![]() |
#162 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Fajna wstawka
![]() ![]() Wszyscy już chyba powiedzieli to, co chciałam. Biedny John, Max z Aidą ![]() ![]() A tak w ogóle to foch ![]() Kiedy nowy odcinek?
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#163 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] |
![]() |
![]() |
![]() |
#164 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Swoją drogą to to akurat Maksiowi zbytnio wielkiej przeszkody nie robi
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#165 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
Niby tak, ale wiesz...
![]() ![]()
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] |
![]() |
![]() |
![]() |
#166 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Niby mówią, że stara miłość...
![]() Lena nikogo nie dorwała, sam chciał ![]() |
![]() |
![]() |
#167 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]() XIII ![]() Lena zatrzymała samochód tuż przy płocie pomalowanego na żółto domu. Max mruknął coś na pożegnanie i wysiadł z auta. Zatrzasnął za sobą drzwi i zaczął kierować się do mieszkania, gdzie już czekała na niego mięciutka sofa. Dopiero w połowie ścieżki przypomniało mu się, że w sumie lepiej by było, gdyby się tam w ogóle nie pokazywał. Zostanie zjedzony za zostawienie Wendy i niesłusznie oskarżony o zniszczenie drzwi. Znów będzie obrywał za tego idiotę... O kant dupy rozbić taki dom, gdzie ani chwili spokoju… Jakby na zawołanie jego oczom ukazał się jakiś nieznajomy samochód, stojący na jego własnym podjeździe. Max podszedł bliżej, jednak nadal nie przypominał sobie, żeby znał posiadacza tego auta. Może był ślepy, ale dopiero teraz zauważył, że cały tył auta był potłuczony, a wielu jego części po prostu brakowało. Obszedł pojazd dookoła, potykając się o wystającą cześć zderzaka. -Co do cholery… - wymamrotał, wymierzając kopniaka w tylną oponę – Kate cię kupiła i tak urządziła? Zajrzał do środka przez przednią szybę. Mina mu całkiem zrzedła, gdy ujrzał kierownicę co nieco umazaną krwią. ![]() Mogło mu się wydawać, było w końcu dość ciemno a jedyne źródło światła stanowiła niewielka latarnia na ścianie tuz obok drzwi. Chciał poświecić sobie komórką, ale jak na złość zostawił ją na kanapie, gdzie jeszcze niedawno tak miło sobie drzemał. Musiał być bardzo zmęczony drzemką i po prostu zapomniał o telefonie. Popędzony myślami, że coś mogło, albo może się stać, szybkim krokiem ruszył do rozwalonych drzwi. Wpadł do domu, przy zamku przeklinając Johna na czym świat stoi. -Kate?! – krzyknął na całe gardło, wprawiając w drżenie kieliszki z cienkiego szkła, ustawione równiutko w kredensie – Jest tu kto? Odpowiedziało mu tylko milczenie. Skoro Wendy się nie darła, musiało się coś stać. Skierował się w stronę schodów. Połowie drogi stanął jak wryty. Kątem oka dostrzegł jakiś ciemny kształt, poruszający się w salonie. Cofnął się kilka kroków i zza drzwi obserwował nieznajomego mężczyznę. Mężczyznę! Masz ci los, czego się doczekał we własnym domu, żeby sobie kochanków sprowadzano na jego ulubioną kanapę! On przynajmniej nie przyprowadza swoich do domu! Kipiący ze złości Max kopnął drzwi i wparował do środka. Mężczyzna odziany w garnitur z lekko połyskującego materiału zwinął się w kłębek, jęcząc coś pod nosem. Maxowi przez chwilę zdawało się, że kojarzy skądś ten głos. -Spieprzaj stąd, to moja kanapa! – ryknął, potykając się o pozostawione na środku podłogi cymbałki. Mężczyzna ziewnął i nie zmieniając pozycji zaczął macać powietrze wokół siebie. Gdy krążąca wokół dłoń niczego nie znalazła, nieznajomy powoli podniósł się do pozycji siedzącej. W tej samej chwili Max rozpoznał dwie rzeczy: swój własny garnitur i tożsamość mężczyzny… ![]() Alan Thomas spojrzał na gospodarza oczami, które wyglądały przedziwnie bez przesłaniających je zwykle okularów. Bujny zarost również robił swoje. -Max, miło cię widzieć – rzekł w końcu. Młodszy mężczyzna stał osłupiały. Po jaką cholerę jeździli w tą i powrotem szukając szefa, kiedy ten w najlepsze wylegiwał się w jego salonie?! -Co pan tu robi? – wydusił z siebie, kolejny raz następując na cymbałki. Zirytowany wykopał je na drugi koniec pokoju – Myślałem, że… Nie, nieważne. -No co? – Thomas podchwycił temat – Co sobie o mnie myślałeś? -No mówię przecież, że nic! -Duby smalone! – wykrzyknął szef, wykonując automatyczny gest, jakby chciał poprawić nieistniejące okulary. -Że co? -Nic. Bądź tu mądry i z takim dyskutuj… -No to w końcu dowiem się, co pan tu robi? -Przywiozła mnie tu jakaś kobieta… Jak jej tam… Vilien? Nie. Vimen? -Co? Ona tutaj jest? To musiał być jej samochód. Max przypomniał sobie ich wspólny wypad z okna. Biedne auto, to musiała być Viv. -Najprawdopodobniej. -A gdzie pan był przez ten cały czas? -Nie uwierzycie, nie uwierzycie! Zamknęli mnie! Rozumiesz? Mnie, który ma uczulenie na kurz! Zamknęli w jakiejś brudnej celi! Musiałem siedzieć w samej bieliźnie, w dodatku nie mogłem jej zmieniać i co chwilę nachodziły mnie jakieś dwie straszne kobiety… I ta sytuacja wydawała się Maxowi co nieco znajoma… -Byliśmy tam dziś. Zresztą i ja spędziłem tam trochę czasu nieco wcześniej. -Ty też? – zdziwił się Thomas – Też cię torturowały?! Max chwycił się za głowę w geście ubolewania. -I to jak… Ale co chwila zbacza pan z tematu, panie szefie. Też wyskoczyliście z okna wprost do śmietnika czy co? -Słucham? Ja? Masz nierówno pod sufitem czy co? -Tak przez przypadek spotkaliście się z Viv na ulicy, czy co? -A, o tym mówisz… - Thomas podrapał się po zarośniętym podbródku - Jest tu gdzieś Victoria? -Czemu miałaby tu być? -Tak sobie tylko myślałem… Ona jest lepsza w takich opowieściach. Ale to nic, i tak nie była w temacie. Ale… nie, nie potrafię o tym mówić… - zaszlochał – Eva… Zabiłem moją żonę! -Co?! Thomas opisał Maxowi całą sytuację, począwszy od spotkania z Evą Brown w celi, poprzez wypadnięcie z vana i przyjazd tutaj. Max jeszcze chwilę pozostał w zadumie, przycupnąwszy na skraju niewysokiej szafki. -Oni są aż takimi idiotami? – spytał, bawiąc się drewnianym wazonem. Miał ochotę rzucić nim w głowę szefa – Myśleli, że pan nie żyje, a żył? W sumie to mogli udawać, że… Alan Thomas gwałtownie uniósł dłoń. -Nie filozofuj mi tutaj, synu! Nie wiesz, o czym mowa, to się nie mądruj. Może kiedyś wam powiem, teraz nie czuję się na siłach – teatralnie odkaszlnął, sprawiając, że dalsze słowa wypowiedział zachrypniętym głosem – Bardziej dziwi mnie, że przetrwałem upadek na jezdnię… Chociaż… -No? -Nic, nic. Nie szukaj już dziur w całym, co chwila zadajesz mi jakieś niewygodne pytania. Lepiej mi powiedz, co się działo pod moją nieobecność! Jak już wszystko ogarnę musimy wziąć się za zemstę na moich oprawcach! Swoją drogą, była tam taka jedna… Wydaje mi się, że mógłbyś ją znać… -Taa – westchnął. Max poruszył się niespokojnie, wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo. Jego wspaniały instynkt nie zawiódł – chwilę potem w drzwiach stanęła Kate ze swoją towarzyszką. -O, to właśnie ona! – ożywił się Thomas, wskazując palcem Vivien Taylor – Ciekawe skąd znała twój adres? -Też mnie to zastanawia – burknął w stronę kobiety, lustrując wzrokiem jej poturbowaną twarz – Miłe lądowanie w śmieciach? -Tym razem zderzenie ze słupem – odparła cukierkowym głosem – Nie śpieszyło ci się do domu… -Nie rób za moją matkę! -Nie zapomniałeś o czymś? – spytała Kate, gniewnie krzyżując ramiona. Max wyglądał, jakby coś sobie przypominał. -Chyba nie. Zaczęła wyliczać kolejno na palcach. -A ja? A twoja córka? Obiecałeś naprawić kran w kuchni, już dwa tygodnie cieknie! A nasze drzwi, które ktoś roztrzaskał? -Daj mi spokój, kobieto! Pogadaj sobie lepiej z tym swoim wynaturzonym bratem, to wszystko jego wina. Sama nie jesteś bez winy! – wskazał zamaszystym gestem na Thomasa, grzecznie siedzącego na kanapie – Czemu on ma na sobie MÓJ garnitur? -Przyjechał tu w samych gaciach… Chciałam dać mu coś innego, ale kategorycznie odmówił. Uparł się na garnitur nawet, jeśli wciskał się w niego na siłę… Max zaczerpnął wielki haust powietrza. Uspokój się, nie pozwól wejść sobie na głowę. Teraz trzeba wziąć się za drugą babę, a z tą nie pójdzie już tak łatwo. Zwrócił się więc do Vivien. -Co ty tu właściwie robisz? -To chyba oczywiste. Przywiozłam wam waszego szefa… ![]() -Kim ty w ogóle jesteś, co? Thomas jakoś nie wyglądał na takiego, który cię zna… -Bo nie zna – zawahała się – Nie do końca. -To znaczy? Kobieta odwróciła się plecami i zaczęła kierować się w stronę wyjścia. -Nieważne, i tak już się zbierałam. Zrobiła kilka kroków i zatrzymała się, gdy ktoś gwałtownie chwycił jej ramię. Wyrwała się z uścisku Maxa i spojrzała mu prosto w oczy. -Czego ode mnie jeszcze chcesz? – warknęła – Chyba wystarczająco dużo dla ciebie zrobiłam, mógłbyś dać mi już spokój! -Cicho, cicho! – w wymianę zdań włączył się Alan Thomas – Robicie z igły widły! Proponuję, żebyśmy wszyscy pojechali do mojego gabinetu, tam sobie pogadamy… Już się nie mogę doczekać tego widoku i gorącego powitania! -Jest środek nocy – Max zgasił jego entuzjazm – Tłumów to tam nie będzie. -Musimy ratować moją żonę! Idziemy! Mężczyzna popchnął Maxa w stronę, jak mu się wydawało, wyjścia. Wielkie było zdziwienie Thomasa, kiedy drzwi, które otworzył okazały się być drzwiami suwanej szafy… ∞ -Jesteście pewni, że to w tą stronę? Henry zerknął na Johna z ukosa. Ciekawe, który to już raz… Juliette popchnęła go na przeciwległą ścianę. -Zamknij się… -Co ja takiego powiedziałem? – jęknął blondyn, drepcząc za wciąż prześladująca go dwójką. Nie miał pojęcia, że Firma jest tak duża. I pomyśleć, że Eva Brown przesiadywała tu całe dnie. W sumie nic dziwnego, że stamtąd nie wychodziła – komu chciałoby się pokonywać taką drogę… Chyba, że faktycznie szli nie tam, gdzie trzeba. Wreszcie udało im się dotrzeć do celu. Przeszli przez drzwi, które wyglądały identycznie jak te, które mijali wiele razy po drodze. Wewnątrz panowała całkowita ciemność. Wtoczyli się do środka, wpadając raz po raz na siebie lub inne niezidentyfikowane przedmioty. -Nie pchajcie się! – krzyknął Henry, macając ścianę – Nigdy nie znajdę tego cholernego… o jest. W pomieszczeniu cicho zaburczało, po czym kilka niewielkich lamp zamrugało, aby w końcu swoim ostrym światłem oświetlić dotychczasowe ciemności. -No, to jesteśmy – oznajmił Henry, krzywiąc się na widok Johna i Juliette, podziwiających otoczenie niczym para turystów, którzy pierwszy raz zobaczyli wieżę Eiffla. Sam mężczyzna zaczął wykładać na stół małe buteleczki z dziwnymi substancjami, które znaleźli kilka godzin temu. -Też tu nigdy nie byłaś? – spytał John, skubiąc palcem odpadający tynk. -Po co? Jakoś nigdy mnie to nie interesowało – Juliette kolejny raz badawczym wzrokiem przyglądała się buteleczce - Teraz zresztą tez nie widzę potrzeby naszej obecności. Henry pewnie bał się tu przyjść sam… -Przestańcie pieprzyć – Henry troszkę się wkurzył - niech lepiej ktoś poda mi to gówno. Kobieta odkręciła trzymaną w dłoniach butelkę i od razu uderzył ją odór szamba i siarkowodoru. Czym prędzej oddała to Henry’emu. -Masz te swoje perfumy… -Za kogo ty mnie masz! – oburzył się, zatykając nos z obrzydzenia – Ej, John, nie dotykaj tego! Blondyn odwrócił się instynktownie, zwalając na podłogę stos niezidentyfikowanych płytek, które roztrzaskały się na milion kawałeczków. -O kurde, chyba nie da się posklejać… Henry stracił już wszelką cierpliwość. -O kurde? Gratuluję, właśnie rozwaliłeś sześć tysięcy dolarów. John wziął do rąk szczątki płytek i próbował je dopasować… Chyba jednak się nie dało. -Lepiej już niczego nie dotykajcie – warknął Henry – Reszta jest jeszcze droższa… Eva Brown urwie ci łeb, John… Blondyn uśmiechnął się przebiegle. -I tak się nie dowie, że to ja… Juliette szturchnęła go w bok i ostentacyjnie spojrzała na małą kamerę, umieszczoną w kącie. -Aha… Henry w tym czasie jako jedyny robił coś pożytecznego (liczył na premię na nowy samochód?). Wlał czerwono-buraczaną zawartość buteleczki do niewielkiej przegródki, stanowiącej część jakiejś dziwnej maszyny, żywcem wyjętej z jakiegoś filmu science fiction. Przynajmniej tak wyglądała. Zadowolony z siebie usiadł na fotelu i przyglądał się wirującej za szybką substancji. Pozostała dwójka na chwilę przerwała swoją wymianę zdań. ![]() -Bardzo ładne, ale po co w ogóle to robisz? – spytała Juliette, opierając się o stół. Na szczęście niczego kosztownego nie było w pobliżu. -Nie widać? – zdziwił się szczerze – No tak, skąd wy możecie wiedzieć… -Już zaraz ci pokażę, czego ty nie wiesz… – mruknęła kobieta. -Ten eee… - Henry próbował przypomnieć sobie skomplikowaną fachową nazwę – No… przyrząd, potrafi w prosty i szybki sposób rozpoznać skład chemiczny każdej substancji, podając dokładnie wszystkie jej składniki, zachowując przy tym ich proporcje. Jak się poszczęści, poda ich pochodzenie i spróbuje zgadnąć, co to do jasnej cholery jest… -Jemu też coś pokażę, jeśli ten szmelc tego nie zrobi. Pozostała dwójka spojrzała na Juliette z przerażeniem. Ona naprawdę była straszna… Henry raz po raz zmieniał pozycję na niezbyt wygodnym fotelu, John trzymał się jak najdalej od jakichkolwiek przedmiotów, a Juliette stanęła koło drzwi i nasłuchiwała. Zdawało jej się, że słyszy jakieś kroki. Uchyliła lekko drzwi i dźwięk nasilił się. Przynajmniej była pewna, że to nie buczenie lamp ani tej dziwnej maszyny. Niespodziewanie drzwi otworzyły się. Miała szczęcie, że otwierały się na zewnątrz, inaczej skończyłaby ze złamanym nosem. -W końcu cię znalazłem! – wykrzyknął zdyszany Antonio – Widziałem, że schodziliście na dół, ale jest tu tyle drzwi, że szukam i szukam… Juliette z odrazą ściągnęła brwi. -Śledziłeś mnie? -Ja? – oburzył się mężczyzna – Gdzie tam! Szukałem cię. -Po co? -Chodź ze mną, pokażę ci coś. -Teraz? Jestem trochę zajęta. -Doprawdy? – wtrącił Henry – Jakoś nie zauważyłem. -Sam mnie tu zaciągnąłeś! – przeniosła rozogniony wzrok na Antonia - Proszę bardzo, idziemy! ∞ -Panie przodem. Juliette, powstrzymując się od komentarza, przeszła przez wskazane drzwi. Tym razem sama wymacała włącznik świtała, jednak w tym pomieszczeniu lampy były o wiele słabsze i nie miały za wiele do oświetlania. Złuszczona i odpadająca ze ścian płatami farba, nieliczne stare meble, brud i trochę starych klamotów, to wszystko, co tu było. -Co to za graciarnia? Antonio nie odpowiadał. Juliette obróciła się, aby sprawdzić, co jest grane. Gdy tylko lekko przechyliła głowę, kątem oka ujrzała, co się święci. ![]() Antonio z szyderczym uśmieszkiem na twarzy obrócił w dłoni długi nóż. Ułamek sekundy później rzucił się na Juliette, celując jej prosto w serce. Gdyby kobieta odwróciła się chociażby chwilę później, leżałaby martwa u stóp Antonia. W zaistniałej sytuacji jedyne, co mogła zrobić, to unik. Chcąc uniknąć śmiertelnego dźgnięcia spróbowała odtrącić ramię mężczyzny, jednocześnie zmieniając swoją pozycję. Niestety miała na to wszystko zaledwie kilka krótkich sekund. Skrzywiła się, czując jak zimne ostrze przebija jej skórę i wbija się w ciało. Upadła na ziemię, a nóż pozostał w dłoni wściekłego Antonia. Nie tak miało to wyglądać. Zaciskając zęby podniosła się z brudnej posadzki. Nie miała pojęcia, co teraz robić. Musiała uciekać, nie miała żadnej broni. Zaczęła szukać wzrokiem czegokolwiek, czym mogła choćby na chwilę unieszkodliwić napastnika. Kto by pomyślał, Antonio! Dlaczego to robił!? Przecież byli po jednej stronie! Czuła, jak wraz z przepływającą pomiędzy zaciśniętymi palcami krwią wypływa z niej cała energia. Już dawno nie czuła się taka bezradna. Zawsze wydawało jej się, że jest w stanie zapanować nad każdą sytuacją, przewidzieć każdą ewentualność. Tym razem nieomal nie zginęła i wcale nie było pewne, czy w ogóle jej się uda przeżyć. Powstrzymując napływające do oczu łzy podniosła się na nogi, wciąż wypatrując potencjalnej broni. Gdy tylko wstała, Antonio z całej siły przywalił jej zaciśniętą pięścią w twarz. Nie zdołała utrzymać się na nogach i zwalając połowę gratów leżących na niskiej szafce, wpadła na nią. Teraz była na jeszcze bardziej straconej pozycji. Przyszpilona do ściany, skulona na szafce, stanowiła idealny i najprostszy cel, jaki można było sobie wyobrazić. ![]() -Czemu to robisz?! – krzyknęła, tłumiąc w sobie płacz – Co ja ci takiego zrobiłam!? Antonio uśmiechnął się gorzko, przekładając nóż do drugiej dłoni. -Co mi zrobiłaś? Nic. Wy wszyscy nic nie robicie! Nie myśl sobie, że jesteś jakaś wyjątkowa, wszyscy skończycie w ten sposób. Podzielisz los swojego szefunia… Co za kretyn! Mężczyzna zbliżył się do Juliette. Czuł teraz na swojej twarzy jej przyspieszony oddech. Wolną ręką pogładził ją po policzku, cały czas się uśmiechając. -Odwal się ode mnie! – krzyknęła, z całych sił odpychając go nogami. Zyskała dzięki temu kilka sekund, zanim ponownie się do niej dobrał. Wściekły zerwał się na nogi, a szyderczy uśmiech na dobre spełzł z jego twarzy. Zastąpił go wyraz takiej wściekłości, że Juliette jeszcze nigdy w życiu nie widziała takiej miny u żadnego człowieka czy nawet wampira. Już dłużej nie mogła powstrzymać łez. Spłynęły dwoma strużkami po jej po jej bladych policzkach, a ona sama błędnym wzrokiem szukała jakiejkolwiek pomocy. Palce prawej dłoni natrafiły na coś, co mogło się nadać. Tak zdesperowana była w stanie spróbować każdej możliwości. Chwyciła duży, nieco pordzewiały klucz płaski i gdy Antonio zbliżył się dostatecznie blisko, przywaliła mu nim w głowę. Oszołomiony mężczyzna upuścił nóż i zachwiał się na nogach. Podtrzymał się tej samej szafki, z której Juliette zeskoczyła jak oparzona. Kolejne graty pospadały na podłogę, robiąc przy tym niemało hałasu. Antonio zaczął macać otoczenie w poszukiwaniu noża, jednak narzędzie znajdowało się już w rękach kobiety. -I co teraz zrobisz? – spytała drżącym głosem, chociaż miała nadzieję, że brzmiał stanowczo. W jednej ręce trzymając nóż, w drugiej wciąż dzielnie dzierżąc klucz, powoli podeszła do byłego kolegi. Z połową twarzy pokrytą krwią już się tak nie wściekał i nie uśmiechał. Jedynie oczy pałały niezmierną nienawiścią. Czerwonowłosa miała już tego wszystkiego dość. Pogadają sobie później… Bez zbędnych ceregieli, jednak bardzo powoli, podeszła do Antonia i jeszcze raz przywaliła mu w głowę. Tym razem padł na ziemię bez świadomości. Kobieta opadła na kolana tuż obok niego. W tej samej chwili drzwi otworzyły się, a do środka wpadł John, a tuż za nim Henry. Przez moment stali bez ruchu, w osłupieniu próbując ogarnąć całą sytuację. John szybkim krokiem podszedł do Juliette, chwytając w Donie jej roztrzęsioną twarz. ![]() Spojrzał w jej zamglone, niebieskie oczy. Zazwyczaj żywe i pełne blasku, teraz patrzyły na niego, jakby nie należały do tej samej kobiety. -Ja… - wyszeptała, próbując uspokoić drżenie całego ciała – Nie wiem, co się stało… Po prostu… -Nieważne, dobrze, że żyjesz… - uspokoił ją John, zdziwiony, że w ogóle potrafią mówić w ten sposób. Jego wzrok padł na plamę krwi, odbijająca się na tle zielonej bluzki kobiety. -Henry… - zawołał John, szukając wzrokiem kolegi. Henry właśnie dochodził do wniosku, że Antonio wciąż żył. -Wiem, wiem, zaraz sprowadzę jakąś pomoc. Ostatnio edytowane przez scarlett : 08.03.2009 - 02:10 |
![]() |
![]() |
![]() |
#168 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
O matko...
Jeszcze się trzęsę z wrażenia. WIELKI POWRÓT DUMNEGO ALANKA!!! To teraz wiadomo, dlaczego uznali go za trupa, w końcu to dziecko wampirów ![]() Antonio jaki podły! Z nożem, na kobietę! Dobrze go załatwiła, chociaż pewnie nie jest dumna z tego, że się popłakała. Mam nadzieję, ze nic jej nie będzie. A gdyby było blisko nieszczęścia to Johnuś na pewno ją uratuje! ![]() W sumie bardzo ładne zdjęcie jak ze sobą rozmawiają ![]() Henryś nie tylko jest zabójczo przystojny ale także inteligentny! Jak rozpracował te wszystkie buteleczki, wiedział co do czego i ile kosztuje ![]() ![]() Biedny, biedny Maksio! Jak sobie, nie daj Boże, Alanek pomówi z Kate ![]() ![]() ![]() Dlaczego Viv nic nikomu nie mówi? Przecież Joe oddał za Firmę życie. Pewnie by chciał, żeby jego ukochana przyłączyła sie do reszty zamiast działać samotnie. A teraz lecim z błędami: ![]() Cytat:
- musiało - W połowie drogi... - zresztą - nieważne - zresztą, też - gratuluję - straszna - nieważne Ostatnio edytowane przez Callineck : 08.03.2009 - 16:04 |
|
![]() |
![]() |
#169 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
już czytam!
![]() o losie, wciąż jestem pod mega wrażeniem ![]() Juliette i Antoś... ta plama mi się nie podoba <krwi ofc> i mam małe przeczucie, że coś się z nią stanie... <ma zwidy, ale nie powie> Henry, mądralo jedna! Za śliczny i za mądry na geja ![]() A Maxio.... mój Maxio jakie rozkminki! ![]() ![]() A Alanek... łelkom bek! I w dodatku w garniaku Maksia... chciałabym go z nim zobaczyć ![]() ![]() Błędy wymieniła Call. a ta cała Viv mi po prostu nie leży ^^ <nie umie pisać porządnych komentarzy>
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 08.03.2009 - 10:21 |
![]() |
![]() |
![]() |
#170 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Świetny odcinek
![]() Niepokorna, po pierwsze Maksiu jest mój! ![]() Genialne zdjęcia. Jak bym dorwała tego całego Antonia w swoje ręce, to... nie byłoby co zbierać! Biedna Juliette, aż się popłakała... Po części rozumiem Viv. Straciła ukochanego i zamknęła się w sobie. Nie ufa nikomu. Biedny jej samochód. Alanek w garniaku Maxa. Kto by podejrzewał, że ma takie ciuchy w szafie ![]() Henry jest śliczny i taki inteligentny! ![]() Nie doczekam się kolejnego odcinka! ![]() Pisz szybko!
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|