|
|
|
|
#1 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Zdecydowanie najlepsze opowiadanie na forum
Czytam od poczatku, regularnie każdy odcinek (tylko wczesniej nie komentowałam) i zawsze czekam z wielki zniecierpliwieniem na kolejny i...jestem pod wielkim wrażeniem Wiec czekam na następny i pozdrawiam serdecznie
|
|
|
|
|
|
#2 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Callineck: Faktycznie faceci są irytujący [no oczywiście oprócz Kazika i Nergala - dla niewtajemniczonych to moje kociaki
]. Kawira wcześniej lubiłam ale teraz czy został przeprogramowany, czy nie, to nie zmienia faktu, że przegiął! Żeby bezbronną kobietę w samym ręczniku (!chamstwo i drobnomieszczaństwo!) atakować? *wybiega na ulicę z transparentem FEMINISTKI GÓRĄ*
|
|
|
|
#3 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Kiedy opuścili mury bloku Nancy, Siwan szybkim krokiem podszedł do zaparkowanego obok samochodu. Otworzył przed Nancy tylne drzwiczki i czekał aż wsiądzie. Nancy przystanęła i omiotła samochód nieufnym spojrzeniem. Na przednim siedzeniu spostrzegła wyprostowaną sylwetkę, jednak było zbyt ciemno by mogła rozpoznać twarz. Nancy westchnęła ciężko i położyła dłoń na broni. Trudno, musi zaryzykować. Jedno jest pewne, nie da się zaskoczyć dwa razy tego samego wieczoru. Wsiadła do samochodu i zajęła tylne siedzenie.
- Nic się pani nie stało?- zapytała Ana odwracając się do niej z przedniego siedzenia. Wyglądała zupełnie inaczej, niż wtedy kiedy Nancy zobaczyła ją po raz pierwszy. Włosy miała w nieładzie, kilka niesfornych rudawych kosmyków opadało na jej twarz. Na bladym policzku miała trzy krwawiące szramy. - Wszystko w porządku, ale możesz mi do cholery wyjaśnić co się tu dzieje?- spytała agresywnie Nancy. Ana spojrzała na Siwana, który akurat zajął miejsce kierowcy, szukając u niego wsparcia. Siwan odpowiedział jej równie bezradnym spojrzeniem i odpalił silnik. Po chwili samochód ruszył. ![]() - Jakieś półtora godziny temu, zostałam zaatakowana przez własną asystentkę, Loarę- urwała na chwilę i pogładziła się po zranionym policzku- Próbowała mnie udusić, gdyby nie Siwan... pewnie już bym nie żyła- położyła dłoń na ramieniu Siwana. Siwan oderwał na chwilę spojrzenie od drogi i odwrócił głowę w jej stronę. - Po prostu przyszedłem do ciebie w odpowiednim momencie- powiedział czule. - Tak- szepnęła Ana i cofnęła dłoń- Siwan uratował mnie w ostatniej chwili. Zastrzelił Loarę- powiedziała z żalem, który nie pasował do osoby, która niecałe dwie godziny temu cudem uniknęła śmierci- Z początku myślałam, że coś się w Loarze zepsuło, doszło do przeciążenia systemu lub...- urwała na chwilę i nabrała powietrza- Na szczęście jej płyta główna była cała. Zdołałam się do niej podłączyć. Znalazłam na niej rozkaz wysłany ze świątyni. Miała mnie zabić. Zrozumiałam, że kapłani chcą pozbyć się świadków z kradzieży w laboratorium, by nic nie przedostało się do opinii publicznej. Doszłam do wniosku, że podobny rozkaz wyślą do twojego asystenta. Przyjechaliśmy z Siwanem do ciebie, by cię ostrzec. Resztę już znasz... - Zaraz, zaraz- Nancy pokręciła głową- Przecież asystenci są tak zaprogramowani, by nie krzywdzić ludzi. Nie mogą zabić żywej istoty... - Nancy nie bądź naiwna!- przerwał jej Siwan podnosząc głos- Nie wierz we wszystko co mówią w telewizji. Kapłani są wszechwładni, to oni stanowią prawo. Mają władzę nad wszystkimi w tym mieście. A jak lepiej kontrolować obywateli, jak nie za pomocą metalowych asystentów przebywających z nimi prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę? Asystenci są czymś więcej niż tylko androidami pomagającymi w pracy i ułatwiającymi życie. To oczy i uszy kapłanów, wykonujące każde ich zadanie. Dzięki nim świątynia wie wszystko, jak długo śpimy, z kim się spotykamy i czy przypadkiem nie knujemy jakiegoś spisku. A kiedy ktoś staje się niebezpieczny, lub wie zbyt wiele, kapłani pozbywają się takiej osoby sprawnie i cicho za pomocą asystentów. Tak właśnie wygląda współczesny świat- powiedział na koniec marszcząc brwi. - Siwan ma rację- powiedziała słabo Ana- Większość mieszkańców Orionu myśli, że androidy są nieszkodliwe. W rzeczywistości są oni zabójczą bronią w rękach kapłanów i cichymi strażnikami porządku. Nancy oparła głowę o fotel i w milczeniu starała się uporządkować w myślach to co właśnie usłyszała. Kawir towarzyszył jej od lat, spełniał każdą jej prośbę. Był jej kucharzem, sprzątaczem, partnerem w pracy i opiekunem. Wiedział o niej wszystko, czasami bezbłędnie odgadywał jej potrzeby. Chociaż zawsze wiedziała, że nie jest żywą istotą i z tego powodu starała się utrzymać między nimi dystans, to jednak Kawir wypełniał w jej życiu tą przytłaczającą pustkę samotności. Bez niego, byłaby zupełnie sama, skazana na godziny milczenia, zamknięta w pustej rzeczywistości swojego mieszkania. Mimo tej całej zewnętrznej otoczki pogardy i nienawiści, darzyła go w pewnym stopniu sympatią. W tej chwili dotarło do niej, że Kawir nie był niczym więcej jak tylko szpiegiem kapłanów. Głupia, metalowa puszka. Nancy nie mogła powstrzymać fali smutku i żalu rozlewającej się po jej ciele. - Wiem, że to trudne- powiedziała ze współczuciem Ana, widząc zasmuconą twarz Nancy- Chociaż wszyscy dobrze wiemy, że białowłosi są tylko robotami, przywiązujemy się do nich. Z czasem stają się częścią naszego życia. Mi też jest ciężko, Loara była dla mnie naprawdę bardzo ważna. Nancy zwróciła na nią zimne i puste spojrzenie niebieskich oczu. - Kawir był tylko robotem, w dodatku skutecznie zatruwającym mi życie. Nie zamierzam nosić po nim żałoby i prawdę mówiąc cieszę się, że pozbyłam się tego zbędnego bagażu- powiedziała beznamiętnie, skutecznie ukrywając za maską zobojętnienia burzę wewnętrznych uczuć. Ana bez słowa odwróciła głowę w stronę drogi. Nancy przymknęła powieki i ponownie oparła głowę o fotel, powracając do świata swoich myśli. Kawir przez cały czas był pluskwą. Pewnie na bieżąco informował kapłanów o jej postępach w śledztwie, możliwe, że na ich rozkaz zataił przed nią kilka cennych dowodów które utrudniały jej rozwikłanie zagadki. Gdyby nie Roni i Dan utknęła by w martwym punkcie. Nancy gwałtownie otworzyła oczy. - Siwan na ciebie też zapadł wyrok?- zapytała podniecona. - Nie, chyba nie. Wątpię żeby wiedzieli, że wam pomagam- powiedział z podejrzeniem przyglądając się we wstecznym lusterku wybuchowi energii Nancy. ![]() - Daj mi swoją komórkę- powiedziała wyciągając rękę. - Mogę dać ci swoją- powiedziała Ana wsuwając rękę do kieszeni. - Nie, od teraz nie możemy używać swoich komórek. Jeden telefon i kapłani od razu nas namierzą. Siwan wyciągną z kieszeni komórkę i podał ją Nancy. Pośpiesznie wybiła numer i przycisnęła telefon do ucha. W ciemnym mieszkaniu Dana rozbrzmiał dźwięk telefonu. Białowłosa kobieta spojrzała na leżącego na ziemi martwego mężczyznę. Odłożyła na stół zakrwawiony nóż i podeszła do ciała. Pochyliła się nad nim i zaczęła przeszukiwać kieszenie jego żakietu. W końcu znalazła komórkę. Otarła rękawem zakrwawiony ekranik i spojrzała na nieznany sobie numer. Nancy oddała telefon Siwanowi. - Do kogo dzwoniłaś?- zapytał zaciekawiony. - Do Dana, przyjaciela. Bardzo mi pomógł i sporo wiedział o projekcie Nova. Pomyślałam, że kapłani mogli wydać wyrok też na niego, Kawir widział jak rozmawialiśmy. Ale nie odbiera telefonu- dodała zmartwiona. - Jest już późno, może śpi?- zasugerowała Ana. - Tak, bardzo możliwe- mruknęła i wbiła zamyślone spojrzenie w szybę samochodu- Dokąd jedziemy?- zapytała. Siwan spojrzał zdezorientowany na Anę - Ja nie wiem...- powiedział zmieszany- Ja nigdy nie uciekałem przed policją. Chyba powinniśmy się gdzieś ukryć?- zapytał niepewnie. Nancy przewróciła oczami. - Jedź do strefy C, to najlepsze miejsce na kryjówkę. Siwan i Ana równocześnie skierowali na Nancy zaskoczone spojrzenia, by upewnić się, że nie żartuje. Po krótkich poszukiwaniach znaleźli idealny budynek, zaledwie trzy ulice od granicy Strefy C. Słońce już dawno zaszło i dla własnego bezpieczeństwa postanowili nie zapuszczać się głębiej. Zdecydowali się zatrzymać w starym, obdartym baraku bez okien. Zostawili samochód w pobliskiej uliczce i przykryli go stertą kartonów i śmieci, by ukryć go przed wzrokiem potencjalnych złodziei, których nie brakowało w strefie C. Barak wyglądał na niezamieszkały jednak by się upewnić, że będą w nim w miarę bezpieczni, Nancy z uniesionym pistoletem weszła pierwsza. Siwan i Ana zostali na zewnątrz rozglądając się niepewnie po ciemnej ulicy. - Nie musisz tu z nami zostawać- powiedziała Ana ściszonym głosem- Nie powinieneś tak się narażać... - Nawet tak nie mów- przerwał jej stanowczo Siwan- Wiesz dobrze, że nigdy nie zostawię cię samej- dodał czulej. Ana spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się słabo. - Jesteś naprawdę niesamowity- wyszeptała. Po chwili przed oczami Any rozlała się ciemność, zachwiała się i najpewniej by upadła, gdyby nie szybka reakcja Siwana, który w porę zamknął jej osłabione ciało w swoich ramionach. - Ana, co ci jest?- zapytał zatroskany, pomagając Anie ustać na nogi. Ana z trudem rozchyliła ociężałe powieki. - Nic takiego, to przez emocje dzisiejszego dnia i Loara... trochę mnie poturbowała. Kto by się spodziewał, że asystenci mają taki mocny prawy sierpowy. Drobny żart Any nie rozbawił Siwana. - Co się stało?- zapytała Nancy widząc omdlałą Anę w ramionach Siwana. ![]() - Zasłabła- odpowiedział Siwan z trudem utrzymując Anę w pozycji pionowej- Barak czysty? Nancy uśmiechnęła się gorzko. - Czysty na pewno nie jest, ale nadaję się na kryjówkę. Wnieś ją do środka. Nancy odsunęła się od drzwi przepuszczając ich przodem. |
|
|
|
#4 |
|
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
|
Świetne. Jak zwykle
. Naprawdę masz dar do pisania. Zdjęcia też znakomicie ukazują sytuacje. Po prostu rewelacja!Tylko znalazłam jeden błąd: "wyciągną" - powinno być "wyciągnął". Podobna pomyłka była w poprzednim odcinku, ale przez to nie spada moja ocena co do fotostory
Ostatnio edytowane przez Lira : 25.06.2008 - 13:30 |
|
|
|
|
|
#5 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Ech, mi też by się przydał taki kucharz i sprzątacz. Szczególnie jakby tak wyglądał
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że kapłani sterują asystentami (w końcu coś zgadłam).Nie zauważyłam też innych błędów (wow)Jak zwykle świetne i intrygujące. Brawo Fobika ![]() EDIT: jednak jeden błąd znalazłam (nie dość, że jestem ślepa to jeszcze upierdliwa) - Jakieś półtora godziny temu - półtorej Ostatnio edytowane przez Callineck : 25.06.2008 - 14:09 |
|
|
|
#6 |
|
Guest
Postów: n/a
|
No dobra, mogłabym miec takiego siwego przy boku, ale świadomość, ze kiedyś mogę się obudzić zakłuta tępą łyżeczką, to ja podziekuję.
Co do odcinka, się nie będę powtarzać, bo w całości popieram wszystkie pozytywne komentarze
|
|
|
|
#7 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Bosko.
Na tym mogłabym skonczyć komentarz bo nic wiecej nie trzeba dodawać,ale tak nie wolno wiec powiem jeszcze raz: BOSKO. Błedów nie widzialam bo byłam za bardzo zauroczona tekstem, i zdjęciami. pozdrawiam |
|
|
|
#8 |
|
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 32
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
Zatkało mnie.
jesteś po prostu ŚWIETNA!! Idealne zdjęcia,parę literówek (ale co tam ).EDIT: Mój pierwszy post na tym forum
Ostatnio edytowane przez niepokorna : 10.11.2008 - 15:03 |
|
|
|
|
|
#9 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Masakra: ...ale świadomość, ze kiedyś mogę się obudzić zakłuta tępą łyżeczką, to ja podziekuję - w takim przypadku to owszem, ale mam nadzieję, że to ja będę mieć urządzenie sterujące
Poza tym jeszcze żeby masaże robił... Aleksandra: Błedów nie widzialam bo byłam za bardzo zauroczona tekstem, i zdjęciami. - ja też nie widzę za 1 razem - dopiero za 2 albo 3 ![]() SoOpel xD: Idealne zdjęcia,parę literówek (ale co tam ). - poprawiam zgodnie z życzeniem Fobiki, poza tym chcę żeby było idealne , ale cóż znaczą te drobne błędy wobec takiej historii!!!
Ostatnio edytowane przez Callineck : 27.06.2008 - 21:34 |
|
|
|
#10 |
|
Guest
Postów: n/a
|
Dziś trochę krócej, ale zawsze coś
Dzięki za wszystkie miłe komentarze :*Nancy odsunęła się od drzwi przepuszczając ich przodem. Wnętrze niewielkiego baraku stanowiła jedno pomieszczenie, oświetlane jedynie przez światło latarni przedostające się przez otwarte drzwi, które z trudem przebijało się przez unoszące się gęsto w powietrzu drobiny kurzu. Każdy, najdrobniejszy skrawek podłogi przykryty był specyficzną mieszaniną błota i kurzu, idąc w głąb baraku pozostawiali za sobą ślady swoich butów, tworząc wyłom w brudnej powierzchni. Nancy na krótką chwilę zniknęła w ciemnych czeluściach sali, by po chwili wrócić trzymając lampę naftową. - Masz zapalniczkę?- zapytała. Siwan jedną ręką przytrzymując wciąż kołyszącą się Anę, podał Nancy zapalniczkę. Po chwili wnętrze baraku rozgrzało wątłe światło lampy naftowej. Był mniejszy niż wydawało im się na początku. Pod ścianami porozrzucane były stare, przegnite fragmenty mebli, gazety, pokrowce, szmaty i zużyte strzykawki (pamiątka po ostatnich lokatorach). W jednym z kątów pomieszczenia ustawiony był niewielki, zasmolony piecyk. Nancy odstawiła na podłogę lampę naftową i krzątając się wśród sterty śmieci, zbierała szmaty, pokrowce i dawne poduszki. Niektóre z materiałów były tak stare, że rozsypywały się w jej dłoniach. Rozłożyła to wszystko przy piecyku. - Połóż ją tutaj- powiedziała. Siwan podniósł Anę i z największą ostrożnością i delikatnością ułożył ją na stercie brudnych szmat. Sam usiadł obok niej i czule gładząc ją po policzku, przyglądał się jej uśpionej twarzy. W dawnych, szczęśliwych czasach, kiedy byli razem uwielbiał na nią patrzeć, kiedy spała. Wyglądał wówczas tak spokojnie, a on był przekonany, że już zawsze tak będzie, że zdoła ją uchronić przed całym złem współczesnego świata. Teraz, tamte chwile wydawały mu się być odległe o setki lat, jakby nigdy nie istniały, lub były częścią jakiejś pięknej baśni o dwójce zakochanych ludzi, historią, która nigdy się nie wydarzyła. Nagle za murami baraku rozległ się krzyk przerażenia i pojedyncze wystrzały. Siwan zesztywniał. - Co to było?- wyszeptał. - Jesteśmy w strefie C. Tutaj ciągle ktoś ginie- odpowiedziała spokojnie Nancy. Ponownie zapuściła się w mroczne zakamarki baraku, tym razem przynosząc stertę gazet i drewniane fragmenty mebli. Wszystko to wrzuciła do pieca i rozpaliła ogień. ![]() Gdy żarzące się iskierki na dobre owinęły się wokół suchego drewna przysiadła obok Siwana i Any. - Może powinniśmy zawieść ją do szpitala?- zasugerował zatroskany Siwan. Nancy prychnęła pogardliwie. - Tak, jasne czemu nie? Postaraj się choć przez chwilę ruszyć mózgiem ośle, całe miasto nas szuka. Lepiej dla niej, żeby umarła tutaj, niż miałaby zostać zabita przez kapłanów- widząc zszokowaną twarz Siwana, pożałowała swoich ostrych słów. Do cholery Nancy, co się z tobą dzieje? To, że masz zły dzień nie usprawiedliwia cię byś zachowywała się jak ostatnia suka. Kątem oka spojrzała na zasmuconego Siwana. Chyba powinna go przeprosić... E tam, nie zamierza go niańczyć. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej butelkę whisky. Patrząc w ogień upiła kilka łyków. - Chcesz?- zapytała przysuwając w stronę Siwana butelkę. - Nie- pokręcił głową. Nancy westchnęła ciężko. - Nic jej nie będzie. Jest osłabiona to wszystko. Musi tylko trochę odpocząć i dojdzie do siebie- powiedziała łagodnie. Siwan uśmiechną się delikatnie i pokiwał głową. Bez słowa przyjął przeprosiny Nancy. Przez dłuższy czas oboje siedzieli w milczeniu. - Co wiesz o projekcie Nova?- zapytała Nancy. - Zupełnie nic- odpowiedział marszcząc brwi- Ana nigdy nie wtajemniczyła mnie w szczegóły swojej pracy. Wiedziałem tylko, że pracuje dla kapłanów, nad tajnym projektem. Z czasem projekt Nova zaczął ją pochłaniać, widywałem ją coraz rzadziej, noce i dnie spędzała w laboratorium. Praca stała się jej nowym życiem. Nie rozumiałem tego, chciałem się dowiedzieć co tak bardzo ją zajmuje. Wszcząłem więc własne, małe śledztwo, by dowiedzieć się nad czym ona pracuje. Jestem dziennikarzem i znam kilku ludzi... popytałem tu i tam, ale nikt nic nie wiedział. Ana w jakiś sposób dowiedziała się, że interesuje się projektem Nova. Postawiłem ją przed wyborem. Ja, albo praca. Wybrała ten cholerny projekt. ![]() - Byliście parą. - Tak, byliśmy nawet zaręczeni- powiedział uśmiechając się mimowolnie na myśl o starych czasach. Nancy spojrzała na zegarek. - Za cztery godziny będzie świtać. Prześpij się. Siwan spojrzał niepewnie na butelkę. - Jesteś pewna? - Tak, obudzę cię za dwie godziny, wtedy się zmienimy. Siwan, bez dalszych protestów położył się obok Any. Zasnął, gdy tylko ułożył głowę na brudnych szmatach. Nancy w milczeniu, popijając od czasu do czasu whisky, zapatrzyła się w ogień. Iskierki płomieni wesoło tańczących w osmolonym piecyku ułożyły się w twarz mężczyzny. Nancy mrugnęła nerwowo. Złudzenie minęło. Zbliżyła butelkę do ust. To dziwne, że po tylu latach jego twarz wciąż ją prześladuje. Twarz czterdziestoletniego mężczyzny wykrzywiona w złości. Jego spojrzenie będące mieszanką szaleńczej wściekłości i nienawiści. Usta wygięte w demonicznym uśmiechu. Zapach alkoholu, który zawsze drażnił jej nozdrza, gdy tylko on zjawiał się w pobliżu. Twarz diabła. Jej ojca. Jego wielka brudna dłoń uderzająca ją w policzek, tak mocno, że aż upadła na podłogę. Ostatnią rzeczą, jaką pamięta z tamtego wieczoru to ogromny ból w dłoni. Ojciec nadepnął na nią, łamiąc jej kruche dziecięce palce. Po tamtym zdarzeniu pozostał jej na pamiątkę lekko wygięty palec. Nancy energicznie potrząsnęła głową, starając się wyrzucić z myśli jedenastoletnią dziewczynkę kulącą się z bólu na podłodze i kurczowo ściskającą lewą rączkę. Jednym łykiem opróżniła butelkę. Była do niego podobna bardziej, niż by tego chciała. Te same rysy twarzy, gesty, słabość do alkoholu.... Stała się taka jak on i właśnie za to, tak bardzo siebie nienawidziła. Prawdziwa córeczka swojego tatusia. Pochyliła głowę i z jej oczu pierwszy raz od wielu lat popłynęły łzy. |
|
![]() |
| Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|