Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się Blogi FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 03.07.2007, 10:35   #11
Karima
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

To fotostory jest genialne i świetne.Aż mnie zgasiło gdy to czytałam.Nie spotkałam jeszcze tak świetnie dopracowanego fs.Oby tak dalej.

Moja ocena:Cóż by się tu spodziewać?Oczywiście 10/10
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 03.07.2007, 18:53   #12
Anastazja
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

10/10 :tu:

cholernie mi się podoba
:tu:

I lepiej, nic się na temat fabuły nie odezwę, aby już nic nie spekulować.

Masz niesamowitą lekkość opisywania oraz przekazywania, tego co chcesz przekazać.
Zdjęcia, (bardzo dobre) wydają się tylko formalnością,
ponieważ sama treść jest tak barwna, ciekawa i tak napisana, że JA nie muszę na nie patrzeć.

Wiesz co robisz.

Wciągnęłam się w całą historię.
Bohater stał mi się bliski i zaczęły obchodzić mnie jego losy.
Widać zmianę w jego zachowaniu, jest odważniejszy i bardziej świadomy.
Nie sprawia już wrażenia kukły.

Lubię, książki pisane w formie dzienników.
Dobrze robisz charakterystykę, postaci pobocznych,
oczywiście opisywaną przez pryzmat odczuć głównego bohatera.
W tej formie przekazu, jest to jak najbardziej na miejscu.

Uważaj tylko na jedno, zaczęłaś pisać o czasach odległych,
o tamtych tradycjach, swoistej mowie.
Uważaj aby CI się to nie przerodziło w slogan, dzisiejszej mowy i zachowań.
Oczywiście jesteś od tego bardzo daleko, ale lepiej mieć się na baczności.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2007, 12:53   #13
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 36
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

VI

Poniedziałki i czwartki oznaczały wizyty w posiadłości Zamożnej Damy i jej męża. W te dni przybierałem maskę korepetytora, nauczyciela młodej Heleny Wiktorii. Zawsze te dni szedłem ulicą z uniesionym czołem, dumą. Satysfakcją.
Nauczałem jej podstaw biologii, geografii, czasami zajmowaliśmy się jakaś literaturą. Najdziwniejsze w tym wszystko było, że z każda nową lekcją nabierałem wątpliwości. Helena Wiktoria była wyjątkowo inteligentna, czasami zdawało mi się, że wie więcej ode mnie. Jej logiczne myślenie wciąż mnie zaskakiwało, a zdolność zapamiętywania wyjątkowo trudnych nazw, jak na jej wiek, było godne podziwu. Dlaczego więc były jej dodatkowe zajęcia potrzebne? Zamożna Dama upierała się, że jej córka nie daje sobie rady na lekcjach z guwernantką i nauczycielem etyki.
- Heleno Wiktorio, mam pytanie…




Dziewczyna podniosła wzrok znad książki i spojrzała na mnie wielkimi, błękitnymi oczami. Czułem, że zacząłem zbyt oficjalnie, ze odezwałem się do niej jak do starszej kobiety, mimo iż odrosła ledwo od ziemi. Jednak przy tej dziewczynce nie potrafiłem inaczej, coś zawsze pchnęło mnie do tego, by odzywać się do niej z jak Największym szacunkiem, tonem oficjalnym, jak tylko najlepiej umiem.
- Tak?
- Dlaczego… dlaczego oszukujesz swoją matkę, nauczycielkę. I trochę mnie?
- Nie wiem, o co chodzi… - brzmiała tak niewinnie, jej delikatny głosił był czysty, anielski, idealnie pasujący do postaci kruchej Heleny Wiktorii.
- Jesteś niezwykle mądra… wiesz wszystko a nawet więcej niż powinnaś… nie potrzebne ci są dodatkowe lekcje ze mną… powiedz, czemu?
- Bo ja się boję.
- Czego się boisz?
- Ona jest straszna, ta guwernantka – Helena Wiktoria zeskoczyła z krzesła i przeszła się po pokoju. – I… i ona nazywa mnie małą czarownicą!
- Czarownicą?
- Tak! A ja się denerwuję i… i jak pyta mnie o co to nic nie mówię. To czuję, że coś mam w gardle. Dlatego ta kobieta się skarży mojej mamie, że nic nie umiem…
- Och… no, Heleno… Heleno Wiktorio, nie przejmuj się – podszedłem i kucnąłem przy niej tak by patrzeć jej prosto w oczy. – A przy mnie to się nie denerwujesz?
- Nie, bo ja czuję – Powiedziała chwytając moją twarz w swe malutkie dłonie, – że jak z tobą rozmawiam to mnie się serce śmieje. Ja nie mam innego przyjaciela!
Poczułem jak swoimi jędrnymi, pulchnymi wargami całuje moje czoło. Byłem zaskoczony. W życiu nie czułem tak wielkiego zdziwienia. Zastygłem w miejscu przez kilka sekund. A może minut? Nie wiem, zdawało mi się, że minęły dni, zanim wróciłem do rzeczywistości i ujrzałem śmiejącą się Helenę Wiktorię, która wesoło machała nóżkami, siedząc na krześle. Właśnie wtedy, poczułem, przez moja głowę przeszła myśl, iż nie jest to zwykłe dziecko.
- Teraz ty! – Zaśmiała się – Teraz ty mi powiesz… o Annie!
- Słucham?- Po raz kolejny mnie zaskoczyła. Nie sądziłem, że będzie wiedzieć o moim związku, widocznie nie doceniałem jej. Doszło do mnie, że to dziecko widzi i rozumie więcej niż cała reszta. Usiadłem na krześle obok niej.
- Skąd wiesz o Annie?
- To twoja narzeczona, tak? – Ponownie się uśmiechnęła pokazując bielutkie ząbki. – Och, nie wstydź się, każdy kiedyś ma… ja tez będę mieć. Narzeczonego, znaczy się. Ale wiesz co, ona mi się nie podoba.
- Dlaczego?
- Jest fałszywa, tak, tak!
I zapewne gdyby to powiedział kto inny, przepełniła by mnie złość, zapanowałby nade mną gniew. Jednak, gdy usłyszałem to z ust Heleny Wiktorii… nie czułem nic. Nic, nawet nie drgnąłem.
- Cóż… może, może jednak zajmiemy się geografią? – Wstałem i ruszyłem w stronę regału na książki.
- Ja wiem co mówię! – Dziewczynka mówiła teraz innym tonem niż zazwyczaj. Gdy sięgałem po atlas zadrżałem. Czułem na sobie wzrok pełen wyrzutów. – Tak, tak, wiem! Tacy ludzie są fałszywi, oszukują. A jak ktoś oszukuje moich przyjaciół to oszukuje mnie!



To na pewno nie było zwyczajne dziecko. Dziecko w jej wieku nie dzieli ludzi, nie odróżnia jeszcze doskonale dobra i zła, jest naiwne, ufne.
- Przestań – Powiedziałem ostro w jej stronę. Ona zacisnęła usta i usiadła bliżej stołu patrząc jak rozkładam książkę. – Teraz poćwiczymy stolice… Stolica Francji?
- Paryż.
- Pokaż na mapie.
Wskazała bezbłędnie.


VII

Na początku maja matka musiała wyjechać do drugiego miasta, gdzie mieszkała moja ciotka. Dostaliśmy telegram, iż jest ona bardzo chora i pragnie zobaczyć się z siostrą (czyli mą matką). Ja nie mogłem jechać, miałem tutaj zobowiązania- - nauka Heleny Wiktorii i nadrabianie szkolnych zaległości. Dzięki temu zostałem z ukochaną Anną parę dni sam w domu.
Następnego dnia po wyjeździe matki, przed pójściem do Heleny Wiktorii, miałem spotkać się z Konradem. Obiecałem, ze pomogę mu w stajni jego ojca. Cieszyłem się z tego spotkania, bo w końcu mogliśmy porozmawiać o czymś innym niż tylko nauka, a i przy odrobinie szczęścia, może i by pozwolono nam wybrać się na przejażdżkę.
Dlatego musiałem wstać wcześniej niż zwykle.
Gdy się ubierałem, spojrzałem przez ramię na swoje łóżko. Leżała tam Anna, naga, przykryta cienką pościelą. Westchnąłem. Może z miłości. Ale troszkę z rozczarowania. Bo z czasem nasz związek ograniczył się do kontaktów fizycznych, a to przestawało mnie powoli bawić.
- Gdzie się wybierasz? – Szepnęła sennie Anna, podnosząc się na poduszkach.
- Muszę się spotkać z Konradem. – Odpowiedziałem chłodno zakładając marynarkę.
- Dlaczego musisz? Zostań jeszcze…



Wstał i naga podeszła do mnie. Podniosła rękę i pogłaskała mnie po policzku i delikatnie ucałowała czoło. Jednak nie czułem już tego przyjemnego dreszczu, którzy przechodził mnie za każdym razem, gdy Anna mnie dotykała.
- Nie – Odsunąłem się nieco i schyliłem się po buty. – Konrad to mój najbliższy przyjaciel.
- A ja?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Po prostu wyszedłem.

Nerwy mną targały przez cała drogę do stajni ojca Konrada. Nie wiedziałem nad czym myśleć, miałem chaos w głowie. Raz myślałem o matce, potem o Annie, aż w końcu me myśli zatrzymały się na Helenie Wiktorii i jej osądzie mej kochanki.
- Coś ty taki zamyślony? – Spytał wesoło Konrad witając mnie w bramie. Wręczył mi szary, zużyty już nieco fartuch i zaprowadził dalej, na wybieg. – Słuchaj, mamy kupę roboty, trzeba wyczyścić kopyta, nieco posprzątać… ej, słuchasz mnie w ogóle?
- Och, tak, tak! – W końcu ocknąłem się z rozmyślań i skupiłem się na chwili obecnej
Był piękny poranek. Ciepły, pachnący ziołami, wiatr wplatał we włosy zapachy, aromaty. Rozejrzałem się dookoła. Szerokie pole, na którym spacerowały konie różnej maści, a w tle budynek domu ojca Konrada. Postanowiłem już nie myśleć o niczym innym, jak tylko pracy w stajni.
Jak się potem okazało, nie było to możliwe.
- Artur, muszę ci coś powiedzieć… - Zaczął Konrad odkładając brudną szmatę na bok. Byliśmy obaj w jednym boksie, gdzie właśnie czyściłem kopyta pięknego konia angielskiego o czarnej, lśniącej sierści. – Jesteś moim przyjacielem, więc nie mogę tak stać z boku i patrzeć się… no, musisz w końcu się dowiedzieć!
- Ale o czym?
- O tej twojej Annie – spojrzałem na Konrada wzrokiem pełnym wyrzutów. – Artur! Tylko nie mów mi, że tego nie widzisz!
- Czego?
- Tego, że – podszedł do mnie bliżej – ona cię oszukuje i wykorzystuje. Czy ty nie wiesz, że on ma… ma kogoś innego?
- Kłamiesz. – Z gniewu aż musiałem wstać z klęczek.
- Przestań! Ma mężczyznę, który jest w wojsku. Za parę tygodni wraca. Wiem, bo on zna się z mym ojcem. Artur, przecież ja bym cię nie okłamał!
Widząc, że mam zamiar wyjść, chwycił mnie za ramię. Gdy chciałem się wyrwać, ścisnął je mocnej. Przestałem się opierać. Westchnąłem i spojrzałem w oczy mego przyjaciela. Widać było w nich żal, ale też tak jakby nutę zazdrości.
- Wiesz co, wybacz, ale muszę iść… do Heleny Wiktorii.
- Często tam chodzisz.
- O co ci chodzi? – W końcu udało mi się wyrwać z uścisku – Przecież to moja praca… daję jej dodatkowe lekcje, więc musze tam chodzić!
- Wiele godzin trwają te lekcje.
- Co ty sugerujesz? Trwają tyle, ile jej matka uważa za słuszne. Tobie nic do tego!
Gdy chciałem się odwrócić, znowu poczułem jak Konrad chwyta mnie za ramię, ale tym razem przyciągnął do siebie. Pochylił się nade mną, tak jakby chciał mnie pocałować. Ja jednak odskoczyłem. Przez parę chwil milczeliśmy… Konrad zwolnił uścisk.



- Wiesz co… ja, ja sądzę, że… - zacząłem ale nie skończyłem. Wyszedłem, ale powoli, spokojnie. Nie myśląc o niczym. Zostawiając Konrada samego. Nie chciałem tego wyjaśniać teraz. Postanowiłem wyjaśnić to później, wtedy kiedy będę wiedział na czym stoję…
Teraz czekała na mnie Helena Wiktoria.


Czekała w swoim jasnym pokoju, w pokoju gdzie słońce witało każdego. Jednak tego majowego dnia nie była sama. Przy stoliku, który służył nam za biurko do nauki, siedział także mały chłopiec, mniej więcej w wieku Heleny Wiktorii. Miał ciemne, brązowe włosy, tak samo duże oczy jak dziewczynka, ale nie był tak chudy i drobny. Pamiętam, że był ubrany w dobrze skrojony garniturek i ciemną krawatkę.
- Dzień dobry – Dostawiłem sobie krzesło i usiadłem niedaleko dzieci. – A młody kawaler to…?
- To mój kuzyn! – Krzyknęła radośnie Helena Wiktoria – Przyjechał wczoraj! Wczoraj z moją ciocią!
Wydawała się taka szczęśliwa, radosna. Na jej bladych policzkach pojawiły się rumieńce. A ja poczułem, jak robi mi się lżej na duszy, bo wiedziałem, że nie będzie już ona taka samotna, że będzie miała, chociaż przez moment, towarzysza zabaw. Jak normalne dziecko.



Okazało się, że chłopiec miał na imię Dariusz, był synem właściciela spółek węglowych. Ale nie miało to w tamtej chwili dla mnie większego znaczenia.
W tamtej chwili liczyło się dla mnie szczęście Heleny Wiktorii. W pewnym sensie czułem się za nią troszkę odpowiedzialny, jak starszy brat. Każdego dnia patrzyłem jak rosła, jak dojrzewała, zdobywała wiedzę. Uznała mnie za swego jedynego przyjaciela, powiernika, więc może i opiekuna. To mógłby być dla niejednego wielki ciężar, lecz ja nie czułem żadnego duchowego balastu. Cieszyłem się z Heleną Wiktorią, płakałem raz z nią, gdy ją przepełniał gniew – złość mnie ogarniała. Było to dla mnie … normalne.
Gdy kończyliśmy lekcję (w której uczestniczył też Dariusz), do drzwi pokoju ktoś zapukał. Po chwili weszła pokojówka, która zajmowała się Heleną Wiktorią. Poprosiła ona dziewczynkę wraz ze swoim kuzynem do salonu, gdyż za moment miała odbyć się lekcja gry na fortepianie. Uradowane dzieciaki wybiegły z pokoju, zostawiając mnie i pokojówkę samych.
- Pocieszne dzieciaki – Odezwała się kobieta – Dobrze, że siostra mojej pani przyjechała ze swoim synem. Nie mogłam patrzeć jak Helenka mizernieje z dnia na dzień…
Pamiętam to jakby ta scena odbyła się wczoraj – kobieta w średnim wieku, w rudych, starannie zaczesanych włosach, zbierała zabawki Heleny Wiktorii i ze szczerym uśmiechem opowiadała mi o losie córki Zamożnej Damy.
- Przez te dni, kiedy cię nie ma, ciągle wpatruje się w okno i dopytuje, dlaczego nie możesz przyjść dziś… - ciągnęła dalej.
- Cóż… - nie wiedziałem co mam powiedzieć. – Widocznie przywiązała się do mnie.
- Och, to na pewno! – Pokojówka wyszła z pokoju, a ja za nią. Przeszliśmy do salonu, gdzie właśnie miała miejsce lekcja muzyki. Starszy mężczyzna, będący nauczycielem gry na fortepianie, stał nad Heleną Wiktorią i patrzył jak jej chude, długie paluszki przesuwają się żwawo po klawiszach. Grała „Sonatę Księżycową”.

Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2007, 15:17   #14
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Śliocznie, pięknie, tylko przydałaby się cenzura na tym jednym zdjęciu...
Ogólnie nic mi nie przeszkadza - wspaniałe, no, już nie wiem, jak powiedzieć. No ćóż innego? 10/10.

Pozdrawiam.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2007, 18:45   #15
Kasiunia14lat
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Twoje FS bardzo, bardzo mi się podoba Opowiada o miłości, a ja takie uwielbiam W dodatku fotki są strasznie romantyczne! Podoba mi się twój styl pisania, dlatego może tak mnie wciągnęło? Ogólnie bardzo lubię fotostory w formie pamiętników, a twoje coś takiego przypomina. Widać, że jest zaplanowane, od początku do końca!! W ostatnim odcinku znalazłam chyba dwie literówki, ale jestem pod wrażeniem! Czekałam na takie FS! Te zdjęcia, styl pisania...ahh... sama chciałabym mieć taki talent! Niecierpliwie czekam na kolejne odcinki Strasznie Ci gratuluję, przede wszystkim pomysłu, ale i talentu
Jednym słowem powiem: CUDOWNIE!

Moja ocena to 100/10 Ten romantyczny styl! Czuję się, jakbym zatrzymała się w pamiętniku lub fotografii z dawnych lat... to jak podróż po starych zdjęciach, lekko zakurzonych... a mających takie piękne wspomnienia...
Jestem zachwycona...

Pozdrawiam
Kasia :*
  Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2007, 19:15   #16
Anastazja
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie o jasna plama na słóńcu, to jest ŚWIETNE

Cytat:
Napisał ....
Śliocznie, pięknie, tylko przydałaby się cenzura na tym jednym zdjęciu...
Pozdrawiam.
Jaka, cenzura?
Do czego, cenzura?
Do subtelnego aktu?
A może ocenzurujmy wszystko, nawet simowy posąg Wenus z Milo też.

Piszę, bo nie lubię takich wstawek, miałam takie na poprzednim forum
i strasznie mi one uprzykrzały życie i pisanie fotostory.
Na szczęście to forum, tworzą użytkownicy ze starszej grupy wiekowej.

Opinia.
Jak się wyraziłam, to jest ŚWIETNE. :tu:
Zdarza się, że czasem czytam chłam, wydany na rynek chłam.

A tutaj cudeńko, mini cudeńko które rośnie w potęgę.
niom 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 04.07.2007, 19:23   #17
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Ok, spoko, wyraziłam własną opinię... Może nie powinno być, zgadzam się. Jeszcze raz mówię, że jest piękne i śliczne i nic mu nie brakuje!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 11:57   #18
Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Avatar Człowiek w zielonych rajtuzach
 
Zarejestrowany: 30.10.2005
Skąd: Katowice
Wiek: 36
Płeć: Kobieta
Postów: 3,456
Reputacja: 17
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Jako, ze wam się podoba moje FS to dodaję kolejną część...
jestem dla was za dobra, że tak szybko to robię : )

~~~

VIII

Gdy wróciłem do domu, byłem sam. Anna musiała gdzieś wyjść, pozostawiła jedynie po sobie pustą szklankę na stole i zamknięte drzwi do swojej sypialni. Zmęczony i zmieszany usiadłem przy stole, słuchając jak wiatr uderza o nieszczelne okno. Pogoda z każdą chwilą stawała się coraz to gorsza.
Rozmyślałem. O czym? Zapewne o Konradzie. O tym, że mój najlepszy przyjaciel odczuwa zupełnie co innego do mnie niż mogłem dotychczas przypuszczać. Przechodził mnie dreszcz, ale nie obrzydzenia. Raczej strachu. Cóż mogłem zrobić? Odejść, napluć w twarz, wyśmiać? Przecież tak się nie postępuje wobec osób nam bliskim. Ludzie nie lubią takich jak on, ludzie nie rozmawiają o takich jak on, ludzie nie myślą o takich jak on… ludzie, ludzie, ludzie. Wszędzie byli ludzie, wszędzie wtykali swoje nosy, łapska, żyli cudzym życiem. Nie szanowali siebie i swojej prywatności. I ja muszę do nich należeć.
Postanowione – porozmawiam z Konradem na poważnie. W końcu chociaż jedna osoba przestanie kłamać. Odważy się powiedzieć co czuje, czego oczekuje. Złamie zasady tabu, przejdzie granice tej sztucznej przyzwoitości, którą ustanowili nasi rodzice i dziadkowie. Zacisnąłem dłonie w pięści, czułem, jak paznokcie wrzynają się w skórę. Złość, złość na samego siebie, że niczego nie zauważałem przez tyle lat, wściekłość, ze wplątałem się w to wszystko i nie wiem jak się wydostać z tej pułapki. Nie chciałem stracić przyjaciela, ale sam siebie też krzywdzić nie chciałem.
Ach, gdyby tylko wtedy przy mnie była Anna, może bym się tak nie zadręczał.
Ale nawet, gdy jej nie było, z mych męczących myśli wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
- Witam, witam – Był to starszy, grubszy mężczyzna, z gęstym siwym wąsem. Doskonale zapamiętałem jego chytre, malutkie oczka, które zawsze muszą wszystko dokładnie obejrzeć.
Był to Szanowny Pan Baron, który prócz tytułu, miał kilka rozpadających się domów, stary chlew i tartak. A my, znaczy moja matka wraz ze mną, wynajmowaliśmy od niego pokoje, w najmniejszym domku, który Baron wybudował w miasteczku.
- Tak myślałem, że cię samego zastanę, Arturze… - rzekł siadając przy stole w malutkim salonie. – Matka u ciotki, tak?



- Tak… - Baron zawsze przychodził sam po czynsz. Jak mówił, nie ufa ludziom, woli sam wziąć w swoje dłonie monety, by mieć pewność, ze nikt go nie oszuka.
- Hm, hm… - mężczyzna podrapał się po brodzie. – Cóż, może przejdźmy do interesów.
Z kredensu wyciągnąłem puszkę, w której trzymaliśmy pieniądze. Wydobyłem z niej odpowiednią kwotę (nie potrafię sobie przypomnieć, ile płaciliśmy za wynajem pokoi). Bez słowa podałem ją Baronowi i usiadłem na twardym krześle, naprzeciw arystokraty.
- Tak, tak, zgadza się – oznajmił po chwili, gdy już schował pieniądze do sakiewki. – No, muszę cię pochwalić Arturze, płacicie wszystko w terminie!
- Mam pracę, dlatego.
- Tak, tak, słyszałem. Uczysz naszą kochaną Helenę… och, kochanieńki, zrób mi coś do picia, dziękuję. No, no. Bardzo dobrze. Nauczyciele są bardzo cenieni!
- Podobno. – Podałem Baronowi filiżankę z herbatą.
- Nie bądź taki skromny… twoja matka musi być bardzo z ciebie dumna. Tak, tak, na pewno! – wziął łyk napoju. – Ach, byłbym zapomniał. Czy Anna wzięła już swoje wszystkie rzeczy z pokoju?
- Słucham…?
- Och, czy wzięła te swoje wszystkie, no wiesz, babskie zabaweczki, bo chcę wiedzieć, czy mogę ten pokój oddać komuś innemu.
Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. Poczułem się, jakby moją duszę ktoś rozbił na milion kawałeczków, a ciało było zbyt słabe by móc je poskładać w całość. Anna. Wyprowadziła się.
- Arturze?
- Och, tak, tak… znaczy… ja nic nie wiem.
- Panna Anna wyprowadziła się, dziś wczesnym popołudniem – Wytłumaczył Baron. – Wrócił jej narzeczony… oboje postanowili wprowadzić się do jego rodziców. Zapłaciła co zaległe, wzięła bagaże…
- Narzeczony… wrócił?
- Tak, Arturze. Wrócił i wziął ją do siebie. Dlatego pytałem, czy na pewno wszystko wzięła ze sobą.
- Ja… nie wiem. Drzwi do sypialni są zamknięte. Chyba… chyba tak.
Już nie chciałem niczego i nikogo więcej słuchać. Siedziałem, atakowany potokiem słów, odpowiadałem jąkając się, lub też przez dłuższe chwile milczałem.
Zaraz po tym jak Baron wyszedł, podbiegłem do drzwi prowadzących do pokoju Anny. Ciągnąłem, szarpałem klamkę. Nic, ani drgnie. W napadzie szału za zacząłem na nie napierać całym ciałem. W końcu, po kilku próbach i mocnych uderzeniach barkiem, wywarzyłem je.



Pusto. Było pusto. Tylko stare, skrzypiące łóżko i koc. Nawet świecy nie było. Zasłonięte okna, półmrok… było tam tak straszliwie duszno. A ja stałem pośrodku, wpatrzony w nagie ściany, jakby czegoś szukając. I wciąż zadając sobie jedno pytanie:
Kto mógłby mnie jeszcze tego dnia zaskoczyć…?

Ja sam mogłem siebie zaskoczyć. Przez najbliższe trzy dni nie wychodziłem z domu. Wciąż siedziałem w kuchni wpatrzony błagalnym wzrokiem w zniszczone drzwi, oczekując czyjegoś powrotu. Nie, nie czyjegoś. Powrotu Anny. Chociaż rozum mówił, że jest to niemożliwe, sercem wypatrywałem mej ukochanej. Ukochanej… teraz pisząc te słowa czuję obrzydzenie do tej kobiety. Niesamowite obrzydzenie.
Wreszcie postanowiłem coś zmienić. Czwartego dnia od wyprowadzki Anny wybrałem się na spacer. Pogoda… pamiętam, że było słońce, czyste niebo… pachniało lasem. Tak, doskonale pamiętam. Tak samo jak wygląd rodzinnego miasteczka.
Małe, ciche, wśród gór i wielkich lasów. Rzadko ktoś nowy tu przyjeżdżał. Byliśmy jakby odizolowani od świata zewnętrznego. Ale nikomu to nie przeszkadzało. Każdy żył swoim życiem. Albo przynajmniej usiłował. Na pozór wszystko było wręcz idealne. Mili sąsiedzi, czyste powietrze, wesołe dzieci. Nikt patrzący z boku na miasteczko nie dostrzegał gigantycznej przepaści między bogatymi i biednymi. Między szlachtą a chłopami. Jedni uzależnieni od drugich, a wciąż budujący ścianę ich dzielącą. I niemożliwe było przeskoczenie tej przeszkody.
Mury, mury… płoty. Płoty w mym rodzinnym miasteczku grały bardzo istotną rolę – wyznaczały status każdego mieszkańca. Im wyższy, im solidniejszy – tym majętniejszy był jego właściciel. Żelazne, drewniane, z marmuru nawet! Przechodzą główną ulicą można było podziwiać wszystkie możliwe style, materiały, sposoby budowy… płoty, płoty, i jeszcze raz płoty. Zwyczajny człowiek nie zwraca na to uwagi. Ja – wręcz przeciwnie.
Idąc tak, stąpając po nierównej drodze, przyglądałem się kolejnym domom i ich ogrodzeniom. Wtedy to, ponownie coś przeszyło moją duszę, wtedy to ujrzałem Annę.
Siedziała na drewnianej ławce przed jednym z niewielkich domów przy głównej alei, którą spacerowałem. Za ciemnym, żelaznym płotem, oświetlona wiosennym słońcem, śmiejąca się głośno – nie była sama. Obok niej siedział wysoki, młody, i dosyć przystojny mężczyzna. Uśmiechał się do niej, głaskał po dłoniach, pieścił włosy. Narzeczony, pomyślałem wtedy. Pamiętam, jak tak stałem, wpatrzony w tą zakochaną dwójkę, i nie mogłem się ruszyć. Coś mi stanęło w gardle, palce mi zdrętwiały od zaciskania pięści. Stałem – kilka minut w ciszy, wgapiony w Annę i jej żołnierza.
W końcu doszło do mnie, że to, co widzę, to pocałunek.



Miałem ochotę krzyknąć, lecz zdawało mi się, że nie potrafię mówić.
- Och, Arturze…- Usłyszałem cichy głos Anny, która mnie dojrzała. Wstała z ławki i podeszła do płotu.
- Cicho bądź – rzuciłem oschle w jej stronę.
- Hej, chłopcze, zapomniałeś jak się zachowywać wobec damy? – mężczyzna stanął za Anną. – A tak właściwie, co ty tu robisz?
- Krystianie, uspokój się… to Artur. Mój przyjaciel….
Słowo „przyjaciel” z ust Anny były najgorszą trucizną dla mych uszu.
Zwróciłem się do Krystiana.
- Na twym miejscu uważałbym na żmije.
Potem był już tylko cichy szloch Anny, jej szybkie kroki i zatrzaśnięcie drzwi.
- Przesadziłeś.
Krystian przeszedł przez furtkę, podszedł do mnie, nachylił się… Widziałem gniew w jego… jego ciemnych oczach. Przeraziłem się. Jednak coś we mnie się obudziło, jakaś dotąd uciszona cząstka mnie. Uśmiechnąłem się złośliwie, by za moment powiedzieć:
- Ratuj, więc honor swej pani, która jakoś nigdy twego nie chciała chronić… Zwykła kurtyzana.



Poczułem, jak uderza z całej siły moją twarz. Poczułem, jak krew z rozciętej wargi spływa po mej brodzie. Poczułem zimną ziemię na policzkach. Lecz wstałem, dysząc ze złości. Podniosłem się i uderzyłem stojącego przede mną żołnierza.
Bójka była krótka. Nie miałem szans go powalić, ale z drugiej strony czułem jakaś ulgę na duszy.

W czasie, gdy wracałem pobity do domu, zaszło słońce, zerwał się nieprzyjemny wiatr. Obolała szczęka nie dawała mi spokoju, każdy krok był przepełniony bólem. Szedłem powoli, ostrożnie.
- Arturze! Arturze!
Odwróciłem się. To był Konrad. Zatrzymał się i spojrzał wystraszony w mą brudną twarz. Och, co bym dał, żeby spotkać kogoś innego.
- Arturze… co się stało?
Odsunąłem się nieco, gdy Konrad zbliżył się do mnie i chciał dotknąć mej twarzy. Gdy już cofnął rękę, odpowiedziałem.
- Wszyscy mieli rację. Podstępna żmija…
- Kto…? Arturze, o kim tak mówisz?
- O Annie… zwykła rozpustnica.
Na twarzy mojego przyjaciela wymalowało się zaskoczenie, lekkie oburzenie… nigdy wcześniej tak się nie wyrażałem, nie byłem tak wściekły, nie unosiłem się gniewem. Teraz było inaczej – złość była tak wielka, że aż powoli zaczynała męczyć nawet ciało. Byłem zmęczony, tak straszliwie zmęczony. Nogi miałem jak z waty, ręce drętwiały, głowa niczym z kamienia. Cień człowieka – tak mnie można było wtedy nazwać.
- Arturze, powinien cię ktoś obejrzeć…
I zabrał mnie do siebie. W jego domu zaopiekowała się mną jego młodsza siostra, Teresa. Obmyła mi twarz, opatrzyła nieco rany, dała coś ciepłego do picia. Gdy zostawiła nas samych, Konrad usiadł naprzeciwko łóżka, na którym siedziałem.



- Arturze… - zaczął niepewnie. – Ty wiesz, że ja…
- Wiem.
- Dlatego, ja… chciałem cię bardzo przeprosić za to, za to, co się stało wtedy, w stajni mego ojca. Ja… naprawdę, przepraszam.
Wziąłem łyk gorącej herbaty, resztką sił uśmiechnąłem się do przyjaciela.
- Wiesz, ze możesz na mnie liczyć, ale nie oczekuj ode mnie rzeczy niemożliwych… poczekaj! Nie mów nic. Nie usprawiedliwiaj się. Mimo tego, tego wszystkiego mogę być twoim przyjacielem. Ale… ale musisz coś zrozumieć.
- To znaczy?
- Po prostu nie oczekuj ode mnie rzeczy niemożliwych.
Już później nie rozmawialiśmy. Po prostu siedzieliśmy w ciszy, w jego małym pokoju, pijąc gorącą herbatę. Herbatę z sokiem.

Ostatnio edytowane przez Człowiek w zielonych rajtuzach : 10.09.2007 - 21:10
Człowiek w zielonych rajtuzach jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 12:14   #19
olliss
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Piękne, śliczne, wspaniałe, najlepsze Kolejny raz daję 10/10, bo mi słów zabrakło. Nic więcej nie komentuję - no bo co. Zauważyłam tylko jeden błąd. P-i-ę-k-n-i-e!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.07.2007, 13:13   #20
Rainbow
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Helena Wiktoria

Hmm...to najlepsze fotostory,jakie czytałam.Potrafisz stworzyć niesamowity klimat trafnymi i przemyślanymi opisami.Zdjęcia są świetnej jakości,pomysłowe,pięknie obrobione i znakomicie współgrają z tekstem.
Hstoria bohatera niesamowicie mnie wciągnęła i czekam niecierpliwie na kolejny odcinek.Czytając to opowiadanie ma się wrażenie,że czyta się książkę jakiejść bardzo znanej pisarki...o tak,masz talent.
Jeśli kiedyś wydasz książkę,chciałabym być jedną z pierwszysch poinformowanych i będę jedną z pierwszych,która kupi

Pozdrawiam i życzę weny
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 02:52.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023