![]() |
#141 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Odcinek jak zwykle świetny!
![]() Max już może nie wracać do domu. Kate go zamorduje za zostawienie małej bez opieki. ![]() Wendy oglądająca Szklaną Pułapkę ![]() Myślałam, że jednak poproszą Vivien o pomoc. Skoro nie chcieli, niech nie marudzą, że Max ich prowadzi tak a nie inaczej. ![]() Nie wierzę, że Alan nie żyje... Mówił o odstawieniu szopki, więc pewnie udaje ![]() Eva- czemu ma nazwisko Brown a nie Thomas? Działa mi na nerwy. Co z jej "ciążą"? Czyżby wszyscy poszli do Firmy? Wendy stala u stóp schodów? A nie czasem u szczytu? Było kilka literówek. Uwielbiam Twoje poczucie humoru ![]() Nie bylo Viv i Briana... ![]() Szkoda, że tylko 4 zdjęcia. Nie doczekam się kolejnego odcinka!
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#142 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() XII ![]() Vivien gwałtownie skręciła w boczną uliczkę. Już od niemal godziny podążała za srebrnym vanem. Jadący w nim ludzie, a może powinna powiedzieć, wampiry… Bądź co bądź, musieliby być kompletnymi idiotami, żeby nie zauważyć śledzącego ich od tak długiego czasu samochodu. Osobiście nie uważała ich za takich. Mogli być na swój sposób szaleni, ale na pewno nie głupi. Dlaczego więc jej nie powstrzymywali? Nawet nie próbowali jej zgubić. Musiała przyznać, że porwała się z motyką na słońce, ale szło jej całkiem nieźle. Na razie. Kobieta pozwoliła wyprzedzić się czerwonemu oplowi. Wcześniej nie mogła zakamuflować się za żadnym samochodem, gdyż jechali jakąś wąską, praktycznie nieuczęszczaną drogą. Cholera wie, dokąd ona prowadzi. Nagle do głowy przyszła jej pewna myśl. Co, jeśli chcieli ją gdzieś zwabić? Specjalnie miała sądzić, że pozostaje niezauważona, a w rzeczywistości sama pakowałaby się w pułapkę. Vivien nie miała jednak innego wyjścia, jeśli chciała dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi i za co zginął Joe. ![]() Sięgnęła po komórkę, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła czwarta. Wyglądając przez okno można było sądzić, że jest później. Pewnie będzie padać. Vivien już miała rzucić telefon na sąsiedni fotel, kiedy przez myśl przebiegł jej pewien pomysł. Nie, to absurdalne, nie będzie zniżała się do takiego poziomu, doskonale sobie poradzi. Odłożyła komórkę i skupiła się na drodze. I tak nie miała numeru Maxa. Opel skręcił na najbliższym skrzyżowaniu i znów znalazła się tuż za podejrzanym pojazdem. Godzinę wcześniej wyjechali z garażu przy tym samym domu, który Vivien obserwowała przez dobry kawał czasu. Dotąd nie opuszczali tego miejsca, z wyjątkiem dwóch razów. Zapewne wtedy przywieźli do siebie Maxa, wracając za pierwszym razem. Następstw drugiej wycieczki nie znała i nie mogła ukryć, że cały czas ją to gryzło. I kim oni byli!? Chwila zamyślenia mogła okazać się ostatnią chwilą w jej życiu. Kobieta ponownie znalazła się myślami na drodze. Zaskoczyła się nagłym zachowaniem vana. Jedna część tylnych drzwi uchyliła się nieznacznie, a zza nich wyłoniła się czyjaś ręka. Vivien wpatrywała się w nią z zainteresowaniem. Nie zauważyła nawet, kiedy przyspieszyła. Drżąca wskazówka na liczniku prędkości coraz bardziej się unosiła. Van musiał także przyspieszyć, gdyż odległość między nimi wciąż pozostawała taka sama. Kobieta gwałtownie zahamowała, rozchylając usta ze zdumienia. Słupy energetyczne, dźwigające ciężkie kable przemknęły jej przed oczami niczym klienci nowo otwartego centrum handlowego w trakcie polowania na promocje. Pomimo prędkości, z jaką poruszał się van, posiadacz owej ręki zdołał wyrzucić z pojazdu jakiś dość sporych rozmiarów przedmiot, który wtoczył się na jezdnię. Chcąc uniknąć zderzenia, Vivien zahamowała. Oczy rozszerzyły się jej z przerażenia, gdy spostrzegła, że na ulicy leży nieruchomy człowiek. Nie mogła jednak zrobić nic więcej, całkowicie straciła panowanie nad samochodem. Kręciła kierownicą jak oszalała, byle tylko nie rozjechać tego nieszczęśnika… Nie miała czasu, zastanawiać się, skąd się tam wziął i czy w ogóle żył. Samochód robił, co chciał. Mogła jedynie dziękować losowi, że nie przejeżdżało tędy żadne inne auto. Kraksa gwarantowana. Robiła, pomogła, aby zjechać na sąsiedni pas. Zwolniła hamulec, mając nadzieję, że zwolnienie kół jakkolwiek pomoże. Wjechała na prosty odcinek drogi kiedy stało się coś, czego nie sposób przewidzieć. Nie mogła wiedzieć, że tuż przed nią znajduje się średniej wielkości dziura w asfalcie. Wciąż rozpędzonym kołem zahaczyła o teoretycznie niewielkie wgłębienie. Auto obróciło się o dziewięćdziesiąt stopni, pomimo rozpaczliwej walki Vivien. Cokolwiek robiła, było bezskuteczne. Zaledwie mgnienie oka później poczuła gwałtowny wstrząs i uderzyła głową najpierw w zagłówek, następnie w kierownicę. Pieprzona poduszka, nigdy nie można było na nią liczyć! Samochód zderzył się z betonowym słupem, który ani drgnął. Czego nie można było powiedzieć o aucie – cały tył został roztrzaskany, wokół walały się szczątki świateł, tablicy rejestracyjnej i plastikowych części. Oszołomiona Vivien podniosła głowę z kierownicy i uniosła powieki. Ciepła krew zalewała jej oczy, więc i tak za wiele nie zobaczyła. Głowę miała tak ciężką, jakby ktoś wymienił jej mózg na jakiś stalowy kloc. Kobieta chciała jak najszybciej wyjść z samochodu i sprawdzić, co z tamtym człowiekiem. Nie była jednak w stanie nawet kiwnąć palcem w bucie. -Pieprz się – warknęła do obecnego tylko w jej głowie Abrahama, który już wzywał ją do siebie na piwo… ![]() Oparła głowę o jakże wygodną kierownicę i zanim zdążyła chociażby pomyśleć o zamknięciu oczu, straciła przytomność. ∞ Joe Craft, niespełna trzydziestoletni, przystojny mężczyzna oraz nieco młodsza od niego kobieta, Vivien Taylor, ukryli się w pomieszczeniu oddzielonym od korytarza jedynie starymi, skrzypiącymi drzwiami. -Jesteś pewna, że chcesz iść ze mną? – spytał, chwytając kobietę za lepką od potu dłoń. -Nie zaczynaj tej swojej śpiewki – odparła, wpatrując się uparcie w drzwi – jedziemy na tym samym wózku. -Przeze mnie – Joe cofnął się o kilka kroków. Z łoskotem wpadł na jakąś szafkę. -Cicho! – syknęła – Mieliśmy wejść tu niezauważeni! A ty robisz sobie zastępczy dzwonek do drzwi. -Skąd mogłem wiedzieć, że coś tu stoi, ciemno jest! Mężczyzna chwilę pogruchotał jakimiś przedmiotami, wydającymi ni to metaliczne, ni szkliste dźwięki. -Joe? Co ty tam wyprawiasz? Vivien podeszła do swojego narzeczonego, próbując przez ramię mężczyzny dojrzeć, co robił. Obrócił się gwałtownie i omal nie wybił jej połowy zębów. Spiorunowała go wzrokiem, jednak pośród panujących ciemności nie było sposobu tego dojrzeć. -Spójrz – rzekł, wyciągając przed siebie zakrwawione dłonie – Udało się! -O czym ty mówisz? Kobieta przybliżyła dłonie mężczyzny do swoich oczu. Kompletnie nic nie widziała. Wreszcie udało jej się zidentyfikować substancje, która zaczęła lepić jej się do rąk. Westchnęła głośno. -Nawet nie zdążyliśmy wejść do środka, a ty już krwawisz. -To nie jest moja krew – odpadł z niewiarygodną ekscytacją – Udało nam się! -Udało? Znalazłeś jakiegoś trupa? -W ogóle nie słuchasz, co do ciebie mówię! Thomas zasugerował mi, czego powinienem szukać. -Nic nie mówiłeś na ten temat… -Nie powiedział mi wprost, ale… -Ten dziad pewnie nigdy nie mówi nic wprost. -Zawsze mówi wprost, po prostu sam nie wiedział, o co właściwie chodzi… -Też mi szef – podsumowała – Ma szczęście, że nie mój. -Ale – kontynuował – Jestem pewien, że znaleźliśmy w końcu jakiś istotny dowód i wskazówkę! -Niby, że ta krew? ![]() -Dokładnie – odwrócił się na chwilę, aby powrócić do poprzedniej pozycji z małym słoiczkiem w dłoni – Trzymaj, musimy wziąć kilka ze sobą. -Dalej nic nie rozumiem – poskarżyła się, przyjmując coraz to nowe szklane pojemniki. Zauważyła, że niektóre z nich zawierały jakąś jasną substancję. -Trzeba było przyłączyć się do Firmy, nie musiałbym ci tłumaczyć wszystkiego po sto razy – rzucił coś w stronę kobiety - Trzymaj jeszcze tą. -W życiu tego nie zrobię. Wiesz, że nawet jeśli by mnie przyjęli, w co szczerze wątpię, byłabym jakimś… odmieńcem. -Wydaje mi się, że Thomas przyjąłby cię z otwartymi ramionami. Nie bierz tego do siebie, ale on zawsze miał słabość do nieco… odmiennych osób. -Dzięki… -Poważnie. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki przełom mógłby się stać dzięki twojej osobie! Ile razy musieliśmy wysłuchiwać jego narzekań, że brakuje mu ludzi… -Możesz mu powiedzieć, że jeśli o mnie chodzi, to się może w dupę pocałować. -Czyli jednak mam mu powiedzieć o tobie? -Och, zamknij się wreszcie, zabiję cię, jeśli to zrobisz. -Rewolucja pożera własne dzieci… - wymamrotał pod nosem, wpychając coś do, jak się okazało, zbyt małych kieszeni. -Co? -Mówiłem, że to dość niewdzięczne zabić własnego nauczyciela. -przepraszam, panie profesorze… Idziemy już? Więcej tego gówna nie uniosę, cokolwiek to jest… -Właśnie to mam zamiar sprawdzić – co to jest. -Chodźmy już, nudzi mi się – uśmiechnęła się i podeszła do okna, którym wcześniej weszli. Nie będzie już tak łatwo, oboje z byli cali obładowana słoikami. Wyszła pierwsza, gramoląc się ze słoikami pod pachą. Zeskoczyła po sąsiedniego pomieszczenia, które połączone było z poprzednim za pomocą tegoż właśnie okna. Z jednym wyjątkiem – patrząc od tej strony, znajdowało się tuż pod sufitem. Przez nieuwagę rozbiła jeden słoik. Jeden w tą czy w tamtą, bez różnicy… -Joe? Pospiesz się! – krzyknęła - Co ty tam robisz? Potrzymam ci słoiki, jeśli boisz się, że je stłuczesz… W końcu go ujrzała, a raczej kawałek narzeczonego. Stanął w oknie, wystawiając plecy na zewnątrz. -Zwariowałeś? Co ty wyprawiasz? Chodź tutaj, zanim się zorientują… -Za późno – jakiś głos z poprzedniego pomieszczenia wmurował ją w posadzkę. Znaleźli ich. To koniec? -Joe? – szepnęła błagalnie – Chodź tutaj… Życzenie spełniło się. Pustymi ścianami wstrząsnęło echo pojedynczego wystrzału. Chwilę potem Joe runął w dół, wpatrując się w jakiś odległy punkt. Vivien wpatrywała się w inny punkt – małą kropkę na jego czole, która pozbawiła go życia, przez którą patrzył na nią tym nieobecnym wzrokiem. Ręce odmówiły jej posłuszeństwa, wypuściła z nich wszystkie trzymane przez siebie przedmioty. Nie obchodziły jej ani trochę. Wszystko, na czym jej zależało, leżało tuż przy niej. Nie żył… On nie żył… Nie mogła uwierzyć, że to było prawdą. Przecież to Joe wprowadził ją w ten pieprzony świat, dzięki niemu była tym, kim jest dziś. I co z tego miał? Co ona z tego miała? Ze łzami w oczach pobiegła ile sił w nogach. Musiała uciec. Chociaż ona musiała przeżyć. Tylko po co? I dla kogo? ![]() ∞ -Patrz – Juliette wyjęła z szuflady małe etui. Otworzyła je i wyjęła ten sam przedmiot, którego się spodziewała – Poznajesz? John wziął od niej okulary i zaczął oglądać ze wszystkich stron. Skądś kojarzył te dziwne brązowe oprawki… -Okulary Thomasa? Kobieta kiwnęła głową. -Skąd się tu wzięły? -To chyba oczywiste… Musimy powiedzieć reszcie, może szef gdzieś tu jeszcze jest. -Przecież nikogo tu nie ma – John zaczął grzebać w kolejnych szufladach – Mam nadzieję. Gorzej będzie, jeśli nagle wrócą. -Mogli go przecież zostawić, pomyśl… Zaraz wracam. Juliette wyszła na korytarz, nawołując pozostałych. Po chwili ujrzała zbliżającego się do niej Henry’ego. Spojrzała na jego majestatyczne, piękne oblicze. Wyglądał niczym porcelanowa lalka z tymi dużymi, głębokimi oczami, w których zobaczyć można było najmniejszą iskrę emocji płynących z wnętrza jego duszy. Nie wspominając o budowie ciała mężczyzny. Umięśnione ramiona i tors, chociaż skryte pod cienką koszulką, wciąż sprawiały oszałamiające wrażenie. Powolnym ruchem odgarnął z twarzy wpadające mu do oczu włosy. Uśmiechnął się przy tym tak niewinnie, że można było pomylić go z aniołem. Aż niewiarygodne, że miał już trzydzieści lat… -Co się stało, że tak wrzeszczysz? – spytał – Znaleźliście Thomasa? -Prawie… Chodź tu, sam sobie zobacz. Weszli do środka i Juliette już miała pokazać Henry’emu okulary, jednak stanęli niczym słupy soli, wpatrując się w Johna. ![]() -Dziwne, nie? – spytał blondyn, pokazując im umazane krwią dłonie – Nie ma tego tu zbyt dużo, ale nie mam pojęcia, co to jest… znaczy no po co… Sami sobie zobaczcie. Ustawił na blacie stołu w małym rządku kilka buteleczek. Henry chwycił jedną, obejrzał ze wszystkich stron i nie doszedłszy do żadnych wniosków, odkręcił ją. -Ale śmierdzi – skrzywił się – Jakoś dziwacznie, to chyba nie jest zwykła krew… -Mówiłem przecież! – oburzył się John – Musimy się jakoś dowiedzieć, co to jest… -Eva Brown. Ona pewnie będzie umiała to sprawdzić – stwierdziła Juliette – Chociaż, nie odbierała ostatnio telefonu… Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje. -Jakoś ostatnio nikt nie wie, o co chodzi – John wepchnął Juliette kilka buteleczek – Weźmy to ze sobą i poszukajmy Thomasa, może tu jest i nawet żyje. -Zapewne kuli się w jakimś kącie ze strachu – podsumował Henry, pakując butelki do znalezionego w pokoju plecaka. Ostatnio edytowane przez scarlett : 01.03.2009 - 19:24 |
![]() |
![]() |
![]() |
#143 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
no, ten tego.
bardzo udany odcinek, jeszcze raz powiesz, że nie, to odgryzę Ci po prostu głowę ^^ nie do wiary, że Viv nie ma numeru Maxa.... ![]() ciekawie... jakim odmieńcem musi ona być, że taką niecekawą ma przeszłość ? Tak samo nie spodziewałam się po niej, że ma, przepraszam, miała narzeczonego. Nie podejrzeałabym Johna, że lubi się babrać w krewce ![]() Świetnie opisałaś Henry'ego. Jak lalka... łaał ^^ i jak zwykle - czekam z szatańską niecierpliwością na nastęny odcinek ^^
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 14.02.2009 - 16:52 |
![]() |
![]() |
![]() |
#144 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Gupi! gupi, beznadziejnie gupi Zdzich! już mu się za to oberwie. Jakoś tak dziwnie bez zdjęc, tak czegoś brakuje, zwłaszcza, że Twoje zdjęcia są prześwietne i zawsze z chęcią je oglądam, no cóż. Odcinek oczywiście świetny, zagadka staje się jeszcze bardziej zawikłana. Więc Vivien też jest w jakiś sposób powiązana z Firmą i Thomasem, hmmm wszystko to staje się coraz bardziej rozgałęzione. Czyżby tym nieszczęśnikiem, który został tak paskudnie potraktowany (wyrzucenie z pędzącego vana) był nasz biedny Alanek?
![]() I jaki piękny opis Henrysia, ![]() ![]() Ta dziwna substancja mnie intryguje, tak po części się domyślam do czego służy ... ale poczekajmy na rozwój wydarzeń. Kurczę dopiero przeczytałam odcinek, a już niecierpliwie czekam na następny ehhh ... |
![]() |
![]() |
#145 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Świetny odcinek i nie marudź
![]() Dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy o Vivien. Też nie miała za ciekawie... Biedna ![]() Uwielbiam ją za te wszystkie teksty. ![]() ![]() Podejrzewam, że to Alanka wyrzucili z wozu. Pewnie żyje, więc szkoda, że został poturbowany. Podejrzewam do czego służą te buteleczki. Piękny opis Henrysia! ![]() Zabić Zdzicha! Nie doczekam się nowego odcinka!
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#146 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Och, Zdzicha to ja zabiję osobiście.
![]() Ten piękny opis nieziemskiej urody Henrysia nieco wynagrodził mi brak zdjęć. Ciekawa jestem czy egzorcyści znaleźli podobne słoiczki, które były przedmiotem tak intensywnych poszukiwań Joego. Szkoda że się nie udało za pierwszym razem. Biedny, biedny Alanek... ![]() Cytat:
- ...nie sposób było tego dojrzeć - substancję - Przepraszam... (z wielkiej litery ![]() Mówiłam, że mało? ![]() Ostatnio edytowane przez Callineck : 15.02.2009 - 01:12 |
|
![]() |
![]() |
#147 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Z okazji mojego wspaniałego kombeku i modernizacji Zdzisława następuje mała aktualizacja
![]() Do odcinka nr X doszły 2 zdjęcia, nr XI wzbogacił się o aż jedno a najnowszy, czyli XII, o wszystkie ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#148 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Zdjęcia boskie, najlepszy oczywiście Henryś
![]() Jak to dobrze, że Zdziśkowi się polepszyło, robisz świetne zdjęcia ze znakomitych ujęć i dopełniają one perfekcji Twojego dzieła. <znowu kocha Zdzisława i cały czas scarlett> Odc. X - genialna poza Anais ![]() ![]() Odc. XI - Henryś jest piękny... Prawie równie dobre "naradzające się" tło ![]() Odc. XII - Całkiem niebrzydki ten Joe... A u Viv jaka zmiana w wyglądzie! Najlepszy jednak jest ubabrany Johnuś ![]() Ostatnio edytowane przez Callineck : 01.03.2009 - 23:15 |
![]() |
![]() |
#149 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
ostatnie zdjęcie zdecydowanie najlepsze
![]() ![]() Genialne też są zdjęcia z Anais i mną ;D Geniusz! <kocha Zdzisława> przyznaj się, ile włączeń Cię to kosztowało? Czy odkrywasz uroki normalnej gry? <uhahana>
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] |
![]() |
![]() |
![]() |
#150 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Piękne zdjęcia!
![]() Vivien to na pewno ta sama simka ![]() Fajny ten Joe ![]() ![]() Ja chcę nowy odcinek! ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|