![]() |
#142 | |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]() Cytat:
![]() Co do odcinka - jak zawsze pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Już oberwało Ci się za Maxa, więc nie mam nic więcej do powiedzenia, oprócz: Czekam na następny ![]() 10/10 *zgon po zobaczeniu śmiesznych screenów* Coś Ty tam nawyrabiała? ;>
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 12.10.2008 - 16:20 |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#143 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() XIV ![]() Wreszcie zamiast otynkowanej, szarej ściany, oczom zziajanej trójki ukazały się niewielkie drewniane drzwi. -O, dotarliśmy do końca – oznajmił Thomas i otworzył je od razu, gdy znalazł się dostatecznie blisko. Ku zdumieniu Johna i Juliette drzwi ustąpiły bez żadnych problemów. Próbując ukryć zaskoczenie, weszli do środka. Thomas włączył niewielką lampę, która zalała swoim żółtawym światłem niewielkie wnętrze. Na ustawionych pod czterema ścianami półkach ułożone były środki czystości, zapasowe fartuchy i sterty papieru toaletowego. Było to ni mniej ni więcej, tylko pomieszczenie dla personelu sprzątającego. W czasie, gdy Juliette i John przyglądali się swojemu otoczeniu, Thomas obmacywał wszystkie płaskie powierzchnie w poszukiwaniu zapasowego klucza. W przeciwieństwie do drzwi, przez które się tu dostali, te łączące magazynek i toaletę były zamknięte. -Może się pan pospieszyć? – ponaglała go Juliette, niemalże wciśnięta w Johna z powodu deficytu przestrzeni – Tu nie ma nawet czym oddychać. -Chwila, chwila… Jest! – krzyknął triumfalnie, pokazując na dowód swych słów klucz z przywieszonym doń okazałym breloczkiem w kolorze neonowej żółci. Nie czekając na oklaski włożył swoją zdobycz do dziurki i przekręcił zamek. Nie zdążył nawet wyjąć z niego klucza, ponieważ został wypchnięty przez swoich, wydawałoby się, oddanych podwładnych natychmiast po otwarciu drzwi. W końcu znaleźli się w o wiele większej przestrzeni, którą była męska toaleta. -Czy wy musicie tak śmierdzieć? – oburzyła się Juliette, zakrywając nos dłonią. -Mamy teraz poważniejsze zmartwienia – rzekł Thomas, nerwowo rozglądając się na boki, jakby z sąsiedniej kabiny miał wyskoczyć na niego spragniony krwi wampir – Nadal uważam, że nie powinniście tam iść. Musimy wydostać się stąd w jakiś inny sposób, bo helikopter zabrała Victoria… ![]() -Jestem pewna, że znajdzie pan sobie jakąś drogę. Ja nie mam zamiaru uciekać. -Jakoś nie widzę na twojej szyi żadnego naszyjnika – trafnie zauważył Thomas. John odruchowo spojrzał w miejsce, w którym zazwyczaj znajdował się niezwykły wisiorek dziewczyny. Nigdy o tym nie mówiła, ale z obserwacji wywnioskował, że to dzięki jego obecności mogła, jak mu się zdawało, znikąd wytrzasnąć swoją broń. Gdy się teraz nad tym dłużej zastanowić, z pozostałymi egzorcystami było podobnie. Po chwili chłopak przyłapał się, że nieświadomie kieruje swój wzrok coraz niżej. -Wiem o tym! – krzyknęła zirytowana Juliette – Mam zamiar to zmienić w najbliższej przyszłości. Burzliwą rozmowę przerwał dźwięk spuszczanej wody, a zaraz po tym z jednej z przegród nieśmiało wysunął się zdezorientowany mężczyzna, który w pośpiechu opuścił łazienkę. Juliette wykorzystała ten moment na ominięcie szefa. Chwyciła Johna za nadgarstek i ciągnąc go za sobą wyszła na holl. Jakkolwiek to by nie wyglądało to z zewnątrz, nie miała czasu, aby zaprzątać sobie tym głowę. -Musimy znaleźć windę – odezwał się John, ze zdziwieniem wpatrując się w swoją rękę. Gdy Juliette spostrzegła jego wzrok, gwałtownie schowała obie dłonie do kieszeni. Gdy wyszli z wąskiego korytarza windy od razu rzuciły im się w oczy. Ruszyli w ich stronę, cały czas czując czyjąś obecność. Podczas oczekiwania na jej przyjazd, obrócili się do tyłu. Przed nimi stał Thomas, z niezmiernie dziwnym wyrazem twarzy. Przez całą drogę do windy mężczyzna usiłował zmusić ich do zmiany decyzji. Wciąż ciążyły mu na sumieniu słowa sekretarki. W efekcie nie był pewien, czy w tym przypadku również nie postępuje niewłaściwie. W milczeniu obserwował, jak John i Juliette wsiadają do windy. -Idzie pan, czy będzie pan tak stał i blokował drzwi? – warknęła Juliette, naciskając metalowy przycisk z podświetlaną czternastką. ![]() Thomas wyglądał, jakby się zastanawiał. W rzeczywistości nie miał najmniejszego zamiaru pakować się na górę, gdyż był przekonany, że jeśli kiedykolwiek wróci, to najpewniej w plastikowym worku. Zdawał sobie sprawę, że tam w niczym nie pomoże. -Nie… Zostanę tutaj i skontaktuję się z… Reszta jego słów nie została usłyszana, gdyż przesuwane drzwi zatrzasnęły się, a winda pomknęła czternaście pięter w górę. † Kilkanaście sekund później winda zatrzymała się na żądanej kondygnacji wielopiętrowego biurowca. Oboje wyszli na korytarz, który wyglądem nie różnił się niczym od tego, jaki pamiętali sprzed niemal godziny. -To Tae… - szepnął John, słysząc odbijający się od pustych ścian głos dziewczynki. -Skoro ona tu jest, to musi być tu też i Albert… -Myślisz, że Max…? Juliette wzięła głęboki wdech i ruszyła w stronę, z której dochodziły odgłosy rozmowy i kroków. -Jesteś pewna, że chcesz iść? – spytał John. -Oj zamknij się, chociaż ty mógłbyś dać mi spokój… -Masz jakiś plan? -Nie… -To tak jak ja… Nie wiedzieć czemu, oboje nagle wybuchli śmiechem. Cała ta sytuacja była dziwna, nawet jak na realia Firmy, a panująca atmosfera tak napięta, że można było pozbyć się go jedynie w ten sposób. Z wygasającymi uśmiechami na twarzach, tak nieadekwatnymi do czasu i miejsca, wyszli naprzeciw wampirowi, który najwyraźniej miał problemy w utrzymaniu przy sobie córki. -Kogo ja widzę… - zdziwił się Albert, spychając Tae za swoje plecy – Słyszałem, że strach tak was zaślepił, że uciekliście, gdzie popadnie… -Od kogo? – spytał John. -Co to za groźne spojrzenie, synku…? Spokojnie… Wasz kolega. Leży sobie w końcu korytarza. Chwilową ciszę przerwał Albert, zwracając się do Emmy, niechętnie trzymającej się na boku. ![]() -Weź Tae i zabierz ją powrotem do domu, nic tu po niej. Dziewczyna podeszła do siostry i chwyciła ją za rękę. Dziecko jednak gwałtownie się wyrwało i podbiegło do ściany. -Ja nie chcę! – krzyknęła, a z jej ciemnych oczu popłynęły strużki łez. -Przestań się wygłupiać, mała, wracamy! -Nie chcę, żeby tata ich zabił! Emmie skończyła się cierpliwość – szarpnęła siostrę za ramię i siłą wepchnęła do windy. Albert obserwował całe to wydarzenie w milczeniu, po czym zwrócił się bezpośrednio do Juliette. Na początku przemawiał z zimnym opanowaniem, jednak z każdym słowem jego wściekłość coraz bardziej narastała. -Ona jest doskonałym przykładem na to, jak nas traktujecie… Zabijecie to dziecko? Nie?! Tylko dlatego, że może się wam na coś przydać, tylko dlatego, że ma na sobie ten pieprzony znak! Gdyby była zwyczajnym wampirem, nie wahalibyście się ani minuty, nie ważne, czy to dziecko, czy nie… Twierdzicie, że to my jesteśmy potworami… Jesteście tacy sami, więc kto dał wam prawo do osądzania?! -Robimy to tylko wtedy, kiedy jakiś wampir zaatakuje człowieka. Nie dla własnej przyjemności… - oburzyła się Juliette. Nie mogła znieść, że ktoś próbuje wmówić jej jakiekolwiek dobre cechy wampirów. Nie różnili się niczym od zwierząt. To tylko paskudne bestie, które zamordowały jej rodziców. -A ty? Nie robisz tego dla siebie? – spytał Albert, typowym już dla siebie melodyjnym, wyciszonym tonem. Juliette zamarła. Chciała go uciszyć, walnąć, zrobić cokolwiek, byleby się tylko zamknął. -Co byś zrobiła, jakbyś w końcu spotkała tego, przez którego nienawidzisz nas wszystkich? – kontynuował - Zabiłabyś tak, jak setki jemu podobnych? A co byś zrobiła, jakby się okazało, że stoi właśnie przed tobą? † Albert przywołał w swojej wyobraźni ten dzień. Nie różnił się praktycznie niczym od wielu pozostałych. ![]() Zapewne nigdy nie zwróciłby szczególnej uwagi na to konkretnie wydarzenie, gdyby nie spotkanie w hotelu. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył swego syna w towarzystwie dziewczyny, którą pamiętał ze zdjęcia, stojącego na półce w tym domu. Kiedy dowiedział się, kim jest czerwonowłosa młoda kobieta, był pewien, że popełnił błąd zabijając tylko jej rodziców. Wnioskując z jej teraźniejszej reakcji – nie mylił się. † Juliette poczuła, jak nagle wraca jej kontrola nad całym ciałem. Nie było w niej żadnych emocji, oprócz dzikiego pragnienia dorwania Alberta. Jeśli mówił prawdę, a w nic innego nie chciała teraz wierzyć, musiała to zrobić. Zabić go tu i teraz, w tej chwili. Niewiele myśląc gwałtownie opuściła swoje dotychczasowe miejsce i rzuciła się na uśmiechniętą postać wampira. W pierwszym odruchu John chciał ją powstrzymać, zrobić cokolwiek, aby nie puścić ją na pewną śmierć. Był jednak pewien, że w tej sytuacji z pewnością by mu się nie udało, a Juliette miałaby nie jednego, a dwa wampiry na sumieniu. -Wydawało mi się, że akurat tobie powinno podwójnie zależeć, żeby mnie wykończyć – rzekł radośnie Albert, chwytając bez większego wysiłku dziewczynę za oba nadgarstki, zanim zdążyła chociażby go dotknąć. Juliette zaczęła się szarpać, wierzgać nogami, raz po raz wykrzykiwać coraz bardziej wyszukane obelgi w stronę wampira. -Przestań! On jest nienormalny! – krzyknął John, próbując podbiec do dziewczyny, jednak w tej samej chwili stało się coś niespodziewanego. Wyglądało to tak, jakby pomiędzy nimi wybuchła niewielka bomba, odrzucając dziewczynę kilka metrów do tyłu. Nieuszkodzony wampir spojrzał na oszołomioną Francuzkę, dziwiąc się, że ta w ogóle jeszcze żyje. -I po co ten upór? – spytał, podchodząc bliżej – I tak ciebie wykończę pierwszą, na deser zostawię sobie wyrodnego synka. -Ktoś coś do mnie mówił? – szepnął John wprost do ucha ojca. Albert odwrócił się zaskoczony. Wykorzystując chwilę nieuwagi wampira, blondyn zdołał zbliżyć się do niego, w dodatku wkładając ręce do obu kieszeni jego marynarki. Jeśli Albert miał ze sobą odebrany Juliette naszyjnik, było najbardziej prawdopodobne, że trzyma go właśnie tam. John był pewien, że bez tego nie mają żadnych szans. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło, ponieważ już po chwili w jego prawej dłoni znalazł się ów srebrny wisiorek. John zamachnął się, aby rzucić go w stronę Juliette, jednak w tej samej chwili powróciła zła passa. Albert spojrzał z triumfem na stężałą twarz syna. Chłopak, wciąż trzymając naszyjnik, spojrzał w dół, wprost na dłoń wampira. Po jego palcach spływała krew, którą chwilę potem niedbale wytarł o wewnętrzną część ubrania. Źrenice Johna rozszerzyły się ze zdziwienia. Jak to możliwe, żeby Albert wbił mu w brzuch nagą dłoń? Poczuł, jak pod koszulą po zimnej skórze zaczyna spływać gorąca krew. Zacisnął zęby ze wściekłości i zrobił niewielki zamach. -Juliette, łap! – krzyknął, rzucając naszyjnikiem w stronę dziewczyny. Wściekły Albert odepchnął syna wprost na ścianę, a sam chciał się odwrócić w stronę Juliette. Niestety, nie zdążył. Kobieta gwałtownie zerwała się na nogi, ponownie czując w dłoniach przyjemny ciężar swoich pistoletów. Wycelowała wprost w postać czarnowłosego wampira i nacisnęła spust. Za pierwszym razem trafiła w jego kark. Albert z niedowierzaniem dotknął niewielkiej dziury pod włosami. ![]() Nie zwlekając ani chwili dłużej, Juliette wpakowała mu w plecy całą zawartość magazynka. Kiedy wampir padł na ziemię tuż obok swego syna, dziewczyna podeszła bliżej, wyładowując drugi pistolet w jego klatkę piersiową. Broń z brzękiem upadła na podłogę, a tuz obok niej Juliette opadła na kolana. Sama nie wiedziała, jak powinna się teraz czuć. Wiele razy wyobrażała sobie moment dorwania zabójcy rodziców, jednak nigdy nie podejrzewała, że będzie wyglądało to w taki sposób. Sądziła, że będą targać nią dziesiątki sprzecznych uczuć, a w tej chwili nie czuła niczego, oprócz wymykającego się oddechu. Unikając spoglądania w stronę Alberta, wbiła wzrok w leżącego na ziemi Johna. Dopiero po chwili spostrzegła rozlewającą się pod nim kałużę krwi. Przeciągnęła się w jego stronę i oprócz ran zadanych mu przez Alberta, zauważyła coś jeszcze. Wcześniej wpadła w taką furię, że nie widziała, gdzie strzela. Zabłąkana kula utkwiła po lewej stronie piersi półwampira. Gdyby był tylko człowiekiem, z pewnością by już nie żył. Z resztą i teraz niewiele do tego brakowało. Wiedziona poczuciem winy, czy czymkolwiek innym, objęła bezwładnego Johna, kryjąc łzy w jego włosach. ![]() -Udało ci się – rzekł cicho, spoglądając na zapłakaną twarz Juliette – Czemu się nie cieszysz? Dziewczyna osłupiała, słysząc jego głos, w dodatku wypowiadający takie słowa. Wbiła wzrok w sufit, zastanawiając się nad odpowiedzią. -Nie wiem… Inaczej to wszystko sobie wyobrażałam. Przez kilka minut obserwowała delikatnie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową w rytm oddechu Johna. Nawet ona mogła zauważyć, że był on niezwykle ciężki i urywany. -Ja.. Nie chciałam… -Wiem. Ale przynajmniej chociaż raz mogłem coś zrobić i nikt nie musiał ratować mi tyłka. Nagle Juliette wpadła na niewiarygodny pomysł. Nie miał szans przeżyć, chyba, że… -Chyba żartujesz! – oburzyła się, powstrzymując łzy – Ciebie zawsze trzeba ratować. Zsunęła z palca czerwony pierścień. Nie miała pojęcia, na jakiej zasadzie właściwie działał, ale jak zwykle Eva Brown spisała się doskonale. Przez te kilka miesięcy Juliette nie zdjęła go ani razu, bez względu na sytuację. Wiedziała tylko tyle, że dzięki temu cacku, które musiała nosić, Thomas chciał uniknąć podobnej sytuacji do tej, którą teraz sama chciała osiągnąć. Z całej siły cisnęła pierścieniem w sąsiednią ścianę. Jak się spodziewała, siła uderzenia była na tyle mocna, aby roztrzaskał się na kilka kawałków. W tej samej chwili zamknięte w nim substancje, mające powstrzymać Johna przed przebudzeniem w nim wampirzej natury stały się całkowicie neutralne. Juliette odgarnęła włosy drżącą ręką. Zastanawiała się, co ona właściwie wyprawia. Musiała całkowicie oszaleć. -Żyjesz jeszcze? – spytała cicho. -Yhm… -Czemu się powstrzymujesz? Przecież wiem, że tego chcesz. John uniósł powieki i z niedowierzaniem spojrzał na Juliette, która odchyliła głowę w tył, odsłaniając smukłą szyję. Chłopak wcześniej tego nie zauważył, ale słodki zapach krwi sączącej się z niewielkich ran na ciele dziewczyny zdawał się być aż nadto wystarczającym zaproszeniem. -Zwariowałaś? W życiu tego nie zrobię! Przecież nienawidzisz wampirów. Powinnaś się cieszyć, że pozbędziesz się kolejnego. Juliette odnalazła zadrapanie na ramieniu i palcami umazanymi własną krwią dotknęła ust młodego półwampira. Tak jak się spodziewała, zmiana była natychmiastowa. Nie chcąc widzieć nic więcej, zamknęła oczy. Nie minęło nawet dziesięć sekund, kiedy zdała sobie sprawę, że właśnie została ugryziona. Na początku nic nie poczuła, teraz jednak przez całe jej ciało przetoczyła się fala dziwnego mrowienia. Zacisnęła palce na koszuli Johna, z trudem łapiąc oddech. Przestały docierać do niej jakiekolwiek wrażenia z zewnątrz, znikła nawet nienawiść, jaką żywiła do wampirów od najmłodszych lat. -Przestań – wydyszała kilka minut później – Ja…już nie mogę. ![]() Jednak jej słowa w ogóle do niego nie docierały. Kiedy wydawało się jej, że wykrwawi się tu na śmierć, John w końcu odkleił wargi od jej szyi. Spojrzał na Juliette przepraszającym wzrokiem i stracił przytomność, a jego głowa opadła wprost na jej biust. Dziewczyna gorzko się uśmiechnęła, po czym sama zemdlała. † Albert podniósł się z podłogi, sondując krytycznym wzrokiem swoje poszarpane ubranie. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak załatwić tej dwójce. Nie byli żadnym zagrożeniem dla jego życia, ale przez nich zmarnował sporo czasu. Podszedł do leżącej nieopodal dwójki. Nie miał ani ochoty na zabawę, ani chwili do stracenia. Musiał jak najszybciej to zakończyć i dogonić córki. Wtem usłyszał dochodzące zza rogu kroki. Odwrócił się i zobaczył nieznajomego mężczyznę w długich włosach. Ubrany był w grubą kurtkę, a połowę jego twarzy pokrywała zaschnięta krew. Przybysz rzucił w stronę wampira jakimś niezidentyfikowanym przedmiotem. Jak się okazało, srebrny nóż wbił się wprost w serce wampira. ![]() -Znowu… - warknął rozwścieczony. Postąpił kilka kroków do przodu i runął na ziemię. -------------------------------------------------------------------------- ![]() Imię: Tae Nazwisko: Nieznane Wiek: 7 Wzrost: 130 Znaki szczególne: Tatuaż pod lewym okiem Pochodzenie: Japonia (hahaXD) Ostatnio edytowane przez scarlett : 28.10.2008 - 16:17 |
![]() |
![]() |
![]() |
#144 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
O żesz kurde
![]() Kocham te odcinki ![]() Błędy zostawiam innym ![]() Teraz wyszła prawdziwa natura Johna <szatan> Czyli krew ludzka uzdrawia wampiry? ;> Wszystko staje się logiczne ![]() 100/10
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 14.10.2008 - 14:56 |
![]() |
![]() |
![]() |
#145 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
o mamo. orgazm. to było .... to było .... je cię kręcę, nie umiem się wysłowić. muszę ochłonąć.
|
![]() |
![]() |
#146 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Dzięki Wam
![]() Może ktoś jeszcze wyrazi swoją opinię, jakieś wrażenia czy coś? ^^ |
![]() |
![]() |
![]() |
#147 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Ładne zdjęcia, ogólnie masz talent. Mam pytanie co do zdjęć. 6 i 7. Jak to zrobiłaś? To pewnie w jakimś dodatku dochodzi taka reakcja?
|
![]() |
![]() |
#148 | |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]() Cytat:
![]() -to "za sobą" jest zbędne ![]() -bez tego "stały" ![]() -kałużę ![]() Na razie znalazłam TYLKO tyle błędów, ale są NIEOMYLNI ![]() Ty farciaro... Masz talent, co tu dyskutować ![]()
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 14.10.2008 - 16:30 Powód: poprawka |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#149 | |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() Cytat:
Do 6 uzyłam pudełka ze wszystkimi interakcjami dochodzącymi w osiedlowym zyciu, ale trzeba do tego mięc właśnie OŻ. Oglądaj obłoki czy coś takiego. 7 to z tego co pamiętam albo gorące pocałunki albo wyściskaj ![]() |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#150 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Serio? Nie skapnęłam się <idiotka>
Czekam na dalsze odcinki. |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 5 (0 użytkownik(ów) i 5 gości) | |
|
|