Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 16.11.2008, 14:54   #331
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

okej puszczam następny odcinek. Od razu ostrzegam, że jest niemiłosiernie długi, a to dlatego bo postanowiłam wyjaśnić w nim większość rzeczy ah i sorry za małą ilośc zdjęć, ale jak już pisałam simy mi troszkę szwankują... Mam nadziej, że rozwiązanie zagadki was nie zawiedzie
Niecierpliwie czekam na wasze komentarze

Aladar dokładnie pamiętał tamten dzień. Pustynne słońce niemiłosiernie grzało ich karki, a piasek wciskał się we wszystkie zakamarki ciała, kiedy siedzieli ukryci za wzgórzem, roztaczającym się nad brukowaną drogą. Pamiętał bolesne ssanie w okolicach żołądka. Od ponad dwóch dni nie miał niczego w ustach. Przyzwyczaił się już do głodu, w oddziałach rebeliantów często brakowało jedzenia. Kiedy kończyły się zapasy organizowali partyzanckie ataki na przejeżdżające między miastami transporty żywności, to napełniało ich żołądki na kilka tygodni. Tego dnia dostali cynk od ich szpiega w Cefeuszu, że z miasta wyjechał właśnie duży transport i teraz na niego czekali. To miał być rutynowy atak, standardowe przejęcie towaru i wybicie kupców. Robili to już setki razy wcześniej.
Ale tego dnia był inaczej. Czuł unoszące się w powietrzu niebezpieczeństwo. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Coś było nie tak. Rozejrzał się po twarzach kolegów z oddziału, szukając na nich podobnego niepokoju, ale nie dojrzał niczego poza niecierpliwym wyczekiwaniem. Odetchnął głęboko i z całych sił starał się ignorować wyjący w jego umyśle alarm.
Wtedy na horyzoncie pojawił się sznur czterech ciężarówek. Rebelianci chwycili za karabiny i wbili spojrzenia w zbliżające się metalowe maszyny. Syrena w umyśle Aladara zaskowytała jeszcze głośniej. Kiedy ciężarówki znalazły się kilka metrów przed nimi, dowódca dał znak do ataku. Gromada rebeliantów z dzikim krzykiem zbiegła ze wzgórza w stronę swojej ofiary.
Ale nie Aladar. On został. Nieokiełznany niepokój odebrał mu władzę w nogach i nie pozwolił uczynić kroku naprzód. Po prostu stał i patrzał jak jego koledzy mierzą z karabinów do zbliżających się ciężarówek. Kiedy padły pierwsze strzały, samochody potulnie się zatrzymały. Zza kierownicy wysiedli białowłosi asystenci. Aladar mrugnął nerwowo. Dziwne... nigdy nie wysyłali asystentów do przewożenia żywności. Rebelianci bez cienia żalu wystrzelili serię kul w ich metalowe czaszki, po czym z dzikim okrzykiem zwycięstwa rzucili się na ciężarówki.
- Stójcie...- szepnął Aladar patrząc jak jego przyjaciele próbują otworzyć tylne drzwiczki- Stójcie!!- wrzasnął z całych sił.
Ale było już za późno.
Bomby ukryte w czterech ciężarówkach wybuchły, zabijając wszystko co znajdowało się w okolicach dziesięciu metrów. Siła wybuchu odrzuciła Aladara do tyłu. Uderzył tyłem głowy o skałę i na krótką chwilę stracił przytomność. Obudziły go krzyki bólu okaleczonych rebeliantów. Rozejrzał się niepewnie, ale powietrze wypełniały miliardy pyłków kurzu, które skutecznie ograniczały pole widzenia. Wtedy dostrzegł niewielki przedmiot leżący na jego piersi. Z jego gardła wydobył się wrzask przerażenia, gdy zrozumiał, że to ludzki palec.
Od tamtej pory nauczył się bezgranicznie ufać swojemu przeczuciu. Ta ufność nie raz już uratowała mu życie i był głęboko wdzięczny losowi, za alarm w jego głowie, który ostrzegał go przed niebezpieczeństwem.
Kiedy wraz z Nancy stanął przed drzwiami kaplicy świątynnej, alarm odezwał się ponownie. Jego ręka zatrzymała się kilka centymetrów na klamką. Coś było nie tak. Rozejrzał się niepewnie szukając źródła zagrożenia, ale nie dostrzegł niczego poza białymi ścianami i niewinnie stojącymi lampami. Już wcześniej zdziwiła go nieobecność strażników, których zazwyczaj jest pełno w przeciągu stu metrów od kapłanów, ale nie poświęcił temu spostrzeżeniu zbyt wiele uwagi. W końcu minęło wiele lat, odkąd był mieszkańcem świątyni, wiele rzeczy mogło się zmienić.
- Wszystko w porządku?- zapytała Nancy. Aladar spojrzał na nią przypominając sobie o jej obecności. Przez krótką chwilę rozważał czy nie powiedzieć jej o swoich obawach, ale postanowił milczeć. Wysilił się na swobodny uśmiech.
- Tak, wszystko jest OK.- odparł, sam starając się uwierzyć w swoje słowa.
Niechętnie nacisnął klamkę i pchnął drzwi do przodu. Wtedy do ich nozdrzy wdarł się odrażający fetor. Swąd był tak intensywny, że w pierwszym odruchu oboje cofnęli się do tyłu, krzywiąc twarze w grymasie obrzydzenia. Zdarzało się już wcześniej, że nos Nancy narażony był na nieprzyjemne zapachy, ale ten bez wątpienia należał do najgorszych. Śmierdziało... rozkładającym się trupem. Oboje równocześnie spojrzeli na siebie, a w ich źrenicach malowało się wspólne pytania: „Co tak cuchnie?”
- Zawsze tak tu śmierdzi?- zapytała Nancy zatykając palcami nos.

Jej pytanie nawet nie doszło do uszu Aladara. Coś innego go zaniepokoiło. Czemu do cholery jest tu tak ciemno? Niewielka podziemna kaplica, pogrążona była w nieskalanych światłem ciemnościach, przez które w żaden sposób nie mogło się przebić ludzkie spojrzenie. Aladar zmrużył oczy. Kapłani muszą być gdzieś indziej, przecież nie siedzieli by tu po ciemku.
Nancy ciągle trzymając się za nos weszła w głąb kaplicy.
- Chyba ich tu nie ma- mruknęła- Gdzie się zapala światło?
Aladar po omacku odnalazł kontakt. Przez krótką chwilę stał trzymając na nim drżące palce. Bardzo powoli do jego umysłu dochodziła odpowiedź, dlaczego tu tak bardzo śmierdzi. Wiedział, że jeśli jego podejrzenia okażą się prawdziwe, wszystko będzie stracone, a co gorsza... Nadludzkim wysiłkiem odepchnął od siebie ponure myśli i nacisną przełącznik. W jednej chwili kaplice wypełniło światło podwieszonego do sufitu szklanego żyrandola. Nancy rozejrzała się i wstrzymała oddech. Próbowała krzyczeć, ale szok całkowicie odebrał jej głos i z jej gardła wydobył się tylko niski, zdławiony pomruk, jęk, jaki człowiek czasami wydaje we śnie. Zaczerpnęła tchu, aby ponownie wrzasnąć, lecz w tej samej chwili dłoń Aladara chwyciła ją za łokieć i ścisnęła niczym obcęgi.
- To byłby błąd- odparł smutnym głosem, prosto w jej lewe ucho- Mogą nas znaleźć. Po chwili pierwszy paraliż minął i Nancy zdołała nieznacznie kiwnąć głową. Gdy Aladar upewnił się, że nie zamierza już swym dzikim krzykiem stawić na nogi całej straży świątynnej puścił jej ramię. Teraz z kolei Nancy wyciągnęła rękę i chwyciła Aladara za nadgarstek, zupełnie jakby potrzebowała bezpośredniego kontaktu z żywym człowiekiem. Ten nie cofnął ręki, zerknął jedynie na dłoń Nancy po czym znów przeniósł wzrok na jej twarz.
- Co tu się stało?- zapytała patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie wiem... Aida... ona ich chyba...- odparł słabo. Wydawało mu się, że jego głos płynie z bardzo daleka, jakby należał do innej osoby.
- Oni wszyscy nie żyją....- stwierdziła Nancy niechętnie przerzucając spojrzenia na nieruchome ciała około dziesięciu ludzi- Muszą tu leżeć od kilku tygodni- dodała przyglądając się uważniej ich zielonkawo brunatnej skórze.
- To Aida ich zabiła, musieli przejrzeć jej plany i sprzeciwić się im, a ona ich wymordowała- wypowiadał słowa powoli, starając się wszystko poukładać sobie w głowie. Mówił już normalnym głosem, co sprawiło mu ogromną ulgę.
- I myślisz, że nikt tego nie zauważył?- zapytała całkiem poważnie.
- Kapłani bardzo rzadko wychodzą poza swoje komnaty i sale narad. Oprócz garstki strażników nikt ich praktycznie nie widzi... Aida musiała przekonać do siebie większość żołnierzy, a resztę utrzymywała w przekonaniu, że kapłani wciąż żyją i że wykonuje ich rozkazy.
Nancy chciała podejść bliżej do ciał, ale coś pociągnęło ją do tyłu. Zaskoczona spojrzała na dół i dopiero teraz do niej dotarło, że wciąż trzyma Aladara za rękę. Przez dłuższą chwilę tempo wpatrywała się w ich splecione palce, jakby podobny widok widziała pierwszy raz w życiu. Powoli wysunęła swoją dłoń z objęć jego dłoni i mijając go ruszyła w stronę drzwi.
- Nic tu po nas- powiedziała spokojnym tonem- Musimy znaleźć inny sposób by powstrzymać Aidę... Aladar?
Odwróciła się w momencie, gdy Aladar pochylał się nad jednym z ciał kapłanów. Koniuszkami palców musnął barwną maskę zakrywającą twarz trupa.
- To mój ojciec- szepnął ze smutkiem, odganiając muchy pasożytujące na kapłańskiej szacie- Zabiła mojego ojca.
- Przykro mi...- odparła Nancy patrząc ze smutkiem na jego przygarbioną sylwetkę.
- Nie byliśmy ze sobą zbyt blisko, ale mimo wszystko... nie powinien tak skończyć. Żadne z nich nie powinno- powiedział patrząc na pozostałe ciała- Wymordowała całą moją rodzinę, swoją zresztą też. Tam leżą jej biologiczni rodzice...- mruknął wskazując podbródkiem na dwa leżące nieopodal trupy. Nancy powoli podeszła do niego i stanęła za jego plecami.
- Pomścimy ich- odparła, nie znajdując innych słów pocieszenia.
- Pomścić?- zapytał uśmiechając się krzywo- Żeby ich pomścić w pierwszej kolejności ja powinienem zginąć. Gdybym stąd nie uciekł, oni wciąż by żyli. Mój ojciec by żył. To wszystko moja wina.
Aladar z cichym westchnieniem potarł dłonią czoło, na którym pojawiło się mnóstwo zmarszczek. W jednej chwili stał się starszy o dwadzieścia lat, przypominał starca, uginającego się od ciężaru przeszłości.
- To ja ich zabiłem...
Nancy wyciągnęła dłoń by dotknąć jego ramienia, ale w tej samej chwili Aladar poderwał się z klęczek i szybkim krokiem wyszedł z kaplicy. Po raz ostatnie spojrzała na porozrzucane na posadzce ciało kapłanów i ruszyła za Aladarem. Gdy tylko przekroczył próg drzwi, zaczął spazmatycznie oddychać, walcząc o każdą cząsteczkę tlenu, których nagle zabrakło w otaczającym go powietrzu. Oparł się ciężko o ścianę i osunął na podłogę.
- To wszystko moja winna...- szepnął zaciskając palce na kolanach- To ja ich zabiłem...
Nancy pod wpływem ogromnego współczucia rozlewającego się po jej ciele opadła na klęczki i objęła go ramionami.
- To nie twoja wina- szepnęła uspokajająco. Aladar wtulił policzek w jej szyję i bez słowa sprzeciwu pozwolił się zamknąć w bezpiecznym kręgu jej dłoni. Zacisnął mocno powieki, starając się odciąć od otaczającego go świata. Pragnął znaleźć się w innym miejscu we wszechświecie, gdzieś gdzie nie ma Aidy, Lucy, kapłanów, czy Cefeusza. Zapomnieć o wszystkim.
Pamiętać tylko jedną rzecz.
Nancy.
Chciał tylko ją, nic innego nie mogło dać mu szczęście. Od dawna pragnął tylko jej, a teraz kiedy ją dostał, kiedy była tak blisko niego, kiedy mógł wpleść palce w jej włosy, świat zmierzał ku końcowi. Życie ma cholernie chore poczucie humoru. Gdyby tylko miał możliwość sprzedania swojej duszy samemu diabłu, w zamian za kilka dodatkowych dni spędzonych z nią, bez wahania podpisałby cyrograf własną krwią. Oddał by wszystko by móc zatrzymać czas i pozostać zamkniętym w jej objęciach na wieczność, nie martwiąc się o przyszłość. Ale czas nieprzerwanie płyną. Sekunda za sekundą, minuta za minutą... tik tak, tik tak... mieli coraz mniej czasu. Aladar otworzył oczy.

- Co teraz zrobimy?- zapytała Nancy, lekko odsuwając się od niego- Jak powstrzymamy Aidę?
- Nic już nie możemy zrobić- odparł.
- To nieprawda!- powiedziała Nancy z przekonaniem, patrząc na niego twardo- Musimy tylko ułożyć plan... uda nam się jakoś ominąć straże i zabić ją.
- To nie ją musimy zabić.
- A kogo?
- Lucy.
Nancy całkowicie oderwała od niego ramiona i przesunęła się trochę na bok, by mieć lepszy widok na jego zasmuconą twarz.
- Dlaczego Lucy jest taka ważna?- zapytała- Dlaczego wciąż ją ścigasz?
- Bo tego wymaga ode mnie mój zakon.
- O czym ty mówisz? Jaki zakon?
Aladar zmarszczył brwi. Od wielu dni żył ze świadomością, że prędzej, czy później będzie musiał zdradzić Nancy swoją tajemnicę i bał się tego jak cholera. Nie tylko dlatego, że złożył klerykom uroczystą obietnicę powołując na świadka Boga, że nigdy nie ujawni przed nikim szczegółów swej misji... miał to gdzieś. Bał się jej reakcji. Wiedział, że Nancy jest silna, ale prawda o Lucy mogła złamać każdego.
- Należę do zakonu świętego Jan. Trafiłem tam przypadkiem. Po przegranej bitwie z Andromedem, garstka ocalałych rebeliantów rozproszyła się po całej zachodniej pustynni, szukając schronienia przed ścigającymi ich żołnierzami. Ja również do nich należałam. Wraz z Igorem znaleźliśmy kryjówkę w osadzonym w kanionie zakonie świętego Jana.
Musisz wiedzieć, że w tamtym czasie stałem na krawędzi załamania nerwowego. W głowie wciąż słyszałem huki wystrzałów, nie pozwalały mi zasnąć, a kiedy już jakimś cudem udawało mi się pogrążyć we śnie budziłem się po dwóch godzinach, zlany potem i święcie przekonany, że nas atakują. Miałem dość rzezi, która niemal każdego dnia raziła moje oczy. Widok krwi, moich mordowanych kolegów z oddziału stał się dla mnie tak powszechny, że przestałem wierzyć, że istnieje na tej zaplutej planecie miejsce, gdzie ludzie nie zabijają się jak zwierzęta. Ale takie miejsce istniało i był to właśnie zakon świętego Jana.
Mój Boże... jak tam było spokojnie. Żadnych krzyków bólu, skrytych morderstw, czy wyrachowania. Dźwięki strzałów w mojej głowie wreszcie ucichły i pierwszy raz od dobrych kilku lat udało mi się przespać całą noc. Wtedy w mojej pamięci odrodziły się nauki Łazarza. Myślałem, że to znak od Boga, że całe moje życie zmierzało do tego punktu, bym znalazł się w murach tego zakonu. Sądziłem, że to moje przeznaczenie. Dlatego postanowiłem tam zostać. Odłożyłem karabin i przyodziałem szatę zakonnika. Bracia bardzo chętnie przyjęli mnie w swoje szeregi i wkrótce zostałem wyświęcony na jednego z nich. Stałem się duchownym.
Myślałem, że od tego czasu będę prowadzić spokojne życie, skupione wokół modlitw i nabożeństw. Nie mogłem się bardziej mylić. Od samego początku wydawało mi się być podejrzane to, że klerycy tak chętnie i szybko włączyli mnie do swojego grona. Dopiero później zrozumiałem, że od dłuższego czasu poszukiwali kogoś z doświadczeniem wojennym, kogoś kto potrafi zabijać. Kogoś takiego jak ja.
- Dlaczego?
- Ponieważ zakon świętego Jana nie był zwykłym zakonem. Miał do wypełnienia misję- urwał na chwilę, rozglądając się niepewnie po podłodze, jakby na brudnych kafelkach starał się znaleźć odpowiedź na dręczące go pytania- Kiedy już stałem się pełnoprawnym członkiem zakonu, bracia powierzyli mi swój sekret. Musiałem przysiądź, że nigdy go nikomu nie zdradzę. Teraz tą obietnicę łamię- na ułamek sekundy odważył się spojrzeć na Nancy, po czym znów spuścił wzrok- Zakon został utworzony specjalnie po to by nie dopuścić do apokalipsy- wyrzucił z siebie jednym tchem. Nancy zamarła w bezruchu.
- Końca świata?- upewnił się słabym głosem, wciąż mając wątłą nadzieje, że się przesłyszała.
- Tak, końca świata- przytaknął Aladar, rozwiewając jej wszystkie wątpliwości- Widzisz... we wszechświecie istnieje jedna linia wymiaru, która jest podzielona na trzy różne płaszczyzny, zajmowane przez trzy odrębne światy. Między każdą z tych rzeczywistości istnieje bariera, która nie pozwala im się nawzajem przenikać. Dwa skrajne światy, nazywamy niebem i piekłem, a my... żyjemy pomiędzy nimi. Każda z tych krain rządzi się własnymi, różnymi prawami i właśnie ta odmienność zapewnia równowagę we wszechświecie.
I tak było przez miliony lat. Żyliśmy w korytarzu pomiędzy niebem, a piekłem, zachowując porządek wszechrzeczy. Jednak z czasem jedna strona bariery, zaczęła się osłabiać. Nasz świat stawał się coraz bardziej podobny do piekła. To sprawiło, że granica między tymi dwoma światami zaczęła się zacierać. Wtedy do naszego świata ze strony piekła przedarły się cztery pradawne istoty, których celem było utrzymanie odwiecznej równowagi. Jedynym sposobem by tego dokonać, było zniszczenie tych, za sprawą których bariera zaczęła zanikać. Ludzi.

Te cztery demony, nazywane są jeźdźcami apokalipsy i mają tylko jeden cel. Zniszczyć całkowicie życie na ziemi. Jednak nawet one nie mogły zbyt długo przebywać na naszej płaszczyźnie. Tlen ich dusił, a słońce wypalało ich skórę, musiały znaleźć sposób by utrzymać się w naszym świecie. I znalazły go.
Zdołali wniknąć w ciała ludzi... jak pasożyty wczepiły się szponami w ich wnętrzności i głęboko zakorzeniły się w ich umysłach. Wtedy zasnęły, nabierały sił... czekały... a kiedy nadszedł odpowiedni moment, wybudziły się i za pomocą swych nosicieli rozpoczęły proces zniszczenia.
Nancy mimowolnie uśmiechnęła się ironicznie, patrząc na poszarzałą twarz Aladara z niedowierzaniem.
- O czym ty do cholery mówisz?
- Zastanów się przez chwilę!- podniósł głos- Jak myślisz co się wydarzyło dwieście lat temu w czasie Wielkiej Wojny? Myślisz, że takich zniszczeń mógł dokonać człowiek i jego bomby? Myślisz, że byłby w stanie w ciągu kilku godzin wybić w pień połowę ludzkości i zalać morzem kontynenty?
- To była wojna...
- Masz rację, to była wojna. Wielka Wojna między ośmioma najsilniejszymi ówcześnie państwami, ale nawet to nie tłumaczy ogromu zniszczeń jakie się dokonały. Przeżyła zaledwie garstka ludzi Nancy! Garstka ludzi na jałowej, pieprzonej pustyni!
- Więc co się wtedy stało?
- To byli jeźdźcy apokalipsy. Wybudzili się i zepchnęli ludzkość na krawędź zagłady!
- Więc dlaczego...- zawahała się przez chwilę- Dlaczego teraz żyjemy? Czy jeźdźcy nie powinni całkowicie zniszczyć życie na ziemi?
- Ponieważ wtedy wybudziło się jedynie troje z nich. Człowiek, w którym uśpiony był czwarty jeździec został w porę zabity, a demon nie mógł kontynuować swojego dzieła bez nosiciela. Musiał uciekać z umierającego ciała i znaleźć inne miejsce schronienia. Inne ciało. Pozostali jeźdźcy nie mogli dokończyć procesu zagłady w niepełnym składzie. Tak powstrzymano apokalipsę.
Ale to jeszcze nie był koniec. Gdy demon, już raz przedostanie się na ziemię, nie ma już dla niego drogi powrotu, póki nie dokończy swojego zadania. Gdy ginie ich nosiciel, wstępują w ciało innego człowieka i ponownie zasypiają zbierając siły, by ponownie zaatakować. Kiedy już cała czwórka jest gotowa, budzą się ponownie. I tu wkracza na scenę zakon świętego Jana. Od dwóch stuleci tropi nosicieli jeźdźców i zabija ich, zanim ukryte w nim demony zdążą się uaktywnić.
- A Lucy...

- Tak- przerwał jej- Tak naprawdę nazywa się Miranda Golian i ma ponad dwieście lat. W jej ciele mieszka jeździec, ten który budzi się jako pierwszy i daje znak innym. Pod koniec Wielkiej wojny, nosiciele dwóch jeźdźców zaginęli. Kilka lat temu Orion przez przypadek znalazł jednego z nich, a kapłani nie mili pojęcia co znajduje się w ich rękach. Znaleźli Mirande.
- A co z pozostałymi?
- Drugi również zaginął. A trzeciego i czwartego tropi mój zakon.
- W jaki sposób?
- Członkowie zakonu świętego Jana stacjonują w każdym większym skupisku ludzi na ziemi. Pozostają w ukryciu i czekają. Widzisz, ludzie opętani przez demonów nie starzeją się, są nieśmiertelni. Więc jeśli usłyszą pogłoski o czterdziestolatku, który wciąż wygląda jak dwudziestolatek, wchodzą do gry.
- I zabijają go.
- Tak, zabijają. Jeźdźcy zazwyczaj regenerują się przez dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć lat i w tym czasie musimy zlokalizować ich nosicieli. Ostatniego, zabiliśmy dwadzieścia trzy lata temu. Co oznacza, że...
- Niedługo się wybudzą- dokończyła za niego Nancy. Aladar nieznacznie pokiwał głową.
- Apokalipsa może się rozpocząć w każdej chwili i tym razem... ludzie nie zdołają ją przeżyć. Nie mamy żadnych szans, jest nas zbyt mało.
- Czemu twój zakon ich nie znalazł?
- W zakonie świętego Jana, doszło do rozłamu. Pojawiła się garstka ludzi, którzy chcieli by doszło do końca świata. Sądzili, że to wola Boga i nie możemy się jej sprzeciwiać. Próbowali nas przekonać do tego, by pozostawić stan rzeczy własnemu biegowi i pozwolić jeźdźcom dokończyć ich dzieło. Nie chcieliśmy ich słuchać. Zostali wyklęci i wygnani z zakonu. Myśleliśmy, że problem został rozwiązany, ale kilka lat temu, członków zakonu, tropiących demony, koś zaczął mordować. Ginęli w różnych miastach i prowincjach, na zbyt dużą skale by mógł to być zbieg okoliczności. Ktoś na nas polował. Z łowców zmieniliśmy się w zwierzynę. Zbyt późno zorientowaliśmy się, że stoją za tym zwolennicy apokalipsy. Wyklęci bracia z zakonu, założyli sektę i werbowali do niej coraz więcej członków. Ich jedynym zadaniem było powstrzymanie nas od zabijania nosicieli jeźdźców i byli w tym cholernie dobrzy. Pozostała nas zaledwie garstka, byliśmy zbyt osłabieni by móc tropić demony, musieliśmy najpierw zmierzyć się z nowym wrogiem. Członkami tej sekty byli również Tomson i Harrison, którzy przez trzy lata opiekowali się Lucy i ropili wszystko by kapłanom nie wpadł przypadkiem do głowy pomysł by ją zabić.
- To ty ich zabiłeś?- zapytała Nancy.
- Tak- przyznał się bez cienia wyrzutów sumienia- Jako jeden z ostatnich członków zakonu stacjonowałem w Orionie i próbowałem w jakiś sposób zbliżyć się do Lucy. Gdy zorientowałem się, że Tomson i Harrison mnie poszukują, ukryłem się w strefie C, a oni podążyli za mną. Jednak to ja ich pierwszy dopadłem. Tamtego dnia, gdy zabiłem Tomsona... to mnie wtedy goniłaś.
W głowie Nancy pojawił się obraz wspomnienia ciemnej sylwetki uciekającej przez brudne ulice strefy C. Więc to był Aladar? To jego wtedy ścigała... więc, czy to on uratował ją przed członkami gangu? Już otworzyła usta by go o to zapytać, gdy do ich uszu dobiegł stłumiony stukot kroków. Spojrzeli na siebie jednocześnie w grymasie przerażenia i poderwali się z podłogi. Ale było już za późno. Zza rogu wyskoczyli żołnierze Cefeusza celując w nich naładowanymi karabinami.
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 16.11.2008, 15:49   #332
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Już czytam, ale mnie skręca z niecierpliwości

No co za diabelstwo, żadna strona nie chce mi sie otworzyć...
Na razie nici z błędów, poczekam aż wszystko wróci do normy
Będę usiłowała wcisnąć komentarz...

Chyba nie muszę pisać, że jestem zaskoczona. To norma w tym FS. Normą jest równiez rodzaj zaskoczenia - mimo, że akcja obfituje w dramatyczne wydarzenia jest ono zawsze pozytywne...
Zaskakuje mnie co raz bardziej przebieg akcji i nawet świat w którym ona się dzieje. Świat jest tak doskonale wykreowany i opisany, że na chwile całkowicie zapominam, że powstał on w czyjejś wyobraźni

Po dzisiejszym odcinku pierwsza pozytywna myśl o Aladarze. Biedak przeżył tyle, że prawie dorównuje Nancy... Trafił swój na swego, mogą być w sumie udaną parą, każde z nich potrzebuje oparcia w drugim człowieku...

Ale Harrison i Tomson? Wyglądali na takich porządnych, uczciwych... Nikt by nie przypuszczał, że planują zagładę świata. Prawdziwi "szaleni naukowcy"
Mam nadzieję, że naszym bohaterom uda jednak się to powstrzymać...

Czyli reguła zakonu Aladara nie wyklucza związku z kobietą? Bardzo podobała mi sie scena w której przytulili się z Nancy... Aż sama sie rozczuliłam...

Ostatnio edytowane przez Callineck : 16.11.2008 - 18:40
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 15:56   #333
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Niby długo, a i tak za mało.. Zachłanna jestem na takie dobre rzeczy^^
Podobał mi się bardzo ten wstęp, tak ożywił jakoś opis, dodał postaci więcej życia przez nawiązanie do przeszłości..
Hm więc to tak.. Spodaobał mi się pomysł z tym całym zakonem św. Jana, ich związku z apokalipsąapokalipsą, tymi jeźdźcami.. Jak wykle nie wiem, co więcej powiedzieć
No i znów końcówka taka, że się doczekać nie będę mogła.
__________________
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 16:03   #334
ptasie mleczko
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Ha! Wiedziałam, że on ją kocha! Wspólne przygody, pokonywanie niebezpieczeństw, stawanie razem w obliczu śmierci, to musiało ich zbliżyć. Ale wyjaśnienie zagadki to był po prostu ... po prostu ... majstersztyk. Aż brak mi słów. Zdjęcia pomimo szwankującej gry, są jak zwykle wspaniałe. Twoje fs to taka perełka, która poprawia mi humor, sprawia dziką przyjemność i opadnięcie na podłogę szczęki (biedna nieźle jest już poobijana). Nic więcej nie przychodzi mi do głowy poza jednym wielkim WOW. pozdrawiam
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 16:20   #335
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Bardzo, bardzo mi się podoba, że jest takie dłuugie Jestem cała happy, bo Aladar kocha Nancy^^ Nie wiem co jeszcze, po prostu nie ma słów tak wspaniałych, żeby opisały to opowiadanie!
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 17:25   #336
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Obiecane błedziki
Cytat:
Napisał Fobika Zobacz post
ukryci za wzgórzem, roztaczającym się nad brukowaną drogą
Ale tego dnia był inaczej.
Po prostu stał i patrzał jak jego koledzy
za alarm w jego głowie, który ostrzegał go przed niebezpieczeństwem.
że nie zamierza już swym dzikim krzykiem stawić na nogi całej straży
przyglądając się uważniej ich zielonkawo brunatnej skórze.
Przez dłuższą chwilę tempo wpatrywała się w ich splecione palce
Po raz ostatnie spojrzała na porozrzucane na posadzce ciało kapłanów
Chciał tylko ją, nic innego nie mogło dać mu szczęście.
Ale czas nieprzerwanie płyną
- Należę do zakonu świętego Jan.
Orion przez przypadek znalazł jednego z nich, a kapłani nie mili pojęcia co
Znaleźli Mirande.
Ginęli w różnych miastach i prowincjach, na zbyt dużą skale
opiekowali się Lucy i ropili wszystko
- wzgórzem, z którego roztaczał się widok...
- bylo
- patrzył
- w swojej głowie (nie losu
- postawić
- zielonkawo-brunatnej
- tępo
- ciała
- szczęścia
- płynął
- Jana
- mieli
- Mirandę
- skalę
- robili

Ostatnio edytowane przez Callineck : 17.11.2008 - 19:58
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 18:09   #337
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Weszłam tu przypadkiem i zostałam bardzo mile zaskoczona
Baardzo długi odcinek dał mi wiele radochy, podonie jego treść.
Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Aladar nie zostawi Nancy po tym, co wspólnie przeżyli
Wszystko bardzo płynnie się czyta, nie mam zarzutów
I taka mała ciekawostka : 27.06 dałam tu swój pierwszy wpis. To był mój pierwszy post na tym forum
Tak samo oddaję Ci mój 300 post ^^
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 18:34   #338
angelaa
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

nie wiem co powiedziec, piszesz tak, tak interesująco ;D
  Odpowiedź z Cytatem
stare 16.11.2008, 18:46   #339
Mikolea
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Oczywiście odcinek super, jak zawsze. Bardzo ciekawy odcinek i wiele wyjaśniający. Czekam na następny.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 17.11.2008, 18:32   #340
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Genialny odcinek!
A nie mówiłam? Aladar kocha Nancy a Wy chciałyście go karać... Oj, nieładnie...
Zakon pozwala mu być w związku?
Szkoda tych wszystkich kapłanów. Mieli nasrane we łbach, ale nikomu nie życzyłabym takiego losu...
No i ojciec Aladara. Kontaktów za dobrych to oni zwłaszcza ostatnio nie mieli, ale szkoda, że tak skończył. Nie zdążyli się nawet pogodzić... Aida nie ma serca. Wymordowała wszystkich, nawet własnych rodziców.:/
Ciekawa historia z tymi jeźdźcami.
Aladar tyle przeszedł... Mam nadzieję, że zazna teraz spokoju w ramionach Nancy. Strasznie podobała mi się scena przytulenia.
Oby im się udało wywinąć z rąk tych strażników. Gorzej będzie jak ich oskarżą o rzeź na kapłanach:/...
Mam nadzieję, że wszystko pomyślnie się rozwiąże i poczytam jeszcze o szczęśliwych Nancy i Aladarze.
Nie doczekam się kolejnego odcinka!
__________________

Ostatnio edytowane przez Libby : 17.11.2008 - 18:36
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 00:38.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023