![]() |
#401 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]()
Cierpliwości, wszystko będzie!
![]() ![]() I czy długo wytrzyma bez swoich maleństw? A czy nie zapomniałyście, drogie panie, że do Polski p. Wing przyjeżdżał gdzieś 2, 3 razy w roku? Tęsknił, ale dzielnie to znosił. Poza tym, dopóki ciągle będzie zły na Lily, będzie się starał nie myśleć o niej, a tym samym o dastusiątkach. Jak rzuci się w wir nauki i pracy, nie będzie stanowiło to dla niego większego problemu. Błędy/niedociągnięcia zaraz przeanalizuję i ewentualnie poprawię. Dzięki za te trzy pierwsze opinie ![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
#402 |
Zarejestrowany: 29.10.2008
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta
Postów: 953
Reputacja: 10
|
![]()
Mogłabym zacytować Libby wiele razy. Także uważam, że Dustin pogubił się żalu, złości i zastanawia się, czy tak naprawdę zna/znał swoją żonę.
Trochę trudno mi teraz pogodzić się z faktem, że zostawi Lily. Lily z Bartkiem, Lily z Dustinem - ale, że z nikim? Sprytnie rozwiązane, bo w końcu nikt nie przypuszczał, że tak to może się zakończyć. ;] Jednak teraz, sądzę, że śmierć mojej ulubionej postaci ( ![]() W końcu uratował Lilke i wiedział z kim powinna dalej żyć i wg mnie Dustin powinien jej wybaczyć. Zważając chociaż na to, że przez długi czas go przy niej nie było. Pozdrawiam i czekam na nexta, apelując o krótki czas oczekiwania, VOLT ![]()
__________________
Well well well...
|
![]() |
![]() |
![]() |
#403 |
Zarejestrowany: 30.01.2007
Skąd: Βιέννη
Płeć: Kobieta
Postów: 576
Reputacja: 12
|
![]()
Hm, tak jak zawsze broniłabym Lilki w tym przypadku przeszłabym na stronę Dustina. Widok tych zdjęć to musiał być dla niego szok. Jak by nie było wyszło na to, że Lily wszystko przed nim zataiła. W prawdzie to tylko tak wyglądało no ale...
Sama nie wiem co mogłabym jeszcze dopowiedzieć, bo wszyscy ubiegli mnie już ze swoimi spostrzeżeniami. Pozdrawiam i życzę weny przy pisaniu kolejnego odcinka ![]()
__________________
Tragedy is when I cut my finger. Comedy is when you walk into an open sewer and die.
- Mel Brooks |
![]() |
![]() |
![]() |
#404 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Podobno się stęskniłaś za tym moim laniem wody. :-)
Uwagi formalne sobie daruję - zbyt wiele się działo, bym miał teraz się zajmować takimi sprawami. W ostatnich odcinkach "Szansy" akcja nabrała tempa. Zmienił się też ton opowieści - dotychczas mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju dramatu obyczajowego, lecz w momencie porwania L. historia ta nabrała pewnych akcentów sensacyjno-kryminalnych. Te ostatnie, rzecz jasna, znikły w chwili przeniesienia głównej bohaterki do szpitala. Jeśli już jesteśmy przy takich przestępczych akcentach, to chciałbym się zatrzymać przy panach Korzeniowskich i ich sposobie działania. Jak na bandytów zachowują się oni dość nieudolnie - najpierw tak łatwo pozostawiają Tanię, późniejsze zaś porwanie L. to już totalna klapa. Nie związują jej rąk, nawet nie zabierają jej telefonu. Bynajmniej nie chodzi mi (tylko?) o krytykę FS - wszak z działań braci można wywnioskować parę zdań na temat ich motywów i charakteru. Żaden z nich nie jest bowiem "zawodowym", wyrachowanym przestępcą. Szymon wydaje się być połowicznie obłąkany w związku z chorobą, a później śmiercią matki. Dlatego też nie potrafi sensownie zaplanować żadnej akcji ściągania okupu - zawsze pozostaje jakieś "ale", jakieś tragiczne (dla niego) w skutkach niedopatrzenie. Działa dość szybko, chaotycznie - prawdopodobnie ze względu na ograniczony czas. Możliwe przecież, że choroba miała bardzo gwałtowny przebieg. Co więcej, Szymon zdaje się nie panować nad emocjami. Sądzę bowiem, iż zabójstwo Bartka (wszak nie mieszczące się w "normalnych" kategoriach racjonalnych i moralnych) dokonane zostało w afekcie, że to było coś w rodzaju szału bojowego. Nie wiemy bowiem, jakie były późniejsze odczucia starszego z braci Korzeniowskich. Może odzyskał świadomość (rozum?) i żałował? Podobnie też emocje przerastają Szymona w chwili rozmowy z L. Może on tak naprawdę chce ją tylko "humanitarnie" zabić albo przetrzymać w celach sobie wiadomych, ale żal po śmierci matki (a zwłaszcza chyba wyrzuty sumienia z powodu niezebrania pieniędzy na operację) dręczy go na tyle, że szuka kozła ofiarnego, aby rozładować swą frustrację. Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Gdyby Szymon wiedział wcześniej o traumatycznych przeżyciach L. i Dustina, to czy miałby jakieś skrupuły przed wzięciem ich na cel swoich działań? Przecież oni wcale nie stanowili idealnej rodzinki, w której wszyscy się spotykali przy stole co posiłek. Ojciec był gościem w domu, a matka pomimo pracy u siebie i pomocy ciotki i jej brata średnio dawała sobie radę. Dzieci więc i tak były prawie że półsierotami. Dlaczego więc Szymon, pomimo pewnej wspólnoty losów, zaatakował właśnie państwa Wing? Zapytam nawet przewrotnie: nie mógł szantażować innej rodziny - takiej, w której wszystko chodziło jak w zegarku, a nikt nie musiał znosić długotrwałej rozłąki? Wtedy dałoby się to wytłumaczyć pewną zawiścią. Może aby lepiej wyjaśnić, co mam na myśli, przytoczę pewien przykład z życia. Otóż notoryczne (rok w rok chyba) są napady rabunkowe na wolontariuszy WOŚP. Pierwsza moja reakcja to oburzenie: bo jakże-li to? Co ci młodzi ludzie winni? Czy oni są jakimiś bankomatami? Czy oni zbierają te pieniądze dla siebie? Dostają za to pensję? A może darmowe bilety na Woodstock? Potem może przyjść kolejna refleksja: a może ci napastnicy sami są biedni? Może im są te pieniądze potrzebne na chleb? Tak, tylko że zgodnie z moją logiką powinni napadać na bogatych, na jakichś "ludzi sukcesu" - bo tu właśnie wchodzi w grę wspomniana przeze mnie zawiść i swoista specyficzna "sprawiedliwość". Ale i tu jest kontrargument: wolontariusze to cel łatwiejszy i lepiej dostępny. Poza tym sytuacje skrajne wymykają się spod praw logiki. Jak się zapewne domyślasz, przykładu tego nie napisałem dla jakichś popisów krasomówczych, lecz ze względu na podobieństwo do położenia Szymona i jego ofiar. Owszem, potępiam go, lecz mam całkiem sporo pytań i wątpliwości; tym bardziej, że - jak już wspomniałem, to jednostka nieobliczalna, można by rzec: półpsychopata. Punkt drugi: Bartek. Też osobowość niezwykle złożona. Z jednej strony pragnie być lojalny wobec brata, z drugiej zaś przeżywa moralne rozterki z racji metod, jakimi ten się posługuje. Dlatego też najpierw przewozi główną bohaterkę do magazynu, choć doskonale wie, co tam ją czeka. Akceptuje też do pewnego stopnia przemoc stosowaną przez brata, pomimo że zapewne zdaje sobie sprawę, iż jest ona już pozbawiona sensu. Ostatecznie jednak przeważa w nim "to drugie" (bo jednak mimo wszystko nie mam pojęcia, co jest przyczyną konfliktu wewnętrznego Bartka: zasady czy afekta do L. - a może to i to?), przez co ponosi śmierć - można by (kto wie, czy nie z lekką przesadą) rzec, że jest to śmierć godna dżentelmena. W ten sposób naturalnie wyeliminowana zostaje przeszkoda w relacjach pomiędzy główną bohaterką a jej mężem - ale czy stwierdzenie takie nie zakrawa na cynizm? Reasumując, powtórzę jeszcze raz: traktowanie braci jak typowych bandytów to zwyczajne uproszczenie, objaw braku zrozumienia dla ich trudnej sytuacji. Ja bym widział w nich raczej desperatów, którzy zeszli na drogę zbrodni - a może raczej dominującego szaleńca z jednej strony i człowieka, który pod jego wpływem sam niemalże stoczył się na moralne dno - z drugiej. Wreszcie pora na kilka słów na temat Dustina. Zawiasy musiał dostać - w końcu jako dorosły chyba nigdy nie był karany. Poza tym zawsze pozostawała ta wiara w głupotę polskich sądów. Tak czy inaczej - dobrze się stało, bo niemal całkowita eliminacja tej postaci wcale nie wyszłaby opowieści tej na dobre. Istotne jest jednak co innego, mianowicie reakcja na zdradę. Wydaje mi się, że Dustin wybrał wyjście najmądrzejsze i najmniej destruktywne z możliwych. To fakt, że dzieciom będzie ciężko bez ojca. Ale to chyba lepsze rozwiązanie niż pobyt w domu podczas konfliktu z żoną. Rozwiązanie takie bowiem groziłoby albo ciągle napiętą atmosferą, wzajemnym podgryzaniem i wrogimi spojrzeniami, albo też nieustannymi awanturami i (jak to już niegdyś określiłem) ostateczną zagładą państwa Wing jako jedności. Tak czy inaczej - nie przysłużyłoby się to dzieciom. Miałyby one tylko więcej traumatycznych przeżyć, a co za tym idzie, skrzywioną psychikę w późniejszym życiu. Można mieć pretensje, że Dustin nie przyszedł do szpitala, by porozmawiać z małżonką albo chociaż osobiście wręczyć jej list. Ale co by państwo Wing wówczas sobie powiedzieli? Że jej jest przykro, że żałuje, że go kocha? Przecież to i tak by do niego nie trafiło - rana jest bowiem zbyt świeża. A on? Że czuje się okropnie, że cały czas o niej myślał, że ją ostrzegał? To zbyt banalne - L. wszak zdaje sobie sprawę z okropności swego zachowania. Co najwyżej mogliby się nawzajem poranić. Całkiem na miejscu są też wątpliwości odnośnie sensu tego związku. Przecież on, Dustin, porzucił dla niej dotychczasowe życie. Dzięki niej zmienił się na lepsze, nabierając pewnej ufności do ludzi. Wreszcie - jej zasługą było ukazanie mu jaśniejszych stron świata. I kiedy już mogło mu się wydawać, że wychodzi na życiową prostą, że sobie rekompensuje traumatyczne dzieciństwo, ona zrobiła mu taki numer. Czy naprawdę tylko o to chodziło? Żeby zamiast tak zwanego szczęścia uzyskał tylko jego krótkotrwałą iluzję? Pozwolę sobie na krótkotrwały akcent - myślę, że w podobnej sytuacji też bym się oddalił na dłużej, żeby choć trochę ochłonąć. Być może dlatego w moich wywodach jest tyle chęci usprawiedliwienia pana Winga. Cóż, kończę, bo od tego pisania i gapienia się w monitor robi mi się galareta z mózgu. Pozdrawiam, życząc weny. |
![]() |
![]() |
#405 | ||
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]() Cytat:
Cytat:
Z tego samego powodu nie wyjaśnię Ci, czemu padło na rodzinę Lily, jednak bardzo spodobały mi się Twoje spostrzeżenia, szczególnie to o "łatwości" tropu. Wszystkim Wam (a Tobie, Hnat, w szczególności) dziękuję za kolejną dawkę opinii. Marnotrawię i tak już nieźle zmarnowany czas na feriach, ale co nieco udało mi się szkrobnąć ![]() @down: Nowy czytelnik? Miło ![]() ![]() ![]() Do wszystkich: odcinek tak naprawdę gotowy, chociaż mam co do niego sporo wątpliwości i brakuje mi zdjęć. Ostatnio edytowane przez Liv : 12.02.2010 - 20:29 |
||
![]() |
![]() |
![]() |
#406 |
Zarejestrowany: 05.12.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 763
Reputacja: 10
|
![]()
O matko podziwiam to, że chce Ci się to robić, że znajdujesz czas, masz jakieś zajęcie.
Teksty są fantastyczne. Co tu więcej mówić. |
![]() |
![]() |
![]() |
#407 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Czas na moją niespodziankę!
![]() Na początku wspomnę (chociaż już o tym wiesz ![]() ![]() Na początku "Szansy" zawiało pierwszą częścią trylogii. Potem wreszcie doczekałem się moich upragnionych akapitów *.* To znaczy takich całych opisów, a nie jednego czy dwóch zdań ![]() ![]() Dialogi są naprawdę fajne, a najlepszy (w sensie, że był dla mnie taki wyjątkowy ;p) IMO jest ten: "- To był żart!- oburzyła się - Przecież wiem!" Musiałem się zaśmiać, bo nie mogłem się powstrzymać. A co się tyczy fabuły - były momenty, w których strasznie się wzruszyłem, serio. Znajdowałem się w stanie zadumy przez kilka chwil, aż coś nie wyrwało mnie z tychże rozmyślań. Naprawdę bardzo wychodzą ci tego typu opisy i dialogi. Pewnie komentarz nie będzie długi, bo nie mam jakoś weny do pisania, zresztą - i tak nie wychodzą mi jakieś długie komentarze... Dobra, do rzeczy! - Przewinęły się po drodze różne bonusy, które oczywiście bardzo mi się spodobały. I do teraz nie mogę zapomnieć jednego ze zdjęć, na którym NA PEWNO ktoś stoi (w tym oknie, pamiętasz?), i możesz dyskutować ile chcesz ![]() Dobra, następna kwestia!! Chodzi o Dustina i Lily. Najpierw Dustin: Czemu on zawsze musi się w coś wpakować? Żal mi go trochę, bo nie udało mu się osiągnąć tego, czego pragnął. Jest mi przykro, naprawdę. Ale mam nadzieję, że cała ta trylogia zakończy się wielkim happy endem ![]() No i Lily - cieszę się, że nie jest taka jak wszystkie żony, które dla swojej dumy, gotowe są obrazić się na nie wiadomo ile. Lily potrafi wysłuchać, zrozumieć. Umie przyznać się do błędu - to mi się właśnie w niej podoba. Więcej nic sensownego nie wykombinuję. Wkrótce komentarz do następnych dziesięciu odcinków ![]() Ostatnio edytowane przez Sherlock : 23.02.2010 - 16:04 |
![]() |
![]() |
#408 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Nadrobiłam kilka odcinków.
Dużo się w nich działo. Jakoś nie przepadałam za Bartkiem, więc nie przejęłam się jego śmiercią, ale wyjazd Dustina to już inna sprawa. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i będzie happy end ![]() |
![]() |
![]() |
#409 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
|
![]()
XXIX
A jednak! 15 VII - Mari, wiesz, co jutro jest za dzień? Szatynka zastanawiała się chwilę, jednak nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. - Nie umiem sobie przypomnieć- odparła - A pamiętasz, gdzie byłaś siedemnastego lipca cztery lata temu? Znowu się zamyśliła. Tak, pamiętała. Spojrzała pytająco na mężczyznę. On jednak odwrócił się do niej plecami, w stronę okna. - Cztery lata temu- odezwał się po chwili- byłem najszczęśliwszym facetem na świecie. I kto by pomyślał, że po kilku latach ta data wyda mi się taka obca, jakby wycięta z kalendarza... - To dlatego, że sam ją wyrzuciłeś- powiedziała- tak jak i drugą najważniejszą tego dnia postać ze swojego życia. Popatrz, minęło tyle miesięcy, a ty dalej tutaj. I ciągle nie wiesz, ile czasu jeszcze upłynie, zanim wrócisz... - Niby do kogo mam wracać? Myślisz, że już mi przeszło? - Więc dalej... - Tak, Mari. - A postanowiłeś coś chociaż? - Czy tobie naprawdę się wydaje, że nie mam lepszych rzeczy do roboty aniżeli zadręczanie się losem swojego nieudanego małżeństwa? - Mógłbyś się w końcu za to zabrać. - Niby dlaczego? - Bo ona ciągle czeka... - Phi- prychnął szyderczo- jakby jeszcze miała na co. - No jak to: „na co”? A ty? - Ja? Nie, nie na mnie. Jedyne na co może czekać to rozwód. - Więc dlaczego nie załatwisz tego od razu? Ona się zamartwia w tej Polsce... - Obecnie nie mam na to ani czasu, ani ochoty. Poza tym, mnie tam jest obojętnie, czy na papierku mam żonę, czy nie. W realu jej nie mam i to się liczy. - Nie możesz tak mówić! Ona pewnie chce to naprawić, musisz dać jej szansę... - Jaką szansę? Żartujesz sobie ze mnie?! Po tym wszystkim jeszcze mam być dla niej dobrym mężem? Niech się pomęczy trochę w tej niepewności, dobrze jej zrobi... - Dustin...! - Muszę już lecieć. Wpadnę jutro. ![]() Trzask zamykanych drzwi. Zniknęły jego buty, kurtka, ale napięta atmosfera ciągle została. Kobieta usiadła przy kuchennym stole. ![]() Krople deszczu dudniły w najlepsze o szybę. Na zewnątrz było szaro, ponuro. Tak samo było i w jej duszy. Gdy zjawił się u niej na początku marca i wyjaśnił co się stało miała nadzieję, że nie zabawi tu długo i wróci do swojej rodziny. Tymczasem była już połowa lipca, a on ciągle wpadał do niej. Nie, nie mieszkali razem. Co prawda domek Marianne położony na przedmieściach zmieściłby więcej ludzi aniżeli ją i nastoletnią Joe, ale on postanowił zamieszkać sam. Jednak zaglądał do nich tak często jak tylko się dało. Nieraz nocował, bo tak naprawdę stąd miał bliżej do pracy niż ze swojego mieszkanka położonego kilka przecznic dalej. Obie panie lubiły jego towarzystwo, ale on starał się im nie narzucać. Tym bardziej, że ostatnim czasy częstym bywalcem stał się narzeczony Mari. Ślub planowali na lato przyszłego roku. Miała ona nadzieję, że jej przyjaciel z młodości, Dustin, pojawi się na nim wraz ze swoją małżonką. Jednak z każdym dniem jej nadzieja, że tak się stanie, malała. Pamiętała doskonale te wieczory, kiedy młodzi zakochani przychodzili do niej na kawę albo grila. Kiedy siedzieli na ławce, wtuleni w siebie, wydawało się jej, że ich uczucia nic nie zmąci, że w jej pamięci ciągle zostanie ten obraz tej dwójki zakochanych, którzy świata poza sobą nie widzą. ![]() Pamiętała podekscytowanie Dustina, kiedy ogłaszał jej datę swojego ślubu, albo jego radość, kiedy dzielił się z nią radosną nowiną, że zostanie ojcem. I teraz to wszystko miało legnąć w gruzach? Najbardziej martwiła ją postawa przyjaciela w stosunku do Lily- to, że nie mógł zrozumieć jej cierpienia związanego z jego nieobecnością i niepewnością losu ich miłości. A tak naprawdę losu całego życia ich i dzieci. No właśnie, gdzie podział się ten kochający ojciec, który wręcz nie mógł się doczekać chwili, kiedy znów będzie dla dastusiątek tym prawdziwym tatą? Czy nawet te niczemu winne maleństwa (poza tym, że były dziećmi znienawidzonej Lily) miały płacić tak wysoką karę? Serce Dustina, niegdyś gorejące z miłości, teraz wydawało jej się być zimne i nieczułe jak głaz. A czy to tak miało być? *** Połowa lipca. Pamiętała, co postanowiła po przeczytaniu listu. Przez te kilka miesięcy ciągle liczyła na to, że jednak mu przejdzie i wróci. Ona mogła mu to wszystko wytłumaczyć i przeprosić w każdym momencie. Tak naprawdę to na to czekała, ale on nie dął jej szansy na realizację jej planów. W ogóle się do niej nie odzywał. Jedynie w maju w jej ręce trafiła koperta zaadresowana do Tanii T(h)eresy Wing. W środku znajdowała się śliczna karta, a w niej znajomym pismem wypisane życzenia. Jednak nigdzie nie było napisane czegoś w stylu „wkrótce wracam”, i to zmartwiło mamę adresatki. Stempel pocztowy pochodził z jakiejś miejscowości, która z pewnością nie leżała blisko Los Angeles, gdzie studiował. Zresztą, Dustin do głupich nie należy- nie zostawiłby jej tropu. Już wtedy w jej głowie pojawiły się czarne myśli, że nie chce wrócić. Ale czy wtedy, w maju, wiedział, że tak samo będzie po tym nieszczęsnym piętnastym lipca? Ignorował ją. Teraz, kiedy ciągle był nieobecny, była o tym przekonana. Tak jak tego, że prawdopodobnie to już koniec. A przecież pojutrze obchodziliby czwartą rocznicę ślubu... I wtedy w jej głowie zrodził się bojowy pomysł. Nie będzie dłużej czekać, tylko weźmie sprawy w swoje ręce, odszuka go (wszak nie rozpłynął się w powietrzu, że nie można go znaleźć) i wyjaśnią sobie wszystko. Minęło już tyle czasu... Nerwy musiały mu opaść, już nie mógł być na nią tak zły jak wtedy. Będą mogli porozmawiać, co wtedy z pewnością możliwe nie było. Zaczęła sobie wszystko powoli rozplanowywać. Jutro załatwi bilet, pogada z tatą, czy na te trzy dni nie mógłby się zająć dziećmi i przede wszystkim ułoży sobie w głowie, co mam mu powiedzieć. *** 16 VII - Ty chyba nie mówisz poważnie?- usłyszała niedowierzający głos swojego rodzica, który był odpowiedzią na to, co przed chwilą mu oznajmiła - Tato, zrozum, ja nie mogę dłużej czekać- próbowała go przekonać- Tu nie chodzi o jakąś błahostkę, tylko o moje małżeństwo! - Wiem, ale jemu najwyraźniej na tym nie zależy albo jeszcze sam nie wie, co z tym zrobić- ciągnął dalej - Miał kilka miesięcy na zastanawianie się- była coraz bardziej wściekła- Jego zachowania nie można usprawiedliwić w żaden sposób. - Jesteś pewna?- zapytał sarkastycznie - Ale ile można być wściekłym? Przecież znam go- pogniewa się i przestanie. Nie pamiętasz, jak to było w tamtym roku? Niby tez był na mnie taki wściekły, a przyjechał na święta. - Ale zdrada to nie jest taka łatwa sprawa. - Z drugiej strony wyszłam za dorosłego człowieka i takiego samego podejścia od niego oczekuję. - Czy jako „dorosłe podejście” rozumiesz wybaczenie? - Po części. Przynajmniej pogodzenie się z sytuacją- żeby mnie tak przypadkiem z domu nie wyrzucił. Ja naprawdę wierzę, że to coś da. Bo jeśli tak, to znaczy, że warto ratować to małżenstwo, choćby za pierwszym razem miało się nie udać. - No dobrze, próbuj. Jesteś zbyt zdeterminowana, żeby ci odmawiać teraz pomocy. W końcu jeśli nie ja, znalazłabyś innego opiekuna. - Dzięki, tato! Choćby miało to nie wypalić, i tak będę wdzięczna. - Ratuj swoje małżeństwo i niech ta próba zakończy się sukcesem- skwitował Wiktor Muchomorek. *** Szczęście jej dopisywało- wylot miała 25 lipca o dziesiątej rano. Miała trzy dni na znalezienie go i rozmowę. Trzy dni, w których miało się przeważyć tak naprawdę całe jej życie i które miały ustalić kierunek dalszych jej losów. A tak naprawdę, wszystkich jej najbliższych. Jak mnie za to nie zjedziecie, to będę przeszczęśliwa. Tym bardziej, że w dalszym ciągu mam wątpliwości :/ Ostatnio edytowane przez Liv : 22.02.2010 - 20:21 Powód: bo atmosfera, choćby nie wiem jak bardzo chciała, nie usiądzie! |
![]() |
![]() |
![]() |
#410 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Czemu mamy zjechać? Nie jest źle
![]() Zastanawia mnie ta Mari, bo wzięła się tak znikąd. ![]() Lily ma plan. W końu zaczyna działać, co mnie cieszy. Dustin, ależ z niego uparciuch... ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|