|
![]() |
#1 | |
Zarejestrowany: 30.01.2007
Skąd: Βιέννη
Płeć: Kobieta
Postów: 576
Reputacja: 12
|
![]()
Ten odcinek naprawdę mnie wzruszył. Naprawdę świetnie opisałaś te wszystkie przemyślenia Dustina. Tak jak napisałaś - krótko, ale treściwie. Zastanawiam się co Dustin teraz zrobi. Zaryzykuje i wróci, prosząc Lily o przebaczenie (to by pasowało do tytułu), czy pogrąży się jeszcze bardziej. Może Marianne potrafiłaby nakłonić go do powrotu (o ile w ogóle ma jeszcze z nim kontakt)?
Cytat:
![]() Hm... przepraszam, ale nie potrafię się zdobyć na bardziej wyczerpujący komentarz ^^ Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się w miarę szybko, bo mam nadzieję zobaczyć Dustina i Lilkę znowu razem ^^
__________________
Tragedy is when I cut my finger. Comedy is when you walk into an open sewer and die.
- Mel Brooks |
|
![]() |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Zarejestrowany: 29.10.2008
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta
Postów: 953
Reputacja: 10
|
![]()
Masz rację - krótko i treściwie. A z jakim uczuciem!
Dobrze, jak nie świetnie opisane uczucia Dustina. Wierzyłam gdzieś w głębi serca, że się złamie... No a dzieci? Jego dzieci? - to kiedyś musiało nadejść. Ten Dustin mi się nie podoba,ale czuje, że wraca ten jedyny i niepowtarzalny ;] Pozdrawiam, VOLT
__________________
Well well well...
|
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Ale dziś obrodziło w odcinki
![]() ![]() W końcu się doczekałam ![]() Bardzo dobry odcinek. Łapie za serce... Świetnie ukazane uczucia. Miedziałam, że w końcu to dotrze do Dustina. I tak długo wytrzymał bez dzieci... Na pewno będzie starał się im to wynagrodzić. Musi się facet wziąć za siebie i lecieć do Polski. Ciekawa jestem, jak zareaguje Lily ![]() Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Nie zostawiaj nas więcej na tak długo ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
Admin Emeryt
Admin Kumpel Zarejestrowany: 28.03.2008
Wiek: 29
Płeć: Kobieta
Postów: 4,025
Reputacja: 18
|
![]()
Szkoda, że tak krótko
![]() Odcinek jest super. świetnie opisane uczucia. W ogóle akcja posuwa się do przodu ![]() Bardzo mi się podoba.... |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
NARESZCIE WSZYSTKO PRZECZYTAŁEM!
Jak zwykle nie wiem, co napisać ![]() Jakoś nie mogę nic więcej napisać... Oniemiałem z zachwytu, dosłownie. Jejku, piszże szybciej ten odcinek ;D Krytyki nie ma, bo w tym momencie to FS na nią nie zasługuje ![]() Bonus świetny! EDIT: Ciekawe co czułaś, kiedy zobaczyłaś tu mój komentarz ![]() Ostatnio edytowane przez Sherlock : 08.05.2010 - 19:41 |
![]() |
![]() |
#6 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]()
XXXIII
Gdy niebo z ziemią się styka... 19 XII Kolejna zarwana noc, znowu bolące oczy. Wiedziała, że zamiast iść z tym do okulisty, może po prostu się porządnie wyspać i lepiej jej to zrobi, bo tu chodziło nie tylko o narząd wzroku. Chciała jeszcze przed świętami skończyć to tłumaczenie, jednak miała z tym troszkę kłopotów. Trzeba było się przygotować na nadchodzące święta. Chociaż zostało już niewiele czasu, końca tej krzątaniny nie było widać. I chociaż cały swój dzień poświęcała tak naprawdę na różne zajęcia, to i tak ciągle brakowało jej czasu. W międzyczasie do jej napiętego harmonogramu coś jeszcze wpadło i... klapa totalna. Ostatnio takich niespodziewanych obrotów spraw było więcej. Przypomniała sobie dzisiejszą wizytę taty. Nie będzie go na wigilii, bo znowu ma jakiś wyjazd służbowy (księgarnia prężnie się rozwija, stąd te nieustanne spotkania z różnymi osobistościami). Co teraz zrobić? Czy w ogóle coś przygotowywać? Dla siebie samej nie opłaca się robić takiego zamieszania, dzieci są jeszcze małe, więc tym bardziej jest im to obojętne. Męczyło ją to wszystko. Nie brakowało jej na co dzień radości (wszak Tania i Wiktorek zdolni są do wszystkiego...), ale na dłuższą metę wychodziło, że życie wcale jej nie cieszy. Chociaż na zewnątrz się śmiała, w środku nosiła coś w rodzaju smutku, beznadziejności. Próbowała to ukryć sama przed sobą, a cóż dopiero przed znajomymi. Zapomniała o tym, co się stało, jakoś ułożyło jej się życie. Tak naprawdę od tamtego dnia niewiele się zmieniło. Może dlatego dość szybko się z tym pogodziła? Jeszcze parę tygodni po tej nocy zrywała się na każdy dźwięk telefonu i patrzyła z nadzieją na wyświetlacz. Drzemała w niej jakaś nadzieja, że się rozmyśli, że wróci... Ale z biegiem czasu po prostu zapominała. Zaraz po powrocie do domu wyjaśniła wszystko Tanii i dzięki temu ustrzegła się przed ewentualnymi późniejszymi pytaniami. Wtedy, gdy jeszcze nie ochłonęła po tym wszystkim, powiedziała jej, że tatuś kiedyś wróci. Ale owe kiedyś nie nadeszło i wiedziała, że nie nadejdzie. Rozwód pewnie załatwi bez konieczności widzenia się z żoną. Zresztą jej było wszystko jedno, bo wiedziała, że ani teraz, ani w przyszłości nie będzie chciała się ponownie wiązać z żadnym mężczyzną. Wyłączyła w końcu swoje narzędzie pracy, następnie udała się do łazienki, by zmyć z siebie brudy całego dnia, ochłonąć, zrelaksować się, przemyśleć to i owo... Ostatnim punktem programu dnia powszedniego było położenie się w łóżku i spanie przez parę godzin. Jej synek czasami potrafił się budzić w środku nocy, zmywając swojej mamie kolejne minuty, niekiedy wręcz godziny, snu z powiek. Leżała otulona pościelą, czekając na sen, gdy bezkresną ciszę, panującą wokoło, przerwały jakieś szmery dochodzące zza drzwi. Zaczęła nasłuchiwać. Z każdą sekundą napełniał ją coraz większy strach, serce waliło jak oszalałe. Ktoś był w jej domu. Nie wiedziała, co robić. Niemal sparaliżowało ją, bała się poruszyć czy nawet oddychać. Chwila niepewności się wydłużała. W głowie pojawiały jej się najczarniejsze myśli i domniemania co do tożsamości owego włamywacza. Nie umiała przewidzieć jego następnego kroku. A jeśli pójdzie do pokoiku Tanii Tereski* i coś jej zrobi? Jak ona jej wtedy pomoże? Niestety, jej podejrzenia sprawdziły się. Słyszała charakterystyczne skrzypnięcie drzwi pokoju córeczki. Łzy cisnęły się jej do oczu, bezsilność zalewała jej serce. Chciała, żeby ten koszmar się skończył. Jeśli to złodziej, to niech weźmie co chce i odchodzi, byleby zostawił w spokoju ją i jej dzieci. Na chwilę zapadła cisza. Co on tam robi? Jej przerażenie osiągnęło jednak zenitu, gdy kroki stawały się coraz głośniejsze. Intruz dobrze musiał znać ten dom, bo wiedział, gdzie co jest. A przynajmniej Lily odniosła takie wrażenie. I w którejś sekundzie pojawiła się myśl. Jedna, jedyna, krótka. Dustin. Drzwi się otworzyły. Nie wytrzymała. *** - Odejdź, zostaw nas w spokoju! – wyłkała słabym głosem Było słuchać tylko jej żałosne chlipanie. Wzmogło się, gdy obcy, zamiast spełnić jej błaganie, zaczął się do niej zbliżać. - Proszę, nie...! – nie była już w stanie nic więcej powiedzieć, czekając na najgorsze – Don`t hurt me, please... - I won`t do it – usłyszała znajomy głos – Any more. Dopóki nie zaświeciła się lampka nocna, nie mogła w to uwierzyć. Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa na jego widok. Zapominając o tym wszystkim, rzuciła się mu w ramiona. ![]() Te zaś ją przyjęły i utuliły. Strach zniknął. Zamiast niego pojawiło się nieopisane poczucie bezpieczeństwa. Jednak chwilę później, gdyś wracała do niej świadomość, poczuła się strasznie głupio. Zaczęła się karcić w myślach – pomimo wszystko nie powinna do tego dopuścić, on już nie był jej mężem, nie miała do niego żadnego prawa. Tylko... Dlaczego zachował się właśnie tak? Czy ujęły go jej łzy? A jeśli, to dlaczego TERAZ, a nie parę miesięcy temu? - Przepraszam, nie powinnam – zreflektowała się w końcu i próbowała wyzwolić się z uścisku. Wtedy jej towarzysz zapytał: - Na pewno tego chcesz? - Nie, nie chcę – odparła bez namysłu – Ale tak będzie lepiej – dodała, już bardziej rozsądnie. ![]() Usiadła na łóżku. To emocje ją do niego przykuły. Wpatrywała się w jakiś nieistniejący punkt i próbowała ułożyć sobie całą tą sytuację w logiczną całość. Ciągle nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. - Lily – dźwięk jej imienia z akcentem, którego dawno już nie słyszała, wyrwał ją z ledwo rozpoczętych rozważań – Przepraszam. Wpatrywała się w niego niedowierzającym wzrokiem. Klęczał przed nią, a w jego oczach widziała tyle żalu i błagania, jak nigdy. ![]() - Za wszystko, co zrobiłem nie tak, a było tego sporo – ciągnął dalej – Wyrządziłem krzywdę nie tylko tobie i dzieciom, ale wydając wyrok na nas, kara i mnie nie ominęła. Odkąd to zrozumiałem, każdy dzień bez przebaczenia wydawał się być kolejnym dniem spędzonym w piekle. - Tak samo było ze mną – dodała, prawie niesłyszalnym głosikiem - Wiem – opuścił głowę – Jeśli tylko wybaczysz mi moją głupotę i pozwolisz mi się wykazać, obiecuję - odpokutuję wszystko. - Ja też nie byłam bez winy – patrzyli sobie prosto w oczy – A wybaczyć... Wybaczyłam już dawno, chociaż wtedy tego nie dostrzegłam. - Dziękuję – wdzięczność wręcz biła z jego głosu Na chwilę oboje zamilkli. Jakby ich światy – wydawałoby się – złączone, nagle się zerwały. Jednak nie na długo. - Ale to nie jedyna rzecz o którą chciałem cię prosić – zaczął, znowu zatrzymując spojrzenie na jej twarzy – Wierzę, że da się to naprawić. Wierzę również, że to, co nas łączyło, da się odratować... Dajmy naszej rodzinie i miłości jeszcze jedną szansę. Jeśli się nie uda... - Ale tak nie będzie – odparła z przekonaniem Lily - Klucze do mojego serca oddałam tylko jednemu mężczyźnie i jemu zawsze uda się tam dotrzeć. Ja nigdy w niego nie zwątpię. - Maleńka... – nie mógł skończyć, bo słowa nie umiały mu przejść przez gardło - Ja ciebie też, Dustin – ale ona wiedziała, bo chociaż niekiedy zagłuszone, te słowa zawsze brzmiały w jej głowie. Aż do końca. *** 20 XII Ten ranek był jakiś inny. Mama był tak wesoła jak nigdy, co nie umknęło uwadze jej córeczki. - Dziadziuś psyjedzie? – zgadywała - Nie, ale będzie ktoś inny zamiast niego – wręcz biła od niej radość - Ciocia, wujek, Majeciek i Kinia? – próbowała dalej - Też nie – odpowiedziała – Potem zobaczysz. Ej, zaraz leci „Bebi”**! Mała zerwała się jak na alarm. Telewizyjna laleczka Bebi była jej idolką i jeśli Tania przegapiła chociażby jeden odcinek, była w stanie przez cały dzień marudzić. Pobiegła do salonu, ale nie od razu wgramoliła się na kanapę. Jej uwagę przykuły dźwięki wydobywające się zza uchylonych drzwi pokoju mamy. Zaciekawiona, podeszła bliżej i wychyliła główkę. Jakże bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła, co jest grane! Jej reakcja przypominała zachowanie jej mamy sprzed kilku godzin. Zdziwienie, niepewność, niedowierzanie. Czy ten pan to na pewno jej tata? ![]() Wyglądał tak jakoś inaczej, a przynajmniej takie odniosła wrażenie. W sumie nie dziw, że go nie poznała – przecież w swoim krótkim życiu tak bardzo brakowało jej widoku taty. Czyżby teraz miało się to ostatecznie zakończyć? Weszła do pokoju tak cichutko, jak się tylko dało. Mężczyzna nie zauważył jej, zajęty rozpakowywaniem. Wyciągał rzeczy z torby, układał na półkach i tak w kółko. A ona tak stała i wpatrywała się w niego, cały czas onieśmielona. W końcu zapytała niepewnym głosikiem: - Tatuś? Ten natychmiast obrócił się w jej stronę, ale nic nie powiedział. Mała zaczęła się nagle bać. Gdyby to był tatuś, na pewno nie stałby tak teraz i nie wpatrywał się na nią tak, jakby jej nie znał. Zaczęło jej się zbierać na płacz. Wtedy właśnie, prawie załamana na duchu dziewczynka, znalazła się w jego uścisku. I jedyne słowo, na jakie się zdobył, brzmiało „Tania”. I nic więcej. Ale nie trzeba było większych słów, by przywrócić mu należyte miejsce w jej maleńkim, kochającym serduszku. Miejsce taty – kochającego i wymarzonego, bohatera z dzieciństwa i wzoru mężczyzny na całe życie. Ale swojego bohatera miała nie tylko Tania. Potrzebował go również jej braciszek. Wiktor Aaron był chłopcem bardzo płaczliwym i nieśmiałym, co bardzo smuciło jego mamę. Ona tez taka była w jego wieku i wiedziała, z czego to wynikało. Wiedziała również, jak można z tego wyleczyć chłopca, brakowało jej tylko środków. Aż do tego dnia. Mały miał poznać swojego tatę przy śniadaniu. Znał go już co prawda tak mniej więcej ze zdjęć i opowiadań mamy, ale wiadomo było, że sama wiedza nie wystarczy. Ledwo co Lily założyła mu buciki, Wiktorek już chciał wypróbować swoje nowe umiejętności. Z czasem chodzenie przestawało mu wystarczać, więc uczył się biegać. Najlepiej przez gonitwę za starszą siostrą, której ta forma zabawy bardzo się podobała. Gdy tylko Tania pojawiła się w zasięgu jego wzroku, rzucił się pędem do przodu. Jego mama, widząc, co się dzieje, krzyknęła za nim tylko: „Wiktor, nie leć tak!”. Więcej nie zdążyła zrobić, gdyż chłopiec zdążył potknąć się o własne nóżki i upaść. Lily już chciała mu biec na ratunek, ale ktoś ją wyprzedził. - Boli? – w pustym korytarzu ten inny, łagodny głos taty chłopca, brzmiał tak jakoś dziwnie, ale szczerze. ![]() W odpowiedzi dastusiątko pokiwało głową. Dustin podwinął mu nogawkę spodni do kolana, na szczęście to nie było nic poważnego. - Zaraz nie będzie boleć - powiedział, po czym przytulił zapłakanego chłopca, który po niedługim czasie się uspokoił. Później bywało jeszcze wiele podobnych sytuacji, ale tylko ta jedna sprawiła, że tata stał się dla Wiktorka prawdziwym bohaterem, uwielbianym i będącym wzorem do naśladowania, nie tylko w dzieciństwie, ale i w dorosłym życiu ***. *Tymczasowo także Wiktora A., o czym już nie wspominałam tam, bo po prostu nie mogłam przy takim napięciu ** Wiem, nie umiem wymyślać nazw bajek ![]() *** Jak ktoś chce, może to potraktować jako zapowiedź AND 4/5, chociaż nie wiem, czy takowy powstanie ![]() Epilog To cud, że tej nocy w ogóle udało jej się zasnąć! Z tych nerwów niejedna na jej miejscu oczu by nie zmrużyła, a ona potraktowała tą noc tak jak każdą kolejną. Czy nie zdawała sobie sprawy, że kolejne nie będą już tak wyglądały? Ale spokojny sen musiała odrabiać w czasie dnia. Patrząc na nią nie dało się nie zauważyć jej zdenerwowania. Nie mogła spokojnie ustać czy usiedzieć na miejscu, chociaż było to wręcz wymagane w co poniektórych sytuacjach. Bo musi wszystkiego dopilnować, każda rzecz musi być w tym wyjątkowym dniu dopięta na ostatni guzik... Ale w tym swoim rozdrażnieniu, kiedy każda rzecz leciała jej z rąk, a usta się nie zamykały, była jeszcze jakby w drugim świecie, w którym nie mniej wrzało. Znalazły się tam wszystkie myśli dotyczące przyjęcia, plany, przypominki, ale niewielkie, bardzo szczególne miejsce poświęciła na wspomnienie od czasu do czasu drugiego bohatera dnia dzisiejszego. Jak on się teraz czuje? Czy w tak doniosłym i ważnym dla nich obu dniu potrafi być wyluzowany i spokojny jak zawsze? Przecież nie zbagatelizuje tak ważnego wydarzenia... Zresztą, skąd u niej takie myśli? Może się też zamartwia, ale tego po sobie nie pokazuje? On tak ma. Jak się z niego nie wydobędzie pewnych myśli, to zostaną one w tej głowie aż na wieki. Dobrze, że zacznie się to zmieniać. Dopóki będą razem... Zresztą, dzisiaj sobie to przyrzekną! Jakie to dziwne – teraz przysięga, a potem się okaże, że więcej go przy niej nie będzie aniżeli będzie. Czym są wakacje i święta w porównaniu z całym rokiem? Można uznać to za nierozsądne. Oboje są młodzi, nie mieszkają na stałe razem, w dodatku dzieli ich cały ocean; w każdym momencie może im się odwidzieć ta cała wielka miłość i tak naprawdę nieprędko zaznają, co to znaczy być mężem i żoną, chociaż teoretycznie nimi dzisiaj zostają... Czyżby miał to być sprawdzian? Może jak wspólnie przebrną przez te wszystkie przeszkody, ich więź się umocni? Nie znają się wcale tak długo – czy chcą udowodnić światu, że dwa lata znajomości wystarczą, żeby stworzyć dobry, stabilny związek na całe życie? A może po prostu chcą to mieć już za sobą? Ale oni mieli plan, który chcieli zrealizować. Powiedzieli najbliższym, że są gotowi teraz się z tym rozprawić i że im się uda. Wiedzieli, że małżeństwem tak naprawdę zaczną być dopiero za parę lat. Po skończeniu studiów miał wrócić do Polski i tym samym zapoczątkować sielankę zwaną pożyciem małżeńskim. Co najmniej z licencjatem, z całym zasobem możliwości i wizji przyszłości dotyczących kariery zawodowej. Później rodzina miała się rozrosnąć – on by pracował, ona była przy dzieciach i w międzyczasie też pracowała. A on w ciągu paru tych lat poduczyłby się jeszcze tego okropnego polskiego, żeby z teściem o interesach porozmawiać w jego ojczystym języku i żeby, przede wszystkim, móc bez problemu wychowywać dzieci. Fakt – oboje mogli wyjechać do Stanów, gdyż znają język, są obywatelami, nie mieliby problemów. Mogli pójść na łatwiznę. I nie zrobili tego. Ze świadomością, że nie będzie łatwo osiągnąć celu ale i przekonani, że uda się, mieli się w dniu obecnym tego podjąć. Przypieczętować swój wybór przed Bogiem i najbliższymi. Ale przede wszystkim przed samymi sobą. Analizowała to wszystko raz jeszcze. Bała się, że po rozważeniu tego ponownie będzie musiała powiedzieć „nie”, jednak końcowym efektem była niepewność. Potęgowało ją napięcie wiszące od samiutkiego rana w powietrzu. A może to z niepewności wzięło się to zamieszanie i drżenie rąk? Niekiedy chodziły jej po głowie myśli typu: „chciałabym mieć to już za sobą”. Chwilkę później zastanawiała się, czy oby na pewno. Taki piękny dzień przed nią! To trzeba przeżyć. W szczególności te głupie przygotowania, bo później to już z górki. Zresztą, przecież nie będzie musiała sama stawić czoła gościom weselnym. Może właśnie teraz, kiedy go nie ma, jest jej trudniej to wszystko ogarnąć? Przy nim zawsze jest spokojniejsza, bardziej opanowana. Wie, że może na niego liczyć i to jest klucz do sukcesu. A ta pewność bierze się z miłości! A od tego dnia będzie tego absolutnie pewna, przynajmniej przez większość czasu... Nigdy nie wiadomo, co los dla nas przyszykuje i z czym będziemy musieli się zmierzyć wcześniej czy później. W końcu przybrana w skromną, białą suknię, z welonem upiętym we włosach, ostrożnie poczłapała na dwór. Wdzięczna swoim drogim paniom – stylistkom, czyli Ani, babci i Kini, władowała się do samochodu, równocześnie się ciesząc, że jedno ma za sobą. Wyglądała ślicznie, chociaż nie było w jej stroju żadnego przepychu. Cała ta impreza kosztowała niemało, a nie chciała narażać bliskich, w szczególności ojca, na nadmierne koszty. Miała to być skromna uroczystość ze mszą w kościele i weselem w restauracji niedaleko domu Ani. Przepych nie był w tym dniu istotą sprawy. I to się udało osiągnąć organizatorom. Udało się uzgodnić z księdzem, żeby mszę troszkę zmodyfikować na wzór amerykańskich ślubów. Chodziło tu przede wszystkim o to, że panna młoda miała być poprowadzona do ołtarza przez ojca, a po wymianie obrączek miał nastąpić symboliczny pocałunek młodej pary, po czym msza byłaby kontynuowana. Wszystko na szczęście poszło zgodnie z planem. Panie dojechały z prawie dwuminutowym opóźnieniem, przed wejściem do świątyni czekał już Wiktor wraz ze świadkami, którymi zostali państwo Stewart, przyjaciele narzeczonych. Chwilkę później Lily, prowadzona pod rękę przez swojego ojca, kroczyła po czerwonym dywanie w głąb kościoła, gdzie czekał na nią ukochany. Nawet tym razem miała rację! Pan Wing, wydawało się, był spokojniejszy niż goście w ławkach! Uśmiechał się łagodnie tak naprawdę przez cały czas. Jedynymi wyjątkami były sytuacje, gdy musiał się spotkać ze wzrokiem przyszłej żony. Wtedy jego oblicze jeszcze bardziej się rozpromieniało. Lily była dla niego w tym dniu całym światem – nie spuścił z niej oczu, gdy stawiała kroki na czerwonej wykładzinie biegnącej przez środek budynku. Pomimo zdenerwowania wydawała mu się być najśliczniejszą kobietą na świecie. I to przeświadczenie – była tylko jego! Już na zawsze. A wieczność zaczynała się tego ciepłego, lipcowego popołudnia. Msza rozpoczęła się równo w południe. Wraz z biciem dzwonów, inny rytm zaczęły wybijać serca zgromadzonych, w szczególności młodej pary. Lily miała niemal wybuchnąć z tego podenerwowania, ale zanim miało to nastąpić, próbowała się rozluźnić. W czasie czytań i kazania było w miarę spokojnie. Przed samą przysięgą zaczął się najgorszy etap. I wtedy nastąpił ten pamiętny moment, kiedy na niego spojrzała. Odpowiedział jej uśmiechem, pocieszył i uspokoił. Nawet mogła mu odpowiedzieć tym samym! Ale co najważniejsze – nabrała pewności. Z mocą wypowiedziała słowa przysięgi i z miłością włożyła narzeczonemu obrączkę na palec (a o pocałunku lepiej nie wspominać). Po tym rzeczywiście szło jak z górki. Pogoda dopisywała, obiad właściwie zjedli na tarasie restauracji. Dopiero wieczorem, kiedy na dworze zaczęło się ochładzać, przenieśli się na salę, by móc dalej świętować. Były tańce, zabawy weselne, lał się alkohol, a kapela grała, aż miło. Dzień był bardzo udany, ale weselne pląsy zmęczyły każdego z uczestników, w szczególności młodych Wingów. Noc poślubna wyglądała w skrócie tak: przyszli, umyli się i o resztkach sił padli pod pierzynę, prawie, że ze sobą nie rozmawiając. Na więcej przyszedł czas później. Następnego dnia nie było poprawin jako takich. Goście wpadli tylko na kawę i ciasto, po czym każdy odjechał w swoje strony. A życie toczyło się dalej... *** 26 VII 2026 ![]() Wysoka, niebieskooka blondynka o pofalowanych włosach, ubrana w lekką, kwiatową sukienkę, podziwiała, oparta o balustradę, morze wczesnym rankiem. Świeże powietrze muskało ją w twarz, wprawiając w ruch nie tylko fale na wodzie. Czuła się w tym momencie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Nagle do jej uszu dobiegł dźwięk zza drzwi. Nawet nie musiała się oglądać za siebie by wiedzieć, co się dzieje. Chwilkę później znajomy odgłos kroków wypełnił przestrzeń w sypialni i na balkonie. Po paru sekundach był już przy niej, na dzień dobry otrzymała od niego pocałunek w policzek, na co odpowiedziała mu uśmiechem. - Myślisz nad tym wszystkim i zastanawiasz się czy było warto – powiedział – Zgadłem? - To dziwne – 5 lat ze swojego życia potrafisz przerobić w pięciominutowy pokaz slajdów ze wspomnieniami i obrazami, które zapisały się w pamięci – odparła – Jak zwykle zgadłeś, panie Wing. - A mogę znać odpowiedź? - Czy było warto? – powtórzyła – A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że nie? Nie żałuję tego co się stało, bo to doprowadziło nas do tego, jak jest teraz. - Wiesz, że mogliśmy wybrać prostsze drogi... - Dzięki którym życie byłoby łatwe i nazbyt sielskie? Ale pomyśl – gdyby nie było problemów, sami byśmy je sobie stworzyli i może nie byłoby nas dzisiaj razem w tym miejscu. - Więc nie żałujesz? - Nie! – popatrzyła na niego ze zdziwieniem – Ale ty... - Pytam, bo chciałem się upewnić, czy myślimy tak samo – wytłumaczył - So...? - Przecież wiesz! – zaśmiał się Po chwili i ona się do niego przyłączyła. ![]() *** <beczy> Z tego miejsca podziękowania dla Was, kochani! To z Wami mogłam się tym dzielić, Wy czekaliście na kolejne części i poświęcaliście te kilka minut na napisanie komentarza! (WYBRAŃCY – dla Was pełnia mojej wdzięczności!) No i również dzięki Wam „Szansa” wyszła tak a nie inaczej. Tu w szczególności OGROMNE słowa wdzięczności dla Callineck, której wiedza pozwoliła mi uniknąć kolejnych błędów rzeczowych, dzięki czemu mogłam się skupić na stylu i nie rozpaczać nad fabułą. Jezu, byłabym całkiem zapomniała o Czarnulce aka Volturii, której też to FS trochę zawdzięcza (a z tego wszystkiego najbardziej ja osobiście, bo nie raz służyła radą i pomocną dłonią =)) Wiem, nie ma zdjęć ze ślubu, ale nadrobię! (uwierzcie mi lub nie, ale jakoś weny specjalnie nie mam do tego typu wielkich akcji...) Zaraz poleci seria pytań typu: „napiszesz coś jeszcze?” Odpowiadam: NIE WIEM. Jak coś stworzę (nie liczcie na cuda!), to prędzej czy później rzuci Wam się to w oczy w dziale FS. Mam kilka pomysłów w zanadrzu (2 na kontynuacje serii AND, 1 na zupełnie nowe FS), ALE mam też w planach coś większego, co może uda mi się zrealizować (warunkiem było zakończenie „Szansy”, który już spełniłam). Nie będę jednak nic zdradzać, bo zapeszę. No i przede wszystkim niezbyt wiem, jak to opublikuję na forum. A tu pierwotne zapiski fabuły w „Szansie”, z samiutkiego początku (zdjęcia robione telefonem, ale zrobiłam wszystko co w mojej mocy, żeby dało się przeczytać): Pierwsza strona Druga strona Dziękuję za uwagę i życzę miłego wieczoru. Ostatnio edytowane przez Liv : 28.04.2012 - 20:12 Powód: sugestia Hnata mi się spodobała i ją "użyłam" ;) |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 | |
Zarejestrowany: 30.01.2007
Skąd: Βιέννη
Płeć: Kobieta
Postów: 576
Reputacja: 12
|
![]()
Pierwsza ;D
Chyba nie muszę mówić, że najpiękniejsza była scena powrotu Dustina? ^^ Ogólnie cudne zakończenie. Myślałam, że będzie mi smutno kiedy skończysz szansę (bo zawsze tak mam na końcu książek), ale w tym przypadku jest też jakoś tak... hm... przyjemnie? Nie wiem jak to opisać, z jednej strony mi szkoda, a z drugiej podoba mi się ten koniec, bo pokazuje, że mimo problemów i trudność można doczekać się happy endu. Nawet kiedy wydaje się to niemożliwe. No i powiem ci Liv, że zaczynając czytać byłam w nie najlepszym nastroju, a teraz nawet mi wesoło ![]() Cytat:
![]() Szczerze mówiąc trochę mi głupio, że tak tylko wychwalam, ale oprócz zdjęć, których brak jeszcze nadrobisz, nie zauważyłam żadnych błędów, czy nieścisłości. Mam nadzieję, że zdecydujesz się na kolejną część szansy, lub na to coś wielkiego ![]() Pozdrawiam, Sandra
__________________
Tragedy is when I cut my finger. Comedy is when you walk into an open sewer and die.
- Mel Brooks |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Nareszcie doczekałam się odcinka, tylko szkoda, że to już koniec
![]() Najbardziej podobała mi się scena powrotu Dustina, choć miałam nadzieję, że Lily w obronie dzieci wyskoczy z wałkiem na włamywacza ![]() ![]() Było kilka literówek i jedną, czy dwie rzeczy trochę inaczej bym ujęła, ale i tak mi się podobało i nie przejmuj się tym ![]() Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne dzieła. Chciałabym zobaczyć dalsze losy Wingów i ich pociech, ale interesują mnie też i inne Twoje pomysły, o których chętnie posłucham ![]() PS. A tym opisem rozpakowywania się Dustina przywołałaś pewne moje wspomnienia z dzieciństwa ![]()
__________________
![]() Ostatnio edytowane przez Libby : 17.05.2010 - 23:21 |
![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
Guest
Postów: n/a
|
![]() Komentarz do odcinków XXIX-XXXII Jak zwykle skupię się na postaci Dustina. On zresztą jest równoprawnym (jeśli nie głównym) bohaterem czterech wyżej wymienionych odcinków "Szansy". O ile mnie pamięć nie myli, wyjazd pana Winga do Stanów Zjednoczonych odbierałem jako coś w rodzaju taktycznego odwrotu - owszem, chwilowo zaprzepaszczona została szansa na stworzenie porozumienia, lecz na dobrą sprawę czas miał wyleczyć rany i umożliwić pojednanie w przyszłości. Teraz jednak okazuje się, że albo coś nie wyszło, albo Dustinowi przyświecał inny cel. Z każdym dniem nienawiść bohatera ku żonie pogłębia się. Być może nawet przestaje ona być osobą z krwi i kości, przyjmując rolę symbolu. Tak, właśnie symbolu, ponieważ ten może mieć więcej niż jedno znaczenie. Warto bowiem zwrócić uwagę, że w wyobraźni Dustina partnerka ulega swoistemu rozdwojeniu. Z jednej bowiem strony mamy kobietę, z którą brał on ślub - teraz obcą, lecz nie wzbudzającą skrajnie negatywnych emocji. Ale jest też inna L.: nie żona, nie matka jego dwojga dzieci, lecz uosobienie grzechu, i to w małżeństwie chyba najgorszego z możliwych - zdrady. Wypełnia on każdy zakamarek duszy żony i każdy członek jej ciała, w niepamięć usuwając wiele dobrych wspomnień. "Jedna kropla zła nasącza jadem całe nasze dobro" - pisał Szekspir, a Dustin tylko to potwierdza. Przez tę zdradę "obecna" L. - podkreślam: "obecna"! - jest dla Winga zdyskwalifikowana. Pozwolę sobie (po raz nie pierwszy i nie ostatni) przeanalizować charakter tego człowieka. Otóż poza zaciekłością posiada on cechę ciekawą, a niewątpliwie jej pokrewną: umiejętność wyciągania brutalnych, ale jednak w złośliwy sposób prawdziwych wniosków. Jednym z nich jest stosowany obecnie absolutny prymat stanu faktycznego. Nieważne, że Dustina i L. łączą więzy małżeństwa, że oboje są prawnymi opiekunami Tani i Wiktora (co związane jest przecież z obowiązkami wychowawczymi)... To tylko teoria. W praktyce przecież ona zachowała się jak panna, dając się uwieść Bartkowi. Zgodnie z przytoczoną tezą Dustin ma teraz prawo do postępowania analogicznego, co zresztą otwarcie deklaruje. Nie powinno więc dziwić porzucenie rodzinnych zdjęć w starym mieszkaniu. One symbolizowały przecież nie tylko stare życie, od którego bohater pragnął się odciąć, lecz również tę nic nie znaczącą "teorię". Idąc dalej tym tokiem myślenia, można od biedy zrozumieć podejście Dustina do własnych dzieci. Jego ojcostwo w praktyce ograniczało się do przysyłania pieniędzy na ich utrzymanie (później tylko kartek z życzeniami) i okazyjnych wizyt w domu. Patrząc na to od strony dzieci, on był postacią daleką i prawie nieznaną; można by rzec - na wpół mityczną. Trudno więc się dziwić, że Dustinowi tak łatwo przychodzi myśl, by dzieciom ogłosić jego śmierć - to znowu tylko odrzucenie zbędnej "teorii". Zresztą podobno mężczyźni nie mają tak silnie rozwiniętego instynktu rodzicielskiego jak kobiety; łatwiej przychodzi im ponoć nieprzyznawanie się do swoich dzieci lub wręcz ich porzucanie. Wizyta L. jest swoistym katalizatorem, a jednocześnie pewnego rodzaju kluczem do prawdy o Wingu. Z jednej bowiem strony ujście znajdują jego (starannie pielęgnowane?) urazy; dochodzi zresztą do pozornego "triumfu" bohatera nad "ponownie urealnioną" małżonką. Ale też pod wpływem tej scysji Dustin zaczyna zdawać sobie sprawę z destrukcyjnego charakteru swojej postawy. Ma ona wyraźny posmak sadomasochizmu; kaleczy bowiem nie tylko samego bohatera, ale i chyba wszystkich w jego otoczeniu. Dlatego też prawdopodobnie mąż L. zaczyna rozumieć, że należy się wznieść ponad własny egoizm, ponad tę urażoną dumę, by odnieść wspólne zwycięstwo zamiast jeszcze bardziej pogrążyć się samotną klęską. Nie oszukujmy się bowiem: znając bohaterkę, to w chwili ostatecznej utraty złudzeń znajdzie ona nowego partnera - kto wie, czy nie lepszego ojca (tak, zgodnie z logiką Dustina to ojca) dla Tani i Wiktora; ojca, który będzie przyjeżdżał do domu codziennie po pracy, a nie raz na kilka miesięcy. W takim układzie pan Wing już nie będzie w tej rodzinie do niczego potrzebny. Zostanie sam ze swoją goryczą, podczas gdy jego żona wyjdzie na prostą. Ogólnie odcinki XXIX-XXXII uważam za raczej udane, choć miałem problemy z ustaleniem daty ślubu L. i Dustina (w tekście można znaleźć sprzeczne na ten temat wskazówki), no i nie podobało mi się słowo "odpokutowywał" - chyba raczej "pokutował"? Zakończenia nie czytałem, by nie mącić stanu moich przemyśleń z wyżej wymienionych części. Wrócę - jak sądzę - pojutrze. Napiszę wtedy komentarz do odcinka XXXIII, jak i takie podsumowanie refleksji odnośnie całego FS. Pozdrawiam. |
![]() |
![]() |
#10 |
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,847
Reputacja: 14
|
![]()
TO JUŻ KONIEC? Szkoda, bo teraz chyba już naprawdę nie będę miał dużo do czytania
![]() ![]() pozdr. chrupek PS. Sorki że mój komentarz jest taki krótki, ale naprawdę nie wiem co mam napisać. |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|