pogadałyście? – zdziwił się mężczyzna. – Myślałem, że zejdzie wam do wieczora…
- Bardzo śmieszne. – powiedziałam. – Wy już przez to przechodziliście, więc na pewno wiecie, co powinnam zrobić.
Yashamaru zerknął niepewnie na swoją żonę, a ta z lekkim uśmiechem odwróciła się do nas plecami. Na pewno wiedziała, co mam na myśli.
- Nie rozumiem… - uważnie zmierzył mnie wzrokiem. – Co chcesz przez to powiedzieć?...
- Będziesz wujkiem! – wyszczerzyłam się. – Cieszysz się, prawda?
Najpierw patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, a dopiero później klasnął w dłonie i poinformował Eden, o tym, czego się właśnie dowiedział. Jakby jego żona nie była tego świadoma…



- To przecież wspaniałe! – zawołał. – Będę ojcem i wujkiem… Ale mnie zaszczyt kopnął! I to prawie jednocześnie! – zerknął na mnie. – Ale skąd ta mina? W czym tkwi problem?
Przygryzłam dolną wargę, próbując przywołać do siebie wszystkie wątpliwości, z którymi biłam się już od kilku dni. Właściwie, to żaden powód nie był tak poważny, bym mogła zacząć się poważnie martwić… A przynajmniej nie w tej chwili. Yashamaru i Eden wiedzieli, że to jest najszczęśliwszy etap w życiu kobiety, lecz z jakiegoś powodu nie potrafiłam się tym cieszyć, tak jak powinnam.
- Bo ja… Ja nawet nie wiem czyje to dziecko… - przyznałam.
Yashamaru wytrzeszczył oczy.
- Jak to, czyje… - wydukał. – Twojego chłopaka, nie? Jesteście razem, kochacie się…
- Ale przespałam się wcześniej z Braydenem. – powiedziałam twardo. – Nie mogę go wykluczyć.



Zapanowała niezręczna cisza. Yashamaru nie wiedział, co powiedzieć by podnieść mnie na duchu, a ja o nic niepytana po prostu milczałam. Po chwili podeszła do nas Eden i pogładziła mnie uspokajająco po ranieniu.
- A Valentine wie o tamtej „przygodzie”? – zapytała.
- Tak, opowiedziałam mu ją, gdy tylko się spotkaliśmy… - westchnęłam i spojrzałam na nią. - Myślę, że przyjął ją do wiadomości, właściwie to od tamtego dnia jesteśmy razem.
- No to chyba nie ma problemu? – wtrącił mój brat. – Pogadaj z nim szczere i przypomnij to wydarzenie. Na pewno weźmie je pod uwagę i zobaczymy, co dalej.
- Ale nikt prócz kilku osób nie wie o naszym związku! – jęknęłam. – Jak to się we wsi rozniesie, to nas zlinczują!
- To przeprowadźcie się do miasta. – powiedziała wesoło Eden. – Możemy się nawet zamienić z wami mieszkaniami, prawda kochanie?
- No jasne. – stwierdził mój brat. – Fajnie będzie znowu przenieść się na wieś.
- Powariowaliście... – powiedziałam ze zrezygnowaniem.



Yashamaru stwierdził, że należy sprawę załatwić od razu, nie czekając ani chwili dłużej. Osobiście wolałam jeszcze trochę poczekać jednak, gdy mój brat coś postanowi, trudno jest mu to wyperswadować.
- Lepiej teraz, bo później zaczniesz to wszystko odwlekać… - westchnął, podnosząc słuchawkę. – Jaki jest do niego numer?
- Naprawdę nie można z tym poczekać? – zapytałam. – Ja nie mam pojęcia, jak mu to powiedzieć!
- Będziesz wiedziała, co powiedzieć, gdy już tu przyjdzie.
Opuściłam głowę i podałam numer do Fantoma, zastanawiając się, czy dobrze robię. Przecież mogę zniszczyć mu życie! Nigdy mi tego nie wybaczy!



Rozmawiali chwilę, z tego, co udało mi się podsłuchać wnioskowałam, że Valentine nawet się nie domyśla, po co właściwie został „wezwany”. Yashamaru jeszcze raz wytłumaczył mu drogę, po czym się rozłączył. Czułam, jak coś boleśnie kurczy mi się w brzuchu, więc usiadłam w fotelu, odetchnąwszy cicho.
- Nie robię tego, by dodatkowo ci dokopać… - wytłumaczył mój brat. – Eden też długo zwlekała… Na początku byłem trochę zły, ale naprawdę mi przeszło!
- Nie o to chodzi… - wyszeptałam. – Wychowam nawet, jeżeli Val mnie opuści, jednak… Jednak nie wybaczę sobie, jeśli będzie miał przez to jakieś kłopoty.
- O mnie i o mojej żonie też gadali i co z tego? Jeśli Fantom naprawdę jest taki wspaniały, jak o nim mówiłaś, to powinien zrozumieć… Jeżeli nie, to daj sobie z nim spokój. Zasługujesz na kogoś lepszego.
Skinęłam głową i znów zapatrzyłam się w okno. Czy życie naprawdę musi być takie ciężkie?!



Fantom przyszedł po niespełna dwóch godzinach. W innych okolicznościach cieszyłabym się, że mnie odwiedził, lecz teraz byłam tak przerażona, że z trudem wydukałam z siebie krótkie „cześć”. Na szczęście mój brat szybko przejął ster i zajął Vala jakąś rozmową, bym mogła ostatni raz pomyśleć o tym, co właściwie mam przekazać swojemu chłopakowi, żeby ten nie uciekł z wrzaskiem z domu. Wyłożyć karty na stół, czy może owijać bawełnę? Pewnie sam do końca by nie wiedział, co jest dla niego lepsze!



Po pewnym czasie Yashamaru skończył pogawędkę i poszedł do sypialni, rzucając mi jeszcze jeden wymowny uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę licząc w myślach do dziesięciu i z powrotem. Na moim miejscu jest kilka tysięcy kobiet i na pewno każda jakoś sobie radzi! Chociaż przypominając sobie tamtą dziewczynę, którą spotkałam będąc u lekarza… Obym tylko nie znalazła się w jej sytuacji!
- A co to za grobowa mina? – zagadnął Valentine, zbliżając się do fotela. – Stało się coś poważnego, że aż twój brat pofatygował się, żeby do mnie zadzwonić?
- Coś w ten deseń… - wymruczałam. – Lepiej, żebyś usiadł.



Chłopak przyjrzał mi się uważnie, marszcząc lekko brwi.
- Przerażasz mnie… - stwierdził, zajmując miejsce. – To coś złego? Dotyczy nas?
Przez moment serce zamarło mi w piersi.
Skąd to pytanie? Domyśla się?!
- Owszem… To…
- Chcesz zerwać?! – wypalił, przerywając mi.
- Na Boga, nie! – zaprzeczyłam. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Jakoś tak… - wymamrotał, wyraźnie uspokojony. – Po prostu ostatnio mnie odtrącasz, myślałem, że ci się znudziłem… Ale jeśli to co innego, to chyba nie mam powodu do stresu, nie? – zaśmiał się.
- A pewnie. – odwzajemniłam jego uśmiech. – Co ty na to, że za pół roku powiększy ci się rodzina?



Duże oczy Fantoma otworzyły się jeszcze szerzej tak, że dokładnie mogłam zobaczyć niebieskie refleksy w jego zielonych tęczówkach. To się chłopaczek porządnie zdziwił…
- Ale jak to… Że niby my?... – dukał. – Że my źle… I my…
- Tak. – powiedziałam. – A przynajmniej są duże szanse, że nieumiejętnie się zabezpieczyłeś.
- Ale jak zapytałem, czy jesteś w ciąży, to powiedziałaś… - mamrotał, robiąc się z każdą chwilą coraz bardziej bledszy.
- Nie mówiłam, że nie jestem.
- O mój Boże…



Valentine zamilkł pochylając się i ukrywając twarz w dłoniach. Nie sądziłam, że ta wiadomość podziała na niego w ten sposób… Spodziewałam się jakichś wyrzutów, wyzwisk, a tym czasem chłopak już chyba przyjął do wiadomości, że to on będzie ojcem, a nie jakiś głupi Brayden!
Wstałam i odeszłam kawałek dalej, chcąc dać mu nieco czasu na ochłonięcie. Nie wiem czemu, ale nagle zaczęłam mieć potworne wyrzuty sumienia, głównie, dlatego iż wyrządziłam Fantomowi wielką krzywdę…
- Musi się z tym oswoić. – stwierdziła Eden, podchodząc. – Ale chyba nie jest tak źle, co? Jakoś sobie poradziłaś…
- Ciekawe, co na to wszystko Val… - wymruczałam. – Nie chcę, żeby wpadł w depresję, czy coś… Jego rodzice nie będą zadowoleni, a on bardzo liczy się z ich zdaniem.
- Ale jeśli chcecie założyć rodzinę…
- Nie wiem, czego oboje chcemy. – przerwałam jej. – Zrobię to, co będzie najkorzystniejsze dla Fantoma. Nigdy sobie nie wybaczę, że przez własną głupotę zniszczyłam mu życie!
- Właściwie, to chyba moja wina… - usłyszałam za plecami głos czerwonowłosego.



Odwróciłam się w stronę Fantoma, marszcząc brwi. Ten tylko rozejrzał się po mieszkaniu, po czym opuścił głowę, mocno się rumieniąc.
- Bo ja to właściwie miałem mały problem… - wymamrotał pod nosem. – Wiesz, wtedy był mój pierwszy raz i nie chciałem, żeby coś wypadło źle…
Zerknęłam przelotnie na nieco zdziwioną Eden, po czym nachyliłam się nad chłopakiem, gdyż ten zaczął strasznie niewyraźnie mówić.
- Znalazłem prezerwatywy w szufladzie Haydena i… - przygryzł dolną wargę, jeszcze bardziej ściszając głos. – I nie poradziłem sobie z instrukcją…
Cofnęłam się gwałtownie, zakrywając usta dłonią. Nigdy nie patrzyłam na dolne partie jego ciała, gdyż sądziłam, że na tym etapie jeszcze będzie go to krępować, lecz w tym momencie…
- Chcesz powiedzieć… - zaczęłam powoli, ignorując chichoczącą Eden. – Że ani razu nie skorzystałeś z prezerwatywy?!
- Wszystkie były jakieś tandetne! – uniósł dłonie w obronnym geście. – Wiele razy próbowałem!



Przyłożyłam dłoń do czoła i pokręciłam głową. Że też go nie dopilnowałam…
- A więc dlatego tak się przejąłeś wiadomością o ciąży. – podjęłam znów. – Wiedziałeś, że to twoje dziecko.
- Właściwie, to tak… - wymruczał. – Nie widziałem innej możliwości.
Spojrzałam na Valentine’a z przekornym uśmiechem. Mimo wszystko nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Nie mogłeś po prostu powiedzieć? – zapytałam. – Pomogłabym ci…
- Śmiałabyś się?
Spojrzałam w bok, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.
- No wiesz… Ta sytuacja… - wymamrotałam.
- Pytam poważnie!
Podniosłam na niego wzrok, uśmiechając się mimowolnie.
- Umarłabym ze śmiechu! – zawołałam.

* * *



Wspólnie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jeśli na okres ciąży pozostanę w domu Eden i Yashamaru. Fantom potrzebował trochę czasu, żeby odpowiednio nastawić rodziców, a ja nie chciałam go poganiać… Całe lato zeszło na opalaniu się, pracowaniu w małym ogródku i co tygodniowym wyjeżdżaniu do pobliskich miejscowości w ramach poznawania innych kultur. Bardzo często potrafiłam siedzieć kilka godzin pod drzewem i szkicować jakąś budowlę, podczas gdy mój brat i jego żona zwiedzali pobliskie kawiarnie. W końcu nastał wrzesień, niezwykle ciężki miesiąc dla Vala, gdyż zaczął się okres egzaminów wstępnych na uczelnię. Nie poświęcał mi tyle czasu, co niegdyś, ale dzwonił każdego wieczora pytając, jak czujemy się ja i nasze maleństwo.
- Lepiej, żebyś mnie teraz nie widział! – powiedziałam. – Z moją kondycja nie jest najlepiej!
- Tak, tak, załóżmy, że ci wierzę… Moi rodzice koniecznie chcą cię zobaczyć…
- Powiedziałeś im?
- Tak, o wszystkim, dokładnie trzy dni temu. Najpierw się wściekali, ale już im przeszło… Tak, więc…
Nie usłyszałam, co mówi Fantom, gdyż nagle rozległ się krzyk Eden, a zaraz za nim głos Yashamaru mówiący, abym wezwała karetkę.
- Oddzwonię. – rzuciłam do słuchawki i się rozłączyłam.



Słyszałam głos brata, który wyraźnie próbował uspokoić swoją żonę, jednak ta zaczynała już wpadać histerię. Co prawda skurcze łapały ją już kilkakrotnie, lecz w tej chwili wyglądało na to, że rozpoczęły się bóle porodowe… Szybko wykręciłam numer pogotowia, starając się nie wpaść w panikę. A jeśli Eden zacznie rodzić teraz? Zaraz? Przecież ja nie mam zielonego pojęcia, co należy zrobić!
- Sonya, zrób coś… - jęknął przestraszony Yashamaru, próbujący uspokoić żonę. – Jesteś kobietą, rodzenie dzieci to dla ciebie chleb powszedni! Co mam robić?!
- Skąd mam wiedzieć?! – warknęłam. – Gdybym wiedziała nie stałabym tu jak kołek!
Karetka przyjechała dosyć szybko. Nie chcąc wyjść na tchórza, Yashamaru zaproponował, że pojedzie razem z lekarzami do szpitala, by dodać otuchy żonie. Widać, że wróciła mu odwaga, gdy tylko prób jego domu przekroczył kolejny mężczyzna!



Gdy ciśnienie już trochę opadło, zadzwoniłam do Fantoma, by opowiedzieć mu o całym zajściu. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że perspektywa stania przy rodzącej kobiecie była dla niego tak potworna, iż wolał jej uniknąć. Nie mogłam mieć do niego pretensji… Skoro mój rodzony brat spanikował, to Valentine też miał do tego pełne prawo!
Zostawili mnie na kilka dni samą, przez co przedłużył się mój powrót do domu, lecz przynajmniej będę miała tę satysfakcję, że zobaczę swojego bratanka, jako jedna z pierwszych osób z rodziny.
- Wreszcie jesteście! – zawołałam, odstawiając na bok słoik z motylami. – Już nie mogłam się was doczekać!



- On chyba też! – zaśmiał się Yashamaru, podchodząc.
Zbliżyłam się do niemowlęcia i nachyliłam nad nim, oglądając z bliska jego rysy twarzy. Oczy odziedziczył po Eden, jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że będzie brunetem tak jak mój brat.
- Uroczy! – powiedziałam. – Jak ma na imię?
- Seraphim. – odpowiedziała mi z uśmiechem Eden.
Popatrzyłam ze zdziwieniem na Yashamaru.
Nadał swojemu dziecku imię naszego zmarłego ojca?!

Ostatnio edytowane przez Ruder : 19.02.2008 - 18:31
  Odpowiedź z Cytatem
stare 23.02.2008, 14:47   #16
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

Więc jest xD Ostatnia część xD Jak wspominałam krótka, bo Sonya za szybko urodziła,a ja nie zdążyłam zrobić odpowiedniej ilości zdjęć...xD Tak, czy inaczej macie przed sobą szesnasty rozdział "Razem do celu" ^^ Czytajcie i oceniajcie x3

RAZEM DO CELU
PART XVI




Od momentu, gdy Eden i Yashamaru przekroczyli próg swojego domu, Seraphim stał się chyba centrum wszechświata! Nie było chwili, aby o nim nie myśleć i mimo, że jego imię wydało mi się na początku idiotyczne, to po dwóch dniach całkowicie się do niego przyzwyczaiłam, a nawet zaczynałam twierdzić, iż do niego pasuje. Pierwsza noc była przełomowa: gdy tylko szkrab zaczął płakać, wszyscy jak jeden mąż zerwaliśmy się z łóżek i do niego pobiegliśmy. Później już nie opłacało się kłaść z powrotem, zresztą i tak lepiej było zgromadzić się w kuchni i rozmawiać o przyszłości małego. Yashamaru i Eden byli tacy szczęśliwi…



- Wyjeżdżam. – oznajmiłam bratu, któregoś dnia. – Nie będę wam więcej siedzieć na głowie.
- Jesteś pewna? – zapytał mój brat. – Przecież wiesz, że nie musisz tego robić…
- Jest wam dobrze we trójkę i nie chcę już zawadzać. – uśmiechnęłam się. – Zresztą najwyższy czas, abym spotkała się z dziadkami mojego dziecka.
Yashamaru tylko skinął głową i uśmiechnął się bezradnie. On miał rodzinę i ja chciałam tego samego… To całkiem naturalne, że kiedyś musimy się rozstać.
- Mam nadzieję, że podejmiesz dobrą decyzję. – powiedział. – Ale dziecku lepiej będzie w mieście… Zresztą nawet Fantom będzie miał wtedy bliżej na uczelnię.
- Wiem o tym, jednak trzeba to załatwić z jego rodzicami. – wymruczałam. – Mam nadzieję, że nie będą mieli mi za złe, jeśli zabiorę ich młodszego syna poza rodzinną miejscowość…



Zaraz następnego dnia wróciłam do domu. Moje mieszkanko wydawało mi się dość puste, nie czułam się w nim najlepiej. Prawdopodobnie za bardzo przywykłam do towarzystwa i nie potrafiłam czuć się szczęśliwa w samotności…
Valentine zadzwonił koło południa, zapraszając mnie do siebie. Pogawędkę z jego rodzicami odkładałam już tydzień, więc najwyższa pora zawitać do domu dziadków naszego dziecka.
- Sonya… Jak tęskniłem…
Z mieszkania wyszedł Val, który prawie potknął się na schodach, chcąc się jak najszybciej przywitać.
- Zabijesz się! – zaśmiałam się.
Fantom przytulił się do mnie, a po chwili złożył na moich ustach czuły pocałunek. Zesztywniałam w jego objęciach, rozważając możliwość odepchnięcia go, lecz wówczas przypomniało mi się, że państwo Varela już o nas wiedzą.
- Chodźmy do środka… - wymruczał.



Wewnątrz czekała już cała wesoła rodzinka Valentine’a. Jako pierwszy podszedł Hayden, który bardzo się zmienił od czasu naszego ostatniego spotkania. Zapuścił włosy, których już nawet nie fatygował się związać i wyglądał teraz jak prawdziwy gotycki książę! Wspaniały…
- Nie sądziłem, że tak się pospieszycie… - powiedział ściszonym głosem, patrząc wymownie na mój brzuch. – Nie ostrzegałem cię, że Fantom to dzieciak?
- Hayden!... – syknął Val. – Długo mi jeszcze będziesz dojeżdżał? Żałuję, że dałem ci podsłuchiwać, jak opowiadałem wszystkim rodzicom!...
- O tych „zepsutych prezerwatywach”? – uniósł w rozbawieniu brwi. – I tak by mi powiedzieli.
Parsknęłam śmiechem, kręcąc z politowaniem głową. Uwielbiałam, gdy się kłócili!



Hayden zbliżył się jeszcze odrobinę, po czym pochylił się nieco i pogładził mnie delikatnie po brzuchu. Mimowolnie się zarumieniłam, gdyż w ogóle nie byłam przygotowana na tak śmiały gest z jego strony! Te jego delikatne dłonie, aż zadrżałam z wrażenia! Na szczęście Valentine nie mógł tego zobaczyć, gdyż właśnie poświęcał swoją uwagę żywo gestykulującemu ojcu.
- Może przynajmniej nie będzie głupie tak jak mój brat… - czarnowłosy mrugnął do mnie porozumiewawczo, ku wielkiemu niezadowoleniu Vala.
- Przestań się ze mnie nabijać, bo poproszę cię na zewnątrz! – prychnął.
- Wasze małe kopie…
- Chcę dotknąć! – wypalił natychmiast Fantom, najwyraźniej zapominając o tym, że Hayden przed chwilą go obraził.
Co za zgrane rodzeństwo…



Uśmiechnęłam się do siebie i pogładziłam po brzuchu. Dla Haydena wiadomość o dziecku musiała być ogromną nowością, co było bardzo wyraźne w jego spojrzeniu. Yuya nigdy nie da mu dziecka, a on za bardzo go kocha, by z niego zrezygnować kosztem jakiejś kobiety i potomstwa. Wydawało mi się, że trochę zazdrościł bratu i stąd ta jego zgryźliwość; mimo, iż często się sprzeczali, to teraz atmosfera między nimi aż iskrzyła!
- Chyba najwyższy czas pokazać się rodzicom. – stwierdził Val. – Już od tygodnia przygotowują się na tę rozmowę!
- Na pewno nie stresują się bardziej ode mnie… - mruknęłam bez przekonania.



Nie musiałam długo czekać na mamę Fantoma i Haydena. Już po chwili wyszła z kuchni i skinęła mi głową na przywitanie. Patrzyłam na nią w ciszy, a moja szczęka opadła odrobinę. Nie przypuszczałam, że w ciągu kilku miesięcy można się aż tak zmienić! Zapuściła i rozjaśniła włosy, jeszcze bardziej popracowała nad opalenizną i kondycją… W tej chwili wyglądała jak siostra chłopców, a nie matka!
- Cieszę się, że już jesteś. – powiedziała. – Tak bardzo chcieliśmy z tobą porozmawiać!
Przełknęłam głośno ślinę.
- Tak, cóż… Spodziewałam się, że bez tego się nie objedzie… - wymamrotałam.
- Och, ale nie denerwuj się! – zaśmiała się. – Już pogodziłam się z myślą, że przedwcześnie zostanę babcią! Ten mój najmłodszy okruszek…
- MAMO! – krzyknął Valentine, któremu najwyraźniej nie spodobało się określenie „okruszek”.



Podszedł do nas pan Varela, uśmiechając się sympatycznie. Poczułam się nieco pewniej, jednak wciąż byłam odrobinę zdenerwowana. To musiała być poważna sprawa, skoro nie dało rady załatwić jej telefonicznie! Małżeństwo nie wyglądało na zdenerwowane, lecz ja czułam się wyjątkowo głupio… Byłam przecież starsza od Fantoma, to ja miałam brać odpowiedzialność, a nie on! Jego rodzice pewnie sądzą, iż jestem bardzo lekkomyślna…
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Valentine wybrał właśnie ciebie. – powiedział pan Varela, na co mnie ponownie szczęka opadła. – Oboje jesteście artystami i widocznie od początku coś was do siebie ciągnęło, skoro teraz tu przed nami stoicie. – uśmiechnął się. – Nasz syn miał się przenieść na czas studiów do domu swojego zmarłego ojca chrzestnego, lecz teraz, skoro wkrótce na świat przyjdzie wasza pociecha, chyba nie ma sensu, by mieszkał tam sam, prawda? – mrugnął do mnie.
Patrzyłam na małżeństwo w ciszy.
Czy ja właśnie dostałam od nich błogosławieństwo?!



Prawdę mówiąc sądziłam, iż będzie dużo gorzej. Że zaczną krzyczeć, wyzywać mnie, zabronią spotykać się z Fantomem, a na koniec wyrzucą za drzwi! Widocznie perspektywa powiększenia rodziny przez ich młodszego syna nie była aż takim szokiem, jak wiadomość, iż Hayden jest gejem! Najwyraźniej los bardzo lubił płatać im figle!
Po południu mama Vala upiekła sernik, do którego spożycia zasiadła cała rodzina. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy widzę, jak Hayden je! To był naprawdę niesamowity widok…
- Sonya? – zagadnął Val. – Mówisz, że jak ma na imię synek Yashamaru?
- Seraphim. – odparłam. – Ładnie, co?
- A ja jestem pewna, że będę miała wnuczkę! – wtrąciła pani Varela. – Dziewczynki zawsze się lepiej wychowuje, niż chłopców!
- No wiesz, mamo… - mruknął czarnowłosy.
- Spójrz na dziewczynę swojego brata! I ładna i ułożona…
- Dziękuję… - powiedziałam nieśmiało.



Zapomniałam, jak to miło jest przebywać z tą rodziną. Pan Varela opowiadający dowcipy, jego żonka, która upominała go, gdy kawał był zbyt pikantny, no i oczywiście ich synowie nalegający, by ojciec skończył mówić to, co zaczął. A najważniejsze – nie czułam się tutaj, jak intruz. Oni mnie akceptowali, a ja wyśmienicie czułam się w ich towarzystwie. Ciekawe, czy i moja rodzina będzie równie zgrana…
- Mam nadzieję, że dobrze ci z nami. – zagadnął pan Varela, na co ja tylko skinęłam głową z uśmiechem. – Wyśmienicie! Musimy lepiej poznać matkę naszej przyszłej wnuczki, więc na pewno zgodzisz się zostać na jakiś czas!
- No… - zaczęłam.
- Jasne! – wtrącili Valentine i Hayden, przerywając mi.
- Wspaniale! Niezmiernie mnie to cieszy!
Odniosłam wrażenie, że tamto pytanie nawet nie było skierowane do mnie…



Po jedzeniu Fantom zaciągnął mnie na tyły domu, gdyż właśnie naszła go ochota na zabawę balonami z wodą. Jak na mój gust było stanowczo za zimno, jednak Vala rozpierała energia i chwilowo nie miał jak jej rozładować.
- Jest jesień… - jęczałam. – Oboje się rozchorujemy!
- Jest ciepło! – nie ustępował. – Trzeba korzystać z ładnej pogody zanim spadnie śnieg!
- To już lepiej puszczajmy latawce…
- Nudy!
Kłótnia z Fantomem zawsze odbywała się, jak użeranie z małym dzieckiem, do czego zbyt dużej cierpliwości nie miałam. Niestety znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ten nigdy nie da za wygraną i to ja będę musiała ustąpić. W dodatku dołączył do nas Hayden, który również zapragną trafić we mnie balonem z wodą, tak samo zresztą, jak jego młodszy brat.



A że później dołączyli również rodzice chłopców podziałało tylko na niekorzyść Valentine’a. Było do przewidzenia, iż Hayden wkrótce zmieni stronę i przyłączy się do mnie, więc to nie moja wina. Tak samo jak fakt, że państwo Varela postanowili pójść za przykładem najstarszego syna.
- Co ja wam zrobiłem?! – krzyknął Fantom, gdy cztery balony napełnione wodą pomknęły w jego stronę.
Oczywiście nikt nie przejął się jego pełnym niezadowolenia wrzaskiem. Prawdę mówiąc ja też skupiłam się na trafieniu w niego, co było swego rodzaju odwetem za zmuszenie mnie do tej durnej zabawy.



Pod wieczór chłopcy zostali zmuszeni do zgrabienia liści przed domem. Val niemiłosiernie się ociągał, jakby liczył, że przez swoje powolne tempo czarnowłosy wykona za niego część roboty. Hayden się jednak wycwanił i zgarnął tylko „swoją połowę” tłumacząc później ojcu, że nie ma czasu pomagać swemu nieudolnemu bratu, ponieważ idzie organizować kolejną imprezę. Tym właśnie zajmował się czarnowłosy. Zapraszał różne zespoły, wykonawców, rezerwował salę, a następnie robił dosyć huczne balangi i koncerty. Miałam okazję pójść na jeden z nich, gdzie starszy brat Vala załatwił mi autograf wokalisty Dark Souls! Ten Nicola Noir jest taki przystojny… Ale niestety to również gej.
- Nie możesz po prostu poprosić o pomoc? – zagadnęłam do Fantoma.
- Jesteś w ciąży! – przypomniał mi. – Nie będziesz wykonywała tak ciężkiej pracy!



Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do domu. Skoro nie udało mi się pomóc w ogrodzie, to może nie wygonią mnie z kuchni? Pani Varela właśnie szykowała kolację, więc czułam się w obowiązku nieco jej ulżyć, skoro już zwaliłam się im na głowę.
- Dobrze wiesz, że nie musisz tego robić. – powiedziała blondynka, otwierając lodówkę. – Zawołam Valentine’a, żeby się do czegoś przydał… On jest taki nieodpowiedzialny!
- Właśnie grabi liście… - powiedziałam niepewnie.
- Już dawno powinien był to zrobić!
- To może ja mu pomogę?... – zapytałam niepewnie.
Oczywiście spotkałam się z odmowną odpowiedzią, czego zresztą od początku się spodziewałam. Przy okazji nasłuchałam się jeszcze o tym, jaki to Val jest leniwy i że będę miała z nim ciężkie życie… Zupełnie, jakbyśmy mieli brać ślub!



Ale nie każdy dzień był przesiąknięty nudą… Gdy państwo Varela szli do pracy, a Hayden zabierał mojego kuzyna na randkę, to musieliśmy jakoś zagospodarować te kilka godzin… Przeważnie zaczynaliśmy na kanapie i kończyliśmy w podwójnym łóżku czarnowłosego, jednak żeby ten się nie zorientował, koniecznie musieliśmy wstawać i zajmować się czymś twórczym, głownie malowaniem. Fantom miał od groma obrazów do skończenia, więc pomagałam mu, wykonując delikatne szkice na płótnie, by nie zastanawiał się godzinę, co chce stworzyć.



Na początku stycznia byliśmy już prawie gotowi do przeprowadzki. Valentine zaglądał do naszego nowego domu zawsze po zajęciach, dając drobne wskazówki, co do urządzenia pomieszczeń. Nigdy nie widziałam tamtego miejsca, wiedziałam jedynie, że znajduje się gdzieś w centrum miasta. W sumie, to i lepiej… Przynajmniej będę miała bliżej na imprezy.
Uniosłam wzrok znad tekstu, spoglądając na Fantoma. Zmiana otoczenia faktycznie lepiej mu zrobi, bo przez ostatnie kilka tygodni strasznie zmizerniał. Nie dojada, nie wysypia się… Żeby zdążyć na wykłady o dziewiątej, musi wstawać przed piątą, aby się ze wszystkim wyrobić. Oczywiście twierdzi, że nie, wcale nie musi mieszkać w akademiku, gdyż termin mojego porodu jest coraz bliżej, a on koniecznie chce być przy narodzinach swojego maleństwa! Na badaniach nie dopytywałam się o płeć dziecka, oboje woleliśmy mieć niespodziankę…



… która jak na mój gust nadeszła za szybko…
- Fantom!... – warknęłam, zginając się w pół.
Valentine tylko drzemał, lecz, gdy otworzył swoje duże oczy, zerwał się jak oparzony. Nawet przez niesamowity ból byłam w stanie dopuścić do siebie wątpliwości… Przecież byliśmy w domu zupełnie sami! Co, jeśli Val spanikuje i nie będzie potrafił odpowiednio zareagować?
- Pogotowie!... – jęknęłam.
- Wiem! Już to przećwiczyłem z Haydenem!



Nie byłam do końca pewna, co miał na myśli, jednak uspokoiłam się, gdy udało mu się podnieść słuchawkę i wykręcić właściwy numer. Tymczasem ból w dolnych partiach ciała nasilał się, a ja za wszelką cenę starałam się nie krzyczeć. Nie chciałam pokazać przy Fantomie jakichkolwiek oznak słabości, dlatego przez zaciśnięte zęby tłumiłam każdy niepożądany dźwięk próbujący wydostać się z mojego gardła. A obiecałam sobie, że nie dam się zaskoczyć w domu… Zdradziło mnie moje własne dziecko!
- Karetka już jedzie! – poinformował mnie Fantom nieco roztrzęsionym głosem.
Oby przyjechała tak szybko, jak w przypadku Eden…



Leżałam na tym przeklętym szpitalnym łóżku prawie osiem godzin… Gdyby nie te wredne położne nakazujące nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, pewnie zwijałabym się z bólu! Myślałam, że sam poród będzie najgorszy, lecz gdy lekarz zakomunikował mi, że na świat chcą przyjść dwie osoby jednocześnie, to myślałam, że uduszę Vala gołymi rękami!
Bliźniaki… Byłam pewna, że to mi nie grozi! Dopiero w następnym pokoleniu mogły się zdarzyć, a tymczasem okazało się, że w rodzinie Fantoma również zdarzały się takie przypadki!
Ale to właściwie jest podwójne szczęście… Miałam dwóch synów, Valentine szalał z radości, gdy się o tym dowiedział. Państwo Varela pewnie będą niepocieszeni, ale gdy opieka nad chłopcami nie będzie zbyt ciężka, to zdecyduję się na trzecie dziecko. To na pewno będzie córka!
- Trzy najważniejsze osoby w moim życiu… - powiedział Val. – Kocham cię, Sonya i cieszę się, że ze mną jesteś…
Uśmiechnęłam się leciutko.
- A ja jestem szczęśliwa, że w końcu mi to powiedziałeś…


the end

I to by było na tyle ^^ Fajowo, że udało Wam się przez to przebrnąć xD Właściwie, to ja też jestem pełna podziwu za to, że nie rzuciłam tej historii w cholerę... xD

Ach tak... Ja tych bliźniąt NAPRAWDĘ nie planowałam! xD A jeśli ktoś nie wierzy we właściwości sernika, to teraz ma dowód xD Faktycznie dzieli płód na dwoje nawet podczas zaawansowanej ciąży... xD Co za życie x3
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 
Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 06:44.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023