Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 04.07.2008, 12:47   #11
Aleksandra
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Dużo książek zdarzyło mi się w życiu przeczytać, jednak widzę między nimi a tym opowiadaniem wielką różnicę Ja rozumiem, że akcja nie może rozwinąć się w pierwszym czy drugim odcinku na maksa, i że za szybki postęp akcji też nie jest dobry, ale chodziło mi o jakieś zaciekawienie czytelnika Może po prostu lubię innego typu historie
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 04.07.2008, 13:20   #12
Lira
 
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Jane

Cytat:
Napisał nicole3131 Zobacz post
no przecież w żadnej książce nic nie dzieje się od razu
Racja, książki potrafią być przez pierwszą połąwę bardzo nudne.

A co do Twojego opowiadania to podoba mi się. Masz bogate słownictwo, potrafisz dobierać słowa. Robisz często literówki, ale to nie są przecież błędy ortograficzne, więc można wybaczyć.

Cóż, fabuła jest trochę, jak narazie, niezrozumiała, ale jestem ciekawa co się wydarzy dalej.
Lira jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2008, 15:08   #13
Eclipse
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Podoba mi się^^.

Właściwie rzuciło mi się w oczy tylko jedno. Bo wiesz, masz bardzo bogate słownictwo, a tu nagle w jednym zdaniu użyłaś wyrażenia, iż "chodzi do roboty". Wiesz jakoś mi to nie gra.
Akcja jest trochę niezrozumiała, bo wtedy ten kosz, a teraz właściwie tylko jakaś kłótnia. No właśnie, parktycznie cały odcinek składał się z jednej kłótni.

Ale pożyjemy, zobaczymy. Będę czytała dalej.

9/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2008, 12:31   #14
Souris
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

ODCINEK 3

Kiedy Eddie odszedł już na dobre (patrzała kiedy wreszcie zniknie z zasięgu jej wzroku), pomyślała sobie, że jest nawet w porządku i czasem potrafi być miły. Oczywiście jeśli czegoś się mocno chce, to zawsze da się radę, ale wiedziała tez że nie chce z nim być. Może na początku związku byłby całkiem miły ale po kilku miesiącach pewnie by zaczął traktować ją jak śmiecia. Jest przystojny ale co z tego, w końcu wygląd nie jest najważniejszy. Co do Curtisa...hmm..." w porzo koleś", gdyby nie to, że od czasu do czasu gdy Eddie wyprowadzi go z równowagi (nikt nie umie robić tego lepiej niż on), to jest wściekły na cały świat przynajmniej trzy godziny. No i jego dziewczyna, tutaj jest problem, niby chłopak taki religijny, a tu przeszkoda. Ciekawe czy naprawdę zrezygnowałby z Jennifer jak często zapewniał Jane, która nienawidziła się ośmieszać.

Stała tak gapiąc się w okno i nadal rozmyślając, który z nich jest lepszy. Do żadnego wniosku nie doszła i uznała, że obaj na nią nie zasługują lub ona nie zasługuje na nich i wróciła do oglądania śmietnika. Chciała wsadzić tam rękę, naprawdę chciała, ale cholernie się bała. Myślała, że może już nie wrócić do Nowego Yorku, w którym wychowała się przez całe życie, nigdy nie była nawet na przedmieściach miasta. Kochała je mimo najgorszych wspomnień, ale przecież były też te najlepsze. Sądziła, że mała zmiana w jej życiu nie zaszkodzi, wręcz by się przydała, ale Jane była dosyć towarzyską osobą, także bez sąsiedniej duszy nie wytrzymałaby długo. Na koniec doszła do wniosku, że spyta Eddiego i Curtisa aby z nią tam weszli, to będzie dowód na ich miłość do niej.
Wyprostowała się bardziej i coś głośno strzyknęło w jej plecach. Grzbiet Jane bolał ją nieziemsko, ale dzielnie stała na nogach.
Między jej stopami przebiegła szara myszka, którą nazwała Polly.W kantorze miała swój własny kąt, małe miejsce w prawym kącie od wejścia, zrobiła je z pudła, a nad nim było kilkanaście innych pudełek do których zwierzątko nie mogło się dostać. Nie było tam nic ciekawego, tylko jedzenie dla Polly, Jane zawsze dawała jej kawałek sera czy innego przysmaku gdy zauważyła tylko, że w miseczce już nic nie ma. Tak stało się i tym razem, dziewczyna zapomniała na moment o istnieniu śmietnika, ruszyła w stronę pudełek, zrobiła dwa kroki i była na miejscu, bowiem kantor nie był zbyt duży.

Kiedy nachylała się do przedmiotu, usłyszała kroki w domu, tym razem były to wyraźne kroki, wcześniej Jane nie słyszała dokładnie, że ktoś idzie ale wydawało jej się to dosyć prawdopodobne. Czuła się bezpiecznie w kantorze, do którego nikt nie miał wstępu. Zaczęła dokańczać swe dzieło, wyjęła z pudła dorodny kawałek serka i podała go Polly, która rzuciła się na pożywienie jak zgłodniały dzieciach na butelkę mleka. Wyglądało na to, że nie jadła co najmniej od trzech dni, ponieważ starsza siostra Betie zajęta była tylko śmietnikiem i w ogóle nie interesowała się zwierzątkiem.
Kroki stawały się coraz wyraźniejsze, wydawało się jej, że tajemnicza osoba jest już w jej pokoju, tuż przy drzwiach do kantoru. Usłyszała zgrzyt, następnie trzask, wypowiedziane wyraźnie słowa: "POTEM POSZLI NA DNO" i w chwilę potem przejście otworzyło się....
....osoba, która wpadła do pokoju ubrana była w długą szatę z rocznika co najmniej 1500, płeć istoty nie stanowiła problemu do odgadnięcia dla Jane, oczywiste było, że jest to kobieta, rozpoznać ją było chociażby po rozczochranych, długich włosach.

Jednak było w niej coś dziwnego
"Jej oczy, tak to muszą być oczy" - pomyślała siedemnastoletnia dziewczyna, wydawały się być całkowicie pozbawione wyrazu, jakby straciła wzrok. Uwadze nie mogły ujść też olbrzymie blizny na twarzy, zdaniem siostry Betie, osoba mogłaby być nawet ładna gdyby nie te ślady i ślepia.
- Czego chcesz? Czego ode mnie chcesz? - krzyknęła przerażona Jane, a mysz ze strachem schowała się do nory. Zjawa nie odpowiedziała tylko ruszyła w stronę dziewczyny. Zrobiła dwa kroki w tył i potknęła się o stojące na ziemi pudło, natychmiast wstała. Kobieta zatrzymała się po kroku i "objęła wzrokiem" pomieszczenie, jednak zdawała się wcale nie widzieć Jane, można było nawet stanowczo powiedzieć, że nie wiedziała o jej istnieniu.Kręciła tak głową od lewej do prawej strony aż w końcu zobaczyła Polly...Podeszła do myszki, która chyba zrobiłaby wszystko aby teraz stamtąd uciec i powoli wyjęła ręce z kieszeni. Miała zamiar chyba wziąć to zwierzątko, przynajmniej tak wydawało się Jane. Nagle poczuła coś co później uratowało jej życie, coś jakby olśnienie? Podbiegła to młodej kobiety, a właściwie do tego co się znajdowało w zasięgu jej wzroku i natychmiast zabrała Polly.

Wzięła ją na ręce i wybiegła z kantoru najszybciej jak potrafiła. Przemknęła jak wiatr przez swój pokój, kuchnię i przedpokój, aż do głównej ulicy ruszała się jak tylko szybko mogła, w tym ani razu nie przewracając się, ani nie odwracając się za siebie.

W końcu zmęczona stanęła, bo nie słyszała aby ktokolwiek za nią biegł, po czym odwróciła głowę. Zjawa stała tuż za nią, jej wielkie oczy bez wyrazu, teraz wydawały się kipić wściekłością.

Widok człowieka zrobił na niej takie wrażenie, że przed oczami zrobiło się jej ciemno, zachwiała się i upadła na twardy cement...
...Aż dziwne, że nikt nie zwracał na nią uwagi przez cały dzień, prawda? Nie, to miasto nie miało ani trochę respektu do innych, co szósta osoba była normalna ale cała reszta...no po prostu była to wstrętna ludność. A akurat w tym czasie, gdy Jane leżała na ziemi, nikt z tej jednej szóstej nie przechodził tą ulicą, więc stanowczo można powiedzieć, że miała pecha dziewczyna.
Jeden z wandali przeniósł ją z czystej przyjemności w najciemniejszy kąt ulic, bo myślał sobie, że to jakaś obca niewiasta pojawiła się na ulicach Nowego Jorku, a zemdlała z powodu widoku wielkich wieżowców i apartamentowców, więc nie odnajdzie powrotnej drogi z tego zaułku.

Potem uciekł z Slamensim (z tej dzielnicy gdzie zostawił dziewczynę), za śmiechem na ustach, chichrając się na głos.
Jane ocknęła się wieczorem, gdy dzwony kościelne wzywały na kolejną mszę. Leżała skulona na ziemi, a po chwili przyłożyła dłoń do czoła, nie było krwi, właściwie to czuła się nawet dobrze gdyby nie bolące nogi.

Powoli zaczęło do niej wszystko docierać. Od spotkania z Eddiem poprzez grzebanie w śmietniku, aż do widoku oczu kobiety...Wróćmy na chwilę do tamtego czasu...
"Przemknęła jak wiatr przez swój pokój, kuchnię i przedpokój, aż do głównej ulicy ruszała się jak tylko szybko mogła, w tym ani razu nie przewracając się a ni nie odwracając się za siebie.W końcu zmaczana stanęła, bo nie słyszała aby ktokolwiek za nią biegł i odwróciła głowę. Zjawa stała tuż za nią, jej wielkie oczy bez wyrazu, teraz wydawały się kipić wściekłością."
Patrzała w nie dobrą minutę, która zdawała się być wiecznością. Nie mogła się jednak ruszyć, chyba jasne jest, że gdyby tylko nie była tak "przykuta" do ziemi, niezwłocznie zrobiłaby to. Wydawało jej się, że gdy tak patrzała w ślepia zjawy, tak pozbawione jakiejkolwiek wyrazistości, na których malowała się przeraźliwa wściekłość, przeszła do niej siła lub moc, czy coś w tym rodzaju. Nie mogła powiedzieć czy naprawdę tak się stało, nie była przekonana na sto procent, ale wiedziała z pewnością, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Dalszy ciąg wydarzeń jest już znany.
***
Jane wstała kiwają się na boki, ale w końcu stabilniej stanęła na nogach. Wiedziała od początku, że myszki Polly nie ma, oraz sądziła, że przez to będą niezłe kłopoty. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Holems Street.

***
- Jezu, co tak długo cię nie było. Najpierw się czepiasz, że nie ma mnie być w domu do dwudziestej pierwszej, a potem dwie godziny później przychodzisz cała posiniaczona - piszczała Betie.
- Zamknij się, do spania! - powiedziała jej to trochę donośniej niż zwykle mówiła do koleżanek, a dziewczynka nie wiedzieć czemu usłuchała i poszła do pokoju. Oczywiście, że spać nie chciała więc tego nie zrobiła, po prostu włączyła kompa i grała w Need for Sims 5, ale Jane i tak dziękowała losowi za wysłuchanie prośby.

W całym tym zdarzeniu starsza siostra ani razu nie spojrzała młodszej prosto w twarz, nie zrobiła tego specjalnie ale ma to większe zdarzenie dla obrotu sprawy. Gdyby zrobiła to, być może złośliwej Betie już by tu nie było, co byłoby prawdziwym rajem dla Jane.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2008, 12:40   #15
Eclipse
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Podoba mi się, ale mam uwagę^^.

A mianowicie, rzuciło mi się w oczy to, iż w każdym odcinku dzieje się tylko jedna rzecz. Takie to trochę nużące. No i właśnie, zawsze dzieje się coś innego - najpierw ten kosz, potem kłótnia, a teraz jakaś zjawa. Myślę, że ta sprawa się jakoś poskłada w całość.

Błędów nie zauważyłam , czyli jest dobrze .

Ocena: 9/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 06.07.2008, 10:20   #16
Souris
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

co tak mało komentarzy, komentujcie plissss!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 07.07.2008, 18:17   #17
Souris
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Nie wiem czy w ogóle dawać dalsze odcinki dla tylko jednej osoby, skoro nikt tego nie komentuje to nawet nie wiem co mam zmieniać, co robię dobrze a co źle, przepraszam za post pod postem.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 07.07.2008, 18:26   #18
Aleksandra
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Przeczytałam ten ostatni odcinek odrazu jak go dalaś, ale czekałam z komentarz na następny, ponieważ czekam na dalszy rozwój akcji...zeby się coś działo Wg mnie równiez to dziwne ze w kazdym odcinku dzieje się tylko jedna rzecz, do reszty nie mam zastrzezen. W sumie jestem ciekawa jak skonczy się ta historia. Na poczatku nie przypadła mi do gustu, jednak za kazdym nowym odcinkiem i tak tu wchodze... Wiec jednak coś miedzy mną a tym opowiadaniem iskrzy
  Odpowiedź z Cytatem
stare 09.07.2008, 11:25   #19
Souris
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Jane

Gratuluję tym, którzy zabrną do końca, odcinek jest dosyć długi...

ODCINEK.4


Siedemnastolatkę obudziły promienie słońca, które wdarły się do jej pokoju przez zasłony.
Otworzyła oczy, no i natychmiast tego pożałowała, wiązka nieźle dała jej po ślepiach. Machinalnie z powrotem je zamknęła i przykryła twarz kołdrą w komiczne, brązowe kwiatki. Odwróciła się na prawą stronę swego dwuosobowego łóżka, czyli w przeciwną stronę do tych przeklętych promieni, jęcząc cicho z bólu. Przypomniał jej się dzień, który miejsce miał 48 godzin temu, znowu pomyślała o Affixsie, obmacującym ją przecież tak niedawno, pewnie gdyby jeszcze żył robiłby to i teraz, nie zważając na towarzystwo Betie w sąsiednim pokoju. Ulżyło jej, bo zdała sobie sprawę, że już nigdy nie poczuje jego zapachu, no oczywiście nie licząc dzisiejszej chwili. Nie miała czasu wyprać pościeli i odświeżyć pokoju, nie zdążyła nawet wyrzucić rzeczy chłopaka, wszystko stało się tak nagle... wczoraj od razu kiedy przyszła do domu, położyła się spać, była tak zmęczona, że zasnęła kamiennym snem. Przecież właściwie nie było jej w domu.
Nagle wszystko ściemniało, w pokoju zapanowała ciemność. Nie taka jaką można spotkać nocą, ale gdy słońce zostanie zakryte wielkimi, deszczowymi chmurami. Tak było teraz. Jane pomyślała, że to chyba spełnienie jej marzeń i z poczuciem bezpieczeństwa, że nic nie może się stać, otworzyła oczy. Skopała z siebie kołdrę, którą dzisiaj zamierzała wymienić, chciała zrobić też remont pomieszczenia, w którym od pięciu lat sypiała, aby nic nie kojarzyło jej się z tym potwornym palantem, jakim był Affix.

Siadła na łóżku, podpierając się obydwoma rękami jego brzegów, lekko zgarbiona przetarła sobie oczy i zaczęła swój pochód do łazienki. Zatrzymała się w korytarzu, zaczęła nawoływać swoją siostrę.

- Betie, Betie zrobisz mi śniadanie? Jestem tak padnięta, że... - nasłuchiwała czy ktoś coś odpowie, ale nic, więc mówiła dalej - Betie jesteś w domu? - poszła sprawdzić do sąsiedniego pokoju czy siostry nie ma u siebie. Zastała tam tylko niepościelone łóżko oraz kupę ciuchów, leżących na fotelu, zapewne nie były to czyste ubrania. Kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma jej w sypialni, poszła do kuchni. Przeszła przez drewniany łuk, jej bose stopy przyklejały się do paneli podłogowych, co niezmiernie ją denerwowało, jednak Jane nie chciało się iść po kapcie, więc zmierzała usiąść na krześle. Spojrzała na naścienny zegarek "O Boże, już jedenasta, to ja tak długo spałam" pomyślała i potarła dłonią twarz "To dlatego ten wredny, mały darmozjad już wyszedł z domu.

Mogła mi chociaż jakiś liścik zostawić czy coś". Zdała sobie sprawę, że jest głodna, toteż podeszła do lodówki i spojrzała cóż ona tam ma.
- Mleko, masło, jogurty... Kurcze trzeba zrobić zakupy - nie za dużo miała w chłodnicy, ale zdecydowała się wyjąć mleko. Jedną ręką odkładała produkt na stół, drugą zaś otwierała szafkę, w której miały być chrupki i kawa. Przyklęknęła i zaczęła szukać.

Po kilki długich minutach, gdy wszystko było już na ziemi, porozrzucane gdzie popadnie, w samym kącie szafki były czekoladowe chrupki i kawa, ale mrożona. Taka której ona wprost nienawidziła, ale musiała wypić ten napój, nie ważne czy rozpuszczalna czy nierozpuszczalna, czy taka którą można wypić na zimno czy też nie. Wyciągnęła rękę po produkty, w czasie kiedy miała już płatki w dłoni, potworny deszcz lunął jak z cebra. Przestraszyła się niespodziewanego odgłosu i mało co nie upuściła śniadania.
Zasiadła przy stole, po czym zaczęła jeść. Kiedy cztery łyżki czekoladowych kuleczek oraz kilka łyków kawy zniknęło w jej żołądku, podniosła do ręki opakowanie chrupek i zaczęła w nich grzebać dłonią.
- Oby były bonusiki Tazo - powiedziała na głos, ale zamiast ekstra gadżetów wyciągnęła tylko... - Po cholerę mi soczewki kontaktowe, miały być Tazo. Kto mądry daje takie rzeczy jako prezenty!!! Przecież to niehigieniczne! - mimo, że dar z pożywienia nie spodobał jej się, stwierdziła, że lepiej będzie jak je schowa. "Zawsze może komuś się podobać. Może w końcu Cordelia zaprosi mnie na urodziny. "Tej ślepej osóbce na pewno się przydadzą" pomyślała sobie. Odłożyła na chwilę błękitne soczewki obok kawy i dokończyła jedzenie pierwszego posiłku w tym dniu.

"Obrzydliwe" stwierdziła po śniadaniu i wstała aby pójść odłożyć zdobycz do sypialni w bezpieczne miejsce. Przedzierała się między wyrzuconymi wcześniej pudełkami po ryżu, odpadkach po cukierkach, lepiących się od brudu szmatach....O ta przykuła jej uwagę "Co to robi z jedzeniem w jednym miejscu, dodatkowo takie brudne" pomyślała sobie, a zaraz potem "Ile sprzątania, chyba wezwę sprzątaczkę, albo chociaż kogoś do pomocy". Kiedy w końcu wyszła z tego "toru przeszkód", zmierzała do sypialni.

W przedpokoju nie panował nieład, wręcz przeciwnie, było całkiem ładnie. "W końcu do kuchni nikt się nie schodził, gdy byłam z Affixsem. Boże jaki on był głupi, myślał że nie wiem o tych babach, które zawsze przyprowadzał. "Uhhh", cała się zgrzała na myśl o tych incydentach, ale ani się obejrzała a już była w pokoju do którego szła.

***

W dokładnie tym samym czasie przy ladzie samu z delikatesami "Pyszny Drób", obsługiwał klientów Curtis.

Ten dzień wyjątkowo nie należał do najlepszych, być może to przez pogodę ludzie nie byli dla niego mili. Murzyn nie znosił tego, przyzwyczaił się, że w biblii każdy jest dla siebie dobry i w wieku pięciu lat jeszcze w to wierzył, jednak gdy grupka piętnastoletnich chłopaków o białej skórze zaniosła go do łazienki jednego z nich i siłą wsadzali mu głowę do toalety... jeszcze z odpadkami w środku, to zmienił zdanie o dobrze jakie panuje na świecie. Nie znienawidził przez to Boga, wręcz przeciwnie, kochał go jeszcze bardziej, modlił się do niego rano i wieczorem, wkładając w to całą swoją duszę aby z powodu innego koloru jego cery, nie przysparzano mu kłopotów.
Curtis też myślał, że to przez panującą aurę, od początku dnia słońce grzało na czterdzieści stopni, dla plażowiczów i posiadaczy basenów był to raj. Dziewczęta nie narzekały już, że trzeba chodzić do solarium, a mężczyźni zawsze mieli wymówkę przed swymi małżonkami, że lepiej oglądać telewizor, bo na dworze jest za gorąco. Tylko staruszkom to nie odpowiadało, poprzez panujące upały stracili swoich bliskich. No i nagle ta potworna, wielka i niespodziewana przez wszystkich deszczowa chmura. Meteorolodzy nie przewidywali takich zjawisk pogodowych, a jakikolwiek mieszkaniec Nowego Yorku, spojrzałby w górę, nie zauważyłby z pewnością żadnego, nawet najmniejszego obłoku na niebie, które teraz było całe zachmurzone, opady o takich samych wciąż ilościach nie ustawały.
Prawie każdy z obsłużonych narzekał cicho pod nosem, niektórzy głośno to komentowali, iż tylko "ten czarnuch" sprzedaje, że powinno być więcej osób za ladą i wymyślali jeszcze tysiące innych powodów żeby uprzykrzyć mu życie, zdenerwować go. I tak to nie skutkowało, bo Curtis był spokojnym człowiekiem, tylko Eddie potrafił wyprowadzić go z równowagi. Ci którzy spieszyli się do pracy, popadali w paranoję, krzyczeli "nie dosyć, że aura ie dopisuje to ten jeszcze wszystko psuje", a każdy pchał się do kolejki, która byłą dosyć długa bowiem cały sklep był przepchany ludźmi.

Jedynie małe dzieci wysłane przez rodziców po szynkę (bo im się nie chciało) nie komentowały niczego i ustępowały miejsca w przekonaniu, że jeśli tego nie zrobią, zostaną staranowane. Był wyjątkowo tłoczny dzień, ponieważ za 24 godziny miało być ulubione święto wszystkich mięsożerców "Święto Szynki".W tej imprezie chodziło przede wszystkim o pobłogosławienie tego wspaniałego produktu mięsnego, toteż sklepy które sprzedawały ten towar, miały nie zły przypływ finansów. Curis pracował tu dopiero od dwóch miesięcy, więc nie wiedział co znaczy stanie za ladą dzień przed świętem. Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, pewnie zrobiły dzień wolny, nawet niepłatny. Właśnie obiecywał to sobie w myślach, obsługując kolejną osobę.
- Pospiesz się, niektórym się tu spieszy - krzyczała staruszka, która w kolejce była dopiero szósta.

-Czuję się jak kilka wieków temu, kiedy w kolejkach do samów trzeba było kupować na kartki - skarżył się mężczyzna stojący za kobietą, przy czym wszyscy obecni w sklepie (prócz dzieci, one w ogóle nie wiedziały o co chodzi), poparli go.
- Widzi pan do czego to teraz prowadzi? - widocznie chciała dodać jeszcze kilka słów ale zagłuszył ją trzask zamykanych drzwi sklepowych. To Eddie postanowił odwiedzić Curtisa. Nie zrobił tego specjalnie, szklane wejście huknęło przez wiatr, który hulał na dworze, a szkoło o mało co nie wypadło z zawiasów.

- Jak tam interes? - próbował przekrzyczeć resztę ludzi - Widzę, że się kręci - mówił wpychając się przed protestująca dwójkę dziesięcioletnich bliźniaków, odepchnął je na bok i szedł do przodu robiąc przy tym nie zły szum. W końcu doszedł do kasy, a kładąc łokcie na stole, zaczął rozmawiać z Curtisem.

Większość klientów wyszła, postanawiając, że pójdą do innego sklepu. Mieli rację, przecież kto chciałby zostać w takich delikatesach, gdzie nie zostanie obsłużony na 99%.
- Po co przyszedłeś, przez ciebie straciłem klientów... Będę miał nieźle na karku z szefem. Powiedział, że muszę zarobić dzisiaj co najmniej... -nie dokończył, bo Eddie wszedł mu w słowo.
- Przestań mi się tłumaczyć. Po za tym nie wyleje cię, jeśli o to chodzi, bo przecież jesteś jedynym sprzedawcą. Dzwoniłem rano do Jane, koło jedenastej...
- Skoro ty możesz mi się wcinać, to ja też, nie jestem od ciebie gorszy, chociaż ty pewnie tak uważasz. Dobra, pozwalam ci mówić dalej - Gdy Curtis zaczął wymieniać słowa, Eddie wcale nie przestał, po prostu robili to jednocześnie nie zdając sobie wcale sprawy, że drugi coś papla.
- ...i powiedziała, że chce się z nami widzieć - skrzywił się przy tym nieziemsko, bowiem nie miał przyjemności w trójkę siedzieć z tym czarnuchem i Jane w jednym pomieszczeniu.

- Co??
- Ej no nic, nie będę się powtarzał dla takiego śmiecia jak ty.
- Powiedz, proszę - mówił zawzięcie Curtis, słyszał w jego gadce tylko słowo Jane, a to było wystarczająco ważnym powodem, aby teraz go wysłuchać. -Błagaj
- Proszę Cię!!!
- Błagaj powiedziałem, nie na stojąco tylko na kolanach. TAK JAKBYM BYŁ TWOIM BOGIEM!!!
Murzyn zrobił to, ponieważ kochał Jane bardziej niż kogokolwiek na świecie, a ze swoją dziewczyną był ponieważ bał się samotności.
- No dobra, nie spodziewałem się, że to zrobisz ale... - i powtórzył wszystkie ważne informacje wymienione we wcześniejszym dialogu.
- Ale jak to z nami? Z tobą i mną? Jednocześnie? Przecież nigdy by nas równocześnie nie zaprosiła, to musi być ważna sprawa - stwierdził.
- Ja też tak uważam. No to bywaj - po tych słowach skierował się do wyjścia.
- Czekaj, a na którą to tak właściwie - Eddie odwrócił głowę, przeszył chłopaka wzrokiem i odpowiedział, żeby sam się dowiedział, bo on mu wszystkich informacji na tacę nie poda. Teraz skoncentrował się na drzwiach i aby jak najszybciej wyjść na pustą ulicę, zalaną wielkimi kałużami. Za nim to zrobił usłyszał burczenie Curtisa dochodzące jakby z daleka.
- Czego tam jęczysz?
- Może przyjdziesz dzisiaj po mnie i razem ruszymy do Jane, żeby mieć już to wszystko za sobą? - podzielił się myślą z Eddiem.
- Wiesz co? Czasem masz nawet fajne pomysły jednak ten jest całkowicie do bani...Sądzę, że mimo to powinniśmy do niej dzisiaj iść. O której kończysz tą swoją robotę?
-Przyjdź po mnie o w pół do siódmej, dobra?
-Niech będzie, przyjdę - tym razem młodszy mężczyzna opuścił sklep na dobre. Murzyn został sam ze sobą w czterech ścianach, zastanawiając się jaka to sprawa ich do niej sprowadza.

***

Deszcz lał coraz bardziej, a Jane zastanawiała się, czy oboje zgodzili się do niej przyjść. "Co będzie jeśli nie?", stawiała sobie to pytanie najczęściej. Nie chciała już wejść do wnętrza kosza całkiem sama, tym bardziej, iż sądziła, że może się już stamtąd nie wydostać. W czasie jej domysłów na wszystkie pytania słychać było ciężkie krople odbijające się od rynien jej wielkiego domu. Było już dosyć późno, zapewne koło siódmej, nie podejrzewała że chłopacy jeśli w ogóle mają przyjść, zrobią to dzisiaj. Usłyszała stanowcze pukanie do drzwi, a że właśnie znajdowała się w pokoju głównym, od razu poszła otworzyć, nie wysilając się przy tym zbytnio."Oby to byli oni" pomyślała idąc do co prawda szklanych drzwi, jednak tak zamazanych i zamglonych, że nie było nic widać przez nie.

Otworzyła je i ujrzała młodą, średniowieczną kobietę, tym razem jednak była cała we krwi...Zatrzasnęła migiem drzwi, odwróciła się i zaczęła biec przed siebie. Zmierzała do drugiego wyjścia, które przechodziło przez jej sypialnię. Mknęła ile sił w nogach, a bestia tuż za nią, dosłownie czuła jej zimny oddech na plecach...Na szczęście wszystkie przejścia, które musiała pokonać po drodze, były otwarte.

"Jeszcze trochę" myślała będąc już w swoim pokoju....Rzuciła się w stronę drzwi i szarpnęła klamką....nie otworzyły się...

Ostatnio edytowane przez Souris : 09.07.2008 - 11:30
  Odpowiedź z Cytatem
stare 09.07.2008, 12:23   #20
Lira
 
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Jane

Bardzo ładnie piszesz i właściwie dlatego zmusiłam sie do przeczytania pierwszej połowy odcinka:/.
Jak na mój gust to za dokładnie w nim opisałaś śniadanie, ale za to zachwyciłam się czytaniem o pogodzie.
I w najlepszym momencie skończyłaś!
Jestem ciekawa dalszego przebiegu wydarzeń, więc czekam na następny odcinek.

EDIT: Nie "nie zły", a "niezły" - pisze się razem.
Lira jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 21:35.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023