![]() |
#221 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Szczerze mówiąc spodziewałam się, że niedługo doczekam się nowego odcinka
![]() - osadę ze wszystkich stron okalały wysokie pasma górskie Znalazłam tylko dwa błędy, ale jeden już uprzedziła SoOpel ![]() Ciekawe rzeczy się dzieją, najwyraźniej Nancy ma w końcu odpowiedni bodziec do obrony miasta ![]() I bardzo jestem ciekawa jak potoczy się to wypytywanie pijanych facetów - chłopaki będą mogli się w końcu popisać rycerskością (o ile ktoś nie zostanie ranny - wtedy odpada Siwan ![]() Pozdrawiam ![]() |
![]() |
|
![]() |
#222 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Odcinek jak zawsze świetny!
![]() Roni tak szybko poprosił o pokój z Nancy, że Aladar nie miał żadnych szans. ![]() ![]() Szkoda, że niedługo koniec... ![]() Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek! ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#223 |
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
|
![]()
Ojej kończy się? Szkoda
![]() A co do odcinka- jak zwykle świetnie, chociaż jak dla mnie to za krótki:/ Poza tym nic dodać, nic ująć. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#224 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Jak obiecałam dłuuugi odcinek, mam nadzieje że to was nie zniechęci
![]() Miłego czytania ![]() Nancy zeszła na dół przeczesując palcami wciąż jeszcze mokre włosy. Po długiej, zimnej kąpieli znów poczuła się świeżo. Przez ponad pół godziny musiała szorować swoje ciało, by pozbyć się zapachu kanałów, który głęboko wsiąkł w jej skórę. Wreszcie, pachnąca i czysta była gotowa bez większych oporów wyjść do ludzi. Gdy stanęła na ostatnim stopniu schodów, do jej uszu dobiegły dźwięki wesołej rozmowy, przerywane sporadycznymi wybuchami śmiechu. Cichutko, na palcach podeszła do uchylonych drzwi kuchni i ukryła się za nimi. Uśmiechając się pod nosem wsłuchiwała się w żarty i docinki, jakie wymieniali między sobą Adela i Roni. - Nie jedz tyle po przytyjesz- powiedziała ujawniając swoją obecność i wchodząc do kuchni. Roni uśmiechnął się szeroko na jej widok. Poderwał się z krzesła i podbiegł do niej. - Dostałem czekoladę!- zawołał uradowany. - Widzę- odparła Nancy, rozglądając się po małej, czystej kuchni. Światło słońca wpadające przez niewielkie okno nadało pomieszczeniu, przytulny, ciepły blask. Gdyby Nancy miała babcię, tak właśnie wyobrażała by sobie jej kuchnię. Z drewnianymi szafkami, staromodną kuchenką i ziołami zawieszonymi na ścianie. - Za pół godziny podam obiad- oznajmiła Adela wskazując podbródkiem na stojący na kuchence garnek- To mój własny przepis, mam nadzieje, że wam posmakuje... - Nie lubię zielonej zupy- mruknął Roni marszcząc nos. ![]() - Roni!- krzyknęła Nancy grożąc małemu palcem. Adela tylko roześmiała się serdecznie. - Wolę słodycze. Chcesz trochę?- zapytał chłopiec. Nancy z obrzydzeniem spojrzała na lepkie ręce Roniego ściskające na wpół rozpuszczoną tabliczkę czekolady. - Nie, dzięki... Chłopiec wzruszył ramionami i rozdziawiając szeroko usta, ugryzł spory kawałek czekolady. Mlaszcząc głośno wrócił do stołu i rozsiadł się wygodnie na krześle. - Adela, czy mogłabyś zająć się małym, przez jakiś czas. Muszę załatwić kilka spraw... - Oczywiście, to żaden problem- odparła Adela, mieszając drewnianą łyżką w garnku pełnym bulgoczącej mazi. - Chce iść z tobą- zaprotestował Roni, robiąc tą swoją smutną minkę, która skruszyła by każde serce. - Nie, zostaniesz tutaj- powiedziała stanowczo Nancy. - Ale... - Żadnego „ale”. Wykąpiesz się i zjesz porządny obiad. Oczy Roniego napełniły się łzami. - Nie martw się- próbowała go pocieszyć Adela, która nie mogła znieść widoku smutnej twarzy chłopca- Mama niedługo wróci. ![]() Dopiero po chwili dotarło do Nancy jak Adela ją nazwała. Szok jaki przeżyła, odebrał jej mowę. Sama myśl, że mogłaby być uważana za matkę Roniego, była zbyt szalona i niedorzeczna, by mogła zaistnieć w czyjejkolwiek głowie. Już otworzyła usta, by wyjaśnić tą pomyłkę, ale chłopiec ją ubiegł. - Pani Morrison nie jest moją matką- wyjaśnił poważnie z kamienną twarzą- Moja mama nie żyje. - Och! Przepraszam!- jęknęła Adela, zakrywając dłońmi usta- Nie wiedziałam... Biedactwo, pewnie jest ci ciężko? Chcesz może jeszcze jedną tabliczkę czekolady, a może ciasteczko? Na pewno gdzieś jeszcze mam...- Adela gorączkowo zaczęła krzątać się po kuchni, otwierając szafki i dokładnie przeszukując ich zawartość. Naiwnie sądząc, że słodycze zrekompensują chłopcu utratę matki. - Więc to nie będzie problem, jeśli u ciebie zostanie?- upewniła się Nancy. - Absolutnie żaden!- zapewniła gorąco Adela. Nancy pomachała chłopcu na pożegnanie i wyszła do przedpokoju, gdzie po schodach właśnie schodziła Ana. ![]() - Gotowa?- zapytała zeskakując z ostatniego stopnia. - Tak, chodźmy. Słonce powoli zbliżało się ku horyzontowi. Minęło kilka godzin od czasu kiedy Ana i Nancy wyszły z domu Adeli. Na ich szczęście mieszkańcy wolnej osady lubowali się w plotkach i chętnie przekazywali je nawet nieznanym osobom. - Jestem wyczerpana- jęknęła Ana ścierając wierzchem dłoni pot z czoła- Czemu tu jest tak gorąco? - Jesteśmy na środku pustyni. Tu zazwyczaj jest gorąco. Ana uniosła głowę i spojrzała na rozgrzane słońce, którego promienie doprowadzały jej ciało do granic wytrzymałości. - Odpocznijmy gdzieś, bo naprawdę zaraz tu padnę! Nancy obojętnie wzruszyła ramionami. Weszły do najbliższej herbaciarni i zajęły jeden ze stolików. Rozsiadły się wygodni na krzesłach i rozkoszowały chłodem, który panował w pomieszczeniu. Obie zamówiły po szklance mrożonej herbaty i w milczeniu czekały, aż otyła kelnerka przyniesie ich zamówienie. Kiedy już na ich stole postawiono dwie szklanki, Ana bez oporów wsadziła do jednej z nich palce i wyłowiła kostkę ludu. Wsadziła ją sobie do ust i wzdychając z zadowoleniem rozgryzła zębami. - Ustalmy co wiemy- powiedziała pochylając się nad stołem. - Rebelianci stacjonują w opuszczonej kopalni- zaczęła Nancy ze znudzeniem obserwując przesuwający się za oknem tłum ludzi- Więźniów trzymają w częściowo zawalonym wschodnim szybie, do którego prowadzi tylko jedno wejście, na nasze szczęście z zewnątrz. Dwójka strażników, przy drzwiach i cholera wie ile w środku. - Nie jest tak źle- mruknęła Ana popijając herbatę. Nancy prychnęła pogardliwie. ![]() - Nie jest tak źle?- powtórzyła ironicznie- Nie dostaniemy się tam niezauważone. - Tak- pokiwała głową Ana- Ale szyb jest daleko od przedmieść osady, więc mało prawdopodobne, że któryś z osadników nas tam zobaczy... - A jak twoim zdaniem namówimy strażników, żeby nas wpuścili? Nawet jeśli jakoś ich odciągniemy otworzenie tych drzwi będzie sporym wyzwaniem, muszą mieć niezłe zabezpieczenia. Ach i nie zapominaj o strażnikach w środku... Ana odstawiła szklankę i uniosła głowę. Pustynne słońce odbijało światło w jej oczach, które nagle nabrały dziwnego morderczego blasku, który zupełnie nie pasował do jej łagodnej twarzy. - Masz broń?- zapytała twardym, bezosobowym głosem. - Tak- Nancy pokiwała głową. - Możemy ją wykorzystać...- syknęła Ana. - Chcesz ich zabić?- zapytała unosząc brwi- Dobrze, dam ci pistolet. Ana wzdrygnęła się z obrzydzeniem. W jednej chwili jej spojrzenie straciło ten morderczy blask i powróciło do dawnej barwy. Nancy uśmiechnęła się gorzko. - Och! Chciałaś, żebym to ja ich zabiła?- zapytała udając zdziwienie- Co jest? Nie chcesz mieć plam na sumieniu? - To nie tak...- tłumaczyła się nerwowo - ja nie umiem zabijać... - Więc chcesz, żebym ja zabijała za ciebie?!- Nancy podniosła głos- Będziesz stała za mną i pokazywała mi paluszkiem, komu mam roztrzaskać czaszkę?! Lucy też będę miała zabić, bo ty tego nie umiesz? Żebyś w razie czego mogła powiedzieć, że to ja strzelałam, a ty nie miałaś z tym nic wspólnego? Żeby tylko nikt nie winił biednej słabej Any, bo ona przecież nie jest zdolna do takich okrucieństw! ![]() - Ja tylko... - Chcesz, żebym wykonywała za ciebie brudną robotę!- Nancy poderwała się z krzesła i oparła dłonie na stole. - Nie o to chodzi! Ja jeszcze nigdy nikogo nie zabiłam i nie będę... po prostu nie będę umiała tego zrobić. - Myślisz, że dla mnie to jest łatwe?! Powiem ci coś, chcesz by ktoś zginął? Nie mam nic przeciwko, ale zrób to sama. Mogę dać ci broń i pokazać gdzie jest spust. Nie pozwolę, żeby wyręczała się mną taka tchórzliwa, dwulicowa suka, która niczego nie umie zrobić sama! Możesz się tak bawić z tym swoim przydupasem, Siwanem, ale nie ze mną! Lepiej naucz się strzelać bo od teraz jesteś zdana tylko na siebie, wypisuje się z tego gówna. Miłej zabawy! Nancy odepchnęła krzesło, które z hukiem upadło na ziemię. Posłała Anie ostatnie pałające dziką wściekłością spojrzenie i szybkim krokiem wyszła z herbaciarni. ![]() - Nancy!- krzyknęła za nią Ana, ale Nancy jej nie słyszała, była już na ulicy, zanurzona w gęstym tłumie ludzi. Przeszła szybko kilka ulic chcą jak najbardziej oddalić się od herbaciarni i tej idiotki. Co ona sobie wyobraża?! Dając upust swojej wściekłości kopnęła pobliski śmietnik, zwracając na siebie uwagę przechodniów, którzy zatrzymali się by obserwować dziwną, ciężko dyszącą kobietę, atakującą kosz na śmieci. Nancy przeklęła pod nosem i ruszyła dalej. Przez pewien czas błądziła bez celu uliczkami osady, starając się uporządkować natłok myśli. Kiedy już udało jej się opanować burzę złości szalejącą w jej wnętrzu, postanowił ułożyć plan. Plan ucieczki. Jasne było, że nie może zostać w wolnej osadzie. W każdej chwili mogły na nią spaść bomby Cefeusza, a wtedy będzie za późno. Najpierw transport. Tak... musi jakoś zdobyć samochód, najlepiej terenowy i jak najszybciej stąd wyjechać. Rozejrzała się. W wolnej osadzie było dużo samochodów, na pewno też wielu nimi handlowało. Tylko czy starczy jej pieniędzy? Jeśli nie, trudno ukradnie, to nie jest takie ważne. Zdobędzie jakoś ten cholerny samochód, zabierze swoje rzeczy z domu Adeli i wyjedzie, zostawiając całą resztę na pastwę Cefeusza. Zatrzymała się na chwilę. A co z Ronim? Przez chwilę stała nieruchomo wpatrując się w piaszczystą ziemię. Przed jej oczami stanął obraz martwego ciała Roniego zawalonego stertą gruzu... Potrząsnęła głową i ruszyła dalej. Do cholery z chłopcem! Byłby tylko niepotrzebnym ciężarem. Zawsze najlepiej czuła się w pojedynkę i niech tak już zostanie. Nogi zaprowadziły ją na sam skraj osady. Gdy w końcu podniosła wzrok zobaczyła wznoszący się wysoko, potężny budynek z cegły. Przez chwilę stała oniemiała z zachwytu. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziała. Była to bardzo stara budowla, z licznymi dziurami w dachu. Nad północną fasadą wznosiła się ogromna wieża, z kolorowym witrażem. Budynek osadzony był w kamiennej ścianie, z daleka od zgiełku wolnej osady. Nancy weszła po sypiących się schodkach i dotknęła ściany. Była bardzo stara. Być może wybudowano ją jeszcze przed wielką wojną... ale jakim cudem ocalał? Wielka wojna zniszczyła prawie wszystkie ślady obecności człowieka na ziemi. A ta budowla wciąż stała... Delikatnie pchnęła wielkie drewniane drzwi, bojąc się, że może to sprawić zburzenie wątłej ściany. Zaciekawiona weszła do środka. Wewnątrz był mniejszy niż jej się wydawało. Przed nią stały częściowo rozsypane kolumny. Przez prawie całą długość budynku, pod ścianami ustawione były ławki. Podniosła wzrok i zobaczyła, że przed nią, po przeciwległej ścianie osadzony jest we wnęce ogromny krzyż z wyrzeźbioną sylwetką mężczyzny. Podobnym przedmiotem Aladar zranił Nocnego Łowcę. ![]() Zaciekawiona ruszyła do przodu. Powoli przesuwała się między rzędem drewnianych ławek, nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny zawieszonego na krzyżu. Był prawie nagi, miał na sobie jedynie wąską przepaskę okalającą biodra. Twarz rzeźby wykrzywiona była w grymasie bólu. Co to ma znaczyć? To jest ich bóg? Umierający człowiek przyczepiony do krzyża? - W czym mogę pomóc?- rozległ się głos za jej plecami. Nancy odwróciła się gwałtownie, z cienia kolumny wyszedł młody mężczyzna w brązowym stroju z białym kołnierzykiem. - Przepraszam- mruknęła Nancy robiąc krok do tyłu- nie chciałam bez pozwolenia wchodzić do pańskiego domu... Mężczyzna uśmiechnął się dobrotliwie i podszedł do niej. - To nie jest mój dom- odparł- To jest dom Boży, kościół. Każdy, kto ma czyste zamiary może tu wchodzić kiedy tylko zechce. Nancy spojrzała na niego lekceważąco. No tak, kolejny wyznawca tej dziwnej religii. - Dom Boży? - Tak – pokiwał głową mężczyzna nie wyłapując ironii w jej głosie- A ja jestem strażnikiem tego domu, jestem jego kapłanem. - Nie wyglądasz na kapłana...- odparła Nancy, przyglądając mu się podejrzliwie- Nie wiedziałam, że wolna osada też ma swoich kapłanów. Mężczyzna przez krótki czas wpatrywał się w nią tępo, nie wiedząc jak ma rozumieć jej słowa. Po chwili wybuchnął głośnym, radosnym śmiechem, którego echo roznosiło się po sklepieniu kościoła. - Nie jestem jednym z TYCH kapłanów- wyjaśnił- Jestem księdzem, wypełniam boskie rytuały, przekazuje wiernym słowo boże, prowadzę nabożeństwa i rozgrzeszam ich w imię Pana. Przyjąłem święcenia, ślubowałem czystość i poświęciłem życie by wychwalać pana. ![]() - Co to znaczy, że ślubowałeś czystość? - Nie wolno mi współżyć z kobietami- wyjaśnił, bez cienia zażenowania. Nancy zacisnęła zęby, powstrzymując się od komentarza i pokiwała głową. Zasady tej religii, stawały się dla niej coraz dziwniejsze i bardziej niezrozumiałe. Już sama nie wiedziała co jest gorsze, religia kapłanów, czy ta dziwna, starożytna sekta. - Więc to jest kościół?- zapytała chcąc zmienić temat - Tak, w tym budynku, zbierają się wierni by wysłuchać słowa bożego. - Objawia się wam?- zapytała zaskoczona. - Objawił nam się tysiące lat temu- wyjaśnił- Natchnieni przez niego ludzie, napisali świętą księgę- mężczyzna wsunął rękę do kieszeni i wyciągną z niej małą książeczkę- Proszę...- powiedział podając ją Nancy. Nancy niepewnie wzięła od niego książkę i przeczytała tytuł na głos. - Nowy Testament- podniosła spojrzenie na księdza- Myślałam, że waszą świętą księgą jest Biblia. - Biblia jest podzielona na dwie części, Stary i Nowy Testament. - Aa... rozumiem- mruknęła, w rzeczywistości nie rozumiejąc niczego. - Skąd wiesz tyle o naszej religii?- zapytał ksiądz- Niewielu ludzi spoza naszej wspólnoty, wie o jej istnieniu. - Znam pewną osobę, która w to wierzy- odpowiedziała ostrożnie- Opowiedział mi trochę. -Ach, naprawdę? Jest tutaj, w wolnej osadzie? Jak się nazywa? Powinienem znać tą osobę... Nancy przez chwilę wahała się z odpowiedzią. - Przyjechaliśmy tu dopiero dziś rano, nie mieszkamy w wolnej osadzie na stałe. - Och tak- pokiwał głową ksiądz- Z powodu wojny wiele nowych osób tu przyjeżdża... Mogłabyś powtórzyć swojemu znajomemu, że dziś o północy odbędzie się msza. Było by miło gdyby przyszedł, naturalnie ty też jesteś zaproszona. - Ja raczej nie przyjdę, ale przekaże zaproszenie Aladarowi . Na twarz księdza spłynęła trupia bladość. Przyjazny i serdeczny uśmiech zniknął pod powłoką zaskoczenia i strachu. Przerażenia. - Aladar- powtórzył słabo. ![]() - Tak, znasz go?- zapytała podejrzliwie Nancy z uwagą obserwując zmiany zachodzące na jego twarzy. - Tak, tak...- mruknął półprzytomnie wycierając pot z czoła- A jak ci na imię?- zapytał siląc się na swobodny ton. - Nancy. Ksiądz cofnął się o dwa kroki do tyłu i wyciągnął przed siebie ręce, jakby starał się od niej odgrodzić. - Nancy....- powtórzył jak echo. - Wszystko w porządku?- zapytała widząc jego drżące ciało. Ciasny supeł zawiązany wokół szyi nie pozwolił mu odpowiedzieć, zdołał jedynie pokiwać słabo głową. - Czego się boisz?- spytała Nancy podchodząc do niego. Ksiądz odskoczył jak oparzony i uderzył biodrem o pobliską ławkę. - Boisz się mnie?- zgadła- Skąd wiesz o mnie? I jaki ma to związek z Aladarem? - Zabiłaś Aladara?- spytał opierając się ciężko o ławkę. - Nie! Skąd ten pomysł? Jest tutaj w wolnej osadzie...- umilkła na chwilę- Dlaczego miałabym go zabić? - A kto powiedział, że powinnaś go zabić?- zapytał śmiejąc się sztucznie. ![]() - Zasugerowałeś to- odparła mrużąc podejrzliwie oczy. - Nic takiego nie sugerowałem- zaprzeczył z mocą- Muszę... muszę już iść... muszę przygotować się do mszy. Ty też powinnaś już sobie pójść. Nancy w milczeniu minęła go i skierowała się do wyjścia. - Mam na imię Gabriel!- zawołał za nią. Nancy odwróciła się i po raz ostatni spojrzała na jego przygarbioną sylwetkę, po czym otworzyła drzwi i wyszła na skąpaną w słońcu ulicę. Ostatnio edytowane przez Fobika : 01.09.2008 - 22:02 |
![]() |
![]() |
#225 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Super! Tajemniczy ksiądz! Tylko nie podoba mi się zachowanie Nancy w stosunku do Any. Nie powinna tak na nią naskakiwać
![]() |
![]() |
![]() |
#226 | |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Witam, nie mogłam się już doczekać
![]() Cytat:
- babcię - niepotrzebny przecinek po słowie "uważana" - nieznanym osobom - niezauważone - Pana, z wielkiej litery w obydwu zdaniach Hm, szczerze mówiąc nie spodziewałam się kolejnej zagadki ![]() Boskie jest to ostatnie zdjęcie z kawiarni ![]() I świetny kościół (ha, teraz się przyczepię ![]() ![]() No, zdaje się, że Roni się adoptował, czy Nancy tego chce czy nie ![]() Zaskoczona jestem transformacją Any - ta fryzura i sukienka - zdaje się, że pomimo gwałtownych zaprzeczeń romans z Siwanem kwitnie ![]() Naprawdę, w twoim opowiadaniu nie ma gorszych ani lepszych momentów, a jeżeli następuje uspokojenie sytuacji to albo służy ono wyjaśnieniu albo to tylko cisza przed burzą ![]() Ostatnio edytowane przez Callineck : 30.08.2008 - 17:35 |
|
![]() |
![]() |
#227 |
Guest
Postów: n/a
|
![]() |
![]() |
![]() |
#228 |
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
|
![]()
Brak mi słów.
Naprawdę nie wiem jak mam wyrazić swój zachwyt! Błędy już wymieniła Callineck (ja i tak wyłapałam o połowę mniej ![]() ![]() A doprawdy, jest co. Zdjęcia- świetne, tekst- powalający, fabuła- lepszej być nie mogło. Po prostu oniemiałam! Mam nadzieję, że koniec wakacji nie przeszkodzi Ci w pisaniu, bo ja bym tego nie przeżyła. |
![]() |
![]() |
![]() |
#229 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Świetny odcinek!
![]() ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#230 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
dopiero przeczytałam a juz nie moge sie doczekac kiedy dodasz nowy odcinek
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|