![]() |
#41 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dzisiejszy odcinek będzie znacznie dłuższy, bo dostałam jakiegoś kopa twórczego
![]() -Inspektor?- powtórzył Marek niepewnym głosem. Klara pokiwała głową i westchnęła ciężko -Tak jak mówiłam- potwierdziła- Więc mów młody człowieku w coś ty się znowu wplątał. Zacisnęła usta w wąską, napiętą linię i ze skrzyżowanymi na piersi dłońmi wbijała w szefa zaniepokojone spojrzenie. -Ja nie wiem...- odparł gorączkowo analizując w myślach ostatnie dni- Naprawdę nie mam bladego pojęcia. Poproś go tu, Błażej idź z nią. Okularnik energicznie podniósł się z fotelu i ruszył w stronę drzwi. Kiedy przechodził obok, Marek dostrzegł w jego oczach niepewność i strach. Dobrze znał to spojrzenie. Widział je wiele razy wśród swoich kolegów z oddziału i kilkanaście lat później kiedy patrzał na ludzi siłą wciąganych do czarnych samochodów. Wiedział co ono oznacza. Tak patrzy się na człowieka, którego ma się już nigdy więcej nie zobaczyć. -Proszę wejść – usłyszał dobiegający z holu głos Klary. Ciężkie buty uderzyły o drewnianą podłogę. Po chwili zza uchylonych drzwi wyłonił się inspektor. Marek przyjrzał mu się uważnie. Był wysoki, przygarbiony. Pod ciemnym, idealnie skrojonym płaszczem skrywał lekką nadwagę. Nie przypominał bezlitosnego potwora. Nie wyglądał na człowieka, który nocą w czarnym samochodzie przeczesuje miasto i prowadzi przesłuchania posługując się gumową pałką. Nie roztaczał wokół siebie aury groźby, którą Marek spodziewał się wyczuć u ludzi zajmujących tak wysokie stanowisko. Był niewiele starszy od detektywa. Świadczyła o tym postępująca łysina na czubku głowy, którą starał się zakryć zaczesując na nią przerzedzone włosy. Zaokrąglona, pulchna twarz o pospolitych rysach i ziemistej cerze budziła zaufanie, jednak przenikliwe, zwężone oczy zdradzały prawdziwy charakter właściciela. -Dzień dobry- powitał go Marek starając się przywołać na twarz przyjazny uśmiech. Inspektor odpowiedział lekceważącym kiwnięciem głowy. Od chwili kiedy przekroczył próg gabinetu, nie obdarzył detektywa nawet przelotnym spojrzeniem. Jego oczy lustrowały dokładnie pomieszczenie w którym się znalazł ich właściciel. Przez dłuższą chwilę przyglądał się metalowej szafce zamkniętej na kłódkę. -Przyjemne miejsce – odparł po raz pierwszy patrząc na Marka. Głos miał miły i dźwięczny, jednak pozbawiony śladu zniewieściałości. -Dziękuje. Inspektor minął detektywa i bez zaproszenia usiadł na fotelu. Obok siebie ustawił czarną teczkę. Dopiero teraz Marek zauważył jej obecność. Zaniepokojonym spojrzeniem starał się przeszyć jej skórzaną powłokę. Od czasu zakończenia wojny starał się prowadzić życie przykładnego obywatela, nie narażającego się nowej władzy. Myślał, że mu się udało, ale długie palce komunizmu dosięgnęły także jego szyi. - Proszę usiąść- powiedział inspektor stanowczym tonem, tak jakby to on przyjmował gościa w swoim gabinecie. Marek zmarszczył gniewnie brwi i w milczącym geście buntu podszedł do okna i oparł się o parapet. ![]() - Nazywam się Adam Lubaszewski- odparł opierając łokcie o poręcz fotela i splatając przed sobą palce. - Czym sobie zasłużyliśmy na wizytę tak wysokiego urzędnika?- zapytał Marek. Inspektor uśmiechnął się lekko na dźwięk nutki ironii w głosie detektywa. - Muszę przyznać, że jesteśmy pod wrażeniem dokonań obywatela. Schwytał pan groźnego mordercę, jest pan bohaterem. Dokładnie prześledziliśmy również pańskie wcześniejsze sprawy. Jest pan jednym z najlepszych w swoim fachu, jak dotąd nie odniósł pan żadnej porażki. Muszę przyznać, że jest to imponujące dokonanie. Możemy być dumni jako naród, że posiadamy takiego obywatela jak pan. Odważny, sprytny, przebiegły...- zamilkł na chwilę mierząc detektywa chłodnym spojrzeniem- Ma pan spory talent do rozwiązywania trudnych spraw, a my doceniamy utalentowane jednostki i pragniemy wykorzystać ich zdolności na potrzeby państwa. Dlatego postanowiłem przydzielić panu pewne zadanie. - Bardzo mi przykro, ale aktualnie ja i moi ludzie mamy urlop. Zamykam biuro i... - Panie Damiszewski, niech pan usiądzie- przerwał mu z taką miną jakby upominał małe dziecko i niedbale wskazał ręką na krzesło. Marek zagryzł dolną wargę i niechętnie usiadł za biurkiem. Wziął głęboki oddech i spojrzał prosto w oczy inspektora. - Dziękuje- powiedział Adam. Wygiął usta się w zwycięskim grymasie, doskonałe świadomy tego, że wygrał tę rundę- Widzi pan, pański urlop niewiele mnie obchodzi. Państwo wymaga pańskiej pomocy i nie może pan odmówić. To pański obywatelski obowiązek. Jeżeli pan teraz odwróci się od swojego kraju, to kraj wkrótce odwróci się od pana, a to miałoby bardzo przykre konsekwencje. A tego nie chcemy, prawda? Marek ukrył dłonie pod blatem biurka i zacisnął mocno palce. Oczami wyobraźni widział swoją rozpędzoną pięść uderzającą w nos pana inspektora. Jakie to by było cudowne uczucie. Z trudem stłumił w sobie to pragnienie. Zbyt dobrze wiedział jaka kara by go spotkała za tą krótką chwilę zapomnienia. Zagłuszył więc dzikie wołanie urażonej dumy o zemstę i rozluźnił palce. ![]() - Skoro kraj mnie potrzebuje nie mogę odmówić- odparł najspokojniejszym tonem na jaki mógł się w tej chwili zdobyć. - Cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. Teraz możemy przejść do konkretów. Chcę by znalazł pan dla mnie tego człowieka. Nogi fotela zaskrzypiały niemiłosiernie kiedy inspektor wyciągnął tułów sięgając po aktówkę. Ułożył ją sobie na kolanach i wyjął z niej cienką tekturową teczkę. Nie przestając się uśmiechać przesunął ją po blacie biurka w stronę Marka. Detektyw spojrzał na nią z odrazą. Dobrze wiedział co to oznacza. Będzie dla nich pracować. Stanie się jednym z NICH. Być może nigdy nie bł człowiekiem o twardym kręgosłupie moralnym, ale potrafił jeszcze odróżnić dobro od zła. A współpraca z łaknącą krwi władzą nie była niczym dobrym. Wciągając głęboko powietrze, otworzył teczkę. Na blat biurka wypadła czarno-biała fotografia. Marek uniósł ją na wysokość oczu i spojrzał na szarą twarz mężczyzny. Na oko miał około pięćdziesięciu lat. Twarz chudą i pociągłą z wyraźnie wystającymi kośćmi policzkowymi. Detektyw zwrócił uwagę na dziwną linię przebiegającą tuż nad linią krótko ściętych włosów. Przejrzał się jej uważnie przysuwając bliżej fotografię. Wyglądała jak blizna. -To Tobiasz Węgrzycki. Człowiek, którego ma pan dla mnie znaleźć- odparł Adam uśmiechając się tajemniczo. Marek znieruchomiał i spojrzał na inspektora. -Co on zrobił? - zapytał czując jak ciepło zdenerwowania rozlewa się po jego ciele. -Wszystko jest w dokumentach- powiedział Adam wskazując brodą na trzymaną przez detektywa teczkę. Marek odłożył na bok fotografię i przyjrzał się dokładnie reszcie dokumentacji. Tobiasz Węgrzcki. Wiek nieznany. Miejsce urodzenia nieznane. Pacjent zakładu psychiatrycznego świętego Jana od 1945. Przywieziony z obozu koncentracyjnego w Trąbkach Wielkich. Dnia 26 października 1970, zbiegł z zakładu zabijając ostrym narzędziem pielęgniarkę i dwóch ochroniarzy. -Dlaczego milicja wynajmuje cywili do łapania przestępców?- zapytał detektyw. Na twarzy inspektora po raz pierwszy pojawił się grymas rozdrażnienia. Jednak zniknął równie szybko jak się pojawił. -Dlaczego pan o to pyta?- zapytał z przekąsem- Nie czuje pan dumy, że dostąpił pan zaszczytu pomocy ojczyźnie? Pan chyba nie jest patriotą, prawda? -Oczywiście, że jestem- odparł wbijając w rozmówce chłodne spojrzenie. ![]() -Więc pan nie pyta o szczegóły tylko bierze się do roboty- powiedział twardo inspektor pochylając się w jego stronę. Marek bez trudu odczytał groźbę czającą się między jego słowami. Kiwnął jedynie głową i wrócił do przeglądania zawartości teczki. Pobieżnie przeczytał raport z sekcji zwłok trzech ofiar Tobiasza i sposobie w jaki uciekł z zakładu. Odłożył na bok kolejną stronę i z zaskoczeniem spostrzegł, że teczka jest pusta. -Tylko tle?- zapytał zdziwiony. -Są tam zawarte najważniejsze informację, powinno to panu wystarczyć. -Ale... tu nic właściwie nie ma- odparł Marek przeglądając jeszcze raz rozłożone na biurku papiery- Nic o jego wieku, chorobie, czy pobycie w obozie. Same ogólniki! -Panie detektywie- zaczął – Przypominam, że do pańskich zadań nie należy studiowanie życiorysu tego człowieka, tylko odnalezienie go i przekazanie w nasze ręce -Tak, ale...- sprzeciwił się detektyw. -Mam nadzieje, że nas pan nie zawiedzie- przerwał mu inspektor unosząc się z fotela, wyraźnie uznając dyskusję za skończoną- I proszę nie próbować żadnych sztuczek, bo może się to źle skończyć dla pana i pańskich przyjaciół. -Postaram się odnaleźć tego człowieka- zapewnił Marek również podnosząc się z krzesła. Inspektor wydał z siebie gardłowy pomruk i zatopił w detektywie badawcze spojrzenie. Przyglądał mu się przez chwilę, na tle długą by Marek poczuł się zaniepokojony. -Jedno zielone, drugie niebieskie...- wyszeptał w zastanowieniu. -Słucham? -Pańskie oczy- powiedział inspektor wskazując palcem na jego twarz- Każde ma inny kolor. Jedno zielone, a drugie niebieskie. -Ach, tak. Mam takie od urodzenia- odparł wzruszając ramionami. -Ludziom z takimi oczami nie wolno ufać- mruknął poważnie po czym odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi- Wkrótce się z panem skontaktuje- rzucił. Gdy drzwi się za nim zamknęły Marek wciągnął głęboko powietrze i oparł się dłońmi o blat biurka. Dzięki Bogu inspektor nie przyszedł do jego biura po to żeby zamknąć go na kilka lat w ciemnej celi, ale czy rzeczywistość okazała się być lepsza? Nie. Sprzedał duszę diabłu i dobrze o tym wiedział. Jeden zły krok i pogrąży się na resztę życia. A co gorsza, pociągnie za sobą na dno swoich ludzi. Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. - Wszystko porządku szefie?- zapytał Błażej wchodząc do gabinetu- Czego ten urzędas chciał? Przeskrobaliśmy coś? Marek wytarł dłonią usta i pokręcił przecząco głową. Poderwał się z krzesła i bez słowa wyjaśnienia minął w drzwiach Błażeja i stanął na środku holu. - Klara mogłabyś zadzwonić do Łukasza i Lucy? Niech tu jak najszybciej przyjadą i niech się pośpieszą. - Co mam im powiedzieć?- zapytała przyciskając słuchawkę do ucha i wykręcając numer skrzywionym reumatyzmem palcem. - Wygląda na to, że nasz urlop już się skończył. Błażej uśmiechnął się lekko. Markowi trudno było oprzeć się wrażeniu, że ta wiadomość bardziej go ucieszyła, niż zasmuciła. Pół godziny później cała piątka zebrała się w gabinecie Marka czekając na słowa wyjaśnienia. Detektyw powiódł spojrzeniem po ich zaciekawionych twarzach i zastanawiał się jak im przekazać niezbyt przyjemne wieści. Wziął głęboki oddech i najdelikatniej jak mógł streścił im wizytę inspektora. - Chyba sobie jaja robisz- powiedziała Lucy, kiedy już zakończył swoją historię. - Niestety nie- zaprzeczył bezradnie rozkładając ręce- Zdaje się, że nie mamy wyboru. Lucy poderwała się z krzesła i zaczęła krążyć po pokoju uderzając ciężkimi butami o drewnianą podłogę. - Powiedziałeś mu o naszej przerwie?- zapytał Łukasz. - Tak, ale to go raczej nie wzruszyło. - Zapłacą nam chociaż?- wtrącił się Błażej. - Nie poruszaliśmy tego tematu, ale raczej nie liczcie na to. W końcu pomoc Polsce Ludowej powinna być bezinteresowna i płynąć z głębi naszych ludowych serc – powiedział kładąc prawą rękę na sercu i wznosząc oczy ku górze. Błażej zachichotał rozbawiony i zasalutował. - W takim razie chętnie przeleje krew by zadowolić moich komunistycznych braci- odparł starając się zachować poważną minę. ![]() - Przestańcie sobie żartować!- wybuchła Lucy- To cholernie poważna sprawa! Harowaliśmy bez przerwy od trzech lat i należy nam się chwila odpoczynku! - O tak, ty z nas wszystkich najbardziej harowałaś. Kręcenie tyłkiem musi być strasznie męczące...- wtrącił się Błażej. - Zamknij się gnido, albo jeszcze dziś spotkasz się ze stwórcą- Lucy w jednym kroku znalazła się przed Błażejem i pogroziła mu zaciśniętą pięścią. Ten zrobił obrażoną minę i wycofał się. Dobrze wiedział, że kłócenie się z rozwścieczoną kobietą, która od szóstego roku życia trenowała wschodnie sztuki walki nie było by zbyt bezpieczne dla jego cherlawego ciała. - Nie ma mowy! Nigdzie nie jadę- ciągnęła dalej Lucy zapominając o Błażeju i kontynuując nerwowe krążenie po gabinecie- Skoro te komunistyczne sukinkoty są takie genialne, że złapały Dusiciela, to na pewno sobie poradzą z jednym zaginionym świrem. - Widzisz Lucy my nie mamy zbyt dużego wyboru- starał się zacząć Marek – Wiesz dobrze co nam grozi, jeżeli im odmówimy. Zamkną nam interes, a nas samych przez najbliższe kilka lat nie wypuszczą z więzienia. - To znaczy, że mamy tańczyć tak jak nam te świnie zagrają? Od kiedy to jesteśmy na żołdzie u cholernych komuchów! - Uspokój się!- powiedział Marek przechodząc na ton nieznoszący sprzeciwu – Nie jesteśmy u nikogo na żołdzie Pojedziemy tam, a ty razem z nami! Inaczej możesz się pożegnać z pracą. - I dobrze! Zwolnij mnie! W przeciwieństwie do ciebie nie mam zamiaru sprzedać własnych przekonań w zamian za ciepłą posadkę. Do cholery szefie! Dobrze wiesz, że ja i Łukasz działamy w konspiracji, jak to będzie o nas świadczyć, jeśli nagle zaczniemy pracować dla kacapów? - Lucy, ja też nie zamierzam wypierać się swoich poglądów i nie zmuszam cię do tego- powiedział Marek łagodniej. Lucy stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu głęboko w oczy. - Nie zamierzasz, ale jednak to robisz. ![]() Marek odwrócił się i podszedł do okna nie mogąc znieść widoku zawiedzionej twarzy Lucy. Była tak młoda, zbyt młoda by wiedzieć, że świat wzniosłych ideii zbudowany jest na niepewnych fundamentach. Odchylił lekko firankę i spojrzał na przeciwległą stronę ulicy, gdzie na ławce siedział mężczyzna w ciemnym płaszczu i twarzą ukrytą pod kapeluszem. Udawał, że czyta gazetę, jednak co jakiś czas dyskretnie podnosił głowę by spojrzeć w stronę frontowych drzwi biura. - Mamy ogon- powiedział Marek odsuwając się od okna –Muszą nas szpiegować już od jakiegoś czasu. - Ten cały inspektor powiedział chociaż co zrobił ten człowiek którego mamy znaleźć? – zapytała Lucy siadając na fotel. Marek z zadowoleniem dostrzegł, że już była znacznie spokojniejsza niż przed kilkoma minutami. - Powiedział tylko, że jest groźnym przestępcą, który uciekł z zakładu psychiatrycznego i zabił przy tym dwóch ochroniarzy i jedną pielęgniarkę. - Coś mi tu śmierdzi– wtrącił Błażej – Skoro facet był psychicznie chory, to jakim cudem udało mu się przez osiem miesięcy umknąć policji? - Rzeczywiście to podejrzane - mruknął Marek bardziej do siebie niż do nich- Zgoda Lucy wygrałaś – powiedział głośniej. Dziewczyna podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. - Naprawdę?- zapytała z niedowierzaniem. - Tak, ale załatwimy to po mojemu- powiedział ściszając głos, tak by wszyscy zebrani zbliżyli się do niego- Znajdziemy tego człowieka, ale nie wydamy go władzom. Skoro tak im na nim zależy, musi być kim ważnym. Nie uganiali by się przez tyle czasu za zwykłym psychicznie chorym. Ustalimy gdzie jest, kim jest i co zrobił, a potem w zależności od dostępnych informacji postaramy się mu pomóc. - Taka podwójna gra? – zapytała Lucy z zastanowieniem, a jej oczy zaiskrzyły się pełnią blasku. - Dokładnie – przytaknął Marek- Tylko będziemy musieli być ostrożni, nic nie może się wydać- powiedział ciszej i zamilkł ze skupieniem obserwując twarz dziewczyny. Ta tymczasem zmarszczyła brwi w zastanowieniu i przez dłuższą chwilę stała nieruchomo ze wskazującym palcem przyciśniętym do ust. - Zgoda niech będzie…- odparła w końcu- Ale robimy to tylko po to by zagrać tym kacapom na nosie i pomóc temu człowiekowi. Marek odetchnął z ulgą. - Która to godzina?- mruknął spoglądając na zegarek- Druga... Błażej leć szybko do archiwum i dokop się do wszystkich informacji o szpitalu psychiatrycznym świętego Jana, tylko się pospiesz, za godzinę zamykają. Potem wracaj do domu i spakuj walizkę na jakieś trzy dni. Bierzcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy – powiedział patrząc znacząco na Lucy- Spotykamy się przed biurem jutro punkt piąta rano... - Cooo....?- jęknęła dziewczyna otwierając szeroko usta i patrząc na szefa rozżalonym spojrzeniem- Czemu tak wcześnie? - Pojedziemy moim samochodem. Jak wyjedziemy o piątej to na miejscu będziemy coś koło drugiej... cholera, potrzeby będzie jakiś nocleg. Klara, czy mogłabyś...? - Pewnie szefie, coś wam znajdę- odparła kiwając głową. - Tylko...- zaczął detektyw. - Tak, wiem. W przystępnej cenie...- przerwała mu wywracając oczami. Kąciki ust Marka uniosły się do góry. -Dobra, zabierzcie ze sobą zapas gotówki, wątpię żeby władze pokryły koszty transportu. Pamiętajcie jutro o piątej. Tylko się nie spóźnijcie, bo potrącę wam z pensji! A teraz zmiatać stąd, macie mało czasu. - Możesz już iść do domu Klaro, ale prosiłbym, żebyś w czasie naszej nieobecności była dostępna pod telefonem, być może będziemy jeszcze potrzebować twojej pomocy. - Podwójna gra tak szefie? – mruknęła z przekąsem. Marek pochylił głowę zapinając guziki pałasza, jednocześnie starając się ukryć przed nią zakłopotanie malujące się na jego twarzy. ![]() - Ty wcale nie zamierzasz ochronić tego człowieka przed władzą – powiedziała oskarżycielskim tonem. - Nie – przytaknął Marek ze smutkiem – Musiałem po prostu znaleźć jakiś sposób by Lucy się zgodziła. Gdyby ona nie pojechała, Łukasz pewnie też by został, a wtedy… nie mogę do tego dopuścić. Muszę ich chronić za wszelką cenę. Nawet jeśli mieliby mnie potem znienawidzić. - Rozumiem cię szefie- odparła Klara wzdychając ciężko- Oni są jeszcze tacy młodzi… Nie pamiętają wojny i nie wiedzą do czego jest zdolny człowiek. My mamy już na sobie brzemię tej wiedzy. Marek kątem oka zauważył jak przesuwa dłonią po wewnętrznej stroni prawego przedramienia. Dobrze wiedział, że na ukrytej pod swetrem skórze widnieje pięć niedbale wyrytych czarnym atramentem numerów. - Tak, Klaro. Niestety my wiemy. Ostatnio edytowane przez Fobika : 19.09.2010 - 11:29 |
![]() |
|
![]() |
#42 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Widzę, że Twoje FS będzie mi działać na nerwy
![]() Marek ma swoje tajemnice... Nie miał wyboru. Musi szukać tego faceta, ale Lucy go znienawidzi, jak tylko się dowie, że ją oszukał. Obawiam się, że reszta może ją poprzeć... Czekam na kolejny odcinek ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#43 | |||||||||||||
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 39
Płeć: Kobieta
Postów: 4,172
Reputacja: 10
|
![]()
To będzie ciekawe
![]() ![]() Strasznie ciekawi mnie osoba tego Tobiasza. Cóż on takiego przeskrobał, ze państwo go ściga? Coś podejrzewam, że na pewno knuł coś przeciwko władzom i wcale nie jest chory psychicznie ![]() Adam jest zdecydowanie wkurzająca postacią. Nie lubię takich typów, co są pewno swego i w dodatku manipulują innymi. Fajnie piszesz, ale robisz tyle literówek, że głowa boli ![]() Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
![]() |
|||||||||||||
![]() |
![]() |
![]() |
#44 |
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,847
Reputacja: 14
|
![]()
To jest genialne!
Dawaj szybko kolejny, kocham takie historie ![]() dycha, ofc ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#45 |
Zarejestrowany: 08.01.2006
Skąd: Dziwnowo
Wiek: 19
Płeć: Kobieta
Postów: 1,322
Reputacja: 26
|
![]()
No i pięknie. Dopiero zaczęłam czytać i jak zaczęłam, to już musiałam przeczytać wszystko.
![]() Niemniej podoba mi się. Dobrze dobrany "aktor" grający tego inspektora. No i Lucy - ja tam ją lubię. Może jest nieco dziecinna, ale któż nie ma wad? Za to Błażej jest irytujący i antypatyczny, więc raczej go nie polubię. Co nie znaczy, że nie doceniam wysiłku twórczego włożonego w kreowanie tej postaci i jego roli w FS ![]() No, to chyba tyle. Kładę się spać... |
![]() |
![]() |
![]() |
#46 |
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 39
Płeć: Kobieta
Postów: 4,172
Reputacja: 10
|
![]()
Kiedy możemy spodziewać się czegoś nowego?
|
![]() |
![]() |
![]() |
#47 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Witam
![]() ![]() Bez ogródek daje kolejny odcinek. Dziś krótko, za dwa dni dodam następny, nieco dłuższy ![]() Lucy na palcach podeszła do drzwi. Wychyliła się lekko zza framugi i spojrzała na tył głowy wysokiego blondyna. Gwiżdżąc wesoło pod nosem mył naczynia po kolacji. Dziewczyna bezszelestnie wycofała się do sypialni. Przymknęła lekko za sobą drzwi starając się przy tym robić jak najmniej hałasu. Westchnęła ciężko i spojrzała z nienawiścią w stronę kontu pokoju gdzie stał telewizor. Stała przez dłuższą chwilę przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi. Czuła się jak bokser, który mierzy się na spojrzenia z przeciwnikiem tuż przed walką. Wskazówki zegara przesunęły się na godzinę siódmą. - Już czas – powiedziała szeptem do ekranu. W trzech dużych krokach przeszła przez długość pokoju i usiadła na podłodze przed telewizorem. Upewniwszy się jeszcze, że szczęk naczyń wciąż dobiega z sąsiedniego pomieszczenia, nacisnęła czerwony guzik. Blask bijący z ekranu oblał jej twarz siną bladością. - Witam państwa, wybiła siódma. Pora na wiadomości- szara twarz prezenterki uśmiechnęła się sztucznie do Lucy- Dzisiejszy program rozpoczynamy od wspaniałej nowiny. Wczoraj, w godzinach wieczornych… - Co ty wyprawiasz?! Lucy podskoczyła ze strachu. Tuż za jej plecami stał Łukasz. - Ja tylko…- bąknęła- Nie! Proszę jeszcze tylko…- jęknęła patrząc jak palec jej chłopaka sunie w kierunku wyłącznika. Po chwili twarz prezenterki znikła. - Umawialiśmy się prawda? Miałaś się trzymać z dala od tego syfu. Żadnych gazet ani widomości. - Może tym razem powiedzą coś innego. No wiesz, bardziej prawdziwego – mruknęła unosząc się z podłogi. - Wątpię- Łukasz objął ją lekko ramieniem i odsunął od telewizora- Oni wszyscy mają tylko jedno źródło informacji. Posłuchaj mnie, nie chcę żebyś się tym więcej przejmowała. Musimy się przygotować do jutrzejszego wyjazdu, pamiętasz? Lucy prychnęła pogardliwie i skinęła lekko głową. - To dobrze. Teraz pójdę dokończyć sprzątanie, a ty tymczasem się spakuj, ok.? A jak jeszcze raz zobaczę włączony telewizor to wyrzucę go przez okno – zagroził. - No już dobrze, dobrze! – Lucy odepchnęła go od siebie- Nie zbliżę się do tego pudła. Łukasz ucałował ją w czoło i odwrócił się by wrócić do kuchni i sterty brudnych naczyń. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. -Nie odbieraj!- krzyknęła Lucy, ale było już za późno. Chłopak przyciskał już słuchawkę do ucha. -Do ciebie- powiedział podając jej telefon i bezgłośnie wymawiając słowo: Przepraszam. Lucy westchnęła ciężko i odebrała z jego rąk telefon walcząc z przeraźliwym pragnieniem, by rzucić nim o ścianę. Dobrze widziała kto dzwoni, czekała na ten telefon od kiedy przeczytała poranną gazetę. -Słucham? – szepnęła drżącym głosem. ![]() -Coś ty sobie wyobrażała?!- wściekły krzyk wdarł się do jej uszu raniąc boleśnie bębenki- Czy ty w ogóle cokolwiek myślałaś?! Poszłaś z jakimś obcym facetem... -To nie było tak. To wszystko było zaplanowane, ja tylko robiłam za przynętę. Tak się nawet składa, że to ja go obezwładniłam...- zaczęła się pospiesznie tłumaczyć. -Za przynętę? Słyszałaś co mówią w wiadomościach? On cię prawie zabił! Cały świat ma cię za skończoną kretynkę! I trudno im się dziwić! -W wiadomościach kłamią- odpowiedziała słabo Lucy nie mając już siły by walczyć z oskarżycielskim tonem siostry. -A wiesz co jest w tym najgorsze? Że wszyscy myślą, że ty to ja! Wyobraź sobie, że ludzie mnie zaczepiają na ulicy i pytają czy to mnie próbował zamordować wczoraj ten cały... jak mu tam? -Dusiciel- podpowiedziała Lucy. -Nie wymądrzaj się- odpowiedziała jej groźnie siostra- Wszyscy myślą, że to byłam ja! Rozumiesz to? Jezus Maria... nawet będąc na drugim końcu Polski potrafisz mi zepsuć życie. Czy przez chwilę pomyślałaś o mnie? Jak ja mam teraz się ludziom na oczy pokazać, kiedy wszyscy wytykają mnie palcami? Moja sąsiadka nazwała mnie dzisiaj „głupią gęsią”! Nie po to przez całe życie ciężko harowałam by coś osiągnąć, żebyś ty mi to zniszczyła w jeden wieczór! -Bądź spokojna, że mi też się dostało. Ludzie o tym zapomną. Za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał kim był Dusiciel- odparła Lucy pełnym wyrzutu głosem, powtarzając to, co Łukasz starał się jej wmówić przez ostatnich kilka godzin- Musisz tylko odczekać te kilka dni... -Czy ty do reszty oszalałaś?! Ta sprawa będzie już prześladować mnie do końca życia! Ludzie są pamiętliwi bardziej niż ci się wydaje! Podniesiony ton siostry zaczął męczyć Lucy. Dobrze wiedziała, że żadne słowa nie zdołają ukoić jej wściekłości. Zresztą wcale nie po to zadzwoniła. -Nie obchodzi mnie co mówią ludzie- odparła spokojnie Lucy- Ważne jest tylko to, że wczoraj pomogłam ująć mordercę, który zabił siedem dziewczyn i prawdopodobnie robiłby to nadal, gdybyśmy mu w tym nie przeszkodzili. Nic innego nie ma dla mnie znaczenia. I bardzo mi przykro, że głupia paplaniana ludzi jest dla ciebie ważniejsza niż czyjeś życie... -Ale czemu do cholery dałaś się fotografować?! Jeszcze z takim tępym uśmiechem na twarzy... – dodała z odrazą. W słuchawce rozległ się szelest gazety. -Po prostu byłam szczęśliwa, że go złapaliśmy- odparła urażona- Poza tym myślałam, że to się inaczej potoczy. Nie sądziłam, że zrobią ze mnie ofiarę... ![]() -Wiesz co lepiej już nic nie mów- przerwała jej siostra- Tobie nie da się przemówić do rozumu. Dobrze ci radze, przemyśl dokładnie swoje życie i swoje postępowanie, bo wszystko co ty robisz głupiego odbija się też na mnie. Póki tego nie zrobisz, nie masz po co do mnie dzwonić. Słyszysz? Nie dzwoń do mnie! Do uszu Lucy wdarło się głośne uderzenie słuchawką , a zaraz potem głuchy sygnał rozłączenia. Nie dzwoń do mnie. Każda ich rozmowa telefoniczna kończyła się tymi słowami. Żadnego „Do usłyszenia” czy „Miło było pogadać” tylko te cztery przesycone złością słowa. A przecież kiedyś było inaczej. Wciąż pamiętała jeszcze czasy kiedy siedząc w parku na ławce z wypiekami na twarzy zwierzały się sobie z największych sekretów. Ale kiedy to było... Gęsty kurz zapomnienia już dawno okrył te wspomnienia. Teraz myśląc o siostrze w jej głowie pojawiał się obraz wygiętej w złości i pogardzie twarzy. Co poszło nie tak? Lucy zdała sobie sprawę, że wciąż trzyma w ręku słuchawkę. Ze smutkiem wyrytym w błękitnych źrenicach odłożyła ją na miejsce i wytarła mokre od potu dłonie o spodnie. Łukasz w milczeniu przyglądał się jej oparty o ścianę. -Tak mi przykro kochanie- odparł podchodząc do niej i zamykając jej drobne ciało w objęciach swoich ramion- Nie powinienem podnosić tego telefonu. To moja wina. -Sama sobie to zrobiłam- powiedziała cicho wtulając się do niego. W ciepłej klatce jego objęć czuła się bezpiecznie i swobodnie. Napięcie powoli opuszczało jej mięśnie ustępując miękkiemu uczuciu relaksu. Oddała się temu uczuciu, pozwalając smutkowi roztopić się pod ciepłem ciała Łukasza. Była bezpieczna. -Nie obwiniaj się o to- odparł spokojnie- To tylko kilka głupich zdjęć. Twoja siostra wyolbrzymia całą tą sprawę. Obiecaj mi, że nie będziesz się tym więcej przejmować, dobrze? Ujął ją delikatnie za podbródek i uniósł do góry. -Dobrze- kiwnęła głową uśmiechając się łagodnie, ale jej oczy wciąż pozostawały blade i posępne- A teraz weźmy się w końcu za to całe pakowanie. Wyrwała się z objęć Łukasza i raźnie pomaszerowała w stronę sypialni, czując na plecach zaniepokojone spojrzenie swojego chłopaka. Wyciągnęła z szafy niewielką podróżną walizkę i rzuciła ją na łóżko. -Dzwoniłem do rodziców- powiedział ostrożnie Łukasz siadając na łóżku. -I co powiedzieli?- zapytała nieruchomiejąc. Chłopak wzruszył ramionami i zrobił niepewną minę. -To co zwykle. Żebym rzucił tę głupią pracę w cholerę i zajął się czymś poważniejszym i bezpieczniejszym. -A nie mówili, żebyś rzucił tę swoją głupią dziewczynę?- zapytała żartobliwym tonem, jednak jej spojrzenie uciekało w kąt pokoju, a napięty łuk brwiowy zdradzał wewnętrzny niepokój. -Oj nie mów tak- powiedział łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie- Przykro mi, że tak wyszło, naprawdę. Zdążysz ich jeszcze poznać i założę się, że będą tobą zachwyceni. Uwierz mi, że nie ma do czego się tak śpieszyć. Moi rodzice są strasznie sztywni i nudni. Lucy przytaknęła bez entuzjazmu i wyrwała rękę z jego uścisku. -Oni mnie już na pewno znają. Chociażby z wiadomości...- mruknęła pod nosem wyciągając z szuflad przypadkowe rzeczy i wrzucając je do walizki. -Ej! Pamiętaj co mi obiecałaś!- powiedział groźnie Łukasz- Miałaś się już tym nie przejmować. -Staram się, ale tak bardzo mi zależy żeby zrobić na twoich rodzicach dobre wrażenie- odparła opadając obok niego na łóżko- Wiesz jak się układają sprawy z moją rodziną… Chciałabym mieć w końcu trochę normalności. -Będziesz ją miała kochanie- zapewnił ją po raz kolejny kojąc jej ból w swoich ramionach. Ciepłe uczucie zmęczenia owinęło się wokół jej ciała jak wełniany koc. -To był ciężki dzień- odparła zamykając oczy. ![]() |
![]() |
![]() |
#48 |
Zarejestrowany: 17.06.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 119
Reputacja: 10
|
![]()
Uuu, się siostra wkurzyła
![]() Coś mi tam świta z poprzedniego odcinka, więc nie musiałam czytać od początku. Całe szczęście. Pamiętam za to wyraźnie, jak bardzo mi się podobało i cieszę się, że jest okazja, by to uczucie się powtórzyło. Czekam na te "za dwa dni", bo zdaje się, iż szykuje się akcja ![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#49 |
Administrator
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,862
Reputacja: 15
|
![]()
Fajny odcinek, tylko szkoda, że taki krótki
![]() Wybacz, że dopiero teraz komentuję. Mam jednak nadzieję, że się nie zraziłaś i odcinek się dziś pojawi ![]() Nie no, Lucy ma super siostrę... Na szczęście ma super faceta. Pozazdrościć jej takiego wsparcia ![]() ![]() ![]() "kontu"? A co to takiego ![]()
__________________
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#50 |
Guest
Postów: n/a
|
![]()
Dzięki, że dalej czytacie
![]() Więc jak obiecałam tak robie, dodaje kolejny odcinek, nieco dłuższy od poprzedniego. Marek bębnił palami o kierownicę bezmyślnie wpatrując się w szary asfalt ulicy. Co jakiś czas rzucał zdenerwowane spojrzenie w stronę skrytego za brzozami ceglanego domu. Kiedy zaparkował samochód na ulicy Wojciechowskiej zegar pokazywał godzinę piątą po południu, teraz słońce już prawie zachodziło. Mimo upływającego czasu nie mógł się zdobyć na wyjście z auta. Za każdym razem gdy musiał przekroczyć próg tego domu czuł jak stalowe obręcze zaciskają się wokół jego wnętrzności. Zbyt dużo wspomnień tam zostawił. Zbyt dużo dobrych wspomnień, które w groteskowy sposób kontrastowały z jego obecnym życiem. Detektyw w końcu zebrał się na odwagę i wyszedł z samochodu. Przebiegł przez ulicę i przechodząc przez zadbany ogród znalazł się pod drzwiami. Poprawił pognieciony płaszcz i przeczesał palcami włosy, starając się nadać swojemu wyglądowi schludny charakter. Po kilku głębszych wdechach nacisnął dzwonek. Po chwili drzwi otworzył wysoki brunet o ciemnych oczach. Marek z lekkim uczuciem zazdrości przebiegł spojrzeniem po jego idealnie skrojonym garniturze, który zapewne musiał kosztować fortunę. - Och... Witaj – powitał go mężczyzna. Marek odpowiedział jedynie lekceważącym kiwnięciem głowy i nasiąkniętym fałszem uśmiechem – Spóźniłeś się – powiedział brunet ostentacyjnie patrząc na wieki, srebrny zegarek na nadgarstku, który musiał być jeszcze droższy niż garnitur. ![]() -Artur wpuścisz mnie, czy mam tu stać do jutra?- zapytał Marek przez zaciśnięte zęby. Mężczyzna zamrugał nerwowo słysząc podirytowanie w jego głosie i odsunął się przepuszczając go przez drzwi. -Jasne, wchodź. Marek wyminął go bez słowa i wszedł do skąpanego w zachodzącym słońcu salonu. Rozejrzał się po pokoju. Trochę się zmieniło od czasu kiedy był tu po raz ostatni. Nie powinno to go dziwić. Marta zawsze miała zwyczaj przestawiania mebli raz na kilka miesięcy. Na początku wydawało mu się to urocze, kiedy z poczerwieniałą od wysiłku twarzą przesuwała kanapę lub przewieszała obrazy na ścianach. Czasami jej pomagał, ale najczęściej wyganiała go do kuchni i wołała dopiero by mógł podziwiać efekt końcowy. Gdy już skończyła siadała w fotelu z kubkiem gorącej herbaty w dłoni i z zadowoleniem rozglądała się po pokoju. -To tak jakbyśmy wprowadzili się do całkiem nowego domu – zwykła mawiać- Niby ten sam pokój i te same meble, a jednak wszystko wygląda zupełnie inaczej, prawda kochanie? Zawsze przyznawał jej racje, a potem siadał obok niej na oparciu fotela i wtuleni w siebie razem podziwiali ten „całkiem nowy pokój”. Potem brał ją za rękę i prowadził do sypialni na piętrze. Przez myśli Marka przebiegło pytanie czy teraz w taki sam sposób świętuje ceremonie przemeblowania z Arturem... oczami wyobraźni zobaczył ich wtulonych na fotelu, a potem... Potrząsnął głową starając się jak najszybciej wyrzucić ten obraz z pamięci. Nie powinno go już interesować życie prywatne Marty. Ta strefa już go nie dotyczyła. - Widzę, że Marta zrobiła przemeblowanie- zauważył gorzko Marek, czując że musi coś powiedzieć by przerwać ciszę. -Tak, wiesz jaka jest – odparł Artur przewracając oczami- Nie może spokojnie usiedzieć na miejscu. Dynamit, a nie kobieta- dodał lubieżnym tonem. Marek resztkami sił powstrzymał się przed wbiciem pięści w nos tego napuszonego palanta. -No jesteś wreszcie! ![]() Detektyw odwrócił się słysząc za sobą znajomy kobiecy głos. W drzwiach kuchni stała Marta. Miała na sobie szarą sukienkę, która podkreślała jej figurę klepsydry. Ogniste promienie słońca wpadające przez kuchenne okno oplatały jej sylwetkę nadając jej ciepłą, niemal magiczną aurę. -Spóźniłeś się- powiedziała krzyżując dłonie na piersi. -Już to słyszałem- mruknął Marek- Słuchaj możemy pogadać na osobności – dodał patrząc znacząco na Artura. -Pewnie. I tak właśnie wychodziłem do pracy – wzruszył ramionami. Mężczyzna chwycił z szafki kluczyki do samochodu i złożył na ustach Marty gorący pocałunek. Marta z początku trochę zmieszana rozchyliła wargi i odwzajemniła pocałunek. Marek zauważył, że Artur kątem oka obserwuje go. O nie... nie da mu tej satysfakcji. Detektyw zadbał o to by żaden mięsień na jego twarzy nie zadrżał. -Pa, kochanie. Dzwoń jakby co – dodał ciszej, ale nie na tyle by Marek nie usłyszał- Do zobaczenia – powiedział puszczając oko do detektywa. -Zawołam Krzysia- powiedziała Marta wycofując się w stronę kuchni. -Nie zaczekaj – zatrzymał ją Marek – Muszę ci coś powiedzieć... ![]() Marta zastygła w bezruchu. Detektyw patrzał jak jej brwi unoszą się wysoko do góry. Zawsze tak robiła gdy się denerwowała. - Nawet się nie waż tego robić- wyrzuciła z siebie jednym tchem- Wiesz jak on długo czekał na ten wyjazd?! Od miesiąca o niczym innym nie mówi! -To nie moja wina -wycedził przez zaciśnięte zęby Marek- W moim biurze pojawił się inspektor i... -Nie interesuje mnie jaką masz znowu wymówkę- przerwała mu unosząc dłoń -Ja mu tego nie powiem. Sam to zrób. No idź! Bawi się w ogrodzie. Marek bez słowa minął ją w progu i wyszedł na podwórze przez kuchenne drzwi. Na trawie siedział pochłonięty zabawą siedmioletni chłopiec. - Cześć smyku. ![]() -Tato!- zawołał rozradowany. Poderwał się z ziemi i podbiegł do ojca Z nieśmiałością, która naznaczała dzieci które widziały rozstanie rodziców, oplótł ramionami szyję ojca i przywarł do niego. Marek poczuł jak metalowa obręcz ściska jego wnętrzności. Za każdym razem, kiedy syn się do niego przytulał, zastanawiał się, czy robi to po raz ostatni. Czy w końcu zmęczy się czekaniem na niego i go znienawidzi. -Spóźniłeś się – powiedział Olek, ale w jego głosie nie było słychać cienia wyrzutu, była w nim jedynie bezgraniczna radość z widoku ojca. -Wiem już to słyszałem- pozwiedzał wskazując głową w stronę domu. Kątem oka zauważył, że firanka w sypialni na piętrze poruszyła się. -No, ale dobrze, że już jesteś. Tylko więcej mi się nie spóźniaj, bo nie będzie telewizji- powiedział chłopiec wymachując groźnie palcem. Marek uśmiechnął się rozpoznając w postawie syna parodię zachowania matki. -Nie rób tak łobuzie bo mama będzie zła – rozczochrał blond czuprynę chłopca nie przestając się uśmiechać. - Nie będzie- machnął ręką Olek- Śmieje się zawsze kiedy tak robie. Artura też to bawi. Marek wzdrygnął się słysząc to imię w ustach syna. ![]() -Posłuchaj mnie młody- powiedział przykucając przy nim. W jednej chwili twarz chłopca zmieniła się. Uśmiech bezpowrotnie zniknął z jego ust. Jakby przeczuwając to co ma nadejść zacisnął wargi i spojrzał na ojca błagalnym spojrzeniem, w którym tliły się resztki nadziei. Marek spojrzał w oczy syna. Jedno niebieskie, drugie zielone... takie jak u niego. Chyba to była jedyna rzecz jaką po nim odziedziczył. Geny Marty całkowicie zdominowały wygląd chłopca. We wszystkim innym był kopią matki. Ten sam zadarty nosek, gęste włosy i pełne usta. Nawet z charakteru był podobny do niej. Uparty, zawzięty i ambitny. Marek uważał to za błogosławieństwo. Nie chciał by jego syn był taki jak on. -Stało się coś bardzo niespodziewanego- zaczął- Niestety... -Nigdzie nie pojedziemy- dokończył Olek. -Ja naprawdę zrobiłbym wszystko...- zaczął Marek. -Nic nie szkodzi- przerwał mu chłopiec- Pojedziemy innym razem Machnął ręką i jakimś cudem zdobył się na wymuszony uśmiech. -Mam coś dla ciebie w zamian- powiedział Marek i pośpiesznie wyjął z kieszeni płaszcza tabliczkę czekolady- Proszę, to dla ciebie. Prosto z Francji – dodał ciszej. Chłopiec przyjął z rąk ojca prezent. Przewracając w rękach zawinięty w złotko prostokąt obejrzał z go każdej strony udając zainteresowanie. -Dzięki tato. Pójdę już do domu bo zrobiło się zimno. Do zobaczenia. Zanim Marek zdążył cokolwiek powiedzieć, chłopiec obrócił się na pięcie i pobiegł do domu. Detektyw przeklną cicho. Kochał tego małego smarkacza i widok smutku na jego twarzy łamał mu serce. Szarpany wyrzutami sumienia usiadł na ogrodowej ławce i ukrył twarz w dłoniach. Był kiepskim ojcem. Wiedział to, ale nie potrafił temu w żaden sposób zaradzić. Pogrążony w własnych myślach nawet nie zauważył jak obok niego usiadła Marta. Poczuł unoszącą się wokół niej woń lawendy. Od lat używała tych samych perfum. - Znowu dałeś ciała – mruknęła z dezaprobatą. ![]() Odwróciła twarz w stronę promieni zachodzącego słońca i zamknęła oczy. Marek miał okazje by niezauważenie przyjrzeć się jej bliżej. Przez ostatnie lata na jej twarzy pojawiły się nowe zmarszczki, szczególnie gęstą siecią okalające oczy i kąciki ust. Ale ani trochę nie odbierało to jej urody. Wprost przeciwnie, nadawały jej klasy i powagi. Poza tymi kilkoma bruzdami pozostała taka sama jak w momencie kiedy ją poznał. -Kiedy wrócisz?- zapytała nie otwierając oczu. -Nie wiem- wzruszył ramionami- Za miesiąc może mniej... Zamilkł na chwilę, teraz dopiero w pełni zdając sobie sprawę, przez jak długi okres nie będzie się widział z Martą i synem. Marek zauważył gęsia skórkę na jej ramieniu. Miał ochotę ją objąć i ochronić przed chłodem wrześniowego wieczoru. Z trudem stłumił w sobie to pragnienie. -Zadzwoń raz na jakiś czas, dobrze?- zapytała z troską, której Marek myślał, że już nigdy nie usłyszy. Spojrzał na jej nieruchomy profil i zaciśnięte mocno wargi. Martwiła się o niego mimo że nie byli już razem. Taka właśnie była Marta. Cisza przedłużała się i stawała się coraz bardziej natarczywa. -Marta...- zaczął Marek. Kobieta odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Jej twarz była tak blisko, wystarczyło by tylko zbliżyć trochę głowę... nie, nie Marek, nie wolno ci tego zrobić. -Mógłbym jeszcze zatrzymać tę rudą perukę? Myślę, że będzie nam potrzebna- wyrzucił z siebie i natychmiast poczuł się jak idiota. -Oczywiście, teatr wystawia teraz Antygonę i przez jakiś czas nie będzie nam potrzebna. Mogę ci pożyczyć też jedną blond. Tylko błagam dbaj o nie inaczej dyrektor urwie mi głowę. -Oczywiście, przecież zawsze dbam- odparł Marek robiąc niewinną minę. Marta odchyliła głowę i roześmiała się. -Tego bym nie powiedziała. Tydzień temu, w czasie wystawiania „Snu nocy letniej” aktorka wyjęła z jednej gałązkę. Na szczęście grała leśną wróżkę i za bardzo to nie przeszkadzało, ale jeżeli takie coś przytrafiłoby się Antygonie...- wytrzeszczyła oczy i zagwizdała cicho – Wole nawet nie myśleć jak to się skończyło. Oboje roześmieli się, ale już nie w ten sposób który śmieli się lata temu. Teraz ich wspólny śmiech był inny, nieśmiały, jakby niepewny tego czy ma prawo istnieć. ![]() - Koniec tego lenistwa – powiedziała Marta uderzając otwartymi dłońmi o kolona- Muszę zrobić małemu kolacje- umilkła na chwilę jakby chciała zaprosić Marka na posiłek, ale najwyraźniej uznała, że to zły pomysł bo bez słowa uniosła się z ławki i ruszyła w stronę domu. Detektyw z zmarszczonymi brwiami obserwował jej kołyszącą się sylwetkę. -Marta -zatrzymał ją. -Tak? -Dobrze ci z Arturem?- zapytał cicho. Marta uniosła głowę i przebiegła spojrzeniem po koronach drzew jakby chciała w nich znaleźć odpowiedź. -Jest dobry dla mnie i dla naszego syna- powiedziała poważnie, dokładnie ważąc każde słowo- Opiekuje się nami, a to jest najważniejsze- dodała obdarzając go szczerym i ciepłym uśmiechem. -Też się wami opiekowałem- mrukną pod nosem spuszczając wzrok- Nigdy niczego wam nie brakowało -Nie Marek, nie mówię o pieniądzach. Chodzi mi o inny rodzaj opieki. Artur zawsze jest przy nas gdy tego potrzebujemy. Ciebie nigdy nie było, zawsze musieliśmy konkurować z twoją pracą. Tak naprawdę to ona była na pierwszym miejscu w twoim życie, nie my. Wyjeżdżałeś na całe tygodnie zostawiając nas samych w pustym domu. Każdej nocy drżałam ze strachu o ciebie, zastanawiałam się czy tym razem nie zginiesz w jakiejś cuchnącej uliczce, lub nie trafisz do więzienia. Miałam dość tłumaczenia naszemu synowi, dlaczego jego tata nie tuli go do snu. Nawet kiedy byłeś razem z nami w domu, myślami błądziłeś w zupełnie innym świecie. Zawsze pozostałeś dla nas zamknięty. Nie mogłam dalej tak żyć, w ciągłym strachu i niepewności. Straciłam tyle czasu by starać się zrozumieć co ci chodzi po głowie, dlaczego jesteś taki oderwany. Byliśmy małżeństwem... a mimo to nigdy nie zaufałeś mi na tyle by być ze mną szczerym -To nie tak... -Nieważne już jak to było- powiedziała Marta kręcąc głową- Nie jesteśmy już razem Marek. Mam teraz nowe życie i proszę cie, nie psuj mi tego -Nie mam ci zamiaru niczego psuć- Marek podniósł głos i zmierzył sylwetkę Marty rozłoszczonym spojrzeniem- Sama wszystko zepsułaś. Martwię się tylko o Olka... -O nie! Nawet nie próbuj się w ten sposób wykręcać!- krzyknęła Marta tupiąc pantoflem w miękką trawę- Gdzie byłeś kiedy miał swój pierwszy dzień w szkole, swoje pierwsze przedstawienie? Na Boga Marek! Ty nawet nie przychodziłeś na jego urodziny! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak bardzo on cię kocha? Ile razy o ciebie pyta i czeka, gdy masz przyjechać?! A ty... ty go wciąż trzymasz na dystans! Jakby wcale ci na nim nie zależało! Czasami patrzysz na niego w taki sposób... tak jakby był kimś obcym! Przecież to twój syn! Kiedy wreszcie dorośniesz do roli ojca? Siedem lat to dla ciebie za mało? On nie będzie wiecznie na ciebie czekał. Jest jeszcze dzieckiem i nie rozumie wszystkiego, ale przyjdzie czas, że cię znienawidzi, a wtedy pożałujesz tego straconego czasu. Dlaczego nie możesz go zaakceptować? Nie możesz mu pokazać, że ci na nim zależy? -Bo nie nadaje się na ojca!- krzyknął Marek podrywając się z ławki na równe nogi. -Ale nim jesteś! I pogódź się z tym. Nasz syn.... -Przestań w końcu!- Marek podskoczył do Marty i chwycił ją za ramiona- Dobrze wiedziałaś jaki jestem, a mimo to zamieszkałaś ze mną i wzięłaś ze mną ślub. Myślałaś, że się zmienię? Marta odepchnęła jego ręce i cofnęła się o krok. -Tak! Myślałam, że się zmienisz po narodzinach dziecka- wykrzyknęła mu w twarz. -Nigdy go nie chciałem! Dlaczego nie możesz zrozumieć, że my nigdy nie powinniśmy mieć syna! Marta otworzyła już usta by mu odpowiedzieć, ale ubiegł ją dźwięk zamykanego okna. Oboje odwrócili szybko głowy w stronę domu i wbili przestraszone spojrzenia w stronę pokoju na piętrze. -Olek...- szepnął Marek i ruszył w stronę drzwi kuchennych. -Ani się waż- Marta zagrodziła mu drogę własnym ciałem i brutalnie odepchnęła do tyłu. -Muszę z nim porozmawiać. Nie chciałem tego powiedzieć- tłumaczył się Marek nie spuszczając wzroku z szyby okna za którą jeszcze kilka sekund temu była twarz jego syna. -Ale powiedziałeś! I lepiej żeby cię teraz nie wiedział- Marta udaremniła kolejny szturm Marka na drzwi. -Muszę do niego iść. -Nie! Tylko pogorszysz sytuację. Idź już sobie. Nie dobrze mi kiedy na ciebie parze – powiedziała mierząc go chłodnym, pełnym wyrzutu spojrzeniem. Marek wbił rozżalone spojrzenie w jej zastygłą w złości twarz. -Dobrze wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć- powtórzył słabo, czując jak traci siły na prowadzenie dalszej walki. Tymczasem Marta rosła w siłę. Jak każda matka która staje w obronie swojego dziecka była w stanie walczyć, gryźć i drapać pazurami do ostatniego tchu w piersi. -Idź już! Rozumiesz mnie? Olek nie potrzebuje takiego ojca jak ty! Poradzimy sobie bez ciebie. Nie pozwolę byś dłużej krzywdził mojego syna i mnie. Nie chce cię więcej widzieć w swoim domu! Marek przestał się szarpać i wciągnął głęboko powietrze do płuc. -Jak sobie chcesz – warknął i szybkim krokiem ruszył w kierunku furtki. Następna część pojawi się niedługo. Jest już napisana, wystarczy tylko pstryknąć fotki. BTW mogę już wam zdradzić, że pojawi się całkiem nowy główny bohater i mogę już zdradzić, że będzie osadzony w innym czasie ![]() |
![]() |
![]() |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|