Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 25.02.2010, 19:54   #1
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

no tak, nadrobilam chyba z dziesiec odcinkow, na wiecej nie mam juz sily, ale postaram sie dokonczyc w najblizszym czasie
hm, wlasciwie to nie mam co pisac, przyemnie sie czyta, sa bledy, ale niewielkie, zdjecia ladne, fabula...mm... no niewiele sie dzieje, akcja nie jest dynamiczna i pelna napiecia, ale akurat w tym wypadku nie jest to minus, to przeziez opowiadanie obyczajowe... i wlasnie zgodnie z idea obyczaju jest mnoostwo problemow
jak dotad najbardziej mi zgrzytala akcja z uwolnieniem tanii (czy ktos to jeszcze pamieta?), ale ogolnie jest okej.

jak nadrobie wiecej to napisze cos ogolniejszego, na razie tylko chcialam poinformowac, ze masz nowa czytelniczke

@edit - doszlam do XIX odcinka w sumie chcialam ci tylko to powiedziec (bo fakt, ze mi sie podoba jest chyba oczywisty) zebys wiedziala, ze wciaz nadrabiam i mam zamiar "dobrnac" do konca opowiadania.

Ostatnio edytowane przez Ellie : 26.02.2010 - 14:27
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 25.02.2010, 20:51   #2
Nesta
 
Avatar Nesta
 
Zarejestrowany: 10.11.2007
Skąd: Skąd:
Płeć: Kobieta
Postów: 90
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Szansa

Nareszcie się wzięłam za siebie i wszystko przeczytałam.
Przede wszystkim jestem pod wrażeniem twojej niekończącej się weny i pomysłów. Znałaś moje wcześniejsze, niezbyt pochlebne zdanie na temat długich fotostory, bądź takich podzielonych na części. Właśnie odwróciło się ono o 360 stopni.
Raczej nie popadasz w rutynę, cała historia ciekawa, spójna, logiczna. Odcinki długie i satysfakcjonujące. Błędów raczej nie ma, ewentualnie literówki, ale już nie będę Ci wypominać. Silny niedobór zdjęć! : D
To tak ogólnie. No dobra, dobra. Przyznaję, nie mam się do czego przyczepić.
Co do ostatnich odcinków to wiesz, że Ci nie wybaczę śmierci Bartka :C I mam nadzieję, że Dustin truchcikiem wróci do Lilki.
Oczywiście z niecierpliwością czekam na następny odcinek : D
Nesta jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 26.02.2010, 15:40   #3
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

no i doszlam do konca, nareszcie moge zaczac wyczekiwac na nastepny odcinek i czytac juz na biezaco
jestem bardzo zadowolona, ze w koncu zmusilam sie do czytania (zbieralam sie wiele razy, bo wiedzialam, ze opowiadanie jest tego warte, ale zawsze przerazala mnie wijza takiej ilosci tekstu...)
jako calosc podoba mi sie, to az zaskakujace, ze juz 30 odcinkow - czytajac, w ogole sie tego nie odczuwa, historia jest taka plynna, gladka, uh, sama nie wiem jak to ujac. mam nadzieje, ze zrozumialas, o co chodzilo
zdjecia sa coraz ladniejsze, no i cholernie podoba mi sie ta "odswietna" fryzura lily - cudowna jest.
skupie sie na ostatnich odcinkach:
co do bohaterow, od poczatku bylam fanka bartka! wiedzialam, ze bedzie zuy, szkoda, ze nie pozwoilas mu pozyc dluzej... hm zas co do akcji z porwaniem, byla troche nieudana, po co lily zaczela sie mu zwierzac? no i ze zaczeli tak po prostu bic sie, zostawiajac ja... no ale rozumiem, musialas tak rozwinac akcje, zeby lilka mogla uciec. czasem tak trzeba nie myslalam, ze dustin odejdzie, ale ciekawie to wymyslilas.
czekam na wiecej!

sorki ze tkai nieskladny ten komentarz, ale strasznie sie spiesze, a chcialam sie strescic.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.03.2010, 15:21   #4
Sherlock
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

No, kolejna część mojego bardzo wyczerpującego komentarza

Zacznę od tego, że stopniowo akcja robi coraz większa, co bardzo mi się podoba.
Co to treści, to już o niej mówiłem, więc teraz przejdę do innej kwestii, a mianowicie do... bonusów ;D Przewinęło się ich parę i każdy mnie czymś zszokował. Muszę pogratulować ci kreatywności.
Miałem gdzieś takie fajne zdanie z odcinka, bodajże, osiemnastego, ale gdzieś wsiąkło Sherlock EDIT: O, mam: "Dziwne ale prawdziwe". :]
Julka jest 'fajna' I ładna^^
Hm, co tu więcej. Kurczę, dużo pozapominałem, bo czytałem, jak byłem zbanowany.
No, trudno. Musisz się zadowolić tylko tym, co napisałem
Ale komentarz do następnej dziesiątki będzie miał osobną opinię do każdego odcinka
  Odpowiedź z Cytatem
stare 28.03.2010, 22:35   #5
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Cytat:
Napisał Libby
Zastanawia mnie ta Mari, bo wzięła się tak znikąd.
Marianne to przyjaciółka Dustina z lat młodości (troszkę później aniżeli w TYM).
Cytat:
Napisał Ellie
po co lily zaczela sie mu zwierzac?
Bo i tak nie miała nic do stracenia :P

I dziękuję za wszystkie komentarze, w szczególności te od "nowych" czytelniczek :)


Zrobiłam wyjątkowo bez ramek, bo taki miałam kaprys :P


XXX
Pierwsze podejścia


25 VII


Znowu tutaj jest.
Powoli udaje się do wyjścia lotniska w Los Angeles. Wodzi wzrokiem po tej ogromnej hali z mnóstwem sklepów, kawiarni i innych miejsc, gdzie można spędzić czas przed podróżą lub zaraz po niej. Wzrokiem lustruje znajome szyldy, witryny sklepowe, wnętrza... Tyle razy już tutaj była, ale w ciągu ostatnich kilku lat od jej ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Zaczęły do niej wracać wspomnienia, o dziwo, same dobre. Pierwszy raz pojawiła się tu jako kilkuletnia dziewczynka wraz z panią Kelley, kiedy leciały do Polski. Jak się później okazało, wylot ten okazał się drogą do przełomu w jej życiu. Kolejny raz zjawiła się tutaj ze swoim tatą. Nie leciała już do Polski jako gość, ale jako jej obywatelka. Leciała do domu. Jeszcze innym razem to w tym miejscu podjęła jedną z najważniejszych życiowych decyzji, przyjmując przeprosiny i oświadczyny tego, któremu sama będzie się teraz tłumaczyć. A może, tak jak wtedy, nie wróci sama do kraju?
Była gotowa na to, że tak się nie stanie. Tak naprawdę, wydawało jej się, że była gotowa na wszystko. Po prostu mogła stanąć i mówić, mając przygotowanych kilka planów. Dużo czasu zajęło jej układanie tej strategii i miała nadzieję, że czas poświęcony na to nie będzie zmarnowany i osiągnie swój cel.
Na postoju udało jej się złapać taksówkę, która podwiozła ją do małego moteliku na przedmieściach. Ten co prawda standardem nie grzeszył, ale cena była przystępna.



Zresztą i tak miała zamiar większość czasu spędzić poza jego murami.
Gdy już się rozpakowała, postanowiła pójść na obiad do pobliskiej małej restauracyjki. W czasie drogi zatelefonowała do taty i Julki, jak ją o to prosili („koniecznie zadzwoń, jak już tam będziesz!”). Do końca dnia nic specjalnego już nie robiła, zmęczona dziesięciogodzinnym lotem i prawie trzydziestostopniowym upałem. Wielkie poszukiwania zaplanowane miała na dzień jutrzejszy...

***

26 VII

Obudziła się wcześnie rano. Chciała najpierw sprawdzić mieszkanie męża licząc na to, że jednak zastanie go tam jeszcze zanim ten pójdzie do pracy. A jeśli już tam nie mieszka... Może nowi właściciele będą coś o nim wiedzieć? Może zostawił im adres, numer telefonu, cokolwiek...

Po śniadaniu, około godziny dziewiątej, udała się na najbliższy przystanek autobusowy. Z rozkładu zamieszczonego w internecie wiedziała, że autobus jadący w kierunku Brick Avenue ma się zjawić za jakieś dziesięć minut.
Oprócz niej na przystanku była jeszcze całkiem liczna grupka osób. Ludzie mieszkający tutaj, w tej niebogatej części Miasta Aniołów często nie mogli sobie pozwolić na zakup samochodu, nawet rozlatującego się. Musieli korzystać ze środków komunikacji miejskiej, które, o dziwo, najlepsze nie były. Przynajmniej nie tutaj.

Jechała na ślepo, na chybił – trafił. Albo spotka męża, załatwi sprawę od razu, albo się okaże, że wyszedł już do pracy i nie będzie większych szans na rozmowę. Szczerze mówiąc nie liczyła na to, że za pierwszym razem jej się uda, ale... dlaczego nie?

W końcu autokar dowlókł się na odpowiedni przystanek. Do środka władowało się kilka osób, wysiadła tylko jedna. Ona. Być może tamci zachodzili o głowę, co taka piękna blondynka może robić w takiej dziurze jak dzielnica, w której między innymi leżała Ceglana Aleja. Od razu zauważyli, że Lily nie jest jedną z nich, zaczęli patrzeć na nią nieufnie, co zresztą spostrzegła, nie przejmując się tym zbytnio i w głębi duszy rozumiejąc tych ludzi. Miała tylko nadzieję, że takim zdziwionym, wręcz niechętnym wzrokiem nie obarczy jej ukochany (mimo wszystko nie bała się myśleć o Dustinie w ten sposób). O ile w ogóle będzie musiał to zrobić.

Po tym, jak wyprowadził się z Fabric Street, nierzadko do niego wpadała, oczywiście jeśli to on nie wybierał się z wizytą za ocean. Chociaż na początku droga, którą szła, nie przypominała jej znajomej trasy, po paru minutach rozpoznawała te stare, zniszczone bloki.



Faktem jest, że nie były one jeszcze w skrajnej ruinie, część nawet była odnowiona (czyżby znalazł się jakiś dobroczyńca?!), ale do najładniejszych z pewnością nie należały. Jednak spacerując pomiędzy tymi zniszczonymi kamieniczkami z cegły zawsze czuła magię tego miejsca. Nie raz mówiła o tym Dustinowi. Wtedy on śmiał się i żartował, że to dlatego, że on tutaj mieszka. Ale z jego wyrazu twarzy potrafiła odczytać, że myśli podobnie, chociaż nigdy o tym otwarcie nie powiedział.
Zresztą, on w ogóle mało co mówił, twierdząc przy tym, że nie potrzeba tylu słów. „Po co tyle paplać, nie można na chwilę posiedzieć w ciszy?”, jak to zwykł mawiać, gdy jego przyszła żona próbowała go poznać od tej strony. Nie dziwiła się mu, wszak z wszechstronnym hałasem i gadaniną miał do czynienia w każdy weekend, kiedy swoim zwyczajem dawał koncerty w pobliskiej knajpce. A kiedy ona przyjeżdżała, na któryś wieczór zawsze pożyczał gitarę (na swoją własną nie było go stać) i siedząc wraz z nią w swoim mieszkanku, przez cały wieczór robili sobie małe karaoke przy dźwięku gitary. To przywoływało wspomnienia – wszak podobnie zaczęła się ich burzliwa znajomość, z której niespodziewanie wyrosło silne uczucie. Teraz stawiała sobie pytanie: gdzie ono się podziało?
Z każdym krokiem była bliżej kamieniczki, w której mieszkanie wynajmował jej mąż. Im bardziej się przybliżała, tym większa narastała w niej trema. Nie mogła się jej poddać, gdyż wtedy nic nie wyszłoby z tej wizyty. Jednak tym razem zdawało się to być silniejsze od niej. Z duszą przepełnioną niepokojem dotarła pod właściwy adres. Idąc po schodach, cała się trzęsła. Nerwy brały górę. Podobnie złe przeczucia.
Zanim zapukała do odpowiednich drzwi musiała wziąć głęboki oddech i się uspokoić. Gdy w końcu stwierdziła, że jej ciało nie jest już takie galaretowate, odważnie zastukała w „obite” białym, przybrudzonym plastikiem drzwi.
Po pierwszym pukaniu nikt się nie zjawił, zatem spróbowała raz jeszcze. I tu poszło lepiej. Usłyszała otwierane drzwi w głębi mieszkania i czyjeś wolne kroki. Jednak nie należały one do Dustina...
Gdy tyko drzwi się otworzyły, niemal zamarła z przerażenia czy wręcz niedowierzania. Stała przed nią kobieta w podobnym wieku, z nieuczesanymi, farbowanymi na rudo włosami, ubrana różową piżamę czy też bieliznę.



„Boże” – w pierwszej chwili przeleciało jej przez myśl – „To nie może być...”. Jednak musiała z siebie wydobyć tą cudowną „formułkę”.
- Dzień dobry, czy zastałam Dustina?
- Hm, chodzi pani o pana Winga? – rudowłosa ogarnęła ją wzrokiem. W spojrzeniu swojej rozmówczyni otrzymała odpowiedź – Niestety, nie zastała go pani. Nie mieszka tu już dobre trzy miesiące. Razem z chłopakiem odkupiliśmy od niego to mieszkanie za całkiem przyzwoite pieniądze.
Powinna teraz odetchnąć z ulgą i rzeczywiście się tak stało. Na chwilę, gdyż pojawiła się kolejna wątpliwość.
- Nie wie pani, gdzie mogę go znaleźć? – spytała z nadzieją blondynka.
- Niestety nie – odparła druga. – Zostawił nam co prawda namiary na kolegę, u którego mieszkał, ale mówił, że to tylko chwilo, dopóki nie znajdzie sobie jakiegoś innego mieszkania.
- A numer telefonu? – nie chciała dać za wygraną.
- Tylko do tego kolegi. Ale tamten gość nie pozwolił nikomu go dawać. Zresztą nawet nie wiem, czy go jeszcze mamy.
- Nie zostawił po sobie przypadkiem jakichś rzeczy?
- Nie, raczej nie... Chociaż wie pani co? Kiedyś przy sprzątaniu Sam znalazł jakąś fotografię. Chcieliśmy mu ją zwrócić, ale całkiem o tym zapomnieliśmy.
- Mogłaby pani mi ją pokazać? Jeśli spotkam go, na co bardzo liczę, z pewnością oddam.
- No OK. Zresztą i tak jest mi obojętne co pani z tym zrobi. Chociaż szkoda by było, bo zdjęcie naprawdę ładne.
Na chwilę drzwi do mieszkania się zamknęły. Zanim jego nowa właścicielka wróciła ze zgubą, Lily zdążyła już postanowić, jaki będzie jej następny krok.
Ponownie w drzwiach zjawiła się rudowłosa i o dziwo nie miała w ręce tylko jednej rzeczy.
- Znalazło się tego więcej – po czym podała zguby Lily.
Ta zaś przyglądała się im z uwagą. Zdjęć było włącznie cztery. Pierwsze robione było, gdy po raz pierwszy odwiedzała go jako narzeczona latem. Pamiętała, że w tym dniu razem z nimi poszli na plażę młodzi państwo Stewart („może by ich tak przy okazji odwiedzić?”) i to Rose zrobiła to śliczne zdjęcie. Na piasku obie z Lily narysowały wcześniej palcami serce, a następnie postanowili, że każda z par zrobi sobie w nim zdjęcie. Jednak Alan zaszył się gdzieś i „sesja” musiała się odbyć bez niego (co mu potem żona solennie wygarnęła, gdy tylko zjawił się na miejscu). Pomimo oporów, udało się Dustina namówić, żeby wszedł do serduszka. Potem już poszło jak z płatka. Klęcząc obok siebie, objęci w miarę możliwości, w takim stanie zostali uwiecznieni przez cyfrówkę pana Stewarta.
Po latach, gdy przyszło jej oglądać ponownie tą fotografię zaczynała rozumieć, że mąż nie zostawił jej tu przez rozgarnięcie. On chciał ją tutaj zostawić razem ze swoim starym życiem. Podobnie było w przypadku dwóch pozostałych, na których była tylko ona. Co dziwne, nie znała tych zdjęć. W rozmowach przez telefon Dustin nie raz mówił jej, że gdyby tylko mógł, wyciągnąłby ją z nich i nie pozwolił wrócić. Rzeczywiście, kiedy się na nie patrzyło ogarniała człowieka tęsknota. Sama się sobie dziwiła, że tak inaczej, że tak ładnie wyszła. I zachodziła o głowę, kiedy mu się udało dorwać takie świetne ujęcia. Tym bardziej, że cały czas przy niej był, ramię w ramię... Wiedziała, że jej mąż jest wyjątkowy, ale nie, że aż tak.
Natomiast ostatnie zdjęcie... Nie mogła zrozumieć, dlaczego ono tutaj jest. Zaczęła wątpić.
Miał mało, zaledwie kilka zdjęć swoich maleństw. Jedno czy dwa Wiktorka, niewiele więcej Tanii Tereski. Nigdy nie wątpiła w jego miłość do dzieci, ale teraz zastanawiała się, czy słusznie. Czyżby nawet te niczemu winne dzieciątka chciał od siebie odsunąć, przestać być ich ojcem? Próbowała wmówić sobie, że to jednak był przypadek, ale dlaczego właśnie wśród selekcji zdjęć zapomniał właśnie o tym, ślicznym i jednym z najładniejszych?



Mała wyszła tu tak słodko, że chciało jej się płakać ze wzruszenia. W myślach brzmiało jej tylko niczym niezagłuszone „Dustin, dlaczego to zrobiłeś?! Jak w ogóle mogłeś?! To TWOJA córka, przecież ją kochasz! Czy i ona teraz jest dla ciebie nikim, tak jak jej matka?”
- Proszę pani, wszystko OK? – usłyszała zatroskany głos rudowłosej – Dlaczego pani się tak przejmuje? To tylko zdjęcia.
Nagle niebieskooka uświadomiła sobie, że całe policzki ma mokre. Nie zważając na to, jakby automatycznie pokazała kobiecie zdjęcia. Gdy chwilkę się im przyjrzała, zdawało się, że pojęła.
- Tak mi przykro – powiedziała, spoglądając ponownie na Lily, po czym dodała jeszcze, nie wiedząc sama po co – Pani Wing...
- Już w porządku – powiedziała druga – Dziękuję pani za te zdjęcia. Jeżeli on nawet ich nie przyjmie, ja będę wiedziała co z nimi zrobić. Do widzenia.
- Do widzenia – odparła jej rozmówczyni – Oby się pani udało.
Lily przesłała jej jeszcze słaby uśmiech, po czym opuściła budynek i udała się znowu na przystanek.

Teraz czekała ją wyprawa na uczelnię jej męża, gdzie musiały być jego papiery, a wśród nich między innymi adres. Aktualny, miała nadzieję.
Podróż zajęła jej prawie godzinę. Chociaż w sumie uznała za cud, że ta przebiegła bezproblemowo - żadnych większych korków, żadnych spóźnień autobusów. Marzenie podróżującego, po prostu. Jedyne co nie było takie jakie być powinno, to pogoda, a w szczególności panujący na zewnątrz skwar, istna patelnia. Do tego trzeba było dodać ścisk w autokarze i niezbyt komfortowe warunki podróży gotowe. Zatem jakież wielkie było jej szczęście, gdy w końcu postawiła stopy na twardej, betonowej płycie chodnikowej.
Do college`u miała jeszcze jakieś piętnaście minut drogi pieszo. Zanim jednak udała się w kolejną drogę, wstąpiła coś zjeść, bo kiszki od dłuższego czasu urządzały sobie coraz głośniejszy i uciążliwy koncert t jej brzuchu. Został on ostatecznie zażegnany przez zapiekankę i butelkę Coli (prosto z lodówki!), którą potem popijała sobie jeszcze w drodze do szkoły.
Szybko zleciał jej kwadrans maszerowania i znalazła się w dziekanacie College of Business and Economics. Tam, za szerokim kontuarem z jasnego drewna, siedziały trzy panie. Podeszła do jednej z nich.



- Dzień dobry, czego pani sobie życzy? – zapytała czarnowłosa kobieta koło czterdziestki
- Dzień dobry, chciałabym uzyskać adres zamieszkania jednego ze studentów...
- Nazwisko?
- Wing, Dustin.
- Pani z rodziny?
- Tak – pokazała kobiecie swój dowód osobisty, żeby nie było wątpliwości – żona.
Popatrzyła na nią jak na wariatkę.
- To pani nie wie, gdzie mieszka własny mąż?! – strach pomyśleć, co jej przebiegło przez myśl
- A pani jest tu po to, żeby mi to powiedzieć– odparła bezczelnie Lily
Kobietę zatkało. Bez słowa zaczęła szukać informacji o „zaginionym”.
- Washington Street 499, mieszkanie numer 39 – wyrecytowała, co blondynka natychmiast zapisała na komórce.
- Dziękuję, do widzenia – odparła, po czym szybkim krokiem udała się w stronę wyjścia.

Na ulicę Waszyngtona również dotarła pieszo i niedługo później natrafiła pod odpowiedni adres.
Kamieniczka taka jak inna tutaj, z odpadającym ze ścian tynkiem i dawno niewymienionymi oknami. Klatka schodowa niepomalowana, ale za to czynsz musiał być niewysoki. Mieszkanie numer 39 reprezentowały stare, drewniane drzwi. Znowu, wystraszona i niepewna, musiała zapukać. Im dłużej utwierdzała się w przekonaniu, że nie zastała go, tym bardziej była spokojna. Po trzeciej próbie dała sobie spokój. „Na pewno jest w pracy o tej porze”. Postanowiła wrócić do siebie. Wpadnie tu wieczorem, może akurat coś jej się uda zdziałać. Wtedy już nie było mocnych, chyba, że Dustin wyjdzie na całą noc na miasto (ciekawe tylko po co?).
Z dobrymi myślami wsiadła do autobusu, który miał ją zawieść do moteliku.

Ostatnio edytowane przez Liv : 27.02.2012 - 19:33 Powód: pierwsza i druga poprawa
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 29.03.2010, 10:27   #6
Sandy
 
Avatar Sandy
 
Zarejestrowany: 30.01.2007
Skąd: Βιέννη
Płeć: Kobieta
Postów: 576
Reputacja: 12
Domyślnie Odp: Szansa

Pierwsza! ;D

Cytat:
Powoli udaje się do wyjścia lotniska w Los Angeles. Wodzi wzrokiem po tej ogromnej hali z mnóstwem sklepów, kawiarni i innych miejsc, gdzie można spędzić czas przed podróżą lub zaraz po niej. Wzrokiem lustrowała znajome szyldy, witryny sklepowe, wnętrza...
Pomieszałaś czasy

Cytat:
Dużo czasu zajęło jej układanie tej strategii i miała nadzieję, że nie czas poświęcony na to nie będzie zmarnowany i osiągnie swój cel.
Niepotrzebne "nie"/

Cytat:
(pomimo wszystko nie bała się myśleć o Dustinie w ten sposób).
Wystarczy tylko "mimo"

A taką miałam nadzieję zobaczyć Dustina :] No, ale trudno, może w następnym odcinku ^^
Cieszę się, że Lily nie traci nadziei na lepsze jutro. No i że wreszcie zdecydowała się znaleźć Dustina. Chociaż z drugiej strony powiedzenie "Nic na siłę" całkiem pasuje do Dustina. Mam nadzieję, że mimo wszystko jej wybaczy. Bo nie wierzę, że naprawdę już nic do niej nie czuje (przecież wtedy nie byłoby szczęśliwego zakończenia, a ja uwielbiam happy endy! ;D). Z resztą tak jak pisała Volt:
Cytat:
Co jak co - facet cierpiał w celi, że nie widuje się ze swoimi dziećmi, a teraz - patrzcie no, sam gotuje sobie taki bigos. ;p
Więc z pewnością da się namówić na powrót ^^

Ps.
Cudne jest to zdjęcie z Lily ^^
__________________
Tragedy is when I cut my finger. Comedy is when you walk into an open sewer and die.
- Mel Brooks
Sandy jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 29.03.2010, 21:11   #7
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Szansa

W końcu Lily zaczęła działać . Cieszę się, choć miałam nadzieję zobaczyć Dustina. Nie wierzę w to, że się odkochał a już tym bardziej, że dzieci nic dla niego nie znaczą... Przecież to Dustin! Zdjęcie Małej musiał po prostu zgubić.
Zastanawia mnie ta babka z dziekanatu. Jakoś tak szybko podała adres Dustina...
Oby kolejny odcinek był szybciej, bo ja czekam .
__________________
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.03.2010, 18:46   #8
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

nareszcie, juz myslalam, ze niepotrzebnie nadrabialam, bo nas opuscilas :{
nono odcinek super (pomijajac te pomieszane czasy, ktore zreszta juz sandra wytknela!), bardzo mi sie podoba. zaskoczylo mnie to z ta ruda, bylam pewna, ze to jego kochanka a tu niespodzianka... hmm co do tych zdjec to faktycznie wydaje mi sie, ze po prostu zapomnial... no coz, zobaczymy
aa, no a zdjecia ogolnie sliczne, o wiele ladniej bez ramek!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 30.03.2010, 20:22   #9
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Dziękuję za te trzy opinie.
Dochodzę do wniosku, że piszę co innego niż Wy chcecie, a wszelkie wątpliwości czy pytania, na które nie było odpowiedzi w odcinku, wyjaśnię w osobnym poście.


XXXI
Koniec



Swoją kolejną podróż na Washington Street zaplanowała na godzinę 21.00. Fakt, że niebezpiecznie jest się włóczyć samej po nocy, ale musiała. Serce nie sługa, a to ono ją tam kierowało.
O 19.57 miała autobus. Była już kolacji, ubrana w cieplejsze ciuszki. Tym razem wsiadała sama, za to ludzie wręcz wylewali się z wnętrza. Wracali do domu po pracy, by zjeść kolację, pogadać z najbliższymi, pooglądać telewizję i ostatecznie pójść spać. I tak w kółko, dzień w dzień.
Wyobrażała sobie, że podobne plany na ten wieczór miał jej mąż i że jej nagłe wtargnięcie mu je pokrzyżuje. Ale skoro z własnej, nieprzymuszonej woli nie chciał tego załatwić...
Przez całą drogę jeszcze raz próbowała sobie ułożyć w głowie wygląd spotkania. Ponownie przemyślała wszystkie swoje strategie, gruntownie przypomniała sobie wszystkie szczegóły. Wychodząc na chodnik miała to wszystko poukładane w głowie. Jednak strach i zdenerwowanie zaczęły robić swoje...
Kiedy do kamienicy doszła jeszcze w miarę normalnie, przed wejściem do niej nogi się pod nią ugięły, były jak z waty. Serce biło jak szalone, a w głowie powstał jeden wielki mętlik.. Zaczęła się nawet wahać przed wejściem na górę.
Ostatecznie pomyślała: „Jeśli się nie uda, trudno. W końcu to nie od mojej mowy wszystko zależy, ale od jego nastawienia do całej sprawy” i, zahartowana, wspięła się po schodach.



Podeszła do drzwi, zapukała po raz czwarty dzisiaj.
Cisza.
To samo działo się po kolejnych próbach. Niepokój znowu zaczął ją męczyć, wszystkie możliwe złe myśli natarczywie pojawiały się w jej głowie. Co się tym razem mogło stać? Nie był weekend, nie mógł być w klubie (o ile w ogóle jeszcze tam pracował i o ile taki jest w okolicy), więc co się mogło stać? Poszedł do znajomych, do baru, włóczy się po mieście?
„Wpadnę tu za pół godziny. Jeśli nadal go nie będzie, wracam.” – pomyślała, po czym znowu znalazła się na bruku.
Postanowiła przespacerować się po okolicy. Jadąc autobusem dostrzegła niedaleko całkiem ładny park. Tam właśnie skierowała swoje kroki.
Trzeba było przyznać, że zieleń wśród betonowo - ceglanego królestwa dobrze na nią wpłynęła. Drzewa wydawały się mieć właściwości uspokajające, zapach kwiatów koił zmysły, a malutka fontanna radowała wzrok.
O tej porze w Polsce wszyscy byli w pracy. Zadzwoniłaby, ale nie chciała im przeszkadzać. Zresztą i tak nie miała dla nich ważniejszych informacji. Powiedziałaby co najwyżej, że siedzi i parku i czeka, aż będzie mogła znowu pójść w odwiedziny do męża, którego (znowu) nie zastała. Do głowy przyszła jej pewna myśl.
Gdyby zadzwoniła do domu w obecności Dustina, oddałaby mu słuchawkę, a tam byłaby na przykład Tania Tereska, albo gaworzący wesoło Wiktorek. I powiedziałaby mu wtedy coś w stylu „A one ciągle czekają na tatę”. Co odpowiedziałby, nie wiedziała.
Pół godziny nie dłużyło się specjalnie i znowu miała stanąć twarzą w twarz... wpierw z drzwiami.
Stremowana, zapukała. Czekała. Powtórzyła. Czekała. Zapukała trzeci raz.
Cisza.
Zawiedziona, ze łzami w oczach opuściła budynek.



Zaczęła się gorączkowo zastanawiać, co teraz. Bo niby jakie były szanse, że go zastanie jutro? Takie jak dzisiaj, mniejsze?
Na przystanku wyczytała, że najszybszy autobus bezpośredni ma dopiero po 23. Kolejny raz chciało jej się płakać. Nie wiedziała, czy ze złości, czy z powodu tego ogromnego pecha, jaki ją prześladował.
Nic nie poszło po jej myśli. Nie znalazła męża, a teraz nie ma jak wrócić do domu i musi czekać na autobus w tej nieznanej części miasta. Jedyną rzeczą, która dobrze poszła w dniu dzisiejszym były zakupy, którym poświęciła cały swój czas po powrocie. Kupiła coś sobie, dzieciom, nawet tacie. Cieszyło ją, że może im zrobić miłą niespodziankę, ale to nie było najważniejsze dzisiaj. Liczyła się ta niesamowita, przybijająca porażka i brak nadziei.

Weszła do ładnie wyglądającej kawiarenki i tam usiadła. Wybrała stolik pod ścianą, z dala od ludzkich spojrzeń. Gdy podeszła kelnerka, zamówiła sobie mocną kawę. Bardzo chciało jej się spać, ale musiała wytrzymać do północy.
Zauważyła, że owa kelnerka badawczo jej się przygląda, ale nic nie powiedziała. Skąd mogła ją znać? Może to jakaś znajoma z sierocińców, jedna z jej słuchaczek, kiedy pracowała jeszcze w „Superstarze”? Nic jej ta twarz nie mówiła.
Stopniowo kawiarenka pustoszała. Zostało tylko parę osób i obsługa. Dochodziła 22.15, kiedy ta sama kelnerka podeszła do niej. O dziwo, nie zabrała tylko filiżanki i nie doniosła rachunku. Zrobiła to, ale później. Wpierw, w zdziwieniu Lily, dosiadła się do stolika. Przypatrywała się klientce z uwagą, patrzyła prosto w oczy.
- Lily? - odezwała się w końcu – Lily Wing?
- Tak, to ja - odparła. Głos jej rozmówczyni wydał się znajomy. - Kim pani jest? - zapytała ze spokojem.



- Nie poznajesz mnie? To ja, Marianne – uśmiechnęła się
Zaraz i Lily zrobiła to samo. Spotkać w takim momencie bratnią duszę... W dodatku taką, która może jej bardzo pomóc!
- Boże, jak to dobrze, że cię spotkałam! – powiedziała, szczęśliwa. Kobiety uściskały się przyjaźnie.
- Co tu robisz tak późno? – zapytała szatynka.
- Byłam u Dustina, ale go nie zastałam. Autobus mam dopiero za godzinę, a na taksówkę nie starczy mi pieniędzy.
- Wiedziałam, że tak to się skończy – zmartwiła się. – Że w końcu będziesz musiała tu przyjechać i wyjaśnić nim co nieco. Tylko dziwi mnie, że go nie zastałaś. Gdybym nie wiedziała, że nie będzie go dziś u mnie, pewnie tam bym cię odesłała. Chociaż późno już... Nie ma w zwyczaju wpadać o tej prze. Pewnie już wrócił, ale jeśli tak, to śpi.. Nie ma sensu już dzisiaj tam leźć. Wyglądasz na zmęczoną...
- Bo jestem.
- Słuchaj, może przenocowałabyś u mnie? Mieszkam całkiem niedaleko stąd, dziesięć minut drogi. Włóczenie się po nocach jest najlepszym rozwiązaniem. O tej porze różne typki jeżdżą autobusami. Lepiej trzymać się do nich z dala.
- A to nie problem? Mieszkasz z córką, może sobie nie życzyć.
- Jo? Nie, skąd! Jakbym jej powiedziała, że jesteś żoną Dustina, pokochałaby cię równie mocno jak jego. Poza tym, wysłałam ją do brata na wieś. Uwielbia tam jeździć. Ja jeszcze idę z narzeczonym do kina, dlatego masz cały dom do dyspozycji.
Potem wytłumaczyła jej kilka innych, ale niemniej istotnych rzeczy.
- Z nieba mi spadłaś! Dzięki! – zawołała blondynka.
Chwilę później Mari przyszła znowu do stolika z resztą i kluczykami do domu.
- Nie krępuj się, mam zapasowe- uśmiechnęła się przyjaźnie. – To co? Widzimy się rano!
- Jeszcze raz dzięki! Dobranoc!
- Dobranoc!
Lily, zabrawszy swoje rzeczy, opuściła kawiarnię.
Na kartce miała zapisany adres kelnerki. Trafiła bez problemu.

***

Dom ten okazał się całkiem ładnym i przyjemnym miejscem. Nie była tu nigdy wcześniej, dlatego też dokładnie zlustrowała pokoje, do których wstęp nie był jej wzbroniony. Nie trwało to długo, gdyż zmęczenie robiło swoje.
Ubrana w różowy szlafrok (którego użyczyła jej Mari), stała przed łazienkowym lustrem i rozczesywała sobie włosy, gdy usłyszała trzask drzwi wejściowych.
Zamarła z przerażenia.
- Mari, jesteś? – usłyszała wołanie. Zdawało jej się, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Ten głos...
Chwilę później usłyszała stukot stopni schodów. Nie wiedziała, co robić – czy się gdzieś schować (bo na to najbardziej miała ochotę) czy dalej stać i nic nie mówić. Zanim zdążyła cokolwiek postanowić, kroki ucichły i spojrzała w stronę otwartych drzwi łazienki.

***

Trudno było określić, które z nich zdziwiło się bardziej. On patrzył niedowierzającym wzrokiem, ona dalej stała, przestraszona, nie wiedząc, co powiedzieć. Chociaż miała otwarte usta, w gardle zablokowały się słowa.



- Co ty tu robisz? – odezwał się pierwszy. Troszkę było w tym pytaniu złości, ale dominowało zdziwienie.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie – odparła
- Nie wiem, jak ty, ale ja wpadłem do koleżanki.
- O tej porze?
- Bywało i później – odpowiedział z niechęcią – Ale ja pytam o ciebie.
- Bynajmniej nie do przyjaciółki – podjęła dialog, ośmielona. - U Mari tylko nocuję...
- To ciekawe do kogo – kpina – Zawsze było „do męża”, a teraz?
- Teraz też.
- I co mu niby chciałaś powiedzieć? – konstruował pytania tak, jakby nie były skierowane do niego.



- Szczerze? Żeby wrócił.
- Gdzie?
- Jak to: gdzie? Do domu! Gdzie czekają na niego żona, dzieci...
- Przecież on nie ma żony – uśmiechnął się z politowaniem
- A JA?! – krzyknęła. Pełna rozpaczy, zarówno z pytaniem jak i wyrzutem.
- Ty? Jesteś dla niego nikim, tak jak on był dla ciebie w chwili zdrady! – krzyknął, patrząc na nią z nienawiścią
Nie odpowiedziała, tylko czekająco wpatrywała się w niego.
- Czego ty ode mnie chcesz? – zapytał, już spokojniej
- Chciałam ci powiedzieć, że żałuję tego, co zrobiłam – patrzyła na niego ze skruchą – Przyrzekłam sobie, że do tego nie dopuszczę, ale słabość wygrała. Dustin, ja miałam ci to powiedzieć wtedy, w sądzie.
- Ale Bartek i jego zdjęcia były szybsze. I z pewnością bardziej przekonywujące niż twoje tłumaczenie.
- Przecież to nie było celowe...
- A co mnie to obchodzi? Zdrada to zdrada. Świadoma czy nie, boli tak samo.
- Myślisz, że tylko ciebie?
- Gdyby Bartek żył, pewnie nie byłoby cię tutaj. Nie masz czego zrobić ze swoim życiem, to przyjeżdżasz do mnie, czekając Bóg wie na co.
- Ja tylko chcę, żebyś mi przebaczył i wrócił – znowu płakała – Tania i Wiktor potrzebują taty...
- A ty: potrzebujesz męża?
- Zawsze potrzebowałam! Wtedy, kiedy cię przy mnie nie było, najbardziej.
- Tylko wiesz w czym jest problem? Ja NIE potrzebuję już żony! Zepsułaś mi całe życie, przez ciebie miałem złudzenie, że może być lepiej, a potem bezczelnie wyrzuciłaś!
- Nie mów tak! Przez wszystkie te miesiące czekałam na twój powrót! Na to życie, które sobie wymarzyliśmy! Nie pamiętasz tego?
- Nie chcę pamiętać!
- Ale...
- Lily, daj spokój. Nie ma już nas. Jedyne, co nas łączy, to dzieci, które skończą tak jak my, i na dzień dzisiejszy jakiś papier, na którym jestem twoim mężem, a ty moją żoną, chociaż w realu jest inaczej. Ale i tą sprawę wkrótce załatwimy. Zawczasu zacznij sobie szukać nowego faceta... I nie licz, że JA się zmienię i że JA nim będę. A dzieciakom możesz nawet powiedzieć, że tata nie żyje.
- Przecież nie chcesz tego...
- Jesteś tego pewna?
Z torebki wyciągnęła zdjęcie i podała mu je. Wpatrywał się w nie przez chwilkę bez wyrazu, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo szkoda mi tej małej i jej brata. Weź to zdjęcie – mnie się nie przyda. A teraz już pójdę, skoro sobie wyjaśniliśmy wszystko.
Nie chciała na to pozwolić. Jakimś cudem udało jej się zatarasować schody tak, aby nie mógł przejść.
- Dustin... – płakała, patrząc mu w oczy – Nie odchodź...
- Zejdź mi z drogi, inaczej sam sobie ją zrobię – zagroził niewzruszony
- Dustin... – to było jedyne słowo, na które mogła się zdobyć. Wiedziała, że albo teraz uderzy ją, albo się rozmyśli. Cały czas miała nadzieję, że wybierze to drugie.
On jednak wymierzył jej w zapłakany policzek. Przewróciła się na bok z bólu.
„To koniec” – pomyślała, zalewając się łzami. Nie wiedziała, co bardziej ją bolało - czy rana na ciele czy na duszy. Obie wymierzone przez niego. Przez tego, którego najbardziej kochała...





Za wszelkie niezgodności (zauważyłam po zrobieniu zdjęć) przepraszam.

Ostatnio edytowane przez Liv : 27.02.2012 - 19:27
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.03.2010, 22:01   #10
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Szansa

Chyba żartujesz?! To ma być koniec?! Wolne żarty! To się tak skończyć nie może. Wierzę, że Lily jeszcze coś wykombinuje i przekona do siebie Dustina. Nie wierzę, że Dustin uderzył Lily...
Na zewnątrz był dość opanowany a w środku pewnie aż wrzało... Biedny, ale też strasznie żal było mi Lilki. Tekst o Bartku i szukaniu nowego faceta był poniżej pasa...
Zanim się ona teraz pozbiera, to minie, ale może Dustin przez ten czas trochę ochłonie. Przecież on kocha dastusiątka a mówił o nich tak, jakby były mu zupełnie obce...
Pisz szybko kolejny odcinek !
Było parę błędów, ale najbardziej uderzyły mnie szczeble schodów, bo powinny być stopnie .
__________________
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 20:05.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023