|
![]() |
#1 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Nie miałam ostatnio czasu, by przeczytać i skomentować. Odcinek jest genialny!
![]() Od początku wiedziałam, że nieznajomy młodzieniec to Lena ![]() Henry i te jego testy ![]() Ciekawa jestem, czy ten bonus będzie miał jakikolwiek wpływ na fabułę ![]() Call, jakoś słabo się cieszysz ![]() Czekam na nowy odcinek ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#2 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Lepiej nic nie będę mówić... :<
Chociaż nie, zapomniałam dodać: pierwsza część honorów dla Call... XIV ![]() Załamany Thomas leżał na kanapie w swoim gabinecie. Próbował nie myśleć o niczym. Wdech, wydech… Dalej, staruchu, przypomnij sobie te metody medytacji, których nauczyłeś się u mnichów w Tybecie! Już raz uratowały ci życie! Mężczyzna rozejrzał się po swoim gabinecie z nowej perspektywy. Rzadko kiedy siadał na kanapie dla podwładnych. Musiał przyznać, że był stąd wspaniały widok na dyrektorski dywanik. Można by nawet pokusić się o określenie – złowieszczy... -Nie, nie, nie dam rady – pożalił się piętrzącym się na biurku dokumentom – Nie mogę o tym nie myśleć! A fakty były przerażające. Thomas myślał, że nic gorszego niż pobyt w niewoli nie jest w stanie go spotkać. A jednak. Wrócił do, jakby się mogło wydawać, bezpiecznej oazy spokoju, która okazała się być jednym wielkim burdelem. Nie mógł nawet zając się wypełnianiem swoich ukochanych papierów! A to wszystko przez tego zdrajcę! Antonio, którego Thomas osobiście zabrał żebrającego z ulicy, tak mu się odwdzięcza za dobroć, jaką mu okazał?! Jaką wszyscy mu okazali?! Chciał zabić jego podopieczną i... i... i... Thomas mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie żony. ![]() Szybko jednak jego myśli powróciły do parszywej rzeczywistości. I... i romansował z Evą! Jego własna żona zdradziła go z młodszym podwładnym! Dlaczego?! Dlaczego?! On miał przecież wszystko! Urodę, stanowisko, intelekt i bardzo ją kochał, był w stanie zrobić dla niej wszystko! Wszystko! Co ta farbowana lisica widziała w tym judaszu?! Zajmował marną posadę, przystojny też specjalnie nie był... Pewnie pociągała ją jego egzotyka... Thomas gwałtownie usiadł i ukrył głowę w ramionach. Spowodowało to, że trzymający się na słowo honoru guzik marynarki z impetem odleciał kilka metrów dalej. Co za ulga, ten garnitur Maxa strasznie go cisnął. Czy oznaczało to, że jego żona też jest zdrajczynią i chciała go zabić? Thomas nie mógł wyobrazić sobie, aby była to prawda, jednak jako szef poważanej organizacji musiał brać pod uwagę wszelkie ewentualności. Podsumowując. Fakt pierwszy: Antonio dopuścił się ohydnej zdrady, co nie może zostać mu wybaczone. Fakt drugi: Mało prawdopodobne, aby działał sam. Nie mógł się przebrać za staruszkę, jednocześnie prowadząc samochód jako Antonio. Starowinka była prawdziwa. Pozostaje więc pytanie: gdzie reszta jego współtowarzyszy i kto im przewodzi? Jaki mają cel? Fakt trzeci: Eva Brown jest wspólniczką zdrajcy. Nie, ona sama jest zdrajczynią. Jej również nie można wybaczyć. Fakt czwarty: Alan Thomas jest najlepszym szefem, jaki kiedykolwiek rządził Firmą i z pewnością rozwiąże ten niecierpiący zwłoki problem! Wreszcie serce w piersi Thomasa przestało walić jak młot pneumatyczny. Ach, jak zwykle suche fakty i dokładna analiza zdarzeń przynosiły ulgę. Mężczyzna już miał opuścić swój gabinet, kiedy niespodziewanie drzwi otworzyły się same. W progu stanęła Vivien Taylor. Za jej plecami Victoria z przepraszającą miną bezradnie wymachiwała rękami. Dopiero, gdy szef zapewnił ją, że nie zostanie wylana, powróciła na swoje miejsce, raz po raz zerkając nieprzyjaźnie na przybyszkę. -Co tu robisz, Vilien? – spytał podejrzliwie Thomas. Nie mógł już nikomu ufać – Skąd w ogóle znasz to miejsce? Vivien zignorowała nową wersję swojego imienia. Pytanie też. -Ta cała sprawa... – zaczęła jakby niepewna, czy właściwie chce coś powiedzieć - To wszystko, co się tutaj dzieje... To wszystko ma związek z tym... Ze śmiercią Joe’go. Thomas zastygł bez ruchu. Skąd ona mogła to wiedzieć? -Co ty... -Wtedy, dwa lata temu... – kontynuowała – Wiem o tym wszystkim więcej, niż by mogło się panu wydawać. I więcej, niż sam pan wie. Byłam cały czas z nim. ![]() Thomas wykorzystał chwilową ciszę. -Kim ty właściwie jesteś? -Vivien Taylor. Byłam jego narzeczoną. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów mężczyzna nie umiał odnaleźć się w sytuacji. -Wszystko ci powiedział? Znaczy... Czym się zajmował? -Ta... Pomagałam mu. -Co? Nie mów mi, że... -Nie. Nie do końca. -Nie rozumiem. -Joe cały czas namawiał mnie, żebym tu przyszła. Nie miałam takiego zamiaru... Aż do teraz – zaśmiała się niepewnie – Mówią, że lepiej późno niż wcale, ale jakoś nie jestem przekonana. To robiło się wkurzające, cały czas mnie namawiał. Zapewniał mnie, że pomimo swoich wad jest pan całkiem znośny... Brew Thomasa zadrżała nerwowo. To wcale nie było miłe. -Przyszłabym i co? Byłabym tylko jakimś odmieńcem, to wszystko... -O czym ty mówisz? Jakim znowu odmieńcem? Vivien odwróciła się i wreszcie spojrzała Thomasowi prosto w oczy. -Nie jestem jedną z tych, jak wy to mówicie... -Chodzi ci o egzorcystów? -Ta. Thomas wciąż nie wiedział, o co jej właściwie chodzi. -No i w czym rzecz? -Co jeśli mimo tego mogę zabić wampira? -Ty? – mężczyzna uśmiechnął się z powątpiewaniem. -Wiedziałam, że mi pan nie uwierzy. To była strata czasu. I dla mnie i dla Joe’go. Viv skierowała się w stronę wyjścia, czując w sobie wielką pustkę, którą Thomas jeszcze bardziej pogłębił. Była pewna, że tak będzie. I co z tego? Przez ostatnie dwa lata radziła sobie sama, to teraz też da radę... -Zaczekaj. Mężczyzna stanął tuż przed nią. -Powiedz mi chociaż, jak zginął Joe... ∞ John, pomimo metalowej rury boleśnie wbijającej mu się w ramiona, miał wrażenie, że zaraz zaśnie. Siedział tu zaledwie kilkanaście minut, a już nie miał sił wpatrywać się w zapadniętą twarz Juliette. ![]() Ciche buczenie lamp i pikanie dziwacznych urządzeń tworzyły idealną kołysankę podobną do tych, jaką kilkanaście lat temu śpiewała mu na dobranoc mama. Zapewne zasnąłby, gdyby do sali nie wszedł lekarz. Ten sam, z czasów, kiedy John trafił tu po raz pierwszy. Blondyn poniósł głowę i wpatrywał się chwilę, jak doktor Flame robi coś przy dziewczynie i poprawia jakieś dziwne kabelki. -Powie mi pan w końcu, co z nią? Lekarz odchrząknął donośnie i poprawił przydługie siwe włosy wpadające mu do oczu. -Nienajlepiej… Udało nam się ją uratować, ale jej stan wciąż jest ciężki i nie mam pewności, czy… Przykro mi, ale dziecka nie udało się ocalić. -Kogo?! Zdziwiony lekarz spojrzał na zbielałą twarz Johna. -Nie wiedziałeś? Blondyn energicznie pokiwał głową, wpatrując się wielkimi oczami w lekarza. -Juliette była w ciąży – Flame znów spojrzał na jakieś nieokreślone urządzenie – Muszę już iść, jak coś będzie nie tak, to wołaj. Jako, że Johnowi skutecznie przeszła ochota na zadawanie pytań, lekarz szybko znikł z pola widzenia. On sam powrócił do otępiałego wpatrywania się w twarz dziewczyny, jednak senność całkowicie mu przeszła. Robił się coraz większy ruch. Kolejną osobą, która weszła do niewielkiej sali był Brian. Podszedł do szpitalnego łóżka, trzymając w rękach jakieś szklane naczynie, przypominające najzwyczajniejszą w świecie szklankę. Jak się później okazało, była to szklanka, wewnątrz której tkwiła niewielka strzykawka. -Śpisz? – spytał Johna, widząc jak ten tkwi bez ruchu. -Nie – wybuczał blondyn, a jego głos skutecznie tłumiony był przez ramiona. -Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem. Mam coś, co powinno jej pomóc. John ożywił się i przerwał wegetację na krawędzi łóżka. -Co? ![]() -To – Brian wyjął strzykawkę ze szklanki. -Co to jest? -Płyn, który znaleźliście w tamtym domu. -To ma jej pomóc? Jesteś pewien? – John spojrzał podejrzliwie na kolegę – A może ty też chcesz ją zabić? -Nie gadaj bzdur – odparł spokojnie, podchodząc do stojaka na kroplówkę – Dokończyłem badać tą próbkę, którą wcześniej wy zaczęliście. Całkiem przydatne, nie powiem. -Co ty robisz? Brian wkłuł igłę w zawartość woreczka i opróżnił strzykawkę. -Czy do ciebie nic nie dociera? Powiedziałem, że jej pomagam. -Ale co to właściwie jest? -Nie jestem w stanie ci teraz powiedzieć, skąd to dokładnie pochodzi. Mogę ci tylko podać nazwy niektórych składników, ale, no wiesz, bez urazy, nie za wiele z tego zrozumiesz. -Zabiję cię, jak jej to zaszkodzi. Brian uśmiechnął się słabo. -Nie wątpię – spojrzał na zegarek – O nie, kiedy zrobiło się tak późno? Muszę już iść. Lena się wścieknie, jeśli nie przyjdę. Chodzi o Antonia. Nie chce gnój nic powiedzieć, a ona ma niby jakąś cudowną metodę przesłuchań… Na razie. I znów zostali sami – oderwany od rzeczywistości niedoszły tatuś John, nieprzytomna Juliette i dziwne pikające urządzenia. Wszyscy coś robili, tylko on siedział jak kołek. Wstał i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Lepsze coś, niż nic, nawet, jeśli nie było to zbyt twórcze zajęcie. Gdy Johnowi zaczęło się robić niedobrze od kręcenia się w kółko, przystanął i zaczął liczyć kropelki, kapiące z plastikowego worka do równie plastikowej rurki. Niestety nie mógł skupić się należycie na tym zadaniu. Co chwila spoglądał, czy dziewczyna aby na pewno się nie obudziła, przez co musiał zaczynać liczenie od nowa. Kiedy i to mu się znudziło, postanowił powrócić do nic-nie-robienia i tępo wpatrywał się w Juliette. Wolał nie myśleć, że to wszystko było jego winą. Gdyby tylko coś zrobił, to wszystko nie miałoby miejsca… Jak zawsze spisał się jak ostatnia pierdoła. Brawo, John, gratulacje. W pierwszym momencie wydało mu się, że się przewidział. Wiadomo, wyobraźnia płata różne niespodzianki. Podszedł bliżej i okazało się, że miał rację. Juliette wreszcie otworzyła oczy. -Nie umiałam ci tego powiedzieć – szepnęła cicho, wpatrując się w uśmiechniętą twarz Johna. Przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć. -Nie szkodzi… Cieszę się, że z tobą już lepiej. -Cieszysz się? Jak możesz się cieszyć? Przeze mnie… - głos ugrzązł jej w gardle, a po policzkach zaczęły płynąć łzy. ![]() -Może to i lepiej – John zawahał się. Może nie powinien był tego mówić. Był beznadziejny w pocieszaniu – Znaczy… No, znaczy, nie lepiej, no ale ja… No wiesz, nie jestem normalny. -Lepiej? – powtórzyła cicho – Lepiej? John zrozumiał, że popełnił wielki błąd. -Nie to miałem na myśli. Po prostu chciałem… -Wyjdź. -Co? Kobieta mówiła coraz głośniej. -Wyjdź stąd. -Nie denerwuj się, nie… -Wynoś się! – krzyknęła, odwracając głowę w drugą stronę – Po prostu wyjdź… John stał chwilę bez ruchu, marząc, żeby móc jakoś naprawić to, co właśnie zepsuł. Doigrałeś się, kretynie… -Jeszcze tu jesteś? – cichy głos przywrócił go do rzeczywistości – Spieprzaj stąd. -Posłuchaj mnie… -Nie chcę cię tu widzieć. Blondyn spojrzał na Juliette wahając się, co odpowiedzieć. Wreszcie zamilkł i wyszedł na korytarz, zaciskając trzęsące się dłonie na okrwawionej koszulce. ∞ - Jesteś pewien, że ściany tej celi są dźwiękoszczelne? – dopytywała się Lena – Nie chcę więcej pytań niż to konieczne. - Nie martw się – Brian spojrzał na więźnia – Nikt go nie usłyszy. Antonio słysząc te słowa gwałtownie podniósł głowę do góry, mierząc swoich przeciwników wściekłym spojrzeniem. - Cokolwiek chcecie ze mną zrobić, to pomyłka, tłumaczyłem wam… Mylicie mnie z kimś, kim nie jestem! – zaśmiał się pod nosem - Jesteście gorsi od wszystkich wampirów razem wziętych! - Problem w tym, że nie bardzo ci wierzymy, Antonio. Z resztą, wystarczająco dużo zrobiłeś – spokojnie odparł Brian – A co do tych wampirów… - roześmiał się jeszcze głośniej, z sobie tylko znanego powodu. Wzrok Leny co chwila uciekał w kąt pomieszczenia. W oczach błyskały iskierki niecierpliwości i podekscytowania. -Starczy tej próżnej gadki, cwaniaczku – zirytowała się – Nie chciałeś po dobroci, będzie siłą. Nawet mi cię trochę żal… Naprawdę uwierzyłeś, że to się wam uda? Że nikt się nie dowie, że chcieliście nas wszystkich pozabijać? - Nie wiem o czym mówisz, kobieto! Po prostu miałem dość tej szmaty! – Antonio zareagował oburzeniem – Co jest z tobą nie tak? Mścisz się, bo żaden facet cię nie chce? Wypowiedź Antonia przerwało mocne uderzenie w twarz, pozostawiające na policzku mężczyzny ciemny, czerwony ślad. Lena podeszła w miejsce, w które tak wytrwale się wcześniej wpatrywała. Antonio nie mógł widzieć, co robi. Siedział unieruchomiony na niewygodnym krześle i przeklinał świat na czym stoi. Nie miał pojęcia, jak to wszystko mogło się stać, jak on mógł zawieść! Tyle lat, tyle przygotowań, a tu taka wpadka jak u żółtodzioba! Jedyne, co mu pozostało, to liczyć na wierność swoich ludzi… ![]() W kącie celi Lena zanosiła się szaleńczym śmiechem, ważąc w dłoni metalowy klin. Brian tylko przyglądał jej się ze znużeniem… Ostatnio edytowane przez scarlett : 28.03.2009 - 23:53 |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Alanek robi sie coraz bardziej boski. Nie mam słów, żeby opisać jego przenikliwośc, intelekt, intuicję i niesłychaną wręcz pamięć do imion
![]() Podsumowując: Cytat:
John się pogrążył całkowicie. Tym razem nie będzie tak łatwo. A najgorsze jest to, że biedaczek chciał dobrze. Pamiętal przecież jaką pogardą darzyła wampiry Juliette. Nawet półwampiry ![]() Ciekawa jestem co Lena wymyślila w związku z Antoniem ![]() Nie było Henrysia ![]() Błędy jutro ![]() Ostatnio edytowane przez Callineck : 29.03.2009 - 03:48 |
|
![]() |
![]() |
#4 | |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 32
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
na na na,a ja znalazłam błęda
![]() Cytat:
![]() dobra, teraz część formalna - dobrze znasz moje zdanie na temat Twojego FS. Jak zapomniałaś - bardzo zżyłam się z bohaterami i z niecierpliwością czekam na dalsze losy. Alanek - cuż to za cudo! A jakie rozterki.... biedny, musiał się pogodzić z myślą, że żona go zdradza...wspaniałe opisy, ale to u Ciebie norma. Najbardziej podobało mi się to z guzikiem (btw albo Maxiu jest taki chudy, albo Alanek przygrubawy ![]() John i Juliette. Oj, będą kłopoty. Nie dość, że mieli mieć dziecko, którego nie dało się odratować, to jeszcze się pokłócili... coś czuję, że łatwo nie będzie ![]() ogólnie rzecz biorąc - przesłuchanie Antosia.doc? ![]()
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Świetny odcinek!
Alanek i te jego rozkminki ![]() ![]() Biedna Julleitte i John. Dobrze, że Julka żyje. Jednak szkoda dziecka. Blondyn się pogrążył. Chciał dobrze, ale nie wyszło... Będzie się musiał nieźle nagimnastykować, by to naprawić. Ciekawe, co szykuje Lena i czym nas i Antonia zaskoczy ![]() Nie doczekam się kolejnego odcinka, więc twórz szybko ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#6 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Dzięki za te nieliczne komentarze, i tak się dziwie, że ktokolwiek czyta moje wypociny
![]() Nastepny odcinek postaram się tym razem dać za tydzień jak kiedyś. |
![]() |
![]() |
![]() |
#7 |
Zarejestrowany: 25.08.2008
Skąd: Łódź
Wiek: 29
Płeć: Kobieta
Postów: 120
Reputacja: 10
|
![]()
jakie znowu wypociny ? wrr ! świetnie piszesz ,a przerywniki są rozbrajające ;p
__________________
Titellè znów na forum.
|
![]() |
![]() |
![]() |
#8 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Oj oj oj się człowiek troszkę spóźni to zaraz, że nieliczne komentarze
![]() O mamo przy rozkminkach Alanka prawie umarłam ze śmiechu. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
![]() |
![]() |
#9 |
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
|
![]()
Z cyklu w oczekiwaniu na wenę…
![]() Pewnego słonecznego dnia Henry obudził się rześki i świeży niczym pupcia niemowlęcia w trakcie przewijania. Z uśmiechem na twarzy zerwał się ze swojej różowej pościeli, wykonał codzienne poranne czynności i z krzywą miną stanął przed szafą. Nie miał co na siebie włożyć! Z większości ubrań już wyrósł, kilka par spodni dziwnie poprzecierało się w kroku, inne miały rozerwane kolano. W zeszłym miesiącu nie dostał premii i nie kupił Perwoolu Black Magic i większość ubrań, które jeszcze do czegoś się nadawały było w tej chwili po prostu wstrętnych! -No nie! – westchnął rozdrażniony – To nie do pomyślenia, cholera jasna! Nie mam w co się ubrać! Wcisnął się w przymałe spodnie i nienoszoną od kilku lat koszulkę, krzywiąc się przed lustrem. Mimo wszystko wyglądał doskonale. Oglądając się raz po raz na boki, przeszedł do następnego pokoju. Stanął obok dużego kwiata, chwycił jego liść i jeszcze raz obejrzał się na wszystkie strony. W pobliżu nie było nikogo. -Doskonale – rzekł, wyjmując kwiat wraz z ziemią z doniczki – Chodźcie do tatusia… Zadowolony wyjął zawinięty w woreczek foliowy plik pieniędzy, odłożonych na czarną godzinę. A owa godzina właśnie nadeszła. ∞ Henry zapukał do drzwi mieszkania swojego kolegi. ![]() Miał tylko nadzieję, że John nie obrazi się za tak wczesne najście. Niestety, po drugiej stronie drzwi nie panowały zbyt przyjazne nastroje. Przybrany w elegancką piżamkę blondyn nie wyglądał na zachwyconego. Sterczące na wszystkie strony włosy mówiły, że ich właściciel dopiero co wstał z wygodnego łóżeczka i najchętniej w ogóle by z niego nie wychodził. ![]() Przełamał swoją niechęć do porannych gości dopiero, gdy przypomniał sobie o zamówionym w zeszłym tygodniu stroju do baletu. To musiał być kurier z jego przesyłką! Ożywiony tą perspektywą czym prędzej otworzył drzwi. -Henry….? – zawył zawiedziony – Co ty tu robisz? -John! – Henry rzucił się w ramiona Johna, przytulając go na powitanie. Lubił nachodzić kolegów z samego rana – wtedy jeszcze nie wiedzieli za bardzo co się działo i pozwolili się do siebie zbliżać – Ubieraj się, porywam cię na cały dzień! -Ale ja… - zaczął John, wyrywając się z uścisku Henryka – Nie ma mowy! Nie mam pojęcia o czym mówisz. -Pójdziemy na zakupy! Chodź, będzie dobra zabawa! John spojrzał na towarzysza w nieco inny sposób niż dotychczas. ![]() -Zakupy, mówisz…. -Znam doskonały butik, zawsze się tam ubieram. Zapewniam, że ci się spodoba. Teraz jest dużo promocji, zobaczysz, znajdziemy coś dla siebie! Nawet z naszymi marnymi pensjami… ![]() John wyglądał, jakby przeżywał wewnętrzną walkę. Miotał się pomiędzy wieloma możliwościami, wśród których wizja zakupów wypływała na powierzchnię niczym zgubione w basenie majtki. Wreszcie zebrał się w sobie i oznajmił: -Idę! ![]() Szybciutko wrócił do mieszkania, błyskawicznie doprowadził się do względnego porządku i jak starzy, dobrzy przyjaciele John i Henry ruszyli na zakupy. ![]() ∞ -To tu – oznajmił uradowany Henry, wskazując okazałą sklepową witrynę – Mój ulubiony butik! ![]() Jak dziecko, które zobaczyło na wystawie nową zabawkę, Henryk przykleił się do szyby. John chciał udawać kogoś bardziej poważnego i stanął nieco z tyłu, próbując powstrzymać niechybnie zbliżający się ślinotok. Ten sklep był fantastyczny! ![]() Nie wahając się ani sekundy w ukropie przestąpili próg sklepu. W środku był jeszcze bardziej olśniewający. Wspaniałe manekiny, eleganckie wieszaki, piękny wystrój, gustowne ubrania i wytworni klienci. -Henry! – krzyknął John, przykładając do siebie koszulkę – Ten sklep jest znakomity! Od dziś zawsze będę chodził na zakupy tylko z tobą! -Mówiłem, że ci się spodoba – Henry rozpromienił się jeszcze bardziej, buszując między wieszakami. -Gdybym wiedział, że niedaleko mojego domu jest taki butik, nie musiałbym sprowadzać ubrań aż z Paryża! Wydam tu wszystkie pieniądze i będę musiał odwołać zamówiony strój do baletu… -Nie martw się – Henry poklepał blondyna po ramieniu – Tu znajdziesz o wiele fajniejsze rzeczy. Spójrz, jakie atrakcyjne przeceny! ![]() Henry, jako doświadczony bywalec, już po chwili upolował kilkanaście wieszaków. Wyciągnął zafascynowanego Johna z działu z kostiumami karnawałowymi i zaciągnął go do przymierzalni. -Przymierzę to, a ty powiesz mi, w czym wyglądam najlepiej. Niestety za nasza pensję, nie mogę pozwolić sobie na zbyt wiele… Po chwili znikł za kotarą. -Już? – dopytywał się John, którego aż korciło, aby samemu rzucić się w wir zakupów. -Jeszcze chwila! -No już? -Momencik… -Juuż? W tej samej chwili Henry dumnie wyszedł i zaprezentował się w całej okazałości. ![]() -Za eleganckie na co dzień - podsumował John - Ale bardzo ładne. ![]() -Bardzo ładnie komponuje się z twoim tatuażem. ![]() -Takie drapieżne... Doskonałe! Zanim Henry wyszedł z przymierzalni tym razem minęło nieco więcej czasu. Musiał bowiem zdjąc z siebie kompletnie wszystko, aby przymierzyć obcisłą bieliznę z najnowszej kolekcji. W końcu zerknął za kotarę i... -John, gdzie ty jesteś? Juz wyszedłem! ![]() ∞ Mężczyzna w średnim wieku wypinał się przed lustrem we wszystkie strony. Skłon, przysiad, skłon, wyskok, szpagat… Garnitur leżał doskonale. Nie mógł sobie pozwolić na źle dopasowany strój. W swojej pracy mężczyzna był reprezentatywną osobą i musiał wyglądać nieskazitelnie i idealnie. A za tak niską cenę nigdzie indziej nie dostanie tak wspaniałego ubioru! ![]() John, buszując wśród niegdyś równiutko poukładanych na półeczkach koszulek, zauważył kątem oka coś dziwnego. Niezwykle rozbawił go widok starszego faceta wyginającego się przed lustrem. Miał teraz jednak ważniejsze sprawy na głowie – zrobić zakupy zanim Henry zorientuje się, że nie ma go pod przymierzalnią. Szybko jednak okazało się, że sam potrzebuje lustra, aby wybrać odpowiedni odcień szaliczka, aby najlepiej pasował do koloru jego oczu. Jako, że właśnie to lustro było najbliżej, nie miał wyjścia. Z kilkoma szalami pod pachą John ruszył w stronę dziwnego faceta. Grubo się zdziwił, kiedy ujrzał twarz mężczyzny. -To pan?! – krzyknął, upuszczając zakupy – Co pan tu robi? -Och, to ty, John! – ucieszył się Alan Thomas, poważany szef największej tajnej organizacji świata – Też na zakupach? -Tak, Henry też tu jest, to on pokazał mi ten sklep. -Niemożliwe! – oburzył się Thomas – Jesteś tu pierwszy raz?! John poczuł się malutki jak pyłek kurzu. W chwilach takich jak ta chciałby zniknąć. -Co w tym dziwnego? – bronił się. -Widać, że jesteś w Firmie od niedawna! Wszyscy moi podwładni się tu ubierają! Wspaniała jakość, oryginalne wzornictwo, atrakcyjne ceny oraz częste promocje! ![]() -Myślisz, że ja, skoro jestem szefem, zarabiam krocie? Nie! Z czegoś trzeba zapłacić podatki, odszkodowania, opłacić remonty, pokryć koszty rehabilitacji no i te wasze nieszczęsne pensje! Są tak absurdalnie wysokie, że Firmie grozi wielka fala zwolnień, albo będziecie musili zgodzić się na pracę za połowę dotychczasowych pieniędzy. Ja tak zrobiłem, a skoro jestem szefem, powinienem być wzorem do naśladowania! -To chyba nie jest najlepszy pomysł... ∞ Henry zapewne byłby wściekły na Johna gdyby nie fakt, że radość płynąca z zakupów była o wiele większa niż złość. Niestety, spodnie, które bardzo mu się spodobały, miały naprawdę dziwaczny rozporek, jakiego Henry jeszcze nigdy nie widział. Chciał poprosić Johna o pomoc w jego zapięciu, ale ten cholerny idiota gdzieś się ulotnił. Nie miał więc wyjścia, musiał poprosić jakiegoś pracownika butiku. Podszedł do kasy aby znaleźć jakiegoś wolnego ekspedienta i stanął jak wryty. Co za szczęśliwy dzień… ![]() Za kasą stał nie kto inny, jak Max we własnej osobie! -Co ty tu robisz? – ucieszył się Henry, rzucając w kolegę dżinsami. -Jak to co, *****? Ocipiałeś czy ***** oślepłeś? Pracuję. -Zrezygnowałeś z pracy w Firmie? -Teraz to już całkiem cię powaliło. Chyba wiesz, jaką ****** kasę tam dostajemy. Grosze! Więcej w miejskich wodociągach dostanę! Przez to wszystko musze sterczeć tu jak ostatni **** w tym ****** sklepie. -Czyli dorabiasz… - ucieszył się Henry. Wewnątrz czuł niewielkie ukłucie zazdrości – też chciałby pracować w takim ładnym miejscu. ![]() -Czego chcesz?! Nie mam czasu na pogawędki. Henry uśmiechnął się z triumfem. Nie było lepszej osoby na ziemi do wykonania tego zadania. -Potrzebuję pomocy. -Ja miałbym ci pomóc? Zapomnij. -Pracujesz tu czy nie? Max spiorunował go wzrokiem. -Więc to twój obowiązek, jestem twoim klientem… Nie mogę poradzić sobie z czymś. Chodź, pokażę ci. Max zagryzł swoje ponętne, pełne wargi ze złości, ale posłusznie podążył za klientem. Nie mógł stracić pracy już pierwszego dnia. Henry wślizgnął się do przymierzalni i pociągnął za sobą Maksa. Pospiesznie zdjął spodnie i koszulkę i z uśmiechem wpatrywał się w ekspedienta. -No co? – warknął Max – Nie mam całego dnia. -Już, już – Henry wciągnął na tyłek spodnie, nie potrafił jednak ich zapiąć - Właśnie o to mi chodziło. Te spodnie maja jakiś dziwaczny rozporek, a ja nie umiem go zapiąć. Pokaż mi jak to się robi. -Najpierw zdejmij je z dupy. -O nie, nie, to bezcelowe. Muszę wiedzieć, jak prawidłowo je zapiąc, mając je na sobie. Henry gotował się ze szczęścia. Tylko on, Max i rozporek... -Zapomnij! - warknął Max, wychodząc z przymierzalni. W ostatniech chwili henryk chwycił go za łokieć. -Powiem twojemu szefowi... Wyjdzie na to, że sterczałeś tu tyle za darmo, bo wywali cię na zbity pysk za złe traktowanie klienta. -Jakiego klienta? Chciałeś powiedzieć, ******** pedała! *******! Nie dotknę cię! Co prawda właśnie po to przyjąłem tą pracę, ale chcę pomagać klientkom, nie klientom! -Możeż udawać, że jestem kobietą - Henry zatrzepotał rzęsami - A teraz zrób, proszę, porządek z tym rozporkiem. Powinieneś czuć się niekomfortowo, kiedy stoję tak przed tobą w rozpiętych spodniach... Max zaczął psioczyć pod nosem ale wreszcie wykonał polecenie. Jak tylko stąd wyjdzie, będzie musiał zabić Henry'ego. ![]() Paląc się ze wstydu i wściekłości wybiegł z przymierzalni od razu po zapięciu rozporka. Nie dbał nawet o to, czy coś przyciął czy nie, byle tylko jak najszybciej się stamtąd wydostać... ∞ Godzina zamknięcia sklepu zbliżała się wielkimi krokami. Ostatni klienci ustawiali się w kolejce do kasy, aby zapłacić za swoje zakupy. Wśród nich byli również Henry i John. Zapłacili za nowe ubrania i cali w skowronkach wyszli ze sklepu. Koniecznie będzie trzeba to jeszcze kiedyś powtórzyć. ![]() ![]() ![]() Alan Thomas również nie wyszedł z butiku z pustymi rękoma. ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#10 |
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 32
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
|
![]()
obiecuje, ze kiedy jeszcze raz powiesz o odcinku/bonusie beznadzieja, po prostu przestane komentowac no ;/
bonus fajny, wreszcie cos od Ciebie
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna. niepa edit : straszne. mod edit: dla kogo =) niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!! mod edit: ok, już nie będę ;] Ostatnio edytowane przez niepokorna : 08.04.2009 - 18:26 |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 4 (0 użytkownik(ów) i 4 gości) | |
|
|