![]() |
#1 |
Zarejestrowany: 20.06.2008
Skąd: Chatka Ech
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 1,209
Reputacja: 10
|
![]()
Tak, oto moje drugie fs. Może ostatnie nie było sukcesem, ale przynajmniej je skończyłam. Proszę o ostrą krytykę. Moje ostatnie fs było fantastyczne, jednak te będzie normalne (przynajmniej chcę, żeby tak było
![]() Tak, wiem mało zdjęć, ale jakoś tak uważam, że tyle starczy. Miłej lekturki: Rozdział 1. Napad Założyła kurtkę, czapkę, rękawiczki i wyszła ze szkoły. Na dworze było zimno i padał śnieg, choć to dopiero listopad. -Martyś, Martyś!- zmarznięta dziewczyna odwróciła się niechętnie w stronej swojej koleżanki. -Taak? Zmienić ci pieluszkę, napisać zadanko, nakarmić?- odparła ironicznie. Z reguły sympatyczna, ale zawsze lubiła rzucać cięte komentarze kiedy tylko miała okazję. -Dobra... Sorry za to, że zwaliłam winę na ciebie.- powiedziała koleżanka ze spuszczoną głową. -Daruj sobie, okey? -Nadchodzą święta, bądź miła.- uśmiechnęła się pogodnie. Martyna wzięła kulkę śniegu i rzuciła w Ewelinę. -Ty! No nowa kurtka... Zawsze jak dziecko- zachichotała. -Ja muszę iść... Wiesz, pouczyć się. -Ta, ok to do jutra? -No do jutra jak przeżyję wywiadówkę, cześć.- dziewczyny pożegnały się i każda z nich odeszła w swoją stronę. ![]() Ewelinka jak zwykle roześmiana, a Martyna z ponurym wyrazem twarzy. Zawsze miała jakiś tam problem. Ostatnio jej kuzynka chciała sie zabić, nie było wtedy do śmiechu. Przypomniała sobie w drodze jak to dobrze było z jej chłopakiem, ale po chwili potrząsnęła głową i starała się pomysleć o milszych rzeczach. Choć trochę było trudno, poradziła sobie. Kiedy wreszcie przekroczyła piekielne bramy jej domu w drzwiach zastała matkę. -Dwie godziny spóźnienia?!- wykrzyknęła oburzona. -Przepraszam... Byłam jeszcze na kółku, a zresztą mówiłam ci wczoraj, że idę.- wydukała nastolatka. -Wiesz, że ostatnio dużo pracuję, byłam zajęta. -Tak, wiem mamo. I dlatego też nie czepiaj się tego, że się spóźniłam- powiedziała spokojnie i usiłowała wejść do domu. Jednak mama zastawiła jej drogę. Dopiero teraz ujrzała, że była ubrana w swój wizytowy ubiór i sprawiała wrażenie jakby gdzieś się spieszyła. -Hm, wychodzisz? -Tak, zaopiekujesz się Tomkiem? -Jakim Tomkiem?- dziewczyna wytrzeszczyła oczy. -Trzyletni chłopczyk, dziecko od sąsiadki. Wiem, że sobie poradzisz, pa- dała córce buziaka na pożegnanie i pobiegła na przystanek. Nastolatka weszła do domu i zastała tam płaczące dziecko. A przecież miała się uczyć. Zdjęła szalik, kurtkę, czapkę i rzuciła je na wieszak. -Yeach, gol!-wykrzyknęła uradowana. Dopiero teraz maluch zobaczył Martynę. Wreszcie przestał płakać, za co dziewczyna dziękowała Bogu. Nie miała podejścia do dzieci. Właściwie to ich nawet nie lubiła i w ogóle nie miała z nimi doczynienia. Wzięła chłopczyka na ręce, wygrzebała jakieś swoje stare zabawki z dzieciństwa i dała dziecku. ![]() Potem poszła do kuchni przygotować coś do jedzenia. Nie była mistrzynią w kuchni tak jak jej kochane koleżaneczki. Ta, jej koleżaneczki. Miłe, uczynne dziewczynki. Jej matka zawsze je chwaliła i dawała za przykład. Kiedyś się nawet o to pokłóciły. -Ałć..- jękneła dziewczyna. Przez te jej rozmyślania prawie ukroiła sobie palec. Poczuła piekielne szczypanie i zaczęła szukać wody utlenionej. Oczywiście jak zwykle nie ma. -"Nie no super"- pomyślała. Nie marudząć, przemyła palec wodą i zakleiła plastrem. Dobrze, że chociaż to było. Po chwili przypomniała sobie o Tomku. Szybko pobiegła do salonu. Uff, nic mu się nie stało. Nadal bawił się pluszakami. Dziewczyna poszła do swojego pokoju i odpaliła komputer. Weszła na naszą klasę. -Ooo, nowa wiadomość, ciekawe od kogo.- powiedziała. Okazało się, że to od jakiegoś kolegi z jej klasy. Hej, mamy na jutro przyjsć odświętnie ubrani. Martyś, nie zapomnij też tego zeszytu z piosenkami, bo będzie nam potrzebny! Trzeba będzie przywitać ludzi z innej szkoły, także wiesz. Będą jacyś anglicy... A ty dobrze umiesz angielski, prawda? Będziesz naszym tłumaczem, ok? Tylko nie mów, że nie! Nie przyjmuję wymówek ![]() -Co?! Ja mam tłumaczyć? No, oczywiście wszystko spieprzę. Muszę mu powiedzieć, że nie mogę...- powiedziała i kiedy już zaczęła pisać, chłopak napisał jej na gadu. WituŚ przesyła wiadomość WituŚ 16:47:13 Heeej, slonce co tam, dostalas wiadomosc? Ja 16:47:48 Tak i musze ci powiedzieć, że nie będę waszym tłumaczem. Sorx WituŚ 16:48:15 Jaja se robisz? Musisz, jak nie ty to kto? Czaj to... Przecież nikt inny nie zna angola tak jak ty! Ja 16:49:02 czaje to, że coś spieprze WituŚ 16:49:36 Jak coś spieprzysz to tylko moja i wyłącznie moja wina. Nie twoja. To co zgadzasz się? WituŚ 16:50:20 Jesteś tam? Ja 16:50:32 Opiekuję się dzieckiem WituŚ 16:51:08 Masz dziecko? Wow, z kim? Ja 16:52:22 Od sąsiadki. Nie przeszkadzaj WituŚ 16:52:49 Jak będziesz tłumaczem to pogadamy ;p Ja 16:53:24 Hm, no dobra! Będę WituŚ 16:53:57 Dzięki, kocham cię :* To idę, pa ![]() Martyna wyłączyła komputer. Trzeba by zobaczyć jak tam obiad. Spojrzała na zegarek. -Mama będzie za dwie godziny... I co ja mam zrobić z tym dzieckiem. Co takie coś je?- powiedziała do siebie i spojrzała na malucha. Odkąd mu dała zabawki był miłym aniołkiem. Chciała się z nim pobawić, ale wiedziała, że musi przygotować obiad. A jemu? Butelkę? No cóż, chyba tylko to miała i tylko to przychodziło jej do głowy. Wreszcie już wie czemu mama kupiła butelkę dla bobasów. Bo będzie niańczyć dzieci sąsiadek. A właściwie jej córka będzie niańczyć. Westchnęła. Poczuła się odpowiedzialna za wszystko. Mama cały dzień w pracy, a ona musiała się zajmować domem. I jeszcze dzieckiem. No cóż. Rozmyślania przerwał jej dzwonek do drzwi. Kto to mógł być. Kiedy otworzyła zobaczyła kobietę, około czterdziestki. -Ja po synka- powiedziała. Dziewczynka szybko pobiegła po Tomka i przekazała matce. -Dziękuję... Przekażesz mamie? Tylko nie zostaw dla siebie!- wręczyła dziewczynie pieniądze i wyszła. Nie rozumiała jednego. Czemu matce, skoro ona się nim zajmowała? No, ale da jej tą kasę. Pięćdziesiąt złotych. Wow, to dużo. Ciekawe, może mama podzieli się z nią pieniędzmi? Fajnie by było. Mogłaby sobie kupić te fajne dżinsy. Nagle poczuła zapach dymu. -O nie! Obiad!- powiedziała i pobiegła do kuchni. No tak, to już do kosza. Trudno, zrobi coś innego. Ale najpierw pójdzie oglądać TV. ![]() W telewizji nic nie leciało ciekawego. Zmęczona spoglądała jednym okiem na kreskówki. W końcu zasnęła. Obudził ją telefon. -Halo? O cześć Anka... Dziś?... No nie wiem... Dobra, to przyjdę... Tak, cześć- to była jej przyjaciółka, Ania. Zaprosiła ją na dyskotekę do klubu. Miała zacząć się o dwudziestej. Teraz była dziewiętnasta. Jej mama zaraz powinna wrócić. Nastolatka nie myliła się, wróciła. -Wróciłam- krzyknęła stojąc w progu. -Fajnie... Tu masz pieniądze za opiekę nad dzieckiem, a ja zaraz wychodzę na dyskotekę. Mogę? -Dobrze. A propos pieniędzy, masz tu 10zł. Pomogłaś mi, należy ci się- uśmiechnęła się matka. Córka podziękowała jej i zniknęła w swoim pokoju. Włączyła komputer. Anka była na online. Zaraz do niej napisała. Czas szybko jej przeleciał. Po półgodzinnej rozmowie z Anką wybrała ładne ciuchy i zrobiła fryzurę. -To ja wychodze mamo, pa- powiedziała i przytuliła mamę na pożegnanie. Na dworze było zimno, ale dało się przeżyć. Ciepłe rękawiczki i kurtka sprawiały, że dziewczyna czuła się jak w lecie. Do klubu nie był kawał drogi, więc szybko dotarła na miejsce. Spotkała Ankę. -Hej! -Siemasz, Martyś. Chodż, zaszalejemy- powiedziała koleżanka i oboje zniknęły w klubie. Po kilkuminutowej zabawie, dziewczyny poznały fajnych chłopaków. ![]() Martyna była królową parkietu. Bawiła się doskonale. Natomiast Anka biła jej brawo, tak samo jak reszta imprezowiczów. Kiedy skończyła swój piękny taniec przysiadła się do baru i poprosiła o colę. -Kotku, tylko się mi nie upij- powiedział wesoło poznany chłopak. -Spokojnie, zamawiam colę- zaśmiała się. -No i tak ma być- nastolatka był trochę zdziwiona tym, że koleś tak się boi o nią. No, ale może po prostu jest opiekuńczy? Nie przejmowała się tym. -Martyna, proszę chodźmy stąd...- dziewczyna usłyszała głos zapłakanej Anki. Szybko opuściły klub. Skierowały się do parku. -On chce mnie zabić... -Co ty mówisz?! Kto cię chce zabić? -On tam był... On... -On czyli kto?! Anka?! Anka, słyszysz mnie?!- jej przyjaciółka zemdlała. Martyna próbowała ją ocucić, jednak nie udało jej się. Chciała zadzwonić na pogotowie, ale ktoś wyrwał jej telefon z ręki. -Pożałujesz, ty i ona!- usłyszała i dostała w twarz. Potem poczuła ostrze w brzuchu i widziała krew. Straciła przytomność. ********** Sorry, za długość odcinka (wiem za długi) Myślę, że nie zasnęliście czytając ![]() Proszę o szczerą krytykę
__________________
Ach, Marylo, wszak oczekiwanie czegoś daje nam już połowę przyjemności! Może się zdarzyć, że się tego nie otrzyma wcale, ale nikt nie może zabronić cieszyć się z oczekiwania. Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza |
![]() |
![]() |
|
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|