|
![]() |
#2 |
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
|
![]()
Przepraszam za kiepskie zdjęcia, ale trochę mi się gra zacina i już nie miałam nerwów.
Miłego czytania życzę ![]() Dlaczego? Właśnie to pytanie, zadawałam sobie od momentu ujrzenia Setha, idącego w towarzystwie Luciusa. Czy to po niego posłał Vincent? Czy może przyszedł sam? Nie byłam w stanie tego wszystkiego zrozumieć. Tyle pytań kotłowało mi się w głowie, na które chciałabym znać odpowiedź. Teraz, kiedy siedziałam sama w pokoju... miałam ogromne wyrzuty sumienia. Wraz z odejściem Vincenta, wróciły wspomnienia, uczucie miłości i ogromny smutek. Tak bardzo chciałam cofnąć czas. Nie dopuścić do zdrady... niestety. Mijała godzina za godziną. Zdenerwowana i pełna obaw, spacerowałam po pokoju, w te i spowrotem. Miałam wrażenie, że zaraz zwariuję. Zegar głośno tykał, przesuwając wskazówki. Spojrzałam na niego gniewnie, jakbym chciała dać mu do zrozumienia, że jest irytujący. Zaczynałam głupieć! Chwyciłam się dłońmi za głowę i potrząsnęłam nią, próbując odgonić wszystkie, natrętne myśli. W końcu postanowiłam dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Zapięłam sweter i ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy zamierzałam nacisnąć na klamkę, usłyszałam szybkie kroki, a zaraz potem do pokoju wszedł Vincent. Spojrzałam na niego wyczekująco, a on posłał mi jeden z tych swoich cudownych uśmiechów. Podszedł do mnie, chwycił za rękę i delikatnie pocałował w dłoń, następnie spojrzał mi w oczy. -Musimy porozmawiać.- powiedział łagodnie, prowadząc mnie w stronę łóżka. ... Nie pamiętam kiedy wyszliśmy z pokoju. Tak naprawdę nie pamiętam nawet naszej rozmowy. Czułam się, jakby uleciały ze mnie wszystkie emocje... jak po praniu mózgu! Wszystkie osoby, które jeszcze godzinę temu traktowałam jak rodzinę, które były najbliższe mojemu sercu...przestały się liczyć. Byłam pozbawiona jakichkolwiek uczuć i nic nie mogłam z tym zrobić. Chciałam, ale nie byłam w stanie. Szłam posłusznie ciemnym korytarzem, prowadzona za rękę przez Vincenta. Nie wiedziałam dokąd idziemy i nie specjalnie mnie to interesowało. Mógł zrobić ze mną co chciał. ![]() Podeszliśmy do wielkich ciemnych drzwi, które jak się domyślałam, prowadziły do piwnicy, lub lochów. Wampir pchnął je lekko palcami, jak gdyby były z kartonu, poczym pozwolił mi wejść pierwszej. Rozejrzałam się znudzona po wnętrzu, przeczesując wolną ręką, włosy. Wydawało mi się, że już wcześniej szłam tym ciemnym, zimnym korytarzem. W powietrzu unosił się zapach świeżej krwi, a za ścianami było słychać czyjeś głosy. Zeszliśmy w dół kamiennymi schodami. Po drodze, Vincent zapalił wszystkie wiszące na ścianach, świece, których światło oświetlało nam trasę. Po jakimś czasie, przed nami pojawiły się kolejne drzwi, tym razem z kratą- zamknięte na kłódkę. Spojrzałam na swojego towarzysza pytająco, jednak nie odezwał się. Otworzył kłódkę wiszącym na jego szyi kluczykiem, po czym wprowadził mnie do pomieszczenia. Wszędzie panowały ciemności egipskie. Ostrożnie przeszłam dalej, zastanawiając się po co tam przyszliśmy. Dookoła nie było nic, prócz kilku zgaszonych świec, jednego brudnego krzesła i celi. -I jak ci się tu podoba?- zapytał Vincent, podchodząc do krat.- mam nadzieję, że ci wygodnie. Jako, że jesteś moim specjalnym gościem... dostałeś celę dla VIPów. Podeszłam do niego bliżej, chwyciłam go za ramię i spojrzałam za kraty, aby zobaczyć z kim rozmawiał. -Przestań się dąsać i odwróć się.- ciągnął wampir, głaszcząc mnie po policzku. Uśmiechnęłam się do niego, po czym wbiłam wzrok w siedzącego przy ścianie mężczyznę. -Vincent, co się dzieje?- zapytałam cicho. Na dźwięk mojego głosu, więzień odwrócił się gwałtownie i wbił we mnie swoje lśniące, pomarańczowe oczy. Poczułam jak przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz. Wytrzeszczyłam oczy i zrobiłam krok do przodu, puszczając rękaw Vincenta. ![]() -Sarah!- powiedział Seth, podnosząc się błyskawicznie z posadzki.- Sarah kochanie... Przez chwilę stałam nieruchomo, wpatrując się w niego obojętnym wzrokiem, kiedy w końcu odwróciłam się tyłem. Co ja w ogóle robiłam?! -Po co mnie tu przyprowadziłeś?- zapytałam, krzyżując ręce na piersi. -Chciał cię zobaczyć. -Więc możemy już iść... -Chwileczkę. Mam mu coś do powiedzenia.- powiedział białowłosy, podchodząc do krat.- Pomyślałeś już nad moją propozycją, bracie? -Nie jestem już twoim bratem.- warknął Seth.- i nie mam zamiaru zmieniać zdania! Wypuść ją... -Myśmy się chyba nie zrozumieli. Chcesz umrzeć i już więcej jej nie zobaczyć?- zapytał, wskazując na mnie ręką.- jesteś pewien? Nie odpowiedział. Patrzył na mnie chwilę zasmuconymi oczyma, następnie spuścił głowę i wbił wzrok z kamienie. Ja natomiast stałam nieruchomo przy drzwiach, śledząc całą rozmowę. -Tak właśnie myślałem. Masz 48 godzin.- powiedział Vincent, po czym odwrócił się i ruszył w moja stronę.- wychodzimy. Otworzył kratę i wyszedł na korytarz. Kiedy miałam przekroczyć próg, usłyszałam głos Setha. -Sarah- powiedział cicho. Wiedział, że usłyszę.- Kocham cię i nigdy nie przestanę. Zawahałam się. Czułam się bardzo dziwnie, jakby ktoś wrzucił mnie do wanny z gorącą wodą. Stałam jak wryta, tępo wpatrując się w ścianę, wytrzeszczonymi oczyma. Coś się we mnie odblokowało...jakby drgnęło, jednak to było za mało. Może gdybym coś zrobiła... spojrzała na niego, chociaż prze chwilę? Nie. Poprawiłam opadające na twarz włosy, po czym bez słowa, nie oglądając się za siebie, opuściłam pomieszczenie. ... Leżałam na łóżku, beznamiętnie wpatrując się w bordowy sufit. Mężczyzna którego kochałam najbardziej na świecie, za którego oddałabym życie... miał zginąć za dwa dni, a ja? Jak mogłam tak szybko zapomnieć o tym, co nas łączyło? Dlaczego wszystko było mi obojętne?! -Coś ty ze mną zrobił, Vincent!!!- krzyknęłam, siadając na pościeli. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko co wydarzyło się w ostatnich dniach, było tylko złym snem, z którego niebawem się obudzę. Co ja takiego zrobiłam, że nie mogę być szczęśliwa?! Co jest ze mną nie tak? Podeszłam do okna i spojrzałam na kołyszące się w oddali sosny. Mimo tego, że zbliżała się piąta rano, na zewnątrz ciągle było ciemno. Padał deszcz. Ciemne chmury zawładnęły całym niebem, nie pozwalając ujawnić się słońcu. Wiatr hulał, wprawiając wszystko w ruch z głośnym świstem. Dokładnie taka sama pogoda gościła w moim sercu. Nie chciałam tego. Musiałam coś zrobić, bo nie mogłam przecież siedzieć bezczynnie i pozwolić na to, co miało stać się za dwa dni. Musiałam sobie przypomnieć... ![]() -Dość!- powiedziałam sama do siebie, podchodząc do lustra. Spojrzałam na swoją bladą twarz, odgarniając rozczochrane włosy.- nikt nie będzie mną dłużej manipulować... basta! Ubrałam stojące przy ścianie buty, doprowadziłam się z lekka do porządku i wybiegłam na korytarz. Chciałam go zobaczyć i przypomnieć sobie. Nie chciałam, aby był dłużej dla mnie obojętny. Musiałam go ratować. Biegnąc przed siebie, zastanawiałam się, dlaczego nigdy nikogo nie spotykam na swojej drodze? Ktoś na pewno musiał mnie słyszeć. Zbiegłam po schodach na parter, rozglądając się na wszystkie strony. Kiedy uznałam, że droga wolna, podeszłam do jednych z drzwi i uchyliłam je ostrożnie, zaglądając do środka. Nie pamiętałam, czy szłam w dobrym kierunku, ale nie miałam czasu na zastanawianie się. W korytarzu spotkałam rudowłosą wampirzycę w stroju lekarskim, którą widziałam już wcześniej. Szybko skręciłam w boczny korytarz i schowałam się kamiennym filarem. Kobieta przystanęła niedaleko i rozejrzała się podejrzliwie, pociągając kilkakrotnie nosem. Na moje szczęście, po chwili odeszła. Odruchowo zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Szłam przed siebie, szukając schodów, które zaprowadziłyby mnie do „więzienia”, ale z każda sekunda traciła nadzieję na ich odnalezienie. Skręciłam w lewo. Przed moimi oczyma ukazały się ogromne, granatowo-czarne wrota. Nie byłam za bardzo zainteresowana tym, co znajduje się za nimi, lecz kiedy poczułam w powietrzu zapach krwi, a o moje uszy obił się cichy jęk... zmieniłam zdanie. Podeszłam do drzwi i powoli położyłam na nich dłonie. Nie chciałam wpakować się do pokoju pełnego wampirów. Uchyliłam je na tyle, abym mogła bez problemu się przecisnąć i weszłam do pomieszczenia. W środku było tak jasno, że aż oślepiło mnie na kilka sekund. Wiałam wrażenie, że weszłam do jakiejś sali operacyjnej lub laboratorium. Wszystkie ściany były obłożone białymi płytkami... podłoga również. Po prawej od wejścia stały białe szafki, na których poustawiane były różne sprzęty. Naprzeciwko znajdowały się dwa biurka. Na jednym stał czarny laptop i telefon, a drugie zawalone było książkami i jakimiś papierami. Przy jednej ze ścian, za dużym białym parawanem, na łóżku leżała jakaś osoba. Na pierwszy rzut oka nie mogłam ocenić jakiej jest płci. Zrobiłam kilka kroków do przodu, aby lepiej widzieć. Niestety długie, brązowe włosy, zasłaniały twarz. ![]() Podeszłam do łóżka i usiadłam na stojącym obok krześle. Tak naprawdę, nie wiedziałam dlaczego po prostu stamtąd nie wyszłam. Zobaczyłam co chciałam zobaczyć, a teraz powinnam szukać Setha. Zauważyłam, że w pobliżu na szafce, stało kilkanaście słoików z krwią i wiele narzędzi chirurgicznych. Po jakimś czasie postanowiłam jednak opuścić to dziwne pomieszczenie, ale kiedy podniosłam się z siedzenia, usłyszałam cichy jęk. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na łóżko. Leżąca na nim mała osóbka, odwróciła głowę i spojrzała na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że patrzę na Morice.. tylko nieco młodszego. Była tak bardzo podobna do niego, a jej śliczne oczka miały wręcz identyczny kolor. Poczułam jakby coś ścisnęło mnie za serce i odruchowo położyłam dłoń na piersi. Dziewczynka patrzyła na mnie przez chwilę ze smutkiem. W pewnym momencie zakaszlała cicho, a zaraz potem chwyciła się za brzuch z grymasem bólu wymalowanym na twarzy. -Co oni ci zrobili?- zapytałam nieśmiało, zbliżając się do łóżka. -R-r-robią baa-a-dania gen- genetyczne.- powiedziała z trudem. Widziałam, że każde wypowiedziane słowo, sprawia jej ból. Tak bardzo było mi jej żal!- k-kim jesteś? -Nazywam się Sarah i jestem więźniem Vincenta...- odpowiedziałam pośpiesznie.- właściwie to znalazłam się tutaj przypadkiem. -Jesteś w-waampirem. -Tak, ale nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy. -Wampiry nas nienawidzą.- powiedziała cicho, próbując odgarnąć sobie włosy z czoła, ale podniesienie ręki, sprawiało jej trud. Wyciągnęłam rękę w jej stronę, ale szybko cofnęłam ją. Nie wiedziałam jak zareaguje i nie chciałam ryzykować.- jeśli eksperyment im nie wyjdzie- zakaszlała ponownie- z-z-abiją mnie. Podeszłam do zawalonego papierami biurka i sięgnęłam po stertę lezących luzem, dokumentów. Z tego co wyczytałam, wynikało, że dziewczynka ma 12 lat, jest wilkołakiem i od czterech lat była w ... -Śpiączka?- zapytałam sama siebie, nieco zdziwiona.- pamiętasz może jak się tu znalazłaś? -Moi rodzice zginęli w wojnie z wampirami, a ja zostałam porwana do... do tych badań.- powiedziała ze smutkiem. -Chcą skrzyżować ją z wampirem...- powiedziałam cicho, przeglądając papiery.- przecież to straszne! Odwróciłam się i spojrzałam na posiniałą twarz dziewczynki. Dopiero teraz zauważyłam w jakim ona była stanie. Przecież te bydlaki ja wykończą! Zabiją małą, niewinna istotę! Nagle przypomniała mi się rozmowę z Morice w dniu, kiedy go uratowałam. Powiedział mi wtedy, że jego rodzice zginęli w czasie wojny, a jego młodsza siostra została porwana. Czy to możliwe, że właśnie ją znalazłam? Ten sam kolor oczu... te same rysy twarzy... to musiała być ona. Usiadłam na łóżku obok niej i jeszcze raz dokładnie jej się przyjrzałam. -Wiem, że rozmowa sprawia ci ból, ale musze to wiedzieć.- zaczęłam- czy pamiętasz, żebyś miała brata? Nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i wbiła go w białą ścianę, a następnie skierowała go spowrotem na mnie. -On nie żyje.- odpowiedziała, a po policzku spłynęła jej łza. -Czy miał na imię Morice? Wybałuszyła oczy i spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Jakbym właśnie powiedziała, że na Ziemi wylądowali obcy i chcą zawładnąć planetą. -Tak, ale... ![]() -On żyje i zabiorę cię do niego.- powiedziałam. Zebrałam się na odwagę i pogłaskałam ją po głowię. W tym samym momencie usłyszałam kroki w oddali. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do drzwi.- wrócę po ciebie.- po tych słowach wyszłam pośpiesznie na korytarz. Biegłam przed siebie starając się, aby nikt mnie nie przyłapał. W końcu zauważyłam schody prowadzące do lochów. Zatrzymałam się dopiero przy zamkniętej na kłódkę kracie. Niestety potrzebny był mi kluczyk, który Vincent nosił na szyi. Próbowałam wymyślić jakiś inny sposób na wejście do środka, ale nic nie przychodziło mi do głowy. W końcu wzięłam ją do ręki do ręki i po krótkim zastanowieniu, pociągnęłam. Rozejrzałam się dookoła, odłożyłam urwaną kłódkę na podłogę i otworzyłam kratę. -Seth!- zawołałam wchodząc do środka. -Sarah, co ty tu robisz?- zapytał wyłaniając się z cienia celi.- jeśli ktoś cię tu znajdzie... -Seth... powiedz mi coś. -Co mam powiedzieć?- zapytał zaskoczony -Cokolwiek! Seth... ja, ja...coś się ze mną stało. Wiem, że cię kochałam, że byłeś dla mnie wszystkim, ale... nie odczuwam tego!- mówiłam spanikowana. Bałam się. -Vincent- syknął gniewnie pod nosem. -Co? -Vincent posiada dar manipulacji umysłem. Ten gnój nie da za wygraną, póki nie osiągnie celu! Dlaczego nie zabiłem go wtedy, kiedy miałem możliwość! Szlag!- krzyknął uderzając pięścią o ścianę. -Seth... wyciągnę cię stąd- powiedziałam podchodząc do krat. Miałam zamiar rozwalić je tak jak wcześniej kłódkę, ale kiedy chwyciłam za pręty... -Aa!- jęknęłam, powstrzymując się od krzyku. Czułam się, jakby uderzył we mnie piorun. -Nie dotykaj, są pod napięciem- mruknął Seth- stąd nie da się uciec. Przepraszam cię. To wszystko moja wina... przeze mnie tu jesteś. -Przestań nie pora teraz na przeprosiny. Musimy się stąd wydostać i to szybko.- powiedziałam, masując sobie rękę.- powiedz mi lepiej którędy można się stąd wydostać.
__________________
Ostatnio edytowane przez Vipera : 09.04.2009 - 21:10 |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
|
![]()
Bardziej postarać? Chyba sobie kpisz! Moim zdaniem jest bezbłędnie!
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
|
![]()
Wybaczcie, nie postarałam się przy zdjęciach
![]() Biegłam przed siebie, ciemnymi korytarzami. Miałam ogromną nadzieję, że moje zdolności mnie nie zawiodą i nie spotkam nikogo na swojej drodze. Wiedziałam już jak się wydostać z tego piekielnego miejsca, a przynajmniej tak myślałam. Niestety nie miałam czasu, żeby wszystko posprawdzać. Liczyła się każda minuta, każda sekunda. Nie mogłam pozwolić na śmierć Setha... musiałam mu pomóc i miałam na to tylko 48h. Wbiegłam do pokoju, w którym leżała siostra Morice, po czym zamknęłam pośpiesznie drzwi. Wydawało mi się, że jasność jaka tam panowała, oślepiała jeszcze bardziej niż za pierwszym razem, kiedy tam weszłam. Odwróciłam się i ostrożnie podeszłam do łóżka, na którym leżał dziewczynka. -Musisz stąd uciekać... ona zaraz wróci.- wyszeptała z trudem mała. -Kto?- zapytałam zdziwiona, zaczynając odłączać ją od aparatury. -Lekarka, ona prowadzi te badania gene... Nagle usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Odwróciłam się gwałtownie i przybrałam postawę obronną, czekając na pojawienie się wampirzycy. Nie miałam najmniejszego zamiaru, poddać się bez walki. Miałam cel. Obiecałam sobie, że uratuję ich oboje... Setha i tą biedną, małą istotę. Nie dam za wygraną. Podbiegłam do drzwi, i stanęłam przy ścianie, aby wampirzyca wchodząc, nie zauważyła od razu, że jestem w pomieszczeniu. Nie chciałam, aby narobiła hałasu. Póki Vincent nic nie wiedział o moich planach, miały szanse powodzenia. Kroki ucichły. Wiedziałam, że mnie wyczuła i czeka. Słyszałam jej przyśpieszony oddech... byłam gotowa, ona również. Wysunęłam paznokcie i obnażyłam kły czekając na lekarkę, której lada chwila mogłam się spodziewać. Drzwi uchyliły się lekko, a zaraz potem, powoli i ostrożnie do pokoju weszła rudowłosa wampirzyca. ![]() Spojrzała na odłączoną od aparatury dziewczynę, a następnie w moją stronę z ogromną złością wymalowaną na pięknej, bladej twarzy. Zauważyłam, że drgnęła. Również wysunęła paznokcie i szykowała się do skoku na mnie, ale ja byłam szybsza. Doskoczyłam do lekarki i uderzyłam ją pięścią w twarz. Przeleciała przez całe pomieszczenie i dobijając z hukiem o ścianę, zrzuciła wszystko co stało na półkach. Podniosła się błyskawicznie, po czym rzuciła się na mnie, odsłaniając długie kły. Cudem udało mi się uniknąć zetknięcia z nią, jednak moje szczęście nie trwało długo. Wampirzyca odbiła się zwinnie od biurka, powalając mnie na zimną podłogę. Poczułam jej długie palce, zaciskające się na mojej szyi. ![]() Przez zmrużone oczy widziałam jej tryumfalny uśmiech, chociaż jeszcze wcale nie wygrała. Odwzajemniając uśmiech, chwyciłam ją mocno za ramię, wbijając boleśnie paznokcie w skórę, a nogą mocno kopnęłam w kolano. Kiedy straciła równowagę, przewróciłam ją na plecy. Rudowłosa niestety przewidziała mój kolejny ruch i oswobadzając jedną rękę, uderzyła mnie w twarz, rozrywając paznokciami skórę. Przewróciłam się, uderzając głową o jedną z szafek, w której momentalnie zrobiła się dziura. Poczułam jak krew spływa mi po policzku, a jej zapach unosił się już w całym pokoju. Spojrzałam na nią z rządzą mordu w oczach. W tym samym momencie zauważyłam, że moja przeciwniczka zabrała z biurka jakiś długie narzędzie chirurgiczne i zamierzała rzucić się na mnie. Domyślałam się, że jest to srebrny skalpel do badań genetycznych, aby nie goiły się rany. W momencie kiedy zamachnęła się, próbując mnie zranić, przetoczyłam się na prawy bok, po czym kopnęłam ją w brzuch. Wampirzyca jęknęła, upuszczając narzędzie zbrodni na jasną podłogę. Postanowiłam skorzystać z okazji i pozbyć się wreszcie natrętnej lekarki. Szybkim, zwinnym ruchem doskoczyłam do leżącego skalpela, po czym położyłam rudowłosej dłoń na twarzy i wbiłam ostry przedmiot, prosto w jej serce. Wydała z siebie głośny okrzyk bólu, wijąc się po podłodze, jednak po chwili pozostała po niej tylko mała kupka prochu. Przez jakiś czas jeszcze wpatrywałam się w miejsce, gdzie niedawno leżała kobieta. ![]() Otarłam z policzka zaschniętą krew, poprawiłam włosy, po czym podeszłam do łóżka dziewczynki. -Przepraszam cię, że musiałaś na to patrzeć. – powiedziałam, nachylając się nad nią, aby odpiąć resztę rurek. Później odkryłam cieniutką kołdrę, którą była przykryta i... zamarłam. Na jej ciele było pełno nie zagojonych do końca, ciętych ran. Już nawet nie wspominam o licznych siniakach! Westchnęłam głośno, następnie zabrałam z szafki, szpitalny fartuch, ubrałam małą i owinęłam ją szczelnie kocem. -Wezmę cię na ręce.- powiedziałam, podnosząc delikatnie dziewczynkę z łóżka. Wiedziałam, że sprawia jej to ból, ale nie widziałam innego wyjścia. -Dokąd idziemy?- zapytała, spoglądając na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Cały Morice! -Uciekamy stąd. ... Mknęłam ciemnymi korytarzami z małą na rękach. Bardzo starałam się, aby jak najmniej sprawiać jej bólu, swoimi ruchami. Była taka malutka, krucha i poobijana... zdawałam sobie sprawę, że wszystko ją boli, ale niestety musiała to przecierpieć. Kiedy tylko uda nam się wydostać z tego piekielnego miejsca, obejrzy ją Akira. -Jak masz na imię?- zapytałam zatrzymując się przy małym okienku, wysoko przy suficie. -Iris- odpowiedziała z trudem, mrużąc oczy. ![]() -Śliczne imię.- powiedziałam, uśmiechając się lekko do dziewczynki.- teraz posadzę cię na moment na tym murku, dobrze? Muszę zrobić nam przejście.- przykucnęłam, delikatnie sadzając Iris na kamiennym murku. Jęknęła cicho i wykrzywiła usta w grymasie bólu. -Przepraszam- mruknęłam szeptem, głaszcząc ją po brązowych włosach.- zabiorę cię do lekarza, jak tylko stąd wyjdziemy. Wszystko będzie dobrze kochanie. Wyprostowałam się i rozejrzałam dookoła. Następnie przyłożyłam dłonie do ściany i zorientowałam się, czy jesteśmy bezpieczne... przynajmniej przez chwilę. -Świetnie- powiedziałam do siebie z zadowoleniem, po czym wdrapałam się zwinnie po murze, pod sam sufit. Stanęłam stabilnie na dwóch, lekko wystających kamykach, a rękami chwyciłam za grube kraty w oknie. Po chwili zeskoczyłam na posadzkę i podeszłam do dziewczynki, z zamiarem wzięcia jej na ręce. -Trzymaj się mnie mocno. Nie chciałabym, żebyś spadła.- powiedziałam, sadzając ją na swoim lewym przedramieniu. Iris splotła swoje chude rączki na mojej szyi, a kiedy była gotowa, wspięłam się ponownie po ścianie. Posadziłam dziewczynkę na oknie, karząc złapać się wygiętej kraty, następnie prześlizgnęłam się na drugą stronę. Spojrzałam w dół. Okno znajdywało się blisko ziemi, a więc spokojnie mogłam zeskoczyć i ściągnąć małą. Wyciągnęłam ręce w jej stronę, chwyciłam pod pachami i delikatnie ściągnęłam z okna. Później rozejrzałam się, by sprawdzić czy nikt nas nie goni, po czym rzuciłam się biegiem w stronę lasu. ... Na początku zdziwiło mnie, dlaczego nikt mnie nie zauważył... albo może zauważył, ale nie goni. Pomyślałam, że może Vincent gdzieś wyjechał, albo działałam wystarczająco cicho. W każdym razie udało mi się uciec razem z małą i to było teraz najważniejsze. Zatrzymałam się dopiero daleko w głębi lasu. ![]() Przykucnęłam przy wysokiej sośnie, posadziłam Iris na leżącym, spróchniałym pniu i położyłam dłonie na zielonej trawie. Kompletnie nie wiedziałam w którą stronę mam się udać, aby dotrzeć do domu, ale miałam nadzieję, że i tym razem mój dar mnie nie zawiedzie. Odgarnęłam włosy i zamknęłam oczy. Widziałam las... ten sam w którym byłam. Wysokie i niskie drzewa, zielone krzewy i leśne zwierzęta przemykały mi przed oczami, wskazując drogę. Cała ta roślinność, wydawała się ciągnąć bez końca. Wiedziałam, że przede mną daleka droga, ale nie miało to znaczenia. Bardzo szybko poruszałam się po takich terenach i nie odczuwałam zmęczenia. Domyślałam się, że zostałam przewieziona do Glasgow, a więc do Londynu miałam kawałek drogi. Miałam tylko 48h... musiałam się śpieszyć. Najlepszym rozwiązaniem, byłoby znalezienie lotniska i polecieć samolotem. Był jeden mały problem. Mianowicie, nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy. Trudno... jakoś musiałam sobie poradzić. Nagle las w wizji skończył się i w końcu zobaczyłam ulice i miasto. Wspaniale. Miałam duże szanse zdążyć na czas. W momencie kiedy zamierzałam wstać, wizja cofnęła się do kilku kilometrów ode mnie, wskazując biegnących w moją stronę, dwóch wampirów. Musiałam czym prędzej się stamtąd ewakuować. Podniosłam się pośpiesznie z trawy, wzięłam Iris na ręce i pobiegłam przed siebie, ile sił w nogach. Po jakimś czasie, omijając zwinnie wszystkie napotkane przeszkody i bez problemów, dotarłyśmy do miasta. Nagle zaczął padać deszcz, a niebo pokryło mnóstwo ciemno-szarych chmur. Owinęłam dziewczynkę kocem i przytuliłam mocno do ciebie, przechodząc miejskimi chodnikami. Czułam jak ciepłe krople wody spływają mi po czole. Kiedy w końcu moim oczom ukazało się ogromne lotnisko, minęła godzina. Stałam po drugiej stronie ulicy i zastanawiałam się co zrobić. Byłam daleko od domu, bez pieniędzy i z małą, obolałą istotką... nie wiedziałam co mam robić. Usiadłam na pobliskiej, ociekającej wodą ławce i spojrzałam na Iris. Wpatrywała się we mnie tymi ślicznymi, zielonymi oczkami. Chciałam jej obiecać, że będzie dobrze... ale... nie mogłam. Mała przez jakiś czas patrzyła na mnie ze smutkiem, aż w końcu odwróciła głowę i spojrzała w stronę salonu gier, który znajdywał się kilkanaście metrów dalej. ![]() -Potrzebujemy pieniędzy, prawda?- zapytała cicho. -Tak- odpowiedziałam, również spoglądając w stronę salonu.- ale nie wiem czy potrafię. -Jesteś wampirem... wszystko potrafisz.- wyciągnęła spod koca rączkę i pogłaskała mnie po policzku.- nikt się nie zorientuje. Westchnęłam głośno. -Tu chodzi o moje sumienie...- mruknęłam zasmucona.- niestety, innego wyjścia nie mam. Ponownie wzięłam małą na ręce i udałam się w stronę salonu gier. Posadziłam ją ławce pod daszkiem, a sama weszłam do środka. Zrobiłam to tak cicho, że osoby które przebywały w środku, nawet nie zauważyły mojej obecności. Rozejrzałam się dookoła, a kiedy byłam pewna, że nikt na mnie nie patrzy, podeszłam do jednej z maszyn, która stałą w najciemniejszym kącie. Zawahałam się. Powoli wyciągnęłam rękę przed siebie i położyłam ją z boku na automacie. Westchnęłam głośno, po czym przystawiłam torebkę pod otwór i lekko klepnęłam. Od razu z maszyny zaczęły wysypywać się monety. Spojrzałam za siebie, ale nadal nikt na mnie nie patrzył. Widocznie muzyka w pomieszczeniu, zagłuszała odgłos wysypujących się pieniędzy. Po chwili chwyciłam mocno torebkę i wybiegłam z salonu tylnymi drzwiami. Iris siedziała posłusznie na ławce i czekała na mój powrót. Kiedy podeszłam bliżej, uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła swoje chude rączki w moja stronę. Odwzajemniłam uśmiech, po czym wzięłam ją na ręce i ruszyłam w stronę lotniska.
__________________
|
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
No i jak ja mam to Cudo skomentować?
Super po prostu.. nie mogę się doczekać następnych części FS ;] Bonusik też ładny ;D To chyba tyle. Pozdrawiam ; * |
![]() |
![]() |
#9 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
super dodatki nie wspominajac o tych zdj z fs
![]() czekam na kolejne odinki i bonusy ![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
No tak myślałam, że Vincent zrobił coś z Sarą...
Odcinek oczywiście świetny... Czekam na następny... |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 2 (0 użytkownik(ów) i 2 gości) | |
|
|